Share
 

 Falyse Targaryen

Go down 
AutorWiadomość
Falyse Targaryen
Falyse Targaryen
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Najstarsza córka Namiestnika, Księżna Smoczej Skały
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t708-falyse-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t738-falyse-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t979-maybe-it-s-a-dream-maybe-nothing-else-is-real#5614https://ucztadlawron.forumpolish.com/t802-korespondencja-falyse-targaryen#3031

Falyse Targaryen Empty
Temat: Falyse Targaryen   Falyse Targaryen EmptyPon 30 Gru - 0:40


Falyse Targaryen
There’s so little I’m afraid of when it comes to an end
But I can’t leave you on your own
When the chaos turns to silence and your enemies your friends
I will run away the storm


5 V 138
zamężna
Smocza Skała
Rogare
Siedmiu
168 | 57
Camilla Christensen

Statystyki
Siła: 20
Precyzja: 41
Zręczność: 34
Zwinność: 34
Inteligencja: 80
Odporność: 61

Żywotność: 110
Wytrzymałość: 70
Umiejętności

Alchemia: 40
Blef: 26
Charyzma: 41
Jeździectwo: 26
Logika: 26
Percepcja: 37
Mistycyzm: 10
Siła woli: 26
Taktyka: 26
Zastraszenie: 10

Anatomia: 26
Ekonomia: 10
Etykieta: 10
Heraldyka: 10
Język obcy [valryiański]: 15
Sztuka [śpiew]: 10
Zielarstwo: 41
Zoologia: 10


Biografia
Tamten mroczny, złowieszczy i pochmurny dzień był ich początkiem - był to dzień, gdy na świecie pojawiła się nowa smocza krew. Ich pierwsze krzyki były głośne, jakby dwójka noworodków próbowała przekrzyczeć szaleńczą burzę, która uderzała w wybrzeże i trzęsła murami Smoczej Skały. Nie dawali się rozdzielić nawet na chwilę, podnosząc gwałtowny lament ilekroć piastunki próbowały zajmować się nimi osobno. Ale choć byli bliźniętami, nie przedstawiali sobą obrazu dwóch identycznych kropel wody - podczas gdy Aedion posiadał oczy ciemne i pochmurne jak niebo w dniu, gdy przyszli na świat, tęczówki Falyse były jasnoliliowe i roziskrzone. Dziewczynka była odrobinkę mniejsza od brata, delikatniejsza, cichsza. Mówiono, że swój charakter odziedziczyła po ojcu, bo ich matka była raczej niespokojnym duchem. To opanowanie miało się jej w życiu bardzo przydać - los nie zamierzał być dla młodej księżniczki zbyt łaskawy, o czym na szczęście niemowlę, tulące się w kołysce do chropowatej powierzchni smoczego jaja, nie miało jeszcze pojęcia.
Smocza Skała była dzika, ponura i mroczna. Falyse pokochała ją całym sercem, choć gdy opuszczała miejsce swoich narodzin, była jeszcze ledwie pisklęciem. Jej nowy dom był zdecydowanie bardziej kolorowy, bardziej zatłoczony, głośniejszy, momentami przytłaczający. Choć mała księżniczka dość szybko odnalazła się w świecie przepełnionym kolorowymi sukniami, festynami, śmiechem i światłem, a także niezliczonymi szlachciankami i lordami, przewijającymi się przez Czerwoną Twierdzę, w jej sercu już zawsze Smocza Skała miała przywoływać dziwną nostalgię. Ponure zamczysko było swego rodzaju symbolem - tak samo jak i jajo, o które dziewczynka dbała jak o własne dziecko - chociaż sama wciąż nim jeszcze była. Symbolem wytrwałości, nieustępliwości. Miała przypominać o tym, że krew Starej Valyrii nadal była żywa... choć jej prawdziwą istotę i znaczenie mała Falyse miała pojąć dopiero w dalekiej przyszłości.
Niełatwo było dorastać bez konkretnego kobiecego wzorca - w przeciwieństwie do brata, Falyse nosiła w sercu odrobinę żalu do matki o to, że ta porzuciła swoje dzieci. Że opuściła je, zanim bliźnięta oraz ich młodszy brat mogły tak naprawdę dobrze zapamiętać jej twarz. I choć dwór wypełniony był szlachetnie urodzonymi damami, a o jej edukację i wychowanie dbała najbardziej szanowana z sept, Falyse nie poczuła bliskiej więzi z żadną z tych kobiet. Ani jedna nie wydawała jej się odpowiednia, by ślepo podążajć jej śladami. Pomiędzy kolejnymi lekcjami wyszywania i gry na harfie - które swoją drogą nigdy nie szły księżniczce wybitnie - marzyła po cichu o nauce zupełnie innej sztuki. O tańcu, w którym tak biegły stawał się jej brat. Nieraz obserwowała z wysokości, śledziła uważnym wzrokiem płynne ruchy chłopców i mężczyzn ćwiczących na dziedzińcu walkę na miecze. Przypatrywała się płynnie wyprowadzanym sztychom, szybkim blokom, uskokom i kontrom. Przesiadywała w oknie całymi godzinami, najczęściej aż do momentu, gdy odnajdywała ją rozzłoszczona septa. Falyse lubiła wyobrażać sobie, że któregoś dnia jej także pozwolą na wzięcie do ręki ostrza. W fantazjowaniu nie przeszkadzało jej zupełnie to, że była znacznie drobniejsza i dużo słabsza niż chłopcy. Chciała tańczyć pięknie, tak samo jak jej brat. Pragnęła móc obronić siebie, a także smocze jajo, które zostało jej powierzone. Ale gdy raz napomknęła panu ojcu o podobnym pomyśle, otrzymała kategoryczny zakaz zbliżania się do jakiejkolwiek broni. Był to jeden z pierwszych i - jak się miało okazać w przyszłości - bardzo licznych razy, gdy księżniczce czegoś zabroniono lub odebrano, gdy poznała smak rozczarowania, gniewu i niesprawiedliwości. Uczucia te miały jej odtąd towarzyszyć w codziennym życiu. Niełatwo było się do tego dostosować. Ale też nie miała wyboru - wolność decydowania o własnym losie nigdy nie była przeznaczona kobietom, a już w szczególności księżniczkom. Falyse bardzo prędko nauczyła się więc nosić maskę. Ludzie spoglądali na nią znacznie przychylniej, gdy posyłała im szerokie, niewinne uśmiechy. Złość, którą czasem sprowadzała na własną głowę, zawsze trwała krócej, jeśli zamiast upartych, ciskających gromy oczu, pokazywała światu skruszoną minę dziewczynki głęboko żałującej popełnionych błędów. Wiedziała jak wzbudzić zaufanie, wyprosić kilka ciastek więcej, wywinąć się od kary. Choć miała zaledwie kilka lat, już wtedy wiedziała, że nigdy nie dane jej będzie być w pełni sobą. Musiała grać. Prawdziwe zrozumienie odnajdywała tylko u tego, z którym dzieliła duszę - choć na pierwszy rzut oka bliźnięta zdecydowanie się różniły, więź, która je łączyła, była jedyna w swoim rodzaju i wykraczała zdecydowanie dalej niż podobieństwa ich fizycznych form. Aedion oraz jajo - dwa smoki, ten jeszcze niewykluty oraz ten o oczach pochmurnych jak sztorm - stanowili dla Falyse epicentrum jej świata. Jej największym pragnieniem było zachowanie ich obu przy sobie. I o ile nienarodzony gad ukryty w chropowatej skorupie miał nigdy nie opuścić jej boku, tak rozłąka z bratem była nieunikniona. Gdy Aedion trafił na nauki do lorda Velaryona, ona pozostała w domu. Nie lubiła samotności, więc usilnie ciągała swoje dwórki wszędzie tam, gdzie tylko mogła. Doglądała najmłodszego z jej rodzeństwa, najchętniej spędzając jednak czas z kuzynkami. Nie mogła wykazać się w sztuce wojennej, zdecydowała więc, że będzie najdostojniejszą i najbardziej uwielbianą damą, na jaką tylko mogła wyrosnąć. Ludzie byli w stanie uczynić wszystko dla tych, których kochali. Uczyła się więc jak godnie przemawiać, elokwentnie żonglować słowem, jak zachowywać się w towarzystwie. Bardzo szybko opanowała sztukę czytania i pisania, a także rachowania. Chłonęła nauki płynące od ojca, nawet jeśli swoją wiedzę przekazywał jej nieświadomie. Nadal z charakteru bardziej przypominała jego. Opanowana, wytrwała, rozważna. Nawet jeśli odczuwała do kogoś wyraźną niechęć, kryła swoje emocje za maską neutralności. Dokładała wszelkich starań, aby prezentować sobą obraz dziecka idealnego - cichego, skromnego, pięknego i uprzejmego. Nawet jeśli momentami od tej obłudy robiło jej się niedobrze.

Miała trzynaście dni imienia, kiedy po raz pierwszy zakwitła. Od tamtego dnia, gdy na swojej pościeli dostrzegła plamy szkarłatu, wiedziała, że będzie tylko kwestią czasu, aż zostanie komuś przyrzeczona. Dorastała - jej biodra zaokrąglały się, a piersi, choć wciąż niewielkie, gotowały się na to, by móc wykarmić potomka. I choć Falyse nigdy nie otrzymała oficjalnego potwierdzenia, podświadomie wiedziała, że zostanie oddana swojemu bratu. Od zawsze byli ze sobą związani nierozerwalną nicią, naturalną koleją rzeczy było więc dla niej, że gdy nadejdzie czas, ona wyda na świat ich syna. Los postanowił sobie z niej jednak zadrwić. Podarował jej rok - przez tyle czasu mogła radować się z powrotu swojego bliźniaka do domu. Znała go tak dobrze, a jednak poznawała go na nowo - nauki, które pobierał u lorda Velaryona sprawiły, że zmężniał, zmądrzał. Ponadto urósł i wyprzystojniał. A ona z fascynacją odkrywała każdą zmianę, obdzierając go z tajemnic i odkrywając przed nim swoje własne. Ich relacja w końcu objęła także sferę seksualną. To było takie naturalne. Falyse oddała mu swoje dziewictwo bez cienia zawahania czy strachu, wierząc, że i tak wkrótce zostanie jego żoną. Zachowali wszystko w sekrecie - choć później wiele razy księżniczka zastanawiała się, czy ich losy nie potoczyłyby się inaczej, gdyby zdradzili się ze swoim czynem przed ich panem ojcem.
Dzień, w którym nakazano wyjść jej za najstarszego brata, był jednym z pierwszych, gdy jej świat zaczął rozpadać się na kawałki - stanęła nad przepaścią, a ziemia osuwała jej się spod stóp, ilekroć jej spojrzenie wyławiało z tłumu tego, którego tak naprawdę pragnęła. Zrobienie dobrej miny do złej gry nie było opcją. Aedion nagle wydał jej się odległy - jakby znajdował się na drugim końcu Westeros. Pragnęła krzyczeć, rozerwać na strzępy nie tylko Viserysa, ale także cały świat, który dopuścił do tego, by oddano ją komuś innemu. Nigdy nie darzyła swojego najstarszego brata wyjątkowo ciepłym uczuciem, lecz tamte tygodnie były dla niej prawdziwą torturą. Tak naprawdę wcale nie był złym mężczyzną. Kochał swoją siostrę, a jej nieszczęście nie sprawiało mu radości. Jeśli jednak było coś, czemu nie zamierzał się nigdy sprzeciwić, to było to słowo ich pana ojca. Tym też sposobem Falyse została związana węzłem małżeńskim z pierworodnym Viserysa - a dzień ceremonii zbiegł się jednocześnie z piętnastym dniem jej imienia.
Zaślepiona furią i rozpaczą Falyse nie potrafiła dostrzec choćby jednego pozytywu swojej sytuacji. Obraz idealnej księżniczki zaczął pękać. Nie była skłonna dać mężowi szansy. Nienawidziła każdej chwili spędzonej w jego towarzystwie i otwarcie mu to okazywała. Brzydziła się jego dotyku. Noce, które razem spędzali, przepełnione były jej łzami - nigdy jednak nie pozwoliła mu ich zobaczyć. Zawsze odwracała głowę, nie chcąc na niego patrzeć. Nie krzyczała także - ani wtedy, gdy brał ją brutalnie, nie zważając na to, czy sprawia jej ból, ani wtedy, gdy wbrew własnej woli odczuwała przyjemność. Jej pan mąż bardzo się starał o to, aby zapewnić sobie potomka - i jego wysiłki szybko przyniosły efekt. Z nienawiścią spoglądała na rosnący brzuch, wiedząc, że dziecko, które nosi, nie będzie miało ciemnych, pochmurnych oczu jej brata-bliźniaka. Nie odziedziczy po nim kształtu nosa ani linii szczęki. Nie będzie smokiem takim, o jakim śniła.
Nie można było nazwać jej dobrą matką - przynajmniej nie w pierwszych tygodniach po narodzinach syna. Karmiła niemowlę tak, jak należało, póki miała mleko. Gdy jednak nie musiała trzymać go w swoich ramionach, oddawała go pod opiekę piastunek, nie chcąc mieć z dzieckiem wiele wspólnego. Rozdrażniona i wiecznie zmęczona, przez większość czasu przebywała w samotności, odsyłając nawet dwórki i służki, unikając także towarzystwa kuzynek. To były dziwne tygodnie, które zlewały się świeżo upieczonej matce w jedno. Maester, którego przysłano, aby ją zbadał, uznał, że bezruch, w który popadła, to choroba duszy, gdyż fizycznie nic jej nie dolegało. Okres ten zbiegł się z dniem, gdy ostatni ze smoków dokonał żywota, co początkowo wpędziło ją w jeszcze większy marazm. Już wcześniej dało się dostrzec, że potęga Targaryenów słabła z dnia na dzień. Przerażona tą świadomością Falyse potrafiła całe dnie spędzić w swoich komnatach, tuląc do piersi chropowatą skorupę smoczego jaja. Ściskając je w rękach podczas snu miewała różne wizje - widywała blask łusek, rzeki szkarłatnej krwi, gorące, potężne słupy ognia, a jej uszy wypełniał przenikliwy, przerażający ryk. Czuła się tak, jakby - po raz kolejny - coś jej odebrano. Smoki, żywy symbol jej rodziny, starożytne stworzenia władające magią, umarły, obróciły się w pył. Pozostały po nich tylko kości. Czy był to znak, że taki sam los miał czekać również jej ród? Myśli te sprawiły, że krew w żyłach Falyse znów zawrzała. Nie chciała na to pozwolić. Nie mogła na to pozwolić.

Jej syn był smokiem. Minął niemal rok, nim Falyse pojęła tę prostą prawdę. Od tamtego momentu jej podejście do potomka zmieniło się diametralnie. Choć jajo wciąż należało do niej, kładła je obok dziecka w kołysce, po cichu licząc, że być może bestia zechce wykluć się dla następnego pokolenia. Gdyby tak się stało, była skłonna odstąpić synowi miejsce u boku smoka. Miała dość czasu by podjąć tę decyzję i była gotowa na takie poświęcenie. Przez krótką chwilę wierzyła, że sny, które wcześniej miewała, naprawdę mogą się spełnić - że jej pierworodny dosiądzie kiedyś wspaniałego, budzącego grozę gada i uczyni ich rodzinę znów potężną. Stanie ramię w ramię z królem Daeronem I, u boku wuja i ojca, i że razem przywrócą Targaryenom dawną chwałę.
Sama także nie pozostawała bezczynna. W ciągu kolejnych lat Falyse poświęciła mnóstwo czasu na rozwijanie swojego umysłu. Nie potrafiła walczyć jak jej brat, dobrze jednak wiedziała, że mogła przysłużyć się królestwu w inny sposób. Poświęciła się nauce, rozwijając już wcześniej poznane dziedziny - ekonomię, zarządzanie, kwestie gospodarcze, tak niezbędne do zarządzania dobrze prosperującym królestwem. Zgłębiała zakamarki historii zarówno jej rodziny, jak i całego Westeros. Wykazała się dobrym zmysłem analitycznym, potrafiła słuchać, patrzeć, rozważać i wdawać się w dysputy. Któregoś razu los podsunął jej jednak inną opcję. Opcję, co do której Falyse początkowo nie była pewna, czy gra warta jest ryzyka - bo jej ostateczny wybór niósł ze sobą ogromne ryzyko.

Powiadano, że trucizna była bronią tchórzy, bękartów, eunuchów... oraz kobiet.
Gdy Falyse pierwszy raz zetknęła się ze starą Gerrą, wcale nie wiedziała, że wkrótce miała posiąść swoją własną broń - przebiegłą, budzącą trwogę, a ponadto często dużo brutalniejszą nawet niż miecz. Staruchę spotkała zupełnym przypadkiem, gdy któregoś dnia razem z dwórkami oraz świtą przemierzała dzielnice Królewskiej Przystani. Wypełniała swoją powinność jako księżniczka - do jej zadań należało wspieranie biedoty z ulic stolicy, budowanie pozytywnego wizerunku rodziny królewskiej wśród poddanych. Gerra tam była - mało przyjemna, bardzo specyficzna kobieta. Nie miała zbyt wiele, ale  również niosła pomoc najbardziej ubogim, choć każdy jej dobry uczynek poprzedzony był zawsze kilkoma sarkastycznymi lub gorzkimi uwagami. Falyse spotykała ją potem wielokrotnie - wszystko jednak zmieniło się, gdy pewnego razu księżniczka odwiedziła staruchę w jej biednym, obskurnym lokum. Nikt nie mógł mieć pojęcia, że pojedyncza, spontaniczna decyzja, którą jasnowłosa podjęła tamtego dnia, miała mieć ogromny wpływ na życie wielu osób. Gdyby tylko wzrok rycerzy towarzyszących Falyse spoczął na komplecie specjalistycznych narzędzi oraz dwóch fiolkach zawierających śmiercionośną truciznę, pozostawionych nieopatrznie na widoku, niechybnie Gerrę nazwano by wiedźmą i skazano na śmierć. Ale wystarczył jeden ruch ręki księżniczki - i jasny płaszcz przysłonił co trzeba. Tajemnice zachowano, życie zostało uratowane. I tak miało pozostać, lecz na tym świecie nie ma nic za darmo. Starucha dostała wybór.
Kobieta nigdy nie podzieliła się z księżniczką historią, skąd posiadała swoją rozległą wiedzę. Jej obco brzmiący akcent zdradzał jednak, że nie pochodziła stąd oraz że musiała wiele podróżować. To samo mówiły jej oczy oraz zniszczone ciężką pracą ręce. Widać było, że z niejednego pieca jadła chleb i miała w zanadrzu liczne sekrety. Falyse rozkazała przyjąć ją na pozycję swojej służki - na co Gerra chętnie przystała, mając już dość życia w ubóstwie. Zgodnie ze złożoną wcześniej obietnicą, starucha przekazała księżniczce posiadaną przez siebie wiedzę. Przez kilka lat, wieczorami, kiedy Falyse odsyłała swoje dwórki oraz pozostałą służbę, kobieta w tajemnicy uczyła ją o właściwościach ziół i roślin porastających nie tylko Westeros, ale także Essos oraz liczne wyspy rozsiane po morzach. Tłumaczyła, jakie mają właściwości, do czego można je wykorzystać. O jakiej porze je zrywać, aby działały najskuteczniej, jak najprościej je obierać oraz przygotowywać. Wiele z nich miało prawdziwie cudowne działanie - potrafiły uśmierzyć ból, oczyścić ranę, pomóc w odpoczynku tym, którzy nie mogli spokojnie zasnąć. Falyse nauczyła się także jak przyrządzać herbatę miesięczną, co w późniejszych latach miało okazać się szczególnie przydatne. W końcu jednak starucha nauczyła księżniczkę o tym, jak kilkoma kroplami dodanymi do wina wysłać człowieka na spotkanie z bogami.
Zatrzymanie akcji serca, zablokowanie dróg oddechowych, wywołanie krwotoku wewnętrznego, wylew krwi do mózgu, zapadnięcie w sen zbyt głęboki, by się z niego wybudzić... to było tylko kilka z przykładów tego, jak działały trucizny, o których Gerra uczyła Falyse. Opowiadała o takich, które powoli wyniszczały organizm od środka, aż w końcu umęczone ciało poddawało się śmierci, ale również o tych, które potrafiły zabić w mgnieniu oka. Wyjaśniła, jak je przygotowywać i podawać, by zadziałały najefektywniej. Przekazała jej także wszystko co tylko wiedziała o toksynach pozyskiwanych od zwierząt. No i najważniejsze - nauczyła księżniczkę o tych nielicznych odtrutkach, które istniały. Na sam koniec zaś - pouczyła, aby z całej tej wiedzy korzystać z rozwagą. Jeden nieostrożny ruch i obie mogły stracić głowy.
Gerra służyła jej jeszcze przez kilka kolejnych lat - przez cały ten czas była dla księżniczki powierniczką, nauczycielką, a nawet po części przyjaciółką. Wkrótce jednak czas zaczął odciskać na niej swoje piętno. Była już stara, a lata ciężkiej pracy wyniszczyły jej organizm. Któregoś dnia księżniczce doniesiono, że jej służka zmarła we śnie. Falyse wiedziała jednak, że kobieta sama na siebie ten sen sprowadziła - stara lisica, zmęczona życiem, zadecydowała, że to właśnie był moment na to, by odejść. Więc odeszła - z charakterystycznym dla siebie, lekko ironicznym uśmiechem na wąskich, pomarszczonych ustach.

Gdy na rodzinę królewską spadła wieść o śmierci Aegona III, Falyse wiedziała, że wkrótce nadejdą zmiany. Z pewną dozą ostrożności, ale również podziwu spoglądała na swojego młodszego kuzyna, który zajął miejsce ojca na tronie. Nie dziwiła się jego pewności siebie. Daeron był pierwszym, którego księżniczka mogła nazwać smokiem z krwi i kości. Podzielała nadzieje brata-bliźniaka i wierzyła gorąco w to, że młody król był w stanie przywrócić ich rodzinie prawdziwą potęgę - ukazać światu, że choć ogromne łuskowate gady faktycznie zniknęły, ich krew nadal była żywa i że należało się z nią liczyć. Choć oznaczało to po raz kolejny rozłąkę z Aedionem, Falyse wsparła go, gdy oznajmił, że chce towarzyszyć królowi w podboju Dorne. Byli wtedy głupi i naiwni, wszyscy co do jednego - nie wiedząc, jak bardzo okrutna miała okazać się rzeczywistość. Falyse z niepokojem wyczekiwała jakichkolwiek wieści o przebiegach walk. Informacje o ilości zabitych rycerzy nie były istotne, jeśli pośród poległych nie znajdywała imion swoich najbliższych. Nie było dla niej szczęśliwszego dnia niż wtedy, gdy podbój finalnie dobiegła końca, a jej brat powrócił do Królewskiej Przystani. Powitała go najpiękniej jak umiała, korzystając z faktu, że jej brat-pan mąż wciąż przez krótki czas pozostawał w jeszcze Dorne.  
W królestwie panował względny pokój, choć wieści o rebeliantach snujących się po dornijskich pustyniach i dręczących Namiestnika Południa nie napawały optymizmem. To były jednak sprawy dla mężczyzn, Falyse wykorzystała zaś ten czas, aby skupić się na rodzinie. Na swoim synu. W końcu, po tylu latach postanowiła dać swojemu najstarszemu bratu szansę, aby wykazał się jako mąż. Ciężko było jej patrzeć, jak Aedion odnajduje szczęście z kimś innym - choć z drugiej strony jeszcze trudniej było jej potem patrzeć, jak to szczęście traci. I to na rzecz kogoś takiego jak Baelor. Koniec końców, Falyse nie potrafiła jednak trzymać się z dala od swojego bliźniaka. Tym bardziej, gdy Namiestnik znalazł dla syna inną kandydatkę. Kobietę, odpowiadającą chyba tylko i wyłącznie jemu samemu. Początkowo drobna szlachcianka, którą obiecano jej bratu, była nieszkodliwa, a przy tym tak bardzo nieistotna. Czujne spojrzenie Falyse dostrzegało jednak wiele - nudna mówiły ściągnięte brwi Aediona. Irytująca niemal krzyczał całą swoją postawą, ilekroć kobieta próbowała zabawić go rozmową. Księżniczka sama z trudem mogła patrzeć, jak nieudolnie dziewka próbuje przypodobać się mężczyźnie, który, jak wierzyła, od dnia ich narodzin należeć miał do niej. Nadszedł też w końcu dzień, gdy źródło jej cierpliwości zwyczajnie się wyczerpało. Nie miała większych skrupułów, aby pomóc bratu w pozbyciu się natrętnego towarzystwa. Jego narzeczona i tak była chorowita. Gdy więc którejś nocy zgasła, nikt nie był zszokowany. Przykra kolej losu, jej ciało było zbyt słabe. Nikomu nie przeszło przez myśl, że była to sprawka umiejętnie dobranej trucizny, którą to Falyse napoiła rywalkę. Nawet jej ręka nie zadrżała. Nikt nie wiedział też o tym, że po zmroku, gdy nieszczęsna narzeczona konała samotnie w wielkim, pustym łożu, księżniczka udała się do swojego brata, by czerpać z jego ciepła, gwałtowności i namiętności. Od dawna nie czuła się tak żywa.

Lata mijały, a następujące po sobie wydarzenia prowadziły królestwo ku chaosowi jeszcze większemu niż dotąd. Falyse nigdy nie chciała wierzyć w złowróżebne znaki, w czepiające się karku zimne przeczucie, że nadchodzi coś niedobrego. Dorne było dzikie, nieposłuszne. Nie było tam smoków, było jednak domem dla mniejszych, choć równie niebezpiecznych drapieżników - zabójczych skorpionów, jadowitych żmij, przerażających pająków. Niepozorne bestie, które nie dawały się poskromić. Namiestnik Południa przekonał się o tym na własnej skórze. Wkrótce po nim wśród piasków pustyni poległ także król, który nie zdecydował się wysłuchać rad, którymi obdarowywali go mądrzejsi wojowie. Falyse nie miała wątpliwości - nieujarzmione Dorne nie było teraz tylko jednym z królestw, które trwało, nie oglądając się na stolicę. Było jątrzącą się raną, dowodem niekompetencji władzy, świadectwem upadającej chwały Targaryenów. I choć ta świadomość bolała, kolejna z wojen była błędem. Falyse wiedziała o tym na długo zanim rozpoczął się drugi podbój Dorne. Wiedzieli o tym wszyscy - tylko nie Daeron, który za swoją decyzję zapłacił najwyższą cenę.
Bealor nigdy nie wydawał jej się kimś, kto mógłby naprawić błędy swojego starszego brata. Nieobecny, skupiający się na modlitwie oraz czczeniu imienia Siedmiu był raczej czarną owcą rodziny. Chłopcem, który niemal całkiem odcinał się do wartości wyznawanych przez ród. Nikt nie postrzegał go jako smoka. Nikt nie spoglądał na niego przychylnym okiem. Gdy nowy król wyruszał do Dorne z misją pokojową, Falyse spodziewała się, że lada dzień usłyszą o jego żałosnej śmierci, która jeszcze bardziej podkopałaby i wystawiła na pośmiewisko nazwisko Targaryen. Przez miesiące, które jej kuzyn spędził w pustynnej krainie, przygotowywała się do tego, że wkrótce w królestwie po raz kolejny panować będzie żałoba. Próbowała pocieszać kuzynki - w szczególności żonę króla. Gdy więc wieści o powodzeniu misji dotarły do Królewskiej Przystani, nie potrafiła ukryć swojego zdumienia. Świętoszek, cnotka, eunuch - to były określenia, którymi nie raz i nie dwa raczono Baelora. A jednak to on wyegzekwował podpisane traktatu pokojowego z Dorne, a także uwolnił jej brata-pana męża i sprowadził go bezpiecznie do domu. Nowy król zyskał tym samym szacunek swojej kuzynki... choć do przychylności nadal było daleko.
Falyse z pewną dozą niepokoju spogląda dziś w przyszłość. Królestwo odetchnęło z ulgą, gdy pomiędzy poddanymi rozniosła się wieść o pokoju. Z królem takim jak Baelor wizja kolejnej wojny była niezwykle odległa, wręcz niemożliwa. W stolicy mówiono tylko o koronacji, nadszedł więc czas na zabawę, odegnanie trosk i oddanie czci wszystkim poległym. Co by nie miało nadejść, Falyse wiedziała, że jakoś musi dać radę. Robienie dobrej miny do złej gry zawsze było jej mocną stroną - nawet jeśli wewnętrznie trzęsła się ze strachu. Była już jednak dorosłą kobietą, księżniczką, a nie nieśmiałym, bezradnym dzieckiem, które potrafiło jedynie udawać, że wszystko jest w porządku. Szczerze oddana synowi oraz bratu-bliźniakowi wiedziała, że jakoś przetrwają.
Nie mieli innego wyjścia.


Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Falyse Targaryen Empty
Temat: Re: Falyse Targaryen   Falyse Targaryen EmptyPią 3 Sty - 14:16




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Falyse sądziła, że jest przeznaczona do innych rzeczy, niż inni chcieli nań forsować. Dla innego mężczyzny, dla innych, wyższych celów, które bardzo szybko okazały się poza zasięgiem jej dłoni. Choć w młodości chciała tańczyć, to wszyscy wokół pozwalali jej robić to tylko tak, jak jej zagrają. Jednak każda z tych osób zdawała się zapominać, że każdy samodzielnie jest panem swojego losu, a to, co jest przeznaczone, znają tylko bogowie. Dziewczyna zaczęła brać życie w swoje ręce, choć inni śmieli sądzić, że igra w ten sposób z ogniem i może się sparzyć. Ale, przecież, ogień nie może zabić smoka.

Przyznawane atuty to:
Królewska duma
Szlachcic
Znajoma twarz
Wyrodna matka

Na start prócz puli puntów do wydania otrzymujesz również zniszczony, ale pokaźnych rozmiarów zielnik, dający +5 do rzutów na alchemię, który zostawiła po sobie twoja stara przyjaciółka. Zawiera nie tylko to, o czym zdołała ci powiedzieć, ale też informacje, które jeszcze są dla ciebie niezrozumiałe i wymagają sporej dozy analizy. Ponadto w twoim posiadaniu znajduje się też smocze jajo, w którym drzemie mityczne życie, czekające na odpowiedni moment, by zbudzić się do życia i w nim ci towarzyszyć.

Powrót do góry Go down
 
Falyse Targaryen
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Korona-
Skocz do: