Czuł włosie szczotki, które delikatnie prześlizgiwało się po jej złocistych głosach, z którymi próbowała uporać się jej matka. Robiła to już na tyle długo, że powinny już dawno być porządnie rozczesane, jednak jej najmłodszej córce wcale nie przeszkadzała przedłużająca się czynność, która była po prostu przyjemna.
-
Jak się dzisiaj czujesz? - zapytała w końcu królowa, na moment przerywając czynność i spoglądając w lustro, które pozwalało jej na przyjrzenie się córce.
-
Dobrze. - dziewczyna uśmiechnęła się do niej delikatnie. -
Maester powiedział, że niedługo będę mogła znowu wyjść do ogrodu. Przecież wiesz. - ciemnofioletowe spojrzenie złapało w lustrze to należące do jej matki, a zaraz potem drobną zmarszczkę, która pojawiła się na jej czole.
-
Pytałam o to jak ty się czujesz. Nie o to co mówi maester. - żachnęła się, a potem westchnęła.
-
Chciałabym... - zaczęła powoli księżniczka, łapiąc za skrawek tkaniny, by usilnie postarać się go jak najlepiej wyprostować między palcami -
zaczyna mnie męczyć siedzenie tutaj. Chciałabym już wyzdrowieć. To wszystko. - poinformowała spokojnie, uciekając spojrzeniem do wspomnianego skrawka materiału, który cały czas miętoliła. Ten drobny gest nie uciekł uwadze królowej, jednak postanowiła go zignorować, jak zawsze z resztą. Nie rozumiała, co właściwie było tak stresującego w zwykłym sprecyzowaniu swoich myśli, jednak nie zamierzała drążyć, po prostu koncentrując się na włosach.
Rhaella z jakiegoś powodu nie była w stanie powiedzieć matce, jak bardzo była zmęczona. Nie pierwszy raz była chora i od maleńkości spędzała o wiele więcej czasu w łóżku, w towarzystwie maestra i medykamentów, niż jej rodzeństwo. I nie ukrywała, przynajmniej przed sobą, że było to po prostu uciążliwe. Czuła się przez to po prostu słaba, a wymaganie opieki tylko dodatkowo wprawiało ją w melancholię. Nie chciała niepotrzebnie zaprzątać matce głowy tym bardziej, że zdawała sobie sprawę z tego, że niewiele ta była w stanie zrobić, by zadbać o to by jej pociecha nie chorowała. Oczywiście, poza zamknięciem jej w komnacie.
W końcu poczuła, jak Daenaera cofa dłonie i obchodzi krzesło, by móc przyjrzeć się córce od przodu. Ta obdarzyła ją delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechem.
-
Gotowe - powiedziała matka, poprawiając jeszcze jeden kosmyk, by wyciągnąć dłonie do dziewczyny i pociągnąć ją do siebie, by wstała z krzesła. -
Wyglądasz ślicznie. - Jej spokojny, ciepły głos przywołał kolejny blady uśmiech na ustach najmłodszej z jej latorośli, która podążyła za matką do okna, by przejrzeć się przy dziennym świetle w niewielkim lusterku. Przez dłuższą chwilę przeglądała się, udając że kontempluje pracę matki, podczas gdy jej myśli dryfowały daleko poza jej komnatą. W końcu jednak opuściła rękę, uśmiechając się do królowej o wiele weselej i cieplej.
-
Dziękuję. - odłożyła lusterko na pobliską szafkę. -
Czy... czy planujemy może tańce, z okazji jego Dnia Imienia? - zapytała wreszcie, znów palcami łapiąc za fragment ubioru.
-
Tak. - matka odpowiedziała jej z wyraźnym uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jej córka lubiła tańczyć, a także jak dobra w tym była. Lekka, niczym motyl, a przy tym pełna gracji i wdzięku. Zawsze lubiła na nią patrzeć, kiedy oddawała się tej czynności, szczególnie w momentach kiedy myślała, że była sama i poruszała się w rytm nuconych przez siebie melodii. Lady Targaryen zdawała sobie sprawę z tego, że takich chwil nie było zbyt wiele, co w pewien sposób smuciło ją niezmiernie. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że również te chwile wydawały się być tymi nielicznymi, kiedy Rhaella wydawała się na prawdę spokojna, a nie zaniepokojona własnymi wątpliwościami czy po prostu drugą osobą. Wciąż jednak w pewien sposób była z niej dumna, że była w stanie tę nerwowość kryć za fasadą pozornego opanowania.
Nigdy nie chciała się nikomu do tego przyznać, ale czuła się w pewien sposób pokrzywdzona przez los. Nie było tutaj jednak mowy o uczuciu wynikającym z zazdrości czy zawiści, a ze zwykłym poczuciem, że nie była
wystarczająco dobra. Była Targaryenką, a mimo tego nie mogła cieszyć się widokiem smoków, posiadaniem własnego, czy chociażby nieszczęsnego jaja. Oczywiście, miała złociste włosy i fioletowe oczy, urodę definitywnie odziedziczoną poprzez Valyriańską krew, jednak daleko było jej do bycia
ogniem i krwią. Ogień w jej sercu zdawał się zaledwie tlić lekko, zduszony przez częste choroby w dzieciństwie, które co prawda z wiekiem przychodziły coraz rzadziej, jednak były dla niej zawsze tak samo męczące. Krew natomiast była tylko krwią; więzami rodziny, której członkowie zdawali się mieć o wiele więcej szczęścia jak ona, jeśli chodziło o szeroko pojęte
dziedzictwo. Od małego była więc spokojna i opanowana, z czasem wykształcając w sobie pewną nerwowość, którą starała się przykryć zwykłą grą pozorów czy też pomocą maestera. Była łagodna i delikatna, chociaż rozpatrywała to raczej w kategoriach swojego przekleństwa. Matka często powtarzała jej, że miała po prostu dobre serce i że wcale nie było to oznaką jakiejkolwiek słabości. Nie mogła jednak nigdy wyzbyć się wrażenia, że świat
na zewnątrz w pewien sposób ją przeraża i przytłacza i brakuje jej kogoś, kto bez przesadnego protekcjonalizmu pokazałby jej go takim, jaki jest na prawdę.
CIEKAWOSTKI
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯✷ Popija ziołowe herbatki na uspokojenie, a przez to zna podstawowe składniki, z których się je sporządza.
✷ W ciągu ostatnich dwóch lat kilka razy towarzyszyła Shaenie podczas jej ogólnie pojętego pomagania biedocie.
besos