Share
 

 When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.

Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 29 Gru - 1:31


5 V 165
Ziemie Burzy, Koniec Burzy
Meredith Baratheon & Corwyn Arryn

~~

My life closed twice before its close;
It yet remains to see
If immortality unveil
A third event to me.



Od tamtego niefortunnego dnia udawało jej się trzymać bezpieczny dystans, przerywany jedynie z przymusu wobec przypadku oraz związanej z nim dworskiej kurtuazji. Krótkie spojrzenia, przelotne niczym tchnienie wiatru, idealnie wymierzone tak, by nie sprawić więcej smutku niż to nieodzowne. Rzekomo nic nieznaczące uprzejmości, wyuczone i odruchowe, dla postronnych czysto formalne, dla nich samych pełne skruchy i niezręcznego uczucia, że chwila uprzedniej nieuwagi zaprzepaściła całą ich relację. Jakie to zabawne, że trzeba tak niewiele, by zacząć tak wiele, a potem jeszcze mniej, by gwałtownie to zakończyć. Nie czuła żalu, że do niczego nie doszło; gorycz, którą odczuwała, była innego rodzaju. W tym wypadku serce kołatało boleśnie na myśl, że komuś innemu mogła je złamać. Nie chciała drążyć, sypać soli na prawdopodobne rany, jedynie pokuszała się o domniemania bazowane na spojrzeniach, które otrzymywała. A było ich niewiele; ich oczy omijały się podświadomie, przytłoczone karbem wstydu i nieporozumienia. Pytań było za to sporo, jednak żadne nigdy nie opuściło ust, bo do tego trzeba było pewnej dozy odwagi, która była gościem niemile widzianym - ostatnim razem zbyt duża jej dawka postawiła ich nad przepaścią i tylko ostatnie tchnienie zdrowego rozsądku uchroniło ich przed upadkiem. Gdyby tylko jeszcze oszczędziło im bólu, nie prosiłaby o nic więcej.
Niestety los chciał, by sytuacja się nieco zmieniła. Nie z ich własnej woli, a ponownie z formalnego obowiązku, który, choć niecodzienny, stety bądź niestety zmuszał ich do interakcji. Jeszcze chwilę temu czytała synowi bajkę na dobranoc, a teraz w eskorcie jednego ze strażników zmierzała w czeluści zamku, by wyjaśnić, jak mniemała, nieporozumienie. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, w to co doniósł jej gwardzista.
Stukot drewnianych obcasów niósł się echem wzdłuż kamiennych korytarzy, a akompaniował mu brzdęk rynsztunku strażnika. Zapach wilgoci drażnił jej nos, więc skrzywiła się nieznacznie, bo w istocie ciężko było jej się przyzwyczaić do klimatu podmokłych lochów. Może i Koniec Burzy magicznie omijały groźne ulewy, jednak deszcze bywały gośćmi nader częstymi, a więc tak nisko umieszczone miejsca były połączone z wodą już na wieki.
W końcu pojawiła się przed żelaznymi kratami, a zawieszona po jej lewicy naścienna pochodnia oświetlała ją nieznacznie, jednak wystarczająco, by mógł dojrzeć jej osobę i z nikim innym nie pomylić. Ciemna spódnica, prawdopodobnie wciąż czarna, biała, o dziwo, koszula, a na niej ciasno zapięta kamizelka, która choć w podstawie była czarna, to była kunsztownie zdobiona złotą nicią tu i ówdzie, odbijając płomień tlący się nad jej głową. Włosy brązowe, zaplecione w luźny warkocz, jakby naprędce i z przymusu. No i twarz, alabastrowe lico przyodziane w zaniepokojony wyraz twarzy oraz strapione spojrzenie.
- Panie Arryn. - zaczęła, zbliżając się do dzielących ich prętów, po czym westchnęła ciężko. - Liczę, że to tylko niefortunne nieporozumienie i parę słów wyjaśnień przybliży mi, dlaczego spotykamy się w tak nieprzyjemnym miejscu? - w tym momencie, uśmiechnęła się blado, jednym kącikiem ust, a ręce splotła przed sobą, jednak w taki sposób, że łatwo było obrać wrażenie, że je zwyczajnie załamywała.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyWto 31 Gru - 2:08

Czy był smutny? Może przez parę dni, w trakcie których oddawał się jedynemu zajęciu jakie znał, które zajmowało mu i umysł i ciało. Ćwiczenia, treningi, potyczki i siłowanie się. Nie pomagało mu to na dłuższą metę, a z czasem się pogarszało. Zaczęły dochodzić pierwsze bijatyki, wybuchy agresji, a punkt kulminacyjny nastąpił w momencie, gdy za dużo wypił i wdał się w bójkę. Co z tego, że zdążył powalić przynajmniej sześciu, zanim ktokolwiek zdołał położyć na nim rękę, co mu po tym, że wpadł w furię, niszcząc niemalże połowę tawerny, ciężko raniąc kilka przypadkowych osób i że potrzebne było wsparcie z garnizonu, by go uspokoić. Dostał natychmiastową nauczkę jak tylko się zmęczył i potknął o jednego z kilkunastu powalonych przez siebie mężczyzn. Został związany, wywleczony przed wejście i przy pomocy pałek, pięści i butów wyperswadowano mu wszystkie te razy, w trakcie których ich poniżał, pouczał. Nie miał im tego za złe, mieli prawo wyładować swoją frustrację, tak jak oni. Czy chciał umrzeć? Nie myślał o tym, ale był z tym pogodzony i coraz bardziej się poddawał. Wszystko się w nim zbierało od dłuższego czasu, nie dawał już rady. Nie bez Huberta, który potrafił ustawić go do pionu, wskazać drogę, uspokoić i ustabilizować.
A teraz? Leżał w jakiejś ciemnej, wilgotnej norze. Nie pamiętał ile już minęło. Parę godzin, dni, tygodni? Zdarzało się dość często, że sprowokował któregoś strażnika, przez co po raz kolejny w ruch szły pałki i po dżentelmeńsku uczono go jak powinien się zachowywać. Nie inaczej było tym razem, jeszcze czuł poobijane żebra, z wargi sączyła mu się krew na dość mocno poplamione już ubranie, które było znoszone i podniszczone, z gdzieniegdzie widocznymi śladami po trafieniach. Spodziewał się kolejnej okazji do odrobiny adrenaliny, jednak nie tym razem. Stał w ciemnym kącie, gdy ją ujrzał. To co mu się rzuciło w oczy to biała koszula, z ciasno zapiętą kamizelką. Odbił się od ściany i nieco chwiejnym krokiem podszedł do krat, trzymając się jedną ręką za żebra, a drugą opierając o nie. Spojrzał na nią swoimi szarymi oczyma, jednak nie było w nich smutku, a jednocześnie nie były aż tak puste i zimne, jak przy ostatnim, dłuższym spotkaniu. Na jego pobrudzonej i obite twarzy zagościł nawet uśmiech, dość delikatny co prawda, ale wciąż.
- Ładnie wyglądasz, Pani. - wydusił z siebie komplement, charakterystycznym dla siebie zachrypniętym głosem, czego zaraz pożałował, bo sprawił sobie tylko więcej bólu. Skrzywił się nieco, ściskając mocniej za żebra. Już samo oddychanie sprawiało mu niewygodę, a co dopiero mówienie. Jednak nic sobie z tego nie robił, tylko oparł się o ścianę i zawiesił na niej swoje spojrzenie. Lubił na nią patrzeć, delektował się jej wyglądem. Tylko to trzymało go przy jakichkolwiek zmysłach odkąd tutaj trafił i póki tutaj jest. - Wdałem się w małą dyskusję z żołdakami. A jak to u awanturników bywa, rację ma ten, kto najgłośniej krzyknie. Albo najmocniej przyłoży. Nikogo nie powinno zdziwić, że wygrałem dyskusję, czyż nie, moja Pani? - zaśmiał się cicho, a śmiech dość szybko przerodził się w głośne westchnięcie i zaciśnięcie zębów. Ból nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptySro 1 Sty - 22:41

Raz po raz słyszała wieści, że wśród przybyłych tu członków eskorty zaczynają mieć miejsce pomniejsze bójki i scysje. Jednak upewniwszy się, że nic co jej, łącznie z reputacją i spokojem, nie zostało naruszone, puszczała to zawsze mimo uszu. Głównie dlatego, że miała wystarczająco wiele własnych zmartwień na głowie i dodawanie sobie nań cudzych zupełnie nie było jej na rękę.  Swoją drogą, nawet nie leżało to w jej zakresie - była jedynie gospodynią dla wielce strudzonych wędrowców, nie była ani ich matką, ani przywódczynią. Wewnętrzne problemy zostawiała tym, których powinno to interesować, a sama jedynie przyjmowała do wiadomości.
Tym razem również nie mrugnęłaby nawet, może jedynie wywróciła ostentacyjnie oczami, by oznajmić niosącemu wieść strażnikowi, że jak zwykle żołnierze okazują się być grupą bydła odzianego w trochę blachy. Aczkolwiek kiedy usłyszała nazwisko prowodyra najnowszej akcji, zatrzymała się na chwilę, uraczyła mężczyznę spojrzeniem i po raz pierwszy chyba zapytała o detale całego zajścia. Ten bezzwłocznie przeszedł do konkretów, bo Meredith słynęła z wybitnej niechęci do owijania w bawełnę, czym wprowadził ją w stan dzikiego zdumienia. Szybko przekalkulowała sobie liczby, stosunek sił jednej strony do drugiej, malując w wyobraźni domniemany, ale jakże żywy obraz całej bójki. Poniekąd była pod wrażeniem, ale gdzieś w głębi była też zmartwiona. Jeśliby się okazało, że to ona sama była przyczyną narastającego napięcia u Arryna, któremu ewidentnie dawał upust poprzez agresję i rękoczyny, miałaby sobie za złe jeszcze więcej.
Teraz stała przed celą, zapuszczając się tu chyba po raz pierwszy od dawien dawna, nigdy nie czując jawnej ochoty na dywagacje z osadzonymi w tak obskurnym miejscu. Zawsze uważała się za damę, zbyt wysoko urodzoną na zjawianie się w takich miejscach dla byle obwiesia. Jednak potem przyszła wojna, a z nią drastyczna zmiana całego ładu na tym świecie. Role się odwróciły, ramy społeczne stanęły na głowie i kobiety jednak okazały się być całkiem potrzebne.
Dopiero kiedy wszedł w granice światła pochodni, Meredith ujrzała, w jakim stanie był mężczyzna. Uniosła brwi, jednak absolutnie nie był to wyraz odrazy, a czystego zaskoczenia. Splotła ze sobą palce dłoni jeszcze mocniej, przetrawiając klarujący się przed nią obraz nędzy i rozpaczy, jakim obecnie był Corwyn. Z dziwnych jednak przyczyn nie miała mu tego za złe.
Na komplement uśmiechnęła się ponownie, ale nie uraczyła go komentarzem. Głównie dlatego, że w jej głowie toczył się proces wnikliwej analizy tego, co tutaj zastała. Widziała wyraźnie jak na dłoni, że był tak pokiereszowany, że nawet stanie zdawało się wyczynem, a co dopiero reszta.
- Nie wiem, co to za wygrana, skoro jesteś, panie, po drugiej stronie. - w tym momencie powiodła wzrokiem po kratach, a następnie posłała mu powątpiewające spojrzenie. Doskonale widziała, że nie była to mała dyskusja - słowa ranią, ale nie fizycznie, a mała to nawet bójka nie była, sądząc po tych obrażeniach. Nie chciała jednak wchodzić w polemikę na ten temat, bo skoro uważał, że odmienną rację wyjaśnia się za pomocą pięści, to żadna logika by tutaj nie zadziałała.
- Niemniej jednak - zaczęła, przymykając oczy i wzdychając głośno, jakby zbierała siły przed nadchodzącą burzą, po czym odwróciła głowę do towarzyszącego jej strażnika, posyłając mu długie, mordercze spojrzenie. - Czy ty wiesz, kto to, kurwa mać, jest? - zapytała swoją obstawę, a kiedy usłyszała nazwisko Arryna wypowiedziane zakłopotanym tonem, kontynuowała tyradę. - Czy ciebie bogowie opuścili, żeś wpakował dziedzica Doliny do lochu? - podniosła głos, a jej zirytowany ton głosu donośnie poniósł się po korytarzach. - Ja wiem, ja naprawdę wiem, że czasem każdy zasługuje na ostrzegawczy strzał przez pysk, jestem w stanie wiele zrozumieć. Ale, i tu słuchać mnie uważnie, bo drugi raz się nie powtórzę - w tym momencie zaplotła ramiona na piersi - Jeżeli jeszcze raz zastanę któregokolwiek szlachcica w takim stanie, to przysięgam ci jak tu stoję, że skończy się to dla kogoś tragicznie. Czy zdajesz sobie sprawę, jak takie akcje wpływają na stosunki dyplomatyczne? - nawet nie czekała na reakcję, po prostu zrobiła zamaszysty krok w tył, robiąc sporo miejsca przed wejściem. - Otwieraj. - kiwnęła głową w kierunku drzwi celi, czekając aż strażnik ruszy tyłek i wykona jej polecenie. Kiedy zbliżył się do krat, by oswobodzić Arryna, tupała cały czas nerwowo, wystukując rytm i wymuszając nań presję. Raz po raz posyłała również spojrzenia w kierunku Corwyna, jednak te były o zgoła innym zabarwieniu emocjonalnym niż te, którymi raczyła tego drugiego. Całkiem możliwe, że potraktowała strażnika zbyt ostro, w końcu starał się tylko wykonywać swoją robotę, ale Meredith ostatnimi czasy nie była ani miłościwa, ani wyrozumiała, bo zwyczajnie nie miała na to siły. Jeżeli dodamy do tego nastawienie do oskarżonego, nikt nie mógł winić jej za nerwową reakcję.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptySro 1 Sty - 23:57

Zebranie tak wielu mężów w jednym miejscu prędzej czy później będzie skutkowała awanturami czy bójkami. Na wojnie wyglądało to zupełnie inaczej, jednak były ku temu ważne przesłanki, takie jak dyscyplina czy czający się na Twoje życie wróg. Meredith musiała temu sprostać, jako, że po śmierci małżonka i niepełnoletności syna to ona była głową rodu, odpowiedzialną za porządek i ład. Fakt, że nie będzie osobiście tego nadzorować, jednak każda grupa musi mieć lidera, stanowczego i odpowiedzialnego. Nie inaczej było w kwestii żołnierzy czy gwardzistów, którzy zostawieni samym sobie dawali czasem upust zebranym w sobie emocjom, czy stresie.
Corwyn nie chciał się uprzykrzać, czy dawać o sobie znać bardziej, niż jest to potrzebne. Gdyby to od niego zależało to już dawno byłby w drodze do Doliny, jednak trzymała go tutaj przysięga, oraz zemsta. Nie potrafił określić co było dla niego ważniejsze i za każdym razem jak zaczął o tym myśleć, kończyło się tak jak teraz. Nie zareagował na burę zesłaną strażnikowi przez Lady Baratheon, nie w jego mocy było się w to wtrącać. Fakt, że miał coś sobie do zarzucenia sprawiał, że nie czuł się niewinny. Fakt, że zostanie wypuszczony nie zrobił na nim większego wrażenia, chociaż powoli zaczął się tutaj nudzić. Brakowało mu ruchu, a myśli stawały się zbyt przygnębiające. Nie miał już tyle siły i werwy co jeszcze parę dni temu. Potrzebował odpoczynku i dobrego jedzenia, a ostatnio coraz bardziej czuł potrzebę rozmowy. Jednak jak to on, absolutnie nie chciał dać po sobie niczego poznać, skrywając się za komplementami i uśmiechami, byleby odwrócić od siebie uwagę. Wyszedł niemrawym krokiem z celi, kłaniając się na tyle, na ile pozwolił mu organizm, ręką cały czas trzymając swoje żebra i udał się w kierunku wyjścia. Minąwszy strażnika rzucił mu coś o wyczyszczeniu jego ekwipunku i mrugnął mu, klepiąc go po ramieniu. Nie miał mu absolutnie tego za złe, nie zamierzał robić z tego powodu awantury. Jedno wiedział na pewno - mógł to zrobić i Meredith o tym wiedziała. Pytanie jak bardzo jej zależało na milczeniu i wyciszeniu sprawy w zarodku. Nie zrobił paru kroków, a stracił równowagę i musiał podeprzeć się o ścianę, pokrytą mchem. Nie był to najlepszy pomysł, ze względu na mocną wilgoć, co poskutkowało tym, że jego dłoń po prostu zsunęła się w dół, a on razem z nią, lądując na chłodnej i zabrudzonej posadzce. Westchnął ciężko, zaciskając zęby i zbierając się na to, by się chociaż podeprzeć plecami o ścianę. Pomimo tego spojrzał na nią, zadowolony z siebie.
- I tak chciałem usiąść. - wyszczerzył się głupkowato, jednak tylko na chwilę, gdyż ból dał się mocniej we znaki i nie pozwolił na zbyt wiele. Podparł się wygodniej i zawiesił swoje szare źrenice na jej twarzy, patrząc na nią w milczeniu, z zainteresowaną miną. Zeszła do niego, chociaż nie powinna się nim nawet przejmować. A jednak, pytanie tylko - dlaczego?
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyCzw 2 Sty - 2:14

Chociaż oczywiście miała na uwadze samopoczucie Corwyna, zwyczajnie nie mogąc się zgodzić na jego przebywanie w takich warunkach, to musiała też dbać o sprawy znacznie większe w skali. Nawet jeżeli podnosiły się głosy, jakoby nie zasługiwała na regencję, czy nawet jakąkolwiek dozę decyzyjności, nie miała zamiaru zatapiać opinii całego rodu w imię udowadniania czegokolwiek. Nadal nosiła nazwisko swojego męża, a jej syn nosił dodatkowo lordowskie brzemię, które dostał po nim w spadku. Czy komuś się to podobało, czy nie, dobre imię Jeleni leżało w jej interesie i musiała zwracać na nie uwagę. Stąd też przetrzymywanie Dziedzica Orlego Gniazda zupełnie mijało się z sensem, a i godziłoby w relacje z Doliną, jeżeli wieść dotarłaby cokolwiek dalej niż mury Końca Burzy. Nie sądziła, że Arryn miałby chować urazę i podnosić larum z tytułu średnio zorientowanej straży, bo przecież w końcowym rozrachunku nie był bez winy. Gdyby koniecznie chciał się otwarcie skarżyć, Meredith z bólem serca musiałaby postawić dyplomację na pierwszym miejscu i równie głośno przedstawić całą historię. Nie chciałaby, ale musiałaby, bo w takich wypadkach nie ma miejscu na prywatne czułości.
Zastanawiała się, czy powinna była go tutaj przepraszać i czy w ogóle powinna była to robić. Słowa jak słowa, łatwo było powiedzieć coś, czego się tak naprawdę przy sercu nie nosiło. Jednak miała wrażenie, że nie powinna prosić go o wybaczenie za coś, co w zasadzie nie stało się z jej winy, a jego własnej. Miał swoje za uszami, więc przeprosiny zbagatelizowałyby całe zajście. Oczywiście uważała, że lochy nie są miejscem dla człowieka w jego stanie, niemniej na bezsensowne akty agresji też nie miała zamiaru przyzwalać.
Zauważyła, że jego ręka zwyczajnie zsuwa się po mokrej ścianie, jednak nie ruszyła z miejsca, bo raczej liczyła na reakcję towarzyszącego jej strażnika. Ten jednak chyba uznał, że również postoi i popodziwia, jak mężczyzna zalicza spotkanie pierwszego stopnia z paskudną posadzką. Przymknęła oczy, wyraźnie próbując stłumić w sobie irytację, bo naprawdę obawiała się, że pewnego dnia ją po prostu krew zaleje.
- Oczywiście, mój drogi. - nieopatrznie zwróciła się do niego jak do swojego męża, bo to mieli ze sobą wspólnego - kiedy coś absolutnie zjebali, próbowali obrócić to w żart i udawać, że wszystko szło zgodnie z planem. Szybko się jednak na tym złapała i odchrząknęła niezręcznie, podchodząc bliżej. - Mój drogi panie. - poprawiła się, omijając jego spojrzenie, a następnie wyciągnęła w jego kierunku dłonie, by pomóc mu wstać. - Odprowadzimy cię do twoich komnat, ser, a następnie poślę po kogoś, kto będzie mógł obejrzeć pańskie żebra. Nie przyjmuję odmowy. - oświadczyła jasno i wyraźnie, w końcu podnosząc wzrok prosto w jego oczy i wyraźnie próbując się nie uśmiechnąć. Doskonale wiedziała, że już sama wojna była wyzwaniem dla jego organizmu, tak samo jak wycieczka z królem tam i z powrotem, więc spędzanie czasu w takim miejscu nie było zbyt dobrym pomysłem.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPią 3 Sty - 2:15

Dziedzic Orlego Gniazda nigdy nie był typem awanturnika, a przynajmniej nie takiego, który chciałby robić zamieszanie wokół własnej osoby. Nie zliczył ile razy sam tytuł uratował mu skórę przed skandalami, nawet w niekorzystnych dla niego sytuacjach. Mimo, że za każdym razem obiecywał sobie, że to ostatni raz i że to się więcej nie powtórzy to i tak się powtarzało. Słaba silna wolna czy możliwość wykorzystywania okazji? Czy to kim jesteśmy naprawdę definiuje nasze postępowanie w sytuacji niekoniecznie wygodnej, ale z której możemy wybrnąć przez to, jakie mamy tytuły? Jeśli tak, to Corwyn był potężnym kawałem sukinsyna i nie mowa tutaj o jego posturze. Zabawiał się z kobietami, dla których największym osiągnięciem w życiu było wpuszczenie między nogi kogoś o jego tytule, kiedy w domu jego żona opiekowała się i wychowywała jego własne dzieci. Czy było mu źle? Zależy którego dnia, czasem mu się zbierało na wyrzuty, to potrafił być troskliwym i kochającym mężem, aczkolwiek zazwyczaj nie trwało to dłużej niż parę dni. Jego rodzina mogła na nim polegać, tak jak on na nich, ale przy dłuższym kontakcie ich relacje po prostu się pogarszały.
Tak jak teraz pogorszył się jego stan, przy spotkaniu pierwszego stopnia z posadzką. Przeżył gorsze rzeczy niż to, jednak nie potrafił się opanować w momentach, w których był po prostu bezsilny. Takie sytuacje doprowadzały go do frustracji i często wyładowywał swój gniew na innych, najbliższych w jego otoczeniu. A teraz? Siedział spokojnie, wpatrzony w Meredith i głębokimi oddechami zbierał w sobie siły, by się podnieść. Nie spodziewał się, że będzie go to kosztowało aż tyle wysiłku, jednakże jej słowa, nawet niechciane, mocno podniosły go na duchu i sprawiły, że się uśmiechnął, czego nie omieszkał się nie pokazać matce Lorda Burzy. Ciężkim westchnięciem zakończył swoje ociężałe podnoszenie się z gruntu, w czym pomogła mu kobieta. Rzecz jasna nie byłby sobą, gdyby nie przytrzymał jej dłużej i nie przyciągnął do siebie bliżej, pod pretekstem zachowania równowagi. Wykorzystał moment, w którym jej głowa znalazła się bliżej jego, by zaciągnąć się jej zapachem. Puścił ją, o ile sama tego nie zrobiła wcześniej, po czym otrzepał się niezdarnie i energicznymi ruchami ruszył głową na boki, strzelając kośćmi w karku, czy w kręgosłupie.
- Dziękuję za pomoc. I za uwolnienie. - wypowiedział przeciągłym i niemrawym głosem, skinąwszy głową w geście podziękowania. Następnie spojrzał niepewnie w kierunku wyjścia, jakby szacując własne siły na możliwość samodzielnego dotarcia do komnat. Nie zastanowiwszy się nawet nad tym dłuższą chwilę, podał swoje ramię Meredith, akceptując jej propozycję. W końcu powiedziała 'my', więc mógł tylko zgadywać, że to ona go odprowadzi, a nie strażnik, który miał nadzieję, że w tym momencie ruszy swoje dupsko i zabierze się za czyszczenie mu ekwipunku. Jeśli Lady Baratheon zgodziła się wziąć jego ramię i pomoże mu udać się do komnat, to położył swoją dłoń na jej, delikatnie, a sam jej mrugnie, uśmiechając się szelmowsko.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPią 3 Sty - 19:14

Meredith niegdyś była osobą, która zawsze próbowała optować za polubownymi rozwiązaniami, wychodząc z założenia, że złość i spowodowane nią pokazy siły były zwyczajnie bezcelowe, bo przemoc rodziła kolejną przemoc. Wprawianie w ruch błędnego koła nienawiści nikomu nie przyniosło nic dobrego, co najwyżej przysporzyło tylko więcej problemów. Sama wojna była doskonałym tego przykładem - przecież obecny król i tak dotarł do rozejmu, więc po co było to wszystko? Gdyby wszystkie nacje dogadały się na samym początku, oszczędziłoby to tak wiele cierpienia i szkód, a i wieści o zawarciu pokoju nie wzbudzałyby głosów niezadowolenia tudzież cichych marzeń o rebelii. Westeros dotknęły wielce niespokojne czasy, a ich końca nie było widać, co martwiło Merry za każdym razem, gdy myślała o czekającej ją przyszłości.
Jeśli zaś chodziło o przeszłość, miała wrażenie, że zrobiła wszystko, co w jej mocy. W końcu usilnie przekonywała męża, że pchanie się do cudzej wojny skończy się tragicznie w taki czy inny sposób. Okropnie żałowała, że miała rację, a los wybrał najgorszy sposób, by wszystkich o tym uświadomić. Jednak wiedziała, że to nie była jej wina, bo żadne pokłady nadziei nie zawróciłyby strzały, która pomknęła prosto w głowę Olyvera. Mogła jedynie na niego oczekiwać, z utęsknieniem wyglądając każdego listu, każdego kruka niosącego wieści z pola bitwy. Nawet kiedy ktoś jej sugerował, że powinna ulżyć swojej tęsknocie, znajdując ukojenie w cudzych, niezobowiązujących ramionach, nie czuła ani krzty pokusy. Była zbyt lojalna, zbyt dumna, wierna nie tylko mężowi, ale i swoim ideałom. Poza tym była też za bardzo zajęta, by mieć czas na miłosne uniesienia. Mężczyźni mogli sobie pozwalać na skoki w bok, bo świat im z pewnością wybaczy chwilę słabości. Kobiety nie miały takiej taryfy ulgowej.
Mierząc się z jego dotykiem, poczuła przypływ wspomnień, których nie było wiele, ale wciąż pozostawały żywym obrazem w jej umyśle. Może dlatego odwzajemniła jego uśmiech, jednak w nieśmiały sposób, zupełnie niepasujący do jej osoby. Czuła się niekomfortowo, nie z powodu Corwyna, a przez fakt, że jej zachowanie odbiegało od przyjętych przez nią norm. Wolałaby się przekręcić na lewą stronę, niż wyrobić sobie u kogoś opinię wrażliwej damy w opresji, która czekała na księcia na koniu. Dlatego przymknęła oczy w chwili, kiedy mężczyzna znalazł się odrobinę za blisko, by uznać to za przypadek, ale nie odezwała się ani słowem. Wstrzymała oddech, a kiedy się odsunął westchnęła, jak gdyby nigdy nic.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - słowa, które zabrzmiały jak wyuczona i sugerowana przez etykietę formułka, w rzeczywistości nie były dalekie od prawdy. - Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała schodzić tu po ciebie, mój panie, po raz kolejny. - Arryn mógł dostrzec jej dobre intencje patrząc w oczy Meredith. Stała tuż obok, spoglądając na niego nader przyjaźnie, zwyczajnie martwiąc się jego stanem zdrowia. Nie była medykiem, ale miała wrażenie, że przy odrobinie odpoczynku w bardziej cywilizowanym miejscu wszystko się polepszy. Nie wiedziała jak bardzo bolała go klatka piersiowa, a i wolała nie pytać, wiedząc, że będzie próbował zbagatelizować swój dyskomfort, zgrywając twardziela. Zdawała sobie sprawę, że nie robiłby tego dla połechtania swojego ego, a raczej w imię niemartwienia Merry bardziej niż to konieczne, więc nie miała mu tego za złe.
Kiedy podał jej ramię, zawahała się na moment, ale tak nieznaczny, że ciężko było uznać to za niezdecydowanie. Złapała się go, a chwilę później, ujrzawszy jego reakcję i ten chytry uśmieszek, sama parsknęła cichym śmiechem. Faceci byli jak dzieci, nigdy nie dorastali, ale było w tym coś na swój sposób uroczego. Nie była pewna, czy w razie nieoczekiwanego opadnięcia Corwyna z sił będzie dla niego dobrym oparciem. Była dość postawną kobietą, stojąc raczej z dala od obrazu delikatnej panienki, co rozpadłaby się pod byle mocniejszym dotykiem. Jednak nie była to sprawa na tyle martwiąca, by wołała już teraz do pomocy kogoś innego. Póki co jej krzepa w ramionach musiała wystarczyć, bo przecież jej eskorta i tak zdawała się być na wyrost, a przejmować się będzie dopiero wtedy, gdy sytuacja będzie tego wymagać.
- Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić, ser? - zapytała, kiedy już opuścili wilgotne podziemia, wychodząc na świeże powietrze. Oczywiście nadal miała zamiar odprowadzić go pod same drzwi jego izby, dlatego też zaczęła zmierzać w tym kierunku, ale jeśli były jakiekolwiek inne kwestie do rozwiązania, mogła spróbować mu pomóc.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptySob 4 Sty - 20:26

Dostrzegł jej uśmiech i tyle mu było potrzeba. Nie chciał sprawiać jej w zakłopotanie, czy pogorszyć ich relację już i tak wystawioną na próbę. Zależało mu na niej dużo bardziej niż powinno, jednak czy miał dość sił by to powstrzymać? Wiedział, że do niczego dobrego to nie doprowadzi, ona również to wiedziała. Jednak czy nawet im, którzy doznali bolesnych strat, nie należy się chociażby chwila szczęścia, która pozwoliłaby na moment zapomnieć o całym otaczającym świecie i bólu.
- Następnym razem nie dam się powalić. Zrozumiano. - kiwnął głową z aprobatą, jakby właśnie usłyszał od niej propozycję, którą pochwalił w geście i słowie. Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo i mrugnął okiem. Wiedział o co jej chodziło i mógł mieć tylko nadzieję, że sytuacja się nie powtórzy, chociaż kto wie co jeszcze w niego wstąpi.
Nie opierał się na niej całkowicie, o ile nie wcale. Co parę kroków zdarzało mu się przechylić minimalnie ciężar na jej stronę, jednak z pewnością nie potrzebował pomocy w odprowadzeniu. Rzecz jasna nie przeszkadzało mu to w dotyku jej dłoni, który był dla niego teraz kojący.
- To głupie, ale.. - zaciął się na chwilę, uciekając gdzieś wzrokiem w dal i biorąc głęboki oddech. - Nie jestem przekonany co do własnych sił w zakresie samodzielnej ablucji, moja Pani. - wydusił z siebie po chwili, wciąż unikając wzroku. Sytuacja była dla niego mocno niekomfortowa, bowiem nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś musiał pomóc mu się umyć, czy przebrać, a to zdecydowanie było coś, czego teraz potrzebował. Droga do izby minęła szybko, dużo szybciej, niż sam by tego chciał i nie był pewien, czy powinien się cieszyć z tego powodu. Rzecz jasna miejsce na pewno dużo lepsze i wygodniejsze niż wilgotna cela w lochach, z drugiej zaś - to oznaczać mogło koniec spotkania z Meredith.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptySob 4 Sty - 21:41

Sama nie mogła powiedzieć, czy zależało jej na nim, bo naprawdę starała się odłożyć swoje uczucia w głąb półki, gdzie nie będzie musiała na nie patrzeć. Mogła jedynie określić to jako bardzo przyjazne nastawienie; nigdy nie życzyła mu źle i nie czuła doń niechęci, a nawet wręcz przeciwnie. Może gdyby nie miała tak wiele do stracenia, może gdyby nigdy wcześniej niczego nie straciła, pozwoliłaby sobie na chwilę bezmyślnej słabości. Na dodatek nie była pewna, czy ryzykowałaby dla ulotnej chwili szczęścia bez gwarancji trwałości.
- Inaczej ja pana powalę. - odparła od ręki, patrząc na niego z kamiennym wyrazem twarzy i bardzo specyficznym spojrzeniem, które nie mówiło jasno, czy Meredith w tym momencie sobie żartowała, czy mówiła na serio. Była oczywiście silną kobietą, metaforycznie i fizycznie, ale czy naprawdę drzemała w niej aż tak duża siła, by móc poskromić Corwyna? W tym momencie pewnie dałaby radę, choć najwyraźniej nie miała takich zamiarów, skoro po chwili wstrzymywania napięcia po swoich słowach, uśmiechnęła się, nie wytrzymując dłużej udawania powagi.
Kiedy przechylał się na jej stronę, wzmacniała uścisk, bo chociaż jego waga wbrew pozorom nie była dla niej aż tak uciążliwa, obawiała się, że wystarczy chwila nieuwagi i jej towarzysz wyrżnie jaki długi na ziemię. Chociaż widok orła wywijającego orła byłby cokolwiek ciekawy, nie miała zamiaru narażać jego zdrowia dla śmiesznej anegdoty. Na dodatek wyrobiła sobie niezłą siłę w ramionach dzięki noszeniu nań swojego syna, który nie był już malutkim dzieckiem od dawna i podnoszenie go stało się swego rodzaju wyzwaniem. Meredith jednak podejmowała je z największą przyjemnością i bez słowa skargi.
- Czemu głupie? Absolutnie nie. - zmarszczyła brwi, widocznie nie rozumiejąc skąd u niego to zakłopotanie. Po chwili przeszło jej przez myśl, że być może to znowu obraz tej wspaniałej męskiej dumy, ale nie miała zamiaru skupiać się nad tym zbyt długo. - Jedno słowo i moja służba jest do pańskich usług, w końcu za to im płacę. - oświadczyła, jakby to była najoczywistsza oczywistość pod słońcem. Przecież nie mogła mu odmówić pomocy, skoro jej potrzebował, prawda? Skoro już zaoferowała mu oględziny medyka, asekuracja przy obmywaniu to pikuś. Nagle jednak zesztywniała, uświadamiając sobie pewną kwestię - mianowicie adresata jego prośby. - Bo chyba nie sądzisz, panie, że ja... - tu urwała, spoglądając na niego szeroko otwartymi i skonsternowanymi oczami. Nie wyglądała na zawstydzoną, a raczej przeraźliwie zdziwioną. Zszokowaną wręcz. A to, czy była to negatywna, czy pozytywna reakcja - tego nie wiedzieli nawet najstarsi górale.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptySob 4 Sty - 21:58

Odkładanie tego w czasie mogło przynieść ulgę, jednakże pozostało pytanie na jak długo. Zawsze znajdzie się powód, by to przełożyć na później, jeszcze później, po czym znów na później. Dlaczegóż sami się wstrzymujemy, nakładając sobie ograniczenia, które trzymają nas w okowach własnych umysłów, zabraniając nam na dostęp do tego, czego tak mocno pragniemy. Zaiste dziwnym gatunkiem jesteśmy, acz zdziw, że dominującym. A przynajmniej teoretycznie, bowiem nijak ma się to do praktyki, w której właśnie tenże dominujący gatunek wybijał się wzajemnie, za pomocą niekończących się wojen, spisków i intryg. Jakże odległym marzeniem musiał być spokój, szczęście i dobrobyt, skoro tak wielu było w stanie przelać tyle krwi i zadać tyle bólu nie tylko innym, ale i sobie samym.
- Nie śmiałbym w to wątpić, lady Baratheon. - mając jej ramie akurat przy sobie odważył się na dotknięciu jej bicepsa, po czym kilkukrotnie na niego nacisnął i pokiwał głową z uznaniem. Czy była silna? W to nawet nie śmiał wątpić, a nawet ośmieliłby się powiedzieć, że była najsilniejszą kobietą, z jaką było mu dane spędzać czas w przeciągu ostatnimi ośmioma laty. Z pewnością udałoby jej się go poskromić, gdyby tylko tego sobie zażyczyła. Pytanie tylko, czy o tym wiedziała, a co najważniejsze - czy tego chciała. Wszakże łobuz kocha najbardziej.
Odetchnął z ulgą, by po chwili znów nabrać powietrza w płuca i zapomnieć o oddychaniu przez dłuższą chwilę, co tylko spowodowało odmianę bądź dwie różnych barw na jego nieco bladej twarzy. W końcu odetchnął głęboko i spojrzał na nią, po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Nie chciałem Cię urazić. Po prostu... mam awersję do służby i nie czuję się komfortowo przy kimś kogo nie znam. - uśmiechnął się nieśmiało, zagryzając na chwilkę wargę. - Komu nie ufam. - dodał po chwili, ciszej, a jego ciało przeszedł dreszcz. Zawsze miał trudności z przyznawaniem się do własnych uczuć, a co dopiero godzeniu się z nimi. Czuł jednak, że przy niej mógł być sobą, a przynajmniej w jakimś, powoli coraz więcej znaczącym stopniu. Swoboda rozmów, wymiana myśli i bliskość sprawiały, że odbierał wrażenie, jakby dobrze ją rozumiał i co więcej - sam był dobrze rozumiany. - Nie chciałem Cię obrazić, Pani. Zapomnijmy o wszystkim, poradzę sobie sam. Dziękuję raz jeszcze za pomoc. - uwolnił się z trudem i bólem od jej dotyku, po czym ukłonił się na tyle, na ile tylko potrafił, by skierować się w stronę wejścia do swojej komnaty.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 1:14

Meredith najwyraźniej chciała poczekać na odrobinę spokojniejsze czasy, żeby w końcu zająć się swoimi uczuciami. Wiedziała, że kumulując w sobie wszystko, co złe i niewygodne, prędzej czy później doprowadzi się do stanu, w którym zwyczajnie wybuchnie. Jednak jak zwykle ta wizja wydawała się odległa i nierealna, więc nie czuła się przez nią naglona. Nie znalazła też żadnego skutecznego sposobu na przyniesienie sobie ulgi. Mogła topić smutki w alkoholu, ale pijana nie miała nad sobą kontroli, co ją na samą myśl absolutnie przerażało. Za to zawsze była wybitnie dobra w grze pozorów, więc uznała, że tym razem po prostu pójdzie na łatwiznę.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, kiedy poczuła jego dłoń ściskającą jej ramię. Uważała to za dziecinne, ale nadal się uśmiechała, więc chyba nie miała nic przeciw. Nawet przez chwilę przeszło jej przez myśl, czy by nie odpowiedzieć tym samym, ale dziecko mieszkające wewnątrz Merry chyba nie miało na to ochoty. Ostatnimi czasy nie była skora do frywolnych zachowań, nie dając mu możliwości do popisu, więc prawdopodobnie mogło go już tam nie być. Od kilku długich i męczących lat zmuszona była do odgrywania silnej, a przecież kłamstwo wypowiedziane setki razy staje się prawdą. Była więc dorosła, poważna i gotowa do zrobienia wszystkiego, by zachować taki obraz siebie w oczach innych.
Czekała na jego reakcję z zapartym tchem, bo zauważyła, że on również miał problem z nabraniem powietrza w płuca. Obserwowała go bacznie, tak samo, jak przy ich pierwszym spotkaniu. Jakby nie chciała przegapić choćby jednego drgnięcia dłoni, jakby doszukiwała się drugiego dna w każdym, najmniejszym geście.
- Lecz skąd zaufanie do mnie? - zapytała, tym razem nie próbując kryć swoich uczuć i pozwalając im się malować na jej twarzy jak na płótnie. Zmarszczone brwi, spojrzenie sugerujące konsternację i swoistego rodzaju zagubienie, bo nie była w stanie przetrawić faktu, że po raz kolejny nie przewidziała jego zachowania. Nieprzewidywalni ludzie sprawiali, że czuła się niewygodnie we własnej skórze, czego nie była w stanie wyjaśnić. Zauważyła zmianę w tonie jego głosu, która ukłuła ją prosto w serce. Ból towarzyszący temu był znajomy, więc prędko domyśliła się, do czego to zmierza. Krok, ukłon, w tył zwrot, naprzód marsz. Ten sam schemat. A więc po raz kolejny swoimi słowami sprawiła mu zawód i powoli zaczynała się za to nienawidzić.
- Nie, to nie tak. - zaprzeczyła, może trochę zbyt głośno i rzewnie. Nim zdążył przekroczyć drzwi swojej komnaty, złapała go za nadgarstek i wskoczyła zwinnie tuż przed niego, stając mu na drodze i patrząc w oczy ze zbolałym wyrazem twarzy. - Nie obraziłeś mnie. - zapewniła po raz kolejny, a jej głos brzmiał zgoła inaczej, niż wtedy, gdy przekonywała go, że może powalić go na ziemię. - Po prostu... Ludzie zazwyczaj trzymają dystans wobec mnie. Nie proszą mnie o pomoc, a jeśli ja ją oferuję, starają się nie przekroczyć wyznaczonych przez mnie granic. Jakby się bali. - wyznała szczerze, uśmiechając się kwaśno, a następnie spoglądając w bok, kiedy ciężar jej słów dotarł do niej samej. Westchnęła ciężko, jakby zbierała kolejne wyrazy, naprawdę starając się dobrać te najodpowiedniejsze. - Dlatego nie spodziewałam się takiej prośby, a przynajmniej nie od ciebie, ser. Niemniej, jeśli jestem w stanie jakoś pomóc, mogę spróbować. Może nie ze wszystkim... ale podobno do odważnych świat należy, czyż nie? - w tym momencie uśmiechnęła się głupio, patrząc na niego licząc, że zrozumie jej aluzję. Nie chciała kolejnych nieporozumień.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 2:20

Pozostawało pytanie czy spokojniejsze czasy nadejdą, czy będzie im dane ich dotrwać, czy też może w ciągu najbliższych dni, tygodni bądź księżyców stanie się coś, przez co znów stracą samych siebie na kolejne lata. Nigdy nie wiadomo, dlatego też Corwyn z dnia na dzień starał się coraz bardziej żyć chwilą i łapać okazje, póki te były w zasięgu ręki. Nie zawsze mu się to udawało i zazwyczaj nie kończyło się to dobrze ani dla niego, ani dla jego samopoczucia, jednak następnego dnia wstawał jakby nigdy nic i próbował dalej. Mimo, że był człowiekiem słabej wiary to jednak starał się wierzyć w to, że w końcu nawet i on znajdzie swoją oazę spokoju, gdzie mógłby być po prostu sobą, zrzucić zasłonę kurtuazji i ściągnąć emocjonalne maski. Jednakże najwidoczniej wymagał za wiele i od siebie od życia, bo nie zapowiadało się na to, by mógł sobie na to pozwolić.
- Nie kazałaś mnie ściąć, a mogłaś. - zaczął wyliczać, teatralnie wyciągając dłoń przed siebie i pokazując palce. - Mogłaś mnie zostawić w celi, a po mnie przyszłaś. - dodał po chwili i zamilkł na chwilę, zastanawiając się. - Nie odtrąciłaś mnie, a mogłaś. - dodał po chwili, uśmiechając się szelmowsko. Co prawda go odtrąciła, ale w mniej bolesny sposób. Nie przejmował się tym, już nie. Ucieszył się w duchu widząc, że przestała się w końcu skrywać ze swoimi uczuciami. Wiedział, że nosiła maskę i absolutnie nie miał jej tego za złe. Musiała to robić by przetrwać w takich warunkach. Była w mniej ciekawej sytuacji niż on i chciałby jej pomóc, gdyby tylko wiedział jak.
Zaskoczyła go. Spodziewał się, że odejdzie i zostawi go samego. Znowu. Jednak tego nie zrobiła. Spojrzał na nią zaskoczony, co zdradziły jego rozszerzone oczy. Nachylił się do niej, zbliżając swoją twarz do jej, zatrzymał usta parę centymetrów od jej ust, po czym sięgnął ręką za nią i zamknął drzwi, uśmiechając się przy tym.
- Dziękuję, że jesteś. - wyszeptał i złożył pocałunek na jej policzku. - To wiele dla mnie znaczy, Meredith. - dodał po chwili i odstąpił, dając jej swobodę i rozglądając się po komnacie, oceniając co też Burza mu przygotowała. Nie zwracał nawet wcześniej uwagi na wyposażenie komnaty, nie licząc miejsca do spanka.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 13:58

Brak kontroli nad przyszłością przerażała ją do tego stopnia, że próbowała przewidzieć konsekwencje każdego najmniejszego czynu. Nie docierało do niej, że czasem jest to zwyczajnie niemożliwe, więc nieprzyjemne niespodzianki doprowadzały ją do białej gorączki i błędnego koła obwiniania się za swoją bezmyślność. Wybaczanie innym przychodziło jej z łatwością, jeśli tylko tego chciała, ale samej sobie nie potrafiła. Od nikogo nie wymagała tyle, ile wymagała od siebie i wielokrotnie słyszała, że doprowadzi ją to do grobu. Czasami nawet miała wrażenie, że to było tym, czego chciała.
- Mogłam, ale dlaczego miałabym? - odpowiedziała na jego wyliczankę, potrząsając głową, jakby sama nie znała na to odpowiedzi. Nie miała zamiaru robić czegoś, w czym nie widziała sensu, ani karać go, kiedy według niej na to nie zasłużył. Nie była pewna, czy sama miała skrzywiony kręgosłup moralny, czy traktowała go specjalnie. W końcu nie miałaby oporów odrąbać komuś ręki przy samej dupie, gdyby odważyłby się na podobne przekroczenie granic jak Corwyn. - Mogę uczynić wiele rzeczy, jednak to nie znaczy, że powinnam. Nie znaczy, że tego chcę. - nie hołubiła się swoją władzą, bo w rzeczywistości nie była tak wielka, jakby się mogło zdawać, a i przy możliwościach niektórych ludzi malowała się raczej blado, więc wiedziała, że od nadmiernego popisywania się może oberwać rykoszetem. Oczywiście miała swój autorytet, a oprócz tego niezwykle silny wpływ na swojego syna, bo chłopiec nigdy nie był z żadnym członkiem rodziny równie blisko. Jednych trzymała wojna, a drugich Meredith - na dystans, ostrożnie selekcjonując tych, którzy mogą się zbliżyć, by oddzielić ziarno od plew, pozbywając się fałszywych doradców. Skoro na Arryna wpłynęła tak mocno za pomocą kilku zdań tamtego dnia, można było sobie tylko wyobrazić, jak łatwo przychodziło jej to z siedmiolatkiem.
Może go zaskoczyła, bo jej po prostu nie znał. Gdyby miał o niej cokolwiek większe pojęcie, wiedziałby, że Meredith nigdy nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki, jeśli zrozumie swój błąd za pierwszym razem. Skoro zdawała sobie sprawę, do czego doprowadza odtrącenie, nie chciała ponownie przez to przechodzić. Pewnie było to odrobinę samolubne, bo pragnęła uniknąć przy tym cierpienia swojego własnego serca, ale ta odrobina egoizmu chyba nie stawała na drodze między nimi. W końcu Corwyn po raz kolejny zaskoczył również i ją, kiedy znowu nabrał tej dziwnej pewności siebie, decydując się na zmniejszenie dystansu między ich ustami do, wydawać by się mogło, niezbędnego minimum.
Nie wiedziała, jak ma mu odpowiedzieć na te podziękowania, zwłaszcza że chwilę później dobił ją, składając pocałunek na jej policzku. Poczekała aż od niej odstąpił, odruchowo kładąc dłoń na swojej twarzy w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą czuła jego dotyk. Chyba potrzebowała odrobiny więcej czasu niż zwykle, by to przetworzyć w umyśle. Oparła się plecami o zamknięte drzwi i krążyła wzrokiem po pomieszczeniu, walcząc z uczuciem ścisku na żołądku.
- A więc darujemy sobie kurtuazję etykiety? - zapytała nagle, opuszczając rękę wzdłuż swojego policzka i szyi, by ta spoczęła zaciśnięta na jej piersi. Nazwał ją po imieniu, a i ona wcześniej pozwoliła sobie na pominięcie kilku rzekomo wymaganych zwrotów grzecznościowych. Nie sprawiało jej to większego problemu, ale czuła się, jakby opuszczali kolejną barierę dzielącą ich, która, choć wygodna dla zachowania dystansu, była dosyć prominentnym krokiem do przodu.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 15:28

Dużo łatwiej obwiniać innych, niż siebie. Łatwiej też od innych wymagać, nie patrząc na siebie. Zdawać by się mogło, że siła tkwiła w tym, by większą uwagę zwracać na siebie a na innych patrzeć tylko po to, by zobaczyć, czy czegoś nie potrzebują. Jednakże kto mógł w tym świecie tak się zachować, nie licząc rzecz jasna Jego Wysokości. Może w końcu szykował się jakiś władca, który doprowadzi do realnego pokoju i chociaż namiastki dobrobytu? Z pewnością mogła więcej, niż samej jej się wydawało. Wszakże własne limity i ograniczenia poznaje się dopiero w kryzysowych sytuacjach. Dopiero postawiony pod ścianą człowiek przekonuje się o tym, do czego tak naprawdę jest zdolny. Był przekonany, że w niej drzemała wielka siła, w końcu nie była jakąś drobną dziewczynką. Miał lekkie obawy w tym, co robił, jednak nie dawał po sobie poznać. Chciał być jak najbardziej opanowany, a przynajmniej takie wrażenie sprawiać.
- Czy przeszkadza Ci to? - zapytał, odwracając się do niej i skupiając swój wzrok na jej dłoni, która była na policzku, następnie na szyi i spoczęła na jej piersi. Uśmiechnął się, a w jego oczach było widać błysk. Pożądał jej i nie potrafił tego ukryć, więc szybko obrócił głowę pod pretekstem szukania czegoś w komnacie. Podszedł do garderoby i otworzył ją, wyciągając jakąś jedwabną koszulę, kładąc na drewnianym stołku nieopodal. Sięgnął po dół swojej, potarganej i pobrudzonej lnianej koszuli, a raczej tego co z niej zostało, by stęknąć cicho z bólu w momencie, gdy próbował ją ściągnąć. Ból w żebrach okazał się za silny, a on sam przeklął pod nosem, niezadowolony ze swojej niesforności. Gdzieś nieopodal, pod ścianą, stała nawet duża, drewniana balia, ale nie chciał nawet o niej myśleć. Nie w obecnym stanie.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 17:10

Obwinianie siebie przychodziło Meredith z łatwością, ale oczywiście było kilka osób, które bardzo chciałaby zobaczyć skróconych o głowę lub chociaż rękę. Nie dlatego, że nie potrafiła znieść żywionych doń urazy, o nie. Po prostu uważała, że świat działałby o wiele lepiej bez tych, którzy próbują wprowadzać w nim niepożądane zmiany, które zakwitły barwnie w ich chorych umysłach jako doskonałe pomysły. Rzeczywistość bardzo szybko weryfikowała ślepe ambicje wcielane bez przemyśleń, więc za żadne skarby nie mogła pojąć, czemu tak wielu kretynów pchało się do władzy. Cieszyła się, że poprzedni król dokonał żywota pośród piasków Dorne, razem z tymi, których poprowadził na pewną śmierć. Gdyby pozwoliłby im wszystkim skonać, a samemu by zbiegł, byłaby pierwsza do zostania królobójczynią. Jeśli chodziło zaś o obecnego władcę, który dochodził do siebie w murach jej domu, była sceptycznie nastawiona, ale nie mówiła nie. Śmierdział jej fanatyzmem, czego brzydziła się ponad miarę, ale wolała to, od ciągania ludzi na wojnę.
- Sama nie wiem. - odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok na dłoń spoczywającą na jej dekolcie. Odruchowo pochwyciła zawieszony na szyi złoty wisiorek w kształcie poroża, obracając go w palcach nerwowo. - Wiem, że powinno mi to przeszkadzać, ale to czy tak rzeczywiście jest... Nie mam pojęcia. - uśmiechnęła się blado, kiedy zobaczyła jego uśmiech, ale wydała się odrobinę nieobecna, jakby coś cały czas zajmowało jej myśli. Była z nim szczera, ale nie mówiła mu wszystkiego. Prawdę mówiąc, chyba z nikim nie dzieliła się całą sobą. Zawsze zostawiała jakiś sekret dla siebie, nie potrafiąc się otworzyć jak księga i pozwolić z siebie czytać bez żadnych przeszkód.
- Pomogę. - rzuciła, odrywając się od drzwi i ruszając w kierunku Arryna, gdy tylko zauważyła, że męczy się z koszulą. Stanęła za nim, po czym chwyciła dolne brzegi jego koszuli i powoli zaczęła ją unosić. - Ręce do góry, ale ostrożnie. Nic na siłę. - poleciła spokojnie, uśmiechając się do siebie, bo przecież stojąc do niej tyłem nie mógł tego zauważyć.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 18:47

Co też ją powstrzymywało przed skróceniem ich o głowę, bądź rękę? Jeśli tak byłoby lepiej to czemu z tym zwlekać, tudzież ograniczać się. Zmiany wymagają działania, szczególnie te bardziej drastyczne, jednak kto wie jakie przyniosą one konsekwencje? Nigdy nie można być niczego pewnym w stu procentach, to na pewno, jednak czy to musi oznaczać porzucenie planu, jeśli szanse są niższe? Zawsze jest jakieś ryzyko i warto się zastanowić czy jest sens je podejmować. Uwielbiał patrzeć na jej uśmiech, na czym się przyłapywał, jednak nic sobie z tego nie robił. Mógł patrzeć na niego godzinami i biada temu, kto ośmieliłby się sprawić, że na tej pięknej twarzy nie będzie widoczny ten przyjemny skurcz twarzy.
Nie zdążył się obejrzeć, a ona już stała za nim, unosząc jego koszulę. Nie widziała tego, ale uśmiechnął się od przymusu, będąc mocno zakłopotany zaistniałą sytuację. Podniósł powoli ręce, zaciskając przy tym zęby. Nie spodziewał się, że ból będzie aż tak dokuczliwy. W końcu się udało pozbyć go górnej części garderoby, a on sam odetchnął z ulgą, zaczynając się mimowolnie przeciągać i prężyć. Dopiero teraz Meredith mogła z bliska przyjrzeć się jego śladom na plecach. Nie licząc starych i bardzo licznych blizn, głównie z okresu wojny w Dorne, miał nieco świeższe ślady, takie potężne sińce na nerkach i dolnych częściach pleców oraz ślady po uderzaniu pałkami i metalowymi pręgami, które porozcinały mu skórę w okolicach łopatek. Odwrócił się do niej, powolnie i spokojnie, patrząc na nią bez słowa i odsłaniając swój przód, na którym było co prawda mniej siniaków, jednak wciąż widoczne świeże rozcięcia, występujące na przemian ze starymi śladami. Uśmiechnął się do niej blado, widać było wciąż zakłopotanie na jego twarzy.
- Jesteś piękna. - wyszeptał do niej i uniósł delikatnie rękę, powolnym ruchem dotykając jej dłoni. Nie pozwalał sobie na więcej, nie wykonywał gwałtownych ruchów, nie chciał jej znowu przestraszyć.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 21:07

Meredith uważała, że ma już wystarczająco dużo na sumieniu, by dokładać sobie do rachunku czyjeś życia, bez względu na to, jak bardzo w jej mniemaniu na to zasługiwali. Na palcach jednej ręki mogła policzyć momenty, w których działała w afekcie, nie potrafiąc kontrolować swojego gniewu. Nie była w stanie pod wpływem chwili skazać kogoś na opuszczenie tego świata, bo to była decyzja o permanentnym skutku, a kiedy już zdążyła ją przemyśleć, dochodziła do wniosku, że do niczego to nie doprowadzi. Nie była jednak litościwa, choć w ostatecznym rozrachunku mogłoby się tak wydawać. Po prostu z jej punktu widzenia trzymanie vendetty aż po grób do niczego nie prowadzi, a jedynie sprawia, że nabawiasz się dziwnych paranoi, które spędzają z oczu sen, a z ust uśmiech. Ciężko być szczęśliwym, kiedy nie można sobie pozwolić na chwilkę spokoju.
Może gdyby się nad tym dłużej zastanowiła, też poczułaby pewną dozę zawstydzenia. Merry jednak skupiała się na asekuracji Corwyna przy zdejmowaniu koszuli tak, by bolało go jak najmniej. Raz po raz zerkała na jego twarz, próbując się doszukać jakichś oznak cierpienia, jednak jej pozycja i dzieląca ich wysokość jej tego nie ułatwiała. Więc starała się być po prostu nad wyraz delikatna.
Ujrzawszy stan jego torsu, odrobinę się przestraszyła. Nie wyglądało to zbyt dobrze, a raczej tragicznie. Jego plecy nosiły sińce we wszystkich barwach tęczy, choć te w kolorze purpury i fioletu były najbardziej prominentne. Kiedy się odwrócił widok był odrobinę bardziej znośny, ale wcale jej nie ulżył w zmartwieniu.
- Tylko z zewnątrz. - odparła, patrząc na niego bez wyrazu, najwyraźniej będąc zbyt przejętą, by przyjmować komplementy. Następnie spuściła wzrok najpierw na ich stykające się dłonie, a potem ponownie na jego klatkę piersiową. - To nie wygląda dobrze, naprawdę powinnam posłać po maestera. - wyciągnęła ze swojego rękawa białą, haftowaną złotą nicią chusteczkę i niezwykle ostrożnie zbliżyła ją do jednej ze świeższych ran, by sprawdzić, w jakim jest stanie. - O co poszło? Zbałamuciłeś czyjąś żonę? - zapytała wreszcie, uśmiechając się lekko z przekąsem, choć prawdę mówiąc, powinna była o to zapytać, zanim wypuściła go z celi. Fakt, że oswobodziła go bez zbędnych pytań był na dobrą sprawę zastanawiający, bo chociaż miała prawo domniemać o jego niewinności, nie powinna była od ręki o niej decydować.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyNie 5 Sty - 23:08

Sumienie. Corwyn dość często zastanawiał się czym ono było. W niektórych religiach i nurtach etycznych wewnętrzne odczucie pozwalające rozróżniać dobro i zło, a także oceniać postępowanie własne i innych ludzi. Dla innych zdolność pozwalająca człowiekowi ujmować swoje czyny pod kątem moralnym i odpowiednio je oceniać. Jednak teoria dość często mijała się z praktyką, która wyglądała mniej ciekawiej. Czy z biegiem czasu sumienie może rosnąć, bądź przeciwnie - zmniejszać się? Czy po pierwszym zabitym człowieku miewa się wyrzuty sumienia, ale po dziesiątym to już w sumie staje się obojętne? To były dość intrygujące i kontrowersyjne kwestie, których nie było mu dane poruszać za często z kimkolwiek.
- Twój dotyk mi w zupełności wystarczy, Meredith. Nie potrzebuję mae.. - jęknął przeciągle i zacisnął zęby, gdy ta dotknęła jego rany. Nie wydarł się rzecz jasna na całe gardło, ale ewidentnie to odczuł. Wziął głęboki oddech i spojrzał na nią, z uśmiechem w kąciku ust, wciąż z zaciśniętymi zębami. Mogłaby pomyśleć, że faktycznie mocno go zabolało, jednak jego dotyk na jej ręce nie zmienił się, wciąż był delikatny i nie przestawał gładzić jej skóry ani na chwilę.
- Znasz mnie przecież. Nie byłbym sobą gdybym nie zbałamucił żony karczmarza i jego córki. A że jakiś gwardzista się jeszcze dołączył to dorzuciłem jego siostrę. - zaczął poważnie, patrząc w jej oczy z kamienną twarzą, jednak nie wytrzymał tak długo i zaczął chichotać. Nie trwało to długo, kilka sekund i umilknął, przybierając nieco ostrzejszy wyraz twarzy, jakby myślał nad czymś, co go bolało.
- Jakiś żołdak za dużo wypił i zaczął wykład o tym, że sytuacja w Westeros jest nieciekawa, a Ziemie Burzy potrzebują twardego i dorosłego przywódcy, który zadba o sprawy regionu. Wybiłem mu ten pomysł z głowy. - powiedział jakby nigdy nic, patrząc gdzieś w górę. Wolał chyba trzymać się tej pierwszej wersji, nie byłaby tak kłopotliwa i oszczędziłby jej bólu, jednakże.. nie chciał jej okłamywać. Nie wiedział sam, czy mógłby. Chciał być z nią szczery. Chciał dla niej najlepiej jak tylko potrafił.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPon 6 Sty - 0:06

Pojęć sumienia było tyle, co ludzi na świecie. Każdy interpretował je inaczej, bo w istocie każdy uważał za złe i dobre co innego. Dlatego to, co ciążyło na duszy jednej osobie, niekoniecznie musiało być problemem dla drugiej. Może gdyby nigdy w życiu nie spotkała się ze stratą, łatwiej przyszłoby jej odbierać innym to, co najcenniejsze. Jednak wiedząc, jak to jest, gdy inni pozbawiają cię najważniejszych rzeczy, nie chciała, żeby ktokolwiek inny przez to przechodził z jej winy. Nie była bezduszna i nigdy nie aspirowała do bycia taką, choć chłód, którym częstowała wszystkich na swojej drodze, mógłby o tym sugerować. Zamykała się przed ludźmi, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że nawet jeżeli sama nie chce nikogo zranić, inny mogą mieć taki zamiar wobec niej.
- Oczywiście, mój drogi. - powtórzyła po raz kolejny dnia dzisiejszego, a więc obydwoje wiedzieli, w jakim to było kontekście. - A teraz zawyłeś z radości, jak mniemam? Ból uszlachetnia i tak dalej? - spojrzała na niego spod byka, jakby rozpędzała się do uczynienia mu reprymendy z powodu bagatelizowania swojego stanu zdrowia. Zabrała chusteczkę i odłożyła gdzieś na bok, najwyraźniej uznając, że nie będzie wciskać ubrudzonej tkaniny z powrotem do rękawa. - Czemu mężczyźni obierają sobie zgrywanie twardziela za punkt honoru? Oględziny maestera to żaden wstyd. - westchnęła, kręcąc głową z dezaprobatą. Jedynym, co obecnie powstrzymywało ją przed wymarszem po kogokolwiek z wiedzą medyczną, był fakt, że nadal trzymał ją za rękę.
- A jakże, przecież byłam tym gwardzistą. A karczmarz jak nas zobaczył, to wstał zza szynkwasu i począł klaskać. - błyskawicznie odparła jego żarty, również patrząc na niego z kamienną twarzą oraz uniesionymi brwiami. Kiedy się zaśmiał, parsknęła śmiechem razem z nim, nie mając zamiaru dalej utrzymywać tej farsy, nieważne jak żartobliwa by nie była.
Na wspomnienie o prawdziwym powodzie bójki westchnęła ciężko, po czym zamknęła oczy i trwała tak przez chwilę, jakby modliła się w duchu do Siedmiu, żeby jej szlag na miejscu nie trafił. Po chwili uniosła powieki i odruchowo zaczęła się rozglądać za jakimś alkoholem, nawet jeżeli miałby być to najpaskudniejszy sikacz. Kiedy zorientowała się, że nie jest u siebie i nie wie, czy są pochowane tu jakieś napitki, spojrzała z powrotem na Corwyna.
- Pies ich trącał. - syknęła, puszczając mężczyznę, by oprzeć ręce na swoich biodrach. Wyglądała na zirytowaną. - Gdybym dostawała złotego smoka za każdym razem, gdy to słyszę, spłaciłabym całe wojenne długi Korony. - fuknęła, zamaszyście gestykulując prawą dłonią. - Też bym wolała, żeby Olyver żył i zajmował się tym cyrkiem, przynajmniej co poniektórzy by jadaczki pozamykali. Ale jest jak jest i skoro ja się dostosowałam, to oni też muszą. Thomas jest i będzie ich Lordem, bez względu czy im się to podoba, czy nie. - wypuściła powietrze z ciężkością, jakby wypluła z siebie cały gniew i jad, jaki zbierała przez ostatnich kilka miesięcy. W rzeczywistości była to tylko nieznaczna dawka, ale przynajmniej sobie trochę ulżyła.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPon 6 Sty - 6:21

Zamykanie się na innych pozwalało stworzyć iluzję muru, w środku których człowiek czuł się bezpieczny. Co prawda nic nie mogło go przekroczyć od zewnątrz, zadawane rany były mniej skuteczne, a sam osobnik odporniejszy, jednak to działało także w drugą stronę, jak miecz obusieczny. Będąc w środku, zamknięty, nie pozwalasz także na to by wyrzucać z siebie to, co się zbiera. W umyśle, w sercu, cały gniew, frustracja i złe emocje. Musiały mieć swoje ujście, by zachować klarowność umysłu, inaczej pogrążały wpierw umysł, potem ciało. Corwyn wiedział o tym doskonale, za każdym razem jak tłumił w sobie uczucia to nie kończyło się to najlepiej ani dla niego, ani dla otaczających go ludzi.
- Tak reaguję na dotyk pięknej kobiety. - wzruszył ramionami, jakby udawał, że nie wie o co chodzi. Zatrzymał jej dłoń z chusteczką, by ją odebrać i sięgnął po drewnianą, okrągłą misę z wodą, by w niej zanurzyć materiał i kontynuować obmywanie swoich ran, dość nieudolnie rzecz jasna, dociskając momentami za mocno i powodując grymasy na twarzy i ciche westchnięcia. Widząc jak błądzi okiem po komnacie domyślił się, czego teraz potrzebuje i skinął głową w stronę ogromnego stołu w środku komnaty. Znajdowała się na nim jego zbroja płytowa, zadbana i z pozoru lśniąca, jednak widniał już na niej kurz. Obecny obok materiał świadczyć mógł o tym, że regularnie ją czyścił, ale przestał z jakiegoś powodu. Ta sama sytuacja była z jego pięknie zdobionym hełmie ze skrzydłami oraz wyglądającym na ciężkim mieczem bastardowym z jelcem w kształcie skrzydeł. Widać było, że Corwyn nie wstydził się swojego pochodzenia i dumnie pokazywał swoją przynależność, czemu dopełniał fakt, że obok okna wisiała rozłożysta, potężna peleryna przedstawiająca herb jego rodu. Niebieski orzeł wzbijający się przed księżycem na niebieskim tle zajmował sporą część materiału o takich samych kolorach.
Wracając jednak do stołu - pomiędzy częściami uzbrojenia i szmatkami do czyszczenia, znajdowało się kilka bukłaków przeróżnej wielkości, parę kufli, nawet jeden czysty by się znalazł oraz dwie lub trzy amfory, z winem oraz miodem pitnym. Mężczyzna doskonale rozumiał, że czasem milczenie jest najlepszym towarzyszem, a jeszcze lepiej, jak można sobie zwilżyć gardło. Patrzył na nią spokojnym wzrokiem, uśmiechając się przyjaźnie. Zaczął rozumieć ją coraz bardziej, im lepiej ją poznawał. Zbierający się w niej gniew był jak najbardziej słuszny i lepiej by to teraz znalazł swoje ujście, a nie na placu, wśród żołnierzy. Pewne sprawy musiały zostać załatwione i wyjaśnione za zamkniętymi drzwiami, by do swoich ludzi wyjść jako silny lider. Ot kolejna gra, warta świeczki tym razem.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPon 6 Sty - 18:16

Z jej punktu widzenia, uważała zbudowane wokół siebie ściany za swego rodzaju bufor, który chronił ją przed kolejnymi urazami, ale i pozwalał na zasklepienie się tych, które już nosiła w sercu. Życie nauczyło ją, że czas leczy rany, więc liczyła, że również i tym razem dojdzie do rekonwalescencji. Możliwość eksplodowania od natłoku negatywnych uczuć schodziła na drugi plan, bo wizja bycia zranioną jeszcze bardziej niż teraz była od niej silniejsza i przerażała ją do szpiku kości.
- Romantycznie. - wycedziła przez zęby z lekkiem uśmiechem, patrząc na niego spojrzeniem, mówiącym jasno, że nie wierzy w niego. Gołym okiem mogła zobaczyć, jak bardzo był pokiereszowany i jak duży sprawiało mu to ból, a on dalej przybierał dobrą minę do złej gry. Meredith nie wymagała od niego zgrywania bohatera, wręcz przeciwnie, pozwoliła mu na wyrzucenie z siebie wszystkiego, raczej wyraźnie dając do zrozumienia, że jest wyrozumiałą osobą. Bądź co bądź, cieszyła się, że w końcu zabrał się za przemywanie ran, które prosiły się o to niebywale. Rzuciła okiem w kierunku balii z wodą, przypominając sobie, po co tu przyszli. - Nie chciałeś czasem, mój panie - tytuł wypowiedziała z takim przekąsem, jakby się nabijała, choć ciężko było wyczytać, czemu to zrobiła - Dokonać aktu ablucji? - zabrzmiała jak wyniosła dama, która właśnie wyjęła nos z bardzo mądrej księgi. Może sobie żartowała, ale naprawdę zastanawiała się, czemu zrezygnował z chęci obmycia się, na której wcześniej mu tak zależało, że aż ośmielił się poprosić Merry o pomoc z nią.
Czekając, aż skończy dbać o swoje zdrowie fizyczne, zaczęła odruchowo krążyć po komnacie, rozglądając się dookoła. Zwróciła uwagę zarówno na rodowy płaszcz, jak i na kurzącą się na stole zbroję. Jednak kiedy jej wzrok spoczął na tym drugim, szybko spostrzegła również znajdujące się nieopodal trunki. Zajrzała do środka każdej z amfor po kolei, a kiedy znalazła tę z winem, które na pierwszy rzut nie zalatywało sikaczem, chwyciła najczystszy z kufli i nalała sobie trochę.
- Milczysz. Dlaczego? - zapytała, kiedy cisza za strony Arryna wydłużała się odrobinę za długo, by uznać to za grzeczne słuchanie tyrad Meredith. Napiła się odrobinę, cały czas patrząc znad naczynia na mężczyznę, ani na chwilę nie przerywając spojrzenia. Skoro o czymś myślał, liczyła, że się z nią tym podzieli.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPon 6 Sty - 18:38

Czas leczy rany, bez względu na to jak dotkliwe by one nie były. Każda rana się z czasem zagoi, nawet jeśli zostanie blizna to ból przeminie, przynajmniej ten fizyczny. Jednak co z tymi ranami na sercu, na duszy, których nie da się dotknąć i opatrzyć. Czy wiara i modlitwa jest w stanie ukoić ten rodzaj bólu, czy też może sumienie i silna wolna. Ludzie boją się być zranieni i podświadomie na to reagują, chociażby wyprowadzając pierwszy atak. Całkowicie zrozumiałe i głupie zarazem, bo zamiast kierować się pierwotnymi instynktami czasem warto się po prostu zastanowić nad tym co się robi i czego się oczekuje zarówno od innych jak i od siebie samego.
Czy zgrywał bohatera? Po części. Jasne, że odczuwał ból, jednak był już do niego przyzwyczajony i przetrwał gorsze rzeczy, niż bijatyka i zebrany kilkukrotnie łomot, nawet pałkami. Przestał wykonywać swoją czynność, gdy Meredith zwróciła uwagę na główny cel ich wizyty w tej komnacie. Patrzył chwilę w ciszy na balię, po czym przerzucił swoje spojrzenie na nią, nie było w nim ani radości, ani pewności siebie.
- Masz rację, moja Pani. - rzucił od niechcenia, po czym jakby nigdy nic schylił się i ściągnął zarówno swoje spodnie jak i gatki, zostając całkowicie nagim. Absolutnie nic sobie nie robił z jej obecności, czy wzroku, o ile go wciąż obserwowała, a miała na czym zawiesić spojrzenie, to na pewno. Spokojnym krokiem udał się w kierunku balii i wstrzymując oddech oparł się o nią, po czym wszedł do środka, cicho stękając z nieprzemijającego wciąż bólu. Gdy już znalazł się w środku i wygodnie się ułożył - odetchnął z ulgą, zadowolony, że udało mu się wykonać tak trudną czynność bez jej pomocy.
- Nurtuje mnie Twoja relacja z Taedherem. Jest dobrym wojownikiem i przyjacielem, jednak nie znam jego ambicji i zapędów. Nie obawiasz się, że zrobi coś, co mogłoby wpłynąć na.. obecną sytuację? - starał się ostrożnie dobierać słowa, kontynuując higienę w środku, obmywając się wodą i wspomagając się nieudolnie chusteczką. Jakkolwiek niekomfortowo i zakłopotany by się teraz nie czuł, nie dawał tego po sobie poznać, unikając kontaktu wzrokowego i skupiając się na swoim ciele, co chwilę tylko kątem oka zerkając czy Meredith go obserwuje.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyPon 6 Sty - 21:55

W temacie wiary nie mówiła dużo, bo sama nie była pewna na temat swojej. Oczywiście wierzyła, że gdzieś tam są stworzenia wyższe od nich, jednak nie czuła z nimi aż tak silnej więzi, by pozostawiać wszystko w ich rękach, licząc na cud. Czasem zdarzało jej się modlić, najwięcej w czasie wojny, ale odkąd zmarł jej mąż, mimo niemych próśb w kierunku świętych figur o zgoła inny los dla niego, straciła sporą dozę nadziei. Nigdy nie była filozofką i absolutnie nie zmierzała w tym kierunku, więc nie chciała rozmyślać, czy może wystawiają ją na jakąś próbę, po prostu uznała, że mają ją w dupie i poczęła żyć według własnych zasad. Dlatego słysząc o fanatykach wśród wiernych, robiło jej się zwyczajnie niedobrze. Ale cóż zrobić; głupich nie sieją - sami się rodzą.
Zauważyła, że mina mu nagle zrzedła, więc kiedy uraczył ją tym niepewnym spojrzeniem, odwzajemniła je wzrokiem pełnym konsternacji. Jeszcze przed chwilą był gotowy zgrywać twardego jak skała, śmiejąc się, że ból jest niczym, a te rany na klacie to ledwie zadrapanie, zupełnie jak po kocich pazurach. Teraz patrzył na nią, jakby mu tego kota utłukli kamieniem na jego oczach. Po chwili jednak Corwyn postanowił wcielić jej propozycję w życie i zrzucił odzienie, stając przed nią tak, jak go bogowie stworzyli. Meredith najpierw uniosła brwi w osłupieniu, a potem zamknęła oczy i potrząsnęła głową, próbując przetrawić, co właśnie się stało. Mogła przysiąc, że w głowie zagrzmiał jej chór septonów śpiewających słowa "Dobra Matko, cór twych siło".
- Było powiedzieć słowo, odwróciłabym się. Nadal mogę wyjść. - oświadczyła, wskazując ręką trzymającą wino domniemany kierunek drzwi. Nadal miała zamknięte powieki, więc nie do końca była pewna, gdzie znajduje się wyjście. Po chwili jednak usłyszała plusk wody, więc stwierdziła, że raz kozie śmierć, a następnie otworzyła oczy ostrożnie, by zerknąć, na czym stoją. Ujrzawszy, że Arryn już zanurkował w balii, odetchnęła z ulgą i asekuracyjnie dolała sobie wina. No a kiedy zadał kolejne pytanie, była z siebie szalenie dumna, że to zrobiła, bo przewidziała nadchodzącą burzę. Nic tak nie cieszy, jak wspomnienie ukochanego szwagra.
- Czy się obawiam człowieka, który niegdyś uważał, że byłby lepszym lordem od mojego męża, a teraz sądzi, że to jemu powinien się należeć tytuł mojego syna? Nie, kurwa, skąd ten pomysł? - wycedziła sarkastyczną uwagę, uśmiechając się perliście, po czym przystawiła kufel do ust i wypiła haustem wszystko, co się w nim znajdowało. Kiedy wyzerowała całe wino, spojrzała na naczynie, dochodząc do wniosku, że robi się w tym coraz lepsza. Jeszcze trochę i ogłoszą ją alkoholikiem. - Moja relacja z Taedherem jest... burzliwa. Tak, burzliwa, to dobre słowo. - przestała się głupio uśmiechać i zgarnęła trochę rzeczy ze stołu na bok, żeby móc oprzeć się o brzeg blatu tyłkiem, po czym znowu chwyciła amforę z winem, w raczej wiadomym celu. - Przed śmiercią mojego męża jeszcze było w miarę w porządku. Co prawda był zazdrosny o pozycję Olyvera i o jego udane małżeństwo, posyłając mi dziwne spojrzenia, ale to tyle. Nie posunął się do niczego, co doprowadziłoby między nami do scysji. Jednak teraz... - w tym momencie nalała sobie trochę wina, po czym wypiła jego łyk. - Jak ja mam wytłumaczyć siedmiolatkowi, że może pewnego dnia się nie obudzić, jeśli ktoś zaślepiony żądzą władzy zapragnie jego pozycji? - zapytała, patrząc zimnym wzrokiem prosto w oczy Arryna, przechylając głowę odrobinę na bok i trwając tak, z kamienną twarzą, zastygła w ruchu. Zmrużyła oczy, wyglądając na martwą w środku. Najwyraźniej pociągnął za kartę pułapkę.
Powrót do góry Go down
Corwyn Arryn
Corwyn Arryn
Wiek postaci : 34
Stanowisko : Dziedzic Orlego Gniazda, rycerz Doliny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t565-corwyn-arryn#931https://ucztadlawron.forumpolish.com/t584-corwyn-arryn#1007https://ucztadlawron.forumpolish.com/t832-nie-ma-na-swiecie-takiego-leku-ktory-nadalby-sens-zyciu#3236

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyWto 7 Sty - 2:06

Corwyn nigdy nie rozumiał idei modlenia się. Samą wiarę po części jeszcze był w stanie pojąć, nawet miał chwilami przebłyski, w trakcie których sam uważał się za wierzącego. Jednak wojna dobitnie pokazała mu, że w tym świecie nie ma miejsca na wiarę, która nie uchroni go przed ostrzem przeciwnika. Nie uchroniła wszakże jego brata, Huberta, ani nawet Smoczego Króla. A za tego ostatniego z pewnością niejedna dusza się modliła, więc jaki był jej sens? Najpierw w intencji zdrowia i przetrwania, a jak się nie uda to w intencji spokoju i pogrzebu, by następnie w intencji zemsty i nieszczęścia dla tych, którzy do tego doprowadzili. Błędna spirala wzajemnej nienawiści, przesiąknięta wiarą i polityką. Im więcej o tym myślał, tym bardziej był wdzięczny za to, że jest tylko prostym i trochę skomplikowanym rycerzem. Co prawda dziedzicem, ale jeszcze miał niejedną okazję, by udowodnić ojcu, że nie jest do tego najlepszym kandydatem.
- Ostrzegałem. Nie wpuściłem Cię tutaj siłą. - zwrócił jej słuszną uwagę, wyraźnie rozbawiony jej reakcją. Nie chciał jej onieśmielać, a dopiero teraz do niego dotarła, że nie zafundował jej widoku, jaki by sobie zażyczyła. Aczkolwiek było to na swój sposób pobudzające i w sumie to wyrzuty sumienia zniknęły jeszcze zanim zdążył się wygodnie usadowić.
Oczywiście nawet to nie mogło trwać za długo, bowiem stąpając po niepewnym gruncie i chwytając się czegokolwiek, byleby nie zapanowała niezręczna cisza, poruszał coraz to gorsze tematy. Westchnął ciężko i oparł się o balię ramionami, unosząc jedną nogę ku górze, delikatnie zaciskając przy tym zęby. Czuł się już co prawda o wiele lepiej niż leżąc w zimnym i wilgotnym miejscu, jednak do pełnej sprawności wciąż potrzebował trochę czasu. Obserwował ją tym razem uważnie, śledząc każdy jej ruch, w milczeniu obserwując jak opróżnia jego skromne już zapasy najlepszego alkoholu jaki udało mu się tutaj zdobyć przez ten czas.
- Wiem od niego tylko tyle, że Końcem Burzy rządzi rada regencyjna. - westchnął cicho i odchylił głowę w tył i skupiając się na jakimś punkcie na suficie. - Chciałbym móc coś zrobić, jednakże wiem, że mnie to nie dotyczy. - dodał po chwili smutno, nieco ciszej, ale wciąż słyszalnie. Odpłynął gdzieś myślami.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. EmptyWto 7 Sty - 2:33

Nawet jeżeli w końcu dochodzili do wniosku, że oddawanie się w boską łaskę nie ma najmniejszego sensu, Meredith nadal nie chciała obwiniać istot wyższych za krzywdy, których doświadczała. W końcu to nie bogowie zabijają ludzi, tylko ludzie wyznający bogów. Ludzka głupota ciągnąca ich w stronę koniecznego udowadniania sobie nawzajem, że twój przeciwnik nie ma racji, tylko ty. Wyznawcy nowych bogów atakujący starych i vice versa, na dokładkę odzywali się też ci od Utopionego. Jeszcze większa zabawa była wtedy, kiedy do kompletu dochodziły wierzenia zza dalekich wód, a razem z nimi arkana mistycyzmu, niepojęte przez zwykłych zjadaczy czerstwego chleba. Wtedy wszyscy bili się ze sobą, gwoli zasady "racja jest bardziej mojsza niż twojsza", bo żaden nie mógł przecież przyznać, że cudzy bogowie są lepsi od jego własnych. Pogwałciłby nie tylko swoje dogmaty, ale i własną tożsamość, bo ludzki gatunek ciężko trawi chwile, kiedy orientują się, że coś w co wierzyli od kołyski, tak naprawdę jest zwyczajną bujdą.
- Nie przypominam sobie, żebyś ostrzegał mnie przed negliżem. - uśmiechnęła się, również zauważając komizm sytuacji. Przez myśl nawet przeszło jej, żeby podejść do balii, włożyć dłoń do wody i chlapnąć go prosto w twarz, w ramach odwetu za prezentowanie części swych prywatnych części przed panią tego domu, ale potem przypomniała sobie, że jest dorosła. Może gdyby Corwyn był jej bratem, to jeszcze pozwoliłaby na przebudzenie się jej wewnętrznego łobuza.
- Rada-srada. - parsknęła z przekąsem, wywracając oczami tak konkretnie, że gdyby nie fakt posiadania mózgu, dojrzałaby własną potylicę. - Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Nic dobrego nie wyjdzie spod ręki rady, w której każdy ma inną opinię i inne interesy. Aczkolwiek muszę przyznać, że to i tak najbardziej polubowne wyjście, jakie zdołaliśmy uzyskać. - westchnęła w końcu, odstawiając praktycznie pustą amforę z resztką wina na dnie, a razem z nią kufel. Najwyraźniej uznała, że jeśli wypije cokolwiek więcej, przestanie trzymać fason. Wypiła wystarczająco, by się uspokoić i nie wywracać krzeseł na samą myśl o kwestii regencji.
- A jak miewają się sprawy w Dolinie? - zapytała, zajmując się strzepywaniem kurzu z leżącej nieopodal niej zbroi. - Jak mniemam, twoja sytuacja małżeńska też nieco... kuleje? - uniosła brwi, spoglądając na niego z ukosa, wyraźnie rzucając aluzję do jego podbojów innych kobiet. Łącznie z nią samą. Podświadomie czuła, że nie przystoi pytać o takie rzeczy, ale podobno nie przystoi też obnażać się przed obcą szlachcianką, a jednak już to przerabiali.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty
Temat: Re: When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.   When I hoped, I feared; since I hoped - I dared. Empty

Powrót do góry Go down
 
When I hoped, I feared; since I hoped - I dared.
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: