Share
 

 lot strzały nad bagnistym gniazdem

Go down 
AutorWiadomość
Jyana Reed
Jyana Reed
Wiek postaci : 27
Stanowisko : uzdrowicielka z mokradeł, najstarsza córka lorda Reed
Miejsce przebywania : w sercu północy
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1100-jyana-reed#8039https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1103-jyana-reed#8163https://ucztadlawron.forumpolish.com/t682-korespondencja-polnoc

lot strzały nad bagnistym gniazdem Empty
Temat: lot strzały nad bagnistym gniazdem   lot strzały nad bagnistym gniazdem EmptySob 4 Lip - 18:08


pierwszy kwartał 165
ziemie Reedów, tuż przy granicy z Dorzeczem
Dorren Stark & Jyana Reed



W moczarzyskach tonie popołudniowe światło.
W bagiennym torfie rozmywa się pas ziemi granicznej - dziś jeszcze niezadeptana pozostaje odciskiem ni jednego buta ugrzęzłego w płótnie gruntu. Żaden ślad nie naznaczyłby Północy bez wiedzy wyspiarzy, oczy skryte między drzewami śledziły linię graniczną, wypatrując tych, którzy jeno przeprawić przez mokradła się chcieli - i tych, którzy nigdy mile widziani tu nie byli. Od wieki wieków na styku ziem Dorzecza i Północy gęsto wszak od emocji, groty drewnianych strzał leśnych dzieci zwracają się ku wieżom Przeprawy, gdy z tamtej strony nadciągają ludzie tak zachłanni, że swe ręce wystawiają i w stronę bagien, chcąc wydrzeć dla siebie połacie przynależnych już leśnym bogom mokradeł.
Płaszcz sunie po mozaice rozłogów roślin, muska tylko sitowie, szeleszcząc miękkim materiałem - tak lekkim, jakby z mchu go utkały staranne, czułe dłonie. Dziś Jya nie dba o to, by pozostać nieusłyszaną, by nie zakłócać leśnego rytmu - śpieszno im do Gedeona.
Posłano po nią, gdy jeden z wartowników nie przyuważył węża wijącego się w pędach korzeni, ostre kły wbiły się w ciało na wysokości łydki, listowie zaszumiało, a po stworzeniu nie zostało już nic więcej - poza paskudną raną. Tyle jej powiedziano. Na pytanie, czy udało im się pochwycić węża, pokiwali tylko smętnie głową. Sam chłopak też nie był w stanie powiedzieć, jaki to gatunek. A tych jadowitych było na bagnach aż nadto.
Do skórzanego woreczka pospiesznie włożyła to, co przydać się jej mogło, potem łódką przeprawili się aż do miejsca, gdzie dało się już iść tylko pieszo. Minęła kolejna chwila, nim pochyliła się nad bledziutkim szatynem, a dłonie jej odgarnęły przylepione do twarzy kosmyki. Czoło wcale nie płonęło ogniem. Cicho inkantując pieśń do Leśnych Bogów zaczęła smarować gęstą maścią tuż nad jego nosem jedyną znaną jej runę - tę, która nieść miała opiekę.
Opiekę - aż do chwili wyzdrowienia, bądź, jeśli taka była wola Bogów, do momentu, gdy oczy jak tafla wody po raz ostatni odbiją świat cały, nim zmętnieją w nurcie śmierci.
Zdawał się majaczyć - pomimo tego, że nie był rozpalony; pomimo tego, iż gdy w geście wsparcia chwyciła go za dłoń, nie wyczuła wcale, by szum jego serca rozpływał się po ciele szybciej niż zwykle.
Skóra wokół dwóch nakłuć napuchła, zabarwiła się fioletem, ale nie wyciekało z niej nic, po krwi pozostały tylko dwie niewielkie stróżki, zakrzepłe już.
Nerium i ruta zmieszane w jedno miały kolor błota, napój niemal w Gedeona wmusiła, nie bacząc na to, że krzywi się i odchyla głowę. Potem jeszcze zabrała się za okład na jego nogę. Gęsta maść - ciemnozielona, ostrym zapachem drażniąca - przywarła do gęstwiny włosków, do wychudzonej łydki.
- Małe szanse, żeby pokąsał cię jadem, miałbyś już nogę twardą i szarą jak głaz, a skóra jest tylko lekko podrażniona - nie kłamała, ale i nie była wcale pewna swych słów - może to gatunek, którego nie znała, może toksyna rozchodziła się po ciele wolniej; czasem, jednak, nadzieja więcej potrafi zdziałać niż niejeden medykament.
Chłopak skinął ufnie głową, zdawał się być przerażony - to nie był jeszcze czas na niego, ale coraz mniejszych musieli posyłać, by dzierżyli w dłoniach łuki. I strzegli ich ziem. Z księżyca na księżyc świat stawał się niebezpieczniejszy.
Zerkała na niego łagodnie, upewniając się, że rozdygotanie to w istocie przestrach, a nie febr - w międzyczasie czysty liść przywarł do maści, obwiązała go zgrabnie kawałkiem płótna i powiodła wzrokiem wokół przypatrujących się temu mężów.
- Jego warta na dziś dobiegła końca, trzeba mu do izby w kranogu - musi mieć go na oku, dla pewności - na łódce najwygodniej mu będzie - zabiorą ją do Strażnicy, a...
- Zbliżają się, w barwy przeprawców ubrani, mnogo ich - cichy głos odezwał się nieopodal, niewiele starszy od Gedeona chłopiec wyłonił się zza grubego pnia drzewa. Wystarczył jeden rzut oka na dowodzącego Joraha, by zauważyć, że zaniepokoiły go te słowa. Posłał jako gońca z wieściami do lorda Strażnicy tego bystrookiego, który pierwszy wypatrzył nadciągających.
A potem posypała się seria rozkazów. Mieli nie pokazywać się wrogom i pozostać w cieniu linii lasu, zmieniać swe położenie, by ostrzegawcze strzały, posłane na jego sygnał, padały z różnych stron, pod różnym kątem - aby tamci odnieść mogli wrażenie, że wyspiarzy jest więcej znacznie.
Na razie jedna tylko strzała przelecieć miała nad bagnistą ziemią. I wbiła się nie więcej niż łokieć od niechcianego, znajdującego się na przedzie.
Posłano ostrzeżenie.
Reed powinna była zniknąć stąd jak najszybciej - ale minie chwila, nim przeniosą Gedeona do łódki, a ona chciała przyjrzeć się dorzeczaninom, zanim umknie do serca mokradeł. W powstałym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na to, że zbliża się zanadto ku granicznym drzewom.
Powrót do góry Go down
Dorren Stark
Dorren Stark
Wiek postaci : 24
Stanowisko : Wysłannik rodu Stark na królewski dwór, najmłodszy brat lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1080-dorren-stark#7791https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1084-dorren-stark#7856

lot strzały nad bagnistym gniazdem Empty
Temat: Re: lot strzały nad bagnistym gniazdem   lot strzały nad bagnistym gniazdem EmptyPią 10 Lip - 21:07

Wzrok nie dosięgał już dwóch znamienitych wież, których głęboko osadzone kamienie były wypełnione smutkiem od wielu niezmierzonych księżyców. Sam Dorren odczuwał smutek wiążący się z wolnym miejscem tuż za lordem Frey'em, którego to najstarszy syn poległ w trakcie podboju. Pomimo czasu rany wciąż piekły, a każda wolna chwila w pobliżu znamienitego mostu przywracała pamięcią do spokojniejszych czasów. Zmiany, które zaszły w trakcie podboju wciąż kiełkowały niczym ostrza róży w sercu każdego Dorzeczanina, spośród których każdy dobrze wiedział o poległym dziedzicu. Wydawało się więc, że najbardziej poprawnym rodzajem oderwania od pogrążania się w głębinach smutku będzie ucieczka w głąb dziczy. Wprawdzie dotychczas Dorren zdołał zwiedzić sporo zakątków regionu, gdzie wychowywał się przez bardzo długi czas swojego życia. Wciąż tam był, co raczej jednoznacznie wskazywało na przywiązanie do nie tylko regionu, ale i kompanów, którzy niezmiennie towarzyszyli mu w trakcie okolicznych łowów.
Tego dnia nie zapowiadało się na wielkie odstępstwo od normy, którą była zwyczajna przejażdżka po kresach Dorzecza w celu wyłapania ciekawych okazów gibkiej zwierzyny. Wiadome było, że Dorren nie specjalizował się w polowaniach, choć czerpał ogromną przyjemność z każdej możliwości wyjazdu w kierunku nieznanego. Pomimo księżyców spędzonych w podmokłym regionie, miał on wiele trudności w zapamiętaniu każdego lasu, dlatego niczym dziwnym było jego szczere zafascynowanie wyjazdem w kierunku obranym przez jednego z kompanów spośród żołnierzy lorda Frey'a, który to zajmował się kłusownictwem na zlecenie lorda. Stark dobrze wiedział, że zawsze warto było mieć przewodnika rozświetlającego zakątki drogi, której miejsce przeznaczenia nie było mu wiadomym. Pędził galopem, pracując w siodle z nieco przygarbioną posturą.
Czuł na twarzy smagający go wiatr, którego zimno zakłócało jego coraz to szybciej pracujące płuca. Dobrze wiedział, że powoli pojawiające się kropelki potu w okolicach karku zwiastowały rychłą przerwę, jednakże widząc pędzącego przewodnika przed sobą i dwóch innych kompanów, nie był w stanie się powstrzymać przed tym dziecięcym wyścigiem donikąd. Te chwile pozwalały mu zapomnieć o wszystkim, jedyne co prawdziwie się liczyło to głośno dyszący pod nim koń, którego kopyta pracowały w pocie czoła oraz jego urywany oddech, zlewający się ze świszczącym w uszach wiatrem. Czuł nieskończoność.
Wjechali na bagnisko, które diametralnie spowolniło stworzenia, zmuszając wszystkich do zaczerpnięcia głębokiego wdechu.
Szeroki uśmiech, który pojawił się na twarzy Starka odzianego w dorzeczański strój, zniknął równie szybko, jak się pojawił. Strzały puszczone w kierunku ich kierunku momentalnie zmusiły go do spięcia konia, tak samo, jak i trójkę jego towarzyszy. Byli obserwowani przez wielu mężów, co też łatwo określił przez strzały, które wyryły w bagnistym podłożu jakby granicę. Widok linii drzew, wzdłuż której w odpowiednim oddaleniu galopował, a gdzie ukrywali się szubrawcy, zmusił Starka do zmarszczenia brwi i głębokiej zadumy. Zakładał, że była to nieudana próba ataku, bo czymże innym to mogło być? Nie rozumiał, dlaczego ktoś mógłby próbować ich powstrzymywać na ziemiach lorda Frey'a. Jedynym odpowiednim wyjściem było uderzenie z innej flanki, gdzie drzewa mogłyby ich zasłaniałonić, w przeciwieństwie do tego, jak robiło to miejsce, w którym się znajdowali. W oddali usłyszał krzyki swoich towarzyszy, którzy pędzili za nim, niezrozumiale dźwięcząc w tle całego rumoru otoczenia. Wyczuwał ciężko stąpające kopyta konia, który pomimo jego ponaglających ruchów łydkami, zwalniał, ukazując przed Dorrenem obszerny skrawek rzeki. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że mogą znajdować się przy granicy, co też umiejętnie tuszował przewodnik, cały czas powtarzający, że jakiś czas temu odbili na wschód.
Widząc kończący się skrawek mokradeł i zakładając, że zwiększył się dystans między nimi a strzelającymi mężami, raptownie skręcił w stronę lasu. Zmuszając do tego swoich kompanów, którzy ustawili się po jego prawej, w pewien sposób izolując go od kierunku, z którego wcześniej poleciały strzały.
Powrót do góry Go down
 
lot strzały nad bagnistym gniazdem
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Inny jest bieg strzały, inny umysłu

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: