Share
 

 Alysanne Tully

Go down 
AutorWiadomość
Alysanne Tully
Alysanne Tully
Wiek postaci : 24 dni imienia
Stanowisko : Córka lorda Riverrun
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t704-alysanne-tully#1821https://ucztadlawron.forumpolish.com/t716-alysanne-tully

Alysanne Tully Empty
Temat: Alysanne Tully   Alysanne Tully EmptyNie 29 Gru - 15:38


Alysanne Tully
I think being a woman is like being from riverlands... Everyone says you're important and nice, but you take second place all the time.


4 V 141
Panna
Riverrun
Stark
Siedmiu
164 cm | 54 kg
Charlotte Hope

Statystyki
Siła: 20
Precyzja: 26
Zręczność: 18
Zwinność: 41
Inteligencja: 80
Odporność: 55

Żywotność: 95
Wytrzymałość: 65
Umiejętności
Blef: 64
Charyzma: 63
Jeździectwo: 10
Logika: 26
Percepcja: 36
Siła woli: 41
Zastraszanie: 26
Mistycyzm 26

Ekonomia: 40
Etykieta: 15
Heraldyka: 3
Sztuka - taniec: 10
Sztuka - śpiew: 10
Biografia
I'm a thief, I'm a liar
There's my church, I sing in the choir.




Nigdy nie należałam do osób "bezproblemowych". Passę tą rozpoczęłam już w chwili narodzin, psując nieco krwi memu panu ojcu, lordowi Kermitowi Tylly'emu, a także jego żonie z rodu Stark. Idealnym momentem na przyjście na świat, a właściwie ogłoszenie mojego zamiaru by się w nim zjawić, okazał się bowiem sam początek obchodów ku czci Ojca, najważniejsze ze świąt w wierze Siedmiu. Odciągnęła moją matkę od wszelkich tych wielce ważnych obowiązków, jak całodzienne modły w dusznym i gorącym specie czy też spotkania z maluczkimi, których sam zapach potrafił wywołać mdłości nawet u kobiet pozbawionych brzemienia ciąży. Zamiast okazywać wszem i wobec swą udawaną pobożność, wszak wciąż uparcie trzymała się Starych Bogów, lady Riverrun utknęła w swych komnatach, będąc zmuszona zadowolić się towarzystwem maestera i służek, które po kilku poprzednich porodach spodziewały się raczej szybkiej akcji. Niedoczekanie. Słońce zdążyło schować się za horyzontem i ponownie wznieść się z drugiej strony widnokręgu, nim wieść o pojawieniu się nowego członka rodziny obiegła zamek. Później mówili, że nie trzeba było nawet ogłaszać tego oficjalnie, gdyż moje krzyki wybudziły nawet zwierzęta rolne w okolicznych osadach. Cóż mogłam poradzić, że już wraz z pierwszym haustem miałam tyle do powiedzenia? Zresztą właśnie wtedy, i może tylko wtedy, usłyszał mnie mój pan ojciec. W pijanym stuporze ruszył ku komnacie małżonki, nie zważając na uciekający spod nóg grunt i tańczące, mimo skupienia wzroku, stopnie prowadzące w górę jednej z wież, ku celowi. Uparł się by, choć na chwilę, wziąć na ręce najświeższy "narybek" i chyba tylko niezwykła opieka Siedmiu pozwoliła mi przeżyć tamto wydarzenie, podtrzymując drobne ciało noworodka w mało pewnych rękach pana Riverrun. Nie zastanawiając się długo, a mając zapewne świeżą w pamięci opowiadaną co biesiada historię bitwy z Tańca Smoków, postanowił nadać mi imię na cześć swej kompanki z tamtych czasów - "Czarnej Aly". Właśnie tak zyskałam miano Alysanne - budzące zachwyt innych, a gorszące moją własną osobę.
Uważali za doskonały prezent wciśnięcie mi do kołyski łuku. Po raz kolejny trafił on w moje dłonie, gdy mając sześć dni imienia stałam na zamkowym dziedzińcu, z burzą rudych włosów ozdobionych wiankiem i błękitną sukieneczką o jakże uroczym hafcie w... Pstrągi. Oczekiwali chyba, że natchniona duchem mej patronki chwycę za strzałę i cięciwę, trafiając w każdy z ustawionych celów, zachwycając krewnych i służących zgromadzonych w okolicy.  Do tej pory pamiętam żar rozlewający się po policzkach, gdy wszystko to pozostawało dla mnie zupełnie niezrozumiałe - jedyne co do mnie dotarło, to świadomość, że oczekiwano ode mnie czegoś, czemu nie byłam zdolna sprostać. Wspomnienie to miało zostać ze mną na długo, o wiele dłużej niż obrazy roześmianych braci ganiających z drewnianymi mieczami czy pani matki prowadzącej mnie z uśmiechem korytarzami zamku. Stanowiło ono motywację znacznie większą od słownych pochwał rodziców, czy to w czasie kameralnych obiadów rodzinnych, czy publicznych okazji do świętowania. Ilekroć bowiem siadałam do zajęć, czy było to szycie, śpiew, ekonomia czy etykieta - zawsze gdzieś z tyłu głowy powracało echo tamtego wstydu i potrzeba, by nigdy więcej nie zagościł powtórnie w moim życiu. Niektórzy z tutorów postrzegali to jako wyraz ambicji, pozwalając mi na naukę własnym tempem, inni dostrzegali w tym zachętę do wyciśnięcia z mej osoby jeszcze więcej. Tak było zwłaszcza w przypadku lekcji o gospodarowaniu majątkiem - ilekroć pochylałam się nad liczbami czułam na sobie czujną parę oczu maestera, jakby wyczekiwał choć najmniejszego potknięcia z mej strony. Jakby czekał, by raz jeszcze zebrać najważniejszych domowników i zaprezentować moją porażkę publice. Spędzałam więc godziny, dni nad księgami, nie rozumiejąc nieraz powodów dla których cała ta wiedza miałaby przydać mi się w życiu. Olśnienie nastąpić miało dopiero po wielu dniach imienia, gdy świadomość okrucieństw świata zewnętrznego zdołała dotrzeć do mnie mimo utkanej wokół niemal każdej ze szlachcianek złotej klatki.

Wciąż jeszcze był to czas, kiedy na mężczyzn patrzyłam przez pryzmat tych mi najbliższych. Ojca, który zawsze stanowił mur między rzeczywistością, a moją własną wątłą, przepełnioną dziecięcą naiwnością postaciom. Dwóch najstarszych braci, którym jednocześnie zazdrościłam i których darzyłam ogromnym szacunkiem. W końcu Elston, do którego było mi najbliżej wiekowo, a który zdawał się łagodniejszym nawet od dziewek służebnych. Właśnie z nim łączyła mnie zresztą w pierwszych latach życia więź najbliższa, gdy swym śpiewem umilał jej oraz matce typowo kobiece zajęcia, jak haftowanie. Tak było przynajmniej do okresu, gdy jego własny głos zdradził go - wówczas to ja coraz częściej poczęłam zastępować go w tej roli, starając się załagodzić jego rozczarowanie takim obrotem spraw. Mój sukces był umiarkowany, wszak mimo docenienia mych starań ostatecznie i tak zdecydował się wbrew wszelkiemu rozsądkowi ruszyć na wojnę, odnajdując w bitwie jedynie prędki koniec żywota. Wcześniej jednak, przez wiele lat, była ich czwórka - czterej mężczyźni obrazujący całą płeć przeciwną mężowie, ze wszystkimi jej zaletami. Jakże skutecznie budowali u mnie obraz swej doskonałości, jak bardzo ich wtedy podziwiałam... Jak głupia i ślepa byłam. Nie widziałam żadnej z ich wad, choć przecież pozostawałam świadkiem dla ich przejawów - uszczypliwych docinek względem cherlawych chłopców stajennych, komentarzy dotyczących walorów służek. Nic dziwnego, że ktoś inny podjął się roli uświadomienia mnie, jaki naprawdę był męski rodzaj.
Pierwsze były spojrzenia. Kolejne pary oczu zdawały się podążać za mną krok w krok, prześlizgując się po rysującej się dopiero krągłości bioder w górę, ku wciąż uparcie pozostającemu wysoko pod szyją dekoltowi sukni. Poprawiałam go raz po raz, rozciągając nieraz materiał ubrania, w bezskutecznej próbie uchronienia się przed ciekawskim wzrokiem. Stroje, odsłaniające za wiele, upchnięte zostały w końcu na dnie kufra, a próby nakłonienia mnie do ich przywdziania kończyły się awanturami. Później dołączyły słowa, na ogół w formie rubasznych komentarzy, przesyconych alkoholem, rzuconych gdzieś w tle tej czy innej biesiady. Wypowiadający je wiedzieli, że nie powinny nigdy trafić do uszu mych męskich krewnych - nikt nie chciał ściągnąć na siebie gniewu Kermita Tully'ego. Moimi uszami nikt się nie przejmował, ba, każda reakcja wydawała się doskonałą rozrywką dla towarzystwa. Być może powinnam była przekazać je dalej, donieść na wszystkich zbreźników umilających sobie czas uwagiami na mój temat, nie mogłam jednak zebrać się by publicznie przyznać do upokorzenia. Wstyd, który napędzał moje zapędy edukacyjne, w równej mierze przyczyniał się do hamowania walki o godność. Nie podjęłam jej nawet wtedy, gdy pierwsze z dłoni spoczęły na mym ciele - uciekłam niczym spłoszone zwierzę, by w bezpiecznym zaciszu goić rany zadane mej dumie.

Nie miałam sił by podjąć otwartą walkę, nie potrafiłam znaleźć sobie sojuszników mimo posiadania sympatii wielu, pozostało mi więc odnaleźć miejsce z daleka od oczu i głosów. Schronienia nie dały mi stajnie, nie znalazłam go też w bibliotece, a moja własna alkowa zdawała się przypominać coraz bardziej więzienną celę. Olśnienie przyszło dopiero w momencie samotnej modlitwy w sepcie, ku bogom mego pana ojca. Prosiłam ich o wsparcie w tych chwilach, danie mi jakiegokolwiek znaku, że moje modły są słyszane i znalazłam się na właściwej drodze by poradzić sobie z niechcianym zainteresowaniem. Odpowiedziała mi... Cisza. Dźwięki świata wytłumiły grube mury septu, za drzwiami wejściowymi zamknięte zostały nieżyczliwe komentarze, nawet wiatr z trudem przeciskał się przez okiennice. Pozostał tylko chłód stojących przy poszczególnych ołtarzach rzeźb, zapach świec i kadzideł, dźwięk własnego oddechu. Nagle poczułam się jak zagubiony we mgle wędrowiec, znajdujący w końcu drogę do domu, ba, nawet nie zauważyłam, kiedy wkroczyłam w  jego progi. Pierwszy raz uświadomiłam sobie, że właśnie tu, na drewnianej ławce w cieniu posągu Dziewicy, było moje miejsce. Czekało na mnie, okazując znacznie więcej cierpliwości i dobroci, niż matka wyznająca cudzych bogów czy wiecznie zajęty ojciec. Wróciłam więc i następnego dnia. I kolejnego. Z czasem pod pachą zagościł niewielki śpiewnik lub modlitewnik, a wizytom zaczęły towarzyszyć rozmowy z pełniącym w Riverrun posługę septonem.
Był mężczyzną, co początkowo wystarczyło, bym podeszła do niego z ostrożnością (jeśli tak można było nazwać odwrócenie się na pięcie przy pierwszej próbie nawiązania rozmowy). Nie poddał się jednak, a z perspektywy czasu muszę przyznać, iż radził sobie doskonale z mym ówczesnym nader płochliwym wcieleniem. Wydawał się wtedy był kapłanem z powołania, który nie widział opcji, by pozostawić bez wsparcia osobę strapioną. Dopiero po latach zrozumiałam, że zamiast troski kierowały nim raczej chęci zwiększenia własnych wpływów - znalezienia pionka, a może z czasem kompana, w prowadzonych rozgrywkach. Jako pierwszy ze spotkanych przeze mnie ludzi Wiary wykorzystywał ją w sposób praktyczny, widząc w niej drogę do czegoś więcej, niż tylko zbawienia duszy. Dostrzegał potencjał słowa głoszonego sprzed ołtarza, które w subtelny sposób kształtowało poglądy, dzieliło lub łączyło całe społeczeństwa. Potrafił patrzeć i słuchać, a gdy ktoś nie chciał mówić, zdolny był wydobyć z niego nawet najgłębiej pochowane sekrety. Nim się zorientowałam znał już wszelkie me obawy i żale, nawet te, które tak skrupulatnie ukrywałam za bladą twarzą i smutnymi szaro-zielonymi oczami. Czego spodziewałam się w kolejnych dniach można było się domyśleć. Wstydu. Nocami, nim udało mi się zmrużyć oczy, rozważałam dziesiątki scenariuszy w których mówi on o tych głupich, dziewczęcych zmartwieniach ojcu, matce, braciom, w końcu wszystkim mieszkańcom. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego otrzymałam wsparcie w, zadziwiająco jak na świątynne standardy, praktycznej formie.

Pierwsze lekcje miały pomóc mi poradzić sobie z największą aktualną bolączką, a więc powodem mego zjawienia się w sepcie. Nie mogłam zupełnie pozbyć się niechcianego zainteresowania, zwłaszcza nie w momencie, gdy ciało me dojrzewało, a z upływającymi księżycami dystans między adoratorami od siedmiu boleści a mną malał. Zyskiwali na śmiałości, a im dłużej pozostawałam w tym bierną, tym gorsza stawała się sytuacja. Wiara miała mi być pierwszą z warstw muru, który zbudować planowałam wokół własnej osoby. Kobiety pobożne oczywiście stanowiły dla niektórych większe wyzwanie, ale dla sporej części okazywały się zwyczajnie grą niewartą świeczki. Jesteś warta znacznie więcej trudu, panienko, niż którykolwiek z nich sobie wyobrażał. Siedmiu stworzyło Cię do celów wyższych, niż zaspokojenie chuci mężczyzny słabej woli, mawiał. Musiałam nauczyć się nie tylko jak być oddaną Wierze, ale jak sprawić, by było to widoczne. Później nastąpiły kolejne lekcje. Druga warstwa murów - właściwy ubiór. Należało wzgardzić przychodzącej z cieplejszych rejonów modzie, tkaninom, przez które widać było nieraz biel teoretycznie skrytej pod nimi skóry. Dość swędzących koronek, dekoltów ukazujących szczyt piersi. Suknie miały dawać pożywkę dla wyobraźni, nie dla oka, podkreślając kształty, ale nie zdradzając każdego ich szczegółu. Trzecia warstwa murów. Zamiast rumienić się i chichotać jak podlotek w momencie konfrontacji należało zachować kamienną twarz, reagując z gracją kobiety dojrzałej, która wyznaje właściwe wartości i nie pozwoli na naruszanie ich przypadkowemu zbreźnikowi. Zawsze spokojna, zawsze poukładana, a jednocześnie gotowa odpowiednią uwagą zgasić entuzjazm młodzików. Nawet jeśli w głowie wbijałam widelec w oko mężczyzny, którego wzrok raz po raz uciekał w stronę mych piersi, to na zewnątrz musiałam zachować fasadę niezmienną jak posąg Dziewicy u którego stóp znalazłam wsparcie.
Na ogół udawało mi się to dobrze, zwłaszcza z czasem wypracowałam w tym pewną wprawę. Jedyne wpadki, jakie zdarzyły się po drodze mogę zrzucić na własne nieprzygotowanie do tego swoistego starcia i... Alkohol. Nic dziwnego, że Siedmiu sprzeciwia się jego nadmiernej konsumpcji, gdy zaledwie kilka czar wina wystarcza, by zachwiać spokojem nawet najbardziej wprawionych. Właśnie w czasie jednej z biesiad, gdy trunki lały się strumieniami, na mym udzie spoczęła nieopatrznie ręka innego z gości. Wiedziałam, że należałoby rozwiązać to dyskretnie, a jednak zdrowy rozsądek został zagłuszony szumem krwi w uszach. Do tej pory pamiętam słowa, które zdołały uciszyć wszystkie pozostałe przy naszym stole. To dość nietypowy zwyczaj, by w ramach okazania szacunku gospodarzowi kłaść nieproszonym ręce na jego córce. Nazajutrz żałowałam tego. Spodziewałam się nagany czy to ze strony rodziców, czy też z mego wyświęconego mentora. Sparaliżowana strachem udałam złe samopoczucie po ucztowaniu dnia poprzedniego, a gotowa byłam i niepamięć, gdyby tylko ograniczyło to konsekwencje wystawienia rodu na pośmiewisko. Zamiast tego spotkałam się ze zrozumieniem. Byli na swój sposób... Dumni? Zwłaszcza ojciec, który stracił już nadzieję, że prócz imienia faktycznie nic nie połączy mnie ze sławną Blackwoodówną, ogłosił to jako potwierdzenie dla trafności wybranego imienia. Nie potrzebowałam więcej punktów wspólnych z tą heretyczką, ale skłonna byłam zaakceptować jego osąd, jeśli tylko oznaczał puszczenie w niepamięć wybuchu, a z czasem pobłażliwe zerkanie na kolejne kąśliwe odpowiedzi w stronę zbyt nachalnych osób. Ten jeden raz zdawał się bowiem stanowić wydarzenie porównywalne do przerwania tamy, za którą kryły się całe pokłady złośliwości. Cięte uwagi, które nieraz zwyczajnie tłamsiłam w obawie, że mogłyby okazać się zbyt śmiało coraz częściej zaczęły opuszczać me usta, a bystrość umysłu przeniosła się na ich trafność. Każdy miał nieco inne oczekiwania względem tego kim będę, ale powoli udało mi się odkryć, kim sama chciałam się widzieć. Idealne połączenie pobożnej wyniosłości i odwagi w radzeniu sobie z natrętami, którzy nie znali swego miejsca w świecie. Inne kobiety znajdowały swe miejsce w mym cieniu, wspólne modlitwy pozwalały nawiązać trwałe przyjaźnie, niemalże porównywalne z sojuszami. Stałam się powierniczką sekretów - grzeszków, które spędzały im sen z powiek, a na które w swej mądrości miałam znaleźć radę. Niejednokrotnie było im łatwiej rozmawiać z inną niewiastą, dobrą panią, której doszukiwały się w rudowłosej córce lorda. Ci z artystów, którzy w swej sztuce unikali tematów gorszących, znaleźć mogli mój patronat, religijne dzieła w formie muzycznej czy też rzeźbiarskiej opłacałam wszak o wiele chętniej, niż bezsensowne świecidełka czy strojne suknie z egzotycznych materiałów. Wiara i urodzenie pozwalały mi wspiąć się jakże wysoko ponad ciemny lud, sięgając po więcej, niż mogłam sobie kiedykolwiek wyobrazić.

Tak brzmiała teoria. Praktyka, jak to zwykle w życiu bywa, musiała się od niej znacząco różnić, a Siedmiu miało odmienne plany na urozmaicenie mego życia i wystawienie na próbę. Pragnęli przetestować spryt, jakim mnie obdarzyli. Przekonać się jak wykorzystam wszelkie atuty, które przypadły mi z racji życiowych przeżyć i działań. Mając już dwadzieścia jeden wiosen fakt mego panieństwa okazał się w końcu kwestią wartą zainteresowania kogoś więcej, niż tylko pomniejszych mężów pragnących wybić się dzięki małżeństwu z członkinią jednego z Wielkich Rodów. Mój drogi ojciec, kierując się dobrymi intencjami, postanowił znaleźć mi w końcu właściwego kandydata na małżonka - osobę poważaną, honorową, a przede wszystkim równie oddaną Wiarą. Miał dobre intencje, tego nie mogłam mu odmówić, niestety wykonanie okazało się mało spektakularne. Sztuka ta bowiem udała mu się już w przeciągu paru księżyców, co oznaczało, że za kolejnych kilka miałabym stanąć na ślubnym kobiercu u boku jednego z lordów chorążych powodującego w mym sercu mieszane uczucia. Wiedziałam kim jest, znając już w tamtym momencie znaczną część z podlegających władzy Riverrun, a informacje na temat przyszłego małżonka wcale nie napawały optymizmem. Faktycznie wierzył on w Siedmiu, przekazywał spore jałmużny i oddawał licznym modlitwom. Problemem był fakt, że w przeciwieństwie do mej osoby, wcale nie kierowały nim bardziej praktyczne pobudki - ten biedak naprawdę starał się żyć zgodnie z dogmatami Wiary i bardziej niż sprawy doczesne, interesowały go losy jego duszy po śmierci. Nie mogłam pozwolić, by cały potencjał mej osoby został zmarnowany mariażem z człowiekiem, który stanowił jedynie bezrozumne jagnię prowadzone głosami kapłanów. Decyzję podjęłam niemalże w ciągu jednej nocy. Należało doprowadzić do zerwania zaręczyn, koniecznie z winy drugiej ze stron - wówczas upiekłabym dwie pieczenie na jednym ogniu, odganiając widmo mariażu i zyskując więcej sympatii otoczenia. Nie żeby było to przedsięwzięcie łatwe, o nie. Najlepiej wszak byłoby, gdyby odbyło się to przez wzgląd na kompromitacje niedoszłej lepszej połówki. Wstyd. Znałam jego smak i mimo to, a może dlatego, przyszło mi obrać drogę, która zaserwowałaby go całkiem sporo mojemu narzeczonemu. Istniało wiele ścieżek ku założonemu celowi, a jedna z nich okazywała się szczególnie warta zainteresowania. I tak zaczęło się od szeptanych po kątach plotek, które stanowiły swoiste preludium do właściwego zniszczenia reputacji. Czerpały one pełnymi garściami z jego niechęci do towarzystwa przypadkowych kobiet - niewątpliwego objawu pobożności, który jednak u mężczyzny wystarczył, by w połączeniu z nieżyczliwym słowem podważyć zainteresowanie płcią przeciwną. Wciąż jednak było to za mało - bez faktycznych dowodów, najlepiej i w postaci naocznych świadków, doprowadziłabym jedynie do nadszarpnięcia opinii o mężczyźnie. W kolejnej fazie należało zaangażować pragnącego zarobić co nieco młodzieńca i kochającego brzęk złotych monet w sakwie strażnika, który pomógł mu dostać się do wskazanej alkowy. W pomieszczeniu, upojony alkoholem, leżał już obrany za cel mężczyzna. Już po godzinie wymknięcie się "kochanka" z sypialni, zupełnie przypadkiem, zostało dostrzeżone przez parę równie “pobożnych” co moja osoba członków służby. Skandal, który później nastąpił, był jakże satysfakcjonujący. Zaręczyny zerwano bez większego zawahania, ku mojej “wielkiej rozpaczy”. Och jakże cierpiałam, gdy okazało się, że kolejne księżyce nie przyniosą mi utraty panieńskiego statusu. Ileż łez wylałam za przysięgą, której nie przyszło mi złożyć. Wybłagałam, by dano mi czas na wyleczenie jakże okrutnie potraktowanego serca - wiedziałam, że nie potrwa to wiecznie, ale wciąż jeszcze pragnęłam choć chwilowo nacieszyć się swobodą działania. Móc z pomocą mego wyświęconego mentora ułożyć pionki, nim rozpocznie się kolejna tura.

I'm at peace with my lust
I can kill 'cause in Gods I trust



Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Alysanne Tully Empty
Temat: Re: Alysanne Tully   Alysanne Tully EmptyWto 31 Gru - 2:24




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



W przeciwieństwie do Twojej siostry nie zostałaś obdarzona żadnymi specjalnymi umiejętnościami przez bogów, natomiast sama uznałaś, że obranie ścieżki Siedmiu było czymś właściwym. Niczym septa odrzucałaś mężczyzn, zamykałaś się w sepcie i oddawałaś modlitwie, poddając się naukom święconego mentora. Ale czy na pewno byłabyś taka nieszczęśliwa z mężczyzną, któremu zniszczyłaś życie? Czy takie podejście rzeczywiście w ogólnym rozrachunku Ci się opłaci? Okazywanie serca innym nie jest oznaką słabości.

Przyznawane atuty to:
Odbiór wrażeń
Szlachcic
Septa
Słaba Głowa

Na start prócz puli punktów do wydania otrzymujesz również iluminowany, zdobiony modlitewnik napisany pod Siedmiu Bogów, poświęcony Dziewicy oraz Matce, który daje Ci dodatkowe +5 punktów do siły woli. Drugim przedmiotem, który otrzymujesz, jest coś, co niekoniecznie dobrze na Ciebie wpływa, a mianowicie niewielka beczułka ciemnego piwa, sprawiająca, że popuszczasz swoje wodze, odsuwając wyrachowanie i rozsądek. Po wypiciu dodaje Ci +5 do rzutów na charyzmę (10 użyć).

Powrót do góry Go down
 
Alysanne Tully
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: