Share
 

 Mina Hightower (née Caron)

Go down 
AutorWiadomość
Mina Hightower
Mina Hightower
Wiek postaci : 34 lata
Stanowisko : Lady Hightower
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t740-mina-hightower-nee-caronhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t772-mina-hightower#2528

Mina Hightower (née Caron) Empty
Temat: Mina Hightower (née Caron)   Mina Hightower (née Caron) EmptySob 4 Sty - 0:10


Mina Hightower (née Caron)
Par les soirs bleus d'été, j'irai dans les sentiers,
Picoté par les blés, fouler l'herbe menue;
Rêveur, j'en sentirai la fraîcheur à mes pieds.
Je laisserai le vent baigner ma tête nue.


27 IX 131
Mężatka
Nocna Pieśń
Swann
Wiara Siedmiu
162 cm | 54 kg
Marina Aleksandrova

Statystyki
Siła: 30
Precyzja: 40
Zręczność: 40
Zwinność: 80
Inteligencja: 80
Odporność: 70

Żywotność: 110
Wytrzymałość: 90
Umiejętności
Blef: 54
Charyzma: 50
Jeździectwo: 20
Logika: 50
Percepcja: 45
Skradanie się: 30
Siła woli: 80
Walka wręcz: 25

Ekonomia: 10
Etykieta: 20
Heraldyka: 20
Pływanie: 15
Sztuka (śpiew): 40
Sztuka (taniec): 36
Biografia
Gdybyś chciał otrzec moje mo­dre oczy,
mu­siał­byś całą noc ku gó­rze kro­czyć,
aż na chmu­ry, ró­żo­we w bły­ska­wic po­sie­wie...
Bo pła­cze dziś bar­dzo wy­so­ko
o cu­dzą, cu­dzą krzyw­dę! -
da­le­ko od sa­mej sie­bie...


Rozlane na poduszce brązowe włosy, splątane przez krótki sen. Wpadające przez niezasłonięte okna promienie słońca, skupione złośliwie na twarzy. Przyjemna miękkość calico, która otula dalej zmęczone ciało. Krótkie pukanie, które otrzeźwia i dudni w uszach jak uderzenie w wielki bęben. Skrzywienie, gdy bose stopy dotykają zimnej posadzki. Krok pierwszy, drugi, trzeci. Wygładzenie jedwabnej koszuli, przyjemnie chłodzącej rozgrzaną przez sen skórę.

Czas wstać, lady.

Miłe twarze służek, które starają się ignorować ślady pojawiające się w przeróżnych konstelacjach na jej ciele. Ulotne spojrzenia rzucane tu i ówdzie, ból szarpanych przez szczotkę włosy. Bo liczy się czas, czas uciekający przez palce, ale konieczny, by nie zburzyć delikatnego porządku rządzącego Nocną Pieśnią. Cóż innego pozostaje, jak tylko starać się o utrzymywanie tafli względnego spokoju? Przybrać maskę, która kruszy się dzień za dniem… Nie sposób jest wyrwać się z uścisków beznadziejności. Nie wtedy, gdy z oprawcą łączą cię więzy krwi.

Pan ojciec wzywa na śniadanie.

Niemożliwe do powstrzymania dudnienie serca. Czy to przez nie nie słyszy swych własnych kroków, a może już udaje jej się opanować sztukę bezszelestnego poruszania się po korytarzach Nocnej Pieśni? Jedno jest pewne – nigdy nie będzie w stanie powstrzymać narastającego strachu, gdy tylko spojrzy w jego oczy. Oczy modre, zupełnie takie jak jej własne, jednak dalekie i chłodne. Oczy, w których pod wpływem gniewu szaleje burza i które zdradzają wszystko, czego zdradzać nie powinny. Nie biednemu dziecku, które szuka w nich tylko uznania.

Powitanie. Wyuczone dygnięcie, bez krzty zawahania i pewne każdego ruchu ciała. Dłonie splecione skromnie na wysokości brzucha i spojrzenie w dół. Hierarchia jest wszystkim. Początkiem i końcem, alfą i omegą, zdrowiem, szczęściem, nieszczęściem i powolną śmiercią. Dopiero gdy się wzywa, można zasiadać do stołu i rozpocząć koszmar. Którym widelcem? Prawym, czy lewym? Intuicja mówi, że lewym. Intuicja również krzyczy, krzyczy z bólu, który zaraz jej zadadzą. Bo zadadzą na pewno, gdy się jej posłucha. Drgnięcie lewego łokcia, oznajmiające pierwsze próby podjęcia decyzji skupia na niej błękit oczu ojca. To znak.

Prawidłowa odpowiedź, prawa.

Prawa, prawa, prawa. Zawsze prawa. A ona zawsze lewa. Lewa, lewa, lewa. Nie ma w tym wyborze nic z dziecięcej złośliwości. Nic z uporu. Przecież to sama natura. Ta sama natura, która nakazuje ojcu wybuchy gniewu, razi septy w oczy, aż gaszą światło złego (bo tylko zło może robić rzeczy w inny sposób) przy pomocy własnych dłoni, czerwieniąc skórę – raz mocniej, raz słabiej. Wie, że jest rozczarowaniem, lecz nie może pojąć, dlaczego aż tak wielkim. Całe dnie spędzane na znienawidzonych naukach, na płaczu, bólu, ze związanym na końcu lewym rękawem, krzywym spojrzeniem rzucanym bez najmniejszego zawstydzenia, z krótkim, pełnym żalu uśmiechem matki i ściskającym głos żalem.
Krzywe pismo od niewprawionej w pisaniu prawej ręki, które zaczyna list.

„Drogi kuzynie Taedherze,
już niedługo odwiedzę Cię w Końcu Burzy”

Zamknięcie skrzyni. Prawie zatrzaśnięte palce. Może tak by było lepiej? Ma w końcu jedynie dziesięć lat i jej jedynym przewinieniem to dominacja ręki lewej nad prawą. Septa patrzy na nią krzywo, gdy odruchowo wszystkie gesty chce wykonywać właśnie tą dłonią. Gdyby nie fakt, że ma te same oczy, co jej ojciec, pewnie podejrzewano by, że nie jest prawdziwą córką lorda Eldona. Ale jest skórą zdjętą z niego, krwią z krwi. Może to on zrobił w swym życiu coś, że Siedmiu postanowiło go pokarać żyjącym, jedzącym, pijącym, t a ń c z ą c y m, śpiewającym dowodem jego wad i przywar?

Nie chce jej widzieć. Może sama nie chciałaby, gdyby była na jego miejscu.  Ale nie jest. Jest tylko dzieckiem, chce śpiewać jak jej bracia i siostry, chce czuć przyjemne łaskotanie intensywnie zielonej trawy ogrodów Nocnej Pieśni. Jest jednak ktoś, kto chce ją widzieć. Jej ciotka, Elenda Baratheon chce sama przejąć patronat nad wychowaniem swej bratanicy. W końcu dla dziecka to wielki zaszczyt. Możliwość przygody. Wyrwania się z oków beznadziejności, łyknięcie powietrza, zbawienne otrzeźwienie zmysłów. Nic więc dziwnego, że zgadza się na wyjazd bez mrugnięcia okiem. Była to tylko zgoda umowna, w końcu liczy się zdanie pana ojca.

Nie może doczekać się spotkania z kuzynostwem. Wie, że jest ich czwórka, jedna kuzynka i trzech kuzynów. Choć wiekowo najbliżej jest jej do najmłodszego z dzieci swej ciotki, garnie praktycznie do wszystkich. Niewiele jest w tym dworskiej ogłady, lecz głód relacji opartych na czymś innym, niż wyłącznie agresja. W końcu jakieś miłe zaskoczenie. Okazuje się bowiem, że jej kuzyni zdają się zupełnie nie przypominać rodziny ich matki.  Traktują ją chyba lepiej niż jej własne rodzeństwo. Równolatek zaplata jej czekoladowe włosy w warkocze. Taedher słucha, gdy mu śpiewa, prawie bez znudzenia. Olyver natomiast godzi się na lekcje tańca, w których to ona prowadzi, choć sama tańczy niewiele lepiej od niego. Z ich siostrą łączy ją więź poważniejsza, bo i różnica wieku jest istotniejsza. Mimo tego zdają się rozumieć bez słów.

Nie może tego powiedzieć o ciotce. Ta, która przez pierwsze kilka księżyców zdaje się być jej wybawieniem, nie potrzebuje wcale wielu tygodni do pokazania swego prawdziwego oblicza. Wpierw bowiem dziewczę zauważa jej negatywny stosunek do Taedhera. Tego z synów, względem którego sama Mina ma chyba najcieplejszy stosunek, ze względu na dzielenie klątwy mańkutów. Nie lubi stawiać któregokolwiek z młodych Baratheonów ponad innymi, jednak prawdą jest, że nie jest w stanie nie zauważyć u niego tego samego, co leży u źródła jej wielkiego nieszczęścia i każe uciekać z Nocnej Pieśni. Tak daleko od carońskich skowronków, jak to tylko możliwe. W Końcu Burzy żyją jednak dwa skowronki, choć jeden kryje się pod maską jelenia.  

Może ta maska jest czymś, co zamydla jej oczy. Nie może przez nią przejrzeć od razu. Jej błękitne oczy nie są bowiem wyłącznie błękitne błękitem Nocnej Pieśni, odbijają niebo Końca Burzy tak bardzo, jakby niosły w sobie cząstkę duszy nieodżałowanego wuja Borrosa. I zaufanie jej to kolejny błąd.  Mina bowiem jest drobna i walczyć umie tyle, co nauczono ją w trakcie bratersko-siostrzanych przepychanek. By przeżyć, musi więc zdobyć pancerz dla duszy. Płynie w niej ta sama krew i jest w stanie się przeciwstawić – czy to ciotce, czy ojcu. Może gdyby ją odizolować, pozbawić jakiegokolwiek wsparcia, znaleziono by sposób na jej złamanie? Teraz ma przecież Olyvera, Taedhera, kuzyna i kuzynkę. Zadają jej pytania. Widzą, że coś ją gnębi, że nie śpiewa od paru dni, a chodzenie nie przychodzi jej z taką łatwością jak kiedyś.

Elenda stawia sobie za cel zniszczenie bratanicy, lecz nie fizycznie. Odrzuca brutalność i pierwotność metod brata, dla chęci jednoczesnego złamania ciała i duszy dziewczęcia. Pod płaszczem intensywnej edukacji dziewczę traktowane jest bardzo surowo – każde przewinienie kończy się żmudnym obowiązkiem, powtarzanym do upadłego, aż nie starczy sił. Zazwyczaj jest to śpiewanie do bolejącego gardła. Taniec do obtarcia stóp, ubrudzenia krwią butów. Sprzeciw nie wchodzi w grę, bo oznacza jedynie powrót do ojca, powrót w barwach przegranych, na tarczy, bez honoru. Wolałaby umrzeć niż po raz kolejny stanąć oko w oko z ojcem.

Dlatego też gra w grę dalej. Z każdą kolejną karą jest coraz odporniejsza. Umysł wyostrza się na kwestie wychowania potrzebnego dziewczętom, ciało w końcu zaczyna odpowiadać wymaganiom narzuconym przez wielogodzinne treningi. Jej kuzynostwo się żeni, ona dorasta. Poznaje kolejne damy, które zasiadają u boków swych mężów. Oraz oczywiście męża nowej lady Casterly Rock. Lady Penrose, lady Florent, lady Selmy. Wszystkie trzy o dobrym sercu, przynajmniej według jej obserwacji. Zegar tyka, a w jej głowie rodzi się pomysł ucieczki, naprawy złamanych skrzydeł.

Małżeństwo przecież pozwoli na wylecenie z gniazda. Marzy o nim już od jakiegoś czasu, skrycie, w sobie. Nie marzy o mężu, o nikim konkretnym. Nie myśli też o relacji, jaka miałaby się między nimi narodzić. Nie chce bowiem wiele – chce zrozumienia i braku agresji względem niej. Ojciec podobno ustalił szczegóły narzeczeństwa za jej plecami, lecz ona dalej nie wie, kim jest wybranek. Może mieć tylko nadzieję, by nie był zbyt stary, choć i to idzie przełknąć, jeżeli ostateczną wygraną ma być wolność.

Maxwell Hightower.  Nie wie o nim kompletnie nic, poza szczegółami rzucanych przez ojca i wyczytanych w księgach. Najstarszy syn lorda Morgana Hightowera i lady Leili Lannister. Rok starszy od niej, według wszystkich informacji może być godnym następcą swego ojca. Niby tak wiele, a jednak zupełnie nic. Nie chce jednak wypuszczać okazji z rąk. Tak jak w przypadku wyjazdu do Końca Burzy, to nie jej zdanie miało tutaj końcowe znaczenie. Wystarczy dogadanie szczegółów pomiędzy Nocną Pieśnią a Starym Miastem. Ona już była w drodze.

Stare Miasto wita ją miło, choć nie jest to – zdaje się – miłość od pierwszego wejrzenia.  Nauczona doświadczeniem przyjmuje wszystko takim, jakie jest. Uśmiechy, spojrzenia, gesty.  Przyjaźń, zawiść, zaczątki szacunku, kruchy lód relacji. Do Gwieździstego Septu wchodzi jako Mina Caron. Biała suknia gotowa na tę specjalną okazję, utkana jest z jedwabiu i ozdobiona myryjskimi koronkami. Na ramionach jeszcze panny spoczywa żółty płaszcz ze skowronkami, tak samo kosztowny, jak honor jej rodziny. Chce go zrzucić, jak najszybciej zapomnieć. W jednej chwili czyni to dla niej pan mąż. Tym jednym, prostym gestem pozwala jej się narodzić na nowo, jednocześnie czyniąc ją swoją. Bo nie istnieje już Mina Caron, jest tylko Mina Hightower. I niech Siedmiu sprawi, by tak było już do końca jej dni.

Pierwsze chwile życia Miny Hightower też nie są słodkie. Nie wie, jak postępować z mężem, teścia zaś wprost się obawia. Widzi w nim podobne tendencje do ojcowskich, co rzuca mroczny cień na kulisy zamążpójścia. Ratuje ją tylko matka męża, dobra lady Leila. To z nią spędza najwięcej czasu, od niej uczy się tego, co znaczy bycie „lady Hightower”. Że to nie tylko pusty frazes, a obowiązek. Dzięki niej zyskuje więcej odwagi, by przebywać z mężem sam na sam. By zacząć mu się zwierzać z tego, co uzna za ważne. By poznał jej historię jak najszybciej, by mógł ją odrzucić jeszcze wtedy, gdy zupełnie mu nie zaufała. Chce bowiem zrobić wszystko, by kolejne odrzucenie po prostu nie bolało.

W przedziwnie pięknych, zielono-brązowych oczach Maxwella jest jednak dobro. I słucha jej uważnie, uważniej niż ktokolwiek inny przed nim. Słucha gdy Mina krzyczy, gdy płacze, gdy szepcze mu na ucho o cudownościach świata, gdy śpiewa tylko dla niego. Słucha, gdy głos się jej łamie, bo ktoś wchodzi do pokoju, czy w zasięgu wzroku zjawia się lord Morgan. I jednym spojrzeniem, jednym dotykiem jest w stanie uspokoić słowika zamkniętego w wieży. Czasem po prostu otarcie nogi o nogę pod stołem. Innym razem powolne otwarcie powiek i długie, leniwe spojrzenie. Ona nie zostaje mu dłużna. Uczy się go, wszystkich reakcji, pragnie tej samej otwartości, którą mu daje. I lubi jego nieporadność, to jak w przepływie nerwów bawi się pierścieniem podarowanym mu przez matkę. Że czasem po prostu nie wie, co jej powiedzieć, a przecież nie musi mówić nic.

Cieszy się, że pod sercem nosi jego dziecko. Ma już osiemnaście lat, a mija już prawie rok od wielkiej ceremonii w Gwieździstym Sepcie. Lord i Lady Hightower oczekują wnuka, dziedzica, który pozwoliłby im spać zupełnie spokojnie. Rodzi się córka, lecz Mina i Max nie zamieniliby jej na żadne inne dziecko. Poród też nie odbija się szczególnie na jej zdrowiu – okazuje się być o wiele silniejsza, niż jej się wydawało. W rok później rodzi się kolejne dziecko – upragniony przez dziadków wnuk, a po kolejnych dwóch latach najmłodsza z pociech, również syn. Cieszy ją to, że mają z mężem podobne podejście do wychowania. Dzieci powinny być dziećmi, z pewnością nie chce narazić żadnego ze swych potomków na podobny los, który przyszykowała jej własna rodzina. Nie pyta Maxa o powód jego nastawienia. Cieszy się, że mogą podejmować decyzje wspólnie, że przynajmniej między nimi nie istnieje mur niezrozumienia i strachu. Nie chce dać się wrzucić w tę samą pozycję, w której od lat żyje jej własna matka.

Ma nadzieję na życie w pokoju. Na oszczędzenie swej rodziny od piekła wojny na tak długo, jak tylko się da. Strategiczne położenie Nocnej Pieśni od małego uczyło, że pokój nie jest stałą, nie jest dawany raz na zawsze. Gdy tylko do jej uszu docierają wieści o wojnie z Dorne, wie, że jest to zły pomysł. Z drugiej strony w jej żyłach płonie gniew za wszystkie ofiary, które wyrządzono przez lata walk na Pograniczu. Współczuje Maxowi podjęcia decyzji o wysłaniu wojsk. Sama pewnie nie mogłaby zdecydować się na jakiekolwiek rozwiązanie. Jest tylko szczęśliwa, że mąż pozostaje przy jej boku. Wie, że nie jest tak wprawiony w boju, jak jego brat, zresztą dziedzic powinien opiekować się swą przyszłą domeną. Arthur, znacznie lepiej nadaje się do prowadzenia wojsk, nie ma też rodziny, choć Mina słyszy przebąkiwanie o narzeczonej.

Prosi Taedhera, by zapewnił jej najmłodszemu synowi bezpieczeństwo. Nie ma lepszego rycerza do szkolenia młodego Hightowera w boju niż właśnie Taedher Baratheon. Jeżeli jej syn ma się czegoś nauczyć, musi iść z nim na wojnę, jednak Mina stanowczo zabrania – i synowi, i kuzynowi, jakiegokolwiek udziału młodzieńca w bitwach. Gdyby go straciła, nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Z drugiej strony wie jednak, że konieczne jest zapoznanie dzieci z prawdziwym wyglądem świata. Choć nigdy nie przestanie o nich myśleć jak o swych największych skarbach.

Gdy do Starego Miasta docierają wieści o śmierci Arthura, Mina posyła kruki i gońców. Do Taedhera. Po syna. Gdy śmierć wyciąga ręce w kierunku wieży, nie może już zwlekać. Nikt nie wie, ile czasu będzie trwał konflikt, a on był przecież… jeszcze dzieckiem. Niedługo jednak przychodzi jej czekać, by dowiedzieć się o śmierci kolejnego z jej bliskich. Tym razem Nieznajomy sięga po lorda Końca Burzy, jej kuzyna Olyvera, męża bratowej Meredith. Jednego z niewielu, którzy okazali jej serce i dobroć.  W jej sercu szaleją dwie skrajne emocje. Z jednej strony ból po stracie bliskiego jej sercu kuzyna, z drugiej radość, dziwna, pierwotna radość, że udaje jej się uchronić męża i dzieci.

Nadejście informacji o śmierci króla to tylko przygrywka przed kolejnym etapem. Spoglądając na panoramę Starego Miasta, czuje, jak wiatr rozwiewa jej długie, brązowe włosy. Jeszcze nie czas kłaść się do krypty. Jest po co żyć, jest dla kogo. Nie warto tracić nadziei, bo nie ma słodszej pieśni…

besos uwu


Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Mina Hightower (née Caron) Empty
Temat: Re: Mina Hightower (née Caron)   Mina Hightower (née Caron) EmptyWto 7 Sty - 18:37




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Napiętnowana przez coś, na co nie miała wpływu, tylko dlatego, że innym spojrzenie ponad zabobony wydało się zwyczajnie niemożliwe. Potem zrozumiana, chociaż w pewnym stopniu, jednak nadal niepozostawiona w spokoju, gdy ciotka wymagała od niej więcej, niż dziewczyna zdolna była unieść. Wieść o małżeństwie z dziedzicem Starego Miasta zdawała się przepustką do wolności, choć wielu zazwyczaj uważało aranżowane mariaże za gwóźdź do trumny. Dla Miny okazał się on wybawieniem, ciszą przed burzą, której spora część ucichła na wieki wśród piasków Dorne.

Przyznawane atuty to:
Gniew Burzy
Szlachcic
Słowiczy głos
Tancereczka
Mańkut

Na start prócz puli puntów do wydania otrzymujesz wisior przedstawiający czarnego słowika z oczyma wykonanymi z szafirów - jeden z prezentów ślubnych, które otrzymałaś od Baratheonów, dodaje ci +5 do rzutów na udany śpiew. Kolejnym przedmiotem w twoim posiadaniu jest bransoletka wykonana ze szklanych, kolorowych koralików nawleczonych na rzemyk, którą niegdyś dostałaś od męża, byś nosiła ją na tej lepszej dłoni - lewej. Dodaje ci +5 do rzutów na siłę woli i zadziwiająco przypomina koraliki, z których wykonane jest liczydło twojego małżonka.

Powrót do góry Go down
 
Mina Hightower (née Caron)
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: