15 VII 150
Bliżej nieokreślony burdel w Słonecznej Włóczni
Trystane Martell & Dunstan Harlaw
Niechętnie rozchylił powieki, gdy promienie słońca upierdliwie osiadły na jego twarzy, przerywając zbawienny sen, którym nie nacieszył się za długo. Widząc znajomy sufit, westchnął cicho i zasłonił oczy przedramieniem. Ostatnimi tygodniami zbyt często budził się tu, spoglądając na niewybredny fresk, namalowany przez jakiegoś artystę-amatora, który nigdy nie powinien dotykać się pędzla i farb. Nie jeden raz wspominał właścicielowi, że powinien zamalować tę karykaturę obrzydzającą poranek. Najwyraźniej jednak na nic się to zdało.
Spojrzał w bok, spodziewając się zobaczyć Shirrę, jedną z lysenek, która odkąd tutaj trafiła, najczęściej spędzała z nim noc. Był od początku pod wrażeniem jej urody, tak innej od tej prezentowanej przez Dornijki, ale w przeciwieństwie do pewnie większości klientów, nie zakochiwał się bezmyślnie, uważając to za dość żałosne. Jednak ku jego zaskoczeniu to nie Ona… a On spał obok. Potrzebował dłuższej chwili, aby pozbierać fakty w całość, niekoniecznie oburzony tym, co najpewniej działo się w nocy. Od zawsze był mocno chwiejny względem upodobań, wyznając zasadę, że ograniczanie się co do przeciwnej płci, jest nudne na dłuższy czas. Życie było za krótkie, aby z czegokolwiek rezygnować.
Obojętny na owo odkrycie co do kochanka, wstał powoli, aby podejść do stolika na którym stał dzban z winem. Po drodze zauważył kilka pustych porzuconych na ziemi, co pozwalało powoli poskładać cały scenariusz niedawno skończonej nocy. Napełnił jeden z kielichów winem, wychylając go od razu na raz, by pozbyć się drażniącej suchości w gardle. Uzupełnił zaraz wino z zamiarem powrotu do łóżka i zdrzemnięcia się trochę lub jeszcze odpoczęcia, nim wróci do Starego Pałacu i ponownie przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz z Księżną Dorne, a później pozostałymi problemami, jakie ostatnim czasy powoli się piętrzyły. Zdecydowanie nie mógł tego udźwignąć niewyspany, przemęczony ostatnimi godzinami.
Obrócił się, zamierzając wcielić plan w życie, ale wtedy spotkał się z czujnym spojrzeniem obcych tęczówek. Nie poczuł się skrępowany, nie zawahał w żadnym ruchu, który wykonał, podchodząc znów do łóżka. Jego ego było zbyt wybujałe, samoocena zbyt nienaruszona, aby zwątpił w to, co robił.
-
Nie jesteś nowym nabytkiem burdelu, co? – rzucił niezrażony niczym i nie ukrywając nawet arogancji. Młody mężczyzna nie wyglądał na dziwkę, ale jeśli nie parał się tym… dlaczego TU był. Postawił kielich na stoliku, obok misy z owocami i zgarnął jedno z winogron, by zaraz je zjeść. Przez chwilę próbował przypomnieć sobie imię jegomościa, o ile takowe poznał, ale miał totalną pustkę, dlatego odpuścił. Możliwe, że zaraz i tak się dowie…
-
Kim jesteś? – spytał, bo chociaż zwykle nie ciekawiło go to przesadnie, tak dzisiaj, był tym minimalnie zainteresowany. Zwłaszcza że po drodze do łóżka zauważył swoje ubrania, pozbawione rodowego herbu, więc wpadł tu, bez panoszenia się kim jest, nawet jeśli w Słonecznej Włóczni i tak nie mógł ukryć tego faktu przed większością populacji.
Zajął miejsce na łóżku, siadając na tyle wysoko, aby oprzeć się plecami o wezgłowie i pociągnąć na siebie kawałek cienkiego materiału kołdry. Miał dość taktu, aby osłonić się.
Czekając na odpowiedź, zgarnął znów kielich z winem, uchylając już mniejszy łyk.