Share
 

 So you come to me, on the day of my daughter's wedding...

Go down 
AutorWiadomość
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

So you come to me, on the day of my daughter's wedding... Empty
Temat: So you come to me, on the day of my daughter's wedding...   So you come to me, on the day of my daughter's wedding... EmptyCzw 30 Lip - 23:17


18 VIII 165
kontynuacja wątku z: Komnaty gościnnej Meredith Baratheon w Królewskiej Przystani
Meredith Baratheon & Maegon Velaryon


Plotki mogły się nieść, a Meredith nawet nie mrugnęłaby okiem. Co ją obchodziła nadszarpnięta reputacja w stolicy? Nie miała zamiaru spędzić tu więcej czasu niż to konieczne, więc absolutnie nie zależało jej na przychylności tubylców. Maegonowi prawdopodobnie zależało nieco bardziej na dobrej opinii, w końcu świętobliwy król nie powinien mieć przy swoim boku kogoś, kto szlaja się po komnatach panien oraz wdów, ale odnosiła wrażenie, że poradzi sobie ze zduszeniem niecnych szeptów w zarodku. Ktoś, kto każdy dzień spędzał na królewskim dworze, musiał wiedzieć, jak grać z innymi ludźmi, żeby nie tylko przeżyć, ale i utrzymać się na powierzchni. Tutejsze grube ryby bywały bezlitosne.
Uniosła brew nieznacznie w niemym zdziwieniu, kiedy mężczyzna zdecydował się nie skorzystać z pozwolenia na spoczynek. W końcu westchnęła cicho, po czym sama ruszyła w kąt komnaty, gdzie na stoliku nocnym ostała się nienaruszona jeszcze zastawa. Złapała w dłonie czysty kielich, a następnie zgarnęła drugi, z którego sama zdążyła już pić nie raz, a nawet uczyniła swoim ulubionym.
- Maester, który służy w Burzy - zaczęła, stawiając obydwa naczynia na stoliku tuż obok. - uparcie twierdzi, iż napary ziołowe sprawdziłyby się jako środek kojący nerwy o wiele lepiej niż wino i nalega na zmianę moich nawyków. - w tym momencie złapała za butelkę, rozpieczętowała ją niczym zawodowiec, a potem polała im obydwojgu porcje tak hojne, że nie było opcji mówić, że chodzi o jedynie towarzyską degustację. - Jak można się domyślić, nie wzięłam sobie tych rad do serca. - uśmiechnęła się kwaśno, wręczając Velaryonowi jego przydział alkoholu. Jeśli powie, że nie pije na służbie, to go wyśmieje.
- Tak, wiem, długie brązowe włosy, ładne oczy, kojarzę. - kiwnęła głową z poważną miną, choć ta nie utrzymała się długo, bo po chwili Maegon mógł ujrzeć Meredith kryjącą swój głupi uśmieszek w kielichu wina, gdy zdecydowała się go napić. Owszem, czasem uważała się za nieziemsko zabawną.
- Dodatkowe plany, powiadasz. - przełknęła głośno łyk wina, zakładając wolne ramię na piersi, tak by uniesiony łokieć ręki trzymającej wino mógł się nań oprzeć. - Oprócz posłania do Milczących Sióstr, to w zasadzie nie. Myślałam kiedyś, czy by nie wydać ją za starego Freya, ale wesele w Dorzeczu to ostatnia rzecz jaką chciałabym przeżyć. Nie interesują mnie wiejskie biesiady. - wzruszyła ramionami i popatrzyła na rozmówcę z kamienną twarzą. Żartowała? Mówiła prawdę? Tego nie wiedzieli nawet najstarsi maestrzy. - A ty, panie, masz jakieś dodatkowe plany wobec mojej pasierbicy? - odbiła piłeczkę, ciekawa, czy zdecyduje się wreszcie przejść do rzeczy i uderzyć w sedno sprawy, czy jednak dalej będą się przepychać na małe żarciki. W obydwie gry mogła grać równie dobrze.
Powrót do góry Go down
Maegon Velaryon
Maegon Velaryon
Wiek postaci : 29
Stanowisko : dworzanin [i pajacynka]
Miejsce przebywania : pływam sobie po wodach
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t729-maegon-velaryon#1995https://ucztadlawron.forumpolish.com/t745-maegon-velaryon#2159https://ucztadlawron.forumpolish.com/t746-korespondencja-maegona-velaryona

So you come to me, on the day of my daughter's wedding... Empty
Temat: Re: So you come to me, on the day of my daughter's wedding...   So you come to me, on the day of my daughter's wedding... EmptyPią 31 Lip - 10:59

Z plotkami Maegon sobie na spokojnie poradzi. Wystarczy tylko dwórkom podsunąć jakiś inny temat bądź okręcić nieco fakty, aby te uznały, że dworzanin, jak zwykle, jedynie umila towarzystwo. Będzie trzeba tego nauczyć Morrigan, jeśli planowała służyć królowej długo i wiernie, aby przypadkiem zamiast radości, nie zasmakowała trucizny. Zadziwiające, jak życie może być tak kruche.
Spokojnie obserwował ruchy Meredith, zbytnio nie ruszając się z miejsca. Wysłuchał nieco rozbawiony zaleceń jej maestra, które były wręcz zabawne. Ziółka na uspokojenie? Może kobietom by pomogły, ale bardziej pokroju tych urwanych z delikatnych pęków. -Oni najchętniej by tylko ziółka przypisywali na każdą dolegliwość, lady.- widział już po jej zachowaniu, że mogą mieć podobne myślenie w paru sprawach. Chociaż i tak lepsze na ukojenie nerwów jest jakaś praca. Czy to na przykład haftowanie u dam bądź ćwiczenie walki u panów. Tylko Meredith nie wyglądała na taką, której haft by ukoił nerwy. Jakby tak było, to nie sięgałaby po wino.
Przez moment spojrzał na pełny kielich, który został skierowany w jego stronę. W sumie przyszedł tutaj w prywatnej sprawie, która niewiele miała związku z wykonywanymi tutaj obowiązkami. W dodatku sam przyniósł tutaj wino i nie wypadałoby odmówić. Przekręcił nieznacznie głową, lecz ostatecznie wziął kielich. Widząc, ile tam wina było, pomodlił się w duchu do Ojca, aby ten dał znać, kiedy powinien przystopować. Trudne tematy wymagają poświęceń, a Morri była tego warta.
Słysząc opis pasierbicy, przez moment Maegon przyglądał się Meredith, zastanawiając się, czy zaczął od dobrej strony rozmowę. Zaraz jednak ujrzał jej uśmiech, kiedy zdecydowała się napić wina, więc i sam zaraz poczuł się pewniej. Wpierw powąchał aromat wina, wodząc nosem nad kielichem, a następnie skosztował kilku łyków, słuchając jednocześnie lady Baratheon. W pewnej chwili miał wrażenie, że wino gdzieś utknie i zacznie kasłać. Milczące Siostry? Albo stary Frey? Niebywałe to były plany i szczerze — już wolałby, aby ta trafiła do Milczących Sióstr. Niech Frey sobie znajdzie jakąś nieco starszą, z którą będzie mógł zawrzeć jakieś sojusze w Bliźniakach. Z kimś z sąsiedztwa.
Przełknął jednakże te kilka łyków i próbował myśleć, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą. Zrozumiał, że miał niewielką szansę na powodzenie i nie może teraz popełnić błędu. - Co by było, jakbym powiedział, że zauważyłem, że odczuwam na sobie zainteresowanie pani pasierbicy? I to nie od czasu uczty koronacyjnej, podczas której wodziła wzrokiem, lecz od mojego pobytu u Was, kiedy z obecnym teraz Królem, zawitaliśmy po uratowaniu jego starszego kuzyna. I nie wiem, czy to jej niewinna uroda, czy wesołe spojrzenie — ale coś w niej ruszyło może owdowiałe serce, że pragnąłbym poznać ją bliżej, jak i jej uczucia względem mnie.- postanowił nie bawić się w ukrywanie i wystawić część kart na stół. - Ewentualnie też, zamiast bawić się w podchody, mogę się z nią zaręczyć i czas pokaże, czy jesteśmy sobie faktycznie pisani. Ale nie chciałbym psuć pani planów względem niej, szczególnie że są już nieco skonkretyzowane.- skoro postanowił zaryzykować, to niech los pokaże, jak szybko straci głowę przez swoją potencjalną teściową. Nawet jak uśmiechał się spokojnie w jej stronę, to nie odważył się zwilżyć ponownie swych warg w winie. Nie wiedział, czy czekał niecierpliwie na jej odpowiedź, czy na jej reakcję, lecz nade wszystko, starał się stać wyprostowany i w pozornie spokojnym nastroju, oczekiwać na jej słowa.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

So you come to me, on the day of my daughter's wedding... Empty
Temat: Re: So you come to me, on the day of my daughter's wedding...   So you come to me, on the day of my daughter's wedding... EmptyPon 3 Sie - 1:58

Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zgodził się w kwestii znachorskich bzdur. Sama nie wykluczała, że ziółka na coś działały - pewnie bywało się nieco spokojniejszym, jeśli piło się je regularnie i wierzyło w ich zbawienne działanie równie gorliwie, jak w ideę istnienia siódemki istot wyższych, które stwierdziły, że świetnym pomysłem będzie stworzenie tego padołu nędzy i rozpaczy, a następnie pozostawienie go na pastwę gatunku ludzkiego. Zastanawiała się tylko, czy Velaryon zgodził się z nią, bo faktycznie tak uważał, czy po prostu próbował być kurtuazyjnie miły, żeby ugrać coś dla siebie. Ani ona, ani on nie urodzili się wczoraj, ani też nie wychowali się w cieniu wiejskiej kaplicy. W życiu dworskim można było porozmawiać z kimś szczerze, twarzą w twarz, tylko wtedy, kiedy wiedziało się, do której twarzy powinno się mówić.
Nie nalała mu tyle wina bez powodu. Po pierwsze, chciała sprawdzić, czy podejmie wyzwanie. Po drugie, chciała zobaczyć, jak sobie z tym wyzwaniem poradzi - uprzejma odmowa? Popijanie raz po raz, żeby nie być dłużnym, ale bez większego zaangażowania? A może wypicie całości haustem, żeby zaprezentować własną butę? Każda z tych opcji coś powiedziałaby Meredith o mężczyźnie, bo czasem nie potrzeba słów, by poznać drugą osobę. A po trzecie, po alkoholu języki lubiły się rozwiązywać, a dotychczasowe bariery rozpadać, bo z człowieka wychodziły demony, które na trzeźwo siedziały grzecznie w środku.
Nie odpowiedział od razu, a nawet pił wino, jakby nie mógł znieść folwarcznych zagrywek Meredith na trzeźwo. Na dobrą sprawę rozumiała to w pełni, podziwiała, że się nie zakrztusił, a nawet cieszyła się poniekąd, bo absolutnie nie miała ochoty ratować potencjalnego przyszłego zięcia z objęć śmierci. Patrzyła na niego czujnym wzrokiem znad kielicha przytroczonego do ust, kryjąc weń kolejny dziwny uśmiech. Nie powinna się aż tak znęcać.
- Owdowiałe serce? - wyłowiła jedną konkretną informację z jego listu miłosnego, odstawiając swój kielich, prawie pusty, na stolik. Podążyła powolnie do okna i spojrzała w przestrzeń za nim, pozwalając sobie na krótką chwilę milczenia. - Jeśli mogę spytać, co stało się z pańską żoną? - spojrzała przelotnie ponad ramieniem w kierunku mężczyzny, posyłając nieco ponure spojrzenie, choć nie wydawało się ono wrogie. Może po prostu mu współczuła.
- Moje plany absolutnie nie są skonkretyzowane. Folgowałam sobie. - powiedziała to, wypuszczając powietrze jakby miała się zaśmiać, ale żaden dźwięk tego pokroju nie zabrzmiał w komnacie. - Nie jestem zwolenniczką pisania cudzych życiorysów własnym piórem, bo to nie ja będę je przeżywać. - skwitowała, zaplatając dłonie za plecami tak, jak mężczyzna jeszcze przed chwilą. Nadal patrzyła w okno, jakby próbowała dojrzeć coś na horyzoncie. - Morrigan zasługuje na szczęście, a ja, choć nie wiem, jakbym chciała, nigdy nie będę wiedzieć, co jest dla niej najlepsze. To wie tylko ona. Więc jeśli będzie chciała wyjść za pana, moja opinia nie będzie miała najmniejszego znaczenia. - na koniec westchnęła i odwróciła się do Maegona, posyłając mu twarde spojrzenie. Zlustrowała go od stóp do głów, po czym znowu wróciła do jego oczu. Tym razem żarty wydawały się kończyć.
- Czy rozmawialiście na ten temat? Mam na myśli, na temat swoich uczuć? Czy może przechadzaliście się po twierdzy odrobinę bliżej, niż etykieta przyzwala, a pan liczył, że dziewczyna się domyśli? - zapytała wprost, przechylając głowę, patrząc na niego oczami nieznoszącymi nieszczerości. Liczyła, że nie będzie owijał w bawełnę. Wchodząc tu, kurtuazję powinien był pozostawić za drzwiami.
Powrót do góry Go down
Maegon Velaryon
Maegon Velaryon
Wiek postaci : 29
Stanowisko : dworzanin [i pajacynka]
Miejsce przebywania : pływam sobie po wodach
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t729-maegon-velaryon#1995https://ucztadlawron.forumpolish.com/t745-maegon-velaryon#2159https://ucztadlawron.forumpolish.com/t746-korespondencja-maegona-velaryona

So you come to me, on the day of my daughter's wedding... Empty
Temat: Re: So you come to me, on the day of my daughter's wedding...   So you come to me, on the day of my daughter's wedding... EmptyPon 3 Sie - 18:19

Jeśli pragnęła wiedzieć, z jaką twarzą obecnie rozmawia, niech nie liczy na odpowiedź. Są w Królewskiej Przystani, gdzie nawet najgrubsze ściany mają uszy. Maegon zarówno wie o tym doskonale, jak i jest przykładem na to, że każdą ścianę można przebić. Całe szczęście, że niektóre sekrety mogą pozostać sekretami. Niektóre wyjdą na jaw – czy to z pomocą obecnego tutaj wina lub charyzmą Lady. Mae będzie kombinować, aby przeciągnąć konsumowanie wina, żeby zbyt szybko się nie zbłaźnić.
Przełknął łyk wina, który miał w gardle, a następnie cicho westchnął po usłyszeniu od niej pytania. - Zmarła... wraz z nowonarodzoną córką po porodzie. Miała wątłe zdrowie i zdołał jedynie własnymi siłami urodzić. - kończąc, zaczerpnął z kielicha kolejne dwa łyki wina. Miał nadzieję, że tymi słowami zdoła zamknąć bolesny rozdział. Nie miał teraz ochoty o tym rozmawiać tutaj.
Zaraz jednak przytaknął głową, nieznacznie przy tym się uśmiechając pod nosem. A więc lubiła igrać ze słowami. Ten fakt był istotny do zapamiętania, aby wiedzieć, jak najlepiej rozmawiać z Meredith w przyszłości w bardziej swobodne chwili. Obserwował i słuchał uważnie jej słów, nie myśląc nawet przerywaniu jej wypowiedzi. Przyszedł tutaj prosić o zgodę na poderwanie bądź nawet o rękę jej pasierbicy.
- Do tej pory nie przekraczałem żadnych granic, które obowiązują, Lady. Rozmawialiśmy na luźne tematy, sam zdołałem zaobserwować z jej spojrzenia kierowane w moją stronę. Obawiam się, że jakbym jej przedwcześnie wyznał swoje uczucia, to mogłoby poczuć się przymuszona do zamążpójścia, a nie tego pragnę. - powiedział bez zbędnego owijania słów w bawełnę. Maegon znał zasady i stara się ich przestrzegać. Przez właśnie teraz odbywają rozmowę przy winie. - Nie ośmielę się niczego zrobić bez pani przyzwolenia. Może i teraz pani pasierbica usługuje królowej, lecz nie ona jest jej matką. Zasady dosyć jasno mówią, do kogo wpierw powinienem się kierować. Zależy mi na szczęściu pani pasierbicy i nie zamierzam niczego zrobić wbrew jej woli. - dodał, jednocześnie też uśmiechając się subtelnie. Zasady są istotne, lecz czuł, że najważniejsze zdanie, o dziwo, będzie miała właśnie Morrigan. Skoro macocha daje jej wolną rękę i swobodę ruchu, to nawet i pozorny sprzeciw królowej może niewiele zdziałać, jeśli dziewczyna będzie odwzajemniała uczucia. Pytanie tylko, czy będzie na tyle silna, aby podjąć tak trudną decyzję.
- Myśli lady, że jest na tyle silna, aby podjąć decyzję? Wie Pani. - zamiast dokończyć swoją wypowiedź, uniósł nieznacznie swój kielich na wysokość swoje piersi. Głowę nieznacznie pochylił, lecz nie zbaczał wzroku od lady Baratheon. - To nie jest Koniec Burzy. Tylko Królewska Przystań. - dodał. Nie chciał zbyt przedwcześnie wywoływać alarm, lecz był ciekaw, czy macocha wierzy w siłę swojej pasierbicy. I czy zdaje sobie sprawę, że to miejsce może odmienić Morrigan.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

So you come to me, on the day of my daughter's wedding... Empty
Temat: Re: So you come to me, on the day of my daughter's wedding...   So you come to me, on the day of my daughter's wedding... Empty

Powrót do góry Go down
 
So you come to me, on the day of my daughter's wedding...
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje-
Skocz do: