Share
 

 Varion Dayne

Go down 
AutorWiadomość
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

Varion Dayne Empty
Temat: Varion Dayne   Varion Dayne EmptyNie 15 Gru - 7:13


Varion Dayne
You don’t win battles with hate. Anger and hate can make you brave, make you strong, but they also make you stupid. You end up tripping over your own two feet.


30 IV 140
kawaler
Starfall
Toland
Siedmiu
170cm | 75kg
Hayden Christensen

Statystyki
Siła 61
Precyzja 41
Zręczność 26
Zwinność 41
Inteligencja 50
Odporność 31

Żywotność 90
Wytrzymałość 70
Umiejętności
Blef 41
Charyzma 41
Ekonomia 1
Jeździectwo 41
Logika 41
Nawigacja 10
Percepcja 61
Pływanie 3
Siła woli 61
Sztuka przetrwania 1
Taniec 2
Taktyka 1
Tropienie 1
Wspinaczka 2
Zoologia 13
Broń sieczna 61
Biografia

x140
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Noc była niemal ciemna jak smoła, a na niebie prawie nie było widać gwiazd. Ich światło było blade i rozmywało się, umykając co bardziej roztargnionym spojrzeniom. Poród był ciężki - Lady Lyra rodziła cały dzień i pół nocy, w końcu wydając na świat syna. Syna, który milczał. Był cichy, co tylko zaniepokoiło położne i maestra, które towarzyszyły matce w tych ciężkich chwilach. Lady Lyra nie błagała; słysząc nerwowe szepty i brak krzyku nowonarodzonego dziecka, który słyszała już dwa razy w swoim życiu, mimo zmęczenia rozkazała wszystkim obecnym wziąć się do roboty. Jej ostre, władcze słowa, które rozbrzmiewały głośno i wyraźnie mimo jej wycieńczenia, odpowiednio zmobilizowały, jednak nie do końca wiadomo czy to maestra czy to jej syna, który w końcu zapłakał. A podobno kiedy to wreszcie zrobił, niebo pojaśniało. Płakał głośno i zdrowo, zupełnie tak jak powinno niemowlę, napełniając płuca powietrzem i budząc się do życia. Chyba właśnie dlatego, widząc tę zaciętość, nawet jeśli wzbudzoną z opóźnieniem, rodzice postanowili nadać mu imię nad wyraz podobne do tego, które nosił ostatni Król Torrentine, znany jako Miecz Wieczoru. Jego matka szczerze wierzyła, że jest mu przeznaczone być wspaniałym rycerzem, a także Mieczem Poranka, jednak takie samo zdanie miała o swoim pierworodnym synu.

x149
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Pamiętał dokładnie ten niewielki staw, który kiedyś znajdował się w ogrodzie Starfall. Staw ten miał to do siebie, że znajdował się przy obrośniętym winoroślą murem, a obok niego wiło się drzewo, zachęcając do wspinaczki. Staw ten był na tyle głęboki, że w odległości jakichś dwóch metrów od muru, dzieciaki mogły się swobodnie zanurzyć, przez co często taplały się w nim ochoczo, szczególnie w upalniejsze dni. Starsze z nich, czyli najstarsza córka Lorda i drugi z jego synów, dokazywali najbardziej, często robiąc sobie zawody w tym kto wyżej wespnie się na mur, albo zrobi większy plusk. Podobno ich wesołe krzyki było słychać już z drugiego brzegu, który znajdował się najbliżej wyspy. Była to jedna z wielu ich rozrywek; rodzeństwo, często oddawało się też wspólnym przejażdżkom konnym lub wyścigom, co nierzadko skutkowało urazami. Nie raz, czy to jedno, czy drugie, uszkodziło się w trakcie zabaw, przysparzając bólu głowy matce i maestrowi. Zdarzyło się też, że jego starsza siostra postrzeliła go w ramię, po czym po dziś dzień ma bliznę na prawej ręce.

x155
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Patrzył z zaintrygowaniem na brata, który ćwiczył na dziedzińcu treningowym. Miał wrażenie, że ten porusza się płynnie i bez najmniejszego problemu czy zawahania, niczym najlepsza tancerka. Pamiętał też, że nauczyciele fechtunku często powtarzali im, że co prawda szermierz ma mało wspólnego z tancerzem, ale powinien być równie zwinny co on. Teraz więc z niemałym podziwem obserwował, jak Lucas operuje Świtem niemal z taką samą łatwością, jak jeszcze do niedawna dzierżonym mieczem jednoręcznym. W końcu też przestał się tylko gapić i pokonał ostatnich parę schodów i znalazł się na dziedzińcu, kolejnymi krokami zmniejszając dystans do brata.
- Ser Korban pewnie już ci zazdrości. - rzucił, przystając w bezpiecznej odległości, chociaż nie wątpił, że bratu nie zamierzała omsknąć się ręka. Ten zatrzymał się na moment, zauważając błąd w swej postawie i poprawiając ją zaraz, by na nowo wyprowadzić sekwencję.
- Ser Korban pewnie zazdrości większości, biorąc pod uwagę, jak ciężko mu się ruszać. - zaśmiał się, ostatni raz wykonując ćwiczony ruch, by wreszcie zatrzymać się i opuścić miecz. Miecz, do którego przyklejone było spojrzenie jego młodszego brata. Przez większość czasu Świt znajdował się na ścianie Lordowskiej Sali, gdyż ich ojciec odłożył go lata temu, zrzucając winę na swoje podupadające zdrowie i dopiero niedawno to jego pierworodny syn został okrzyknięty mianem Miecza Poranka. Mianem, które rozbrzmiewało zachęcająco w głowie Variona, kusząc w nieprzyjemny sposób. Bo w pewien sposób miał wrażenie, że nigdy nie uda mu się doścignąć brata, nie mówiąc o jego prześcignięciu. Brakowało mu dyscypliny i samokontroli, gdyż pod tym względem o wiele bardziej przypominał temperamentną matkę, jak stonowanego ojca, w którego z kolei bardziej wdał się Lucas. - Chcesz? - głos brata wyrwał go z zamyślenia, a ich spojrzenia spotkały się, jego wciąż nie do końca rozumiejące, a drugie zachęcające, idące w parze z wyciągniętym w jego stronę mieczem. Młodszy z braci powoli pokiwał głową, biorąc broń do ręki. Był lekki. Nie wiedzieć czemu miał wrażenie, że ważyć będzie więcej niż przeciętny miecz, chyba głównie dlatego, że wydawało mu się iż serce gwiazdy powinno być cięższe i bogatsze w minerały. Nie dziwił się więc, że jego brat tak płynnie i lekko nim operował. Mleczne ostrze połyskiwało w słońcu, kiedy chłopak uniósł je, żeby dokładniej mu się przyjrzeć. Kiedy mecz znajdował się na ścianie lub u czyjegoś boku, nie miał śmiałości prosić o możliwość dokładnego zbadania broni, zwyczajnie uznając swoją prośbę za zbyt śmiałą czy pełną pychy. A przecież nie taki powinien być rycerz, nie pełen pychy. W czasie kiedy przyglądał się broni, jego brat zdążył podejść do jednej ze ścian dziedzińca i przynieść stamtąd jeden z mieczy, tylko po to by trącić ostrze ściskanego przez Variona miecza, kiedy znalazł się znowu obok niego. Nie musiał nic mówić, bo jego młodszy brat od razu zrozumiał sugestię, przyjmując postawę i atakując, zmuszając klingi do zderzenia się ze sobą. Tańczyli tak chwilę; wymieniając ciosy lub próbując ich uniknąć, w ciszy czasem przerywanej krótkimi uwagami tego starszego, który kontrolował ruchy i postawę młodszego.
- Tylko rycerz może dzierżyć Świt. - usłyszeli wreszcie słowa, wypowiedziane uszczypliwym tonem. Młodszy w chłopaków niemal natychmiast zastygł, co starszy wykorzystał, posyłając go na ziemię i wytrącając miecz z dłoni. Był uważny i precyzyjny, jak zawsze z resztą, nie pozwalając się rozproszyć. Ser Korban natomiast zdążył zejść już po schodach i znaleźć się przy nich. - A ty nie jesteś jeszcze rycerzem. - kolejne słowa zapiekły, dokładnie tak jak miały. Starszy mężczyzna wydawał się w niebywały wręcz sposób zmęczony życiem, na tyle by przelewać to zmęczenie na młodszych synów lorda Dayne, w tym Variona, oszczędzając tylko Lucasa.
- Oj bez przesady, to tylko trening. - usłyszał głos brata, który jednocześnie wyciągnął do niego dłoń, pomagając mu wstać.
- Powinieneś bardziej szanować ten miecz, Lucas. To nie zabawka. - upomniał go nauczyciel, marszcząc groźnie brwi. - A ty, lepiej popracuj nad unikami. Ruszasz się jak mucha w smole. - dodał jeszcze, a potem wyminął ich i ruszył w kierunku najbliższej bramy, dość szybko niknąc w jej cieniu.
- Nie przejmuj się. Zrzędzi...
- ... bo jest zazdrosny. - dopowiedział Varion kąśliwie, po czym oboje parsknęli śmiechem.
- Kiedyś na pewno to ty będziesz go nosił. - zapewnił go brat, sięgając po porzucony miecz i chowając go do pochwy.
- Może. - ale szczerze w to wątpił. Na razie musiał zostać zasłużyć na rycerski tytuł. Nie mówiąc o tym, że nie wyobrażał sobie dnia, kiedy Lucas odłoży Świt. Zapatrzony w niego, po prostu nie był w stanie przyjąć takiej perspektywy do wiadomości. Na razie jednak postanowili wrócić do środka, biorąc pod uwagę zbliżającą się porę posiłku. Varionowi udało się zamknąć usta Ser Korbanowi w dniu 17 urodzin. Wtedy został pasowany na rycerza.


x158
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Miał wrażenie, że czas zwolnił. Odgłosy bitwy powoli zlały się ze sobą i tylko okazjonalny dźwięk zderzającej się stali, przebijał się przez wyraźne dudnienie jego serca i tętent przebiegających obok koni. Na polu bitwy panował chaos, a mimo to w tym konkretnym momencie widział dokładnie to, co powinien. Chciał upewnić się gdzie jest. Czy wszystko jest z nim w porządku i czy na pewno dziesiątkuje szeregi wroga. Był wspaniały - Miecz Poranka nie miał sobie równych, a Świt w jego dłoniach tańczył, posyłając na kolanach kolejnych przeciwników. Mimo tego, nie widział chwały. Nie było mu dane trafić akurat na ten nieznaczny moment tryumfu. Widział go; jak rusza, ubrany w barwy Reach, z obnażonym mieczem gotowy do zadania ciosu. W tym samym momencie usłyszał swój głos, jak przez mgłę, który w krzyku zdzierającym gardło wzywał imię starszego brata, chcąc go ostrzec. Na próżno jednak. Tamten zdawał się w ogóle go nie słyszeć, zmagając się z kolejnym przeciwnikiem, by ostatecznie posłać go na ziemię, dokładnie tak jak wielu przed nim. I znowu - jego własny głos, próbujący przebić się przez chaos pola bitwy, na próżno. Szarpnął się więc, chcąc jak najszybciej skrócić dystans, jednak szybko wyrósł przed nim przeciwnik, blokując drogę i zaraz też ruszając na niego. Nie miał więc wyboru: odbił cios, następnie wykręcając się i tnąc pod pachą. Mężczyzna stęknął, dociskając automatycznie rękę do korpusu, by zaraz zamachnąć się mieczem, na co jego przeciwnik odskoczył, po prostu unikając ciosu, by własnym ostrzem uderzyć w klingę i wybić ją z dłoni napastnika, a następnie kłując mieczem w pierś i przebijając lekką zbroję. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym co dalej; spojrzenie przemknęło nad zwijającym się przeciwnikiem, ponownie szukając sylwetki brata i szybko ją znajdując. Teraz skręcała się w kolejnym ciosie, atakując rycerza, którego wcześniej widział Varion. Jednak nie zaszedł go od tyłu, ale coś w sposobie jego walki sprawiało, że młodszy z Daynów nie spodziewał się niczego dobrego. Coś mówiło mu, że nie mogło skończyć się to korzystnie dla pierworodnego syna Lorda Starfall i w tym momencie przeklinał intuicję matki, która ta tak często się chełpiła i co gorsza - która tak często się sprawdzała. Konny przemknął przed nim, na moment sprawiając, że stracił z oczu brata, a kiedy znowu go zobaczył, krzyknął znowu. To samo, jakby mantrę, wzywając go po imieniu, jednak w miarę jak wykonywał kolejne kroki, coraz lepiej rozumiejąc, że najpewniej już nigdy więcej nie będzie mu dane wypowiadać jego imienia właśnie do niego. Z każdym kolejnym krokiem czuł też powoli wzbierający gniew. Wściekłość zaczynała rozchodzić się po jego ciele, mobilizując je i sprawiając, że jakoś dziwnie szybko znalazł się przy leżącym na wydeptanej ziemi bracie. Oddychał płytko i oczywistym było, że rana spowodowana ostrzem przeciwnika jest śmiertelna. Wodził spojrzeniem dookoła, szukając czegoś i dopiero, kiedy natrafił nim na twarz brata, tam je zatrzymał.
- Miecz. - wybełkotał, dławiąc się krwią i nieudolnie próbując podciągnąć nieco wyżej wciąż ściskany w dłoni Świt.
- To najmniejszy z naszych problemów. - odpowiedział mu Varion, wyraźnie próbując opanować rozszalałe myśli i drżący głos. Uśmiechnął się też blado, ale uśmiech ten szybko znikł, ustępując miejsca zwykłej desperacji. Nie wiedział co robić, albo raczej nie wiedział co mógł dla nieco zrobić.
- Miecz, weź miecz. Jest twój, zabierz go. - słowa rozłaziły się, przetykane kaszlem i bulgotaniem, powoli też cichnąć, aż w końcu zostały całkiem zdławione, a spojrzenie fioletowych oczu straciło na ostrości. Jego brat jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie zasługuje na ten konkretny miecz. Ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Odrzucił więc swój własny i sięgnął po Świt, rzucając się na nowo w wir walki i bijąc na oślep, w szale, chcąc chociaż w ten sposób ulżyć swojemu cierpieniu.

Wciąż miał wrażenie, że słyszy krzyk matki. Pełen żalu, który uświadamiał go, że najprawdopodobniej nigdy nie będzie mu dane doświadczyć podobnego rodzaju bólu. Słyszał jej pełne gniewu łkanie, kiedy kolejne przedmioty w jej komnacie spadały na posadzkę lub uderzały o ściany. W tamtym momencie nie była wyrachowaną, pełną dumy lady, a po prostu matką, która utraciła pierworodnego syna. On sam zdążył już nieco okrzepnąć; emocje opadły, pozostawiając po sobie wciąż wyraźną gorycz, a trzymany w rękach Świt tylko mu ciążył. Stojąc teraz w Sali Lordowskiej i czując na palcach chłód jego stali, miał ochotę odrzucić go od siebie, jakby nie był to tylko przedmiot, a materialna manifestacja jego poczucia winy. Zdusił jednak w sobie tę chęć, czekając aż sługa podejdzie do niego, by przejąć ostrze, a w końcu też by zawiesić je na należnym mu miejscu. Miejscu, które zajmowało tylko, kiedy nie było nikogo godnego. Prawda jednak była o wiele bardziej nieprzyjemna, jak po prostu poczucie wciąż znajdowania się w cieniu brata - Słoneczna Włócznia została poddana, a on... on miał być jednym z czternastu.

x161
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Siedział w pałacowych ogrodach, wpatrując się bezmyślnie w znajdującą się przed nim wodę, która falowała lekko, poruszana niedaleko osadzonym strumieniem niewielkiego wodospadu. Powoli odpływał coraz bardziej; dźwięki cichły, aż w końcu zlały się w nieznaczący szum, a spojrzenie straciło tez wreszcie na wyrazie. Pewnie trwałby tak jeszcze długi czas, gdyby nie ręka na ramieniu, która opadła na nie energicznie, wyrywając go z marazmu. Wciągnął powietrze, wyprostowując się automatycznie, a potem odetchnął głęboko, wyraźnie skwaszony.
- Przykuwa spojrzenie, prawda? - zapytał Dornijczyk, przysiadając się na ławce, którą zajmował Dayne. Ten zmarszczył lekko brwi, spoglądając na niego pytająco.
- Woda? - zaryzykował, nie do końca wierząc w to, że jego towarzysz miał ją na myśli.
- Chyba żartujesz. - mężczyzna wykrzywił lekko usta, wywracając przy tym oczami. - Tamta dwórka. Ta, która próbowała cię cywilizować, zupełnie jak lady Aenessa nas wszystkich. Widziałem to spojrzenie, a muszę przyznać, było je na czym zawiesić. - mówił swobodnie i bez zahamowań, wyraźnie nie siląc się na chociażby półoficjalny ton, a sam Varion nie spodziewał się po nim niczego innego. Już podczas młodzieńczych lat spędził na zamku jego rodu sporą ilość czasu, będąc tam na wychowaniu i już wtedy zawiązała się pomiędzy nimi więź przyjaźni. Uśmiechnął się więc lekko, z przekąsem.
- Niestety, ale Czerwona Twierdza nie dysponuje niczym lepszym. - odparł, na nowo rozluźniając się i opierając łokcia na udach.
- Oh tak, starczą ci podkuchenne i szafiarki. - zaśmiał się, klepiąc swojego towarzysza po plecach, na co ten uśmiechnął się kwaśno, jednak ten grymas szybko przerodził się w nieco bardziej zaczepny.
- Przynajmniej nie ma z nimi problemu. Jeśli mam do wyboru jaśnie panny Siedmiu Królestw, które jedyne co potrafią to haftować proporce, a z drugiej strony mam podkuchenne... to chyba jednak wolę te drugie. - przez jego uśmiech przebłyskiwała nuta goryczy, wyraźnie wskazując na to, że nie do końca go cała ta sytuacja, a przede wszystkim okrojony wybór, bawiły.
- Te chłodne szare oczy... jasna niczym alabaster skóra... - nie odpuszczał, wyraźnie znajdując sobie w całej sytuacji rozrywkę. W sumie Dayne nie dziwił mu się aż tak bardzo - jakoś musieli sobie radzić, szkoda tylko że cała ta rozrywka odbywała się jego kosztem. - A jak wspaniale gra na harfie! - oznajmił, teatralnie przykładając dłoń do czoła.
- Po coś tak na prawdę tu przylazł? - zapytał wreszcie, wyraźnie chcąc skończyć tę całą farsę. Jego towarzysz zastygł, wyraźnie jednak otwierając jedno oko i kierując spojrzenie na twarz siedzącego obok Variona.
- Skoro znalazłeś sobie inną o której możesz myśleć, to może szepniesz o mnie słówko Mirannie? - zapytał wreszcie, spoglądając na niego wyraźnie wciąż rozbawiony.


x163
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Fioletowe oczy leniwie prześlizgnęły się po suficie i ścianie, które skryte były w mroku, by w końcu znaleźć się na pościeli, a z niej powoli przejść na dziewczę, które leżało obok niego, oddychając szybko. On sam wciąż próbował zapanować nad oddechem, jednak z każdym kolejnym czuł, że powoli uspokaja się, a jego umysł ogarnia uczucie zmęczenia. Światło gwiazd i księżyca, które świeciły na niebie jasno i wyraźnie, wpełzało  przez okno pomieszczenia i w zetknięciu z jej skórą, wydawało się okrywać ją swoistą aurą. Zmarszczył brwi, czując nieprzyjemny ból w skroniach, kiedy tylko umysł podsunął mu myśl, że czekał go teraz powrót do jego komnaty. Serra, służka w Czerwonej Twierdzy, była doprawdy uroczą towarzyszką, musiał jej to przyznać. Pomagała przetrwać monotonne, zlewające się ze sobą dni, tworzące wręcz bezkształtną masę, kiedy to on musiał robić za jeńca. W miarę, jak upływały kolejne lata, dany stan wzbudzał w nim coraz większe pokłady goryczy i miał wrażenie, że tylko w ten sposób - korzystając z jakże ochoczej ku niemu i otwartej osobowości jej i jej podobnych, jeszcze jakoś to wytrzymywał. Coraz częściej jednak łapał się na tym, że miał wrażenie iż powroty z tego typu schadzek były niewarte całego zachodu. Nie wątpił więc, że mógł to być ostatni raz, kiedy widział tę dziewczynę na oczy i doskonale wiedział, że gdzieś z tyłu głowy musiała jej ta myśl przemknąć. Że słyszała ukradkowe szepty innych młodych dziewczyn, które posługiwały w twierdzy. Że widziała ich smutne bądź niezadowolone spojrzenia. Uniósł w końcu dłoń i przesunął ją w jej kierunku i uszczypnął w pośladek, a ta pisnęła cicho. Widząc, że ten wstaje, sama podniosła się nieco, naciągając na siebie prześcieradło, nagle o wiele bardziej wstydliwa, niż jeszcze parę chwil temu. Jakby dopiero teraz faktycznie się jej przyglądał. Wbrew pozorom jednak, rozglądał się właśnie za spodnią częścią garderoby, w końcu łapiąc ją w dłonie.
- Może... zostań trochę dłużej? - usłyszał jej nieśmiało proponujący głos. Przez czas spędzony w Twierdzy nauczyły się, że dla ludzi tutaj nie był nikim, kogo należałoby szanować. Był jeńcem - kimś z kim niekoniecznie było trzeba się liczyć i nawet jeśli Serra pozwalała sobie na ten ton, bo dosłownie jeszcze chwilę temu wdziała go dokładnie tak, jak Siedmiu go stworzyło, to jej słowa tylko przypomniały mu o tej niesprawiedliwości.
- Będziesz miała wystarczająco dużo czasu by jak zwykle, nikt niczego nie podejrzewał. - odwarknął. Może nieco zbyt ostro i zbyt szybko, ale wciąż cicho. Odwrócił się w jej kierunku, tym razem wzrokiem szukając koszuli i na moment zawieszając go na jej twarzy, teraz naburmuszonej i wyraźnie urażonej. Nie odpowiedziała nic, wyraźnie próbując zachować dumę czy też godność, o ile coś jej jeszcze z niej zostało, jak po chwili zauważył złośliwie w myślach. Westchnął jednak zaraz, wyraźnie nie chcąc, by ostatnie jego słowa pozostawiły po sobie tylko gorycz.
- Wybacz moja droga. Dobrze wiesz, że sporo dla ciebie ryzykuję. - powiedział wreszcie, dopinając kaftan, który znalazł się na koszuli. To zawsze nieco jej pomagało - nawet jeśli nie ryzykował nic oprócz karnego aresztu, gdyby przyłapano go na spaniu ze służką, to ona i tak czuła się z tym lepiej. A przecież o to w tym wszystkim chodziło. W końcu też odwrócił się od niej, by opuścić komnatę i pozostawić ją samą.

CIEKAWOSTKI
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Bardzo możliwe, że posiada bękarcie dzieci z okresu kiedy był zakładnikiem w Czerwonej Twierdzy, jako że nagminnie sypiał ze służkami.
Nie uważa, że jest w jakikolwiek sposób godny by nosić miano Miecza Poranka. To przekonanie tylko pogłębił pobyt w Czerwonej Twierdzy, gdyż Varion jest zdania, że przez niego nigdy nie doścignie wzoru jakim był dla niego Lucas.
Kiedy wrócił do domu z Królewskiej Przystani, matka podarowała mu sztylet zdobiony motywem smoka i gwiazd, co odnosi się zarówno do rodu Toland, jaki i rodu Dayne.
Jego wyjazd do Czerwonej Twierdzy anulował plany mariażu, która snuła jego matka i ojciec, którzy chcieli go wyswatać z córką lorda Qrgyle.
Został oddany na nauki do rodu Martell, kiedy miał 10 lat, wracając do domu po sześciu.
Na prawym ramieniu ma bliznę po tym jak siostra w niego strzeliła.
Z wiekiem przygasł, na co wpływ miała śmierć Lucasa i wysłanie go do Czerwonej Twierdzy, która ostudziła jego temperament i sprawiła, że zaczął o wiele bardziej uważać na to co mówi i jak. Jednocześnie dzięki temu zyskał nieco na umiejętnościach socjalnych, biorąc pod uwagę obracanie się w świecie plotek i intryg.
Posiada włosy barwy ciemnego blondu i fioletowe oczy charakterystyczne dla Daynów.
Darzy szczególnym szacunkiem Lordów Piaskowca, za podjęcie działań, które przyczyniły się do wypuszczenia jeńców. Jest też przychylny idei Morsa jako Księcia Dorne, gdyż poznał go kiedy został oddany na wychowanie do Martellów jako dzieciak.
Jego ojciec po stracie pierworodnego syna, a potem i jego następcy w kolejce do bycia dziedzicem, podupadł znacząco na zdrowiu i większość jego obowiązków przejęła Lady Lyra.
Interesuje się mocno końmi i ich hodowlą. Zanim opuścił Starfall, z ich stajni wyszło parę wspaniałych pustynnych rumaków.
Niekiedy nazywany Skradzionym Ostrzem, gdyż lata spędzone w Czerwonej Twierdzy nie pozwoliły mu uzyskać oficjalnego tytułu Miecza Poranka.
Wśród służby, szczególnie damskiej części, w Czerwonej Twierdzy, miał reputację raczej bawidamka i uwodziciela.
Jest leworęczny.
Jako jeniec dość sporo czasu spędzał w bibliotece, korzystając z dość pokaźnego zasobu ksiąg.


Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Varion Dayne Empty
Temat: Re: Varion Dayne   Varion Dayne EmptyNie 15 Gru - 11:12




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Wiele rzeczy zmieniło się na przestrzeni ostatnich lat, które spędziłeś w niewoli - Starfall nie jest już takie, jakim zapadło Ci w pamięć, a Królewska Przystań odcisnęła swe piętno na Twej osobie intrygami i ograniczeniem swobód. Koniec wojny wcale nie oznacza powrotu do normy i braku problemów, ale co dokładnie przyniesie wyrwanie się spod okupacji Żelaznego Tronu i nowa osoba na nim zasiadająca - o tym przekonasz się dopiero wkrótce.

Przyznawane atuty to:
Dziecko słońca
Szlachcic
Odważny
Leworęczny

Na start prócz puli puntów do wydania otrzymujesz również Świt, ostrze rodowe, którym posługiwali się od pokoleń Twoi przodkowie. Dzięki użytym do jego wykonania materiałom nie tylko pozostaje ono w doskonałym czasie, ale jego podstawowy współczynnik obrażeń wynosi +23 i daje +3 do rzutów na charyzmę. Ponadto otrzymujesz również sztylet zdobiony motywem smoka i gwiazd, który stanowił prezent od matki z okazji szczęśliwego powrotu jej dziecka do domu. Posiada on podstawowy współczynnik obrażeń +11.

Powrót do góry Go down
 
Varion Dayne
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Varion Dayne
» Elissa Dayne
» Elissa Dayne
» Arianne Dayne
» Arianne Dayne

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: