Share
 

 kiss me goodbye

Go down 
AutorWiadomość
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyPon 13 Lip - 13:50

24 dzień VIII księżyca

Nie powinna się aż tak przejmować pojawieniem się Lancela w swych komnatach, ale nie mogła nic poradzić na to, że troska o swoją prezencję przejmowała umysł już od najmłodszych lat; zapewne nawet do spotkania z śmierdzącymi piaskiem żmijami z Dorne pindrzyłaby się przez długie godziny. Właściwie miało to sens, swoją urodą mogłaby wywrzeć odpowiednio druzgoczące wrażenie, akcentując królewskie pochodzenie oraz wyższość nad świniopaskami. Lub nad ohydnym, prymitywnym mężczyzną, nie zasługującym na miano rycerza.
Posłaniec poinformował o prośbie lorda Lannistera już rano, podczas drugiego śniadania, które spożywała w towarzystwie matki, i zanim królewna zdołałaby wymówić się słabością, Daenara przystała na odwiedziny dziedzica Casterly Rock w gościnnej części komnat Targaryenki. Tylko miłość do matki (oraz szacunek dla rodziny) powstrzymały Erys od strącenia ze stołu zastawy, by wyrazić swoją niechęć, nie tknęła jednak ani okruszka jedzenia, dąsając się i podejmując strajk głodowy. Trwający bardzo długo, nic więc dziwnego, że gdy późnym popołudniem siedziała już na sofie w pokoiku gościnnym, wystrojona w stanowiącą już drugą skórę czerń, była zirytowana bardziej niż zwykle. Posłała także służkę po słodką bułeczkę, domagając się natychmiastowego przyniesienia; uderzyła też jedną z dwórek po wierzchu dłoni, gdy ta za mocno przeczesała srebrzyste kosmyki, chcąc ułożyć je w perfekcyjnej fali na ramionach. Zdecydowanie, głodna Haerys była Haerys wściekłą; jasnofioletowy oczy błyszczały niechętnie nawet, gdy służka w końcu przyniosła na złotym talerzyku bułeczkę polaną lukrem. Królewna od razu złapała ją w dłonie i wgryzła się w nią z lubością, choć akurat w tym momencie do pomieszczenia wmaszerował ktoś całkiem odbierający jej apetyt. Zacisnęła zęby, szybko przełykając smakołyk, po czym odłożyła go na talerzyk i wyraźnie niezadowolona poprawiła przód czarnej sukni. Nie powstała, królewny nie musiały tego robić; siedziała dalej, naburmuszona, lecz piękna, przypominająca posadzoną na kanapie lalkę, o idealnie ułożonych, srebrnych włosach, nienagannie wyprasowanej drogiej sukni i lśniących cekinami bucikach, nerwowo uderzających obcasami o dywan. - Co sprowadza cię do mnie, sir Lancelu? - spytała wspaniałomyślnie, nie patrząc jednak na młodzieńca, a w bok, na obraz wiszący nad kominkiem. Była zła, urażona, nieszczęśliwa, ale też zawstydzona tym, co niedawno uczyniła, dając porwać się ognistemu szaleństwu i złudnym marom; i obawiała się, że ten palący wstyd przebije się z spojrzenia fioletowych tęczówek. Miała nadzieję, że tego nie pamiętał.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptySro 22 Lip - 1:45

Wiedział, że od tego nie ucieknie  - ale za zezwolenie na podróż zmierzającą do odnalezienia legendarnego Jasnego Ryku oficjalne pożegnanie z królewną zdawało się raczej niewielką ceną: nawet, jeśli ta królewna była jadowitą smoczycą gotową spopielić go za nieodpowiednie spojrzenie. Nie zawiódł się, gdy w dworskim stroju minął próg komnat, do których został skierowany, dostrzegł królewnę na aksamitach... pożerającą właśnie lukrowanego pączka. Mało eleganckie zachowanie nie mogło jednak zatrzeć ogólnego wrażenia, Haerys była piękną młodą kobietą. I choć żałował, że to piękno ciała nie łączyło się ani z pięknem umysłu ani też z pięknem serca, to widok rozłożonej królewny zdawał się hipnotyzować niedoświadczone zmysły. Niezmącone wspomnieniami ostatnich wspólnych chwil, o których bynajmniej nie zapomniał. I nie zapomni nigdy.
- Wasza Książęca Wysokość, Królewno Haerys - powitał ją oficjalnie, zdając sobie sprawę z otaczających ją dwórek i służek, wobec których nie chciał - nie zamierzał - wypaść tak, jak niewątpliwie malowała go kapryśna królewna. Słowa zwieńczył ukłonem, ni głębszym, ni płytszym, od tego, jaki przystawał do okoliczności. Dopiero, kiedy się podniósł, dostrzegł, że nawet na niego nie spojrzała: gniewne iskry w jego oczach zapewne były w stanie zdradzić gamę uczuć, ale i tych dostrzec nie mogła. Nie była zainteresowana. - Twa uroda jak zwykle odbiera dech, rad jestem z naszego spotkania - Ale potrafił pohamować te emocje, ustalić nad nimi prym wychowania, które miało pozostawić odpowiednie wrażenie. Nie na Haerys, na nią było już za późno, ale na towarzyszących jej damach. Całkiem inny potrafił być niż wtedy, gdy spotykali się tylko we dwoje. - I tym mocniej ubolewam, że dziś ujrzeć mogę cię po raz ostatni, nim wspólnie złożymy śluby w sepcie. Przybyłem się pożegnać, orszak mego ojca wkrótce wyrusza na Zachód - a ja, nawet wcześniej, wybywam w swoją stronę z bratem. Podróż ma będzie daleką, ale zachowam przy sobie daną mi przed laty chustę i z jej pomocą powrócę do domu - który wówczas stanie się i twoim domem. - W trakcie, gdy mówił, niemal niedostrzegalnym krokiem przesuwał się lekko w bok, by choć częściowo natrafić sobą na linię rzucanego na boki spojrzenia królewny. Wyznania tęsknoty naprawdę dużo go kosztowały, Haerys zdążyła dać mu w kość. Do czasu, wkrótce ich role się odwrócą.
- Ufam, że obecność mojej drogiej siostry na królewskim dworze doda ci, moja pani, otuchy w te mroczne dni rozłąki. Poproszę ją, by i ciebie miała w szczególnej opiece. - Pod szczególną kontrolą? - Wiedz, że nie będzie ni dnia, w którym nie będę myślał o naszych spotkaniach w Królewskiej Przystani, o słodyczy twego głosu i dobroci twego serca. - Wszystkich spotkań, królewno. Wszystkich. Czuł, że jego szczęka się zaciska, ale sztucznie rozluźnił mięśnie. Na statki nie wpuszczano kobiet, może niektóre wspomnienia warte były pielęgnacji. - Zaszczytem byłoby móc usłyszeć z ust twoich, że i twoje myśli nie zapomną o mnie, gdy będę tak daleko stąd. - Bo już wkrótce nie będziesz miała przede mną ucieczki, królewno.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptySro 22 Lip - 9:43

Przywykła do okazywania jej szacunku, opiewania na głos uroku, nic więc dziwnego, że piękne słowa, choć padające z ust przystojnego młodzieńca o świetlanej rycerskiej przyszłości, nie robiły na niej przesadnego wrażenia. Oczywiście gdyby ich zabrakło, przeżywałaby to długimi tygodniami, oburzona brakiem manier, lecz w obecnej sytuacji ledwie je słyszała, ocierając palce z lukru haftowaną chusteczką, podaną jej przez jedną ze służek. Zaspokoiła pierwszy głód, ale dalej czuła się w towarzystwie Lancela więcej niż niekomfortowo. Po raz pierwszy w życiu żałowała, że dała się ponieść żałobie i smutkowi, że krążący w żyłach napitek zniszczył wszelkie mury zachowawczości, skazując ją na katusze wyrzutów sumienia. Pojęcie obce, niewygodne, niepasujące do rozkapryszonej królewny; znosiła to więc cierpiętniczo, zła na siebie, wściekła na Lannistera, rozgniewana właściwie na wszystko i wszystkich. Podczas powitalnej przemowy lwa z Casterly Rock fuknęła cicho na dwórkę, która podeszła, by odebrać serwetkę: odprawiła ją zniecierpliwionym gestem, dalej nerwowo uderzając obcasikami niedorzecznie drogiego - i niewygodnego - obuwia w kamienną posadzkę, jakby odmierzała słowa złotowłosego. Nie miała pojęcia, co go tutaj sprowadza, wiedziała jednak, że muszą grać w grę narzeczeństwa, odwiedzając się i deklamując okrągłe słowa. Czyniła to z heroizmem rycerzy ryzykujących życie podczas bitwy, dzielnie znosząc niewygodę, los jednak nieco zmienił jej przypuszczenia.
Słysząc o wyjeździe, nie mogła się powstrzymać - spojrzała na niego szeroko otwartymi, fioletowymi oczami, mając nadzieję, że zaskoczenie przezwycięży wstyd i żałość, nie pozwalając pokraśnieć targaryeńsko blademu licu. Rozchyliła nieco usta, zdezorientowana, z trudem przyswajająca sobie nagłą zmianę w przedślubnych przewidywaniach. Na ślicznej buzi królewny widać było dokładnie skomplikowany proces myślowy, próbę analizy, co wyprawa Lancela oznacza dla niej. W końcu - przemówiła. - Gdzie gna cię serce i rycerskie pragnienie, sir Lancelu? - spytała typowo pięknymi, eleganckimi słowy, trochę podejrzliwie, chcąc poznać jak najwięcej szczegółów. - Daleka podróż - brzmi to bardzo czasochłonnie. Czy w związku z tym zranisz me niecierpliwe serce dłuższym oczekiwaniem na najszczęśliwszy dla mnie dzień, gdy słońce powita mnie po raz pierwszy jako twoją umiłowaną, przyrzeczoną przed Siedmiu, żonę? - kontynuowała powoli, pewna, że zgromadzone pod ścianą dwórki zapłaczą z wzruszenia. Zerknęła na nie kątem oka, pozwalając im na zachwyt romantyzmem Targaryenki, po czym zdecydowanym gestem odprawiła je, by w pomieszczeniu została tylko ich dwójka. Oraz zaufana służka, gotowa podnosić, przynosić, odnosić i służyć w inne sposoby królewnie i jej gościowi. Odprowadziła je wzrokiem, próbując powstrzymać galop myśli. Wyjeżdżał: gdzie, po co, na jak długo? Czy powinna się cieszyć, pełna nadziei, że zginie w czasie podróży, czy raczej martwić, co też motywowało rycerskim wyjazdem?
Zaciekawienie na moment ustąpiło wstydowi i powracającej złości; spłoniła się, nerwowo poprawiając przód sukienki. Wyłapała sugestię z przepięknej mowy Lancela, ale musiała udawać, że nic się przecież nie wydarzyło; że był to tylko zły sen. - Mój dom to cała Korona, którą ma rodzina włada z troską i mądrością - skupiła się na innych słowach, ale sugestia Lannistera wyraźnie ją poruszyła, wybijając z rytmu. Znów uderzyła bucikami o posadzkę i brzeg szezlongu, dzielnie spoglądając w szmaragdowe oczy Lwa. Piękne, lecz jadowite. Prześladujące ją w koszmarach. - Oczywiście, sir Lancelu, myślę o tobie ciągle i jestem pewna, że nie przestanę, aż do dnia twojej śmierci - wyartykułowała, mając nadzieję, że w jej głosie wybrzmiewa smocza groźba a nie złośliwy acz niegroźny pisk wystraszonej jaszczurki.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptySro 22 Lip - 12:29

I wreszcie: spojrzała na niego. Jej fioletowe oczy budziły w nim wstręt i pożądanie zarazem, królewna Haerys doprowadzała go do granic wytrzymałości, sądziła, że jej pozycja mieści się gdzieś ponad nim, zamknięta w złotej klatce pałacowych wyobrażeń. Tak bardzo się myliła. Wpatrując się w nią w tym momencie - czuł gniew. I moc wyobrażeń, jak bardzo królewna zmieni ton, kiedy zamieszka już na Skale. Bezpieczny kokon potężnych krewnych stanie się równie daleki, jak daleka stawała się smocza potęga potomków Aegona Zdobywcy. Więź łącząca ją ze stolicą, z królem, królową, pozostanie silna - czyniąc z Lannisterów bliskich sojuszników Korony, co otwierało przed nimi zupełnie nowe możliwości. Może jednak przeceniał własny spryt, bo tym razem niecnego fortelu królewny nie przejrzał, nie pojmując zamiarów skrywających się za słodkim słowem: pewien, że cel wyprawy wprawi królewnę w zachwyt, jak wielu znała mężów, którzy zdołali wybrać się tak daleko?
- Wyruszam z ojcowskim poselstwem - konieczność odbudowy zachodniej floty, niegdyś tak imponującej, nie była dla nikogo w Siedmiu Królestwach żadną tajemnicą, wciąż podnosili się po pirackiej inwazji ludu żelaznych ludzi. Ale niedookreślenie celu brzmiało bardziej tajemniczo i poważniej, nawet jeśli misja ratowania Lannisportu opiewała przecież heroizmem sama w sobie. Nic to, że tak naprawdę była tylko wymówką, że obmyślona została jako pretekst faktycznej wyprawy, która początkowo miała zaprowadzić ich aż na Dymiące Morze, ale zmieniła trasę na znacznie krótszą - na Stopnie. O tym powiedzieć królewnie już nie mógł - miała zdecydowanie zbyt długi język, zaś poszukiwania starożytnego artefaktu musiały pozostać absolutną tajemnicą. - W podróż aż za Wąskie Morze, gdzie wciąż kwitnie spuścizna twojej ojczyzny, królewno. Zapłyniemy do Wolnych Miast. Zapewne do Volantis, Pierwszej Córy Valyrii. - Bliżej, niż twojej ojczyzny, niżeli ty byłaś kiedykolwiek. - Wyprawa nie będzie bezpieczna, ale myśl o tobie i twoim uczuciu, a także o przyszłości, która nas połączy, pozwoli mi wrócić cało bezpiecznie - zapewnił, i choć z zewnątrz winno zostać to odczytane jako wyznanie oddania, tęsknoty i miłości wiernego narzeczonego, w rzeczy samej była to groźba. Nie spocznie, póki nie odda jej tych wszystkich upokorzeń. - Nie śmiałbym zmuszać cię do czekania, Wasza Wysokość. Choć podróż zajmie kilka miesięcy, wyruszymy już na dniach, zdążymy powrócić na szczęśliwy dzień w chwale - zapewnił ją bez zająknięcia, z lekko wykrzywionym kącikiem ust, który dostrzegalny był może przez chwilę. Powaga wnet wpełzła na jego lico, gdy ukłonił się przed wychodzącymi damami, żegnając kolejno te, które rozpoznał, lub które zdawały mu się, szlachetnie urodzone, splatając dłonie z tyłu, wzmacniając tym samym wyprostowaną postawę.
- Wkrótce opuścisz Koronę, królewno - odparł spokojnie, wciąż wpatrując się w jej oczy, kiedy za damami zamknęły się drzwi; z uwagi na obecną służkę wciąż nie szalał słowem. Chciał jej przypomnieć, że Korona była tylko niewielkim nadmorskim terenem, jedną z części Siedmiu Królestw, nad którymi panowanie zapewniły im smoki. Zachód miał swoich panów. Kiedyś był królestwem, a on - on był potomkiem tych królów i zamierzał to udowodnić, odnajdując Jasny Ryk. - Każdego dnia modlę się, by za wiele lat moja śmierć uprzedziła twoją - wyznał, choć nawet nie starał się brzmieć przekonująco; zamierzał jej tylko przypomnieć, że równie dobrze to ona może odejść pierwsza - do dnia śmierci mając przy sobie tylko jego ramiona. - Żyć bez ciebie byłoby niekończącym się koszmarem, którego nie śmiałbym sobie nawet próbować wyobrażać. - zapewnił ją, dając i tym słowom wybrzmieć niewypowiedzianą i niesłyszalną dla tych, którzy nie znali natury łączącej ich relacji, groźbą. Może i była smokiem, ale smoki dawno straciły skrzydła i przestały ziać ogniem - on był lwem, a lwy wciąż miały pazury.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptySro 22 Lip - 21:26

Dyplomatyczne poselstwa interesowały ją tyle, co zeszłoroczny deszcz albo różne wojenne dyrdymały dotyczące taktyki, nie zdążyła jednak wyrazić teatralnym gestem znudzenia, bo Lancel przeszedł do konkretów. Znów - zaskakujących. Spodziewała się podróży po ziemiach Zachodu, ewentualnie wymienienia jednym tchem mieścin oraz twierdz na Ziemiach Burzy, na pewno zaś nie przewidywała zupełnie odmiennego kierunku. Pomimo geopolitycznej ignorancji nieźle znała się na historiach swych przodków, na pięknie i potędze Starej Valyrii, na odległych krainach pełnych smoczego, burzącego krew wrogów jazgotu oraz valyriańskiej melodii. Źrenice Haerys rozszerzyły się, bo Lannister z wyraźną dumą chełpił się celem podróży. Tak dalekim, obcym a jednocześnie znajomym, budzącym nawet w megalomańskiej i zapatrzonej w czubek własnego nosa królewnie poczucie tęsknoty i podekscytowania. O takich wyprawach jedynie czytała w pisanych prostym językiem księgach, wzdychając do głównych bohaterów, a potem płacząc rzewnie na scenach powrotu do domu, gdzie pokiereszowany (ale nie za bardzo, bo wciąż miał przystojne lico) heros albo rycerz brał w ramiona damę swego serca, składając na jej czole romantyczny pocałunek. Innego typu historie, o wojennych gwałtach, rozwleczonych flakach, sinych topielcach oraz wyuzdanych brankach docierały do niej echem z dalszych źródeł, mieszając w uczuciach Targaryenki jeszcze mocniej. - I jakież to poselstwo nieść będziesz w imieniu swego ojca, lorda Loreona? - spytała wyniosłym tonem, nie potrafiąc ukryć jednak zaintrygowania. Nie dyplomatycznymi zagrywkami, a celem tej egzotycznej wyprawy. Prowadzącej wprost do krain cieszących się specyficzną sławą. Bogatych, tajemniczych, nęcących, lecz Erys widziała raczej Wolne Miasta jako centrum prymitywnych rozrywek oraz niepokojących obyczajów. - I jakieś to niebezpieczeństwa mogą na ciebie tam czyhać, sir Lancelu? - kontynuowała tym samym tonem, odgarniając wystudiowanym gestem srebrzyste włosy z ramienia, by te zalśniły jeszcze piękniej. I obnażyły smukły obojczyk oraz długą szyję. A później zerknęła na niego raz jeszcze, z dziwną, ognistą smoczą złośliwością. - Me serce będzie drżeć ze strachu o twój dobrostan każdego dnia. Mam nadzieję, że Siedmiu będzie miało cię w opiece i uchroni cię od groźnych przygód oraz zboczenia z honorowej drogi rycerza. Przebywanie z wyuzdanymi ladacznicami z tamtych rejonów na pewno budzi twój wstręt i bojaźń, ale wierzę, że zdołasz wytrwać wśród dzikich ludzi o nierządnych zwyczajach - zadeklamowała śpiewnie i te słowa mogłyby wywołać poklask u świętego Baelora, ale coś w fioletowych oczach błyszczało złowrogą pogardą. Tak naprawdę życzyła mu jak najlepiej; życzyła mu, by się utopił a potem spłonął a przedtem jeszcze został rozdarty na strzępy przez dzikie zwierzęta Volantis. Zacisnęła dłonie w piąstki, próbując się uspokoić. Wyjeżdżał; to była jej szansa, szansa na to, że wcale nie wróci. Nie powinna się denerwować, wręcz przeciwnie, powinna świętować - kolejne księżyce wolności, kolejne księżyce szans na to, że nie będzie musiała założyć na siebie czerwono-złotego płaszcza Lwów z Casterly Rock.
- Korona jest wszędzie tam, gdzie władza naszego Króla, który będzie nade mną czuwał niezależnie od nazwy mego tymczasowego miejsca pobytu. Czy to Casterly Rock, czy Czerwona Twierdza - prawie weszła mu w słowo, z wygłodniałego nadąsania zwinnie przechodząc do marudnej złośliwości. - Nasze modlitwy są więc tożsame, a nasze serca biją jednym rytmem- dodała bliska zjadliwego uśmiechu; niech ginie, niech zapłaci za to, co jej uczynił. I do czego ją sprowokował. Znów spąsowiała, instynktownie splatając przed sobą dłonie nieco nerwowo, na kolanach, kontynuując łypanie na stojącego naprzeciw niej Lancela niczym jaszczurka z przesadnie rozbuchanym ego, pragnąca wbić tyle szpileczek, ile tylko zdoła.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyCzw 23 Lip - 14:31

Pytanie i zaintrygowanie w oczach królewny ofiarowało mu pewną satysfakcję. Oczywiście, że była ciekawa - tak daleka podróż nie zdarzała się codziennie, w tak daleką podróż wypływało niewielu i wreszcie tak daleka podróż musiała nieść moc niezwykłych przygód, takich jak w rycerskich eposach; od momentu wyrażenia ojcowskiej zgody Lancel pogrążał się w fantazjach tego, co może czekać ich za morzem. Nigdy nawet nie widział Dorne, wielobarwny świat pustyni w jego wyobraźni wywoływał przepiękne obrazy, które - nie mógł się doczekać - pragnął ujrzeć. Podsycenie wyobraźni Haerys miało jednak pozostać niezaspokojone - może dzięki temu jej myśli rzeczywiście będą przy nim.
- Daruj, królewno, ale to sprawy wysokiej wagi. Nie dla twoich uszu - oznajmił ze spokojem, nic to, że cel ich podróży zasadniczo nie był żadną tajemnicą, że wieści prędzej czy później dotrą do jej uszu, jeśli tylko zechce się nimi zainteresować, i że w zasadzie nie mógł zaszkodzić podróży mówiąc prawdę - przynajmniej nie prawdę tę, którą poznał ojciec. Chciał jednak podkreślić istotność swojej podróży - i siebie - ponad rozkapryszoną królewnę. Ojcowskie polecenie - trochę wymuszone opowieścią o prądach morskich Castera, po wysłuchaniu której każdy w znudzeniu zgodziłby się na wszystko - pozostawało sprawami Zachodu. Przy Haerys lubił to podkreślać - z czystej przekory wobec jej wyniosłości. Wcale nie miał obowiązku jej tego wyznawać, zatem nie zamierzał. - Od piratów, przez sztormy, na morskich bestiach skończywszy. Stoczę wiele strasznych bojów, jeden krwawszy od drugiego - oznajmił z powagą, choć w rzeczy samej niebezpieczeństwa upatrywał tylko w pierwszej części swoich wypowiedzi - dalsze miały się nie zdarzyć. Wciąż nie był pewien, co myśleć o Stopniach - ale wiedział, że kości zostały rzucone, a postanowienia powzięte, nie cofną się już teraz. - Ale nie lękaj się o me zdrowie, królewno, sprostam wszystkiemu, co mnie spotka i powrócę do ciebie godny twego uczucia jak nigdy wcześniej - dodał z arogancką pewnością siebie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jakim uczuciem darzy go w rzeczywistości, po części mimowolnie chcąc wywrzeć na niej wrażenie i popisać się męstwem, po części zaprzeczyć temu, co zastygło między nimi niedopowiedzianego. Oczywiście, że przetrwa. Przetrwa i wróci.
Nie mógł zostawić Skały.
Przełknął ślinę, spoglądając na jej wyeksponowaną szyję, obojczyk, zastanawiając się, czy robiła to specjalnie, czy te gesty przychodziły jej z naturalną lekkością i bez namysłu, skórę miała jak alabaster, a srebrzyste włosy jedynie podkreślały jej smukłość. Zewnętrzne piękno królewny nieprzerwanie robiło na nim wrażenie - złapał się na zbyt długim przyglądaniu się odsłoniętemu miejscu; mniej więcej w momencie, w którym zarzuciła mu przyszłą nieobyczajność. Wpierw otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, zdołał to uczynić dopiero za drugim razem.
- Volantis niesie dziedzictwo twoich przodków, Wasza Wysokość - odparł, na wbitą szpilę odpowiadając własną; kogo właściwie nazywała wyuzdaną ladacznicą, a kogo dzikusem? - we fiołkowych oczach tamtejszych kobiet będę w stanie dostrzec wyłącznie zwierciadła twoich oczu, królewno. Nigdy nie pozwoliłoby mi to zboczyć ze ścieżki, którą pobłogosławiło przede mną Siedmiu - Bo czyż sama myśl o królewnie nie powinna budzić odrazy? Powinna, ale nie budziła - jej ciało kusiło niezmiennie, wypachnione, wypielęgnowane, rozłożone na szezlongu niby wybitne dzieło sztuki. Ogarniała go frustracja. - Myślą przez cały ten czas będę przy tobie - a twoje myśli będą mnie chronić, bo prócz własnego sztandaru nieść będę twoją chustę - wydeklamował bez zająknięcia, choć trochę go to kosztowało; głos tłumiły zaciśnięte zęby.
- Z pewnością, królewno - Twój brat nie wychodzi z septu, trudno stwierdzić, czy właściwie wie, czym jest Zachód; sprzedał cię za złoto, którym obsypie septonów i za które zbuduje wielki jak sama Czerwona Twierdza sept. Powiódł spojrzeniem za służką, wiedząc, że nie mógł wypowiedzieć tych słów na głos, musiał okrasić je wpierw słodyczą, które rozproszą nieco ich pierwotny sens. - Los obdarzył nas wyjątkowym władcą, który ponad ludzkie waśnie ceni sobie błogosławieństwo absolutu. Bogowie mają go w opiece, a on pełni ich wolę, skupiając uwagę na tych, którzy potrzebują jej najmocniej. Szczęśliwe nadeszły czasy, gdy najbiedniejsi zostali dostrzeżeni przez potężnego i dobrego władcę. - Najubożsi - i tylko oni. W imię pokoju gotów był sprzedać wrogowi własną siostrę. - Z pewnością docenia pomoc, którą im ofiarujesz z dobroci własnego serca - przypomniał, doskonale wiedząc, że bynajmniej nie zamierzała wykonać jego polecenia w wełnianym przebraniu septy, które jej zaproponował. Bogom dzięki - niech królewska godność trwa chociaż iluzją.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyPią 24 Lip - 10:02

Poczuła się niezmiernie urażona. Zmrużyła oczy w wąskie szparki i wydęła usta, aż kości policzkowe uwypukliły się nienaturalnie. Na Siedmiu, była królewną, siostrą byłego króla i siostrą obecnego władcy oraz jego małżonki, a byle rycerz śmiał zatajać przed nią sekrety. Prychnęła pod nosem, obrażona, wahając się pomiędzy ukaraniem Lannistera absolutną obojętnością a wyzłośliwianiem się i domaganiem wyznania prawdy. Nie była to łatwa decyzja, mimo wszystko ciekawość paliła ją od wewnątrz: przywykła do otrzymywania wszystkiego na tacy, więc gdy odmawiano jej jakichkolwiek wieści - nawet obiektywnie mało ją interesujących - wściekała się niepomiernie. - Jestem Targaryenką, krwią z krwi twego króla. Nie możesz mieć przede mną tajemnic. A sprawy wysokiej wagi dotyczą spraw Siedmiu Królestw, więc jak najbardziej przeznaczone są dla mych uszu - wycedziła urażonym tonem, spoglądając na niego wyczekująco, z twarzą zaostrzoną i prawie gadzią przez intensywne dąsy. Zirytował ją niepomiernie, ale musiała zachować klasę; naprawdę się starała, lecz Lancel sam prosił się o poznanie najbardziej smoczej wersji charakteru srebrzystowłosej. - Tyle zagrożeń, tyle trudów i znojów...Me serce drży z lęku, możesz wszak utracić życie w każdym momencie - skwitowała, słabo kryjąc ironiczny uśmieszek. Och, jakby chciała, by coś mu się stało, by uwolnił ją od ciężaru małżeńskiej odpowiedzialności. Była głupiutka, w złości nie myślała o konsekwencjach, o tym, że pozbawiona wianka znajdowała się w ciężkiej sytuacji oraz że nad jej głową wisiała groźba wyjścia za świniopasa z Dorne.
Poruszyła się na szezlongu urażona, zaplatając ręce na piersi i odwracając się ku Lancelowi profilem. Jak śmiał porównywać jej oczy do jakichś bagnistych ślepi brzydul zza morza? - Nie dostrzeżesz w nich nawet słabego echa piękna moich tęczówek. To pospolite kundlice, a barwa ich oczu przypomina raczej brudną wodę niż nieskazitelny fiolet, którym może pochwalić się tylko królewska linia - wypaliła głosem drżącym z gniewu, megalomańskim, dalej z ustami zwiniętymi w nadąsany dziubek. - Zresztą czy rycerzowi wypada znajdować się tak blisko pohańbionych kobiet, by dostrzegać ich oczy? To urąga godności męża wysokiego stanu - dorzuciła, unosząc podbródek jeszcze wyżej i uderzając obcasami o brzeg szezlongu w geście zdenerwowania. Lancel posiadł zadziwiającą zdolność doprowadzania jej do szału bardziej nawet niźli nieudana fryzura, szorstki materiał sukni, brzydka pogoda albo niesmaczne owoce na mającym już dwie godziny ciastku. - Oprócz najbiedniejszych dba też o swą rodzinę. O królewską krew, nieskazitelną, silną, niedługo przywracającą smoki do życia! - kontynuowała wojowniczym tonem. - I jeśli cokolwiek by mi zagrażało, ruszyłby z całym wojskiem podbić ziemię tego, kto odważył się mnie skrzywdzić - dodała przestrzegającym tonem, naiwnie przekonana, że gdy tylko zapłacze Baelorowi albo wyśle smutny list, ten ruszy z całą armią - czyją, Haerys, czyją? - na Casterly Rock, odbijając ją z rąk wroga o złotych włosach, przystojnym licu i szmaragdowych oczach.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyPon 27 Lip - 0:23

Wściekłość, jaka objawiła się na licu młodej królewny, wprawiła go w niesłychanie dobry nastrój; miał nadzieję ją zirytować, ale po prawdzie nie sądził, że pójdzie to tak łatwo. Na jego ustach objawił się uśmiech, łagodny, spokojny, niby przepraszający, ale tak naprawdę pełen rozkosznej satysfakcji. Nie, królewna nie mogła oczekiwać od niego wyznania prawdy i nie zamierzał też tej prawdy wyznawać - niezależnie od tego, że usłyszeć ją mogła od każdego kamienia; pewien był, że o ich rozmowie z ojcem wiedziała już połowa Królewskiej Przystani. Przynajmniej w części, która był zainteresowana. Nie przeszkadzało mu to właściwie - wieści o tym, że Zachód rósł w siłę i starał się o odbudowę zrujnowanej plany, nawet przedwczesne, zdawały się stawiać ich w dobrym świetle. Ukłonił się przed nią, płytko, w przepraszającym geście.
- Gdzie wasz smok, Wasza Wysokość? - wymsknęło mu się mimo woli, spomiędzy zaciśniętych szczęk, gdy przywołała swoje rodowe dziedzictwo. Tak naprawdę nosila je dumnie i nosiła je w całości, aparycja w połączeniu z szalonym umysłem nie mogły budzić żadnych wątpliwości co do pochodzenia królewny. Będzie musiał utemperować nieco jej charakter na Skale, nim poznają ją możni Zachodu: być może w Królewskiej Przystani tolerowano jej wybryki, ale Casterly Rock wymagało pani, która spełni oczekiwania swojego ludu. - Niewątpliwie masz słuszność, królewno, w twoich żyłach płynie ta sama krew, co krew Jego Wysokości. Nie jesteś jednak, moja pani, jak mniemam królem, bo pewien jestem całkowicie, że przed paroma tygodniami to skronie twojego brata przyozdobił zielony wieniec - Czymże był król bez prawdziwej korony? Kwiaty we włosach dodawały mu tylko śmieszności, nie omieszkał tego wytknąć - Haerys wszak nade wszystko kochała klejnoty i rzeczy piękne. Na głos jednak nie śmiał ocenić królewskiej kreacji, pozostając na relacjonowaniu faktów, z którymi nikt nie mógł się sprzeczać. - Te sprawy dotyczą Zachodu, ale rad jestem, że tak ci śpieszno do poznania sekretów mych ziem - zakończył arogancko, z dłońmi wciąż splecionymi z tyłu, jakby zdawał przed nią żołnierski raport. Dostrzegł jej uśmieszek, na widok którego mina mu nieco zrzedła - ale odpowiedź na jej słowa przygotował szybko, bo rozsądku miał wystarczająco mało, by lęku zanadto nie czuć:
- Niech twoje serce drży tylko tęsknotą, królewno. Powrócę - obiecał, tonem, z którego mogła odczytać groźbę.
- Brudna woda nie ma fioletowego odcienia - wtrącił w jej słowa, wyginając lekko w górę kącik ust na określenie kundlice. Sama była małą wstrętną suką. - Opowiem ci, kiedy powrócę, jakie barwy przyszło mi ujrzeć. Minęło wiele lat, odkąd na naszych ziemiach stanął twój przodek, pani, Aegon Zdobywca. Od tamtego czasu nie raz zdarzyło wam się rozrzedzić valyriańską krew. Z pewnością to, co widzisz w zwierciadle dzisiaj, nie jest równe temu, jak przed wieloma laty wyglądały twoje prababki - objaśnił, ledwie cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Nawet nie wiedział, czy miał rację - słuchał Castera piąte przez dziesiąte, kiedy o tym opowiadał. Ale prawda miała dzisiaj znacznie mniejsze znaczenie niż wygrana tej bezdusznej słownej wojny. - Rycerz ślubuje chronić kobiety niezależnie od stanu, z którego się wywodzą, moja pani - dodał, unosząc ku niej spojrzenie - przepełnione arogancją i młodzieńczą butą. Ostrzegawcze.
- Rzeczywiście - przyznał, tym samym tonem - Jego Wysokość ponad wszystko stawia rodzinę. Nigdy nie pozwoliłby was, sióstr swoich, skrzywdzić, królewno. Właśnie dlatego zapewnił bezpieczeństwo najmłodszej z was - mała Rhaella, żona księcia Morsa. Było w tym coś obrzydliwego. W myślach usprawiedliwiał Baelora, sądząc, że ten idiota zwyczajnie nie wiedział, skąd biorą się dzieci. - Na to właśnie liczymy - Na wsparcie Korony w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia, ale, cóż, jak przejrzeć zdążył jego ojciec: mogli się jeszcze srogo przeliczyć. Wówczas Haerys okaże się całkiem bezużyteczna. - Kości nie da się wprawić znów w życie, królewno. Szkielety, które macie, pięknie i widowiskowo zdobią wasze sale, ale nigdy już nie wzlecą w powietrze - wyjaśnił jej, zamierzając sprowadzić ją na ziemię; pamiętał jednak o jajach, o których wspomniała mu przy ostatniej okazji - czy naprawdę mogły wciąż istnieć?
A gdyby istniały: czy jego syn, w żyłach którego popłynie krew królewny, były zdolny nad smokiem zapanować?
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyPon 27 Lip - 12:00

Usta Haerys zacisnęły się jeszcze mocniej, w cieniutką linię, uwypuklającą łuk kupidyna tuż nad nimi. Nadąsana i wściekła: tak wyglądała przez większość czasu, co wróżyło klątwę głębokich zmarszczek już za dekadę. Tym powinna się przejmować, wyglądem; miała spędzić ten dzień na przyjemnościach - zamierzała oddalić kolejną służkę, która nie potrafiła odróżnić szarej sukni od tej o barwie hematytu - a zamiast tego musiała znosić irytujące towarzystwo Lancela. Żałowała, że pozwoliła go przyjąć; to nic, że właściwie nie miała wyjścia, lecz i tak w środku ducha była gotowa zapłakać nad swym okropnym losem. I zbierać siły na to, by utrzeć złotowłosemu nosa. - Bliżej niż ci się wydaje - odcięła się od razu, dumnie wypinając pierś do przodu. Zaakcentowaną wyraźnie zaciśniętymi nad talią ramionami oraz wycięciem dekoltu sukni. - Smoki niedługo powrócą, przefruną nad Czerwoną Twierdzą z szeroko rozpostartymi skrzydłami, swym cieniem przerażając wrogów i dodając otuchy wiernym sojusznikom Targaryenów. Wystarczy tylko je wykluć i.... - perorowała dalej, natchniona, a fioletowe oczy zabłysły czymś więcej niż gniewem: prawdziwą, majestatyczną dumą. Szybko jednak zorientowała się, że powiedziała za dużo, nie przywiązała do tego jednak przesadnej wagi, kończąc podniosłą wypowiedź kolejnym prychnięciem. Zapowiadającym wybuch rozkapryszenia
- Po prostu masz się mnie słuchać. Jesteś rycerzem a ja królewną. Masz spełniać moje zachcianki, okazywać szacunek i robić wszystko, bym była zadowolona! - wyrzuciła z siebie, podrywając się nagle z sofy, aż tiulowy dół sukni owinął się wokół długich nóg i podfrunął do góry niczym chmurka. Buciki uderzyły o podłogę, najpierw z powodu podskoku, a potem: rozjuszonego tupnięcia. W tej krótkiej wypowiedzi przekazała całą prawdę, na której została wychowana. Tak miało wyglądać jej życie, tak wyglądało jej życie, dopóki Lannister nie zniszczył tej ułudy. Miała nadzieję, że szczeznie podczas tej podróży: będzie wypatrywała z niecierpliwością listu, lecz nie tego informującego o dobrym zdrowiu narzeczonego, a pergaminu obciążonego żałobną wstęgą z okrutnymi, żałobnymi wieściami. O tak, to byłoby wręcz wspaniałe. W swym zapatrzeniu obawiała się tylko tego, że przylgnie do niej jakiś smętny przydomek: Wdowia Królewna albo Żałobna Królewna. To się jej nie podobało, liczyła więc, że sprawa jakoś rozejdzie się po kościach...Kościach Lancela. Zazwyczaj obrzydzały ją szkielety, bała się takich rycin, lecz była przecież odważna i mogła wyobrazić sobie stojącego przed nią z aroganckim uśmiechem mężczyznę jako zbiór białych kości. - Nie obchodzą mnie sekrety, Czerwona Twierdza skrywa ich więcej i są znacznie ciekawsze od jakichś tam nudnych poselstw - dorzuciła jeszcze, powstrzymując się od ponownego tupnięcia nogą. Rozjuszenie gnało ją naprzód, by kopnąć Lannistera w kostkę, ale wiedziała, że tak nie wypada: odwróciła się więc niezwykle gwałtownie na pięcie, aż srebrzyste końcówki włosów musnęły pierś Lancela, po czym dramatycznym krokiem - z wyszkolonym ruchem krągłych bioder - ruszyła w stronę otwartego na oścież okna prowadzącego na taras. - Waż na swe słowa, rycerzu. Obrażając moich przodków wypisujesz na siebie wyrok śmierci. Królewska krew jest we mnie silna, inne gałęzie zostały odcięte od władzy i przywilejów, są nieistotne, są nieistniejące - przestrzegła go zaskakująco logicznie, rzucając wrogie spojrzenie przez ramię. Obrzydliwy. Co on w ogóle insynuował? Potem przystanęła w obramowaniu kamiennych drzwi, wyprostowana, dumnie wpatrzona w prawie uginające się pod kwiatami balustrady. - Wyglądam lepiej niż moje prababki - dodała jeszcze buntowniczo, odgarniając na plecy nieco już rozczochrane gwałtownymi reakcjami włosy. Wzruszyła ramionami, słysząc ostrzegawcze słowa o dbaniu o kobiety. Oburzające. Na usta cisnęły się zjadliwe słowa, ale powstrzymała je - cóż za wyczyn - bo łatwiej było jej nad sobą zapanować, gdy nie musiała patrzeć na postawną sylwetkę rycerza, jego uśmiech, jego oczy, jego złociste włosy. Był taki piękny - i tak bardzo go nienawidziła. - Rhaella pozostaje w domu i nie wiadomo, czy będzie musiała udać się w piaski pustyni - ucięła zdenerwowana, już nawet nie dbając o pozory uprzejmości. Chłodne powietrze z zewnątrz nieco studziło mordercze zapały; przymknęła oczy, wystawiając twarz na przyjemną bryzę - ta strona Twierdzy wychodziła na piękne wzgórza po drugiej stronie wody, nie na brudne miasto. - Nic nie wiesz. Ani o smokach, ani o Targaryenach, ani o mnie - powiedziała po dłuższej chwili milczenia, ciszej, wyniośle, już nie brzmiąc jak bliska histerii dziewczynka...a przebrana za dorosłą kobietę panienka, naśladująca manierę przemawiania Królowej Matki. - Czy to wszystko, sir Lancelu? Możemy uznać pożegnanie za zakończone? - spytała niecierpliwie, nadąsana, dalej stojąc do niego plecami, tak, jakby pozbawienie widoku rycerza usuwało wszelkie problemy, trudne emocje i koszmary z nim związane.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyPon 3 Sie - 13:12

Wystarczy je tylko wykluć. Królewna nie pierwszy raz sugerowała, że w rękach Targaryenów wciąż znajdowały się niebywałe skarby; smok był zagrożeniem - tak długo, jak długo nie przyjdzie na świat jego syn, który będzie w stanie samemu zapanować nad smokiem. Dosiąść stworzenia. Które wyginęło jeszcze nim on przyszedł na świat, czy nie myślał o mrzonkach? A czy nie karmił się nimi całe życie? Haerys była szalona, jej słowa puste, ale czasem nawet w szaleństwie tkwiła metoda - byłby głupcem, gdyby choć nie spróbował skorzystać z okazji - i po nią sięgnąć. Podobał mu się sposób, w jaki przemawiała - potrafiła choć sprawić wrażenie kogoś, kto urodził się, by władać. Wielka szkoda, że otwierała przy tym buzię, słowem psuła całe wrażenie. Jej suknie opinała ciało w sposób, którego nie potrafił, nie był w stanie i w zasadzie wcale nie chciał przeoczyć - odejmując wzrok od jej lica, a ściągając go ku haftowanym liniom jej talii i głębokiego dekoltu.
- To z pewnością drobiazg, królewno. Wykluć smocze jaja bez smoczycy to jak kichnąć - nic trudnego - odparł na jej słowa, nie zdradzając ni gestem żywszego zainteresowania, choć poruszony - obrażony - ton głosu musiał przebić się przez pozorną obojętność. Nie spodziewał się, że królewna w ogóle zrozumie, że w tym momencie ironizował. Zwykle nie rozumiała.
- Czy nie robię tego, moja pani? Jeśli sprzeciwiłem ci się choć raz, nie spełniłem twego życzenia, proszę o twoje wybaczenie, kierowała mną wyłącznie lekkomyślność - Słowa ledwie wycedził przez zaciśnięte szczęki, w rzeczy samej odkąd był w Królewskiej Przystani bardzo się starał, by była przy tym zadowolona. - Wolę mojego ojca pozwolę sobie zachować jednak dla siebie - Wszak odpowiadał on tylko przed królem, nie miało dla niego większego znaczenia, że królewna tak łatwo mogła powziąć te informacje z innego źródła - w dzisiejszej próbie sił nie zamierzał jej ustąpić. Czas najwyższy, by pojęła, że jej mąż nie był - przynajmniej w jego własnym mniemaniu - wymoczkiem. - Mówią, że złość piękności szkodzi - Podszedł pół kroku, wysunąwszy dłoń, gotów pomóć zachować jej równowagę, gdyby rozjuszone tupnięcie ja z niej wytrąciło; niewygodne buciki pewnie nie pomagały. - Nie nadymaj policzków, pani, mój maester zwykł mawiać, że mogą się w ten sposób odkształcić już na zawsze - oznajmił z udawaną powagą, ściszonym głosem, jakby zdradzał jej sekret znacznie ważniejszy od tego, który zdecydował się ukryć. Tajemny sekret wiecznego piękna. - Doprawdy? -  Z niedowierzaniem, aroganckim uśmiechem, pozwolił sobie unieść brwi wyżej, kiedy postąpiła w jego kierunku kilka kroków zmrużył oczy, gotów na odparcie ataku, czy to słownego, czy fizycznego. Nie drgnął jednak - żołnierskie wychowanie dało o sobie znać - gdy w ostatecznym geście królewna, zamiast się na niego rzucić niby smoczyca pikująca na zakutego w zbroję rycerza, odwróciła się zamaszyście, pozostawiając na nim jedynie jedwab srebrnych włosów i ich delikatny, przyjemny zapach. Wpierw rozchylił usta, gotów odpowiedzieć, zastanawiając się nad tym, w którym miejscu właściwie obraził jej rodzinę - ale szybko zrezygnował, pomny, że w Królewskiej Przystani ściany miały uszy i że nie mógł powiedzieć zbyt dużo. Rzecz jasna wiedział, że nikt nie skróciłby go o głowę za nazwanie babki Haerys brzydką, ale mimo wszystko nie uczynił nawet tego. Uniósł lekko rękę w geście kapitulacji, mógł ostatecznie pozwolić jej żyć w swoim świecie. Ale wtedy przestałaby nadymać policzki...
- O urodzie dobrej królowej Alysanne nie powstało wiele pięknych pieśni, pani, a w sercach poddanych to jej obraz pozostał najżywszy - wtrącił, bo choć w istocie Haerys była piękna - co było notabene jej jedyną chyba zaletą, obok pochodzenia i faktu, że pozostawała królewską siostrą - ale uroda nie była wszystkim, czym winna szczycić się królewska krew. O Alysanne krążyły legendy, jej imieniem nazywano córki, choć przeważnie nazywano ją najwyżej ładną.  - Twoje babki, pani, potrafiły zjednać sobie serca swojego ludu i to za to je pokochano - Czy potrafiła to Haerys? Na jej kolejne słowa coś błysnęło w jego oku - nie był pewien, w którym momencie słuchał jedynie majaków narzeczonej, a w którym nieopacznie zdradzała mu sekrety królestwa.
- Nie wiadomo? Jego Wysokość odwołał swoją wolę? - zapytał wprost, nie kryjąc zdziwienia - niezrażony wcale jej nieuprzejmością, niewiele sobie z niej tak naprawdę robił. Na jej kolejne oświadczenie - ruszył przed siebie, by stanąć nie za nią, nie przed nią, jak poddany, a obok niej, jako jej przyszły mąż. Dłonie z wolna przesunął na balustradę tarasu, dając morskiej bryzie pogłaskać i jego skórę - dopiero po chwili przekrzywił głowę, by odnaleźć spojrzeniem ją samą. Miała królewską manierę i naprawdę potrafiła zrobić wrażenie, kiedy tego chciała - jak sama królowa matka. To dobrze. Ludzie na Zachodzie uwierzą, że była królewną. Będą tylko musieli zadbać o to, żeby nie odzywała się zbyt często publicznie - lub zrozumiała przynajmniej podstawowe zasady.
- Wiem o tobie więcej, niż inni - przypomniał, łączył ich sekret, który nigdy nie wyszedł na świat. Który już nie wyjdzie, minęło zbyt wiele lat: choć w trakcie podróży, gdy mijał mury miasta po raz pierwszy, lękał się tego, co go tutaj zastanie, jego smoczyca nie okazała się słowna. Może się bała, a może wstydziła, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Po tym, co wydarzyło się na uczcie koronacyjnej, nikt nie przedłoży jej słowa ponad jego słowo. Nie po tylu latach. - A już wkrótce będziesz mogła liczyć tylko na mnie. Zmień ton, królewno, czas zacząć kalkulować, co opłaca ci się bardziej - Niezadowolony wyraz jego twarzy wkrótce wykrzywił uśmiech - jakby za jego słowami czaiła się niedopowiedziana groźba. - Liczyłem, moja pani, że pożegnasz się mnie pocałunkiem, który przypieczętuje łączącą nas przysięgę i osłoni mnie przed niebezpieczeństwem w dalekiej podróży - przypomniał, a wzrok jego - pozostał wyczekującym.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyPon 3 Sie - 14:18

- Jesteś niemądry, to jest szalenie trudne, nie dokonano tego od wieków- weszła mu w słowo, prychając z pogardą, zgodnie z przewidywaniami Lancela nieświadoma szytej grubymi nićmi ironii. Nikt inny na takową w towarzystwie królewny sobie nie pozwalał, czasem z szacunku i lęku przed majestatem siostry Króla, a w większości przypadków - z szacunku dla własnego czasu, bowiem odkręcanie potem swych słów zajmowało go naprawdę wiele. - Ale ja jestem smoczycą, krąży we mnie smocza krew, a moje ciało jest wystarczająco gorące, by obudzić nowe życie, ba, myślę, że już czuję je pod skorupką - ciągnęła królewskim szeptem dalej z wyższością, dumna, władcza w każdym calu wyciągniętego niczym struna ciała, pełna pasji dodającego jej specyficznej, mistycznej aury. Zaburzającej zdrowy rozsądek, zacisnęła usta, odrobinę zirytowana sama na siebie, że powiedziała zbyt wiele...Z drugiej zaś strony napełniało ją zadowolenie, że utarła Lancelowi nosa i udowodniła własną wielkość. Przynajmniej na moment, bo niestety niesamowita charyzma nie sprawiła, że Lannister zdradził sekret ojcowskiego poselstwa, ba, pozwolił sobie nawet na pohańbienie rozmowy paskudną sugestią, wyjątkowo odczytaną przez Erys poprawnie.
Zarumieniła się znów, tym razem ze złości, robiąc krok w tył, gdy ten ruszył, by jej pomóc, na ustach niosąc kolejne obrzydliwe kłamstwa oraz przekonanie o swej niewinności. - Powinieneś błagać o wybaczenie na kolanach. Odpokutować je w brudzie rynsztoka, obmywając stopy chorym na łuszczycę. A potem odzyskać choć okruch honoru służąc w Nocnej Straży, modląc się o to, by bogowie wybaczyli twój postępek i nie skazali cię na wieczne tortury - wycedziła dalej tonem nieznoszącym sprzeciwu, lecz bliższym już rozwścieczonej dziewczynie niż wyniosłej królowej. Mówiła szczerze, ba, może gdyby wtedy Lancel wykazał się wrażliwością, gdyby błagał ją o wybaczenie, gdyby wyznał swe winy, w jej młodziutkim jeszcze sercu pojawiłaby się szansa na łaskę, nawet współczucie. Tak się jednak nie stało, a serce twardniało, pokrywając się łuską, mającą ochronić Haerys przed kolejnym, tym razem śmiertelnym ciosem, zadanym przez kogoś, z kim miała spędzić resztę księżyców swego życia. - Nie wiem, jak możesz zerkać w zwierciadła i taflę wody bez ataku torsji; nie wiem, jak nie wstyd ci nosić miana rycerza - wychrypiała jeszcze ciszej, prawie zgrzytając zębami, a fioletowe oczy szkliły się od łez gniewu. Oddychała głęboko, spazmatycznie, pierś unosiła się gwałtownie; musiała się uspokoić, wiedziała o tym; odwróciła się więc, próbując zebrać myśli. - Mam więc nadzieję, że podczas wyprawy bogowie ześlą na ciebie to, na co zasługujesz, Lancelu - wygłosiła już pełnym tonem, dalej drżącym, ale pozornie zawierającym jedynie życzenia powodzenia. Wypuściła z cichym świstem powietrze, mocniej obejmując się ramionami. - Napiszę sir Loreona list i zażądam odpowiedzi. Pewnie mi przekaże więcej szczegółów niż tobie - odpyskowała głupio i naiwnie, znów wytrącona z równowagi. - I sam jesteś odkształcony - mruknęła pod nosem prawie niesłyszalnie, przejmując się jednak złośliwym przytykiem. Co, jeśli miał rację? Odruchowo rozluźniła buzię, obiecując sobie, że zaraz po wyjściu nieproszonego gościa rozkaże przygotować kąpiel oraz specjalne olejki, nawilżające i pielęgnujące valyriańsko bladą cerę.
Taką, jaką mogły się pochwalić jej protoplastki. Dalej była zbyt wściekła, by zauważyć subtelne komplementy dotyczące Alysanne. - Były piękne, ale również mądre, to oczywiste. Silne i zdecydowane. Zjednywały serca prezencją, charyzmą i urokiem. Tak, jak i ja - odparła znów z dumą, zadzierając nosa, odwrócona jednak dalej plecami, uspokajana delikatną bryzą, bawiącą się kosmykami srebrzystych włosów. Haerys nigdy nie emanowała fałszywą skromnością. Ani zdrowym rozsądkiem: owszem, Erys miejscami kochano, bo była śliczna i emocjonalna, pięknie prezentowała się też na malowidłach, a mało kto miał okazję usłyszeć, co ma do powiedzenia. Wtedy czar pryskał, lecz szczęśliwie pokazywała się motłochowi rzadko a jeśli już, to z daleka. - Słowa mojego brata wolę zachować dla siebie - odcięła się z szerokim uśmiechem, gdy Lancel spytał o decyzje króla. Aż pokraśniała z zadowolenia, dawno nie udało się jej wbić takiej ostrej szpileczki, parafrazując wcześniejsze słowa Lannistera. Chochlicza radość zmalała, gdy poczuła, że mężczyzna zbliża się do balustrady. Ramiona odruchowo zadrżały, odsunęła się też z odrazą w drugi koniec maleńkiego balkoniku, nie zaszczycając go spojrzeniem. Wzrok miała wbity przed siebie. - Co niby o mnie wiesz? - prychnęła z niechęcią, nie czując się komfortowo u jego boku, nawet jeśli wbiła się w przeciwległy bok tarasiku, ciągle z ramionami oplecionymi wokół piersi. - Zawsze będę mogła liczyć na swoją rodzinę. Tej nie zabraknie - a ciebie wkrótce może. To bardzo prawdopodobne; ta perspektywa napełnia me serce drżeniem - wygłosiła, starając się przybrać na twarzy złośliwy uśmieszek, ale niezbyt jej to wyszło, bo przypomniała sobie o nadętych policzkach. Drżenie lęku - czy drżenie radości? Odpowiedź była oczywista. Wyprostowała się jeszcze dumniej. - To zbyt odważna prośba, takie działania nie przystoją królewnie. Myślami będę przy tobie, Lancelu, to one będą czuwać nad tym, by ta podróż zakończyła się jak najszybciej - odparła oficjalnie, dworsko, dalej na niego nie patrząc, tak, jakby znów miała kilka lat i bawiła się w chowanego, pewna, że jeśli zakryje buzie dłońmi, to nikt jej nie znajdzie. Tak właściwie było, nikt nie chciał ryzykować rozpaczy przegrywającej królewny oraz jej dąsów. Liczyła, że tak będzie wyglądało całe życie - niespędzone z Lancelem, który zaraz zniknie i odejdzie, bezpowrotnie. Wolałaby pocałować żabę niż jego, naprawdę: co pokazywało skalę niechęci odczuwanej względem zbyt pewnego siebie rycerza.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyWto 4 Sie - 11:57

Przez chwilę patrzył na nią, ot tak, w milczeniu. Nie dowierzając. Że wzięła jego słowa na poważnie, że znów nie odczytała z nich ironii, choć przecież tego wszystkiego mógł się spodziewać, zawsze tak robiła. Nie dostrzegał tego przed pięcioma laty, kiedy oboje byli ledwie dziećmi, jego język był łagodniejszy, a jej brak zorientowania mniej rzucający się w oczy. Dziś - każde jej słowo wzbudzało falę sprzeciwu i niemego zapowietrzonego niedowierzania. - Niesamowite - skwitował krótko, choć nic w jego głosie nie wskazywało na faktyczny zachwyt. Głos pozostał przesiąknięty lodem. - Naprawdę? Nie miałem pojęcia - przyznał przez zaciśnięte zęby, godząc się z rolą idioty w dzisiejszym spektaklu. Zgodnie z przewidywaniami na tłumaczenie jej, że nie miał tego na myśli, żal mu było czasu. Musiał wyruszyć skompletować załogę.
- Czujesz je pod skorupką - powtórzył za nią bezwiednie, nieświadom, że jego wcześniejsze słowa mogły wreszcie dać jej do ręki zwycięstwo, którego pragnęła. - Jakie to uczucie? - zapytał po chwili zawahania, zastanawiając się, jak poprawnie ubrać wątpliwości w słowa. Chciał wyciągnąć z niej jak najwięcej - zrozumieć, o czym mówiła. Czy naprawdę była w posiadaniu smoczego jaja? Czy to mogło być w ogóle możliwe, czy królewną kierowały kolejne urojenia?
Skrzywił się z niesmakiem, był rycerzem w złotej zbroi uwielbianym przez lud - słowa królewny pozostawały pozbawione pokrycia. Nikt nie oskarżyłby o okrucieństwo, o którym wiedziała Haerys.
- Bogowie nie są sprawiedliwi, królewno - przerwał jej bez zawahania; nawet gdyby jej słowa były prawdą, gdyby ktoś je za prawdę powziął, on nie będzie ni przebywał wśród biedoty, ni odbywał służby na Murze wśród Nocnej Straży. Przyszłość Lancela miała być inna, usypana złotem i zaszczytami. - Gdyby byli, dawno zajęłabyś miejsce wśród tych chorych, trapiona okrutną łuszczycą - Szpecącą ciało, czy mogłaby być większa kara dla słodkiej Haerys? Była piękna, ale jej serce pozostawało czarne i gnijące, w niczym nie była lepsza od niego.
Nigdy nie błagał jej o wybaczenie, bo nigdy nie miał o co błagać. Tamten dzień nie przebiegł tak prosto, jak po latach mogło jej się wydawać. Ale wciąz to czuł - rozpacz mieszaną z bólem, lęk z żalem, gniew z bezradnością, nie rozumiał ni siebie ni jej. Może dlatego słowa królewny wzbierały w nim tylko złość.
- Ty potrafisz, Wasza Wysokość? - odezwał się wtem, lodowato, głosem ściszonym, gdyby ktoś zapragnął podsłuchać te słowa; głosem zajadłym, podłym i zawistnym. Stracił nad sobą panowanie - było to widoczne. - Zachowałaś się jak ladacznica, tak wtedy, jak ostatnio. Tak wcześniej, gdy brat twój pozostawał przy życiu. Nie zrzucaj na mnie własnych grzechów dlatego, że nie potrafisz sobie poradzić z własnymi - przestrzegł ją jadowicie, pozwalając ulecieć słowom z ciepłym powietrzem ze znajdujących się zbyt blisko ust. - Milcz - warknął ze złością, niby lew, ostrzegawczo - wrócę na dzień naszego ślubu, bądź gotowa. - I tej obietnicy - nie zamierzał złamać.
- Mój ojciec ma na głowie ważniejsze sprawy, niż kaprysy rozpieszczonej panny  - żachnął się, sprowokowany schodząc poziom niżej. - Ale napisz do niego koniecznie, przy okazji zapytaj, czy nasz maester posiada maści na zbyt nadęte policzki, bo na ceremonii zaślubin powinnaś prezentować się zjawiskowo - dodał, wciąż skrzywiony, szukając miejsca, w którym szpilę będzie w stanie wbić najboleśniej.
Uniósł jedną brew gdy usłyszał królewnę, nie zamierzając jednak wyprowadzać jej z błędu - tego powinna się trzymać. Ale skuteczniej, niż dotychczas.
- Co? - zapytał, niezbyt bystrze, gdy usłyszał jej parafrazę; mało kto potrafił go zdenerwować tak jak przepiękna dama jego serca. - Nic ci tak naprawdę nie powiedział - wtrącił zaraz, z zaskoczeniem, sądząc, że prosta prowokacja starczy, by wyznała prawdę. By podjęła wyznanie i przekazała mu prawdziwe słowa Baelora. Zakulisowe rozgrywki Królewskiej Przystani miały ledwie kilku graczy, ale setki obserwatorów - królewna lekkomyślnie kłapała dziobem, a on zamierzał z jej kłapania wydobyć tyle, ile mógł.
- Wiem o tobie tyle, ile sama zdążyłaś mi powiedzieć - Zielone lwie oko przyglądało się jej ze złością - mial w pamięci ich ostatnią rozmowę. Rozmowę, z ktorej tak jasno wynikała jej relacja z bratem. - Jesteś pewna, że jej nie braknie? - wycedził, ze złości - w rzeczy samej wydawało mu się to nieszczególnie prawdopodobne. Ale był zły. I chciał, zeby ona też taka była. - Twój brat narobił sobie wielu wrogów, królewno - szepnął jej do ucha, lodowato, niby lew szczerzący kły, wieńcząc słowa pocałunkiem złożonym na jej skroni - do innego zmusić jej tutaj nie mógł.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptyWto 4 Sie - 15:28

Rzuciła mu krótkie, pogardliwe spojrzenie, ślepa i głucha na lodowaty podtekst wyrazów niedowierzania. - Oczywiście, że nie miałeś pojęcia. Nie jesteś tak mądry jak twój brat - skwitowała wyniosłym tonem, na moment wyglądając prawie na zadowoloną, że udało się jej w tak wyrafinowany sposób udowodnić głupotę Lancela, a przy tym podkreślić własną, niesamowitą mądrość dotyczącą smoków. Mile połechtana oraz pewna siebie dumniej wypięła pierś; lubiła rozmawiać o sukniach, biżuterii, dworskich ploteczkach i...o tych wspaniałych stworzeniach, jedynych, które budziły w niej gorące uczucia fascynacji i troski. - Chciałbyś wiedzieć, ale nigdy nie dostąpisz zaszczytu dotknięcia smoczego jaja, poznanie aury wielkości zamkniętej pod lśniącymi łuskami dostępne jest tylko dla wybranych - ciągnęła więc prawie buntowniczo, potrząsając z powagą głową, by odrzucić na plecy srebrne kosmyki. O tak, czuła się dumna i silna, uśmiechnęła się też zwycięsko, nieświadoma, że wygrała tylko jedną potyczkę podczas tego wojennego spotkania, gdzie walczyli ze sobą na coraz ostrzejsze słowa.
Podlejsze także. W końcu na niego spojrzała, oburzona tak, że aż rozchyliła pełne usta. Czy naprawdę życzył jej łuszczycy? Po sekundzie fioletowe oczy przysłoniła firanka rzęs; zmrużyła gadzio powieki znów rozjuszona bałwochwalstwem. Już obrażanie jej, królewskiej siostry i córki, było potwornym grzechem, ale wątpienie w sprawczość oraz troskę bogów...to był zupełnie inny poziom zaślepionej głupoty oraz sprzeniewierzania się najświętszym wartościom. - Niech no tylko Król dowie się o tym, co opowiadasz o bogach. Bluźnisz! - wyrzuciła z siebie szybko, gotowa naskarżyć na Lancela o każdej porze dnia i nocy. Na myśl o tym, że ona sama mogłaby zachorować, pobladła; zrobiło się jej mdło, ale przezwyciężyła słabość, dziękując raz jeszcze w myślach swej zapobiegliwości, która ochroniła ją przed posługą wśród biedoty, do tego w szkaradnej sukni septy. - Twoje wężowe, podłe słowa nic nie wskórają, udowadniasz tylko, jakim padalcem jesteś - wysyczała, starając się nie skupiać na okrutnej wizji siebie: brzydkiej, z poszarzałą, odpadającą skórą. To było gorsze niż niewystarczająco kruchy rogalik na śniadanie, ba, gorsze nawet od za małej sukienki. - Ale wolałabym cierpieć na łuszczycę niż dotknąć cię choć jeden raz! - wysyczała, korzystając z względnej kameralności niewielkiego balkoniku, na którym się znajdowali, z dala od ewentualnych przypadkowych podsłuchiwaczy. Niestety, również Lannister zdawał sobie z tego sprawę, wyciągając najcięższe werbalne zdania.
Oczy Haerys rozszerzyły się, tak samo jak usta; znów spojrzała na niego, absolutnie zszokowana, a zaciśnięte wokół talii ręce opadły bezradnie wzdłuż ciała. Nie wierzyła w to, co usłyszała; to nie mieściło się w głowie. Nikt nigdy się tak do niej nie odezwał, nikt nie użył tak obrazoburczych głosek, nikt nie wypowiadał tak potwornej obrazy. Cofnęła się o krok, odruchowo, a z zarumienionej ze złości twarzy odpłynęły wszelkie kolory. Pobladła śmiertelnie a wargi zaczęły drżeć jak u dziecka. Już nie przejmowała się uwypukleniem policzków, ba, prawie nie słyszała kolejnych docinków, obelg i rozkazów. Odkryte ramiona pokryły się gęsią skórką, zęby uderzyły o zęby a z długich rzęs zaczęły skapywać łzy. - Nienawidzę cię! - chlipnęła tylko, roztrzęsiona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ladacznica. Nazwał ją ladacznicą. - Jesteś obrzydliwy jak śmierdząca ropucha - wydukała, ale tylko na tyle było ją stać; gdy zmniejszył dzielący ich dystans i złożył na jej czole pocałunek, z jej gardła wydarł się gulgot, a potem, rozszlochana, uderzyła go ręką na odlew, nie patrząc, czy musnęła jego twarz, ramię, czy pierś. Zapłakana wyślizgnęła się z kąta balkonu, potknęła o schodek i - łkając w niebogłosy wbiegła na środek saloniku, prawie zataczając się z rozpaczy. Na oślep pochwyciła talerzyk, na którym znajdował się przed chwilą pączek, po czym rzuciła nim w stojącego w balkonowym oknie Lancela. - Wynoś się stąd. Nie chcę cię znać. Nie chcę cię nigdy widzieć! Prędzej się zabiję niż będę żoną tak ohydnego człowieka hańbiącego miano rycerza i nazywającego mnie...sugerującego, że... - nie była w stanie kończyć zdania, zapłakana tak, że słone łzy zaczęły sklejać włosy przy policzkach. Na ślepo sięgnęła do stolika po kolejne przedmioty, rzucając z całych sił w stronę Lannistera ozdobnym wazonikiem z kwiatami a w końcu i - świeżo naostrzonym nożykiem do owoców. Obrażał ją, obrażał jej rodzinę, obrażał władcę; ile jeszcze bogowie będą przymykać oczy na zło tego mężczyzny? Przez łzy nie widziała dobrze, ale już sięgała po kolejny przedmiot, nie bacząc na to, że zapewne hałasy są dość dobrze słyszalne - i że kolejną rzeczą uderzającą w Lancela może być coś potencjalnie naprawdę niebezpiecznego. Chciała, by zniknął; by odpokutował za to, jak ją uraził. Opadała jednak z sił, ramiona wstrząsał płacz, tak silny, dziecięcy i przeraźliwie smutny, jak wtedy, gdy przed laty uciekała z opuszczonej komnaty, prawie potykając się o własne nogi, z suknią zabarwioną kroplami krwi.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye EmptySro 5 Sie - 14:39

Zbyt zainteresowany tematem, na który zaczęła kłapać paszczą, pominął właściwie drobny przytyk co do oczywistych różnic w intelekcie i oczytaniu jego oraz jego brata, z żywym zainteresowaniem przyglądając się gładkiemu licu Haerys, gdy z dumą zdradzała mu rodowe tajemnice. Powinien pomówić o tym z Casterem, z pewnością wiedział więcej - i z pewnością czytał coś o smokach. O zwyczajach Targaryenów.
- Zostałaś wybrana? - zapytał z niedowierzaniem, chcąc pociągnąć za i tak wyciągnięty język mocniej, wyczytać między wierszami tyle, ile się dało, by móc pomówić o tym w późniejszym czasie z bratem. Zaraz jednak pojął, że nie było w tym sensu - żachnął się w bok niechętnie, Haerys pozostawała przecież sobą.
- Daruj, królewno, że powezmę tak ostre słowa, ale jeszcze nie stanęłaś w panteonie Siedmiu - i jeszcze boginią nazwać cię nie można - Nie bluźnił przecież, życząc jej najgorszego, choć w tym momencie rzeczywiście życzył - mało kto tak skutecznie wyprowadzał go z równowagi, co ona.  - Nie zostało ci wiele czasu - przypomniał - Idź, idź i znajdź chorego, oddaj się i jemu, a mi już nigdy nie będziesz musiała - warknął przez zaciśnięte zęby, podobnie jak i ona korzystając z odosobnienia urokliwego balkoniku, który z dala musiał dodawać tej scenerii romantyzmu; głos mimo złości pozostawał cichy, nie był głupcem, nie kompletnym, by zdradzić się z prawdziwością uczuć odczuwanych względem Haerys. Spoglądał na nią z góry, niewzruszony, gdy wreszcie skapitulowała; znał już dobrze drżenie jej ustek, potem przychodziły płacz i rozpacz, gdy przestawała radzić sobie z nawałnicą, którą sama sprowadziła. W tym momencie gardził nią - i jej słabością, choć była przecież jeszcze niedorosłym dziewczęciem. On też był jeszcze chłopcem.
Odczuł to, kiedy dostał twarz.
Nie mógł jej przecież oddać, składał rycerskie śluby, była królewną, a jego cios zostawiłby po sobie silniejszy ślad niż czerwony odcisk, opuszczone powieki w upokorzeniu nie uniosły się przez chwilę, gdy stał przed nią, czując, jak przemyka się w bok -  dopiero po chwili rzucił się za nią, chcąc ją złapać; głównie dlatego, że niepewny był jej zamiarów, instynktownie wracając pamięcią do przeszłości, która połączyła ich na zawsze. Wtedy żałował, że jej nie złapał. I teraz też miał nie podołać.
- Ropucha ma tak wydęte policzki - zawołał za nią ze złością, szybko się uczył, zaczynał pojmować, że to właśnie urodowe przytyki potrafią wbić jej szpileczki najgłębiej. I tego właśnie chciał - zranić ją, jak ona raniła jego. Nie spodziewał się jednak, że ataki te przybiorą całkiem poważnego fizycznego wymiaru. Zdążył osłonić twarz ramieniem, gdy leżał w niego pierwszy talerzyk; roztrzaskał się o ziemię, odbijając się od jego ciała.
- Haerys, na litość Siedmiu - warknął, przekonany, że chwilowa słabość zaraz ustąpi - nie ustąpiła, ciśnięty wazon wylał mu się prosto w twarz, razem z bukietem świeżo ściętych kwiatków, fragmenty naczynia spadły mu na stopę; odczuł ból. - Haerys! - zawołał po raz drugi, gdy ciśnięty nożyk upadł mu gdzieś pod nogi. Schylił głowę, chowając ją pod ramieniem, kiedy trafił go kolejny talerzyk - a przez jego plecy przeturlał się leżący na nim pączek, który ostatecznie spadł z wąskiego balkoniku i zapewne przyozdobi czyjś odpoczynek słodyczą. Rozdarła się jego koszula. Czy uda mu się to zrzucić na karb rozpaczy za ukochanym, który zdecydował się powziąć tak daleką podróż? Pewnie mu się uda. Wyciągnął przed siebie rękę w pojednawczym geście, rozpostartą, pomiędzy jednym a drugim rzutem, gotów do kolejnego uniku - spode łba spoglądając na ozdobny pawęż zawieszony na ścianie, może w ostateczności mógł go zdjąć i ukryć się za tarczą, ale najpierw musiałby do niego dojść, a te trzaski przecież lada moment sprowadzą tu straż. Przemykał do drzwi komnaty, gdy otrzaskiwały go kolejne rzucane przedmioty. - Uspokój się! - zawołał, zbliżając się do niej kilka kroków, z czujnością kota, który spostrzegł zagrożenie - przygotowany do odpowiedniej reakcji. Wtem spostrzegł, że kopnął rzucony nożyk - łypnął na nią niebezpiecznie, ale znajdująca się w pobliżu służka powstrzymała go przed podniesieniem tylko pozornie bezpiecznego ostrza. Może gdyby ją przeprosił, karząca ręka zatrzymałaby się w pół rzutu - ale na to był zbyt dumny, wolał poświęcić tak skórę jak odzienie. - Szalona królewna - fuknął ze złością, dopadając drzwi, za którymi wnet zniknął - z głuchym trzaskiem.

/zt x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content

kiss me goodbye Empty
Temat: Re: kiss me goodbye   kiss me goodbye Empty

Powrót do góry Go down
 
kiss me goodbye
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: