Share
 

 Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Go down 
AutorWiadomość
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyNie 22 Gru - 21:43


1 IV 165
Ziemie Burzy, Koniec Burzy
Meredith Baratheon & Corwyn Arryn



Koniec Burzy. Twierdza na wschodnim wybrzeżu Westeros, rodowa siedziba rodu Baratheon i jeden z najmocniejszych grodów w Siedmiu Królestwach. Kiedyś siedziba Królów Burzy. Mówi się, że w mury twierdzy wplecione są zaklęcia, które chronią ją i nie pozwalają wniknąć złym czarom do jej środka. Czy to prawda? Corwyn nie zamierzał się o tym przekonywać w najmniejszym stopniu. Sam fakt, że tutaj się znajdował, mógł być nie do pomyślenia. W końcu rody Baratheon i Arryn stali po dwóch stronach konfliktu w trakcie Tańca Smoków, przez co podchodzą do siebie z odrobiną rezerwy. Niemniej jednak relacje między nimi nie są otwarcie negatywnie i na chwilę obecną wracają do neutralności. Nie, żeby jego to cokolwiek obchodziło, bowiem miał w dupie całą dyplomację pomiędzy rodami, a ludzi oceniał po tym kim są i co sobą reprezentują, a nie z jakiej rodziny, czy domu pochodzą. 
Faktem jest jednak, że utknął w tej twierdzy na dłużej, niż by chciał. Król, po kontrowersyjnej wizycie w Wyl, gdzie w trakcie uwalniania kuzyna daje się kąsać przez żmije, co prawie doprowadziło zarówno do jego śmierci, jak i ponownego rozlewu krwi, zmuszony był do spędzenia tutaj czasu, by dojść do siebie. Natomiast dziedzic rodu Arryn, jak na rycerza Doliny i lojalistę przystało - był w orszaku króla, mającym zapewnić mu bezpieczeństwo i chronić go aż do momentu dotarcia do Królewskiej Przystani. Na całe szczęście byli już w bezpieczniejszym miejscu, niż szlak podróżny i nie musiał być cały czas czujny. Minęło już parę dni od ich przybycia, zdążył trochę ochłonąć, jednak nie pozwolił sobie na całkowity odpoczynek i wyjście z formy. Dniami przesiadywał na dziedzińcu, gdzie trenował poprzez sparingi z innymi, również z żołnierzami i gwardzistami, przebywającymi na co dzień w twierdzy. Nie miał do nich obiekcji, nie traktował ich inaczej przez to, że niegdyś walczyli przeciwko sobie, nie traktował ich również gorzej tylko dlatego, że nie byli wysoko urodzonymi. Co więcej - preferował ich towarzystwo. Byli prostymi, aczkolwiek szczerymi ludźmi. Zdawali się nie mieć tyle spraw na głowie co on, przez co wydawali mu się szczęśliwsi. 
Mijał kolejny dzień, a Corwyn również spędzał go na dziedzińcu, pozbawiony zarówno zbroi, jak i górnej części ubioru. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, a jego silne ciało pokryte było licznymi bliznami, których się nie wstydził. Wymieniał właśnie ciosy z jakimś gwardzistą, raz po raz rozbrajając go i pouczając, by panował nad swoją pozycją, pilnował pracy nóg i przewidywał jego ataki, by móc wyprowadzać kontry. Był surowym, aczkolwiek sprawiedliwym nauczycielem. Potrafił tak samo kogoś ochrzanić, jak i pochwalić. Raczej dość szybko dał się poznać w Końcu Burzy, pokonując wszystkich chętnych w serii pojedynków. Wszystkich, poza swoim przyjacielem, dzięki któremu w sumie tutaj przybył. Taedher, bo to o nim była mowa, stał się dla niego kimś bardzo bliskim i to nie tylko przez fakt, że walczyli razem w Podboju i oświadczył się jego kuzynce, Ceryse Tyrell. Obydwoje doznali strat i obydwoje wiedzieli, jak bardzo potrzeba silnych wojowników, by móc zaprowadzić porządek zarówno w królestwie, jak i w swoich rodach.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyNie 22 Gru - 23:07

Czy była kontenta z powodu przymusu uczynienia swojego domu przystankiem dla strudzonych pielgrzymów? Absolutnie nie. Czy dawała po sobie to poznać? Służba wiedziała, schodząc jej z drogi i nie wdając się w polemikę, za to goście chyba nie do końca. Jednak nawet jeżeli którykolwiek ze stacjonujących tutaj zauważyłby, że nie do końca cieszy się na jego widok, mogła zwalić to na karb żałoby. Jedyna pozytywna strona całej tej szopki.
Od czasu otrzymania wieści o śmierci męża była bardzo nieprzewidywalna. Nikt nie pokusiłby się o nazwanie ją lunatyczką, nikt też nie sądził, jakoby miała postradać zmysły z osamotnienia. Do samotności przywykła, więc nie przerażał jej obecny stan rzeczy. Natomiast niezwykle martwiła się przyszłością, na dodatek nie tylko swoją, ale również swojej rodziny. Dlatego rozmowy z nią nie należały do najłatwiejszych, bo paranoicznie wręcz próbowała doszukać się w każdej z nich jakichś oznak zagrożenia. Utraciła lwią część swojej cierpliwości, przez co reagowała burzliwie na sprawy w istocie błahe, więc osoby tego świadome wolały się z nią zgadzać, niż wchodzić w polemikę. A to z kolei wprowadzało ją w stan jeszcze większej furii, bo nie była idiotką i nie znosiła, kiedy ktoś traktował ją pobłażliwie. Krócej mówiąc - obecnie każda opcja dialogowa była złym wyborem i sztuką było to, by wybrać sobie taką, przez którą oberwie ci się najmniej.
Króla i jego orszak traktowała z wyuczoną grzecznością, starając się nikogo nie obrazić. Nie dlatego, że miała na uwadze ich uczucia i nie chciała ich zranić - powodem raczej było to, że dawanie powodu do kłótni mogłoby wydłużyć rozmowę i trwałaby dłużej, niż to konieczne, a to ostatnie czego w tym momencie Meredith chciała. Najbardziej marzyła, żeby ludzie dali jej święty spokój, ewentualnie przywieźli ciało Olyvera, żeby mogła go pochować, a potem żeby poszli sobie w cholerę.
Wyszła na dziedziniec z dziwnego przeświadczenia, że nadal musi dbać o porządek na terenie Końca Burzy. Choć co prawda zajmowała się tymi ziemiami podczas wojny, teraz kwestia jej regencji była polem polemiki oraz wielu kłótni, więc sama nie była pewna, czy gra jest warta świeczki. Niemniej jednak zajmowanie się cudzymi problemami zajmowało jej głowę, a więc nie myślała o żadnej z rzeczy, które regularnie odbierały jej chęci do życia. Odpowiadała nieznacznym skinieniem na każde przywitanie, uśmiechając się blado raz po raz, ale w jej oczach wyraźnie było widać, że robi to machinalnie, bez większego przekonania. Szła szybko, bo tak miała w zwyczaju, zamiatając czarną suknią kurz na dziedzińcu, a pozłacane guziki na rękawach i klatce piersiowej odbijały niemrawe słońce. Świetnie wychodziło jej granie ułożonej.
- Ścieracie się w ramach zabicia czasu, czy raczej ćwiczycie, by upewnić się, że następnym razem nikczemne żmije, czyhające na życie naszego Króla, dostaną należyty wycisk? - zagaiła, zatrzymując się nagle i spoglądając z ukosa na dwóch walczących ze sobą mężczyzn. Po krótkiej chwili obróciła się, zarzucając ciemnymi włosami, które o dziwo nie były spięte, jak to nakazywał zwyczaj wobec mężatek, po czym posłała im spojrzenie, z którego nie sposób było odczytać, czy to przyjacielskie pytanie, czy preludium do absolutnie niespodziewanej bury.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPon 23 Gru - 1:26

Powszechnym jest fakt, że każdy inaczej znosi żałobę i ból po utracie najbliższych. Corwyn nawet nie chciał się zadręczać tymi myślami, więc całymi dniami spędzał czas na dziedzińcu, dając upust swoim emocjom na bogom duchach winnych żołdakom. 
- Parowanie. Unik. Odskoczenie. Masz tylko trzy opcje w momencie, gdy przeciwnik wyprowadza na Ciebie atak. - instruował obecnego rekruta, niewysokiego kmiotka w pełnym opancerzeniu. Z pewnością nie było mu ani lekko, ani wygodnie, jednak wiedział z kim przychodzi mu się sparingować i wolał się zabezpieczyć na wszelki wypadek. Absolutnie zrozumiałe. - Kiedy przeciwnik jest mniej więcej Twojej postury i ma zbliżoną broń, parujesz atak. Przewidujesz gdzie zamierza Cię trafić, czekasz na odpowiedni moment i osłaniasz. Dobrze wyprowadzona blokada pozwoli Ci wytrącić wroga z równowagi i da Ci przewagę, właśnie w taki sposób. - jak na zawołanie zablokował atak rekruta, wkładając do niego więcej siły niż powinien, przez co tamten wytrącony z równowagi wypuścił rękojeść i stracił równowagę, przewracając się na plecy. Dziedzic Orlego Gniazda tylko westchnął i schował swoje ostrze, podchodząc do niego i wyciągając rękę, pomagając mu się podnieść. Nie miał mu tego absolutnie za złe, nie mógł tego przewidzieć. Kopnął go w tyłek na odchodne i machnął ręką na kolejnego, który zbliżał się powolnym krokiem, z bronią drzewcową. Nie czekał nawet jak podejdzie, doskoczył do niego, wykonując wolniejsze niż zwykle pchnięcie, które tamten z łatwością uniknął i wziął zamach, uderzając w nogi Corwyna. Podskok, obrót, ładna pani stojąca niedaleko nich i się na nich patrząca, mocne kopnięcie odpychające rywala i powrót do swoich pozycji. Zerknął przez ramię, przyglądając się Meredith przez chwilę, mrużąc nieco oczy, jakby próbując ją skojarzyć. Być może udało mu się zobaczyć ją raz czy dwa, jednak nie zwracał większej uwagi na dwórki znajdujące się w twierdzy. Taedher nie był natomiast zbyt wylewny, więc najzwyczajniej w świecie nie wiedział kogo ma przed sobą. Nie zdążył nawet pomyśleć, nim do jego uszu dotarł jej głos i pytanie, które wywołało w nim lekkie ukłucie, jednak nie dał po sobie absolutnie niczego poznać.
- Warto zająć czymś czas, szczególnie w obliczu minionych wydarzeń, niefortunnych dla nas wszystkich, panienko. - Bez kontaktu z przeciwnikiem wziął zamach i wyprowadził atak, jednak spostrzegł się za późno, że przecina powietrze. Zaskoczony widokiem włócznika na kolanach próbował przypomnieć sobie moment, w którym tak mocno by go pokiereszował, by ten został powalony, jednak nic mu nie przychodziło na myśl. Do tego fakt, że ten był w stanie trzymać swoją broń, klękał na jedno kolano i kłaniał się jego rozmówczyni, wywołały w nim mieszane uczucia. Odwrócił się w jej kierunku, powolnym i spokojnym ruchem, przyglądając się jej uważnie. Czarna suknia, ciemne włosy, które nie były spięte. Być może dlatego nie był w stanie jej poznać na początku. 
- Proszę o wybaczenie, lady Baratheon. Moje myśli.. są gdzieś indziej. - ukłonił jej się, oddając pokłon, nie tak głęboki i elegancki jak powinien, jednak czego się spodziewać po wojaku, który po ośmiu latach wrócił z wojny i dopiero teraz znalazł się w bardziej cywilizowanym miejscu. 
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPon 23 Gru - 2:28

Oczy Meredith wędrowały po mężczyznach z ogromną ostrożnością, zupełnie jakby analizowała każdy ich ruch i słowo, próbując wchłonąć jak najwięcej danych. Była osobą przykładającą niezwykłą wagę do detali, bo wiedziała, że mogą przydać się w najmniej spodziewanym momencie. Rzeźbiła w pamięci obraz każdej napotkanej istoty, upewniając się, że nigdy żadnej nie zapomni i nie pominie żadnego faktu z nią związanego. W tym świecie wiedza była cenniejsza niż złoto.
Upadki rekrutów obserwowała bez zbędnego komentarza, czy mrugnięcia okiem. Jednak słowa ich nauczyciela obijały się echem w jej umyśle, bo w rzeczywistości doszukiwała się w nich swoistego drugiego dna, czy raczej uniwersalności - odnosiła wrażenie, że mogłaby je odnieść do zgoła innej płaszczyzny niż pojedynki na siłę mięśni. Przewidywanie ataku w świecie rycerzy było tak oczywiste, prawda? Przynajmniej słowa mężczyzny takie dawały wrażenie, malowały obraz czynności tak banalnej, jak dodanie dwóch do dwóch. Merry zaśmiała się kwaśno w duchu. Gdyby tylko pojedynki z losem były takie oczywiste.
Kiedy nazwał ją panienką, lekko zdębiała. Nie dała poznać po sobie, czy jest urażona, czy naturalnie zdziwiona, ale jej oczy od ręki zaczęły malować wyraz zwątpienia, czy aby jej rozmówca jest przy zdrowych zmysłach. Jego towarzysz załapał w lot, kim jest, jednak Arryn wymagał chwili, co doprowadziło Meredith do stanu dziwnego rozbawienia. Uniosła brwi, powstrzymując się od chichotu.
- Gdyby tylko przewidywanie ataków zgorzkniałych wdów było tak łatwe, jak przewidywanie ciosów w walce, prawda? - rzuciła, przybierając specyficzną minę. Uniosła jeden kącik ust, jakby się uśmiechała, jednak jej oczy były bardzo dalekie od śmiechu. - Wybaczenie przyznane, lordzie Arryn. Tytulatura to ostatnie co mnie teraz obchodzi. - skwitowała, zbliżając się nieco, jednak nadal zachowując bezpieczny dystans. Doskonale wiedziała, kim jest, w końcu nie zasnęłaby spokojnie, nie znając danych każdej osoby, która przekracza próg jej domu. Zaplotła ręce za plecami, prezentując w ten sposób swoją nienagannie dystyngowaną postawę. Ojciec mówił jej wielokrotnie, że zbyt często patrzy na ludzi z góry, jakby próbowała przeszyć ich wzrokiem na wskroś. - Nie jesteście zmęczeni wojną, że potyczki dalej wam w głowie? Jak mniemam Dornijczycy dali popalić nam wszystkim, więc naturalnym byłaby chwila odpoczynku od daremnych aktów przemocy. - w tym momencie ciężko było odczytać, czy piła do trudności z przyswajaniem wiedzy u rekrutów, czy do tego, że Corwyn dawał im konkretnie popalić. Nigdy nie prezentowała, po czyjej stronie stoi, dopóki nie poznawała zamiarów drugiej strony, nawet w tak trywialnych pogawędkach jak ta.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPon 23 Gru - 9:37

Z pewnością sztuka wojny odnosiła się nie tylko do walki mieczem, swoje zastosowanie znaleźć mogła również na dworze, gdzie toczy się walka językiem. Znając słabe strony przeciwnika i wykorzystując je, wyprowadzając skuteczne i precyzyjne ataki, można było dojść do sławy zarówno na polu bitwy, jak i wśród szlachetnie urodzonych. Różniło się to tylko intencjami przeciwnika i jego szczerością, dlatego Corwyn wolał jednak miecz. Tutaj czuł, że był w swoim żywiole, mając naprzeciwko siebie kogoś, kto miał takie samo nastawienie jak on - zgiń, albo zostań zabity. A na dworze? Ludzie uśmiechają się do Ciebie w twarz, trzymając sztylet za Twoimi plecami i tylko czekając, aż go wbiją po samą rękojeść, również z uśmiechem na twarzy. W imię czego, większej władzy? Pieniędzy?
- Na nieszczęście dla mnie, wprawę mam tylko w walce, Pani. - próbował wybrnąć z sytuacji, chowając miecz i skinając głową do jakiegoś giermka, by przyniósł mu jego odzienie. Odpowiedzi od niego  absolutnie się nie spodziewał, bowiem wybranie takiego momentu by oddać je do prania, sprawiło mu niemałe zakłopotanie, jednak najlepiej miało dopiero nadejść.
- Żaden ze mnie lord. To.. mój brat miał predyspozycje do tego tytułu. - powiedział smutno, odbierając jakąś koszulę o pięć rozmiarów za mało i próbując ją założyć na siebie, wyglądało to dość komicznie i nieudolnie, jednak w końcu się udało, co w sumie nie było najlepszym pomysłem. Mocno opinająca jego ciało i krępująca ruchy wprawiła go w poczucie zażenowania, które skwitował tylko ciężkim westchnieniem. Zdążył tylko na odchodne zdzielić młodzieńca w tył głowy i posłał go po jakiś luźniejszy płaszcz.
- Na samą myśl o wojnie robi mi się słabo, lady. - odpowiedział zaskakująco szczerze szarooki, skupiając na niej swoje spojrzenie. Wyprostował się jak na komendę, gdy ta podeszła bliżej, stając niemalże na baczność. O dziwo nie został zrugany, ani upomniany. Było w niej coś intrygującego, jednak wiedział, że nie mógł pozwolić sobie na przekroczenie pewnych granic i musiał się zachowywać formalnie, przestrzegając zasad dworu, przynajmniej tak długo, jak jego rozmówczyni to robiła.
- Potyczkuję się by nie wyjść z formy. By uspokoić swoje myśli i nie pozwolić się pogrążyć emocjom, które wzbierają się od dłuższego czasu. Zaś odpoczynek.. trwa już od prawie tygodnia i to najdłuższy, na jaki mogłem sobie pozwolić przez ostatnie parę lat. - uśmiechnął się, sztucznie, a jego wzrok pusty i beznamiętny. - Co do daremnych aktów przemocy zaś, muszę przyznać lady rację. Nie wszystko powinniśmy rozwiązywać za pomocą mięśni i stali, prowadzi ona jedynie do bólu i cierpienia. - skarcił się w myślach za takie słowa, które chociaż nie były jego, to jednak zaczął się z nimi coraz bardziej utożsamiać.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPon 23 Gru - 16:43

Jeśli chodziło o dworskie potyczki słowne, grę gestów i niewinnych ruchów podszytych zgoła inną intencją, Meredith przesiąkła nią do szpiku kości. Nie z własnego wyboru, ani nawet upodobania, a raczej z czystego przymusu - odnosiła wrażenie, że gdyby była mężczyzną, mogłaby po prostu skupić się na wojaczce i mieć całą resztą świata głęboko gdzieś. Niestety trafiła jej się zła strona monety i musiała przybrać dobrą minę do złej gry, żeby nie skończyć żywota jako pionek w cudzym władaniu. Od czasu śmierci swojego ojca swoje życie trzymała we własnych rękach, bo jej brat nie zamierzał mówić jej, jakie powinna podejmować decyzje. Niestety z każdą dozą wolności przychodzi też odpowiedzialność, nie tylko za własne czyny, ale też ludzi, których stajesz się zwierzchnikiem. Nie była pewna, czy to coś, o czym od zawsze marzyła, ale była gotowa na wiele rzeczy, by móc sięgnąć po swoje.
- Nie wiem, czy to takie nieszczęście. Lepiej być dobrym w jednej dziedzinie, niż zwyczajnie przeciętnym w wielu. - może nie wierzyła, że bogowie każdemu przeznaczyli jakąś rolę, ale na pewno sądziła, że wszyscy mają coś w czym się specjalizują. Szkoda tylko, że wielu nie doczekuje nawet momentu, w którym znajdują coś dla siebie, bo albo się poddają, albo świat im na to nie pozwala.
- Przykro mi z powodu pańskiego brata. - oświadczyła, chyba nawet dosyć szczerze. Spojrzała na niego z pewną dozą zrozumienia i kwaśną miną, zawieszając między nimi krótką chwilę milczenia, jakby biła się z myślami. - Myślę jednak, że w obliczu wyniku wojny, predyspozycje nie mają już żadnego znaczenia. Głównie dlatego, że większość z nich gnije w dornijskim piachu. - wycedziła przez zęby, jakby gotując się w środku, kiedy wspomniała o poległych w Dorne. Była zła, piekielnie zła. Nie na Corwyna, nie na bogów. To nie bogowie zabijają ludzi. Ludzie wierzący w bogów zabijają ludzi. Jednak mimo tego, dusiła w sobie ogień, który powoli trawił jej wnętrzności, nie mając zamiaru wyładowywać go na nikim. Zdążyła zrozumieć, że to nigdy do niczego dobrego nie prowadzi.
- To dobrze. - odparła krótko, wbijając w niego spojrzenie. - Jakiekolwiek pozytywne uczucia wobec wojny rodzą się tylko w tych, którzy wyzbyli się człowieczeństwa w imię ambicji. Własnych lub cudzych. - doskonale zdawała sobie sprawę, że co poniektórzy uznaliby jej słowa wielce krytyczne wobec poprzedniego króla, który wszczął tę całą burdę. Jednak była na tyle sprawna w retoryce, że specjalnie mówiła to w sposób, który nie pozwoliłby jednoznacznie wydać takiego wyroku. Nie była głupia, wiedziała, że otwarta krytyka korony nikomu nie wyszła na dobre. Jednak to wcale nie oznaczało, że zamierzała pokornie milczeć.
- Muszę przyznać ci rację, panie. Pogrążenie się w rozpaczy to najgorsze, co moglibyśmy teraz zrobić. - jej głos stracił na sile, kiedy zaczęła mówić o uczuciach. Nawet przestała się prężyć jak struna, a wzrok odpłynął gdzieś indziej, jakby nie była tutaj obecna. - Jeżeli życie mnie czegoś nauczyło, to tego, że całe zło zaczyna się od jednej i tej samej rzeczy. Od mężczyzny, który nie potrafi usiedzieć spokojnie na miejscu. - rzuciła, po czym uśmiechnęła się tak ironicznie, że aż pojawiły jej się zmarszczki w kącikach oczu. Była tym wszystkim tak bardzo zmęczona.
- Może się przejdziemy? - zaproponowała, robiąc krok i odwracając się lekko, by zaprezentować kierunek sugerowanego spaceru. Była przytłoczona ilością ludzi na dziedzińcu i czuła, że kończyła jej się energia na odbieranie tylu bodźców na raz, więc wolała się oddalić. Na dodatek odbierała wrażenie, że ta rozmowa może zboczyć na tory, które nie są stosowne dla obecności tylu niepożądanych oczu i uszu, które ich obecnie otaczały.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPon 23 Gru - 19:12

Obserwował ją uważnie, wyraźnie zaintrygowany. Grzecznie przytakiwał na wszystko, co mówi, dając jej do zrozumienia, że słucha. Nie był zbyt wylewny, czasem się otwierał, lecz w większości sytuacji wolał po prostu słuchać. Był pozytywnie zaskoczony jej wzrostem, bowiem widział w boju mężczyzn mniejszych od niej. Nie chciał się nad nią specjalnie rozczulać, gdyż ani to by jej nie pomogło, ani by nie przyniosło niczego, co mógłby uważać za pozytywne. Radziła sobie z żałobą tak jak on - jak mogła.
- Dziękuję. Mnie również przykro z powodu straty Pani męża. - odebrał swój płaszcz od chłopaka, którego po niego wysłał i założył go na siebie, z lekkim trudem, ze względu na ciasną koszulę. Próbował też zrozumieć dlaczego ten się na niego patrzył przez chwilę, rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie na jego zarośnięte włosy, które były rozpuszczone i opadały już na ramiona. Wyczuł moment, w którym Meredith odpłynęła gdzieś wzrokiem, by odebrać jakiś krótki sznurek od niego i na szybko związać swoje włosy z tyłu, by chociaż minimalnie się godnie prezentować przed kimś jej pozycji. Odprawił go szybko, starając się jednak zapamiętać twarz. Będzie dla niego nieco lżejszy przy następnym instruktażu, zasłużył.
- Ambicja u mężczyzn jest czymś niepohamowanym, a jej nadmiar prowadzi do katastrofalnych i niebezpiecznych sytuacji, lady. - przyznał jej rację, jednak ugryzł się po chwili w język, zdając sobie sprawę, że to co powiedział mogło źle zabrzmieć. - Na polu bitwy, rzecz jasna. - odetchnął nieco, jakby z ulgą, jednak musiał baczniej uważać na słowa, które płyną z jego ust. Chętnie skorzystał z propozycji spaceru, skinając głową w geście akceptacji i udał się za nią, powolnym krokiem, dotrzymując jej marszu i obserwując bacznie okolicę.
- Niestety nie miałem okazji go bliżej poznać, jednakże, jeśli to nie problem rzecz jasna, chętnie bym o nim posłuchał. - starał się zagadać, widać było po nim, że nie przywykł do takich rozmów, dawno ich nie prowadził, dość często się przejęzyczał i gryzł w język.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPon 23 Gru - 20:16

Jej matka zwykła żartować, że Merry wyrosła jak latarnia w Starym Mieście. Rzeczywiście, była wyższa od niejednej osoby, w tym co poniektórych członków straży kręcących się po Burzy. Pamiętała, że Olyver wielokrotnie wybuchał śmiechem, gdy stała w ich obstawie, bo trochę wyglądało to tak, jakby to ona ochraniała ich, a nie na odwrót. Prawda jednak była taka, że choć była postawną kobietą, sztuka walki pozostawała dla niej tajemnicą i nawet pokaźny wzrost nie był w stanie tutaj pomóc. Mogła pasować aparycją do reszty Jeleni, dając mylne wrażenie, jakoby nosiła w sobie ich krew, ale tak naprawdę nosiła tylko wyłącznie swojego syna na rękach, co z każdym kolejnym dniem bywało coraz większym wyczynem.
- Wojna zabrała mi też jednego brata. Niemniej jednak to nie jest pierwszy raz, kiedy cudze decyzje odbierają mi bliskich. - rzuciła ze słyszalną goryczą, nie decydując się na objaśnienie, o co chodzi. Nie miała zamiaru wchodzić w szczegóły swoich zawodów miłosnych i rozpaczy, bo ostatnie o czym teraz marzyła, to rozdrapywanie zabliźnionych ran.
Meredith zauważyła, że wojna nie była łaskawa dla Corwyna, ale nie miała najmniejszego zamiaru komentować jego wyglądu. Uważała to za kompletnie płytkie zachowanie, zwłaszcza wobec kogoś, kto przeszedł przez piekło i przeżył wystarczająco długo, by opowiedzieć tę historię. Jeśli cokolwiek mu się w tym momencie należało, to szacunek i święty spokój, ale wiedziała, że o ile sama może zapewnić mu to pierwsze, to tego drugiego w tym świecie się nie doczekają. Najwyraźniej wyśpią się dopiero w dniu ich śmierci.
- Na polu bitwy, na dworach, na co dzień. Ambicja jest twórcza, oczywiście - zaczęła, splatając ze sobą ręce na swoim brzuchu. - Niestety tylko w małych dawkach. Cokolwiek większe kreują chaos, napawają ludzi nadmierną wiarą w siebie, która prowadzi do przerostu ego. I szczerze mówiąc, nawet nie byłoby mi przykro z powodu takich jednostek. Gdyby tylko nie ciągnęli niewinnych osób razem ze sobą na dno. - zaczęła obracać w palcach pierścień ślubny, który mimo śmierci męża nadal nosiła i kategorycznie odmawiała sugestiom zdjęcia go. Nie uważała się oczywiście za mężatkę, w końcu w ramach wyraźnego manifestu przestała zaplatać włosy i pozwoliła ich fali spływać po plecach jak za czasów, gdy jeszcze była panną na wydaniu. Jednak nie potrafiła pogodzić się z myślą, że miałaby tak po prostu zapomnieć i zacząć od nowa. Tak się przecież nie da.
Posłała mu długie, jakby krytyczne spojrzenie, dziwiąc się, że odważył się na pytanie o jej męża. Do tej pory nikt się o to nie pokuszał, bo odnosiła wrażenie, że wszyscy bali się jej reakcji. Nikt nie chciał ani posmakować jej gniewu, ani doprowadzić do łez, więc wszyscy zgrabnie starali się omijać ten temat, ograniczając się do grzecznych kondolencji.
- Nie wiem, co tu dużo mówić. - powiedziała w końcu, tonem zgoła łagodniejszym, niż zapowiadał to wcześniejszy wzrok. - Byliśmy małżeństwem jakieś... dziewięć lat, z czego siedem spędził na wojnie. - była bardzo bliska rozpoczęcia tyrady o tym, jak bardzo bez sensu był ten podbój, ale w porę doszła do wniosku, że jest zdecydowanie za wcześnie na rozlewanie czary goryczy. - Był spokojnym człowiekiem, wbrew pozorom. Zupełnie inny od swoich braci. Mam nadzieję, że nasz syn też taki będzie. - dodała, a po jej twarzy przemknął wyraz nieopisanego bólu, który szybko ukryła, odwracając głowę w innym kierunku. - Choć z drugiej strony, nadzieja jest matką głupich, więc nie wiem, czy powinnam ją w czymkolwiek pokładać. -
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyWto 24 Gru - 16:25

Gdyby nie był szlachetnie urodzonym i nie miał zapewnionej wiedzy z heraldyki, to prawdopodobnie mógł pomyśleć, że stoi przed nim czystej krwi Baratheonka, która mogłaby być na przykład siostrą jego dobrego kompana, Taedhera. Na całe szczęscie zapewniona edukacja pozwoli mu na uniknięcie popełnienia faux pas. Chyba, że za dużo wypije i palnie jakąś głupotę, no ale można wziąć na poprawkę jego brak uczestnictwa na dworach przez ostatnią prawie dekadę.
- Wszyscy odczuliśmy straty, bliższych lub dalszych. W imię czego? Poszerzenia ziem? Mamy ich aż nadto, powinniśmy się skupić na tym, by ludziom na nich żyło się lepiej, a nie zabierać ich, by umierali za kolejne. - odrzekł zaskakująco spokojnie, jednak z wyczuwalną nutą żalu i rozczarowania, a tego w nim było niemało. Był co prawda lojalistą i od zawsze wiernie służył Koronie, jednakże ostatnimi czasy śmiał wątpić w oddanie królowi. Kiedy potrzebowali spokojnego i pobożnego, dostali agresywnego, który ruszył na Dorne i sprowadził spustoszenie. A kiedy potrzebowali, by ktoś zawalczył o nich i ich bliskich, to dostali pobożnego, którego decyzje i czyny są co najmniej kontrowersyjne.
- Gdyby tylko każde nieporozumienie, kość niezgody, wzajemne pretensje i ukryte żale można było załatwić w prosty sposób, stając naprzeciw siebie, z bronią lub bez niej i najzwyczajniej w świecie się skonfrontować. Westeros byłoby lepszym miejscem, ludzie byliby spokojniejsi. Nie musielibyśmy uczyć naszych dzieci jak trzymać miecz, a naszych córek gdzie mają uderzać, by potrafiły się obronić. - odetchnął ciężko, zatrzymując wzrok na jej pierścieniu ślubnym, który obracała w palcach. Zerknął po chwili na swoją lewą dłoń, gdzie powinien mieć pierścionek, jednak tam go nie było. Szczerze nawet nie pamiętał, gdzie go zapodział i dlaczego go ściągnął, nie myślał o tym w tej chwili. O żonie i trójce dzieci, jego najbliższej rodzinie, która czekała na niego w Dolinie. Niektórzy czekali osiem lat i jedyne co dostali to tragiczny finał, więc mógł uznać swoją za szczęściarzy. W takim razie czemu on tego szczęścia nie odczuwał? Czuł, że miał coś jeszcze do zrobienia i nie chciał nawet myśleć o spoczęciu, póki nie sprowadzi wszystkich do swoich krewnych, tam gdzie ich miejsce.
- Warto mieć nadzieję. Jeśli nie będziemy jej mieć, jeśli nie będziemy się jej trzymać, to skończymy dość szybko i odważyłbym się nawet powiedzieć, że marnie. Twój syn, pani, jest Lordem Burzy i potrzebuje silnej matki, która będzie go zarówno chroniła, jak się nim opiekowała. A taką z pewnością ma, w co nie wątpię. - uśmiechnął się nawet szczerze, po raz pierwszy odkąd rozmawiają. Nie pamiętał kiedy ostatnio mu się z kimś tak dobrze rozmawiało, z taką lekkością, bez przymusu, nawet pomimo całej dramatycznej otoczki. Czyżby nauczył się w końcu cieszyć z małych rzeczy?
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptySro 25 Gru - 2:06

W sumie nie była do końca pewna, czy Taedher ucieszyłby się z wizji bycia bratem Meredith, czy raczej wyszedł z siebie i stanął obok, próbując nie rozwalić czaszki pana Arryna. Z jednej strony nigdy nie mieli jakiejś toksycznej relacji, a na dodatek będąc jego siostrą nie stałaby mu w żaden sposób na drodze do sukcesji. Z drugiej zaś, była świadoma, jak bardzo był wściekły, że to nie jemu należy się Burza, a małemu Thomasowi, który nigdy nawet nie poznał swojego ojca. Na jego miejscu też by się wściekła, więc rozumiała. Jednak nie miała zamiaru mu iść na rękę, bo mu w życie nie poszło po myśli.
- Odnoszę wrażenie, że ziemie i zysk materialny był gdzieś na końcu listy poprzedniego króla. - zaczęła, mówiąc to w tak beznamiętny sposób, jakby była zażenowana całym światem w tym momencie. - Priorytetem było siódme królestwo do kolekcji i możliwość afiszowania się tym, że Dorne zgięło kolano. Gdyby chodziło o ekspansję po najmniejszej linii oporu i strat, nakazałby wycofać się wojskom po pierwszych zwycięstwach. Ba, gdyby kwestia przyrostu ekonomicznego była cokolwiek istotna, wojna by się nigdy nie zaczęła. - nie chciała mu przedstawiać tutaj prognoz i perspektyw, które uskuteczniała przed i w trakcie podboju, bo zanudziłaby go na śmierć. Poza tym co było, już minęło. Uważała, że rozwodzenie się na temat "co by było, gdyby" okazałoby się kompletnie bezowocne w tym momencie. Nie zwróciłoby to nikomu ani pieniędzy, ani życia, ani straconego czasu. Nikomu nie ulżyłoby na sercu przedstawienie jasnego obrazu, że gdyby całe przedsięwzięcie zaplanował ktoś zastanowiony, wszystko mogłoby przebiec lepiej. Wręcz przeciwnie, niektórzy zaczęliby się bić w piersi, a sumienie zaczęłoby zżerać ich od środka. Nie było warto.
- Brzmi pięknie, nie powiem, prawie jak poemat. Ale papier wszystko przyjmie. - skwitowała, wzdychając ciężko. - Problem leży w ludzkiej naturze. Zawsze znajdzie się ktoś, komu bogowie poskąpili rozumu. Ten ktoś znajdzie jakiś problem, jakąś dziurę w całym, która z czasem stanie się solą w jego oku, a ponieważ nie będzie w stanie rozwiązać tego w sposób inteligentny, ucieknie się do forsowania swoich racji siłą. Zupełnie jak zwierzę. - uśmiechnęła się kwaśno, wręcz z pewnego rodzaju przekąsem. - Aczkolwiek zwierzęta zabijają, bo muszą, robią to, by przetrwać. Tylko ludzie pozbawiają innych życia dla własnej uciechy. - w tym momencie również i ona wbiła wzrok w swój pierścień ślubny, patrząc na niego z bolesnym wyrazem. Pamiętała, że cieszyła się z wieści o śmierci króla. Nie dlatego, że uważała, jakoby na nią zasługiwał. Po prostu poczuła ulgę, bo inaczej próbowałaby go udusić własnoręcznie, a to nie skończyłoby się dla niej dobrze. Jakoś nie była w stanie winić Dornijczyków za śmierć męża. Oni przecież się tylko bronili.
- Dziękuję. - odpowiedziała, uśmiechając się nieznacznie, ale wyraźnie szczerze. Po chwili jednak spochmurniała, przygryzła wargę i dopiero wtedy zdecydowała się kontynuować. - Niestety nie wszyscy podzielają pańskie zdanie, lordzie Arryn. Niektórzy twierdzą, że ani mój syn, ani ja, nie powinniśmy mieć nic do czynienia z Burzą. O ile w mojej kwestii debata mogłaby trwać i trwać, fakt, że ktoś kwestionuje prawa mojego dziecka, doprowadza mnie do regularnego szału. - oświadczyła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, w których malował się wręcz pierwotny gniew. Spojrzenie matki, która była gotowa roznieść całą tę twierdzę w pył, jeżeli ktoś tknąłby jej latorośl choćby palcem. Zupełnie jakby miała za chwilę sprawić, że w Koniec Burzy zastanie jej początek.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptySro 25 Gru - 19:55

Corwyn raczej domyślał się napiętych relacji między Meredith a Taedherem, nawet jeśli żadne z nich nic nie mówiło, to taka sytuacja była po prostu do przewidzenia. Ona będąc matką Lorda Burzy musiała zapewnić sukcesję swojemu synowi, który szczególnie teraz był narażony na atak. Najbezpieczniejszą dla rodu opcją, zapewniającą stabilność, byłoby małżeństwo z najstarszym, męskim jeleniem, jednak nie wiadomo jak obie strony na to patrzyły. Teoretycznie nie byli ze sobą spokrewnieni, więc nic nie stało na przeszkodzie, a jednak. Kolejną opcją byłoby małżeństwo polityczne, z kimś z Wielkiego Rodu, tak jak robił to właśnie Taedher, jednak w jej sytuacji byłoby to na tyle niekorzystne, że raczej nie mogłaby zostać na Ziemiach Burzy, przez co jej syn byłby jeszcze bardziej odsłonięty.
- Byłabyś świetną królową, lady. - słusznie zauważył Corwyn, wyrażając swoją aprobatę dla jej słów. Trafiały do niego, jej podejście, opinie i światopogląd mocno zbliżały się z jego. Jedno wiedział na pewno - Lord Burzy był szczęściarzem, mając tak inteligentną matkę, która z pewnością zrobi wszystko zarówno dla niego, jak i dla rodu. Może gdyby kobiety miały więcej realnego wpływu na władzę, świat byłby lepszym miejscem i nie byłoby tyle jadu i nienawiści, co teraz? Kto wie co przyniesie przyszłość, a nuż by się nadarzyła jeszcze okazja, by się o tym przekonać.
Komentarz o pozbawianiu życia skwitował tylko smutnym przytaknięciem i ucieczką wzroku gdzieś indziej, odpływając na chwilę myślami. Zdawał sobie sprawę z tego, co robił w Dorne i chociażby nie wiadomo jak bardzo sobie to tłumaczył, to jedno wiedział na pewno - jego ofiar mogło być mniej, zdecydowanie mniej, gdyby tylko zachował zimną krew i przyjął postawę godną rycerza, a nie żądnego krwi barbarzyńcy.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptySro 25 Gru - 22:04

Oczywiście, że małżeństwo z Taedherem rozwiązałoby wiele problemów, ale przysporzyłoby wiele kolejnych. Na pewno wzniósłby się gdzieś głos, że zakrawa to na swego rodzaju kazirodztwo, bo małżeństwo nie może ograniczać się do bycia związkiem na papierze, a jej domniemany mąż na pewno chciałby mieć jakichś potomków. Kwestia dzielenia łoża z wdową po swoim zmarłym bracie była dosyć kontrowersyjna, a żadne z nich nie było Smokiem, gdzie kwestia incestu przechodziła za rzecz naturalną. Na dodatek trzeba było pamiętać o tym, że Meredith i Taedher byli równie zapalczywi i gotowi do skakania sobie do gardeł, więc biorąc pod uwagę ich zgoła inne priorytety i ambicje, ich związek nie byłby zbyt owocny. Choć oczywiście mogła się mylić na tym polu, to też było możliwe.
Zatrzymała się w miejscu, kiedy Corwyn wymówił słowo "królowa". Najpierw była zdumiona, że ma o niej tak wysokie zdanie, kiedy zdążyła wypowiedzieć do niego zaledwie kilka zdań. Patrzyła na niego bacznie, nie do końca wiedząc, co powinna była mu odpowiedzieć. Nie dlatego, że brakowało jej języka w gębie, do takiego stanu nie doprowadziłby jej nawet diabeł. Po prostu nie była pewna, czy powinna się z nim zgodzić, czy raczej grzecznie zaprzeczyć.
- Proszę, lepiej nie schlebiać mi na wyrost. Ocenianie ludzi po kilku minutach rozmowy rzadko kiedy wychodzi na dobre. - oświadczyła w końcu, po czym znowu zawiesiła między nimi ciszę, wciąż utrzymując jednak spojrzenie. Świdrowała go wzrokiem, ale absolutnie nie w sposób nachalny i nieprzyjemny. Wyglądało to tak, jakby starała się dojrzeć jego zamiary, zwyczajnie czując się nieswojo z niemożnością ich zrozumienia. - Zresztą, bycie królową nie jest tak chwalebne, jak mogłoby się wydawać. Zawsze ponad będzie król, bez względu na to, czy biedny czy bogaty na umyśle. Wszechmogący, a w swoim mniemaniu niejednokrotnie wszechwiedzący, przez co za nic ma opinię krowy cielnej u swoim boku. Chyba że mowa o suwerennej królowej - w tym momencie uśmiechnęła się specyficznie, jakby przez drobną chwilę naprawdę podobała jej się taka wizja. - Wtedy mogłabym to rozważyć. - dokończyła, posyłając mu krótkie, acz wyzywające spojrzenie, po czym odwróciła głowę gdzieś indziej i ruszyła znowu naprzód, jakby do tej wymiany spojrzeń nigdy nie doszło.
Meredith nie pochwalała wojny, ale nie miała zamiaru stygmatyzować każdego wojaka po kolei. Wiedziała, że chętnych do wyprawy było równie wiele jak tych, którzy poszli tam z czystego przymusu i wyuczonej powinności. Dla niektórych honor był cenniejszy niż życie, czego naprawdę nie była w stanie pojąć, więc woleli pójść na pewną śmierć, wpaść w jej objęcia i się weń zatracić, niż ryzykować splamieniem swojej dumy. Była w stanie zrozumieć wiele, ale ilekroć starała się rozpracować koncept tego wszystkiego, dochodziła do wniosku, że to nie ma prawa mieć jakiegokolwiek sensu.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 3:32

Obserwował ją, bacznie, uważnie. Każdy jej ruch, krok, każdy gest, jaki wykonuje ręką, czy to splatanie za sobą, czy bawienie się pierścieniem, każdą mimikę twarzy, uśmiech, grymas. W ten sposób nauczył się obchodzić z innymi ludźmi, metodą prób i błędów, pchnięć i odskoków, dowiadywał się jakie tematy może poruszać, a jakich lepiej unikać. Kiedy zależało mu na tym, by rozmówca czuł się niekomfortowo - wykorzystywał to bez wahania, jednak teraz, o dziwo, nie chciał wywierać na Meredith presji, negatywnych odczuć co do swojej osoby. Była pierwszą damą, z którą było mu dane tak długo prowadzić konwersację od bardzo długiego okresu i wciąż się denerwował. Fakt, że wychowany na szlachcica Corwyn obeznany był z zasadami dworu i etykietą, jednakże teoria a praktyka to dwie różne sprawy. A chociaż tej pierwszej mu nie brakowało, to z drugą zatracił kontakt na prawie osiem lat.
- Doświadczona ręka jest w stanie ocenić wartość ostrza już po tym jak trzyma się w dłoni, jak bardzo jest ciężkie i jak płynne ruchy nim potrafi wykonywać. - pozwolił sobie na małą metaforę, w której nigdy nie był mistrzem, ale na całe jego szczęście większość przenośni związanych z kwestiami czysto militarnymi znajdywało swoje odniesienia także w tym zwykłym, z pozoru bezpieczniejszym życiu. - Zawsze jest ktoś wyżej, tak samo jak zawsze jest ktoś niżej. A dość często się zdarza, że i ktoś za nami stoi, z tarczą lub sztyletem przy naszych plecach. - zwrócił uwagę na coś, co rzadko zdarzało się na polu bitwy, a było dość częstym widokiem na dworach. Właśnie dlatego nie lubił takiego życia i starał się w nie nie angażować. Kontakty i oficjalne sprawy zawsze ograniczał do maksymalnego minimum, oszczędzając sobie i czas i nerwy. Wolał działać, być w ruchu, więc zawsze wykładał karty na stół i mówił konkretami, takich samych też oczekiwał.
- Czy jest coś, co mogę dla Ciebie zrobić, Pani? - zapytał, ale już się nie uśmiechał. Spoważniał, jakby przestał już ją badać i sprawiać przyjemne wrażenie. A może taki był naprawdę? Nie był spięty, ale też nie pozwolił sobie na absolutny brak czujności. Przyłapywał się na tym, że co jakiś czas się rozglądał, a na każdy głośniejszy dźwięk reagował mimowolnym odruchem ręki w stronę pochwy z mieczem. Ale czego się spodziewać po kimś, kto prawie ćwierć życia spędził w takich, a nie innych warunkach?
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 5:36

A więc było ich dwoje. Uważni obserwatorzy, baczący na każdy mały gest, zmianę mimiki i szelest liści na wietrze. Szukający czegoś, ciągle i nieustannie, ale nie wiedząc czego. Zupełnie jakby chcieli dopatrzeć się rzeczy, które nie istnieją, w obawie, że po prostu ukrywają się skrzętnie przed ich wzrokiem, by w odpowiednim momencie zadać ostateczny cios. Jedni nazwaliby to paranoją, jednak Meredith wolała nazywać to szczególną ostrożnością, której człowiek nabawia się, kiedy zbyt wiele razy ociera się o krawędź ostrza. Zarówno tego prawdziwego, jak i metaforycznego.
Sama lady Baratheon zdawała się być zupełnie spokojna o przebieg konwersacji z Corwynem. Żyła w ciągłym stresie, więc nie czuła się jakoś wyjątkowo przytłoczona jego osobą, zresztą - on nawet nie dał jej ku temu powodu. Uważała się za osobę cokolwiek charyzmatyczną, wręcz specjalizującą się w prowadzeniu rozmów z ludźmi. Z jednej strony wymagała tego od niej kultura, w końcu podług najbardziej ortodoksyjnych wierzeń, rolą kobiety było zabawianie mężczyzn przyjazną rozmową. Z drugiej wymiana zdań w sposób odpowiedni była najprostszym sposobem uzyskania tego, czego się chce. Nieważne czy chodziło o zdobycie informacji, czy sympatii do swojej osoby, dobrze dobrana retoryka była w stanie utorować wiele dróg. Meredith w życiu nie nazwałaby się politykiem, miała zgoła inne ambicje. Jednak mówić mogła długo i chętnie, uważając się za świetnego mediatora.
- Gdybym tylko miała pewność, że będę ostrzem w doświadczonej ręce, mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że to całkiem kusząca wizja. - odparła łagodnym głosem, uśmiechając się do Corwyna tak, jakby chciała mu jasno dać znać, że owszem, w jej słowach kryje się kurtuazyjnie ukryte drugie dno. Wiedziała, że chodziło mu o coś odrobinę innego, kiedy wypowiedział swoją metaforę, ale Merry miała paskudną słabość do wyjmowania słów z cudzych ust i modelowania ich tak, by posłużyły jej do czegokolwiek sobie zamarzy. - Oczywiście, że na tym świecie nie istnieje równość. Ani gwarancja, że jak raz się dotrze na szczyt, to się przy nim pozostanie. Fortuna toczy się tym samym kołem, którym łamie się kręgosłupy swoich wrogów. - zaśmiała się z przekąsem, wręcz wyśmiewając taki stan rzeczy. Nie był to wyraz radości, a raczej gorzki śmiech, który choć dołujący, to nadal lepszy był od płaczu. Arryn miał oczywiście rację; skomplikowana maszyneria hierarchii społecznej cechowała się spaczonym systemem wartości, który przez wieki przesiąkł zgnilizną aż to szpiku kości, więc ratowanie go nie miało żadnego sensu. Można było go co najwyżej skruszyć, ale próby mogły skończyć się twoim upadkiem, więc mało kto odważył się na takie kroki.
- Nie śmiem o nic prosić, ser. - odparła szybko, stanowczo, jednak nadal spokojnie i naturalnie, jakby ciągle dbała, by go przypadkiem nie urazić. Zauważyła, że spoważniał, więc sama patrzyła na niego tak samo. Trzymała go na pewien dystans, ale robiła co mogła, by nie wyjść na chłodną w obyciu. - Zdaję sobie sprawę z pańskiej relacji z moim szwagrem. Nie chcę mieszać polityki między waszą przyjaźń, doprowadzać do ewentualnej niezgody. Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek czuł się niekomfortowo przez naszą... różnicę zdań. - walkę o przetrwanie dyplomatycznie nazwała dyskursem, czy nie byłaby idealnym przybocznym króla, który szeptałby mu o wszystkich niepowodzeniach tak mile, że zacząłby się z nich cieszyć? - Jestem wdzięczna i nie zapomnę tej inicjatywy. Jednak nie widzę powodu, dla którego miałby pan dla mnie cokolwiek robić. - mówiąc to zbliżyła się nieco, kładąc delikatnie dłoń na jego ramieniu, jakby tym drobnym gestem chciała przeprosić oraz podziękować za chęć jakiejkolwiek pomocy, po czym uśmiechnęła się blado, licząc, że jej tę odmowę wybaczy.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 11:07

Czy Meredith była charyzmatyczna? Z pewnością tak. Dobór słów, elokwencja, tonacja głosu - Corwyn mógłby jej słuchać godzinami nie znudziłby się. Zwykł do skupiania się na walce i treningu, by zagłuszyć swoje złe myśli, a ona.. przyszła i je wyciszyła. Całkowicie. Nawet nie musiał się starać, by nie myśleć o czymś innym, o wojnie, o bracie, o polityce i o królu. Mimo, że takie tematy się przewijały, to jednak nie poświęcał im więcej uwagi, niż było to konieczne. Czy mógłby ją uznać za osobę szczerą? Najprawdopodobniej tak, nie miała nic do ukrycia, albo skrywała to aż nadto dobrze, więc nawet jego naturalna niechęć do szlachciców nie stała na przeszkodzenie w ocenie rozmówczyni.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, by samemu nadać doświadczenia swojej ręce. Przy odpowiednim nauczycielu i odpowiedniej.. motywacji. - uśmiechnął się również, przekornie. Czy wyobraził ją sobie w zbroi i z mieczem bastardowym w dłoniach? Raczej nie, jednak czemu miałoby to oznaczać brak jakiejkolwiek praktycznej wiedzy? Na pewno by jej nie zaszkodziły podstawy, jak trzymać broń, gdzie uderzać, jak parować ataki i czego się spodziewać po przeciwniku.
Jednak zdaje się, że nie było mu dane na udzielenie lekcji instruktażu, bowiem dalsza część rozmowy przebiegła dość stanowczo i nagle, jednak obwiniać się mógł tylko siebie. Nie był już tym samym, uśmiechniętym i pogodnym mężczyzną. Do jego spojrzenia wkradł się pewnego rodzaju chłód, a jego tonacja nabrała poważniejszego tonu.
- Nie wiedzieć czemu myślałem, że to Twój brat, pani. - pogładził się po zaroście, jakby w geście zastanowienia się. Czy mocnym nietaktem byłaby taka pomyłka? Aczkolwiek taka relacja wyjaśniałaby ewentualne spory. - Poznaliśmy się na wojnie, połączyła nas niechęć do króla. Nie wiedziałem, że Taedher ma zapędy polityczne. Nigdy się nie przyznał otwarcie. - zwrócił szczerą uwagę Corwyn, uciekając na chwilę myślami i próbując przypomnieć sobie wszystkie rozmowy. Czy samą niechęć do korony mógł traktować jako ambicję polityczną? Nie odbierał tego w ten sposób. Wiedział, że jeleń chciałby zostać lordem, jednak skoro jego bratowa jest matką Burzy, to nie zostało nic innego jak podporządkowanie się i zadbanie o to, by ród miał się jak najlepiej. Nie spodziewałby się po nim jakichkolwiek działań, które mogłyby przynieść mu hańbę.
Z nieco negatywnych myśli wyrwał go dotyk jej dłoni na ramieniu. Nieco zaskoczony, starał się nie dać po sobie tego poznać, trochę nieudolnie, gdyż był tragicznym aktorem i nie potrafił kłamać. Zupełnie tego nie przewidział, przez co momentalnie spiął swoje mięśnie, będąc gotowy do wykonania ruchu, a jego dłoń powędrowała do pasa, jednak zatrzymała się w połowie. Spojrzał na nią i skrzywił się nieskrywanie, karcąc się w myślach za taki odruch. Po chwili spojrzał na Meredith, nieco smutnym, jakby przepraszającym spojrzeniem, unosząc powoli dłoń by pochwycić jej i zbliżyć do swoich ust, składając na nich pocałunek. Trzymał ją, nie za mocno rzecz jasna, po prostu trzymał i pozwoliłby wypuścić, gdyby ta chciała.
- Jak wiele razy człowiek doświadcza straty, zanim sam umrze? Zanim strawi go smutek? - wyszeptał ku niej, postępując o krok w jej stronę. Nie patrzył na nią z wyższością, chociaż dzieliło ich ponad dwadzieścia centymetrów wzrostu. Dotyk jej skóry, skupienie jej oczu. Chciałby zatrzymać czas i tkwić w tym momencie jak najdłużej, była bowiem dla niego nader kojąca.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 19:09

Odbierała wrażenie, że wywarła cokolwiek pozytywne wrażenie na swoim rozmówcy, jednak przez myśl by jej nie przeszło, że miała jakkolwiek kojący wpływ. Była kłębkiem nerwów, który chwytał się gry pozorów jak tonący brzytwy, bo obecnie była to jedyna znana jej rzecz, na której zmianę się absolutnie nie zapowiadało. Kiedyś byłaby z siebie dumna, że nie dała poznać po sobie, jaką ruiną jest tak naprawdę w środku, ale teraz jedynie czuła ulgę, że jeszcze udawało jej się trzymać fason.
- Czy to jakaś sugestia, mój panie? - zaśmiała się teraz w głos, jakoś nie mogąc wziąć wizji siebie z mieczem w ręku na poważnie. Może było to błędem, biorąc pod uwagę, że musiała zapomnieć o swojej strefie komfortu, jeżeli chciała obronić nie tylko życie swojego dziecka, ale również i swoje. Nie była pewna, do czego posuną się jej przeciwnicy, więc wyglądało na to, że musiała przygotować się na każdą możliwą sytuację.
Obydwoje nagle spoważnieli, bo nie potrzeba było dosłownych wyjaśnień, by wyczuli, że sprawa była wagi raczej ciężkiej. Meredith robiła wszystko, co w jej mocy, by nie wyjść na zdesperowaną, bo w istocie nie była. Jednak robiła to na wyrost, starając się zmniejszyć wielkość problemu do drobnostki, z którą sobie jakoś na pewno poradzi. Przecież tak musiało być, kapitulacja absolutnie nie wchodziła w grę.
- Na bogów, nie. - uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy otwarcie przyznał się do genealogicznej pomyłki. - Mój jedyny żyjący brat jest Lordem i Głosem Starego Miasta, Latarnią Południa, coś tam, coś tam... - tu znowu się zaśmiała, próbując wymienić wszystkie tytuły Maxwella, które zazwyczaj w zestawieniu z jego osobą bawiły ją do łez. - W każdym razie, pochodzę z rodu Hightower, a zmarły brat Taedhera był moim mężem. Nie wiem, czy mój szwagier ma zapędy polityczne, nie sądzę, on jest raczej pierwszy do pokazów siły i furii. Niemniej jednak zawsze zdawał się rozsierdzony faktem, że to Olyver był lordem, a nie on. W jego mniemaniu byłby lepszy na tym stanowisku. - westchnęła z dezaprobatą, wyraźnie nie zgadzając się z takim poglądem. - Teraz go dalej nosi, bo jego brat zmarł, a stołek nadal nie należy do niego, bo sprzed nosa zwinął mu go siedmiolatek. - rozłożyła ramiona, jakby w bezradności na postawę Taedhera, po czym wzruszyła ramionami. Może miałaby do tego jakieś bardziej wyrozumiałe podejście, gdyby nie była jedną ze stron konfliktu. Może i miał prawo czuć się poszkodowany, przecież nie mogła mu tego odebrać, ale na pewno nie mógł rościć sobie pozycji Lorda, jeżeli takowa mu się nie należała. A jeśli chciał sprawić, by Burza straciła kolejnego władcę, Meredith nie mogła mieć wobec niego litości.
Jej gest miał być jedynie okazem nieco ciepłych uczuć, gdyż uznała, że uwieńczy w ten sposób sytuację zgoła lepiej, niż miałaby to robić kolejnymi słowami. Miała pewne obawy, jakoby mogła przekroczyć pewne granice, ale podjęła to drobne ryzyko, licząc, że efekty będą zadowalające. Reakcja Corwyna najpierw ją zmartwiła, bo błyskawicznie spostrzegła, że wprawiła go w pewnego rodzaju zakłopotanie. Nie drgnęła jednak wcale, kiedy odruchowo sięgnął po miecz, bo widziała już wcześniej, że robił to bezwiednie, jakby wojna odcisnęła niebotyczne piętno na jego instynkcie.
Kiedy chciała zabrać dłoń, by zakończyć tę niezręczną chwilę, poczuła nań dotyk mężczyzny, czym obudził w niej gamę konfliktujących ze sobą emocji. Najpierw ukłucie, jakby żalu i tęsknoty, bo w istocie ostatnim takim gestem obdarzył ją jej mąż tuż przed wyjazdem do Dorne. Zapiekły ją oczy, ale kilka szybkich mrugnięć postawiło je do pionu, ponieważ nie miała najmniejszego zamiaru się tutaj rozpłakać. Chwilę później było jej zwyczajnie miło, kiedy złożył na jej ręce pocałunek. Niektórzy mogliby to odebrać za haniebne, w końcu ona była wdową w trakcie żałoby, a na niego czekała żona. Jednak nikt poza nimi tego nie widział, w końcu zdążyli odejść już kawałek od zgiełku, a Merry nie byłaby w stanie go za to skarcić.
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie. - wyszeptała, równie delikatnie co on, spoglądając przepraszająco w jego oczy. - Ale jeżeli damy rozpaczy za wygraną, nigdy nie będzie dane nam się przekonać. - dodała, jakby pocieszająco, po czym podniosła drugą dłoń i położyła na tej Corwyna. - Nie martwią pana ewentualne plotki? - uśmiechnęła się w końcu, zerkając raz na ich ręce, a raz na niego, rzucając wyraźną sugestię, że ludzie, jeśli zobaczą, zaczną o ich interakcji gadać. Sama miała to absolutnie gdzieś, umiała rozwiewać niepochlebne plotki umiejętną groźbą skrócenia gaduły o język. Jednak nie miała zielonego pojęcia, jakie podejście do swojej reputacji miał pan Arryn.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 21:06

Corwyn nie widział, bądź też nie chciał widzieć, że Meredith jest kłębkiem nerwów. Zasadniczo nawet o tym nie myślał, powiedziała już dość i pokazała jeszcze więcej, nie widział absolutnie żadnego powodu, by ją tym zadręczać i zmuszać do otworzenia się. Wywołałby tylko ból i przykre wspomnienia, nie tylko u niej zresztą, a na tym nie chciał się teraz skupiać. Łapał ulotne chwile, których było coraz mniej, by dać sobie odrobinę szczęścia dla zachowania równowagi w tym okrutnym i smutnym świecie.
- Jak najbardziej, jestem do Twojej dyspozycji co najmniej przez kilka księżyców, aż Jego Wysokość dojdzie do siebie, moja pani. - wykonał pełny, szarmancki ukłon, uśmiechając się przy tym szeroko. Widać było, że świetnie się przy niej bawił i nie zamierzał rezygnować z jej towarzystwa, bez względu na okoliczności.
Słuchał jej uważnie, przyjmując wszystko do wiadomości. Nie w jego kompetencji było wypowiadać się o sytuacji zarówno politycznej, jak i rodzinnej tego rodu, których był przecież gościem. Fakt, że ich rodziny stały po dwóch stronach konfliktu w trakcie Tańca Smoków nie musi oznaczać, by dalej traktowały się z odrobiną rezerwy. Ich relacje wszakże nie są otwarcie negatywne i zbliżają się do neutralności, a dziedzic Orlego Gniazda zadba o to, było tak dalej, a nawet i lepiej.
Zastygł w bezruchu, gdy poczuł jej dłoń. Spodziewał się odsunięcia, uderzenia w twarz, reprymendy, jednak tak się nie stało. Ku jegoszczęściu. Nie chciał nawet myśleć o tym, jakby się poczuł, gdyby wywołał tutaj skandal. Przyciągnął ją delikatnie ku sobie, samemu zbliżając się jeszcze bardziej.
- Nie warto zatem się poddawać, moja Pani. - wyszeptał, pochylając się do jej ucha. Musnął je delikatnie nosem, chłonąc zapach jej włosów, a dłonie przesunął na jej nadgarstki, delikatnie po nich zataczając kręgi, jakby badając jej delikatną skórę. Była przyjemna w dotyku, nie to co jego masywne, szorstkie dłonie. - To plotkarze powinni przejmować się mną. - uśmiechnął się szelmowsko, po czym musnął jej drobne ucho. Zaciągnął się jej zapachem, po czym wydął wargi i musnął nimi płatek jej ucha. Delektował się chwilą.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 22:32

Oznak zdenerwowania u Meredith należało się doszukiwać w drobnych gestach, spojrzeniach i pozornie nic nieznaczących westchnięciach. Trzeba było konkretnie ją rozwścieczyć, by dawała po sobie poznać, że ktokolwiek zdołał wyprowadzić ją z równowagi. W cudzych oczach chciała być górą lodową, której nie sposób ani ruszyć, ani zdobyć. Na upust złości pozwalała sobie tylko wtedy, kiedy wiedziała, że będzie odebrany jako pokaz siły lub w towarzystwie osób wielce zaufanych, których nigdy w życiu nie posądziłaby o wykorzystanie tego przeciw niej.
- Będę o tym pamiętać w takim razie. Bardzo dziękuję, ser. - również skinęła głową, gdy ten podnosił się z ukłonu. Sama coraz rzadziej kłaniała się komukolwiek, z roku na rok umacniając mniemanie o sobie i własnej wartości. Wychodziła z założenia, że będzie robić to tylko i wyłącznie wtedy, gdy będzie to absolutnie niezbędne, ewentualnie kiedy ktoś zasłuży.
Taniec Smoków puściła dawno w niepamięć, jedynie przyswajając całe zajście jako suche fakty, listę plusów i minusów. Nie trzymała urazy do rodów, które niegdyś stały po przeciwnej stronie barykady, bo to nie ona stawiała tę granicę. Nie interesowały ją stronnictwa poparcia wobec konkretnych Targaryenów, bo w rzeczywistości nie obchodziło ją, kto siedział na Żelaznym Tronie, tak długo jak nie wchodził w paradę jej lub jej bliskim. Jak dla Merry, mogłaby tam siedzieć nawet gęś, której ktoś na łeb wpakował koronę. Jeżeli robiłaby to, co do niej należy, nawet nie mrugnęłaby okiem.
Kiedy przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, a jego szept dobiegł do jej uszu z tak bliska, gdzieś przed oczami coś zamachało czerwoną flagą.
Umysł Meredith automatycznie wszedł w tryb błyskawicznego kalkulowania za i przeciw. Szybko wertowała w głowie, czy powinna się poddać, pozwalając sobie na bezmyślne czekanie na rozwój wydarzeń, czy raczej zatrzymać tego konia, zanim zagalopuje się odrobinę za daleko. Nieważne jak chłodna potrafiła być w obyciu, w rzeczywistości była ogniem, z którym nie powinno się tak pochopnie igrać, ale nie była pewna, czy mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę.
- Panie Arryn. - powiedziała stanowczo i dosadnie, przerywając dosyć brutalnie zmowę szeptu między nimi. Odczekała krótką chwilę, nie wiadomo czy dlatego, że zbierała siły, czy wręcz przeciwnie starała się je dawkować, po czym lekko odsunęła głowę. - Jestem w żałobie. - przypomniała, wykręcając dłonie tak, by szybko, ale niegwałtownie oswobodzić się z jego dotyku, po czym położyła ręce na jego ramionach by, w miarę swoich możliwości, odsunąć go od siebie. Wtedy popatrzyła na niego w sposób, który wielu odbierał tysiące słów. Wzrokiem matczynego zawodu. - I o ile ja sama jestem wdową, to pańska żona jeszcze nie. - powiedziawszy to, zabrała swoje ręce i zaplotła je na brzuchu. Westchnęła ciężko, przybierając dosyć neutralną minę, jednak jej oczy wydawały się zasmucone. Nie miała zamiaru go przepraszać, że przerwała ten moment, ale też nie planowała krzyczeć. Obydwoje pozwolili sobie na chwilę słabości, do której nie powinno było dojść. Przynajmniej nie tutaj i nie w tym czasie.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyCzw 26 Gru - 23:52

Uczucia, afekty, emocje, motywacje, nastroje, namiętności, sentymenty i pasje. Wszystko w głowie wysokiego i postawnego mężczyzny kołatało. Czuł, że odbiega od rzeczywistości, zatracał się. Fizycznie był przy niej, w tym miejscu i w tym czasie.
Zmysł wzroku, odbierający światło widzialne jak i docierające do nich bodźce, który pozwala mu przeanalizować obraz, by widział świat w taki sposób, w jaki go widział. Stała przed nim, młoda, pogrążona de facto w żałobie, Matka Lorda Burzy, Lady Baratheon. Ubrana w czarną, żałobną suknię, którą zamiatała kurz. Pozłacane guziki na rękawach i klatce piersiowej, odbijające blade promienie słońca. Widział jej ruchy mięśni twarzy, wyrażające myśli, emocje, postawy wobec niego. Jak wiele z nich rozumiał? Nie mniej, niż zdołałby to sam wychwycić i nie więcej, niż to, ile ona sama była skłonna mu pokazać. Gesty, które miała tak naturalne bądź też wyćwiczone, że wpływały na lepszy odbiór przekazu.
Zmysł słuchu, który pozwalał mu rejestrować co i w jaki sposób do niego mówi. To jak manipulowała tonami lub akcentowała pojedyncze części, by nadać odpowiednie znaczenie wypowiadanym przez siebie słowom.Ton głosu, sugerujący i zdradzający jednocześnie uczucia, oraz oznaczający w jakim stopniu jej zależało, jak była do czegoś nastawiona. Zmysł smaku nie za wiele mu się tutaj zdał, co prawda mocniejsze aromaty rzekomo dało się ocenić nawet poprzez smak, jednak Corwyn nie był na tyle wprawiony, by móc sobie na to pozwolić.
A smak jej skóry? Ledwo co jej posmakował, więc nie mógł jej ocenić jej przez inny pryzmat, niż przez dotyku właśnie. A skoro już o dotyku mowa, to nie pamiętał, aby ostatnio, bądź też kiedykolwiek ten zmysł pozwolił mu na tak silne doznania. Fakt, że skóra jest największym narządem receptorowym u ludzi to jedno, ale odbieranie prawidłowych bodźców i analizowanie ich to już inna sprawa, do której skóra nijak się ma. Dotyk podobno pogłębia relację pomiędzy ludźmi i niech go Siedmiu spali, jeśli tego teraz nie odczuł. Jej dłonie, dużo mniejsze niż jego, delikatne i przyjemne w dotyku, pozwalały mu odczuć ukojenie. A może była to tylko euforia, w którą sam się wpędził? Opuszki palców, ocierające się o dłonie i nadgarstki Meredith wyzwalało w nim coś, o czym już dawno zapomniał. O byciu z kimś blisko i to w naprawdę szczery sposób. Zmysł węchu, który pozwalał delektować się jej zapachem, który już na zawsze zapadnie mu w pamięć. Jej szyja, włosy, chęć tak uzależniająca, że ledwo co mógł się powstrzymać przed podjęciem dalszych czynności.
A jednak to nie wystarczyło. Coś musiał przeoczyć, źle odebrać, źle zinterpretować. Czy to przez fryzurę, która nie przystawała wdowie w żałobie, czy też przez jej otwartość i swobodę w dyskusji, a może przez jej dotyk na swoim ramieniu? Nie potrafił w tym momencie określić się w którym momencie się zatracił i pozwolił na zatarcie oczywistej granicy, która powinna być. Gdy tylko dotarły do niego jej słowa momentalnie zbladł i spoważniał.
Uwolnił ją rzecz jasna z dotyku, nie chcąc jej krępować w jakikolwiek sposób. Odsunął się, powoli, nie chcąc wykonywać gwałtownych ruchów, by jej nie krępować. Jego dłonie drżały, a bicie serca odbijało się echem w jego umyśle. Wziął parę głębokich oddechów, patrząc się gdzieś na ziemię, po czym uniósł powoli spojrzenie. Jego twarz, blada, poważna, nie wyrażająca absolutnie żadnych uczuć. Postura, sztywna i wyprostowana, prezentująca się nader dobrze, nawet w takim stanie, w jakim się obecnie znajdował. Dłonie, spokojne, przylegające do działa.
- Proszę o wybaczenie, lady Baratheon. - głos zimny, jednakże w żadnym wypadku lekceważący. Wyrachowany, przepełniony pustym chłodem, który wręcz od niego bił. Był znów sobą, prawdziwym sobą. Oddał jej ukłon, pełny, najlepszy jaki był w stanie tylko wykonać, pochylając się mocno w przód, prawą ręką przy torsie, lewą za plecami, wysuwając lekko nogę w celu zachowania równowagi.
- Wrócę do treningu, jeszcze dużo pracy przed tymi rekrutami. - uśmiech tak sztuczny i nieprawdziwy, że nawet dziecko byłoby w stanie je rozpoznać. Ostatnie spojrzenie na nią, swoimi szarymi, lodowatymi oczyma, nie zdradzającymi już absolutnie żadnych emocji i krok w tył, potem drugi, trzeci, obrót i żołnierskim krokiem wrócił na dziedziniec, by oddać się ferworze treningu.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  EmptyPią 27 Gru - 2:41

Kiedy była nastolatką, łamanie serc chłopcom przychodziło jej z ogromną łatwością. Była bezwzględna, bezpośrednia i dawała bardzo jasno do zrozumienia, że nie jest ani trochę zainteresowana. Każdego absztyfikanta traktowała z rezerwą, pozwalając wygłosić im swoje peany tylko i wyłącznie dlatego, że dostawała burę od pani matki, jeśli życzyła komuś rychłej śmierci w zamian za rzekome komplementy. Z czasem nauczyła się, że zabawa cudzymi uczuciami może przynieść wiele korzyści, a z nimi nawet pewną dozę frajdy, więc przestała stronić od kontaktów podszytych nutą zamiarów głębszych niż przyjaźń. Nigdy nie obiecywała, że będą trwałe lub owocne, a oni lecieli jak ćmy do ognia, mknąc za pustymi obietnicami Merry, jakby była wielką latarnią wskazującą drogę ich statkom. Niestety, kiedy docierali do brzegu, orientowali się, że nic, absolutnie nic tam nie było. Wtedy była z siebie szalenie dumna, zadowolona, że wzniosła się na wyżyny manipulacji.
Jednak tym razem nie czuła ani krzty dumy.
Widząc jego reakcję, doskonale wiedziała, do czego doprowadziła. Przerabiała wiele takich scen i nie potrzebowała długiego czasu, by zorientować się, że taki obrót spraw go uraził. Musiała przyznać, że błyskawicznie przybrał kamienną maskę, kryjąc się szczelnie za fasadą chłodu i rezerwy, ale przecież Meredith znała tę sztuczkę na wylot, bo sama używała jej o każdej porze dnia i nocy. Spoglądając na niego czuła się tak, jakby spoglądała w lustro. Pozbawiona wyrazu twarz, drżące dłonie, wyprostowana jak struna postawa, a w końcu te oczy, które tak bardzo chciały kłamać, ale mimo wszystko przegrywały w niemocy. Gdyby wiedziała, że do tego doprowadzi, przegryzłaby sobie język na wylot w momencie, kiedy postanowiła do niego podejść.
Na usta cisnęło jej się wiele słów, ale nie była w stanie wybrać odpowiedniego, co doprowadzało ją do szału. Nie umiała szczerze przepraszać ludzi, prośby o wybaczenie stawały jej w gardle niczym ość, dusząc ją od środka. Wiedziała, że to wszystko nie było jej winą, a jednak czuła powinność, że powinna powiedzieć cokolwiek, co jakoś rozładuje to napięcie. Słowo "przepraszam" wydawało się odpowiednie, a jednak nie była w stanie go wypowiedzieć. Patrzyła na niego ze skruchą, zła na siebie, że pozwoliła sobie być przyjazną i otwartą za szybko, rozmywając granicę dobrego smaku i dając mu mylne wrażenie. Zresztą, fakt przywiązania do osoby ze wspomnień w tym momencie również zdawał się ją irytować, czego nie doświadczyła nigdy dotąd. Spojrzała po raz kolejny na swój pierścień, ponownie przeklinając wojnę. Gdyby nie ona, do niczego tutaj by nie doszło.
- Ja również, ser Arryn. - wydusiła w końcu, patrząc na niego wzrokiem pełnym żalu. Przełknęła ślinę, jakby próbowała zdusić w sobie wyrzuty sumienia, które podeszły wraz z sercem pod jej gardło. Sama również dygnęła powolnie, łapiąc w dłonie ciężką tkaninę żałobnej sukni. Najwyraźniej uznała, że na to zasługiwał.
Kiwnęła głową, kiedy oświadczył jej swój powrót do sparingów, dając jasny znak, że w pełni rozumie. Nie powiedziała jednak już nic więcej, nie chcąc nieopatrznie powiedzieć czegokolwiek, co rozdrapie rany jeszcze bardziej. Miała w sobie dużo żalu, zarówno do świata, jak i do siebie. Dopiero co rozprawiała na temat konceptu dumy, którego nie rozumiała, a teraz sama była niewolnicą wpajanej od dziecka powinności dbania o swoją reputację. Dlatego również poszła w swoją stronę, gotowa zaszyć się w swojej komnacie, bo czuła, że jeśli postoi na dziedzińcu choćby chwilę dłużej, zapadnie się pod nim ze wstydu.

And so it seems I broke your heart
My ignorance has struck again
I failed to see it from the start
And tore you open 'til the end
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty
Temat: Re: Co cię nie zabije, to cię wzmocni.    Co cię nie zabije, to cię wzmocni.  Empty

Powrót do góry Go down
 
Co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: