Share
 

 Naelyer Celtigar

Go down 
AutorWiadomość
Naelyer Celtigar
Naelyer Celtigar
Wiek postaci : 28
Stanowisko : Lady, Północnica ze Szczypcowej Wyspy
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t736-naelyer-celtigar#2192https://ucztadlawron.forumpolish.com/t752-naelyer-celtigar#2195

Naelyer Celtigar Empty
Temat: Naelyer Celtigar   Naelyer Celtigar EmptyPią 3 Sty - 10:36


Naelyer Celtigar
Bright star, would I were stedfast as thou art—
not in lone splendour hung aloft the night and watching, with eternal lids apart, like nature’s patient, sleepless Eremite


15 III 137
panna
szczypcowa wyspa
massey
niewierząca*
169 cm | 51 kg
sasha luss

Statystyki
Siła: 61
Precyzja: 41
Zręczność: 61
Zwinność: 41
Inteligencja: 50
Odporność: 26

Żywotność: 70
Wytrzymałość: 110
Umiejętności
Blef 41
Charyzma 26
Jeździectwo 26
Kradzież 10
Logika 26
Percepcja 41
Skradanie się 41
Taktyka 10
Siła woli 26
Zastraszanie 10
Broń sieczna 41
Walka wręcz 41

Anatomia 10
Nawigacja 5
Otwieranie zamków 26
Pływanie 10
Wspinaczka 10
Żeglarstwo 10
Biografia
Zawsze chciała tylko jednego. Wszystkiego.
Chciała, aby jej życie było pełne, jak tarcza księżyca w noc, w którą przyszła na świat. Cała Szczypcowa Wyspa nurzała się wtedy w srebrzystym blasku, a fale w spokojnym przypływie szumiały za oknem, rozbijając się wytrwale o skaliste brzegi. Noc na zewnątrz zamku była senna i ciężka, lepkim mrokiem otulała jego chłodne mury. Lecz wewnątrz wrzało. Płonął ogień w kominku i płonęło ciało wydającej na świat nowe życie kobiety. Atmosfera przejęcia i strachu drżała w okrzykach bólu i miała kwaśny zapach wysiłku. Arlis miała wrażenie, że cały świat wstrzymał oddech. A następny, którym zachłysnął się głęboko, był pierwszym dwójki pocałowanych przez księżyc aniołków, o srebrzystych jak jego światło włosach i, zbyt mądrych, wydawało jej się, jak na niemowlęce, liliowych oczach.

Były cudem. Tym bardziej oczekiwanym, że ich nadejście poprzedziło 6 smutnych lat prób.

Były nierozłączne. Młodszy kilka uderzeń serca Visegor nie był w stanie opuścić siostry na krok, jak ona i jego.

Była dodatkiem.

Lord Celtigar nie mógł być szczęśliwszy z daru, jaki w końcu otrzymał od bogów - zdrowego syna. Mógłby zrobić dla niego wszystko. Dlatego, uszczuplając nieco zasoby opływającego w bogactwa skarbca, sprowadził z Cytadeli na swój dwór lepszego maestra od tego, który dotychczas im służył. Wszystko, dla zdrowia i edukacji swojego pierworodnego. A że pierworodny odmawiał udania się gdziekolwiek bez swojej siostry, Lord Szczypcowej Wyspy machnął ręką i pozwolił, by i jego córka odbierała identyczne wykształcenie i trening. Nie interesowało go nic poza szczęściem syna.

Już jako dziecko zauważała, że była tłem, cieniem swojego młodszego brata. Nienawidziła go i kochała jednocześnie. Chciała, aby umarł, ale oddała by za niego życie bez wahania. Brak ojcowskiej miłości dawał jej się we znaki - chciała być lepsza niż Visegor we wszystkim, byleby tylko zasłużyć na krótkie, łagodne spojrzenie pana ojca.

Chciała, by był z niej dumny. Miała wrażenie, że to dlatego, że za mało się starała, za mało umiała. Ale niezależnie od tego, ile czasu nie poświęcała na jazdę konno, ile razy nie zwyciężyła Visegora w treningowym pojedynku, spojrzenie pana ojca ją omijało.

Na szczęście była jeszcze matka. Ciepła, pełna słońca kobieta, która spacerowała z nimi po plaży, zbierała muszelki i wrzucała kraby wyniesione na brzeg z powrotem do zimnego morza.

Na szczęście był jej brat. Który był w nią wpatrzony, jakby była jedyna na świecie. Jakby była dla niego wszystkim. Który nieustannie musiał trzymać ją za rękę, zwłaszcza gdy gasiła świecę w ich komnacie. Który w te długie, zimowe noce wsuwał jej się do łózka i cieszył z jej bliskości.

Z którym spędziła mnóstwo wspaniałych chwil, bo dla niej też był jedyny na świecie. Razem podkradali ciastka z kuchni i rywalizowali w każdej możliwej rzeczy, każdą aktywność przekształcając w zawody. Jak to dzieciaki, jeździli konno, ganiali się po podwórzu i rzucali kamieniami w fale. Kto dalej. Wykradali się z pałacu, kradli z kuchni ciastka. Innym wycinali psikusy. Najchętniej zamieniali się miejscami, tak byli podobni - jak dwie krople wody. Przestali, gdy ojciec sprał ją tak, że miała na tyłku siniaki przez trzy tygodnie. Byli oni przeciwko światu, stojący za sobą murem w każdym momencie.

Pewnego dnia bawili się na dziedzińcu. Visegor balansował na skraju kamiennej studzienki, a ona śmiała się, kibicując mu. Nagle noga chłopca się osunęła w dół. Wszystko trwało ledwie mgnienie oka, ale dla niej to było jak wieczność. Zdążyła doskoczyć do krawędzi studni, aby złapać brata za rękę i pomóc mu się podciągnąć. Ale nie mieli siły, a kamienie były zbyt śliskie od zimnej wody niesionej mżawką znad fal i jej gorących łez. Obiecała, że znajdzie pomoc. Że musi go puścić.

Puściła go i pobiegła.

Byli daleko od zamku, nikogo nie było w pobliżu. Nagle wymykanie się strażom dla zabawy uznała za niespecjalnie dobry pomysł. Wydawało jej się, że biegł godzinami, zanim zdyszana i zaryczana zdołała poprosić kogoś o wsparcie. Wróciła na dziedziniec, nie oglądając się, czy służba za nią pobiegła.

Dopadła do skostniałej z zimna, bladej dłoni i chwyciła ją mocno. Próbowała wciągnąć uczepionego krawędzi brata, ale nie mogła. Walczyła. Aż w końcu ich spocone dłonie wyślizgnęły się z wzajemnego uścisku, a ona patrzyła, jak jej odbicie niknie w czarnej toni.

Wtedy poczuła dotyk na ramieniu. Gdzie on jest? - usłyszała przerażony głos. Nie była w stanie nic odpowiedzieć.

To była jej wina. Widziała to w swoich oczach, patrząc w swoje odbicie w studni, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Widziała to w oczach ojca, które zdawały się mówić: To ty powinnaś była zginąć.

Jedynie w oczach matki nie widziała wyrzutu. Tylko głęboki, przejmujący smutek, który w końcu zniknął. Stały na kamienistej plaży, która chrzęszczała pod ich stopami. Arlis pocałowała jej czoło i zawiesiła na szyi wykonany ze smoczego szkła potężny, ale oszczędny w ozdobach naszyjnik - zazębiające się krabowe szczypce. Spojrzała ostatni raz w jej oczy tą bezdenną rozpaczą i weszła do morza. Pocałowana Przez Księżyc czekała na nią do nocy. Ale Arlis nigdy nie wyszła na brzeg.

Wkrótce po śmierci matki ojciec sprowadził do zamku piękną dziewuszkę, niewiele starszą szlachciankę od własnej córki. Naprędce wzięli ślub, a jej wydawało się, że podczas ceremonii ani razu na nią nie spojrzał.

Niedługo później nowa żona dała mu syna, a on swoje starsze dziecko odesłał na wychowanie na Driftmark, do rodziny swej siostry. Bo nie było jego synem, a zbyt go przypominało.

Bo było przykrym rozczarowaniem.

Driftmark też nie był dla niej łatwy. Zaczęła zauważać, że była inna. Niżej urodzona, choć pochodziła ze starszego rodu, a w jej żyłach również płynęła krew przeszłej Valyrii. Zaczęła dochodzić do wniosku, że jej ojciec był słaby, że był jednym z tych, którzy przyczynili się do obniżenia pozycji Celtigarów. Z historii wiedziała, że byli tu przed Aegonem, że pomagali mu zdobywać wpływy, że darzył ich ogromnym szacunkiem i że zawsze byli u jego boku.

Na wychowaniu u Velaryonów, zwłaszcza gdy spędziła z Rhaegorem kilka lat w Królewskiej Przystani (ojciec liczył na to, że na dworze obierze ogłady, albo przynajmniej spodoba się któremuś z przebywających tam wysoko urodzonych), nieustannie słyszała o smokach, przeznaczeniu i potędze Starej Valyrii. Smokach, które były dla niej jeszcze bardziej niedoścignione i nierealne niż dla innych dzieci, z którymi przebywała. Których nigdy nie dotknie, nie poczuje faktury ich łusek pod swoimi delikatnymi palcami.

To było niesprawiedliwe.

Swoją edukację kontynuowała niemal całkowicie jak chłopak. Na Driftmarku jedynymi dziećmi w jej wieku byli chłopcy, z którymi wszystko chciała robić; ojciec z kolei nie palił się, aby znaleźć jej osobnego nauczyciela - właściwie było mu raczej obojętne, co robiła, jeśli nie miał jej na swojej głowie, przynajmniej w takim przekonaniu żyła.
W końcu nic dla niego nie znaczyła. Nie była jednym z jego synów, więc mogłoby jej nie być.
Tęskniła za swoim bratem i nieustannie usiłowała rekompensować sobie jego brak, próbując robić to, co on by robił. Jakby to ona zginęła, a nie on. Wolała chodzić w spodniach niż w sukniach, zwłaszcza jeśli nie było dla tego absolutnej konieczności, i ćwiczyć fechtunek niż haft czy śpiew. Zanim zrozumiała, że ani w oczach ojca, ani w oczach świata go nie zastąpi, weszło już jej to w nawyk i nie zamierzała się uginać. Jej absolutna nieznośność sprawiała, że wszystkie próby zrobienia z niej dobrej damy spełzły na niczym, bo jeśli zabraniano jej uczyć się z braćmi Velaryon od ich nauczycieli, przekonywała ich, aby ćwiczyli z nią potajemnie, albo włamywała się do komnaty maestra i po nocach czytała zgromadzone tam woluminy. Przed septami uciekała i się chowała, a gdy, po wielu, wielu próbach, nauczyła się otwierać szpilami do włosów miejscowe zamki, nawet areszt w pokoju nie był niczym strasznym.

Modliła się gorąco - do bogów, w których przecież nie wierzy - aby ojciec zginął w podboju Dorne.

Był taki czas, że zgarniała lanie za laniem, a Prunella, w dużej mierze odpowiedzialna za jej wychowanie, chciała odesłać ją z powrotem na Szczypcową Wyspę. Ojciec wciąż uważał, że byłoby to dla niego zbyt bolesne. Że przyjmie ją z powrotem, gdy już zupełnie przestanie przypominać mu Visegora, ale obiecał, że postara się wydać ją za mąż.

Niestety nikt, kim zainteresowany był ojciec, nie chciał brać.

Nie mogła powiedzieć, że nie było jej to na rękę. Cieszyła się wolnością i ostatnim, czego pragnęła, było zostać żoną lub matką. Marzyła o niedoścignionym i nieosiągalnym.

Wtedy jednak pierwszy raz poczuła, że nie jest tak naprawdę bezkarna. Że w tym świecie kobieta ma bardzo konkretne miejsce, na które nie zamierzała się godzić. Ale pojęła, że otwarty bunt ma mniej sensu niż gra w konwenanse. Tylko manipulacją i kompromisami mogła zdobyć to, za czym tak tęskniła. Gdy w końcu ojcu udało się znaleźć kandydata (spełniającego jakieś minimum statusu, na które był w stanie się zgodzić), mimo jej znanego w Westeros braku pokory, zginął w Dorne.

Chciała potęgi, splendoru, a jednocześnie swobody i niezależności. Wiedziała, że nigdy tego nie pogodzi, ale była gotowa o to walczyć. Musiała iść naprzód. Wróciła więc na dobre na Szczypcową Wyspę jako niedoszła wdowa, stawiając sobie pierwszy cel: umocnić wpływy na wyspie. Nie mogła pojąć, jak to się działo, że nie byli w stanie pobierać podatków z własnych ziem.

Następne będą wpływy na dworze i świecie, który całą duszą zapragnęła kształtować.

Nie zamierzała godzić się na niesprawiedliwość.

Miała na imię Naelyer.

☽ *oficjalnie wierzy w Siedmiu, nie może przecież w towarzystwie wyjść na bezbożną.
☽ Od śmierci brata najchętniej spędza czas w stajniach i na samotnych przejażdżkach, w ciągu roku zwiedziła każdy zakamarek Szczypcowej Wyspy.
☽ Wołają na nią Północnica ze Szczypcowej Wyspy Wyspy, bo jest już starą panną, urodzoną o północy w pełni księżyca, i do tego bezwzględną w stosunku do zalotników (choć w nieoficjalnych relacjach nie jest już tak lodowata). Jedynego, który zgodził się na ślub z nią, spotkała rychła śmierć, złośliwi śmieją się więc, że to na pewno z powodu klątwy. Straszy więc swoją niepokojącą obecnością na zamku lorda.
☽ Jej ojciec jest dla niej symbolem porażki i nędzy. Nigdy nie była z nim blisko, nigdy go nie rozumiała i nigdy nie próbowała go zrozumieć.
☽ Jako że wychowywała się na wyspie, wie co nieco o nawigacji i żegludze. Ponadto umie walczyć, jeździć konno (bywa, że znosi jedynie towarzystwo zwierząt), a także skradać się i kraść, co jest efektem jej prób radzenia sobie z niekorzystnymi, ograniczającymi sytuacjami, szczególnie karami.
☽ Nigdy nie była dobrą dziewczynką, ale zna etykietę; po prostu niekoniecznie się nią posługuje. Jeśli tego potrzebuje - wykorzystuje konwenanse do własnych celów, jeśli nie - odrzuca je.
☽ Ukradła kiedyś miecz, który miał należeć do jej brata i dziedzica rodu - Skowyt Sztormu. Jej ojciec sądzi, że dokonano rabunku, został nawet rozesłany list gończy za nieistniejącymi łotrami, którzy nigdy nie zostali złapani.


Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Naelyer Celtigar Empty
Temat: Re: Naelyer Celtigar   Naelyer Celtigar EmptySob 4 Sty - 23:17




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Zawsze pragnęłaś wszystkiego, chociaż nie miałaś prawie nic. Los nie traktował Cię nigdy łaskawie, najpierw byłaś ignorowana, później zginął Twój brat, następnie matka. Wygnano Cię z domu, a jednak przetrwałaś. Wzięłaś sprawy w swoje ręce. Jak długo będziesz w stanie jednak opierać się samotnie sztormom? Może już czas znaleźć przyjazną przystań?

Przyznawane atuty to:
Włości Korony: Królewska duma
Szlachcic
Czarna Owca
Mysz kościelna


Prócz puli punktów otrzymujesz również naszyjnik ze smoczego szkła w kształcie krabich szczypców, który daje +5 do rzutu na charyzmę gdy go nosisz. Oprócz tego otrzymujesz również długi miecz, który miał należeć do Twojego brata, Skowyt Sztormu, którego podstawowy współczynnik obrażeń: +21.

Powrót do góry Go down
 
Naelyer Celtigar
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Naelyer Celtigar
» Valarr Celtigar
» Valarr Celtigar
» Daela Celtigar
» Daela Celtigar

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: