Share
 

 The voices of cold reason were talking, as usual, to deaf ears

Go down 
AutorWiadomość
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

The voices of cold reason were talking, as usual, to deaf ears Empty
Temat: The voices of cold reason were talking, as usual, to deaf ears   The voices of cold reason were talking, as usual, to deaf ears EmptyPon 10 Lut - 12:24


VII księżyc 165 p.P.
Słoneczna Włócznia
Sylva & Trystane Martell


Piach wciąż jeszcze chrzęścił między zębami, gdy z głośnym klapnięciem opadła poduszce położoną na plecionej pufie, którą ustawioną w cieniu rozłożystego drzewa pałacowych ogrodów. Skrawek cienia, który dawało, stanowił przyjemną odmianę od palących promieni słonecznych, które jeszcze chwilę temu spływały po rozwianej ciemnej czuprynie i rozgrzewały niemal nieprzyjemnie skórę. Dni, jak ten należały do jednych z najprzyjemniejszych - niemalże pozbawione nużącego teoretyzowania pod okiem tutorów, a za to wypełnione kolejnymi praktycznymi zajęciami. Wcześnie rano, ledwo ognista kula wychyliła się zza widnokręgu, dziewczę stanęło pewnie na dziedzińcu z zebranymi w luźną kitkę włosami i zaciśniętymi w wąską kreskę ustami, gdy w skupieniu mierzyła się na włócznie ze stojącym przed nią oponentem. Był większy od niej, silniejszy i o wiele bardziej zaznajomiony z walką, a jednak nie dawała się zdemotywować i przez najbliższą godzinę dzielnie stawała w szranki, świętując nawet draśnięcie go choćby samym końcem ćwiczebnej broni. W tym jednym względzie Sylva potrafiła nacieszyć się małymi zwycięstwami, wszak na większe raczej rzadko kiedy miała okazję liczyć - regularne rozkładanie trenera na łopatki znajdowało się raczej w sferze odległych planów, za to ona sama regularnie lądowała na wydeptanej ziemi dziedzińca.
Szczęśliwie nawet poobijana nie zniechęcała się, zwłaszcza gdy przed południem czekały ją jeszcze jedne ćwiczenia, tym razem wiążące się z oporządzonym już i osiodłanym wierzchowcem z książęcych stajni. Tym razem jedyny kontakt z ziemią od momentu, gdy zasiadła pewnie na końskim grzbiecie, miały stanowić drobinki piasku, które wypadając sprzed końskich kopyt, ilekroć przegrywała ich mały wyścig, smagały jej twarz, niczym setki małych igiełek. Kolejny z motywatorów, by nie pozostawać w tyle, który miał pozostać z nią na długo po tym, gdy zakończyli przejażdżkę, a ona odnalazła swą drogę do tego zacisznego fragmentu zieleni położonego w murach twierdzy. Podciągnęła nogi, krzyżując je, a następnie zawołała jednego z krzątających się zawsze gdzieś w okolicy służących, polecając, by przyniósł jej coś do picia i już po chwili mogła cieszyć się przyjemnie pachnącym napojem stanowiącym klasyczną mieszankę winogronowej melasy, daktyli i różanej wody.
Gdzieś ponad nią zaskrzeczał ptak, a zadzierając głowę mogła dostrzec pstrokate pióra prześwitujące między liśćmi drzewa. Gdyby tylko miała nieco ziarna być może skusiłaby skrzydlate stworzenie do zejścia niżej, by lepiej mogła się mu przyjrzeć. Ogród stanowił dom dla wielu stworzeń, częściowo sprowadzonych zza Wąskiego Morza - czuły się tu dobrze i ani myślały go opuszczać, choć nie trzymały ich tu żadne łańcuchy ani kraty. Ona sama nie była wciąż pewna, czy należała do tego grona. Oczywiście, Słoneczna Włócznia dawała jej mnóstwo swobód; wolności nawet większej, teraz gdy Południe raz jeszcze zrzuciło z siebie jarzmo okupacji. Nie było już obcych żołnierzy patrolujących okolice; nieznających ich zwyczaje zarządców i szpicli, gotowych donieść na zachowujących się niewłaściwie dornijczyków, obawiając się ich zdrady. Mimo to perspektywa choćby kilkudniowego wyjazdu do Królewskiej Przystani okazywała się dla niej zaskakująco nęcąca. Sama nie była pewna, co właściwie tak bardzo korciło w stolicy Sześciu Królestw, biorąc pod uwagę, że właśnie tam znajdowała się siedziba rodu, którego reprezentant doprowadził do wyrządzenia tak wielu krzywd jej własnemu ludowi. Może pragnęła raz jeszcze zyskać okazję do ponabijania się z mężczyzny, z którego swego czasu kpiła cała szlachta Dorne obserwując jego szaleńcze działania związane z wypuszczeniem więźniów, pieszą pielgrzymką, a w końcu uwolnieniem kuzyna z klatki ponad dołem wężów. Pamiętała jakim chuchrem był wówczas - widok podobnie żałosnej osoby na Żelaznym Tronie z pewnością byłby satysfakcjonujący. Do tego według wszelkich opowieści Królewska Przystań była miastem nadwyraz specyficznym - tłocznym, brudnym, o ciężkim i wilgotnym powietrzu, zupełnie innym od tego jej doskonale znanego. Być może udałoby jej się poznać i teren poza murami zamku, namawiając do niewielkie eskapady któregoś z krewnych czy choćby strzegącą ich wszystkich straż. Nadszedł już zapewne czas, by przestać obijać się w ogrodach i zagonić służbę do pomocy w pakowaniu na wyjazd, ale mogło to zaczekać, choć jeszcze te parę minut, w których czasie oddałaby się lenistwu i degustacji napoju.
Powrót do góry Go down
 
The voices of cold reason were talking, as usual, to deaf ears
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: