Share
 

 There's a stranger in my bed

Go down 
AutorWiadomość
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyCzw 13 Lut - 1:48


12 III 165
Słoneczna Włócznia
Sylva Martell & Varion Dayne


Podróż była męcząca. Nic dziwnego, skoro ciągnęła się w nieskończoność, biorąc pod uwagę fakt, że cała karawana poruszała się tak szybko jak sam przyszły król, czyli w tempie pieszego, który więcej czasu w swoim życiu spędził na kolanach w sepcie, niż z mieczem w dłoni. Było to uciążliwe i wcale nie chodziło jakiekolwiek fizyczne zmęczenie, gdyż królewscy zakładnicy mieli zagwarantowany odpowiedni komfort podróży. Bardziej w tym wszystkim chodziło o zmęczenie psychiki. Nikt tak na prawdę nie wiedział, co na to wszystko powie Mors, a Varion był przekonany, że ta cała wycieczka była dla Księcia Dorne tak samo niespodziewana i abstrakcyjna, jak i dla jego poddanych, których zabrał ze sobą Baelor. Liczył jednak na przyjaciela; że zrobi wszystko, by wreszcie odzyskać straconych dziedziców i dziedziczki Dorne, a jednocześnie nie oddać wszelkich prawd o pustynnego kraju w ręce tego świętoszkowatego smoka, który wzbudzał w Daynie głównie niechęć.
Widok znajomych stron; wysokich gór, o barwie czerwieni, przełęczy prowadzących na rozległe pustynie, po których spacerowały wydmy, odległe oazy, a wreszcie też majaczące miasta, napełniały go dziwną nostalgią i dawno uśpioną tęsknotą. Dopiero kiedy przypomniał sobie piękno i bliskość tego miejsca, uświadomił sobie jak bardzo brakowało mu tego wszystkiego, co właśnie miał zaledwie na wyciągnięcie ręki i z niecierpliwością wypatrywał dnia, kiedy kolejnym cieniem, który pojawił się w oddali, była sylwetka Słonecznej Włóczni. Miasta, która znał niemal tak dobrze, jak rodzinne Starfall. W którym przez długi czas wychowywał się i do którego teraz wracał w towarzystwie przyjaciela, który pokazywał mu wszystkie tajemnice stolicy Dorne. A kiedy też wreszcie karawana przekroczyła Potrójną Bramę czuł, jak z piersi spada mu wielki ciężar.
Po negocjacjach między Baelorem, a Morsem, pozwolono byłym zakładnikom pozostać w Słonecznej Włóczni. Pozwolono nabrać im ponownie siły i odpocząć, a także nacieszyć się znajomym klimatem i gościnnością ich Księcia. Sam Varion nie zamierzał odrzucać gościnności rodu, który traktował praktycznie jak rodzinę, z radościom spędzając wreszcie czas dokładnie tak, jak chciał. Bez poczucia bycia więźniem czy też kartą przetargową. Do Starfall został tylko wysłany kruk, mówiący o szczęśliwym powrocie do kraju, tak samo jak do innych siedzib rodów.
Przydzielono mu komnaty, które pamiętał że zajmował będąc jeszcze młodzikiem. Dzięki temu czuł się o wiele bardziej na miejscu i u siebie, za co był dozgonnie wdzięczny zarówno Morsowi, jak i reszcie jego rodziny. Potrzebował tego.
Minęło parę dni, odkąd przybył z Królewskiej Przystani i jeśli miał być szczery, ślamazarna wędrówka przez pustynię skutecznie zniechęcała go do dalszej podróży. Przynajmniej na razie. Z drugiej strony wiedział, że powinien jak najszybciej wrócić do domu, na swoje miejsce i tam zacząć zajmować się swoimi obowiązkami. Oprócz tego też, nie wątpił że rodzina po prostu wyczekiwała jego powrotu, chcąc wreszcie zobaczyć utraconego syna.
Mimo wszystko, siedział przy wyjściu na niewielki balkonik, który przynależał do jego komnat, oparty o wezgłowie szezlonga i czytając księgę, którą podsunęła mu jedna ze służek, poproszona o wizytę w bibliotece Słonecznej Włóczni. Pochłonięty całkowicie w lekturze, nie zwracał uwagi na otoczenie, z resztą... nie spodziewał się w swoim otoczeniu nikogo, przy kim mógłby czuć się źle lub nie na miejscu. W końcu traktował to miejsce jak dom.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyCzw 13 Lut - 8:54

Nikt wśród przebywających na książęcym dworze nie zdawał się zdolnym do podjęcia w pełni motywacji kolejnego z władców z dysnastii Targaryenów. Piesza wędrówka przez tysiące kilometrów, zwrócenie zagrabionych przed laty z rodzinnych domów jeńców, przejście przez dół z wężami. Na wszystko to sama Sylva znajdywała tylko jedno wytłumaczenie - Baelor I miał być kolejnym przykładem na szaleństwo Targaryenów. Bogowie doprawdy musieli nienawidzić Północy, niezależnie od świętoszkowatości dużej części jej mieszkańców, skoro pokarali ich podobną dynastią. Na szczęście Dorne miało się lepiej pod tym względem, witając na tronie kolejnego z Martellów, cieszącego się raczej dobrą opinią. Samo dziewczę miało mieszane uczucia względem księcia Morsa. Starała się go polubić, naprawdę, ale nie mogła zignorować jego odmienności od ukochanej ciotki pełniącej funkcję księżnej Aliandry, która przez lata wyrosła w jej oczach do rangi wzorca absolutnego. Syn kobiety wydawał się w porównaniu do niej miałki i nudny, a czasami wręcz pozbawiony wojowniczego dornijskiego ducha, którego tak bardzo sobie cenili. Gdyby tylko wiedzieli, że "wybrakowanie" to doprowadzi już wkrótce do zaprzepaszczenia starań całego narodu o niepodległość i sprzedania jej samej w ręce wroga.
Na razie jednak Sylvie brakowało jakichkolwiek konkretnych powodów, by pielęgnować niechęć względem krewniaka, co nie oznaczało, że od momentu objęcia przez niego tronu siedziała i pachniała. Właściwie to już od chwili, gdy żałoba ścisnęła jej serce na wieść o śmierci ich księżnej, młódka poczuła potrzebę, by aktywniej niż dotychczas przyczynić się do zadbania o dobro i bezpieczeństwo Południa. Nie miała w tym zakresie za dużo do powiedzenia, młody wiek znacznie ograniczał jej możliwości, ale wciąż nie zamierzała się poddawać. Starała się postępować za przykładem cioci Zahiry i uważnie przysłuchiwać się toczonym w zamku oraz poza nim rozmowom, wykorzystując własną niepozorną prezencją, a czasem wręcz chowając się gdzieś za rogiem, gdy w okolicy rozmawiali niczego niepodejrzewający służący. Wyłapywała kolejne słówka, doszukując się w nich przejawu zdrady - słowa, które zapewne większości mieszkańców kontynentu Westeros kojarzyło się z jej rodzajem, a które wyjątkowo dotyczyć mogło jednak zmiany stron na rzecz karmazynowych smoków. Mogli nająć skrytobójców przeciw jej rodzinie, otruć ich jadło lub napoje, próbować na bieżąco śledzić ruchy potomków Nymerii - sposobów na zaszkodzenie ich interesom było od groma.
A teraz wydawało jej się, że natrafiła na podejrzanego. Z włócznią u boku podążyła korytarzami za służką, która w wyjątkowo mało ekspresywny sposób dołączała do kpin na temat Targaryenów, a do tego wydawała się kręcić podejrzanie często w okolicy skrzydła przeznaczonego dla jeńców. Ich powrotowi towarzyszyło małe zamieszanie i wcale nie byłoby dziwne, gdyby w jego trakcie okazję do wślizgnięcia się wykorzystał jakiś intruz. Śledzona kobieta niestety dość szybko zniknęła jej z oczu gdzieś za zakrętem, ale dalsza wędrówka nie okazała się aż tak bezowocna, gdy jasne oczy Sylvy natrafiły nagle na jasną czuprynę wystającą ponad wezgłowiem siedziska. W pierwszej chwili podobny widok sparaliżował Martellównę, nie spodziewała się bowiem zupełnie podobnej... Bezczelności. Niemalże zapowietrzyła się, czując narastającą frustrację. Czy doprawdy ten potencjalny szpicel uważał ich za na tyle głupich, iż ośmielał się paradować po Słonecznej Włóczni? Siedział sobie ot tak, na widoku, czekając na jakiegoś donosiciela i zupełnie nie przejmując próbą ukrycia swej obecności? Gniew połączony z młodzieńczą porywczością nie pozostawił miejsca na dalsze rozważanie problemu, by racjonalnie przeanalizować sytuacje, a zamiast tego kazał działać. Jak najciszej tylko mogła podkradła się ku szelongowi do tyłu, poprawiając chwyt na włóczni, by następnej chwili skierować jej koniec w stronę szyi nieznajomego.
- Jeden fałszywy ruch i nadzieję cię jak szaszłyk - wysyczała, napięta niczym struna. Starała się brzmieć i wyglądać groźnie, co nieco utrudniała jej ogólna prezencja, nie zamierzała się jednak zniechęcać. - Kim jesteś i co tu robisz?
Najwyraźniej choć jedna rzecz działała na korzyść Variona - Sylva jakimś sposobem pamiętała o lekcji, by najpierw zadawać pytania, a dopiero później dźgać.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyWto 18 Lut - 0:54

Kiedy ostatni raz znajdował się w Słonecznej Włóczni, miała jakieś 5 lat i było to jeszcze zanim Młody Smok, Daeron, postanowił zjednoczyć siedem królestw pod sztandarem Targaryenów. Nie mógł też powiedzieć, by ją specjalnie pamiętał; oczywiście, był świadomy faktu, że Trystane posiadał córkę, jednak nie znaczyło to, że jako nastolatek zabiegał o uwagę takiego smarka, o wiele bardziej ceniąc sobie towarzystwo swoich rówieśników, za których uważał dzieci Aliandry. To Aedalar niemal cały czas znajdował się u jego boku, a Shaira udawała, że ćwiczy z nim szermierkę, podczas gdy Zahira poświęcała mu o wiele inny rodzaj uwagi niż reszta jej rodzeństwa. Już z samym ojcem Sylvy miał więcej do czynienia, co było naturalną koleją rzeczy, jako że ten od czasu do czasu uczył młodego Dayne'a, przekazując mu swoją wiedzę na temat walki, a także przede wszystkim zamiłowanie do koni. Jego córka, cóż... znajdowała się po prostu gdzieś na końcu jego listy towarzyskich priorytetów, co tylko usprawiedliwiał jej charakter rozpieszczonej księżniczki.
Prawdę powiedziawszy, przez te dziewięć lat, z których siedem spędził za północną granicą, praktycznie zapomniał o jej istnieniu. Nawet teraz, wylegując się w komnatach Słonecznej Włóczni nawet przez moment nie pomyślał o tym, że przez czas jego nieobecności dorosła i będzie mu dane spotkać ją na korytarzach. Bo nawet jeśli już by o niej sobie przypomniał, to raczej spodziewałby się konfrontacji o wiele bardziej przypadkowej (po obu stronach) i przede wszystkim pokojowej. Może Trystane wyciągnąłby ją sobie zza pleców i zapytał, czy pamięta kto to jest? A on by wtedy z niedowierzaniem stwierdził, że rzeczywiście trochę jej się podrosło. Tak. O wiele bardziej taka wersja by mu pasowała, a nie to.
Jego organizm był w stanie kompletnego rozleniwienia i poczucia ogólnego bezpieczeństwa. Był w domu, a to znaczyło że mógł sobie pozwolić na chwilę, a nawet parę chwil, nieuwagi. Nic więc dziwnego, że nie usłyszał czy też nie zwrócił uwagi na jej podchody, po prostu ignorując ewentualne dźwięki i oddając się całkiem swojej lekturze. Dopiero jej głos, nieprzyjemny i sykliwy, wyrwał go z marazmu. Zmarszczył brwi, a jego spojrzenie skoncentrowało się na połyskującym mu przed twarzą ostrzu. Ostrzu, które celowało w jego gardło. Następnie jego wzrok powoli wspiął się po drzewcu, w końcu trafiając na drobne dłonie właścicielki, a idąc dalej też na jej dziecinną buzię, która próbowała wyglądać groźnie.
- Lepiej to odłóż, bo się skaleczysz. - prychnął, nie opuszczając książki, a jedynie ją zamykając. Jakaś część niego dopatrywała się własnie w tym przedmiocie, obitym w twardą oprawę drewna i skóry, swojej szansy na ewentualną obronę. Chociaż nie był w stanie traktować jej poważnie, jeśli chodziło o jej wygląd, to już sam fakt trzymania przez nią broni, nieco zmieniał jego perspektywę.
- Jestem gościem, gdybyś nie zauważyła. Najwyraźniej pustynny wiatr nawiał ci za dużo piasku do oczu. - odpowiedział, wykrzywiając twarz w niezadowolonym grymasie. Zajrzał jej też w oczy, jasne i kontrastujące ciekawie z jej karnacją. Przypominała mu trochę laleczkę, co nie zmieniało faktu, że jego umysł wciąż nie mógł zorientować się w tym kim w ogóle była. Jak na razie brał ją po prostu za jakiegoś nadgorliwego dzieciaka będącego latoroślą kogoś pełniącego ważniejszą funkcję na dworze Morsa. W końcu ktoś postawiony niżej nie posiadałby aż takiego tupetu.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyWto 18 Lut - 10:05

Faktycznie już w momencie Podboju Sylva nie stanowiła raczej preferowanego towarzystwa dla większości gości Słonecznej Włóczni, co nie zmienia faktu, że nie raz wymuszała na nich poświęcanie uwagi jej osobie, jako dziecko przyzwyczajone do tkwienia zawsze w jej centrum. Czasem skupiała na sobie atencję pytaniami, które wydawały się być niezwykle istotne i niemogące poczekać ani minutę dłużej, ale najczęściej zabawiając zebrane grono najbardziej porywającymi, przynajmniej jej zdaniem, opowieściami o własnych perypetiach czy też historiami o przygodach ojca. O tak, uwielbiała obnosić się osobą Trystane Martella - potrafiła rozpływać się nad jego dokonaniami niemal w nieskończoność i to niezależnie który dzień imienia miała już za sobą - z równie nabożną czcią rozpływała się nad nim, mając kilka, jak i kilkanaście lat.
Teraz jednak coś, a właściwie ktoś inny napawał ją dumą, a mianowicie jej własna osoba. Udało jej się cichaczem zakraść do niego i podsunąć ostrze niemal pod sam nos bez zostania przyuważoną. Niestety sukces nie miał aż tak słodkiego smaku, gdy reakcja przeciwnika okazała się być wyjątkowo mało efektowna. Z pewnością wynikało to z jego doświadczenia, jako szpieg - potrafił zachować zimną krew nawet w obliczu podobnej konfrontacji. Musiała pozostać wciąż uważna, gotowa jednym sprawnym ruchem przebić jego bladą, kurzą szyjkę lub zawołać na miejsce strażników, gdyby sprawy poszły nieco mniej po jej myśli.
- Lepiej to odłóż, bo się skaleczysz - powtórzyła, wyraźnie kpiąco, jak to potrafiły robić chyba tylko niezwykle irytujące nastolatki, które myślały, jakoby pozjadały wszystkie rozumy świata. - Dla twojej wiedzy używam włóczni od pierwszego dnia imienia - jedynym, kto może się tu pokaleczyć, jesteś ty, szpiclu.
Pierwsza część zdania zabrzmiała w dużym kontraście do wypowiedzianej z pogardą obelgi, przybierając kształt przechwałki. Może nie był to najlepszy moment, by obnosić się z własnymi umiejętnościami w kwestii władania włócznią, uległa jednak tej pokusie. Co prawda broń, o której wspominała, stanowiła raczej tępo zakończony kij jej własnego wzrostu, którym z namaszczeniem obijała kostki niczego niespodziewających się służących, ale w jej dłoniach stał się on prawdziwym narzędziem zniszczenia. I niektórzy z jej krewnych nie ustrzegli się od oberwania, gdy swym zachowaniem zagrali na nerwach wyjątkowo porywczego dziecka, któremu w dodatku większość wybryków uchodziła na sucho czy też w ramach próby zaangażowania ich do treningu "walki".
Prychnęła, słysząc kolejne z jego słów. Gościem? Tak jak gościem był tu ten cały Daeron i jego pieski?
- Masz tupet - stwierdziła pod nosem, jeszcze bardziej marszcząc brwi, co w zamyśle powinno było uczynić ją jeszcze groźniejszą w oczach wroga. Kolejne słowa wypowiedziała już głośniej, zadzierając dumnie brodę. - Żaden gość nie odnosiłby się w ten sposób do członka książęcej rodziny.
W całym swoim samozapatrzeniu zwyczajnie nie przyszło jej nawet do głowy, że mogła okazać się nie istnieć w świadomości kogokolwiek przebywającego na dłużej niż parę dni w Starym Pałacu. Przecież powinien był znać ją - gwiazdę Słonecznej Włóczni, ulubienicę Martellów i ich przyjaciół, a do tego, co tu dużo mówić, istotkę niezwykle uroczą, której wygląd już teraz zdobywał jej atencję kolejnych zalotników, których w większości nie zniechęcał nawet jej charakterek, uznawany za kolejny przejaw dornijskiej natury. Stanowiła część Południa w każdym calu, nie to, co wypłowiały paniczyk zasiadający przed nią i wyrażający niezadowolenie, jakby przeszkodziła mu zwyczajną lekturę umilającą popołudnie. Co właściwie czytał? Sylva spróbowała dojrzeć kątem oka tytuł książki, choć było to trudne, gdy jednocześnie nie chciała spuścić go z oczu, gdyby próbował zaskoczyć ją nagłym ruchem.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyNie 23 Lut - 23:41

Gówniara. Przemknęło mu przez myśl, kiedy usłyszał jej kpiący głos, przedrzeźniający jego słowa. Nie wątpił, że mała miała na prawdę wysokie mniemanie o sobie, nie wspominając już o ego, które ewidentnie nie mieściło się w tej komnacie. Ba! Varion był w stanie dać sobie rękę uciąć, że cały pałac Słonecznej Włóczni to był da niej za mało. Zaraz jednak jego umysł skoncentrował się na czymś innym, szybko podchwytując słowo, którym zaakcentowała swoją kolejną wypowiedź. Czyli o to tej smarkuli chodziło. Miała go za cholernego szpicla, jakby zapomniała gdzie w ogóle się znajdowali i jak kompletnie skończonym pomysłem byłoby bawić się w szpiegostwo poprzez czytanie wybitnej literatury z ich biblioteki.
- Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ogrodowy patyk nie zalicza się do włóczni? - sarknął, wyraźnie nie chcąc dać jej jakiejkolwiek satysfakcji i pozwolić, by chwaliła się swoimi, na pewno marnymi, umiejętnościami na prawo i lewo. To nie było jego zadanie, by dodatkowo podbudowywać jej mniemanie o sobie, a właściwie to po jego trupie kiedykolwiek ta smarkata usłyszy od niego cokolwiek pochlebnego.
- Zapytaj Aedalara, to sam ci powie jak ładnie do niego czasem mówię. - odpyskował, z pewną dozą zgrozy uświadamiając sobie, że dalsze zabawy w warczenie na siebie mogą skończyć się tym, że sprowadzi go do swojego poziomu głupoty i jeszcze pokona doświadczeniem.
Dość.
Koniec. Nie miał zamiaru więcej wylegiwać się na leżance, z kijkiem wycelowanym w jego stronę, który na domiar złego znajdował się w dłoniach rozkapryszonej nastolatki. Może gdyby był tę dekadę młodszy, to tego typu zachowanie rzeczywiście wzbudziło by w nim lęk, a może też swego rodzaju podziw, ale w tym momencie czuł tylko i wyłącznie irytację. Nawet jeśli młoda Martellówna miała chęć dowiedzieć się, co też takiego dziedzic Daynów trzymał właśnie w rękach, a jeszcze przed chwilą próbował czytać, to nie było jej dane do tego dojść. Głównie dlatego, że mężczyzna, nie zamierzając dłużej znajdować się na pozycji przegranego, rzucił jej wolumin w twarz; nie mocno, a jedynie po to, aby odwrócić jej uwagę i po prawdzie to nawet nie starał się w nią trafić. Drugą ręką natomiast złapał za drzewce i w sumie to był koniec. Nie dość, że był od niej starszy, a dzięki temu zręczniejszy, to w Królewskiej Przystani nie pozwolono mu się zaniedbać, dzięki czemu jego siła też nie prezentowała się najgorzej. Teraz więc, trzymając jej broń, z łatwością mógł blokować jej potencjalne ciosy. Co więcej, nie zamierzał też już leżeć brzuchem do góry, zwyczajnie podnosząc się z szezlonga i stając przed nią.
- Członkowie rodziny książęcej też nie zachowują się jak pierwszy lepszy opryszek, który wylazł z zaułka Miasta Cieni. - poinformował ją, teraz delikatnym, złośliwo-nonszalanckim uśmiechem na twarzy. - Nie słyszałaś o Prawie Gościnności? Hm? Goście Księcia podobno powinni być w Słonecznej Włóczni bezpieczni. A może podsłuchałaś Zahirę i ubzdurałaś sobie nie wiadomo co? A może jesteś jej ptaszkiem?- naparł na trzymaną w ręce włócznię, zmuszając młodą dziewczynę do zrobienia paru kroków w tył. Nie próbował jednak bardziej się z nią szarpać, czy też po prostu pozbawić jej broni - było to zbędne i w żaden sposób w niczym by nie pomogło. Z resztą... gdyby rzeczywiście była Martellówną, straże nie potraktowałyby go przyjemnie, gdyby ta oskarżyła go o mierzenie do niej włócznią, którą on właśnie trzymał. A tak? To definitywnie on znajdował się po niewłaściwym końcu.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyPon 24 Lut - 11:33

Nawet jeśli Sylva sama w sobie nie powalała rozmiarem, to ego rzeczywiście miała dość sporo, a zadzierała nosa tak, że dziw brał, iż była zdolna patrzeć w ogóle pod nogi i unikać potknięcia się o nie. Teraz jednak to nie pycha dominowała w jej postawie, a złość na intruza, który uparcie nie chciał przyznać się do tego, że znajdował się w niewłaściwym miejscu, kierowany złymi pobudkami.
- Mój "ogrodowy patyk" był prezentem od samej księżnej, więc miarkuj sobie - warknęła w odpowiedzi na pytanie, raz jeszcze podejmując okazję do przechwałki. Nie spodziewała się z jego strony uznania, chełpienie się wychodziło jej po prostu dość naturalnie, a słowa pełne wyniosłości przychodziły z łatwością, niezależnie od tego, kto był ich odbiorcą. W większości sytuacji zyskiwało jej to przynajmniej parę miłych słów, nie widziała więc powodu, by oduczyć się tego nawyku.
Wspomnienie jednego z jej krewnych nieco wytrąciło ją z równowagi, do tego przeciwnik zdawał się wspominać o jej kuzynie dość poufale. Skłoniło ją to do lekkiej zmiany w toku myślenia i próby ponownego rozważenia sytuacji. Ale może właśnie tego chciał ten szpieg, by opuściła gardę? Nie dane jednak było jej właściwie przemyśleć nowe okoliczności, bo oto "wróg" postanowił wykonać swój ruch.
Zdążyła jedynie unieść rękę ku twarzy, próbując zasłonić ją przed ciosem, co udało jej się połowicznie. Główna siła uderzenia rozbiła się na wewnętrznej stronie dłoni, ale róg książki zdołał wbić się w wargę, pozostawiając w ustach metaliczny posmak, gdy ta nadziała się na linię zębów. Nie był to żaden poważny uraz, z pewnością miała przestać odczuwać go już w ciągu paru następnych minut, ale zraniona duma promieniowała znacznie gorszym bólem. Jak on śmiał wyrządzić je podobną krzywdę, pod jej własnym dachem i to w momencie, gdy już wcześniej wątpiła w jego intencje. Teraz nie chodziło już o chęć obrony Martellów przed węszącymi po Starym Pałacu szpiegami, a personalną vendettę, którą poprzysięgła w momencie, gdy odrzucona na bok książka uderzyła o podłogę balkonu.
Tylko raz szarpnęła włócznie, próbując wyswobodzić ją z jego uścisku, szybko jednak przekonała się, że podobne starania nie przyniosłyby pożądanych efektów. Siła nigdy nie była jej mocną stroną, a zdecydowanie nie stawała się taką w starciu z większym przedstawicielem płci przeciwnej. Musiała na szybko wymyślić coś innego, posunięcie, które pozwoliłoby jej wyjść obronną ręką z sytuacji. Jej wzrok przeniósł się między drzewcem, a jego twarzą, na której wykwitł jakże irytujący uśmiech. Do tego ten przemądrzały ton - Sylva czuła jak krew wrze jej w żyłach, a mięśnie spinają się niczym u gotowej do ataku kobry.
- Gdybym była opryszkiem już dawno wpakowałabym ci włócznię w ten wyblakły dziób - syknęła, ponownie próbując szarpnąć za broń, tym razem wkładając jednak w to mniej wysiłku. Była to jedynie symboliczna próba, mająca zmylić przeciwnika, podczas gdy w jej umyśle formował się już inny plan. Zmiana pozycji przeciwnika na stojącą co prawda mogłaby w normalnych okolicznościach nieco ostudzić zapał, ale nie w jej przypadku i nie gdy dopuścił się podobnego co przed chwilą nietaktu. Puściła mimo uszu już drugie z imion swych krewnych, padające z jego ust. Nawet nie kwapił się, by odpowiednio ich tytułować, niedopuszczalne. - Nie jestem niczyim ptaszkiem! Robię co trzeba!
Wykonała pierwszy krok do tyłu, później drugi, oddając mu nieco pola, by w następnej chwili poluzować uścisk na włóczni i nie tyle utkwić w miejscu, co znaleźć się bliżej niego, w dystansie właściwym do wykonania dalszej części jej planu na zemstę. Jeśli myślał, że skłoni ją do defensywy, to kopniak wymierzony w jedno z najbardziej newralgicznych miejsc na męskim ciele powinien był wyprowadzić go z błędu. Włożyła w niego pełnie sił, dając upust całej frustracji budującej się w niej od początku tego niefortunnego spotkania. Miała nadzieję, że pozwoli jej to chociaż przejąć znów pełną kontrolę nad bronią, a w najlepszym wypadku pośle go na podłogę, zwijającego się w bólu.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyCzw 5 Mar - 2:39

Prezent od księżnej nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia, no może pomijając skrzywienie warg i lekko uniesienie jednej z brwi, w geście bezbrzeżnego politowania dla istoty, która stała przed nim. Nie miał bladego pojęcia, co miało go obchodzić, że jego grubymi nićmi przyszywana ciotka, jak czasem dla śmieszków ją kiedyś nazywał, jakiejś smarkuli podarowała ostro zakończony kijek. Ta informacja jednak sprawiła też, że respekt wobec dziewczęcia spadł jeszcze niżej, sprawiając że jego umysł nastawiał się na brak jakichkolwiek skrupułów w razie zrobienia jej jakiegokolwiek kuku.
Kiedy złapał za włócznię i zmusił do cofnięcia.. cóż... w pewien sposób poczuł satysfakcję, co na dobrą sprawę było reakcją dość niskich lotów, biorąc pod uwagę fakt że jego przeciwniczka miała lat... mało. I chyba właśnie to uczucie, ta pewność siebie, która właśnie jeszcze bardziej w nim urosła, sprawiły że zlekceważył swojego przeciwnika do końca, ostatecznie i bez jakiegokolwiek zastanowienia. Nie sądził bowiem, że smarkula może wyciągnąć tak podstępny ruch, ale cóż... w końcu miał do czynienia z dornijką. Chyba rzeczywiście pobyt w Czerwonej Twierdzy przez tak długi czas był dla niego kompletną porażką.
Wydał z siebie dźwięk, przypominając stłumione krztuszenie się, kiedy to jej noga znalazła się dokładnie między jego własnymi, uderzając bez skrupułów w newralgiczny punkt. W jednej chwili puścił trzymaną włócznię, by skulić się wokół własnego bólu i opaść na ziemię, w tym momencie zapominając o całym bożym świecie. Był tylko on i pulsujące uczucie porażki, które promieniowało z jego krocza, skutecznie uniemożliwiając mu ruch. Jego twarz poczerwieniała, dając znać jak okropne było to dla niego doświadczenie i jednocześnie jak bardzo starał się w tym momencie po prostu nie wydrzeć, tłumiąc wszystko w sobie i starając się zachować chociaż jeden ostatni procent godności.
W pewien sposób poczuł też podziw dla jej kunsztu. Albo też raczej pomysłowości i zwykłego rozeznania odnośnie tego, co najbardziej jej się w tej patowej sytuacji opłacało. Umiała myśleć i to z niechęcią musiał jej przyznać, chociaż część z niego w tym momencie klęła się na wszystkich bogów, starych i nowych, że jeśli tylko dojdzie do siebie to złapie ją za wszarz i wyrzuci przez balkonowe okno, nie przejmując się zbytnio tym, z kim właściwie miał do czynienia. Aktualnie jednak - nie mógł zbyt wiele zrobić, wyraźnie osłabiony i bezbronny, podczas gdy ona zyskała dzięki temu przewagę, nie wspominając o włóczni, która wciąż znajdowała się w jej dłoniach, tym razem bez jakiejkolwiek jego kontroli. Starał się wyrównać oddech, łapać większe hausty powietrza, zagryźć zęby i wziąć się w garść jak najszybciej.
- No cóż... muszę przyznać... mmmh... jestem pod... wrażeniem. - wydusił z siebie wreszcie, dłońmi wciąż ochraniając bolące krocze i nie próbując nawet podnieść wykrzywionej bólem twarzy.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyCzw 5 Mar - 12:04

Nie bała się użyć niezbyt etycznych posunięć, jeśli miało jej to zapewnić przewagę - nie pierwszy i nie ostatni raz w swym życiu wykorzystywała na własną korzyść ten jakże newralgiczny punkt męskiej anatomii. Niejeden z młodzików dornijskich, którym przyszło stanąć z nią w szranki, mógł przekonać się o tym, jak dobrze opanowała ten jeden typ ciosu, a rezultaty były nieodmiennie satysfakcjonujące. Jedno trafne uderzenie wystarczyło, by wywołać jakże spektakularny efekt i rozciągnąć jej usta w szerokim uśmiechu zwycięzcy, kiedy to przeciwnik opadł na ziemię, a jego twarz przybrała barwę słońca na jej rodowym herbie. I to niby o nich, kobietach, mawiano "słabsza płeć". Prychnęła z satysfakcją, cofając się o krok, by zwiększyć nieco dystans między nimi - nawet jeśli nie wyglądał na gotowego, by poderwać się na równe nogi, należało zachować ostrożność.
Stanęła pewnie na nogach, poprawiając swój chwyt na włóczni, nad którą ponownie odzyskała pełnie kontroli, której nie miała zamiaru ponownie odstąpić. Gotowa była zdzielić go po głowie lub też zwyczajnie dźgnąć, gdyby zaszła tylko taka potrzeba. Z poczuciem wyższości zerkała z góry na sprowadzonego do parteru mężczyznę, który jeszcze niedawno czuł się tak pewnie w starciu z jej osobą. Nie docenił jej, czy to przez wiek, rozmiary czy też płeć, a teraz płacił za to słoną cenę. Wiedziała jednak, że nie potrwałoby to długo - słodki smak zwycięstwa był ulotny, a gdy pierwszy szok minie, szpieg z pewnością zerwie się z podłogi i ruszy w jej kierunku, jeszcze bardziej zmotywowany, by wyrządzić jej krzywdę, tym razem również w ramach zemsty za własne cierpienie. Musiała ukrócić napawanie się chwilą i przejść do kolejnego etapu w naprędce sklecanym planie, a więc odkrycia tożsamości tego wyróżniającego się mocno z tłumu intruza.
- Może teraz łaskawie podasz swoją prawdziwą godność i powód, dla którego tu jesteś - poleciła, władczym tonem, zupełnie nieświadoma, że gdyby zapewne na samym początku się przedstawił, do całego tego zamieszania mogłoby w ogóle nie dojść. - I nie próbuj nawet kolejnych sztuczek - poradzę sobie i bez straży, ale nie boję się ich zawołać.
Wcześniej ociągała się nieco ze sprowadzeniem posiłków, zmotywowana, by samemu poradzić sobie z przeciwnikiem, teraz jednak uważała swoje zadanie za niemalże wykonane. Szpicel leżał na ziemi, wyraźnie spacyfikowany, a być może za chwilę podzieliłby się i swym prawdziwym mianem oraz zadaniem, które sprowadziło go w mury Słonecznej Włóczni. Mogłaby być wtedy naprawdę z siebie dumna i nagrodzić się jakimś słodyczem wyżebranym od kucharek, na który zasłużyła dzisiejszymi staraniami. Może kilka sezamowych ciasteczek z miodem albo tarteletek z brzoskwinią... Nie, nie mogła jeszcze teraz pozwolić sobie na rozkojarzenie - cel będzie wykonany w momencie, gdy mężczyznę odprowadzą zakutego w łańcuchy do lochów.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyCzw 5 Mar - 17:05

Na całe szczęście, Varion nie był w stanie zauważyć wyższości, która malowała się na twarzy stojącej przed nim dziewczyny. W innym przypadku pewnie na nowo obudziłaby się w nim chęć udowodnienia jej, jak kiepsko oceniała swoją sytuację. Może i był aktualnie unieruchomiony, ale cóż... podobnie jak Sylva posiadał dość spore mniemanie o swoich umiejętnościach, szczególnie w jeśli punktem odniesienia była ona. Miała ten swój ostry kijek ale wątpił by jej czas reakcji był szybszy jak jego. Wciąż jednak, pozostał na swoim miejscu, czując jak powoli ból mija i wraca mu umiejętność logicznego myślenia, nie wspominając już o możliwości sprawnego poruszania się. W końcu stęknął, poruszając się niezgrabnie i próbując nieco dźwignąć, podpierając na uniesionym kolanie by wstać niezgrabnie. Kiedy to mu się udało prezentował się raczej mało groźnie; wciąż zgięty, starając się odpędzić resztki odczuwanego dyskomfortu.
Słysząc jej kolejne słowa, uśmiechnął się pod nosem, by w końcu podnieść na nią spojrzenie fioletowych oczu. Pobłyskiwało w nich wyraźne rozbawienie, ale też swego rodzaju złośliwość i rozdrażnienie. Varion był pewny siebie, nawet jeśli smarkula miała swego rodzaju przewagę, a także groziła mu strażą. Ale prawdę powiedziawszy, nie miał się przecież czego obawiać. Równie dobrze to on mógł zawołać straż i skończyć tę całą szopkę, bo wbrew pozorom trwającej ignorancji względem Sylvy, zdążył połączyć już kropki, że faktycznie najpewniej była tym, za kogo się podawała. Nie zmieniało to jednak faktu, jak bardzo zdążyła zadziałać mu na nerwy i tego, że wszelkie ewentualne wypadki mógł potem zrzucić na karb zwykłej nieświadomości.
Cofnął się nieco do tyłu, chociaż wyglądało to jak zwykłe zatoczenie się, wciąż wynikajace z faktu, że poczęstowała go kopniakiem w krocze. Ta niewielka odległość, jaką zyskał, pozwoliła mu jednak szybko wycofać się jeszcze bardziej. Wystarczająco, by nie być oddalonym od niej na zwykłe dźgnięcie włócznią. Sięgnął po puchar z winem.
- Głucha jesteś smarkulo, czy jak? Jestem gościem. - warknął w jej stronę, wciąż zły skrzywdzonym ego, ale w pewien sposób też rozbawiony całą tą sytuacją. Była tak absurdalna, że zaczął się zastanawiać czy to przypadkiem nie sen. Nie po to Baelor wyciągał go z Czerwonej Twierdzy, spomiędzy obślizgłych kłamców i wrogów, by teraz musiał się użerać z dziewczyną, która nie miała co zrobić z wolnym czasem.
Nie miał zamiaru raczyć się winem, które znajdowało się w pucharze. Zamiast tego bardzo szybko zrobił z niego pożytek, rzucając przedmiotem w kierunku Sylvy, chociaż niby przypadkiem niecelnie, ale wciąż z powodzeniem oblewając ją zawartością.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyPią 6 Mar - 8:33

Wciąż jeszcze przyglądała mu się uważnie, czerpiąc dużo satysfakcji z tego widoku. Tak pokracznie i niezgrabnie podnosił się z ziemi, wciąż jeszcze krzywiąc i zataczając - mogłaby oglądać go w tym stanie przez resztę dnia. Posiadając spore mniemanie o własnych umiejętnościach oraz zasadniczo swej osobie ceniła każdą okazję, w której mogła uzyskać wyższość nad drugim człowiekiem. Niestety Dayne nie miał zamiaru dać jej się ponapawać chwilą, posyłając jej spojrzenie, które z pewną dozą zaskoczenia zinterpretowała właściwie jako rozbawienie. Nie będzie ci do śmiechu, gdy z tobą skończymy, poprzysięgła w myślach, zaciskając usta w wąską kreskę.
Uciekał od niej, zwiększając coraz bardziej dystans, niczym tchórz, którym zresztą przecież był. Nie miał nawet wystarczająco jaj, by zdradzić jej tożsamość, mimo bycia, przynajmniej z jej perspektywy, zapędzonym w kozi róg. Doprawdy, cóż za uparty i krnąbrny szpicel, który do tego miał czelność jeszcze znieważać ją, wyzywając od "smarkul". Sylva nie mogła powstrzymać wywrócenia oczami, a zrobiła to z takim rozmachem, że niemalże zobaczyła tył własnej czaszki. Cóż za irytujący i nieokrzesany osobnik jej się trafił - nawet smak zwycięstwa, które przed chwilą odniosła, posyłając go na ziemię nie był jej w stanie wynagrodzić wszystkich nerwów, jakie przez niego traciła.
- Możesz być i wysłannikiem samego Wielkiego Septona! Masz się przedstawić!
Nie mogła uwierzyć własnym oczom - zamierzał napić się w tym momencie wina? Próbując zrozumieć, kto w takim momencie raczy się trunkami, nie przewidziała opcji, że już drugi z kolei przedmiot z otoczenia miał zostać zwyczajnie rzucony w jej kierunku. Zorientowała się w zamiarach swego przeciwnika zbyt późno, bowiem kiedy naczynie znalazło się już w powietrzu. Podjęła desperacką próbę znalezienia się poza zasięgiem pocisku, ale nawet jej zwinność nie pozwoliła uratować się zupełnie od rozlewanego wina. Szkarłatna ciecz nie oblała jej może od stóp do głów, ale trafiła ją w ramię oraz część tułowia, plamiąc noszoną bluzkę. Materiał był być może do odratowania, gdyby prędko przekazała go służącym do prania, ale nie zmyłoby to plamy na jej honorze.
- Jak śmiesz...?! - zapowietrzyła się, a policzki przybrały kolor niemal tak intensywny, jak rozlane przez niego wino.
W przeciwieństwie do niego nie była rozbawiona sytuacją w najmniejszym stopniu, a gniew skłonił ją do dość impulsywnego działania. Podobna zniewaga wymagała przecież stanowczej odpowiedzi z jej strony, a wizja wpakowania mu włóczni w twarz była zdecydowanie zbyt kusząca. Właśnie dlatego, gdy tylko pytanie opuściło jej usta, skoczyła do przodu, by pokonać dystans, jaki między nimi stworzył jeszcze przed chwilą i zamachując się włócznią. To nie było uderzenie rodem z placu treningowego - tym razem napędzała je czysta furia.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyPon 9 Mar - 3:18

Varion w tym momencie zapominał tak na prawdę, ze posiada coś takiego jak męskie ego. Uciekał i wcale się tego nie wstydził, głównie dlatego że przestał już rozpatrywać to starcie pod jakimkolwiek poważnym kątem. Zrozumiał, że jeśli chciał na prawdę pokonać swojego przeciwnika, to musiał go przede wszystkim upokorzyć swoim własnym zachowaniem i brakiem szacunku, a latające kielichy z winem były w tym niezwykle pomocne.
- A gówno. - odpowiedział, nie próbując nawet przebierać w słowach i sięgając po te najniższych lotów. Jej wywracanie oczami nie robiło na nim najmniejszego wrażenia, chociaż kusiło go, żeby pokazać jej że też tak potrafi. Mimo wszystko jednak, nie chciał spuszczać jej z oczu i w ten sposób narażać się na kolejne uszczerbki na zdrowiu, bo jeszcze znowu postanowiłaby zdzielić go czymś w krocze czy chociażby miotnąć dzidą.
Z zadowoleniem zauważył, ze rzucenie pucharem wywołało oczekiwany efekt. Gówniara zyskała na kolorze, czerwieniąc się ze złości, podczas kiedy on uśmiechnął się do niej szeroko z nieprzyjemnym zadowoleniem i wyższością. Traciła nad sobą kontrolę, a to sprawiało że działała na swoją stratę i wręcz ogromną. Varion dawno temu został nauczony, że gniew jest najgorszym wrogiem wojownika. Napełniał odwagą, chęcią walki, zwykłą brawurą, a to sprawiało że człowiek nim przepełniony, wręcz potykał się o własne nogi. Lekcji udzielił mu ser Korban; staruch nie raz dawał mu do zrozumienia, że nigdy nie dorośnie chociażby do pięt swojemu bratu, jednak młodego chłopaka nie zraziło to bardzo. A przynajmniej nie wystarczająco, by nauczył się od niego paru rzeczy.
Odsunął się, wykonując zgrabny piruet w kierunku stolika, na którym znajdował się już nie tyle kielich, co cały dzban z winem, korzystając też zaraz z okazji że była blisko, a do tego wściekła, machając kijem bez ładu i składu. Szybko więc chlusnął na nią zawartością, bez jakichkolwiek skrupułów. Nie zamierzał się z nią znowu siłować, bo jeszcze wpadłaby na inne ciekawe pomysły jak wykorzystać fakt, że trzymał włócznię. Dayne mógł prezentować sobą kompletną ignorancję, jednak nie znaczyło to, że znowu zamierzał zignorować swoją przeciwniczkę. Wbrew pozorom potrafił uczyć się na błędach. Szybko więc znowu się odsunął, zwiększając ponownie dystans.
- Proszę, powstrzymaj się. Jak widzisz, skończyło mi się już niestety wino - powiedział ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Mógł tak cały dzień i był w stanie jej zagwarantować, że to nie on zmęczy się pierwszy. - Ale jeśli dalej chcesz tak skakać, to mogę zawołać służbę i poprosić, żeby przyniosła więcej. - sarknął jeszcze, wzruszając przy tym ramionami i rzucając lekko dzbanem w kierunku pobliskiego krzesła tak, że ten opadł na miękkie poduszki. Nie miał zamiaru tłuc tutaj rzeczy i dodawać służbie roboty.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyPią 13 Mar - 13:03

Nie podjęła kolejnej próby uderzenia go, zamiast tego cofając się o krok i jedną z dłoni przenosząc na tułów, jakby energicznym jej ruchem mogła pozbyć się rozlewającej po ubraniu plamy. Naturalnie było to zupełnie pozbawione sensu, a palce jedynie przesunęły się po nieprzyjemnie mokrym materiale, przyklejając go do skóry. Skrzywiła się mimowolnie, nieprzyzwyczajona do przebywania w podobnie brudnych ubraniach, ale nie mogła przejmować się ubraniami niepierwszej świeżości w momencie, gdy o wiele bardziej istotne kwestie - w tej konkretnie chwili był takową krnąbrny mężczyzna, co do którego tożsamości miała coraz większe wątpliwości. Jakimś sposobem do jej nastawionego na konfrontację móżdżku zaczęło docierać, że może faktycznie przeciwnik mówił prawdę, podając się za gościa w Słonecznej Włóczni. Możliwość ta, choć zyskiwała na prawdopodobieństwie z każdą upływającą minutą i wymienionym zdaniem, jednocześnie wydawała jej się zupełnie nierealna. Oznaczałaby bowiem, że ONA pomyliła się w ocenie tejże osoby, przypisując niesłusznie łatkę szpiega.
Nie mogła popełnić podobnego błędu, prawda? Była przecież zbyt inteligentna, by pozwolić sobie na takie potknięcie i zszarganie w oczach gościa nie tylko opini własnej, ale całego swego rodu. Mimo to wątpliwości wkradły się już do je serca, zniechęcając do dalszych gwałtownych posunięć i skłaniając raczej ku zachowawczości. Zwłaszcza, że w przypadku, gdyby jej podejrzenia okazały się słuszne, wezwanie straży jedynie dalek skompromitowałoby jej osobę. Mimo to nie miał prawa zwracać się do niej tak wulgarnie, a gdyby tylko zechciał zachować się właściwie i od razu podać swą godność do niczego takiego by nie doszło, a ich dwójka mogłaby w pokoju się rozejść. Tak, ostatecznie była to tylko i wyłącznie jego wina, a ona została wprowadzona w błąd. Jej irytacja miała się zresztą jedynie zwiększyć, gdy zaraz po wykonaniu uniku mężczyzna postanowił posłać w jej stronę kolejną porcję wina.
- Ty sk-! - urwała, w porę orientując się, że podobny język nie przystoi księżniczce. - Śmieciu. - wycedziła w końcu przez zęby, nie mogąc powstrzymać się przed choć taką, lżejszą obelgą. Doprawdy, nie pamiętała, kiedy ostatni raz ktoś potraktował ją tak bezczelnie i niegodnie. Z wrażenia nie była pewna jak dalej postąpić, a zawahanie było wymalowane w całej jej postawie, gdy nie podejmowała się kolejnego doskoczenia ku niemu i próby ominięcia stojącego nieco na drodze stolika.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyPią 27 Mar - 23:22

Wreszcie przestała skakać. Najwyraźniej razem z winem, wylał na nią chociaż odrobinę rozsądku, dzięki czemu gówniara przynajmniej przez chwilę postanowiła nie skakać mu do oczu i próbować wydłubać je.
- Jak na członka rodziny książęcej, całkiem sprawnie idzie ci korzystanie z rynsztokowej mowy. - parsknął, gdyż jego uwadze nie umknęło stłamszone w zarodku przekleństwo. W całej tej szarpaninie i absurdalności sytuacji, musiał jej przyznać jedno - gdyby odjąć zawiść w oku i poplamione winem ubranie, dziewczyna rzeczywiście prezentowała się jak ktoś, kto był potomkiem Księżnej Aliandry. Było jednak za późno na skruchę, przynajmniej w jego mniemaniu, nie mówiąc już o tym że nie zamierzał przyznawać się do jakiegokolwiek błędu. Najwyżej do Zahiry odezwie się dopiero z lochu, po tym jak rozwścieczona miejscowa władza wrzuci go tam, po zdzieleniu jej dziatwy winem o jeden raz za dużo.
Wreszcie też mógł odetchnąć; tak na prawdę i pełną piersią, bez potrzeby wykonywania kolejnego kroku w tył, lub łapania za następny kielich czy dzban. W pewien sposób też rozluźnił się nieco, pozwalając mięśniom odpuścić nieco, bo nawet gdyby dziewczę postanowiło się znowu na niego rzucić, to i tak dzieliła ich odpowiednia odległość by mógł na to zareagować bez większego problemu.
- Już się uspokoiłaś? - zapytał, już nieco poważniejszym tonem, a złośliwy uśmieszek zniknął wreszcie na moment z jego twarzy. - Proponuję ci... rozejm. Ja nie zawołam straży czy też służby, żeby nikt nie musiał oglądać cię w takim żałosnym stanie, a w zamian ty odłożysz ten kij, usiądziemy sobie grzecznie i wtedy porozmawiamy. Jak cywilizowani ludzie. - wyłożył wreszcie własną propozycję na załatwienie całej tej sytuacji, jednocześnie nie mogąc powstrzymać się od przypomnienia jej, jak mało godnie i książęco prezentowała się w tej sytuacji. Prawdę powiedziawszy, to gdyby chociaż spróbowałaby się zamachnąć na niego ponownie, był gotowy faktycznie wezwać tu kogoś, bo na prawdę nie miał ochoty czy nerwów, by użerać się z nadgorliwymi nastolatkami. W końcu też wsparł się rękoma o oparcie znajdującego się przed nim szezlonga, przyglądając siię dornijce z lekkim, zachęcającym do przyjęcia propozycji uśmiechem.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed EmptyWto 31 Mar - 10:37

Widać było, że księżniczka choć mogła być nieco wprawiona w walce, to wciąż jednak nie mogła poszczycić się właściwą kondycją - chwila "walki" wystarczyła, by jej oddech przyspieszył, a rumieniec pokrywający policzki w równej mierze wynikał ze zdenerwowania i zmęczenia. Palce wciąż jeszcze zaciskała kurczowo na swej broni, wiedziała jednak w duchu, że jakikolwiek cios byłby już znacznie słabszy i wolniejszy.
- Nieprawda! - warknęła w odpowiedzi na oskarżenie, jakoby zdolna była skalać swe szlachetne usta jakimkolwiek przekleństwem. Potrafiła się wszak opanować, nawet jeśli aktualny rozmówca był zdolny do niemal zupełnego wytrącenia jej z równowagii.
Zatrzymawszy się w końcu mogła nieco rozluźnić się, podobnie jak uczynił to Varion, i wsłuchać w to, co miał do powiedzenia. Wciąż zachowywała oczywiście ostrożność, jakby miała do czynienia nie z przedstawicielem własnego rodzaju, a wężem - podstępnym i gotowym ukąsić po jednym nieostrożnym kroku. Może właśnie ta zmiana stosunku wobec swego przeciwnika była najbardziej jaskrawym dowodem na to, iż Sylva w końcu zaakceptowała jakże niewygodą wersję wydarzeń, według której rzeczywiście miała mieć styczność z przedstawicielem własnej nacji… I potraktować gościa Martellów w sposób zdecydowanie daleki od idealnego. Zamiast przynieść zaszczyt rodzinie, wsławić się schwytaniem węszącego po Słonecznej Włóczni szpiega, jedynie zbłaźniła się na jego oczach. Nawet słodki smak zwycięstwa sprzed chwili, kiedy to podstępem udało jej się doprowadzić do spotkania swej nogi i męskich klejnotów, nie był zdolny wynagrodzić jej aktualnego rozgoryczenia.
- Nie będę siadać - żąchnęła się, jakby nie mogła powstrzymać się przed okazaniem buntu chociaż w jeden sposób. Wyglądało na to jednak, że choć miała ku temu pewne opory, to powoli przekonywała się do zaproponowanej idei rozejmu. - A co do reszty... Powiedzmy, że akceptuję tę propozycję. - Powoli nawet rozluźniła uścisk na włóczni, by w końcu z westchnięciem odłożyć ją na bok, opierając o najbliższą barierkę.
Naprawdę nie chciała, by ktokolwiek stał się świadkiem jej zbłaźnienia, przemknięcie do własnych kwater by przebrać się i tak miało okazać się później wystarczającym wyznaniem. Sama ta myśl skutecznie pogarszała jeszcze bardziej jej samopoczucie, które bez problemu można było ocenić zerkając na skwaszoną minę i skrzyżowane na piersi ręce. Raczej nie było co liczyć, że młodociana Martellówna odwzajemni uśmiech, a szkoda, może przypominałaby wówczas nieco mniej rozwydrzonego bachora, a bardziej członkinię rodu władającego Południem.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

There's a stranger in my bed Empty
Temat: Re: There's a stranger in my bed   There's a stranger in my bed Empty

Powrót do góry Go down
 
There's a stranger in my bed
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: