Share
 

 Valarr Celtigar

Go down 
AutorWiadomość
Valarr Celtigar
Valarr Celtigar
Wiek postaci : 27
Stanowisko : okryty białym płaszczem hańby
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t836-valarr-celtigar#3627https://ucztadlawron.forumpolish.com/t853-valarr-celtigar#3689https://ucztadlawron.forumpolish.com/t856-valar-morghulis#3726

Valarr Celtigar Empty
Temat: Valarr Celtigar   Valarr Celtigar EmptyPon 20 Sty - 17:53


Valarr Celtigar
hide your soul out of his reach
shiver to that broken beat
dark into the heat


7 II 138
poślubiony zemście
Szczypcowa Wyspa
Blackwood
śmierć ma wiele twarzy
186 | 72
Emil Andersson

Statystyki
siła - 41
precyzja - 61
zręczność - 27
zwinność - 61
inteligencja - 41
odporność - 26

żywotność - 80
wytrzymałość - 100
Umiejętności
alchemia - 26
blef - 41
charyzma - 26
jeździectwo - 10
mistycyzm - 10
percepcja - 41
podszywanie się - 26
skradanie się - 26
zastraszanie - 41
zielone sny - 10

anatomia - 10
nawigacja - 10
pływanie - 10
zielarstwo - 10
żeglarstwo - 26

broń sieczna - 80
walka wręcz - 10
Biografia

cokolwiek gdziekolwiek kiedykolwiek się stanie
spisane jest na zielonej wodzie

Kropla drąży skałę przeznaczenia.
Czasem ma wrażenie, że jest utkany z upływającej wody. W akwenie przyszłości, pod szeroko zamkniętą powieką jego trzeciego oka, widzi przebłyski tego, co się zdarzy lub co wydarzyć się może. Panta rhei, świat płynie, wiry zdarzeń mącą tafle nawet najspokojniejszego lustra życia. Po drugiej stronie prawdą jest wszystko albo nic - gubi się pomiędzy rozmazanymi, zdeformowanymi wizjami (bądź ich strzępkami); unoszą się one w jego głowie tak długo, aż się nimi nie stanie - zanurza się w nich cały, przesiąka do ostatniego włókna myśli. Zaczyna mu brakować tchu, bo przez ten krótki czas, będący również całą wiecznością, nie oddycha; puste oczy pełne są tego, czego zobaczyć nigdy nie powinny - a potem zderza się z rzeczywistością, gwałtownie wynurza się ze snu, zaczerpując haust powietrza, trzęsie się jak w febrycznym szale, niczym tonący chwyta się kurczowo, w żelaznym uścisku, najbliższej stałej.
Do tego nie można się chyba przyzwyczaić. A przynajmniej on nie potrafi. Za każdym razem jest tak samo zdezorientowany, powrót do codzienności zajmuje mu sporo czasu (im bardziej wyczerpujący psychicznie sen, im zachłanniej skosztował towarzyszących mu emocji, tym więcej uderzeń serca potrzeba, by powróciło do swojego normalnego rytmu).
Pozwala, by woda niosła go ze sobą, nauczył się już, że opór w tym przypadku nie ma najmniejszego sensu; gdy zaczyna się jej przeciwstawiać, tonie raz za razem, od nowa, bez końca. Nie ma tyle siły, by wyrwać się ze śliskich okowów przeznaczenia, poddaje się mu całkowicie bez słowa sprzeciwu. Ochrypłym głosem milczy głucho - jego podwodnych krzyków i tak nikt nie usłyszy.

Śnienie jest darem, przekleństwem, nie ma początku, woda była z nim zawsze. Patrzyła jego oczami, uśmiechała się poszarzałymi z zimna ustami, nasłuchiwała szmeru przyszłości.

Zielone oczy matki z uwagą przypatrywały mu się, gdy opowiadał o sennych powidokach; ona sama zadawała coraz więcej pytań, nie udzielając chłopcu żadnych odpowiedzi. Jeszcze. Z czasem wszystko się zmieniło, cichy szept w cieniu samotnego czardrzewa opowiadał o Pierwszych Ludziach i snach zsyłanych przez bogów lasów. Dorzeczanka śniła je nawet na Szczypcowej Wyspie, tak daleko od swego rodzinnego domu; śniła je z synem, choć w fiolecie jego oczu zieleń zdawała się być tylko refleksem, grą światła.

Nikt go do tego nie przygotował.
Wyobraź sobie, że zanurzasz głowę w wodzie, wszystko cichnie; otwierasz oczy, widzisz podwodną mozaikę za mgłą - tak wyglądał jego pierwszy sen. Tej mgły było w nim dużo, za dużo - lepkiej, nieprzyjemnej, złowieszczej. Otchłań czerni. Nie słyszał niczego - ale czuł zbyt wiele, głównie strach.
Tylko srebrzyste smugi się poruszały, wszystko inne trwało w bezruchu. Zaatakował go huragan emocji, uczuć, był w potrzasku, w labiryncie nieznanego mu miasta cieni spalających się w południowym Słońcu. Po przeświadczeniu, że gdzieś musi znajdować się wyjście, nie pozostało już nic
- dotarł do tego miejsca kilka lat później, wraz z Młodym Smokiem i u jego boku.
We śnie słyszał tylko trzepot skrzydeł i ryk potężnej bestii, płynne srebro rozlewające się na niebie. Smok zniknął w gąszczu cieni.
Zostały jedynie te ciemne emocje, skłębione w sercu, oplatające je jak bluszcz, który równocześnie wykorzenił z przedsionków i komór nadzieję - ta odeszła pierwsza, nie ostatnia, jak zwykli bezrefleksyjnie powtarzać starcy.
Nie potrafił wyrzucić tego obrazu ze swojej głowy, stadium rozkładu duszy, umierania - sekunda po rozwleczonej do skostniałej wieczności sekundzie.
Dorne było ich przekleństwem.
Zobaczył to we śnie.
Sen, nim stał się rzeczywistością, był koszmarem.
Ten i niemal każdy następny.
Zazwyczaj sączy się z nich śmierć. Cierpienie. Czyjś ból.
Uodpornił się na widok rozbebeszonych ciał. Umarłych dusz. Obumierających spojrzeń.

Ale wcześniej, nim zielone sny nabrały kształtów, przez osiem lat swojego życia był dziedzicem Celtigarów, nim lord doczekał się syna. To do edukacji Vala przykładano największą wagę, kiedy wciąż niepewne pozostawało to, czy narodzi się pierworodny wuja. Swoje rodzeństwo traktował z pobłażliwością, dystansując się od nich, akcentując na każdym kroku swoją wyższość. Był przed nimi, ponad nimi, lepszy. Na wielu polach. Silniejszy od brata nie szczędził mu wysiłku, gdy trenowali pod okiem fechtmistrza. Szczęk mieczy niósł się po wybrzeżu wraz z szumem fal. Broń trzymał w ręce tak pewnie, jakby stanowiła przedłużenie jego dłoni. Miał w sobie wężowy spryt, potrafił wybrnąć z każdej sytuacji. Już wtedy przyjmował maski, udawał kogoś, kim nie jest, dla własnej korzyści. By zdobyć czyjeś zaufanie czy wkraść się w łaski tych postawionych wyżej od niego.
Jedynie z lordem Celtigarem nigdy nie potrafił znaleźć porozumienia, ten widział w nim tylko zagrożenie. Nawet wtedy, gdy narodził się w końcu pierworodny.

Nieokrzesane, impulsywne reakcje musiały zostać utemperowane, nadmiar energii spożytkował w trakcie walk - z początku stawał przeciw swym rówieśnikom, lecz z czasem zadzierał głowę coraz wyżej, rzucając wyzwania tym, którzy mieli już więcej doświadczenia. Ślizgał się w powietrzu, zwinny, szybki, ciosy zadając z precyzją rycerza, a nie giermka. Miał do tego talent. Mówili mu to wszyscy. Mówił i Velaryon, syn Addama, wżenionego w Prunellę Celtigar. Wuj, który przyjął go pod swoje skrzydła, ledwie tylko Valarr skończył czternasty dzień imienia. To na Driftmarku wyrósł na rycerza, ostrogi zdobywając niecałe cztery lata później. Tyle też czasu spędził w gościnie u Lorda Pływów, ucząc się także żeglugi i nawigowania na otwartych wodach, intuicyjnego czytania z morskich prądów, marszczeń na wodzie, które dla niewprawionego oka nie różniły się od siebie niczym.

157 lat po koronacji Zdobywcy królem został ledwie czternastoletni Daerion. Zaszczytu ślubowania mu Celtigar dostąpił niecały księżyc później, tym samym zostając jednym z najmłodszych Białych Mieczy. Był cieniem Smoka. Wiernym i oddanym, z rosnącą fascynacją śledził śmiałe działania młodzieńca. Pozwolił się omamić jego urokowi, był skłonny oddać za niego własne życie - tak, jak przysięgał. Wraz z nim przedzierał się Szlakiem Kości, naznaczając swoje ciało kolejnymi ranami, gdy walczyli zaciekle z oddziałami Dornijczyków.

Śnił o mieście cieni. Bał się klęski, zdradzieckiego ciosu, który pokona niezwyciężonego Smoka. 158-my rok jednak nadszedł, a oni wtargnęli do Słonecznej Włóczni; czterdziestu dornijskich lordów klęczało przed tym, który dokonał niemożliwego, dokańczając działa Aegona Zdobywcy.
Miast klęski - przyszło zwycięstwo. Odurzyli się nim, pewni byli, że najtrudniejsze już za nimi. Przybyli do stolicy hołubieni jak valyriańscy bogowie, na skrzydłach wiktorii.

Wrócił dla niego do czeluści dornijskiego piekła. Rzucił się do walki, osłaniając go przed najgroźniejszymi ciosami, krążąc w pobliżu, jak sęp żerował na ich wrogach, popychał ich w ramiona śmierci. Srebrne włosy skąpane były w brudzie i krwi, powyginana zbroja nosiła ślady każdego zdradzieckiego pchnięcia. Przestał lękać się o własne życie.
Liczył się tylko On.

W Czerwonej Twierdzy wiły się dornijskie węże, obłaskawione, lecz i przed nimi strzegł swego Króla. Zakładnicy nie zagwarantowali pokoju. Gdy minęło siedem lat, wtedy, w komnacie Smoka, po raz pierwszy widział Daeriona na skraju niepewności - Targaryen nie był już nadludzkim tworem, lecz człowiekiem, którego naznaczył lęk. I takiego też, pełnego wątpliwości, spoglądającego na niego w poszukiwaniu niewerbalnego potwierdzenia, pokochał najmocniej. Miłością czystą, platoniczną, nieodwzajemnioną.

Śnił o Nim. Niejednoznaczne symbole przynosiły na przemian ukojenie i trwogę.

Biała chorągiew łopotała na wietrze, gdy smocze cielsko podrygiwało w agonii. Wokół niego rozsypane na pustynnej ziemi - sześć nagich mieczy.

Gdy nadszedł dzień zdrady, widział, jak umierają. Czwórka Gwardzistów, wierna do samego końca, walcząca, choć los ich był już przesądzony. Kiedy zabili Daerona, po części umarł wraz z nimi. Z Nim.
Odrzucił miecz, wyciągając dłonie w poddańczym geście.
Zdradził i on. Okrył się hańbą.
Nie został piątym poległym. Tylko cztery ostrza broczyły we własnej krwi.

Uratował siebie ucieczką, by móc za Niego umrzeć. Wtedy, kiedy pociągnie za sobą winnych.

Mógł zginąć wtedy, u Jego boku, a wszystko byłoby prostsze. Ale wybrał drogę zemsty. Tamtego dnia, gdy sen zaczął się spełniać, przysiągł, iż zabije tych, którzy zdradzili. Tego, który zaplanował to wszystko. Księcia Dorne i jego najwierniejszych chorążych.

Wiedział, że nie ma czego szukać w Królewskiej Przystani; musiał zniknąć. Chluba, srebrzyste włosy sięgające pasa, ścięta została jednym ruchem miecza. Ciało skryły łachmany. I tylko oczy wyglądały znajomo, nic poza nimi nie przypominało Valarra z czasów, gdy w zbroi pokrytej białym płaszczem przechadzał się po królewskich włościach. Swój miecz gwardzisty również musiał zostawić na dornijskiej ziemi, zbyt charakterystyczny przyciągałby niepotrzebnie uwagę. Jako dezerter zaciągnął się na statek w Mieście Kości, opuszczając kontynent - ruszając do miejsca, w którym zaszył się na kilka miesięcy.

Dumny Tytan widoczny był już z oddali, gorejące oczy jak latarnie wskazywały drogę załodze, która zmierzała do Portu Łachmaniarza. W Braavos zniknął w tłumie, pośród mrowia osób o najróżniejszych historiach i wyglądzie nie wyróżniał się niczym. Nosił wiele imion, nigdy nie zaufał nikomu na tyle, by wyjawić swe prawdziwe. Dorabiał, przewożąc mieszkańców tętniącego życiem miasta wężową łódką, przeciskającą się pod setkami mostów w labiryncie wodnych dróg. Na czas pobytu zamieszkał w jednej z wież budynku Zatopionego Miasta, czas zaczął płynąć mu inaczej.

Wieści z odległej Królewskiej Przystani docierały do niego z opóźnieniem; nie mógł uwierzyć w to, że są prawdziwe. Że nikt nie próbował nawet pomścić Młodego Smoka. Że ciała zakładników nie zawisły na murach niewystarczająco krwiście Czerwonej Twierdzy.

Na wieść o traktacie pokojowym przeklął Baelora. I wrócił do Westeros na jednym ze statków kupieckich o charakterystycznych fioletowych żaglach - on, człowiek znikąd, wodny tancerz z cienkim, ostro zakończonym mieczem u boku.

Wiele nauczył się przez pięć dłużących się miesięcy. Niektóre z trucizn obnażyły przed nim swoje tajemnice, dowiedział się też, jak płynąć w tańcu miecza, szybko, śmiercionośnie. Nie wykorzenił jeszcze w pełni tego, co wpajano mu od dziecka, lecz zaczął wzorować się na najlepszych z pojedynkujących się na Księżycowej Sadzawce. Jednego jest pewien - nigdy więcej nie nałoży zbroi. Przysięgał nosić biel, a tej nie jest już godzien.

Kropla przeznaczenia mąci zieloną taflę, paproch przyszłości znowu wpadł mu do oka, łza zamarza na ściętym obojętnością policzku.

Pomszczę Cię.



Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Valarr Celtigar Empty
Temat: Re: Valarr Celtigar   Valarr Celtigar EmptyPią 24 Sty - 11:25




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



W Siedmiu Królestwach krzywo patrzy się na łamanie obietnic, ale te związane z pełnionym urzędem z pewnością stanowią w Westeros największą świętość. Tchórzostwo, a tym samym, której się dopuściłeś, jest może nawet gorsza od tej, na jaką porwali się południowcy - razem ze swymi braćmi oraz królem powineneś był przyozdobić dornijską ziemię swym truchłem. Wybrałeś jednak inną, naszpikowaną trudnościami drogę, która równie dobrze co spełnieniem danego słowa, może zakończyć się kolejnym złamaniem danej przysięgi.

Przyznawane atuty to:
Królewska duma
Szlachcic
Zdrajca
Tancerz ostrza

Prócz puli punktów do rozdania otrzymujesz również ostrze z Braavos o nietypowej, przynajmniej jak na westeroskie standardy, konstrukcji. Jego podstawowy współczynnik obrażeń to +17. Ponadto w Twoim ekwipunku znajdują się również szaty typa spod ciemnej gwiazdy. Może nie nadają się na salony, jednak skutecznie pozwalają wtopić się w tłum szemranych osób i dają ci +5 do rzutów na zastraszanie.

Powrót do góry Go down
 
Valarr Celtigar
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Valarr Celtigar
» Naelyer Celtigar
» Naelyer Celtigar
» Daela Celtigar
» Daela Celtigar

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: