Share
 

 Może coś nas łączy...

Go down 
AutorWiadomość
Aedion Targaryen
Aedion Targaryen
Wiek postaci : 27 dzień imienia
Stanowisko : Szlachcic, syn Krolewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1123-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1133-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1138-ci-ktorzych-kochamy-nigdy-nie-odchodzahttps://ucztadlawron.forumpolish.com/f15-kruki

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyNie 19 Lip - 11:34


3 DZIEŃ VIII KSIĘŻYCA 165
Ogrody Królewskie
Aedion Targaryen i Amaya Martell


Wczorajsza koronacja nie należała do udanych. Rodzinne kłótnie, knucia, propozycja ojca. Wszystkie emocje chyba opadły dopiero dzisiaj. Przechadzał się po Ogrodach Królewskich, chcąc choć trochę oczyścić myśli i zapomnieć o swoich problemach.
Wiedział doskonale, że ciąży na nim ogromna odpowiedzialność za królestwo. Choć tak naprawdę nie miał pojęcia co stanie się, gdy plan ojca dojdzie do skutku. Chcąc sobie wszystko poukładać usiadł pod drzewem w cieniu. Wiedział, że nie przystoi takie zachowanie synowi Namiestnika Króla, ale jak nikogo nie było w pobliżu, nie musiał przejmować się etykietą.
Po dość długim czasie poczuł czyjąś obecność i cień na swej twarzy. Westchnął i otworzył oczy, przed nimi ukazała się Księżniczka Dorne, przyszła żona jego brata. Na koronacji widział, że Aerys i ona mieli małą sprzeczkę, jednak nie chciał się wtrącać, bo uważał, że aranżowanie małżeństw nie przynosi nic dobrego. Mieszanie krwi Targaryenów z innymi rodami, było bezsensowne w szczególności, że żadne z nich nie zasiądzie na żelaznym tronie. Po chwili namysłu Aedion poderwał się na równe nogi i pokłonił się przed Amayą.
- Wasza Książęca Mość - powiedział poważnym głosem. - Czym sobie zasłużyłem na twoją obecność? - zapytał i skierował spojrzenie na jej twarz. Dornijki był naprawdę bardzo pięknymi kobietami, a Księżniczka Amaya szczególnie.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyNie 19 Lip - 14:08

To, co wydarzyło się poprzedniego dnia, wciąż wywoływało zawroty głowy młodej dziedziczki rodu Martell. Każda pojedyncza myśl w jej umyśle biła się z kolejną, chaos pustoszył resztki racjonalnego pomyślunku, siejąc bezład i nie pozwalając na jakiekolwiek próby racjonalnego przyjrzenia się sytuacji. Sytuacji, która w jej oczach była gorsza niż ukąszenie żmii, gorsza niż nóż wbity w plecy, gorsza niż najohydniejszy akt tchórzostwa. Zdrada, której dopuścił się jej drogi brat łączyła wszystkie możliwe okropności w jedno, wystawiając ją samą, jej najbliższych, ród, całą ojczyznę, którą tak ukochała, na pośmiewisko. Przeszłość, która zbudowała to, kim Martellowie byli dzisiaj, to, jaką potęgą emanowali stawiając każdy krok, została przesunięta na bok - ba, zignorowana, stłamszona, unicestwiona jak dogaszające ognisko.
Myśl, że była tylko pionkiem, kartą na drodze do żenującego pokoju, który był w jej mniemaniu niemożliwy do osiągnięcia, sprawiała, że momentami czuła obrzydzenie do samej siebie, w międzyczasie walcząc z ochotą zaciśnięcia długich, smukłych palców na szyi brata na tak długo, aż uleci z niego jego parszywe, chętne sojuszu życie. Wciąż jednak nie zdecydowała, czy bardziej pragnęła śmierci Morsa, śmierci naiwnego chłopca, który wszakże teraz był jej królem, czy śmierci przyszłego męża, z którym bezpośrednio po koronacji weszła w rozmowę daleką od miłej pogawędki, a nawet krótkiej wymiany słów z kimś z rodu, który pragnął jedynie jej zagłady, wolałaby uniknąć.
Jakimże więc paradoksem był fakt, że nawet spokojna przechadzka po królewskich ogrodach stawiała na jej drodze pułapki.
Królewska Przystań wywoływała w niej odruchy podobne do zdegustowania, o ile nie chęci wymiotów. I choć wiedziała, że pogoda w innych rejonach Westeros potrafi być okrutniejsza, momentalnie, gdy tylko postawiła stopę na obcej, wrogiej ziemi, zatęskniła za słonecznym Dorne. Tęskniła za nim z każdą kolejną minutą coraz bardziej, a po ogłoszeniu warunków pokoju między Dornijczykami a Koroną, zdawać by się mogło, że ów tęsknota rozedrze jej serce na wskroś. Ukojenia nie dawały trunki, nie dawały próby zabawienia jej przez służki z rodzinnych stron, nie dawały nawet spacery, bo kiedy Amaya stąpała między alejkami królewskich ogrodów, okiem pełnym rozgoryczenia i krytyki rozglądała się po okolicy, porównując każdy krzew, roślinę czy najokazalszy kwiat do tych tworów, które charakteryzowały jej ukochaną ojczyznę, i które na jej tle wypadały doprawdy żałośnie.
Ubrana w zdobioną symbolami Martellów suknię, przystanęła momentalnie, dostrzegając jasne pasma włosów nieopodal, które w jej głowie oznaczały zawsze tylko jedno – kłopoty. Krótkim ruchem dłoni i słowem, układającym się w prosty rozkaz, oddaliła od siebie dwie służki, które opuściły personę księżniczki, zajmując miejsce nieopodal wejścia do Królewskich Ogrodów.
Podbródek kobiety drgnął ku górze, kiedy tylko przyszły szwagier skłonił się przed nią, zwracając w jej stronę.
– Książę – rzuciła krótko i dygnęła, praktycznie ledwo zauważalnie, nie chcąc być mu dłużna, czy wywoływać sprzeczek, których po wczorajszym wieczorze z białowłosymi przedstawicielami miała dosyć – Zapragnęłam nieco pozwiedzać królewski...gaj. I porównać go z tymi, które znam ze swych stron. – wyjaśniła krótko, musząc doprawdy mocno pilnować własnego języka, by nie wspomnieć o młodszym bracie mężczyzny stojącym przed nią – Jeśli przeszkodziłam w książęcej...kontemplacji, pozwól, Panie, że się oddalę, byśmy nie musieli...wchodzić sobie wzajemnie drogę.
Powrót do góry Go down
Aedion Targaryen
Aedion Targaryen
Wiek postaci : 27 dzień imienia
Stanowisko : Szlachcic, syn Krolewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1123-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1133-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1138-ci-ktorzych-kochamy-nigdy-nie-odchodzahttps://ucztadlawron.forumpolish.com/f15-kruki

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyNie 19 Lip - 14:36

Patrząc na dostojną i dumną pozycję Księżniczki, w kącik jego ust powędrował delikatnie ku górze. Martellowie nie znosili jego rodu, po wielu bitwa parę lat temu. W sumie nawet im się nie dziwił, ponieważ za porozumieniem z Baelorem musieli się ukorzyć. Ojciec chcąc naprawić ich relacje wydał swojego najmłodszego syna za księżniczkę. Aedion wątpił by to wszystko coś dało, ponieważ znał brata. Ich wczorajsza wymiana zdań pokazała, że długo będą się docierać jako małżeństwo. Amaya nie kryła niechęci do Targaryenów i Aedion to rozumiał. Wszystkie jej negatywne emocje jakie w niej wzbierały, były całkowicie uzasadnione. Mając na uwadze wszystkie wcześniejsze wydarzenia, Aedion bardzo chciał być kimś w rodzaju dobrego braciszka. Sam kiedyś przeżył zaaranżowane zaręczyny, jednak los chciał, że jego chorowita dama zmarła na krótko przed ślubem.
- Jestem rad, że zaszczyciłaś mnie swą obecnością Księżniczko - mimo wszystko jego słowa były prawdziwe. Znał uczucia, które zawładnęły uczuciami Amayi. Jednak zastanawiał się czy dornijka będzie chciała z nim o tym porozmawiać. Nie chciał się narzucać, bo nie wypadało. - Tutaj ogrody nie są tak piękne jak w Dorne - oznajmił z uśmiechem. Widział kiedyś ogrody w Słonecznej Włóczni. One zawsze robiły na nim cudowne wrażenie. - Moja kontemplacja nie była niczym ważny, Wasza Książęca Mość. Jeżeli jesteś chętna Pani, z miłą chęcią pokażę ci tutejsze ogrody - delikatnie wysunął łokieć w jej stronę, pokazując jej, żeby złapała go pod ramię.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyNie 19 Lip - 15:27

Amaya nie zastanawiała się nad tym, jak winno wyglądać jej małżeństwo, czy też ile księżyców bądź dni imienia będzie musiało upłynąć, by znalazła nić porozumienia ze swym drogim mężem. Jej głowę zaprzątały zgoła inne rozmyślania, opierające się na wizjach dość makabrycznych, do których na pewno należało knowanie, w jaki najbardziej odpowiedni, a przy tym prowadzący do wojny sposób, mogłaby pozbyć się swego wybranka, tym samym jasno i wyraźnie ukazując całemu Westeros, czymże jest Dorne i udowadniając, iż perspektywa zgięcia kolana na dobre przed Smoczym Królem jest abstrakcją, mrzonką i ułudą, w której zapragnął żyć zarówno jej brat, jak i sam Król, ubierając ów naiwność w wartości Wiary, potrzebę pokoju i odbudowy. Pokoju owszem potrzebowali – Królewscy uzurpatorzy. Amaya była pewna, że w razie walk, Dorne poradziłoby sobie; ze stratami, zasobami, ze wszystkim. Radzili sobie za każdym razem, przelewając morze krwi, poświęcając wszystko co mieli w imię własnej potęgi. Wszystko po to, by Mors Martell pokornie złożył całe to poświęcenie, krew, pot, łzy, dziedzictwo całego Południa u stóp chłopca, który nie miał pojęcia, czym jest wojna, a przede wszystkim – czym jest Dorne. I do czego Dorne jest zdolne.
Uśmiech, a następnie dość łagodne, wręcz przyjazne usposobienie, którego przejawy wykazywał przed nią syn Namiestnika, sprawiały, że Amaya instynktownie zmrużyła nieco ciemne ślepia, gotowa w każdej chwili na kolejny nóż wbity w ciemne plecy. Był Targaryenem – nieważne jaki grymas szczyciłby jego oblicze, jak dobre na pozór intencje czaiłyby się w fiołkowych tęczówkach, jak urokliwy uśmiech wpełzłby na jego wargi – krew miał w jej mniemaniu tak paskudną i złowieszczą, że w chwili konieczności, uczyniłaby wszystko, by ją upuścić.
Kącik jej ust drgnął ku górze, w dość wyuczonym i dyktowanym manierami uśmiechu, kiedy usłyszała komplement w stronę jej ojczyzny. Nie musiała się z nim zgadzać czy też nie, Dorne zaiste miało ogrody zapierające dech w piersiach wszystkim mieszkańcom Westeros.
Wyciągnięte w jej stronę ramię, choć było czynem naturalnym i takim, do którego nawykła, nie mogło obyć się bez aury podejrzliwości, zważywszy na to do kogo ów łokieć należał. Zamrugała kilkukrotnie, na moment przegryzając wargę, by niedługo później delikatnie ująć ramię mężczyzny. Wszystko było tylko grą, cyrkiem, pokazem umiejętności aktorskich. Ale choć znała to wszystko od maleńkości, przebywanie niemalże sam na sam z Targaryenem, na wrogiej ziemi, bez osób, które w razie zagrożenia poczyniłyby wszystko w jej obronie, napawało ją sporą dozą niepokoju.
– Wybacz mi nietakt, że zapytam, Panie, ale czy chęć spędzenia czasu u mego boku, to wyraz płynący z poleceń bądź próśb twego brata, czy zwyczajnie przemawia przez Ciebie życzliwość i gościnność? – nie było dla niej nic dziwnego w tym, że momentalnie wyczuwała spisek w tym, jakże paradoksalnie zwyczajnym, zachowaniu. Ale nawet pod pryzmatem oprowadzenia przyszłej bratowej po ogrodach, które – cóż, według założeń absurdalnego Pokoju miały niedługo zostać częścią jej domu, nawet pod przykrywką życzliwości przyszłej rodziny, mogło czaić się cokolwiek. Po wczorajszej uczcie przekonała się, że nawet ktoś, kogo znało się od maleńkości, był w stanie zdradzić bez mrugnięcia okiem. Czegoż więc mogła oczekiwać od swego arcywroga?
Powrót do góry Go down
Aedion Targaryen
Aedion Targaryen
Wiek postaci : 27 dzień imienia
Stanowisko : Szlachcic, syn Krolewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1123-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1133-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1138-ci-ktorzych-kochamy-nigdy-nie-odchodzahttps://ucztadlawron.forumpolish.com/f15-kruki

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyPon 20 Lip - 19:55

Aedion czuł tą niechęć w stosunku do jego rodziny. No cóż nie każdy rozumiał postępowanie Targaryenów w relacje polityczne, bo sam syn Namiestnika tego nie pojmował. Życie na zamku nie było łatwe, ponieważ przebywał w Czerwonej Twierdzy tylko dlatego, iż ojciec go o to prosił. Chciałby zachować choć trochę pozory normalności lub żyć w mniej znaczącym rodzie, którego jedynym problemem byłyby zapasy żywności na nadchodzącą zimę. Realia królewskiej rodziny były inne, każdy członek tego rodu musiał uważać na każdego, kto tu przebywał. Reakcja Księżniczki była więc zrozumiała, przebywała między ludźmi, którzy wyrządzili wielką krzywdę jej rodzinie. Sam nie wiedział jakby zareagował na zaaranżowany ślub z wrogiem, mimo iż znał brata to wiedział, że oboje nie byli przychylni decyzji ich rodzin. Targaryen widział reakcje na samą myśl o tym, że Amaya jest wśród osób którym nie ufa, każdy jej gest, spojrzenie i nawet ton głosu to wykazywał.
- Jestem świadomy tego jak bardzo nienawidzisz mojej rodziny, ale jeśli chodzi o moje zainteresowanie Twoją osobą droga Księżniczko, to nie mają one nic wspólnego z Aerysem - powiedział i spojrzał na nią. Nie miał pojęcia jakie uczucia aktualnie nim rządzą. Wiedział tylko, że było mu szkoda młodych ludzi, których zmuszą do poczęcia kolejnych potomków swoich rodów. Amaya trochę pod tym względem przypominała mu samego siebie, kiedy miał wziąć ślub z dziewczyną z mniej znaczącego rodu. Niestety zmarła i było to takie szczęście w nieszczęściu.
- Wasza Książęca Mość nie musi martwić się o złe intencje mojej osoby - oznajmił jej i ruszył powolnym krokiem w stronę drzew oliwnych. Przez chwilę milczał, nie chciał narzucać jej swojej rozmowy, ale nie chciał też by Dornijka czuła się źle w jego towarzystwie, bo i tak już miała dość złowrogie nastawienie do jego propozycji.
- Myślę, że pozwolisz mi na szczerość w tej sytuacji - zaczął po krótkim przemyśleniu - po prostu widzę siebie jeszcze parę lat temu, kiedy też chcieli mnie zmusić do ślubu z kobietą z innego rodu - dodał. Nie wiedział też na ile może sobie pozwolić ze szczerością. Wiedział, że każde zdanie jakie by wypowiedział, będzie przez Księżniczke odebrane negatywnie. W sumie nawet nie chciał wierzyć w to, że przez jego osobę Amaya choć trochę zmieni podejście do jego rodziny, w którą bądź co bądź będzie musiała wejść wbrew swojej woli.
- Jako Królewskie rodziny, nie mamy wyjścia co do niektórych decyzji naszych Królów - westchnął przypominając sobie wczorajszą rozmowę z ojcem - Namiestnikiem Króla. - Niestety, ale na nasze barki spadają największe problemy naszych rodzin - dodał patrząc przed siebie.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyWto 21 Lip - 14:55

Było już za późno na plucie sobie w brodę. Na nic zdałoby się gdybanie nad tym, co by było, zastanawianie się, jakąż to głupotą się wykazała, zgadzając na podróż do Królewskiej Przystani u boku brata. Z drugiej strony, czy wolałaby dowiedzieć się tego wszystkiego od osób trzecich? Bądź dumnego z siebie Morsa, który ubrałby obrzydliwą zdradę w wytłumaczenia oparte na głębokiej wierze i chęci pokoju? Na własne oczy mogła obserwować obłęd, szaleństwo własnego brata, a wizje, które nawiedzały ją co krok nie pozwalały na spokój. W Morsie Martellu płynęła valyriańska krew. Amaya nie widziała innego wyjścia – to ta krew musiała doprowadzić go do wariactwa. Do zdrady, zatracenia własnego ja, ośmieszając nie tylko jej ojczyznę, ale i ją samą – siostrę, która z samego faktu krwi była mu droga.
Słowa Targaryena sprawiły, że dornijska Księżniczka musiała powstrzymać samą siebie przed nieuprzejmym prychnięciem, czy też parsknięciem przesyconym sarkazmem śmiechem, nijak jednak rozbawionym.
– Śmiem twierdzić, drogi Książę, że nijak nie jesteś świadomy tego jak wielka jest moja, i mego ludu nienawiść. – rzuciła krótko, zadzierając nieco podbródek ku górze i przenosząc wzrok z bladego lica mężczyzny na ogrodowe włości. Był tak naiwny, czy tak bezczelny, sądząc, że nabierze się na tego typu słowa, że porzuci swoje przekonanie o rodzie Smoków? Amaya doprawdy nie wiedziała, jak winna była zareagować za te próby, w jej mniemaniu, zwodzenia jej. A może Aedionowi również udzieliło się szaleństwo jego Króla, i jej brata? Może również zapragnął pokoju za wszelką cenę?
Zmrużyła podejrzliwie ciemne ślepia, na nowo przenosząc ich spojrzenie na sylwetkę swego rozmówcy, a zapewnienia płynące z jego ust nawet na ułamek sekundy nie uspokoiły jej bacznych, najeżonych wręcz wyobrażeń. Przystanęła na moment, zapominając na chwilę o krzewach, oliwnych drzewach i kwiatach, które – prawdę mówiąc – w obecnej sytuacji nijak i tak ją interesowały. Zamrugała kilkukrotnie, jakby ten krótki trik miał rozjaśnić jej umysł, dowieść tego, że stojący przed nią Targaryen w rzeczywistości nie wymówił tego wszystkiego, że tylko się przesłyszała.
– Z całym szacunkiem, ale nie wiem jakim cudem, prawem bądź czymkolwiek innym, śmiesz, mości Książę, porównywać nas do siebie – wypowiedziała z wyrzutem, a dyplomatyczny, momentami wręcz uroczy ton głosu, ustąpił miejsca swoistemu syczeniu – Nie wiesz o mnie, o mym kraju, a także sytuacji niczego. Poza tym, jak najefektywniej nas ranić, pragnąć upokorzyć i zabić. Chcieć obedrzeć z godności. Łupić, grabić i próbować złamać. W imię czego? – syczenie momentalnie przerodziło się w chłód, tak niecodzienny dla mieszkanki Południa – Nie porównuj mnie do siebie, Panie, bo dalekie jest to od prawdy, jakkolwiek nie próbowałbyś jej naciągać na własną korzyść. – stwierdziła, wyswobadzając, delikatnie acz stanowczo ramię spod tego należącego do mężczyzny – Nie mogę uwierzyć, że po tym, cóż uczyniliście memu rodowi, memu kraju, mej matce...Czyż nie uczestniczył żeś, drogi Książę, w Podboju mej ojczyzny? – zarzuciła, zaciskając szczękę i uporczywie spoglądając we fiołkowe oczy, bez cienia strachu, nawet na ziemi, w której zagłada mogła ją spotkać w każdej minucie – Niech Siedmiu ma mnie w swej opiece, ale prędzej bym skonała, niźli stwierdziła, że cokolwiek łączy mnie z Tobą, Twym rodem, bądź życiową tragedią, którą, według twych słów, rzekomo przeżywasz.
Powrót do góry Go down
Aedion Targaryen
Aedion Targaryen
Wiek postaci : 27 dzień imienia
Stanowisko : Szlachcic, syn Krolewskiego Namiestnika
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1123-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1133-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1138-ci-ktorzych-kochamy-nigdy-nie-odchodzahttps://ucztadlawron.forumpolish.com/f15-kruki

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptyWto 21 Lip - 18:46

Książę wiedział, że dornijka jest czasami bezczelna, że ma cięty język. Była taka zawzięta jeśli chodzi o jej racje, niby myślała o swym narodzie, a tak naprawdę nie wiedziała nic o życiu. Jej brat był władcą, który jako jedyny chciał zaprzestać rozlewu krwi, nie chciał aby ginęły tysiące ludzi. Była egoistką, która fakt kochała swoich ludzi, ale ta miłość i wściekłość za razem zasłoniła jej oczy. Wolała przelać krew swych poddanych niż pozwolić im żyć, bo duma rodu Martellów była ważniejsza. Nigdy nie chciał aby ktoś oceniał go po pozorach swojej rodziny, szczerze tego nie znosił, a Księżniczka zrównała go z błotem, bo uważała się za lepszą. Jednak nie chciał się zniżać do jej poziomu, stanął przed nią dumnie i z powagą. Nie lubił okazywać emocji w dość nagły sposób.
- Masz racje, nie masz za grosz poczucia bezpieczeństwa wobec swego ludu. Wolisz przelewać ich krew niż zapewnić im dotyk bezpieczeństwa. Mości Księżniczka wybacz moje nietaktowne zachowanie, ale jeżeli ktoś nie ma szacunku do mnie, nie jestem mu tego winien. Może i nie jestem osobą rozważną, ale masz racje nie jesteśmy za grosz do siebie podobni - powiedział z nutką wrogości, nienawidził kiedy ktoś na siłę chciał mu udowodnić, że jest potworem. Tak naprawdę go nie znała, oceniała jego lodzi nie znając swoich. W tym momencie przypomniała mu się dziewczyna z Dorne.
- Łatwo przychodzi ci ocenianie moich ludzi, jeżeli nie znasz swych własnych - patrzył jej w czarne oczy, które aż biły wrogością - Fakt byłem na poprzedniej wojnie z bratem Baelora. Kiedy ty byłaś bezpieczna w Słonecznej Włóćzni, to ja patrzyłem jak ginęli ludzie. Nie znasz mnie, a oceniasz. Na tej wojnie poznałem wspaniałą kobietę, dornijkę i wiesz kto ją zabił? Nie rycerze z Królewskiej Przystani, nie wojsko twojego brata, a jej własny brat, który powinien ją bronić, a nie wyzywać od kurew. Przy mnie rozebrał ją do nagości kazał patrzeć na jej śmierć, tylko dla tego, że między nami zaiskrzyło. Więc proszę cię nie mów mi, że twój lud Mości Księżniczko jest bez skazy, skoro własny brat potrafi być tak okrutny wobec siostry. - jego wzrok był i ton głosu przepełniał gniew. Nienawidził mówić o tym co wydarzyło się w Dorne.
- Mówisz, że to my skrzywdziliśmy Twój naród, obwiniasz mnie, więc ja też mam do tego prawo? - zapytał ironicznie. - Mam prawo do tego aby powiedzieć, że to przez was Maya straciła życie, bo jej własny brat okazał się okrutny. Powiedz mi w czym ty jesteś lepsza ode mnie, Aerysa, Baelora czy Morsa? Przez pewien moment współczułem ci, że musisz brać ślub z moim bratem w imię politycznego pojednania - wyznał. Był na siebie wściekły, że przez ułamek sekundy było mu przykro z powodu tragedii Amayi. Teraz jednak wiedział dlaczego Mors chciał pozbyć się siostry z Dorne, wiedział jakich problemów może mu natworzyć.
Powrót do góry Go down
Amaya Martell
Amaya Martell
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Księżniczka Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1147-amaya-martell#8806https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1154-amaya-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1196-all-you-restless#9529https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1199-korespodencja-amayi-martell#9597

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... EmptySro 22 Lip - 21:17

Czego warty był pokój, kiedy zbudowano go zdradą, ułudą i kłamstwem? Jaką miał wartość, jeśli jego powstanie zgniatało cały wysiłek, poświęcenia pokoleń, wartości i idee, jakie Południe wyznawało od wieków?
Amaya nie widziała sensu w bezustannym rozlewie krwi. Nie widziała sensu w krwawych jatkach, rzeziach niewinnych ludzi, którzy – najczęściej – znajdowali się po prostu w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Ale miała swój honor. Honor i dumę, które zakorzenione w niej były od maleńkości. Jakże mogłaby się wyrzec – własnej rodziny, wartości, własnego ja, nieważne, jaką cenę by jej to gwarantowało?
Tylko głupiec mógł myśleć, że absurdalny, śmieszny pakt pomiędzy Smoczym Królem a Morsem Martellem jest coś wart. Że wytrzyma, zarówno z uwagi na dumę, jak i czas – choć tego, w mniemaniu Amayi, Dornijczycy nie potrzebowali wiele, by zbuntować się przeciwko Księciu. Własny władca wystawił ich na pośmiewisko. Tak, jakby nic nie znaczyli. Jakby ziemia, którą oni, ich ojcowie, dziadkowie i pradziady, a przyszłości ich synowie, plamili krwią, potem i łzami – jakby ziemia ta i poświęcenie, jakim nasiąkła, nie znaczyła kompletnie niczego.
– Jak bardzo zatem ty, drogi Książę, znasz własny lud? Bynajmniej nie ten królewski, którym otaczasz się od lat najmłodszych? – rzuciła z sarkastycznym rozbawieniem, nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Jakże mógł opowiadać jej o tym, czego dopuszczali się jej ludzie, kiedy to smoczy ogień pragnął trawić wszystko na swej drodze, nie zważywszy na kobiety, dzieci czy starców. Chwała Siedmiu, że ulitowali się nad Westeros, zgadzając się na upadek jaszczurzych istot. Bez nich Targaryeni byli tacy jak każdy inny ród, jedynie ukryci za powłoką obłudy, którą nazywali tradycją. Jedyną tradycją w oczach Amayi, którą wiernie byli w stanie dotrzymać, było kazirodztwo.
Brwi dornijskiej Księżniczki zmarszczyły się wyraźnie, tak, jakby Martellówna zastanawiała się, czy jej rozmówca ma dziwaczne poczucie humoru, czy może rzeczywiście przemawiało przez niego rodowe szaleństwo. Czymże było życie jakiejś ladacznicy w obliczu władców Dorne? Czymże było jego, rzekomo, złamane serce, przy zniszczeniach, jakie poniosło Południe, tylko ze względu na chore ambicje Smoczych uzurpatorów? Imię południowej kobiety, które przytoczył Aedion, a która rzekomo była jego kochanicą, sprawiło, że Amaya nie powstrzymała się od wywrócenia ciemnymi ślepiami.
– Jakże więc musisz być ślepo zapatrzony w samego siebie, Panie, że przyrównujesz życie jednostki, nieważne skądże by nie pochodziła, do losów całego narodu. Sądzisz więc, że śmierć jakieś dziewki jest równie warta co śmierć tysięcy ludzi? Co śmierć mojej matki? – syknęła, unosząc brew ku górze i wbijając uparte spojrzenie w bladą twarz mężczyzny. Jej podejrzliwość sprzed kilku chwil momentalnie zmieniła się w oburzenie. Mogła się tego spodziewać. Wszyscy byli siebie warci.
– Pragnę Ci przypomnieć, drogi Książę, jeśliś nie był dość uważny na lekcjach historii dziejów tegoż zacnego kontynentu – zaczęła oschle, odsuwając się od niego zauważalnie, jakby samo przebywanie w jego towarzystwie zaczęło jej wyraźnie doskwierać – To nie my rozpoczęliśmy tę wojnę. Nie my zapragnęliśmy niemożliwego. Ale zaufaj mi, słodki Książę, że to my będziemy tymi, którzy zakończą tę absurdalną przepychankę. – wyznała, składając mu obietnicę, którą wraz ze swym ludem złożyła Targaryenom już dawno temu, nieważne czegoż dopuścił się jej drogi brat. Wciągnęła chłodne, północne powietrze z cichym sykiem, przez kilka krótkich chwil mierząc jasnowłosego spojrzeniem pełnym wzburzenia.
– Żyj dalej w swej egoistycznej ułudzie. Rozpaczaj, buntuj się, bo ktoś ocenia cię przez pryzmat swego władcy. Może wcale nie jesteś takim patriotą, za jakich was mają? – rzuciła, z cieniem chytrego uśmiechu czającym się na pełnych wargach – Jeśli ktoś sprzątnie z powierzchni ziemi Naszego Drogiego Króla, w imię pokoju i bezpieczeństwa, rzecz jasna, wciąż będziesz taki rad na ów przymierza? – dodała po chwili, by ostatecznie pokręcić głową z powątpiewaniem. Nie zastanowiwszy się długo, nie zaprzątając sobie głowy nawet odpowiednim pożegnaniem, odwróciła się od Aediona i pewnym siebie krokiem ruszyła w stronę wyjścia z ogrodów, zaciskając usta w wąską linię, i po raz tysięczny, przeklinając w myślach całą smoczą nację.

zt x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Może coś nas łączy... Empty
Temat: Re: Może coś nas łączy...   Może coś nas łączy... Empty

Powrót do góry Go down
 
Może coś nas łączy...
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: