Share
 

 Baenar "Willow Knight" Dreadfyre

Go down 
AutorWiadomość
Baenar Dreadfyre
Baenar Dreadfyre
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Rycerz, syn Aemonda
Miejsce przebywania : Obecnie Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t577-baenar-willow-knight-dreadfyrehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t607-baenar-dreadfyrehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t636-baenar-dreadfyre#1336

Baenar "Willow Knight" Dreadfyre Empty
Temat: Baenar "Willow Knight" Dreadfyre   Baenar "Willow Knight" Dreadfyre EmptyPon 16 Gru - 2:11


Baenar "Willow Knight" Dreadfyre
Pod jedną wierzbą wszyscy kiedyś spoczniemy.


130 oP, 22 dzień czwartego księżyca
Wolny
Dorzecze
Bękart Strong
Siedmiu - Agnostyk
179 | 89
ft. Robert Pattinson

Statystyki
Siła: 74
Precyzja: 71
Zręczność: 62
Zwinność: 31
Inteligencja: 50
Odporność: 60

Żywotność: 110
Wytrzymałość: 90
Umiejętności
Blef - 50
Charyzma - 35
Jeździectwo - 60
Logika - 14
Mistycyzm - 27
Podszywanie się - 50
Broń Sieczna - 80
Broń Obuchowa - 55
Etykieta - 33
Heraldyka - 40
Pływanie - 26
Biografia

Przychodzi rycerz do karczmy i…

Kiedy tylko odłożył swój hełm na stół obok siebie, Godry już podsuwał mu kufel z piwem, przesiadając się naprzeciw niemu. Godry miał już jakieś… dziewiętnaście, może dwadzieścia lat. Ale zawsze jakoś udawało im się spotkać na szlaku. Przejechał ręką po stole, podsuwając monetę do stojącego barda, który zaczął grać wojenną pieśń. A oni mogli zacząć.
Nie wiedział jak zacząć, było to na tyle niezręczne, że od dawna nie opowiadał nikomu o sobie. Jego jedno, bardziej ciemnofioletowe oko zerknęło na ludzi wokół. Zbliżył się głową bliżej Godry’ego i… wciągnął powietrze.
To zabawne. Matka mi mówiła, że mój ojciec nie miał lewego oka, a zamiast niego w oczodole spoczywał szafir. Że niby to pamiątka po nim, że niby czuwa nade mną. Ale jedno jest pewne - jestem w połowie smokiem. Synem bękarciej córki, ale też i synem jeźdźca. I niech mnie teraz coś walnie, ale chciałbym poczuć się jak smoczy jeźdźcy. Matka mówiła, że to wspaniałe uczucie — upił łyk z kufla, zanim oczyścił gardło przed kolejnym wypuszczeniem słów. Zakrył jednak hełm szmatami, nie chcąc kusić losu. Miał nadzieję, że jednak nikt więcej oprócz Godry’ego nie wzbudził swojej wewnętrznej chęci zbadania kto siedzi przy oknie karczmy “Galopującego Burzowca”. — A więc… zacznijmy od początku.

...zaczyna opowieść...

Godry poprawił się w siedzeniu, tak samo jak zresztą złotowłosy przeglądając za oknem i w karczmie czy ktoś ich nie podsłuchuje. Jego mówca zassał dolną wargę, stukając srebrnym jeleniem o blat stołu, zaraz jednak odgarniając kosmyk za ucho. Czarnym okiem zerknął w swoje odbicie. Jego uroda faktycznie była po tej stronie bardziej egzotycznej.
Wtedy nadal szalała wojna, ale powoli już cichło. Kiedy dzwony mówiące o śmierci Rhaenyry Targaryen brzmiały już w całej Królewskiej Przystani, moja już dawno uciekła z Harrenhal i przez dwa lata błąkaliśmy się po Dorzeczu. I w miarę jej się to udało, ale… nie potrafiła nadal otrząsnąć się ze śmiercią ojca. Bo wtedy… — wziął głęboki wdech i wydech, starając sobie przypomnieć to co mu mówiła matka. Trochę już zapomniał. Zaraz jednak lekko potrząsnął głową i popił piwa. — Tak, przypominam sobie, że mówiła o mojej zimowej chorobie. Że cudem udało się jej mnie uratować, gdy błąkaliśmy się po Dorzeczu. Wtedy… otoczyli ją ludzie Vance’ów z Atranty. Pochwycili ją i powiezli do zamku. Coś mi jeszcze mówiła… A tak, że dzięki temu, że akurat zmarł im maester… lord Vance pozwolił nam tam zostać w zamian za usługi. Ponoć był też zainteresowany historiami mojej matki. Cóż… nie dzieliła się ze mną szczegółami. — Godry słuchał go bardzo uważnie. Tak bardzo uważnie, że na lekko przystrzyżonych wąsach pozostawała resztka piany z kufla. Zebrał ją jednak językiem i zaraz wrócił do słuchania. Baenar parsknął cicho. — Powiem Ci, że to były całkiem dobre lata. Lord Vance jakoś nie traktował mnie gorzej. Nawet powiedział, że mogę bawić się z jego dziećmi. Całkiem w porządku facet. Ale tylko wtedy, kiedy nie było ważnych gości. Wtedy musiałem stać się Axellem, pomocnikiem kuchennym i starać się pomagać mu. Matka też jednak miała wobec mnie plany... — Tutaj nic nie mówił, chociaż w głowie wiedział o co chodziło. Zainteresowany tym całym mistycyzmem i eterycznością świata, jego rodzicielka pomagała mu postarać się zgłębić tajniki magii, spojrzeć w ogień, przepowiedzieć coś. Sprawić, że być może poczuje ten sam dar co ona, ale… sam się do tego zniechęcił. Był zamyślony, kiedy Godry pomachał mu przed oczami palcami. Zaraz złotowłosy otrząsnął się z niego i wrócił wzrokiem. Wzruszył ramionami. — Ale coby nie było, nie miałem za złe Vance’owi. Nie musiałem martwić się, że coś mi się stanie. No i jeszcze jego synowie uczyli mnie zasad etykiety dworskiej. Ponoć skoro mój ojciec ją znał to i wypadało i mnie. W końcu byłem… jedynym synem. Czasem chciałem wiedzieć jaki był, więc pytałem matki. Mówiła, że był szorstki i wybuchowy, ale ona potrafiła w nim obudzić resztki dobra. Ponoć powstrzymała go raz przed uduszeniem posłańca, gdy wrócił ze złymi wiadomości z frontu wojny. Ale nie będę oceniał martwych. Oni i tak nie odpowiedzą. — Tak. Martwi nie mówią. Nie mają już co mówić. Mając w głowę tę myśl, Wierzbowy Rycerz przez jeszcze kolejną chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Postanowił jednak nic nie dodawać. Za to w końcu spojrzał na dłużej za okno. Zaczęło padać. Karczmarz zamknął okno od swojej strony, aby woda nie wlatywała do środka, niszcząc drewno podłoża. Godry zamówił im kolejną kolejkę piwa. — To jak żeś do cholery został rycerzem? No wiesz, trzeba być giermkiem, mieć pas rycerski, konia i tak dalej. Nie powiesz mi, żeś podwędził je z drogi? No kurwa kodeks zakazuje. — Rudzielec potrząsnął swoimi ramionami, jakby nie dowierzał, że taki ktoś jak Wierzbowy Rycerz mógłby posunąć się do czegoś takiego.
Ten zaś uśmiechnął się tylko. — Do tego właśnie zmierzamy, God.

...o tym jak kogut spotkał wilki…

Rozsiadając się wygodnie, jego głowa znowu powędrowała w stronę jego towarzysza do picia. Przecierając kciukami zatoki, zawędrował myślami w stronę tego pamiętnego dnia. Poklepał swoją zakrytą tarczę. — To wszystko zaczęło się mając już dwanaście dni imienia. Pamiętam, że był to chyba deszczowy dzień. Jak ten teraz. Stary Vance kazał mi zanieść na mule list do inżyniera, bo wszyscy strażnicy byli zajęci ogarnianiem bardziej związanym z pilnowaniem zamku czy pól. Goniec miał być dopiero za dwa dni, a sprawa była pilna. No to cóż. Matka dała mi jakiś chroniący niby amulet, ale tak naprawdę nie wiem co on robił. Ale.. W każdym bądź razie. — Ponownie mężczyzna napił się wina, dając sobie czas na przypomnienie. To raczej było jakoś w połowie drogi wtedy. — Tak, to było w połowie drogi. Machając krótkim mieczem, takim bardziej ćwiczebnym, ale przy mojej wtedy sylwetce, a byłem już lepiej zbudowany od ciągłej aktywności i pomocy mojej matki i jej potraw, mogłem sobie chyba poradzić. Wtedy tak myślałem. Byłem naiwnym chłopakiem, ale rozsądnym. Ale, dobra… Jadąc usłyszałem krzyki i warkoty wilków. To co zrobił wtedy naiwny ja? Oczywiście pojechałem w tamtym kierunku. I cóż, były tam faktycznie wilki. Kontra rycerz, który był sam. Co miałem zrobić? Postarałem się mu pomóc i razem walczyliśmy przy wierzbie. A skutkiem tego jest ta blizna na ramieniu. Ale skoro to widzisz to raczej przeżyłem. — Uśmiechnął się do Godry’ego, zanim kontynuował. — To był wędrowny rycerz z rodu Herston. Gdzieś w Ziemiach Burzy. Cóż, zaniósł mnie z powrotem do zamku i matka mnie opatrzyła i wyleczyła. Jak widać, amulet nie zadziałał. Ale nadal go mam. Przyjemna pamiątka. I nie rzuca się w oczy. — Mówiąc, poklepał się po klatce piersiowej otwartą dłonią, z nadal tym samym wymalowanym uśmieszkiem. Widząc jednak jak niecierpliwy był rudy rycerz, postanowił już przejść do kwintesencji. — No po prostu - Bryce wziął mnie ze sobą. Oczywiście najpierw przekonałem matkę. Trochę z pomocą Vance’a, ale on też był zdania, że dobrze mi to zrobi. Więc za jakiś tydzień od tego wydarzenia byłem już z nim na szlaku. Na swoim mule podarowanym od lorda i krótkim mieczu. Najpierw trzeba było zacząć od czegoś mniejszego. W czasie bycia giermkiem odwiedziliśmy tereny Reach, choćby Czerwone Jezioro. Było tam leże smoka, a raczej na takie wyglądało patrząc po rozmiarze dziury w ziemi i spalonych, czarnych kościach zwierząt. I chyba czaszek ludzkich. Odwiedziliśmy wykonany z Czardrzewa zamek lorda Greenfield. Udało nam się nawet zawędrować do Dorne, ale bardziej skierowaliśmy się do ruin Gniazda Sępa, aby potem się zagłębić dalej w Czerwone Góry i przez resztę krainy. Mieliśmy nadzieję coś tam znaleźć, ale raczej walczyliśmy tylko z szajką bandytów. Potem popłynęliśmy Zieloną Krwią z jej dziećmi, ponoć dziedzicami ostatnich, prawdziwych Rhoynarów do Miasta Desek, gdzie tam już załapaliśmy się na statek. Odwiedziliśmy port lorda Manderly’ego. — Mówiąc to starał się wyliczać na palcach miejsca. Hmmm.. ostatecznie dużo im się udało odwiedzić miejsc. — O, ale tego, że spotkaliśmy lewiatana będąc na statku Włochatych Ludzi to Ci nie mówiłem. Ogromna bestia. Włochaci Ludzie płynęli do Królewskiej Przystani. Nie polubiłem tego miejsca. Za dużo przepychu i snobizmu. Każdy ma tam poślady wyżej niż głowy. — Mówiąc to pokręcił parę razy głową na boki. Godry tylko przytaknął. — Ta, wyjątkowe kutasy tam przebywają. — Na co w sumie mógł się zgodzić we własnej głowie. Godry jednak przerwał w pewnym momencie monolog swojego kompana. — No dobra. Ale ty mi nadal nie powiedziałeś nic o zdobyciu rycerstwa. No Wierzba, mów o co chodziło.

...i kłamstwo czasem pomaga…

Bryce wiedział kim jestem. Rozpoznawał zbyt dobrze valyrian, w końcu jak mi mówił, zdarzało mu się wędrować do Lys, do Driftmarku i Spicetown czy Szczypcowej Wyspy. Robił na usługi, albo walczył dla nich za pieniądze. To mu powiedziałem prawdę. Powiedział, że zatem zrobi ze mnie rycerza na najbliższym zawodach, jeśli tylko taki znajdziemy i pokonam większość przeciwników, a jak wygram… to nawet kupi mi konia, bo miał coś tam odłożonego dla mnie. Związaliśmy się jakoś duchowo. Najbliższy tjost był w Dolinie, bo tam wtedy przebywaliśmy. U rodu Templeton z okazji chyba osiągnięcia pełnoletności dziedzica. No i jako, że nie miałem rycerskiego pasa to… zgarnąłem swój sprzęt, zamaskowałem się i podszyłem pod rycerza. Bryce potwierdził, że jestem rycerzem. I się stało. W finale walczyłem z nim. Walczyliśmy na półtoraki. Był remis, zostaliśmy oboje zwycięzcami turnieju. Miałem przerobioną tarczę z wierzbą, podobną do tej co teraz noszę. I ludzie byli mną zachwyceni. Ale nie zdradziłem kim jestem. Powiedziałem, że jestem Ser Willowem. Ostatecznie nie wiedzieli, że jestem tym kim raczej większość królestwa nie chciałaby abym był. Więc moja legenda zaczęła rosnąć wraz z kolejnymi podróżami z Brycem. Odwiedziliśmy ponownie Północ, przejeżdżając przez Dorzecze. Wpadliśmy na chwilę do Atranty, ale dowiedziałem się, że matka zmarła. Zostałem więc sam. Ja i Bryce i moje kłamstwo. Co miałem zrobić? Ruszyłem znowu w świat. — Mówiąc to, wzruszył ramionami i zamówił im kolejne piwo.
Godry uniósł brew. — A właśnie. To jak ty się do cholery nazywasz? Tyle razem podróżowaliśmy, a teraz to ja nie wiem czy ty Will, czy Olyvar czy Androw. — Wierzba parsknął pod nosem. — Oficjalnie? Nazywam się Wierzbowy Rycerz, zamaskowany wojownik z wierzbą na tarczy i tabardzie. Poza turniejami i dla zaufanych ludzi - Baenar Dreadfyre, Pierworodny Bękarci Syn Aemonda Targaryena i jego żony Alys Rivers rodu Strong, który zginął podczas Tańca ze Smokami. — Na co obaj się zaśmiali, jednak Baenar trochę ciszej. Miał sentyment do tego kim jest. Tak długo o tym nie mówił. Ciężko mu było się otwierać na innych. W tak dziwnych czasach. Chciał jednak zasługi zdobywać samemu. Wtedy Godry jeszcze raz pacnął się w czoło. — Zaraz, kurwa. Mówisz mi tutaj o zwycięstwie, ale jak ty zdobyłeś zbroję? Wiesz przecież ile one kosztują. A nie wyglądasz, abyś żył też na co dzień z wielu rzeczy, no. Więc jak to było? — Baenar uśmiechnął się, odsuwając kosmyk włosów za ucho. Zaraz położył dłonie na stole i skrzyżował palce między sobą. — To też jest jedna z naszych przygód z Brycem. Zanim wydarzył się turniej u Templetona, byliśmy w trasie na szlaku, kiedy jacyś drogowi banici napadli na powóz wieśniaka. Cóż, bylibyśmy bez sumienia pozostawiając go, a dodatkowo hipokrytami wbrew kodeksowi. Więc ruszyliśmy na nich. Na szczęście miałem wtedy na sobie już brygantynę, udało nam się niskim kosztem ją zdobyć. Ale wracając. Postanowiliśmy pomóc wieśniakowi. Wybiliśmy bandytów, ale jednego schwytaliśmy i oddaliśmy do najbliższego lorda, nie pamiętam już herbu czy nazwiska, nie mam go przed oczami. Dostaliśmy dość pokaźną nagrodę na spółę, więc swoją część chciałem wykorzystać na coś stabilnego. Okazało się, że wieśniak ma w wiosce brata kowala, który w podzięce wykonał ją dla mnie za trzecią połowę z czterech tego co zdobyłem od lorda. A tarcza? Pomalowano mi ją. Jak pamiętasz, poznałem Bryce’a, gdy walczyliśmy z wilkami. Była tam szara wierzba z brązowymi liśćmi. To w podzięce za to wszystko co dla mnie zrobił użyłem tego jako herbu rycerskiego. I tak nie jest prawdziwe, ale tak mogę się mu odwdzięczyć za to co dla mnie zrobił. — Popijając piwo, obserwował jak Godry zamyślał się nad całym tym konceptem i faktem jak to wszystko było zawiłe. Baenar jednak nie chciał za długo pozostawać w ciszy, zaczynając opowiadać dalej. — Tym samym w piętnastu i pół dniach wiosny zostałem rycerzem. A dalej… Mieliśmy kolejne przygody. Głównie pomagaliśmy prostaczkom, ale udawało nam się grupowo wojować z innymi napotkanymi opłotkowymi rycerzami. Na przykład pokonaliśmy herszta Arnoda Brudnego Płaszcza z terenów północnego Reach, który poległym zabierał ich płaszcze i zawieszał na czymś wysoko. Mieli z nim problemy. Więc ostatni płaszcz, który zawisł to ten jego. Zaczynaliśmy jednak powoli tęsknić za wszystkim innym. Samotnym szlakiem. Były jeszcze inne turnieje, jednak nie aż tak wielkie, że mogłem się nimi szczycić. Nagrody były mniejsze, konkurencja silniejsza, ale dawaliśmy radę. Za to prostaczki mnie zaczęły lubić, zawsze któremuś coś zostawiłem jak było widać, że mu brakuje. Nie jestem złym człowiekiem. Nie zabierałem rynsztunku czy koni innym rycerzom, jeśli byli wobec mnie w porządku. I zawsze pomagałem im stawać na równe nogi. Ale nikt nie znał mojej tożsamości, kim jestem. No może oprócz paru osób, które chciałem, aby mnie zobaczyły. Albo znały już wcześniej. Oprócz tego jesteś jeszcze ty. — Wzruszył zaraz ramionami. Dużo się działo w jego życiu, zresztą nigdzie nie zostawał na dworach dłużej niż było trzeba. I nie zachodził do Królewskiej Przystani na długo. Widział jednak, że Godry bardzo pieklił się, aby zadać ważne pytanie. Przez chwilę chciał go walnąć w ramię, aby odblokował się i zaczął coś mówić. Po lekkim uniesieniu brudno złotej brwi na bladej skórze, ten otworzył się. — No dobra. Ale o tym wszyscy jednak pamiętamy. Turniej w Riverrun… Tam się poznaliśmy. Po tym co tam zrobiłeś to gadało chyba całe królestwo. Ja niestety byłem wtedy, heh, na piciu w karczmie. — Godry kiwał jeszcze głową, dopóki Baenar nie wypuścił nosem powietrza. Czyli widocznie musieli przejść do tego dnia.

...Dając pstryczka smokowi…

Baenarowi trudno było mówić o tym dniu. Zrobił wtedy głupotę, ale tak bardzo korciło go, aby to zrobić. Pokazać Targaryenom, dać im… małą zniewagę. Najłatwiej było to zrobić pod turnieju, zwyciężając we wszystkich konkurencjach. Zresztą, Baenar tak samo jak paru innych rycerzy był w ścisłej czołówce zmagań. Chociaż znalazł się w finale to w turnieju przewyższył go inny rycerz, aż doszli do finału. Obaj pokazywali dość dobry pokaz swoich umiejętności, sprawiając, że każdy siedział na trybunach jak na szpilkach. Tak samo król. I będąc przez niego pokonanym jednokrotnie, mało brakowało Baenarowi jako Wierzbowemu Rycerzowi pokonać go w walkach na kopie, gdyby tylko nie jeden szkopuł. Lęk przed utratą hełmu. Każdy by zobaczył kim jest i zaczęłyby się pytania starszej generacji. Szepty, że być może jest zbyt podobny do Aemonda, potem ktoś by go zaczął wypytywać i ostatecznie byłby problem. Złotowłosy zagryzł dolną wargę. Zablokował kopię tułowiem i spadł z konia. Ale przynajmniej po tym rycerz pomógł mu wstać. Na samą myśl o tym Baenarowi zaciskało się gardło. Tak mało wtedy brakowało. Ze swoich nerwów posunął się trochę zbyt daleko. Mówił bardzo spokojnie. — Było wszyscy na wszystkich. Pamiętam jak szybko piąłem się w górę, aby w pewnym momencie po prostu znaleźć się sam na sam z tym rycerzem jeszcze raz. Stanąłem przed nim i zacząłem go uderzać aż nie stracił przytomności. Moje zwycięstwo było owite gromkimi brawami. Widziałem twarz króla. Mi to nie sprawiało radości pod hełmem. Uśmiechał się z dobrego pojedynku. Ale dla mnie on nie był dobrym pojedynkiem, powinienem zwyciężyć z czystym umysłem, wiedzieć kiedy przestać bić. Prostaczki biły mi brawa. Ale wtedy wsiadłem na swojego konia, gdy miałem już odjeżdżać. Ale pamiętam, że tymczasowo wzięty na pomocnika chłopaczek wręczył mi wianek. Miałem nim mianować swoją królową urody i piękna. Wiedziałem co mam zrobić, aby zmazać z gęby króla ten uśmieszek. Podjechałem bliżej do ich siedzeń, moja ręka wysunęła się w stronę towarzyszącej mu królowej. Ale zaraz go zabrałem i podjechałem bliżej do stojącej w tłumie urodziwej kobiety z gminu. Odjeżdżając spojrzałem się zza hełmu. Widziałem twarz króla. Prawie wszyscy ucichli. Był na mnie wściekły, ale miałem to gdzieś. Nic nie mówił, nie chciał źle wypaść. Odjechałem tylko, aby wrócić do wynajętego tymczasowo miejsca. I… tyle. Tak wyglądała ta sławetna sytuacja. Wiem tylko, że jeszcze rozmawiałem z paroma osobami, odebrałem od zarządcy turniejowego swoją nagrodę i wyjechałem z Riverrun. Tyle mnie widzieli. I cała otoczka tego, że potrafię być nonszalacki jak trzeba rozniosła się po świecie. Jedni podziwiali, inni kręcili głową. Głównie szlachta. Prostaczki nadal kochały Wierzbowego Rycerza, ale nie mnie. Bo nadal nie wiedzą, że jestem synem Zabójcy Krewnych — Skończył widząc jak Godry patrzył na niego z wyszczerzem zębów. Widać było, że historia mu się podobała. Ale czegoś mu jeszcze brakowało. Chciał dowiedzieć się, jak przyjaciel, ostatnich wydarzeń. Nie było go przecież przy tym co działo się w Dorne. Baenar na jego słowa jedynie skwitował to podniesieniem brwi. — Co tu mówić…

...kończąc na wojnie…

… musisz się spodziewać, że prędzej czy później i ty będziesz walczył. Kocham Dorzecze jako lud. Ludzie tutaj za dużo przeszli. Z ręki mojego ojca, ale też reszty. Poczułem się jakoś patriotą chwilowo. Poszedłem w ich ślady i poszedłem pomóc królowi. Walczyliśmy ponownie w Czerwonych Górach i na Królewskim Przejściu. Udawało nam się jakoś zablokować ich napływ i zbierać w tłumy. Walczyłem z Brycem, bo tak się okazało też się tutaj zaciągnął. Po dłuższym czasie widzieliśmy, że Dornijczycy chcą się nas w końcu pozbyć i używali bardziej łuczników niż piechotę. Ukryliśmy się głębiej w górach. Kojarzyłem je z dawnych czasów, tak samo Bryce. Rozbiliśmy wokół ruin Gniazda Sępa swój obóz. W pewnym momencie, po zaledwie trzech dniach obrony zostaliśmy zaatakowani z dodatkową siłą od Dornijczyków. Spieprzaliśmy. Ostatecznie garstka nas została. W ferworze walki zgubiłem Bryce’a. Po wojnie już go nie odnalazłem. Chyba już nie żyje. Tak samo jak ty. — W końcu Baenarowi udało się wydostać ze swoich myśli, kiedy przesiadywał z Godrym w karczmie i opowiadał mu właśnie o sobie. Rzadko z kim mu się tak dobrze wtedy rozmawiało. Długo trwała ich przyjaźń. Często spotykali się na szlaku. Ale ta cholerna wojna rozłączyła ich wszystkich. Każdego kogo dłużej znał - pochłonęła. Nie winił Dornijczyków, ani bogu ducha winnych innych wojowników. Tylko samego Daerona, który był głupcem. Był czternastoletnim głupcem, któremu w głowie była wojaczka. Zamarzyło mu się być drugim Aegonem Zdobywcą. Ale nie udał mu się ten schemat. Zginął, a Baenar po tej informacji ulotnił się szybciej niż inni. A teraz przesiadując przy kopcu Godry’ego Cave’a wyrył gwiazdę Siedmiu. Trudno mu było uwierzyć, że taki był ich wyrok. Deszcz nadal padał. Założył na głowę swój hełm, wsiadając na grzbiet białego konia, którego nazwał Księciem. Na cześć swojego ojca. Znowu wstąpił na szlak.

All Knights must bleed. Blood is the seal of our devotion.

• Swój rycerski herb Baenar wziął ze względu na sentyment do rycerza, któremu uratował życie i ten przez to wziął go na swojego giermka. Przedstawia on szarą wierzbę z brązowymi liśćmi na czarnym tle. Od tego też wziął się jego przydomek rycerski “Wierzbowy Rycerz”.

• Jedno z jego oczu jest znacznie bardziej ciemniejsze i posiadające fioletową poświatę w świetle. Według tego co matka mówiła i sam myśli to znak od jego ojca, że nadal z nim jest, gdyż jest to to samo miejsce w którym Aemond stracił oko.

• Swój pas rycerski otrzymał w wieku piętnastu i pół lat podczas jednego z małych fjostów w Dolinie urządzonym przez lorda Templeton, gdy pokonał większość rycerzy w pojedynkach na bękarcie miecze.

• Ci, którzy znali Aemonda i uda im się zauważyć Baenara bez hełmu, mogą łatwo go z nim pomylić. Nie jest mu to na rękę, dlatego często ich zwodzi.

• Jest człowiekiem bardziej czynu, ale i rozsądnej strategii.

• Nazwisko Dreadfyre obrał sam, przy akceptacji od matki przy narodzinach, a potem przy pasowaniu na rycerza w lesie, gdy jego mentor kazał mu wybrać sobie je wybrać.

• Zawsze nosi ze sobą naszyjnik po swojej matce i czasem zaczytywał się w jej księgę, dopóki nie zgubił jej podczas wojny w Dorne.



Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Baenar "Willow Knight" Dreadfyre Empty
Temat: Re: Baenar "Willow Knight" Dreadfyre   Baenar "Willow Knight" Dreadfyre EmptySro 18 Gru - 15:29




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Twoje pochodzenie w dzisiejszych, niepewnych czasach może przysporzyć Ci tak samo przyjaciół jak i wrogów. Wygranie turnieju to nie byle co, a potwarz podczas koronacji Królowej Piękna i Miłości pamiętają do dzisiaj. Czy nadal będziesz się chował pod zasłoną z wierzbowych witek czy pokażesz swojego smoka, to już zależy od Ciebie.

Przyznawane atuty to:
Dorzecze: Odbiór wrażeń
Bękart
Czytanie i Pisanie
Heterochromia
Biały Rycerz

Prócz puli punktów otrzymujesz również amulet R'hllora, który daje +5 do rzutu na siłę woli przeciwko wyznawcom Czerwonego Boga gdy go nosisz. Oprócz tego otrzymujesz hełm, który daje +5 do podszywania się. Pamiętaj o wypełnieniu profilu oraz wymaganych tematów i życzymy miłej zabawy.

Powrót do góry Go down
 
Baenar "Willow Knight" Dreadfyre
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Baenar Dreadfyre

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: