Share
 

 No, I won't smile, but I'll show you my teeth

Go down 
AutorWiadomość
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyCzw 16 Lip - 23:19


1 VIII 165
Królewska Przystań, Czerwona Twierdza, korytarze nieopodal Wielkiej Sali
Amaya Martell & Aerys Targaryen



To, co pulsowało boleśnie w żyłach młodej księżniczki było czymś, czego jeszcze młoda Martell, mimo wojen, buntu, rebelii, strachu i żądzy krwi, nigdy nie doświadczyła. Zdrada. Zdrada miała posmak i charakter tak paskudny, ubrana w otoczkę nazwaną pokojem, sojuszem, przymierzem. Zdradzieckim przymierzem z wrogiem, który bez mrugnięcia paskudnym, fioletowym okiem gotów był zmiażdżyć ich raz na zawsze, bez zbędnych ceregieli. Który miał na swoich dłoniach hektolitry najczystszej krwi dornijskiej, za którą walczyła, wylewała łzy, i za którą gotowa była oddać własne życie w każdej możliwej chwili. Ubranie tejże obrzydliwej kolaboracji w cokolwiek wspólnego z Wiarą sprawiało, że Amaya bliska była zwymiotowaniu, mimo hucznej uczty, suto zastawionego stołu i radosnych nastrojów w Wielkiej Sali Królewskiej Przystani.
Widok starszego brata, jego doskonale poznanej przez nań samą twarzy, sprawiał natomiast, że kręciło jej się w głowie, zupełnie tak, jak gdyby pochłonęła beczkę wina – nie tego dornijskiego i prawdziwego, a słodkiego, mdłego napoju Królewskiej Przystani, którego sam zapach wywoływał nieprzyjemne mrowienie w nosie.
Kiedy wrzawa na przyjęciu nieco zelżała, a każdy z mości lordów, książąt, i innych przedstawicieli królestwa uzurpatora, zajął się sprawami zgoła dlań ważniejszymi niż sypiący się świat małej księżniczki, młoda Martell przemierzała pobliskie korytarze Czerwonej Twierdzy. Chwiejnym krokiem znaczyła chłód murów własnymi dłońmi, a biżuteria na jej palcach i nadgarstkach raz po raz brzęczała cicho w zetknięciu z kamienną konstrukcją.
Czuła, że serce drży jej z żalu i niedowierzania, jak całe drobne ciało walczy z impulsami tak porywczymi, że o istnieniu ich nawet nie zdawała sobie sprawy. Myśli szumiały w jej głowie jak najgorszy sztorm, którego nie widziało żadne morze, a ona sama, jak jeszcze nigdy dotąd, miała niesamowitą ochotę zacisnąć palce na smukłej rękojeści włóczni, by niedługo później przebić jej grotem wpierw ciało brata, a później korpus małego, głupiutkiego króla, tworząc dość makabryczny obrazek ciał nabitych na śmiercionośnym drzewcu.
Rozgrzane; południowym słońcem ale i w tamtej chwili płomiennym uczuciem zdrady ciało zderzyło swój płomień z lodem jednej ze ścian. Ciemnopomarańczowa suknia zaszeleściła głucho, a nagie gdzieniegdzie płaty dornisjkiej skóry z niemą wdzięcznością przyjęły chłód murów.
Amaya oddychała płytko i ciężko, skryta w mroku jednego z korytarzy, z dala od straży, służby i dwórek, które zapewne gorączkowo poszukiwały już swej księżniczki, którą najprawdopodobniej zmogła duchota na uczcie. Za nic w świecie nie była w stanie pogodzić tego, co właśnie wydarzyło się nie tylko w jej świecie. W życiu wszystkich Dornijczyków, w życiu każdego obywatela Westeros.
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyPią 17 Lip - 11:07

Koronacja zdawała się być jakimś niesmacznym żartem już od samego początku. Wiele jednak można było znieść - jak choćby idiotyczny wianek, który miał zastąpić koronę na głowie nowego króla. Faktycznie można było to przetrwać, zaciskając zęby i usilnie starając się ignorować fakt, że w ten sposób świeżo koronowany Obrońca Wiary wystawia na śmieszność nie tylko samego siebie, ale również całą rodzinę powiązaną z królewskim dworem. Przez krótką chwilę można było nawet odnieść złudzenie, że wszystko to rzeczywiście warto było znieść, skoro dzięki temu Baelorowi miałoby udać się dokonać tego, co nie powiodło się w przypadku jego brata. Nawet, jeśli włączenie Dorne do Siedmiu Królestw przebiegło w sposób nader polubowny, bez choćby próby pomszczenia zdradziecko zamordowanego Daerona.
Wojenne zrywy nie były jednak czymś, czego należałoby spodziewać się po obecnym władcy. Chęć krwawego stłumienia wszelkich rebelianckich zapędów Dornijczyków oraz pomszczenia poprzedniego władcy... to zdecydowanie nie było coś, czego Aerys mógłby oczekiwać po swoim kuzynie. Nie było to też coś, czego mógłby oczekiwać ktokolwiek, kto miał okazję w najmniejszym choćby stopniu poznać obecnego króla. A przecież nie trzeba było wiele... on sam zdawał się całkiem skutecznie zabiegać o to, by jeszcze przed swoją oficjalną koronacją dać wszystkim do zrozumienia, że od swego starszego brata różnił się tak dalece, jak tylko było to możliwe.
Jednocześnie jednak, nie oczekując żadnych sensownych decyzji od Baelora, Aerys nie oczekiwał również, że sam postawiony zostanie w roli głupiutkiej lordowskiej córki, której mariaż miałby stawać się gwarantem pewnych ustaleń, poczynionych uprzednio z głową innego rodu. Nie przypuszczał, że właśnie tego wieczora przyjdzie mu dowiedzieć się o jego własnym małżeństwie. Co gorsza, małżeństwie, które miałoby połączyć go z dornijską księżniczką. Jedną z podstępnych pustynnych żmij, których ukąszenia należałoby spodziewać się dosłownie w każdej chwili.
Nie zamierzał jednak przedstawiać swoich obiekcji na głos, w obecności wszystkich koronacyjnych gości. Zdołał opanować się na tyle, by nie okazać w pełni swojego niezadowolenia. Zbyt zamaszyście odstawiony na stół kielich, którego część zawartości rozchlapała się na boki, z łatwością mógł przecież ujść uwadze nawet tych najbliżej usadowionych. Podobnie, jak większej uwagi nie zwrócił fakt, że ledwie chwilę później Targaryen postanowił podnieść się ze swego miejsca, by następnie opuścić salę. Myśl, która wpadła mu do głowy, domagała się natychmiastowej realizacji. Bez choćby chwili zwłoki, bez pozostawiania sobie czasu do namysłu.
Nie mógł tu zostać.
Nie w momencie, kiedy tak niewiele wystarczyło, aby jednym nieprzemyślanym słowem lub czynem zniszczyć cały ten pożałowania godny pokój, jaki udało się wypracować Baelorowi. Prawdopodobnie uczyniłby to z rozkoszą i nie bez satysfakcji, jednak... istniały mimo wszystko momenty, w których warto było posłuchać zdrowego rozsądku. Tym razem zaś ten podpowiadał, by jak najszybciej oddalić się z miejsca, w którym o fatalne w skutkach posunięcie byłoby tak łatwo...
Nie wiedząc o tym, że gdzieś przed nim znajdowała się na korytarzu ta, która wybrana została na jego przyszłą małżonkę, nie przejmował się w najmniejszym stopniu pospiesznie wymienianymi ze swoim towarzyszem słowami, które mogły bez większego trudu dolecieć do jej uszu. Zresztą, te i tak dotyczyły jedynie konieczności jak najszybszego wyruszenia na Smoczą Skałę, możliwie jeszcze tego samego wieczoru. Drugi mężczyzna nie towarzyszył zresztą Aerysowi zbyt długo, po kilku krótkich przytaknięciach oddalając się w przeciwnym kierunku i najpewniej spiesząc, by rzeczywiście przygotować wszystko do podróży, o której rozmawiali jeszcze chwilę wcześniej.
Niewiele brakowało, a Dornijkę minąłby bez słowa, nawet nie zwróciwszy na nią uwagi i nie dostrzegając w ogóle jej obecności w tym miejscu. Jakiś drobny szczegół musiał jednak sprawić, że na moment odwrócił spojrzenie w jej stronę - być może blask świecy odbity od jej biżuterii, może woń pachnideł, a może coś jeszcze innego. Cokolwiek by to jednak nie było, sprawiło, że Targaryen z początku zwolnił kroku, następnie zaś zatrzymał się całkowicie, kiedy jego spojrzenie przesunęło się po sylwetce księżniczki. W innych okolicznościach może nawet byłby w stanie docenić jej urodę. W obecnych fakt, że była Dornijką, która wkrótce miałaby zostać jego żoną, ujmował jej zdecydowanie zbyt wiele, by móc zachwycić się jakimkolwiek elementem jej aparycji.
- To niezbyt rozsądne włóczyć się po korytarzach samotnie - można byłoby zgadywać, czy to nieznaczne uniesienie kącików ust było jedynie złudzeniem wywołanym przez migotliwy blask płomieni oświetlających korytarz, czy może jednak rzeczywiście zagościł on na twarzy Aerysa. Fiołkowe oczy niewątpliwie zmrużyły się na moment, gdy przeszło mu przez myśl, że być może tyle rzeczywiście wystarczyłoby, by pozbyć się przynajmniej jednego problemu - dookoła nie było przecież nikogo, kto mógłby ich zauważyć. Śmierć dornijskiej księżniczki niewątpliwie by okrzyknięto zdradą ze strony Korony, jednak... brak świadków oznaczałby również brak winnego. A martwa Dornijka z pewnością byłaby mniej problematyczną kwestią niż żyjąca.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyPią 17 Lip - 13:06

Nie obchodziło ją to, jak bardzo obecny władca zapragnął pogrążyć samego siebie i swój ród. Pogrążyć, gdyż jak inaczej można było nazwać mrzonki małego, oderwanego od rzeczywistości chłopca, które swoje rodowe szaleństwo ukierunkował na Wiarę i niesienie pokoju? Nieważne jak bardzo Król był w jej oczach pomyleńcem, opętanym, nawiedzonym marami Siedmiu, pobożnym dzieciątkiem, nigdy, za żadne złoto Westeros, nie przypuszczałaby, że i jej drogi brat, któregoś księżyca okaże się tak samo zejść ze ścieżki, jaką podążał cały jego kraj od zarania dziejów.
Jak wiele najczystszej krwi dornijskiej poszło na marne, gdy Książę Mors zdecydował się wbić nasączony trucizną sztylet w plecy własnej siostry, własnej kuzynki, własnego rodu i państwa, gotów poświęcić wszystko to, co było spuścizną Martellów, ale i całego Południa w imię – właśnie, czego? Pokoju? Sojuszu? Pomocy? Tylko głupiec mógł wierzyć, że Dorne rzeczywiście na dobre ugnie kolano przed Smoczym Królem, że stanie się potulne i jak baran prowadzony na ofiarną rzeź przyrzeknie swą lojalność Koronie.
Jak zaślepionym musiał być jej drogi władca, od teraz tytułowany przebrzydłym mianem Namiestnika, by nie dostrzec tego, że w sposób parszywy i odrażający kruszy w dłoniach to, na co tak długo pracowała ich matka. Za co oddała zdrowie i życie, zaszczepiając wszystko to, co najważniejsze, w swoich dzieciach, by teraz jej własny syn zaprzepaścił to wszystko, oddał, ot tak, bez cienia zawahania w ręce chłopczyka, który zapragnął bawić się w boga na ziemi.
Gdyby Amaya nie była tak pogrążona w próbach uspokojenia własnego oddechu, myśli, ale i chęci przelania krwi własnego brata już teraz, na uczcie, spoglądając z żarem w ciemnym spojrzeniu jak szkarłatna ciecz plami jego kaftan, zalewając stół, posadzkę, wywołując wojnę, na którą gotowa była w tym momencie przystać – gdyby to wszystko nie zaprzątało teraz szarpiących się dziko, niczym zwierzę w klatce, myśli księżniczki – rzeczywiście mogłaby zdać sobie sprawę, że korytarz, który obrała za miejsce chwilowego odpoczynku, nie jest tak odległe i bezpieczne, jak mogłaby sobie tego życzyć.
Dopiero, kiedy na horyzoncie jej zamglonego spojrzenia zamajaczyła jasna, biało-siwa grzywa, każdy milimetr ciała Dornijki zesztywniał, jak gdyby w jej żyły momentalnie wpłynął jad ociekający z ostrych kłów żmii. Amaya przylgnęła do chłodu muru jeszcze bardziej, unosząc głowę ku górze, i dopiero po chwili dostrzegając; wpierw fiolet ślepi, później charakterystyczny rys twarzy, a na końcu całą sylwetkę mężczyzny, który zdecydował się przystanąć przy niej.
Nie znała Księcia, któremu została przeznaczona zaledwie kilka chwil temu. Ale to nie przeszkadzało jej w tym, by charakterystyczna barwa jego tęczówek zjeżyła drobne włoski na jej karku, przywołując uczucie sprzed kilku chwil, przez które zaczęła rozmyślać o nabiciu własnego brata na drzewcową broń. Może na tak długim orężu starczyłoby miejsca na więcej ciał?
- Dlaczegóż więc zdecydowałeś się na taki sposób aktywności, Mości Książę? - odpowiedziała wprost, nieco butnie, jasno dając mu do zrozumienia, że samotności na mrocznym korytarzu winien bać się on. Nieważne jak absurdalnie by to nie brzmiało, zważywszy na istotny fakt, że to ona była sama. Odosobniona, w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, otoczona zewsząd wrogiem, którym, jak się chwilę temu okazało, była nawet najbliższa jej żmija.
Nie zamierzała przed nim dygać, nie zamierzała go tytułować czy nawet opuszczać głowy w wyrazie szacunku. Nieważne jak bardzo jej najdroższy narzeczony pragnąłby jej subordynacji, prędzej kręgosłup księżniczki złamałby się w pół. Cień uśmiechu na ustach mężczyzny sprawił natomiast, że momentalnie miała ochotę zrobić mu krzywdę.
Dostrzegając dopiero po chwili dzielącą ich różnicę wzrostu wyprostowała się błyskawicznie, jakby już sam fakt, iż górował nad nią swoją sylwetką był dla jej zbyt wysokiego ego znieważający.
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 25 Lip - 12:16

Ani przez moment nie wierzył w trwałość i szczerość pokoju, jaki udało się wypracować Baelorowi. Trudno bowiem byłoby uwierzyć w szczerość pokoju z Dornijczykami, którzy bez mrugnięcia okiem, w zdradziecki sposób zamordowali poprzedniego władcę. I chociaż Daeronowi nie powiodło się do końca, a krótkotrwały podbój Dorne nie był tak wielkim sukcesem, jakim mógłby się z początku wydawać, to właśnie droga obrana przez niego zdawała się być jedyną słuszną ku temu, by ostatecznie zdusić niezależność Południa, włączając ich ziemię pod władanie władcy Siedmiu Królestw. Niestety, tego właśnie zdawał się nie dostrzegać Baelor. Stroniąc od wojny z Południem, zamiast przygotowywać się do najazdu na ich ziemie, wolał zajmować się likwidacją burdeli i planowaniem małżeństw, które miałyby zapewnić mu pokój bez konieczności rozlewu krwi. Najwyraźniej jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że połączenie niektórych osób węzłem małżeńskim mimo wszystko mogło prędzej czy później zakończyć się dość krwawo.
Niewiadomą pozostawało jedynie to, która ze stron zdecyduje się tę krew przelać jako pierwsza.
Być może istniałyby jakieś okoliczności, w których Aerys skłonny byłby w jakiś sposób docenić tę charakterystyczną dla ludzi z Dorne waleczną postawę swojej narzeczonej. Możliwe, że w zestawieniu z większością mdłych dziewcząt przebywających na królewskim dworze, można byłoby uznać ją za intrygującą, poniekąd bardziej interesującą od spotykanych na co dzień lordowskich sióstr i córek. Może nawet byłoby coś w jakiś pokrętny sposób pociągającego w sposobie bycia Dornijki, jej egzotycznej urodzie, postawie ciała i ciętym języku. By jednak móc docenić którąkolwiek z tych cech, Targaryen musiałby przede wszystkim przestać widzieć w niej przede wszystkim osobę, z którą nie chciał mieć absolutnie nic wspólnego, a z którą wkrótce połączyć miał go ślub. Musiałby przestać widzieć w niej jedną z tych zdradzieckich pustynnych żmij, której z kaprysu swojego kuzyna, wkrótce przekazać miał ich rodowe nazwisko. W tych okolicznościach postawa Dornijki budziła jedynie mieszaninę poirytowania oraz pobłażliwego rozbawienia jej butnością. Nawet, jeżeli podświadomie doskonale zdawał sobie przecież sprawę z tego, że dornijskie kobiety zdecydowanie nie należały do grona tych, które należałoby jakkolwiek lekceważyć.
- Najpewniej dlatego, że to nie ja powinienem dopatrywać się jakiegokolwiek zagrożenia, będąc w końcu we własnym domu... - prawdopodobnie nie do końca było to zgodne z prawdą, w końcu królewski dwór rządził się własnymi prawami, wedle których najpewniej nikt nie powinien czuć się na nim w pełni bezpiecznie. Mimo wszystko w wypowiedzi Aerysa nie dałoby się wychwycić choćby jednej fałszywej nuty, która mogłaby jakkolwiek zdradzać jego brak wiary we własne słowa.
- Ty za to zdecydowanie powinnaś wracać, księżniczko - w odpowiedzi na jej wyprostowanie się, zbliżył się do niej o dwa kroki, znajdując się w ten sposób prawdopodobnie stanowczo bliżej, niż zezwalałaby na to etykieta i szeroko rozumiana przyzwoitość. O podobne zasady w tej chwili jednak nie dbał z najmniejszym nawet stopniu. Podobnie jak nie dbał o to, jak bardzo fałszywie zabrzmiał w jego ustach tytuł Dornijk. Oboje przecież doskonale powinni zdawać sobie sprawę z tego, że zachowywanie pozorów w tej chwili nie miało najmniejszego sensu. Żadne z nich nie było nijak zadowolone z ustaleń poczynionych między ich rodzinami, żadne z nich nie zamierzało z choćby odrobiną sympatii spoglądać na swojego przyszłego współmałżonka i chyba żadne z nich nie miało zamiaru potulnie przystawać na te absurdalne warunki pokoju. Kuriozum w tym momencie byłoby więc trzymanie się jakichkolwiek zasad etykiety, silenie się na fałszywy szacunek okazywany względem siebie oraz wszelkie inne kurtuazje, jakich można byłoby wymagać od przedstawicieli szlacheckich rodów.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyNie 26 Lip - 21:22

Amaya nie była w stanie myśleć o pobudkach, które mogły pokierować jej bratem na tyle, że ten zdecydował się na czyn, tak na dornijskie warunki paskudny, że wciąż miała wrażenie, że kręci się jej w głowie, ilekroć słowa Morsa sprzed kilku chwil wybrzmiewały w jej myślach. Starszy brat od zawsze różnił się nieco swym podejściem – zarówno do życia, jak i polityki, co nierzadko stanowiło źródło konfliktów z temperamentną rodziną. Ale nawet w najgorszych koszmarach nie byłaby w stanie wyobrazić sobie, że własny syn jest w stanie zdradzić wszelakie wartości, za które walczyła, i za które zginęła jego własna matka. Mówiono, że to miłość zaślepia mędrców, wojowników i władców, posuwając ich do czynów absurdalnych i niezrozumiałych. Czymże więc musiał zostać zaślepiony Mors, skoro nie miłością, czymkolwiek ona nie była, by oddać swój kraj w ofierze? W darze za lata najazdów, rozlewu krwi i walk?
Nie myślała wtedy o swoim małżeństwie. Nie myślała o tym, jakim człowiekiem jest jej wybranek, jakim cudem mieliby powstrzymać siebie nawzajem przed mordem przy pierwszej możliwej okazji. Myślała natomiast o tym, jak bardzo nienawidzi – jego, jego rodziny, jego przeklętego króla, ich chorych ambicji, które wpierw odebrały jej matkę, by teraz obłąkać jej brata i tym samym upokorzyć jej ojczyznę na oczach całego Westeros. Przez myśli przemknęło jej wspomnienie z podboju Daerona, i księżniczka zaczęła się zastanawiać, czy oblicze, które miała teraz przed sobą, mogłoby należeć do jednego z najeźdźców, którzy zmusili niegdyś wojowniczą Lady Aliandrę do ugięcia kolana.
Z jej ust wydostało się ciche „Hmm?”, przesycone ni to ignorancją, ni rozbawieniem, ni pobłażaniem i niedowierzaniem w słowa Księcia. Skoro był w swoim domu, który był w samym założeniu ucieleśnieniem bezpieczeństwa, beztroski i - o zgrozo - spokoju, dlaczegóż i jemu przyszła na myśl ucieczka z ramion tego cyrku, który przyjął miano uczty pokoronacyjnej? Byłaby jednak niebywałą ignorantką, gdyby założyła, że po tym wszystkim, co było dane jej oglądać na uroczystości, uznała, iż wszyscy ze smoczego rodu są zgodni z wolą ich władcy. Może wcale Martellowie nie musieliby się tak bardzo wysilać, by wywołać rebelię, skoro u stóp samej Korony, drobna iskra mogłaby wzniecić pożar?
Pozwoliła sobie na krótkie, świszczące nabranie powietrza w płuca, kiedy tylko mężczyzna zniwelował dzielący ich dystans do minimum, odrzucając wszelkie normy i zwyczaje, których, o dziwo, przestrzegano nawet w Dorne. Ów reakcja nie symbolizowała jednak strachu czy niechęci – bardziej wyglądało to jak ostrzegawcze syczenie żmii, czy też grzechotka, która wydawała charakterystyczny dźwięk na ogonie pustynnego gada.
– Spacery po tych jakże zachwycających swym pięknem włościach nie należą chyba do czynów zabronionych, drogi Książę? – odpowiedziała, wpuszczając na wargi wyuczony do perfekcji, pełen sztuczności uśmiech, gdy zalecił jej powrót na ucztę – Powinnam zaznajamiać się z tym miejscem, skoro już niedługo ma się dla mnie stać... domem – wypowiedziała miękko, choć ostatnie ze słów na krótką chwilę zjeżyło włoski na jej karku, jakby samo jego wypowiedzenie sprawiło jej niemałą trudność. Ciemna brew drgnęła ku górze, w pytającym geście, kiedy mężczyzna wciąż nie odsunął się do tyłu. Nie zamierzała być mu dłużna. Dystans, który jeszcze chwilę temu licho dzielił ich osoby, momentalnie przestał istnieć, kiedy księżniczka wykonała krok w kierunku Targaryena, sprawiając że ich ciała dzieliły milimetry. Gdyby tylko zdecydowała się na głębszy haust powietrza, uniesiona klatka piersiowa zapewne dotknęłaby tej należącej do niego. Choć sięgała mu zaledwie do brody, zdawała się nie zważać na różnicę wzrostu, zadzierając swój własny podbródek wysoko, nieodgadnionym spojrzeniem odnajdując momentalnie fiolet jego tęczówek.
– A może tutaj panują inne zwyczaje? Waszym nijakim mimozom zabrania się nawet samotnych wędrówek? – rozchyliła wargi i wypuściła z nich szept, prowokacyjnie unosząc brew ku górze i spoglądając na niego z dołu.
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyNie 26 Lip - 21:56

Nie myliłaby się, przypuszczając, że jej narzeczony rzeczywiście wraz z poległym władcą brał udział w walkach na Południu. Być może właśnie przez ten fakt tak trudno było mu przełknąć decyzję Baelora. Porzucenia nie tyle tego, o co wcześniej walczył Daeron - bo przecież, jak przynajmniej sądził sam Obrońca Wiary, rzeczywiście udało mu się osiągnąć pokój z Dorne oraz włączyć ich ziemie do tych podległych Koronie - a raczej tego, w jaki sposób chciał zdobyć to poprzedni władca. Nie poprzez symboliczną wymianę koron - wianka... - nie poprzez mariaże umacniające zawarty sojusz... Ogniem i krwią, jak głosiło ich rodowe zawołanie, o czym najwyraźniej obecny król zdawał się zapominać. Dornijczycy nie byli ludźmi, z którymi należało się jakkolwiek układać. Koniecznym było stłumienie ich rebelianckich zapędów, po raz kolejny zaprezentowanie jak najdobitniej, czym skończyć miała się ich niechęć do ugięcia kolan wobec Korony.
Sposób działania Baelora budził sprzeciw, budził również złość i wywoływał cała gamę emocji, które od chwili ogłoszenia warunków pokoju szukały jakiegoś ujścia. W takiej sytuacji najrozsądniejszym wyjściem zdawało się być opuszczenie nie tylko sali, w której odbywała się uczta, ale również jakiegokolwiek towarzystwa, które mogłoby dodatkowo podsycać te wszystkie emocje.
Czy w takim razie Aerys mógłby więc natknąć się na swojej drodze na kogoś mniej odpowiedniego od dornijskiej księżniczki?
Samo wspomnienie na głos faktu, że już wkrótce mury Czerwonej Twierdzy miałyby stać się dla Dornijki domem sprawiło, że mięśnie na szczęce Targaryena ledwie zauważalnie drgnęły. W kolejnej jednak chwili jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu, którego prawdopodobnie nawet najmniej wprawny obserwator nie byłby w stanie uznać za wyraz jakiejkolwiek uprzejmości, czy też przyjaznych zamiarów.
- Nasze, jakże barwnie raczyłaś to ująć, mimozy dość dobrze znają przynależne im miejsce i zdają sobie sprawę z tego, że samotne włóczenie się nie przystoi damom. Choć niewykluczone, że dotyczy to jedynie tych, które miały okazję zaznajomić się z podstawami etykiety i którym rzeczywiście można przypisać miano dam - spojrzenie fioletowych oczu przesunęło się wzdłuż sylwetki rozmówczyni. Na tyle przynajmniej, na ile pozwalała na to niemal nieistniejąca odległość pomiędzy nimi. Tym bardziej, że tej nie zamierzał przecież zwiększać, nawet w momencie, gdy i księżniczka zdecydowała się postąpić krok w jego stronę. Nie zamierzał nawet w tak symboliczny sposób ustępować jej, czy cofać się w obawie przed ukąszeniem pustynnego gada. Tym bardziej, że jakkolwiek mógłby nie zgadzać się z decyzjami podjętymi przez Daerona, niewiele póki co zwiastowało, by ich ślub nie miał dojść do skutku. A jeśli tak, nie zamierzał pozostawiać jej złudzeń w kwestii tego, że w przypadku przyszłej małżonki Targaryena, zbyt wielka buta nie była w najmniejszym nawet stopniu wskazana.
- A skoro już wkrótce to miejsce ma stać się twoim domem, księżniczko, byłoby lepiej dla ciebie, gdybyś zechciała zaznajomić się z tymi obcymi w twoich stronach zwyczajami - dodał, zatrzymując spojrzenie na jej ciemnych oczach. - Choć zapewniam, że akurat szczegółowe poznawanie poszczególnych korytarzy, nijak nie przyda ci się do niczego.
Prawdopodobnie bez większego trudu mogła wychwycić płynący z jego wypowiedzi przekaz, jakoby owszem, czekał ją los podobny do tego, jaki w swych słowach przypisywała tutejszym mimozom. Nawet nie dlatego, że rzeczywiście ideałem jego przyszłej małżonki miałoby być bezwolne, całkowicie podporządkowane cudzej woli dziewczę. Raczej z czystej chęci odpowiedzenia we właściwy sposób na tę dornijską pewność siebie, jaka biła z księżniczki i jakiej nie sposób byłoby przeoczyć.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyNie 26 Lip - 23:18

Królewska Przystań była dlań samej miejscem odrażającym, i zyskującym na swej brzydocie z każdą kolejną minutą. Wpierw przywitało ją zimno; siarczyste, przeszywające i smętne, uderzające w drobne, ciemne ciało. Choć służki zapakowały cały kufer szat księżniczki, które pozwoliłyby Martellównie dopasować odzienie do faktycznej pogody w stolicy, Amaya nie nawykła do takiegoż, nadmiernego zakrywania swego ciała. Kiedy jednak z chłodem mogła sobie jakoś poradzić, Królewska Przystań w całej swej krasie przesiąknięta była brudem. Powietrze było lżejsze, nieprzepełnione duchotą, ale za to ociekające dziwnym, przykrym zapachem. Czymże jednak było to wszystko, z decyzjami, jakie Czerwona Twierdza wniosła do jej życia? Siedmiu samych wiedziało, jakim jeszcze, boskim cudem, była w stanie plątać się po korytarzach tego przeklętego miejsca.
Amaya nie potrafiła powstrzymać krótkiego śmiechu, który zaszczycił wpierw jej wargi, by zaraz potem rozbrzmieć wokół cichym, urokliwym parsknięciem wymieszanym z chichotem, nijak jednak rozbawionym, a przesyconym sarkazmem.
– Próbujesz mnie obrazić, drogi Książę? – rzuciła, pozwalając mu dokończyć ten jakże uroczy wywód odnośnie tego, czymże w istocie była prawdziwa dama. Północne kobiety były dla niej nijakie. Mdłe, pozbawione ducha, urody, nierzadko także zdrowia. Półprzezroczyste, schowane za ramieniem mężczyzny, potrafiące jedynie kręcić swym świętobliwym nosem, wydawać szczeniackie rozkazy i domagać się kolejnych drogocennych przedmiotów. Martellówna nie mogła wyobrazić sobie, że kiedykolwiek miałaby zacząć przypominać którąkolwiek z nich. Wokół Dorne i kobiet z Południa krążyły legendy, począwszy od wojowniczej Nymerii, aż po fantazyjne dziewki z południowych domów uciech.
Nieco zaskoczona jego, w dalszym ciągu, obecnością tak blisko niej samej, nie mogła powstrzymać się od prowokacyjnego, ociekającego chytrością uśmiechu, który nijak pasował do sytuacji bądź jej, ich, położenia. Nie winna była w ogóle wdawać się z nim w jakiekolwiek dyskusje, opuszczać uczty i boku brata.  Jakże jednak mogła spędzić choć sekundę więcej zasiadając w tym samym pomieszczeniu co zdrajca, tchórz i opętaniec, Mors Martell? Choć buta, arogancja i zadziorność w miejscu tak jej wrogim była zgoła zachowaniem nieodpowiedzialnym, księżniczka zdawała się tym nie przejmować. Na pewno nie wtedy.
Chociaż zachowywała się całkowicie nie tak jak powinna – nie zamierzała się cofać. Nie teraz, gdy krew w jej żyłach zdawała się płonąć, mimo chłodu murów, żywym słońcem. Nie kiedy widziała uśmieszek na jego twarzy i grymas, jak gdyby Targaryen był przekonany o swej wyższości nad nią samą.
– Zwyczaje, zwyczaje.... – wyszeptała, sprawiając wrażenie, jakby rzeczywiście jego słowa ją zastanowiły - Za niesubordynację przewidziane są tutaj kary? Jak surowe, drogi narzeczony? – mruknęła z cichym sykiem ostrzeżenia, ale i wyraźnego rozbawienia tym samym, a jedna z jej brwi znów drgnęła ku górze, równocześnie z kącikiem ust. Księżniczka przekrzywiła głowę nieco w jedną ze stron, by zaraz potem zmarszczyć brwi, jakby jej myśli nawiedził niemały frasunek, w dość teatralny sposób – Jakże więc winna zachowywać się przyzwoita dama, godna twego nazwiska? Rzecz jasna poza chęcią rozkładania nóg przed własnym bratem, o tym już wiem, najdroższy.
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyPon 27 Lip - 21:06

Trudno byłoby nazwać zwykłym rozbawieniem to, co kryło się w spojrzeniu utkwionym w oczach Dornijki. Gdzieś pod nim czaiła się przecież zwykła złość, z każdą kolejną chwilą wydzierająca się coraz skuteczniej na pierwszy plan. Prawdopodobnie już dawno Targaryen powinien posłuchać podszeptu zdrowego rozsądku i odpuścić sobie tę jakże przyjemną konwersację z przyszłą małżonką. Powinien zostawić ją samej sobie, samemu zajmując się przygotowaniem do wyruszenia w kierunku Smoczej Skały. Dalsze przedłużanie swojego pobytu w Czerwonej Twierdzy nie miało przecież najmniejszego sensu, podobnie jak nie miało go przedłużanie tej rozmowy. Tak samo też ani z jednego, ani z drugiego nie mogło wyniknąć nic dobrego.
A jednak, doskonale świadomy tego wszystkiego, wciąż tkwił w miejscu, wpatrując się w ciemne oczy kobiety, która wkrótce miała stać się jego żoną. Jednej z ostatnich, jaką chciałby kiedykolwiek zobaczyć na tej właśnie pozycji.
- To jedynie stwierdzenie pewnych faktów. Nie śmiałbym przecież w żaden sposób cię urazić - nie trzeba było wiele, by dosłyszeć fałsz płynący z tego zapewnienia. Zresztą, dokładnie ten sposób miało ono zabrzmieć. Jakkolwiek bowiem mógłby mieć nie najlepsze zdanie o swojej narzeczonej, tak mimo wszystko nie uważał jej za głupią. Nie zamierzał więc choćby próbować zapewniać jej o swej dobrej woli. Zwłaszcza, skoro już dość wyraźnie zdążył dać jej do zrozumienia, że tak nijak nie powinna się spodziewać z jego strony. I kiedy jasnym było, że było to całkowicie odwzajemnione podejście.
Raz jeszcze kąciki jego ust drgnęły w lekkim uśmieszku, kiedy Dornijka wypowiedziała swoje kolejne słowa. Pokusił się nawet o to, by nieznacznie pochylić się nad nią i lekko przyciszonym głosem wypowiedzieć słowa znacznie bliżej jej ucha, niż miało to miejsce do tej pory.
- Jesteś pewna, że aż tak bardzo spieszno ci do tego, by się o tym przekonać? - wbrew wypowiedzianym słowom i ich dość oczywistym znaczeniu, całość wypowiedzi można byłoby uznać za niemalże uprzejmą. Z pewnością znacznie bardziej niż wszystko, co Aerys zdążył wypowiedzieć pod jej adresem do tej pory. Przynajmniej, jeśli chodziło o samo brzmienie.
Już po jej kolejnych słowach musiał wyprostować się jednak, przesunąwszy spojrzeniem po jej twarzy. Tym razem nie było w nim ani odrobiny rozbawienia, na dłuższą chwilę ulotniło się ono również z twarzy Targaryena. Po to tylko, by dopiero po kilku uderzeniach serca powrócić na nią w formie znanego już dornijskiej księżniczce uśmiechu. W zasadzie lekkiego wygięcia ust, które tylko przez dalekie podobieństwo i przez brak lepszego określenia, można byłoby nazwać uśmiechem.
- W twoich stronach rozkładanie nóg przed kimkolwiek i czymkolwiek chyba nie stanowi większego problemu, prawda? - nie były to słowa, które w jakichkolwiek innych okolicznościach miałby skierować do przedstawicielki z któregoś z wielkich rodów. Przed sobą miał jednak dornijską księżniczkę, która z powodzeniem prowokowała go do tego, by całkowicie zapomnieć o jakichkolwiek manierach i konwenansach. - Chociaż dobrze byłoby, gdybyś tego akurat przyzwyczajenia zdążyła się oduczyć.
Dopiero po kolejnych swoich słowach odsunął się od niej nieznacznie, musząc dojść do wniosku, że był to najwłaściwszy moment, by wreszcie posłuchać zdrowego rozsądku - na tyle przynajmniej, by wciąż jeszcze, przynajmniej przez chwilę, starać się trzymać nerwy na wodzy. Nawet, jeśli dalece bardziej kuszącą możliwością było zburzenie w jednej chwili całego tego idiotycznego pokoju, którego zawarciem mógł poszczycić się jego kuzyn.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyWto 28 Lip - 20:22

Przebywanie każdą kolejną minutę w tym miejscu, w towarzystwie syna rodu, który już kilka lat temu przyrzekła samej sobie zrównać z ziemią, efektywnie odbierało jej zdrowe zmysły. Gdyby nie przejmująca, nie tyle co chęć, a potrzeba zrobienia mu jakiejś krzywdy, ukierunkowana przekonaniami, wartościami, jakie od lat wyznawała jej rodzina, naznaczona chęcią zemsty za zdradę, za krew, którą miał na swych rękach, wymierzenia sprawiedliwości, nieważne jak pokrętnej i dziwacznej zważywszy na dornijski system wartości – gdyby nie wszystko to, co nakazywało jej momentalnie żywić do niego nienawiść większą niż inne odczucia, która przyćmiewała racjonalne myślenie i pętała wszystko inne – zapewne uważałaby ich słowną potyczkę jako zdarzenie zgoła niebywale zabawne, choć zdecydowanie nieodpowiednie zważywszy na ich pozycje i społeczny status. Taka rozmowa, ociekająca jadem i bezczelnością była jednak czymś niecodziennym, a Dornijka wszakże potrafiła docenić niecodzienność. Teraz jednak, wszystko co obce, a w tamtej chwili nawet i to, co dobrze znane, stanowiło dlań samej źródło zagrożenia. Targaryeni stali na samym szczycie tej piramidy, której winna się obawiać.
Darowała sobie wchodzenie z nim w polemikę odnośnie faktycznych zamiarów jego słów, bądź intencji, jakie tkwiły na książęcym języku. Zdawać by się mogło, iż jedynym plusem ich słownej przepychanki był fakt, że żadne z nich nie starało się nawet zgrywać pajaca, w przeciwieństwie do reprezentantów ich rodów. Amaya, mimo ociekającej fałszem mowy, mimo sarkazmu, arogancji i butności, nie zamierzała stwarzać pozorów, że osoba smoczego księcia jest jej droga, ba, chociażby obojętna. Może jeszcze jakiś czas temu jego istnienie nijak by ją obchodziło. Teraz czuła się niemalże zobligowana do tego, by zatruć mu żywot.
– Winnam się zatem bać takich perspektyw? – odpowiedziała, również przyjmując cichy ton głosu, kiedy zniżył się do niej, by niemalże wyszeptać obietnicę, a może raczej ostrzeżenie nieopodal jej ucha.
Ujrzenie, jak przez twarz Targaryena przechodzi chłód; uśmiech znika, mięśnie na twarzy spinają się na moment, a rozbawienie znika z fioletu tęczówek, było dla Amayi niemalże jak balsam na serce, który momentalnie zaognił szyderczość i złośliwość w jej zmysłach. Stosunki rodzinne smoków nie od dziś budziły sprzeciw w wielu mieszkańcach Siedmiu Królestw i dornijska księżniczka nie byłaby sobą, gdyby w trakcie jakże uroczej pogawędki nie przytoczyła ów faktu. Jej w prawdzie było to zwyczajnie obojętne, to z kim Targaryeni dzielili łoże bynajmniej nie leżało w kwestii jej zmartwień w żadnym stopniu. Możliwość jednak zagrania na jego nerwach była zbyt duża, by Martellówna nie posunęła się do takiegoż zwrotu w stronę swego narzeczonego.
Jego kontra natomiast sprawiła, że kąciki ust księżniczki drgnęły ku górze, głowa przekrzywiła się w jedną, później drugą stronę, a czerń ślepi rzuciła mężczyźnie pełne pobłażania spojrzenie, jakby Amaya rugała wzrokiem zbyt krnąbrne dziecię.
– Nie musisz się obawiać, drogi Książę, oduczę się na tyle, że nie będziesz musiał poświęcać mnie swego cennego czasu – odpowiedziała, przyjmując na usta uroczy uśmiech – Będziesz mógł go wykorzystać na pomoc którejś z sióstr bądź kuzynek. Sama królowa wydaje się...niepocieszona. Mimo tej jakże radosnej nowiny, którą zechciała się podzielić chwilę temu... – westchnęła teatralnie, nawiązując do przepełnionego fałszem wyznania Shaeny na uczcie, według którego Królowa rzekomo spodziewała się potomka – Widziałeś, Książę, zaskoczony wyraz twarzy naszego miłosiernego władcy? A może to było niepokalane poczęcie? Tak nazywa się dzieci króla poczęte dzięki pomocy któregoś krewnego? Brata, a może... kuzyna? – wypowiadała ów słowa – bluźniercze, haniebne i zakrawające o czystą zdradę – w tonie tak rozbawionym, jakby dzieliła się z bliską przyjaciółką gorącą plotką. Słowo kuzyn wypowiedziała celowo w tonie odpowiadającym jej spojrzeniu, które oceniająco spoczęło na tęczówkach jej narzeczonego, niemo oskarżając go o konszachty w komnatach królowej.
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 22 Sie - 15:49

Mógłby zastanowić się nad tym, czy jego nastawienie do dornijskiej księżniczki różniłoby się choćby odrobinę, gdyby nie przewrotny los, który postanowił skrzyżować ze sobą ich drogi tuż po tym, jak oboje poznali plany dotyczące wspólnego małżeństwa. Czy gdyby zdążył opuścić Królewską Przystań, nie spotkawszy wcześniej swej narzeczonej, mógłby w jakikolwiek sposób nabrać do sprawy nieco dystansu? Na tyle przynajmniej, by móc podejść do niej bez uzasadnionego gniewu, jaki z każdą kolejną chwilą zdawał się rozpalać w jego umyśle coraz bardziej. By postać Dornijki nie budziła jedynie żywej niechęci, a być może stała się zwyczajnie obojętna, a samo małżeństwo traktowanie było po prostu jak niemiły obowiązek, który należało wypełnić zgodnie z naiwną decyzją władcy.
Wszystko jednak w jej osobie - począwszy od goszczącego na jej twarzy uśmiechu, poprzez tak wiele wyrażające ciemne spojrzenie, kończąc zaś na tonie poszczególnych jej wypowiedzi - sprawiało, że w ciągu ledwie chwili można było dojść do jednego tylko wniosku. Niezależnie od tego, kiedy przyszłoby mu spotkać się twarzą w twarz z narzeczoną, jego nastawienie do niej nie mogło się zmienić. Owszem, w tej konkretnej chwili złość na kuzyna przelewała się w głównej mierze na nią może nieco niesłusznie - wszak ona nic nie miała wspólnego z podjętymi decyzjami, a i jej podejście do nich zdawało się w wielkiej mierze pokrywać z jego własnym, jednak... nie istniały prawdopodobnie żadne okoliczności, w których podobne argumenty mogłyby trafić do Aerysa. Była Dornijką, o czym ani przez chwilę nie dało się zapomnieć ani patrząc na jej charakterystyczną urodę, ani też przebywając w jej towarzystwie ledwie kilka chwil, pozwalających na poznanie usposobienia. To zaś w zupełności wystarczało, by pałać do niej niechęcią i każdy jej najdrobniejszy gest, czy słowo jedynie niechęć tę bardziej podsycało.
- Myślę, że nie brak ci rozsądku, by ocenić to samodzielnie. Choć oczywiście mogę się w tej kwestii mylić - chłodne spojrzenie fioletowych tęczówek przesunęło się niespiesznie po jej sylwetce niemal w tym samym momencie, gdy do umysłu Aerysa przedarł się cichy głos rozsądku, by to nieszczęsne spotkanie zakończyć. Teraz, w tej chwili, póki wciąż jeszcze nie wydarzyło się nic, czego skutki mogłyby odbić się zdecydowanie zbyt szerokim echem.
Na niewiele zdały się jednak jakiekolwiek podszepty rozsądku, kiedy zestawiło się je z kolejnymi słowami księżniczki. Tymi, które w jednej chwili sprawiły, że mimowolnie dłoń Targaryena zacisnęła się w pięść, by chociaż w ten sposób móc dać upust złości, zaś wcześniejszy cień uśmiechu na jego twarzy upodobnił się do grymasu osoby, która do podobnych gestów nie nawykła, a jedynie w teorii miała pojęcia o tym, jak powinny one wyglądać. Nie denerwowało go samo jej naigrawanie się z valyriańskich tradycji, a raczej fakt, że to właśnie ona ośmielała się wypowiadać podobne słowa. Z całą swoją pewnością siebie i kpiną, które burzyły krew znacznie skuteczniej niż można byłoby sobie tego życzyć lub się spodziewać.
- Czyżbyś zarzucała swojej królowej brak wierności wobec męża? Czy może raczej ośmielasz się twierdzić, że twój władca nie jest w stanie podołać małżeńskiej powinności? - chłód odbijający się w jego spojrzeniu przedarł się również do poszczególnych słów, zaś usta rozciągnięte w nędznej imitacji uśmiechu nie mogłyby nic na to zaradzić nawet, gdyby Aerys żywił taką chęć. - Być może poznawszy zbyt łagodne podejście mego kuzyna do twojego rodu chciałabyś liczyć na jego wyrozumiałość również w tej kwestii, jednak obawiam się, że za podobne bluźnierstwa najrozsądniej byłoby pogodzić się z utratą języka. O ile, oczywiście, trafnie odczytuję intencję twojej wypowiedzi...
Fałsz zawarty w ostatnim zdaniu również nie mógłby zostać zamaskowany w żaden sposób, nawet gdyby wypowiadający te słowa włożył w taką próbę o wiele więcej wysiłku niż Aerys, który nie zrobił tego praktycznie wcale. Wciąż przecież, jakkolwiek wiele negatywnych cech byłby w stanie przypisać swej narzeczonej, nie zarzucał jej głupoty. A tym samym, niezależnie od ewentualnych starań, nie sądził, by w jakikolwiek sposób miała wierzyć w to, że mógłby mieć jakiekolwiek wątpliwości co do znaczenia jej słów.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 22 Sie - 17:53

Daeron był głupcem. Zadufanym w sobie smokiem, przekonanym o potędze i chwale, dostatecznie zaślepionym chwilowym triumfem, by nie dostrzec pod własnymi stopami rozjuszonej żmii. Ale mimo swej głupoty, teraz pogrzebanej w piachu – był bolesnym wspomnieniem. Ucieleśnieniem nigdy niezagojonej rany, pomnikiem ognia i krwi, straty, żalu i upokorzenia.
Jego brat stanowił całkowite przeciwieństwo, wydając się łatwym do zmanipulowania, omamienia, usunięcia. Nieszkodliwy, naiwny, opętany niezłomną wiarą pędzącą w stronę zguby. Jakże bolesne potrafiło być zderzenie z rzeczywistością, kiedy to ten słaby okazywał się kolejnym kruszącym jej życie bez mrugnięcia powieką.
Pierwszy odebrał jej wolność i obietnicę wyśnionego żywota. Odebrał matkę, miłość życia, którą doceniła dopiero po stracie i dom, nakładając na jej ojczyznę okupację.
Zwycięstwo w wojnie, skąpanie grzechów w krwi Daerona były tylko ciszą przed burzą.
Drugi przypieczętował upokorzenie. Zamknął w lochu wolność, nie siłą odebraną - złożoną u stóp przez głupca, składając klucz do ów pomieszczenia w dłonie jej narzeczonego. Mężczyzny, który niegdyś przyczynił się do tego, że dornijskie ulice spłynęły krwią. Że księżna Dorne ugięła kolana. Że jeńcy, wraz z jej lubym, zakuci w kajdany wypłynęli w daleką żeglugę na ziemie wroga.
Że zaczęła przeklinać każdy dzień, którego nie spędziła na walce, tym samym będąc zbyt słabą, by przeciwstawić się smokom.
Mężczyzny, którego teraz miała przed własnymi oczami, na wyciągnięcie ręki.
Bezlitosne uczucie bezsilności uderzyło w nią znów, choć ni przez ułamek sekundy nie było tego po niej, lub jej słowach poznać, dostatecznie opływającej w ironii, niezłomności i bucie.
Być może powinna się go bać. Jego, jego obietnic, perspektyw, jakie czyhały na nią u jego boku niewątpliwie gdy tylko złączy ich małżeński węzeł. Tradycje, w których została wychowana i dojrzewała nie znaczyły wszakże tutaj nic.
Ale mimo tego – wciąż prowokowała. Prowokowała, przesuwała granicę bezustannie, posuwając się ku bluźnierczym słowom, za nic mając dystans, który winien ich dzielić – zarówno ten fizyczny, jak i zapewne kulturowy czy mentalny. Krasiła każde ze słów jawną niechęcią, mimo wypowiadania ich w akompaniamencie urokliwego uśmiechu na pełnych ustach. Wystawiała się, bez cienia zawahaniu na jego irytację, gniew, siłę, którą przecież górował nad nią niewątpliwie, nieważne jak jadowitych słów nie użyłaby w jego kierunku, przekonana o własnej niezłomności, która w mniemaniu czysto fizycznym była jedynie kruchą namiastką tej, którą posiadał on.
Spoglądanie, jak przez jego twarz przebiegają emocje, jak opanowanie pragnie opuścić jego ciało, jak mięśnie napinają się równocześnie z zaciśniętą pięścią, która również nie uszła jej uwadze, sprawiało jej dziwaczną satysfakcję, jak gdyby samo wywoływanie w nim złości stanowiło dlań samej swego rodzaju zadanie, które wypełniała sukcesywnie.
– Mojej królowej, mojemu władcy... – powtórzyła, tonem niemalże znudzonym, jak gdyby wcale nie przemycił w swych słowach jawnej groźby, za sprawą której wielu już dawno zrezygnowałoby z podobnych przytyków adresowanych w stronę królewskich reprezentantów – Widząc, jakże niezgodnym potraficie być rodem, sądzisz, że ów przypuszczenia, och, na Siedmiu – drobne plotki – faktycznie są w stanie wyrządzić jakąkolwiek krzywdę, komukolwiek? – rzuciła, unosząc brew ku górze i faktycznie bezpardonowo zarzucając mu podziały, jakie wszakże występowały wśród Targaryenów. Na samej uczcie mogła być świadkiem tego, jak wielu nie zgadza się z wolą swego króla, brata, kuzyna, męża... Czymże mogły być dla niej, obcej kobiety, pogróżki, skoro własna rodzina nie otaczała króla Baelora należytym szacunkiem? – Jeśli natomiast cię uraziłam, mój drogi książę, racz wybaczyć mój brak okrzesania. Okropnie trudno byłoby mi się pogodzić z utratą języka, tym bardziej za tak liche przewinienie. Mam wszakże do powiedzenia jeszcze bardzo dużo – wypowiedziała, miękko, niemalże wplatając w swoje słowa nutę delikatności i uroku, jak gdyby wcale nie nawiązywała do czegoś więcej, nie tylko bezczelności, na którą się zdecydowała.
– Jestem jednak pewna, że taki obrót spraw uradowałby cię znacznie. Zapewne kłóciłbyś się z wykonującym wyrok, komu przypadnie zaszczyt – tobie, czy jemu - pozbawienia mnie języka, hm?
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 22 Sie - 19:00

Głupcem był Baelor. Naiwnym głupcem, który wierzył najwyraźniej nie tylko w zasadność pobłażliwego podejścia do Dornijczyków i zdobycia ich ziem nie ogniem i krwią, a kruchymi układami. Najwyraźniej wierzył również w to, że zaaranżowanie małżeństwa dwojga osób tkwiących w przeciwstawnych obozach mogło rzeczywiście przynieść oczekiwane rezultaty. Zupełnie, jakby przysięga złożona w obliczu Siedmiu miała wkrótce sprawić, by tych dwoje zapomniało o wzajemnej niechęci. O tym, że każde z nich walczyło o zupełnie inną sprawę. O każdym poległym w wojnie stoczonej wśród piasków Dorne. O podstępnym mordzie dokonanym na Daeronie. Owszem, wojna się zakończyła, a dzięki ustaleniom pomiędzy księciem Dorne oraz władcą Siedmiu Królestw, nastał wyczekiwany przez tak wielu pokój. W interesie tych dwojga nie leżało jednak budowanie pokoju - oboje chcieli przecież czegoś zupełnie innego i żadne z nich nie zamierzało rezygnować ze swoich przekonań. Tylko głupiec mógłby zaś sądzić, że jakiekolwiek małżeństwo - niezależnie od słów przysięgi - mogłoby spowodować porzucenie tychże przekonań.
Baelor natomiast najwyraźniej tak właśnie sądził. Niezaprzeczalnie musiał więc być głupcem.
Co gorsza, był głupcem na tyle pewnym własnych postanowień i decyzji, że jakakolwiek próba wpłynięcia na nie nie miałaby prawdopodobnie najmniejszego sensu. Za bezzasadne uważał kontynuowanie konfliktu zapoczątkowanego nawet nie przez Daerona, a wiele lat wcześniej - gdy nawet w obliczu smoczego ognia, dornijscy władcy zdecydowali się trwać w swym uporze. Wciąż jednak nie brał najwyraźniej pod uwagę tego, co zdawało się być aż nazbyt oczywiste. Ten konflikt nie mógł wygasnąć z dnia na dzień. Nie, kiedy wciąż nietrudno było o osoby niezadowolone z poczynionych kroków i ceny jaka wiązała się z warunkami pokoju.
- W istocie, błoga cisza, jaka musiałaby nastać po tym zabiegu wydaje się być dostatecznie kusząca, bym mógł zadbać o to osobiście - prawdopodobnie nie sposób byłoby nie dostrzec, że dornijska księżniczka nie tylko starała się wyprowadzić go z równowagi z premedytacją, a też musiała czerpać satysfakcję z tego, że jej działania odnosiły efekty. Mimo wszystko trudno byłoby oprzeć się temu, czy jakkolwiek powstrzymać emocje. Poirytowanie kiełkowało w nim stopniowo niemal od samego początku tej farsy, pojawiając się jeszcze przed ucztą koronacyjną, by w czasie jej trwania przerodzić się w palącą złość, która z każdą kolejną chwilą szukała jakiegokolwiek ujścia. Stanowczo zbyt wiele kosztowało go powstrzymanie się od tego, by nie pozwolić jej zapłonąć w pełni w momencie, gdy wszyscy zgromadzeni usłyszeli o poczynionych ustaleniach i oficjalnie poznali stanowisko obecnego władcy względem Dorne. Nie dołączył wszak do oburzonych głosów innych członków swej rodziny, nie dał upustu swemu niezadowoleniu.
Nie przypuszczał, że już po opuszczeniu sali natrafi na okoliczności jeszcze mniej sprzyjające zachowaniu spokoju.
- Sądziłem, że szalonym jest pomysł związania mnie z jedną z tych, którzy przyczynili się do odebrania życia mojemu kuzynowi - nie sądził, by właśnie ona rzeczywiście mogła osobiście przyłożyć rękę do tego zdradzieckiego mordu. Mimo wszystko, wciąż była jednak jedną z nich. Cudze winy łatwo było przelać na cały ród. - Teraz już jednak wiem, że znacznie gorsza będzie perspektywa związania się z kimś, kto nie jest w stanie powściągnąć swojego języka choćby na moment.
O ile zdążył wcześniej odsunąć się od niej nieco, gdy przypuszczał, że całą tę rozmowę uda im się przerwać znacznie wcześniej, tak teraz, jeszcze w trakcie wypowiadania swoich słów, na nowo pokonał tę niewielką odległość, znów stając stanowczo zbyt blisko. Niemal delikatnym gestem ujął jej podbródek, spojrzenia ani nawet na moment nie odrywając od ciemnych oczu.
- Jeśli nie dla mego komfortu, księżniczko, to dla samej siebie naucz się nad nim panować - nie starał się już nawet utrzymywać na twarzy czegokolwiek, co mogłoby choćby przypominać uśmiech, zaś poszczególne słowa wycedził przyciszonym tonem. - Liczę na to, że do naszego kolejnego spotkania minie dostatecznie wiele czasu, byś zdążyła poczynić jakieś efekty.
Nie dało się ukryć, że nie zależało mu ani odrobinę na tym, by swoją przyszłą małżonkę oglądać ponownie zbyt prędko. Niestety, z trzech zaplanowanych małżeństw to właśnie ich winno prawdopodobnie odbyć się najprędzej - w końcu stanowili jedyną spośród trzech parę, w której oboje dawno już osiągnęli wiek pozwalający na zawarcie małżeństwa.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 22 Sie - 19:40

Amaya była tak samo zmęczona jak jej lud. Zmęczona stratą, zmęczona wojną, walką, krwią spływającą bynajmniej nie po jej dłoniach, a po dłoniach jej ludzi, których w obecnej sytuacji ceniła bardziej, aniżeli własnego brata. Była wycieńczona latami budowania potęgi na nowo, dostatecznie stłumionej przez podbój Daerona, który wciąż, mimo upływu czasu był w stanie obudzić w niej wspomnienia na tyle drastyczne, że robiło jej się niedobrze, żołądek podchodził do gardła, w głowie wirowały przykre myśli.
Pozbycie się smoka, który sprowadził na jej ojczyznę i rodzinę ogrom okropieństw porównywała z zaczerpnięciem upragnionego tchu po dniach, tygodniach, miesiącach, latach dryfowania w ciemnej toni, pochłaniającej ją z chwili na chwilę coraz bardziej, wyzwalającej całe spektrum nieznanych dotąd uczuć.
Nie chciała dalej oglądać rozlewu krwi. Nie chciała słyszeć szlochu dzieci, żałosnego płaczu wdów, krwi, która niedługo mogła wypełnić czarę goryczy po brzegi, przelać ją i zabarwić pustynne piaski na szkarłat. Jakże jednak mogła łudzić się na odrobinę wytchnienia, kiedy własny brat, po wygranej wojnie poświęcał wszystko to, o co walczyli i zdobyli, potem, krwią, śmiercią? Mors Martell splunął na wszystko, o co Dorne walczyło od pokoleń, za co zginęła ich matka, poświęcając nie tylko tradycję, ale i własną siostrę. Oddając ją największemu wrogowi za cenę pokoju, który był lichszy niż podmuch wiatru. Nie widziała polityki, nie widziała miłosierdzia, celu – nie widziała niczego, co mogłoby tłumaczyć fakt, że sprzedał swoją krew, podarował ją smokom, jak gdyby nic nie znaczyła.
Widziała tylko jedno – jego wykrwawiające się ciało. Obietnicę i przepowiednię w jednym.
Księżniczka nie potrafiła pohamować uśmiechu, który zaszczycił jej lico, kiedy Targaryen przyznał jej rację, nawet jeśli rozważania nad utratą języka nie winny wywoływać w niej chociażby krzty rozbawienia. Może przekomarzanie się z nim, owiane nieposkromionym żalem i wściekłością na decyzje ich władców, wyzwalały w niej szaleństwo, tak naturalne wśród przedstawicieli jego rodu? A może samo przebywanie wśród nich mąciło jej w głowie dostatecznie, by mogła odłożyć na bok zdrowy rozsądek?
– Tak samo szalony, jak chęć wiązania księżniczki z kimś, kto niegdyś przelewał krew jej ludzi, tuż pod oknem jej sypialni – wycedziła przez zęby, pozbywając się urokliwego uśmiechu, który chwilę temu malował się na jej wargach, po części spowodowany dziwaczną grą, jaką między sobą prowadzili, po części dziwacznym rozbawieniem i satysfakcją, jaką sprawiało jej szarpanie jego wyczulonych nerwów.
Zmniejszenie dystansu, czego dopuścił się ponownie, potraktowała kilkukrotnym zamruganiem, walcząc z drgającą ku górze brwią, która chciała dać ujście jej krótkotrwałemu zdziwieniu. Dotyk palców na ciemnej skórze sprawił natomiast, że księżniczka momentalnie zacisnęła własną szczękę, w nawykowym geście unosząc podbródek wyżej, spotykając się spojrzeniem z tym, należącym do Targaryena.
Milczała przez jakiś czas, drążąc wzrokiem po fiolecie jego tęczówek, wkładając w ów spojrzenie całe spektrum emocji, począwszy od żalu, przez butę, po czystą, palącą złość, paradoksalnie spoglądając w jego oczy z dziwacznym opanowaniem i nutą ostrzeżenia, jakby nie chciała być mu dłużna w najmniejszym stopniu w intensywność ów gestu, jaki ze sobą dzielili.
– Czy to była groźba, Książę? A może obietnica? – wyszeptała, nie odsuwając się, nieskrępowana jego bliskością i dotykiem – Którą raczysz skontrolować i spełnić, w razie gdybym cię zawiodła? A może zwyczajnie martwisz się o los swej małżonki, nieprzystosowanej do zasad, wokół których obracacie się tutaj? – przez wargi na kilka krótkich chwil przemknął cień niezbadanego uśmiechu – Powiedz mi, skażesz mnie na cuchnącą Królewską Przystań, czy każesz wypłynąć na Smoczą Skałę, bym skonała z zimna i wiatru, gdy już połączy nas święty węzeł?
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 22 Sie - 20:37

Kwestią czasu pozostawało, kiedy krew zostanie przelana ponownie. Pod tym względem prawdopodobnie mogliby zgodzić się oboje - doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pokój, którego warunki zostały dziś przedstawione, nie mógł okazać się być trwałym. Zagadką wciąż pozostawało jednak, kto i kiedy przeleje tę krew jako pierwszy. Dornijczycy, niezadowoleni w warunków, na jakie przystał ich książę? Czy raczej krewni i poddani Baelora, pozostający wierni przekonaniom wyznawanym przez jego brata? Oczywistym było, że któraś ze stron zdecyduje się wreszcie na krok, który w ułamku sekund obróci w niwecz wszelkie pokojowe ustalenia i obietnice. Wystarczyło przecież tak niewiele, kiedy obie strony zdawały się być w równym stopniu niezadowolone...
Jego usta rozciągnęły się na moment w grymasie, który ponownie był tak daleki od uśmiechu, jak tylko było to możliwe. Zawarła się w nim jednak drwina, co było przecież główną intencją, nawet jeśli reakcja ta nie była prawdopodobnie tą właściwą, jakiej należałoby spodziewać się po słowach księżniczki.
- Z radością przelałbym ją ponownie - zapewnił przyciszonym tonem, nie mając najmniejszego zamiaru wyrażać fałszywej skruchy za swe czyny. Bez wahania ruszył przecież do walki wraz z Daeronem, bez wahania podnosząc miecz na dornijskich obrońców i walcząc o to, co winno podlegać Targaryenom już od dawna. Nie żałował swoich decyzji i nie żałował swoich działań, a także nie zamierzał nieszczerze zapewniać, że mogłoby być inaczej. Gdyby tylko jego obecnie panujący kuzyn odzyskał rozum i zechciał kontynuować dzieło brata, Aerys raz jeszcze bez wahania stanąłby do walki. Czy jednak jego przyszła małżonka spodziewałaby się po nim czegokolwiek innego? W końcu chyba nawet podczas tej krótkiej rozmowy mógł w wystarczająco dosadny sposób zaprezentować jej, jaki stosunek żywił tak do niej, jak i do jej ludu.
- Życzliwa rada, do której powinnaś się zastosować, jeśli rzeczywiście nie chciałabyś utracić możliwości mówienia zbyt prędko - mimowolnie zacisnął palce na jej skórze odrobinę mocniej. Nie na tyle, by mógł zrobić jej krzywdę - nawet jeśli niemal każdy nerw jego ciała zdawał się domagać właśnie tego - czy choćby sprawić ból, jednak z pewnością było to coś, co mogła odczuć. I chociaż jego rada z pewnością daleka była od jakkolwiek życzliwej, być może rzeczywiście można było wyciągnąć z niej jakieś wnioski na przyszłość. Z pewnością Dornijka wiedziała już doskonale, że niełatwe było dla jej przyszłego małżonka panowanie nad sobą pod wpływem jej prowokacji i raczej nie należało się spodziewać, by mogło się to jakkolwiek zmienić z czasem. On sam wątpił dość mocno, by kiedykolwiek w przyszłości jej osoba mogła zobojętnieć mu w dostatecznym stopniu, by sama jej obecność nie wzbudzała w nim gniewu.
Myśl, że kiedykolwiek miałyby się w nim zrodzić względem niej odczucia jakkolwiek życzliwsze niż zwykła obojętność, zdawała się być za to co najmniej absurdalna.
- Pozwolę sobie wciąż żywić nadzieję, że jakaś okropna tragedia uniemożliwi nam związanie się tym świętym węzłem - odparł na kolejne jej słowa, prawdopodobnie nie musząc nawet wspominać o tym, kogo miałaby wspomniana tragedia dotyczyć... - Dzięki temu poszukiwanie właściwego miejsca dla ciebie nie powinno stanowić dłużej problemu. Ty zaś nie będziesz musiała obawiać się ani smrodu, którego nie sposób przecież uświadczyć w twoich stronach, a i chłód Smoczej Skały nie powinien być ci straszny.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptySob 22 Sie - 21:17

Odczucia były zbyt świeże, by mogła racjonalnie myśleć o tym, co dalej. Co należało zrobić, jak potraktować brata, jak wyjawić siostrze, że ot tak, bez cienia zawahania ale i jakiejkolwiek informacji została sprzedana pod skrzydła smoków za cenę czegoś, co i tak nie miało racji bytu, ni jakiejkolwiek wartości. Czuła się niemalże jak dzikie zwierzę zapędzone w ślepy zaułek, niezdolna do intryg i knucia, podstawiona pod ścianą, zewsząd otoczona wrogiem. Sama ziemia pod stopami była jej przecież obca, niemalże życząca jej źle, a może zwyczajnie odchodziła już od zmysłów? Porażona spiskiem własnego brata, nożem wbitym w plecy zaledwie kilka chwil temu.
Nie pragnęła w tej chwili pokoju. Zapominała o stratach i zmęczeniu, z jakimi zmagała się jej ojczyzna. O trudach, jakie przyniosły ze sobą walki, o zniszczeniach, głodzie i strachu, jakie od lat trawiły kontynent. Myślała jedynie o tym, jak skruszyć zawarty kilka minut temu sojusz, jak zmiażdżyć to, na co przystał Mors, wykazując wszem i wobec, że Dorne nie godzi się z decyzjami swego władcy.
Czyż nie miała idealnej okazji, mogąc przebywać sam na sam z mężczyzną, który pośrednio był odpowiedzialny za całe to zamieszanie, obracające jej świat w ruiny? Być może gdyby nie pochłaniały ją tak bardzo własne odczucia, pełne żalu, goryczy i nieokiełznanej furii, dostrzegłaby, że smoczy książę jest w niemalże w takiej samej sytuacji, co ona. Wzajemna niechęć, którą wszakże każde z nich niemalże ociekało, wymieniając ze sobą spojrzenia, groźby i niewypowiedziane obietnice, była dostatecznym dowodem na to, że byli tylko pionkami w grze głupców.
Kącik jej ust drgnął nieco, w pragnącym wyjść na światło dzienne grymasie, dalekim od uśmiechu czy pobłażania. Choć za nic nie pragnęła dać mu jakiejkolwiek satysfakcji, w ciemnych ślepiach błysnął niemy zarzut. Rozjuszona bynajmniej nie jego szczerością, na którą była wszakże przygotowana po doświadczeniu kilku minut rozmowy z nim, co bezpośredniością, powstrzymywała się od kolejnej pokusy zrobienia mu jakiejkolwiek krzywdy, o ile na jakąkolwiek mogła sobie w ogóle pozwolić, czy brać pod uwagę ewentualne jej powodzenie.
– A więc jesteś życzliwy? – wyrzuciła z siebie z cieniem okraszonego ironią śmiechu, nijak jednak rozbawiona, pełna raczej sarkazmu i niedowierzania. Był Targaryenem – w jej oczach bezwzględnym barbarzyńcą, skrywającym szaleństwo za bezprawnym dziedzictwem, które przywłaszczyli sobie z pomocą latających istot, dzierżąc w dłoniach jakieś niezrozumiałe, niepojęte prawo, na które powoływali się ilekroć któryś z władców budził w sobie kaprys podbicia kolejnych ziem.
Wciąż nie spuszczając wzroku z jego oczu, ledwo widocznie uniosła kącik ust ku górze. Perspektywa jakiejkolwiek katastrofy, która sprawnie oddzieliłaby ich dwójkę od wiążącego mariażu byłaby w tej chwili niemalże jak wybawienie. Księżniczka nie myślała jeszcze bowiem o tym, jak wiele ów pokój kosztował ich ziemie, dostatecznie poruszona osobistym frasunkiem, który rzecz jasna stał tuż przed nią.
– Niech Siedmiu ma nas w opiece, by tak się nie stało. Król byłby niepocieszony – westchnęła, pozwalając sobie niemalże na otwartą teatralność. Na kilka krótkich chwil zamilkła, skubnęła zębami dolną wargę, i zwróciła się ku niemu ponownie, tak gdyby przez ten moment zastanawiała się nad czymś intensywnie – Jeśli jednak nawet bogowie nie będą w stanie uchronić nas od tragedii, jeśli coś stanie na twojej drodze, byś mógł wziąć mnie za żonę... – rzuciła, decydując się na ironiczną wzniosłość, w międzyczasie wyswobadzając podbródek spod jego dotyku, by zaraz potem, wspiąwszy się nieco na palce, zmniejszyć dzielący ich dystans i nachylić do ucha Targaryena. Musnęła policzkiem kosmyki jego włosów, czubek nosa na ułamek sekundy otarła o płatek jego ucha, by wyszeptać nieopodal niego – życzę Ci, najdroższy, byś szczezł prędko, bym nie musiała przypływać i modlić się nad twym łożem o powrót do zdrowia.
Powrót do góry Go down
Aerys Targaryen
Aerys Targaryen
Wiek postaci : 25 dni imienia
Stanowisko : najmłodszy syn Królewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1131-aerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1153-aerys-targaryen

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth EmptyNie 23 Sie - 11:27

Jakkolwiek ta myśl drażniła niemal równie skutecznie, co osoba Dornijki, rzeczywiście znajdowali się w położeniu irytująco do siebie podobnym. Oboje zostali postawieni przed dokonaną już decyzją, która zdawała się być niemal niemożliwa do podważenia, a z którą żadne z nich nijak nie mogłoby się po prostu pogodzić. Tym bardziej myśl ta budziła złość, że nie sposób byłoby wyzbyć się skojarzenia z głupią lordowską córką, której jedyną powinnością było zawarcie słusznego małżeństwa, zgodnie z wolą ojca, brata, czy też kuzyna - w zależności od tego, pod czyją władzą pozostawałby jej los. W tym wypadku Targaryenowi pisany był mariaż w imię pokoju. Co gorsza, pokoju, w który wierzyć zdawali się jedynie Baelor oraz dornijski władca.
- Przyrzekam ci trzymać się życia wystarczająco uparcie, by móc w ten sposób w dostatecznym stopniu uprzykrzyć twoje - odparł na jej słowa, jeszcze przez chwilę pozwalając na to, by nadal trwali w tej nieprzystającej bliskości, którą ktoś postronny - gdyby tylko znalazł się w tej chwili w korytarzu - mógłby prawdopodobnie pomylić z intencjami dalece odbiegającymi od tych przyświecających obojgu. Dopiero po kilku uderzeniach serca, zanim ktokolwiek rzeczywiście mógłby stać się świadkiem ich rozmowy i dokonać tej niewłaściwej interpretacji, odsunął się od niej na stosowną odległość. Wciąż jednak czując nieustępliwe napięcie mięśni, które żywo domagały się wykorzystania nadarzającej się okazji w sposób właściwy. Tak niewiele przecież mogłoby wystarczyć, by w jednej chwili obrócić w niwecz dopiero co zawarty pokój oraz pozbyć się niewygodnego problemu w postaci przyszłej małżonki...
- Wybacz, księżniczko, że nie pożegnam cię osobiście, kiedy będziesz wyruszać w drogę powrotną - odezwał się jeszcze, nie będąc jednak w stanie zmusić się do fałszywego ukłonu, jaki mógłby odpowiednio ozdobić jego wypowiedź. - Obawiam się, że do tego czasu znajdę się już wystarczająco daleko od twojej osoby. Ufam jednak, że Siedmiu wykaże się dostateczną życzliwością, by pozwolić ci przepaść gdzieś pośród dornijskiego piachu i kurzu, byś nie musiała wracać tutaj ponownie.
Po raz kolejny, sugerując się jedynie wymuszoną uprzejmością zawartą w brzmieniu poszczególnych słów, prawdopodobnie można byłoby pokusić się o odczytanie ich w taki właśnie sposób. Pod warunkiem, że nie zwróciłoby się uwagi na samą ich treść. Choć i ta zdawała się przecież zawierać życzenie jak najbardziej korzystne dla nich obojga. Lub przynajmniej dla samego Aerysa, dla którego w istocie najdogodniejszym rozwiązaniem mogłoby okazać się to, w którym dornijska księżniczka - zgodnie z jego słowami - przepadłaby bez wieści tuż po powrocie na piaszczyste Południe.
Z każdą kolejną chwilą pokusa, by dać upust złości w sposób bardziej dosadny niż jedynie przepełnione niechęcią lub też fałszywą uprzejmością słowa, stawała się coraz bardziej paląca. Na tyle, by chwytając się ostatnich strzępków rozsądku, podjąć decyzję o pozostawieniu za sobą zarówno przyszłej małżonki, jak i Królewskiej Przystani, obłąkanego kuzyna i wszystkich jego irracjonalnych decyzji. Mimo, że wiedział doskonale, że to jedynie złudne i dość naiwne przekonanie, Smocza Skała coraz silniej kusiła w tej chwili swoim spokojem i możliwością odcięcia się od wszystkich wydarzeń tego felernego dnia. Zmusiwszy więc mięśnie karku do wykonania nędznej parodii ukłonu w kierunku księżniczki, odwrócił się, by odejść w głąb korytarza. I tak przecież stanowczo zbyt długo to odwlekał, pozwalając na to, by dość mocno Dornijka nadszarpnęła jego nerwy.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty
Temat: Re: No, I won't smile, but I'll show you my teeth   No, I won't smile, but I'll show you my teeth Empty

Powrót do góry Go down
 
No, I won't smile, but I'll show you my teeth
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» show us your claws

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: