Share
 

 I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania

Go down 
AutorWiadomość
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyPią 10 Sty - 20:43



160 rok
Królewska Przystań
Haerys Targaryen & Lancel Lannister



Uroczystość chyliła się ku końcowi, słońce dawno zniknęło za mieniącymi się wodami okalającymi Czerwoną Twierdzę, sprowadzając na nieboskłon czarny obrus srebrzystych gwiazd oraz księżyc w pełni, doskonale widoczny z balkonów okalających salę, na której toczyła się zabawa. Jego pobyt w Królewskiej Przystani dobiegał końcowi, ledwie przed paroma dniami otrzymał rycerski pas i ostrogi, składając swoją przysięgę przed obliczem Siedmiu. Już teraz wiedział, że w pewnym sensie będzie za tym tęsknił – Królewska Przystań była największym miastem, w jakim kiedykolwiek był i w jakim zapewne kiedykolwiek będzie. Lannisport wcześniej wydawał ogromny – ale nie mógł równać się ze stolicą. Lubił jej tętno, rytm, lubił prezentowaną przez nią różnorodność i pojawiających się w niej gości, choć ostatnie lata spędził na trudnej nauce rycerskości Królewska Przystań wciąż mniej kojarzyła mu się z obowiązkowością niż Lwia Skała. Wiele jej zresztą zawdzięczał, służba u boku tak doświadczonego królewskiego gwardzisty była dla niego zaszczytem, którego nie każdy mógł dostąpić.
Zaręczyny zawarte przed paroma laty sprawiały, że mógł korzystać z dworskiego życia – królewna Haerys miała stać się jego żoną. Przez minione lata dotrzymywał jej towarzystwa, prezentując się zgodnie z zasadami rycerskiego stanu, od czasu do czasu obsypując ją podarkami, odkąd tylko dostrzegł, jaką te sprawiają jej radość; czasem kwiaty, czasem błyskotki, dziś był to wisior ukuty w kształt poderwanego do lotu smoka, odlany ze złota wydobytego z kopalni pod Casterly Rock, z mieniącym się ametystowym kamieniem w sercu, tak precyzyjnie wywabiającym blask fioletowych tęczówek wyrazistych oczu młodej smoczycy – przysłano mu go z domu, by podarował go młodziutkiej królewnie. W tańcu kamień odbijał blask otaczających ich świec, lecz te najmocniej płonęły w jej oczach, odbijając w jej źrenicach płomień - iście smoczy. Grajek właśnie kończył pieśń, muzyka ucichła, a on skłonił się rycersko przed damą swego serca w podziękowaniu za wspólnie spędzony czas. Dziś pozłacaną zbroję zastąpił dworski strój pozbawiony zimnych blach ciężkiego pancerza, ciemny szkarłatny kaftan sięgał zgodnie z obyczajem połowy uda, zdobiony od wewnątrz zgodnie z zachodnią modą – nigdy nie zapomniał przecież o swoim dziedzictwie. Najmocniej przypominał o nim jednak medalion otrzymany od ojca, złota podobizna lwa wyrzeźbiona na płaskim amulecie. Jego stopa zachwiała się lekko, niezauważalnie, kiedy prostował sylwetkę, znacznie wyższą od swojej towarzyszki. Wypił tego dnia o jeden kielich za dużo – a alkohol od zawsze szybko rozprzestrzeniał się w jego żyłach, tętniąc w skroniach i pulsując wraz z sercem, przyćmiewając trzeźwe myśli. Nie chciał dać tego po sobie poznać i robił, co mógł, by tak się nie stało.
- Wasza książęca wysokość – pozdrowił ją, tym samym dziękując za poświęcony mu taniec, gdy rozszedł się dotyk ich dłoni, spoglądając na jej twarz od pewnego czasu zdawało mu się, że dostrzega na niej coraz większe znudzenie, może i znużenie ciężejącą atmosferą jak i luźniejszym obyczajem wywołanym lejącym się alkoholem, którego młoda królewna nawet nie skosztowała. – Oddalę się teraz, jeśli tylko tego zechcesz, lecz wiedz, że kierując się troską o twoje samopoczucie dostrzegam na twoim licu zmęczenie. Pozwól się odprowadzić, pani, moją odpowiedzialnością byłoby, gdybyś zasłabła w drodze do swych komnat. – Mówił szczerze, przynajmniej po części, mocniej wiedziony jednak obowiązkiem niżeli ciepłą empatią. Taniec musiał dodatkowo zmęczyć królewnę, a już wcześniej wydawało mu się, że oglądała się głównie za wyjściem z przepełnionej śmiechem i zabawą sali. Wciąż nie do końca pojmował istotę ich narzeczeństwa, nie patrząc nadto w przyszłość, urzeczony niespotykanym spojrzeniem dziewczyny valyriańskiej krwi i srebrnymi włosami kaskadą spływającymi na jej wątłe drobne ramiona. Rodzaj jej urody był nieco jak diament barwy innej niż biała – drogi, rzadki, cenny, zachwycający, a przede wszystkim niedostępny – ale nie dla niego. Królewska krew objawiała się nie tylko w jej aparycji, ale i dumnej postawie, niekiedy również w zbyt zadziornym słowie, które jednak w większości skrzętnie ignorował. Jej kaprysy bywały nieobliczalne, pojął to krótko po tym, gdy bez sukcesu obiecał uczynić ją królową miłości i piękna – choć pewien był, że gdyby mógł stanąć w szranki tu i teraz, znacznie poprawiłby swój poprzedni wynik.
- Ufam, że bawiłaś się dziś dobrze, królewno – dodał, nie odchodząc bez jej prośby. – Wiedz, że twoje towarzystwo było i jest dla mnie zaszczytem. Wkrótce opuszczam Królewską Przystań, lecz wierzę, że nasze ścieżki wkrótce zejdą się ponownie – a ja będę tego dnia wyczekiwać z niecierpliwością. – Nie spędzali ze sobą aż tyle czasu, by obiektywnie można było uznać jego słowa za szczere, Lancel jednak wierzył, że w tej sytuacji były zwyczajnie właściwe. Tak zwyczaj jak kultura nakazywały mu adorować narzeczoną, damę serca, nie czuł zresztą wobec tego większego sprzeciwu. – Nim wyjadę, chcę poprosić cię jeszcze o podarek, który będzie mi towarzyszył na rycerskim szlaku. - Czyż nie tak czynią prawdziwi rycerze, czyż nie miłują swych dam na tyle, by ich chustki nosić tuż przy sercu, by rozpalało je żarem odwagi, gdy zajedzie potrzeba? Pochylił przed nią kornie głowę, wieńcząc tę skromną prośbę gestem.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptySob 11 Sty - 8:57

Godzina nietoperza szybko ustąpiła głębszemu mrokowi godziny węgorza – nocne pory zlewały się ze sobą, próbując przejąć panowanie nad rozświetloną tysiącami pochodni Czerwoną Twierdzą. Nieudanie, czerń spływała tylko na pogrążony w ciężkim śnie lud, omijając z daleka wypełnioną muzyką salę balową, korytarze pełne szepczących dwórek i boczne komnaty z suto zastawionymi stołami. Wszystko wokół lśniło jak w sprowadzanym z Essos, podobno magicznym kalejdoskopie: barwne stroje przeróżnych rodów, wypolerowana posadzka, kryształowe kielichy, drogie ozdoby lśniące na równie drogich materiałach sukien, ale najjaśniej błyszczała sama Haerys. Przeglądająca się, gdy tylko pozwalał na to tłum reprezentantów Wielkich Rodów, swemu odbiciu w lustrach zdobiących północną ścianę – i w oczach wysokiego młodzieńca, który towarzyszył jej dzielnie podczas długiej uczty. Wiedziała, że prezentuje się nienagannie, że jest śliczna, powtarzano to królewnie odkąd tylko pojawiła się na świecie, ale czym innym były komplementy zasłyszane od dwórek, służek, ba, nawet od Królowej Matki i siostry, a czym innym od mężczyzny. Prawie dorosłego, bowiem dla zaledwie dwunastoletniej Erys sir Lancel, od niedawna dumnie noszący miano rycerza, jawił się jako wzór cnót. Spływających na niego wraz z wzruszającą przysięgą, której świadkiem była przed kilkoma dniami. Podniosła uroczystość sprawiła, że królewna wspaniałomyślnie przestała wracać wspomnieniami do wstydliwej porażki Lancela podczas jednego z turniejów – pomimo długich dąsów w końcu mu wybaczyła, także z powodu drogich, regularnych podarków. Największe znaczenie miała jednak zazdrość kuzynek oraz innych dam dworu: Haerys, choć młodziutka, widziała tęskne spojrzenia innych dziewcząt, kierowane do młodego rycerza. Przystojny, barczysty, wysoki, o złotych włosach i intensywnie zielonym spojrzeniu, chwalony przez przewodzącego nim gwardzistę, dziedzic Casterly Rock, władający płynnie mieczem oraz zasobnym skarbcem – czy istniał lepszy materiał na narzeczonego?
Tak, dla samej Targarynówny tak, ale ten pozostawał poza zasięgiem, przynajmniej na razie; w głębi ducha myślała przecież, że do ślubu z Lannisterem nie dojdzie, że ten – choć płakałaby za nim rzewnymi łzami – straci życie podczas rycerskich potyczek, a ona pozostanie w domu, wśród bliskich, przeznaczona jakiemuś krewnemu. Podszepty o tym, jakoby jej ręka stała się gwarancją kolejnego powozu złota, wiezionego do Twierdzy, ignorowała – była dzieckiem, kapryśnym, niezainteresowanym wielką polityką, skłonnym do zabawy. Szybko męczącej, pomimo samych przyjemności, które przyniosła wystawna uczta.
- Taniec z tobą był prawdziwą przyjemnością, sir – odkłoniła mu się lekko, wdzięcznie, ale dalej z dumą królewny, świadomej, że to raczej dla świeżo pasowanego rycerza dotyk jej delikatnej dłoni był wielkim zaszczytem –nawet jeśli zostali sobie przed laty przyrzeczeni - a żadne z nich nie osiągnęło tanecznego mistrzostwa, poruszając się na parkiecie dość nieudolnie, jak młode źrebięta. Spostrzegła lekkie zachwianie, ale złożyła to na karb przejęcia lub wręcz osłabienia jej przepiękną urodą. Nie tylko oszałamiająca, lecz i skromna Haerys Targaryen w całej, filigranowej postaci. Przyłożyła dłoń do ust, śmiejąc się cichutko, perliście, z sympatią i zachwytem. Dbał o nią, troszczył się, nie chciał odpuścić nawet chwili z ostatniego kontaktu zanim odjedzie z Królewskiej Przystani – srebrzystowłosa kątem oka zerknęła na stojące nieopodal dwórki, upewniając się, że słyszały te wspaniałe słowa lorda Lancela. To był materiał na narzeczonego, a nie żaden brodaty Baratheon ani pozbawiony manier, posępny Stark z dalekiej Północy; inne dziewczęta mogły jej tylko zazdrościć. – Tak, wieczór był doskonały, ale jestem już dość znużona, chętnie więc przyjęłabym opiekę podczas spaceru do mej wieży – potwierdziła teatralnie słabszym tonem, wspaniałomyślnie. I szczerze, od samego rana przygotowywała się do uczty, przymierzała suknie, podpinała włosy, zmieniała biżuterię, płakała, że srebrne kosmyki nie układają się tak, jak tego chciała, a przecież był to dopiero początek długiego wieczoru, pełnego emocjonujących doznań. Odmalowywały się na policzkach dziewczyny rumieńcami, lśniły w indygowych oczach, dalej żywych, choć wyraźnie zmęczonych. – Myślę, że moja kuzynka także potrzebuje już odpoczynku – bardziej rozkazała niż zaproponowała, wskazując na pulchniejszą krewną, by ta towarzyszyła im podczas drogi do prywatnej części zamku. Zarówno ze względu na to, że tak wypadało, pomimo znajdowania się wśród straży, jak i z powodu szybszego rozprzestrzeniania się zazdrosnych plotek. Mających solidną podstawę, Erys ponownie zwróciła swe lico ku rycerzowi, obdarzając go jednym z najpiękniejszych, niewinnych uśmiechów
- Będę za tobą tęsknić, lordzie Lancelu – i wypatrywać wiadomości od ciebie. Wiem, że przed tobą wiele trudów i znojów, wszak stałeś się prawdziwym rycerzem, ale moje serce pała nadzieją, że znajdziesz w swym życiu czas, by nakreślić do mnie choć kilka słów – powiedziała cicho, zawstydzona, czyniąc jednak te niewinne pozy z premedytacją – i przemawiając odpowiednio głośno, by krążące wokół damy mogły wzdychać nad wspaniałością zaręczonej pary. Nad przystojnym rycerzem i nią, śliczną, skąpaną w karmazynowej sukni, z ametystowym wisiorem, ostatnim otrzymanym od narzeczonego prezentem. Winna była mu odwzajemnienie, nie tyle atencji, co podarku – od narzeczonej dla rycerza jej serca. Wyprostowała się dumnie, odrzucając do tyłu rozpuszczone włosy, symbol niewinności, dodający jej niezaprzeczalnego uroku. – Sir Lancelu, przyjmij chustę z haftem mego królewskiego rodu, stworzoną moją dłonią – niech dodaje ci otuchy podczas trudów, niech pomaga płonąć odwadze oraz przypomina o wierności Koronie – dodała wspaniałomyślnie, dumnie, jak królewna zaklęta w zadufaną dziewczynkę, w całej łaskawości kładącą na wyciągniętą rękę chłopca złożony, czarny jedwabny materiał, na którym błyszczącą, czerwoną nicią zarysowano obraz trójgłowego smoka.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyNie 12 Sty - 20:03

Śledził jej wiotkie ruchy, przepełnione królewską dumą gesty, jego narzeczona stała się już panienką, ale spędzając przy niej ostatnie lata, z dala od własnego domu, nie dostrzegał subtelnie zachodzących w niej zmian. Została mu przeznaczona przed laty, kiedy oboje byli dziećmi, kiedy jeszcze nie do końca pojmował, co to właściwie oznacza. Dziś rozumiał już znacznie więcej, zaręczony od dziecka i wychowany w przeświadczeniu o niemocy własnego losu nie buntował się wobec ojcowskiej decyzji – tajemnicze indygo jej oczu hipnotyzowało, przyciągało i wyróżniało ją pośród pięknych dam wystarczająco skutecznie, by jego wzrok nie musiał uciekać do pełniejszych dekoltów innych dziewcząt. Koncentrował się w pełni na towarzyszącej mu królewnie, tak teraz, jak wcześniejszą część uroczystości, służąc jej wszystkim tym, czym rycerz powinien – nawet, jeśli rycerzem był ledwie od kilku dni. Skinął głową, przyjmując jej słowa, zdawał sobie sprawę, iż stanowiąc cień królewny również stał się obiektem bacznej obserwacji – i nie zamierzał zawieźć ojca, świadom, jak wielkim zaufaniem ten go obdarzył. Dziś jednak trzeźwe myśli ustąpiły skąpanym w arborskim winie, mniej myślał o obowiązkach, a więcej o wdzięku Haerys. Być może dlatego niezbyt chętnie objął spojrzeniem kuzynkę, którą poprosiła o towarzystwo, skłoniwszy się jednak po rycersku również przed nią – witając słowem:
- Pani – Była to jednak cała uwaga, jaką jej poświęcił, nie zamierzając marnotrawić czasu, jaki przypadł na jego ostatnie spotkanie z królewną; jej uśmiech porywał serce, wydawał się szczery i niewinny, skrzący dziewczęcą radością – znów wpadł w jej łaski i z tych łask korzystał, pozwalając uciec w dal wspomnieniom z kompromitującego turnieju. Haerys potrafiła kąsać jak żmija, dąsać się jak królewna, potrafiła też roztoczyć wokół siebie niepowtarzalny czar czegoś tak charakterystycznego i trudnego do uchwycenia słowem; zdać by się mogło, że gdy puściła w niepamięć przeszłość, zdołał się oswoić nawet z jej smoczym i ognistym temperamentem, zmiennym jak wiatr, silnym jak huragan.
- Moje kruki zawsze znajdą drogę – zapewnił ją, choć po prawdzie nie przepadał za pisaniem listów, w kontaktach ze Skałą zawsze wyręczał go w tym Caster. Może da się na to namówić kolejny raz, wszak z pewnością spisze słowa zgrabniej; obietnica dobrze wpisywała się w kolejne wymieniane słowa. – Musisz wiedzieć, królewno, że i mnie zmorzy tęsknota. Dotąd co dzień mogłem ujrzeć twoje lico, choćby i z daleka – niebawem przyjdzie mi pielęgnować ten obraz już tylko w pamięci. Ale wiedz też, że tego pragnę, być przy tobie myślą. To barwa twych oczu przywołana słodkim wspomnieniem doda mi sił, gdy dopadnie mnie trwoga – zapewnił ją gorliwie, oczu takich jak jej nie odnajdzie w oczach żadnej dziewczyny poza murami Czerwonej Twierdzy – a nawet i wewnątrz niej, Haerys nie dało się pomylić z żadną pośród dalszych lub bliższych krewniaczek. Skłonił się znów przed królewną, dziękczynnie, gdy ofiarowała mu chustkę, delikatnie przyjmując ją w dłoń, mnąc między palcami, wyczuwając kształt trzech smoczych głów, symbolu dynastii panującej. – Moja wierność zawsze pozostanie tam, gdzie moje serce, pani – zapewnił ją bez zawahania, unosząc spojrzenie ku niej, ściszył głos, by jego słowa mogła usłyszeć już tylko ona. – Nie trzeba mi podarku, by o tym pamiętać. Ale chustka ozdobiona twoją dłonią i czerwoną nicią pozwoli mieć przy sobie twój głos, iluzję, jakobyś wciąż była obok. A z tobą – niemożliwe stanie się możliwym. – Bo gdy wróci, za kilka lat, będzie już miał na ciele kilka blizn, a jego błyszcząca zbroja będzie nosiła kilka wgięć; klinga jego ostrza będzie już znała smak prawdziwej krwi, a on, on przybędzie pojąć ją za żonę, jak pragnęła tego jej matka i jego ojciec. Bez zawahania zabrał z pobliskiego krzesła płaszczyk, który miał ochronić królewnę przed nocnym chłodem i z szacunkiem otulił nim jej wątłe ramiona, prowadząc w pobliski korytarz, wraz z kuzynką, którą do siebie wezwała. Mieszkał w Czerwonej Twierdzy już od pięciu długich lat, jako giermek Białego Płaszcza, bratanek Starszego nad Monetą, zdołał poznać te korytarze i wiodące przez nie ścieżki wystarczająco dobrze, by móc odnaleźć właściwą drogę.  
I tak w przeciągającej się, nieco niezręcznej ciszy przeszli wpierw pod komnatę, w której zniknęła ściągnięta przez Haerys dziewczyna; nie ośmielił się szeptać dalej do ucha królewny w jej towarzystwie, a na nic innego ochoty dzisiaj nie miał. Drzwi za nią trzasnęły, korytarz się dłużył, zostali we dwoje – nie po raz pierwszy, lecz z pewnością po raz ostatni na bardzo długi czas. Haftowaną chustkę skrył w kieszeni kaftana, pozwalając sobie na bliskość, z jaką użyczył jej ramienia na dalszy spacer – wydawała się zmęczona, nie chciał, by potknęła jej się nóżka, a już wcale nie mógł do tego dopuścić, gdy byli we dwoje, sami. Większość dworzan znajdowała się przecież teraz na uczcie.
- Wydajesz się senna, pani, lecz twoje oczy wciąż iskrzą. Powiedz, dokuczało ci zmęczenie, czy jednak znudziła cię atmosfera głośnej uczty? – Kątem oka zerknął w bok, gdzie niedbałym gestem pchnął drzwi komnaty, o której wiedział, że od dawna była opuszczona. Rozchyliły się z cichym skrzypnięciem, otwierając widok na jej wnętrze. Mogli przecież spocząć tu jeszcze na kilka chwil, nim ich drogi rozejdą się całkiem, nie mógł rzecz jasna wkroczyć do komnat królewny, nie powinni też przystawać w korytarzach, gdzie spojrzenia, które nie powinny, mogłyby ich odnaleźć, niosąc zbędne plotki dalej. Nie odważyłby się złożyć podobnej propozycji gdyby nie wino, tętniące wraz z krwią w jego ciele, dotąd gdy zostawali sami były to chwile spędzone na spacerach po ogrodach Czerwonej Twierdzy. Ale to miał być ostatni dzień, ostatni wieczór, ostatnia noc, przed tak długą rozłąką. – Opowiedz mi o swoich troskach – poprosił szeptem, czując, że robi to tylko po to, by zapaść się w niepowtarzalnej barwie jej oczu raz jeszcze.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyPon 13 Sty - 17:53

Czuła, że na gładkich policzkach skrzy się już rumieniec – Lancel potrafił pięknie mówić, pochlebstwami trafiając w wrażliwe na komplementy serce młodej dziewczyny. Łaknęła atencji najmocniej na świecie, nic więc dziwnego, że adoracja niedawno pasowanego rycerza stanowiła dla Haerys czystą przyjemność. Odpowiadała na nią z kokieteryjnym zawstydzeniem, którego uczyła się od starszych kuzynek, w tym od Falyse, potrafiącej owinąć sobie wokół palca każdego rozmówcę. Sama czyniła to nieporadnie, nie miała też złych intencji, wszak była jeszcze dzieckiem, nieświadomym swego młodzieńczego czaru. Pełna życia, wigoru, czysta i nietknięta, a mimo to majestatycznie świadoma królewskiego pochodzenia, przyciągała uwagę nawet starszych szlachciców – i cieszyła się z tego zainteresowania.
Tego wieczoru najmilszym był jej jednak tylko Lancel, narzeczony, który od lat uparcie próbował zatrzeć złe wrażenie z zawstydzającego turnieju. I czynił to skutecznie, głównie dlatego, że przyciągał uwagę swoją przystojną twarzą oraz zdobytym niedawno tytułem, budząc w starszyźnie zadowolenie, w dwórkach romantyczne myśli, a w Haerys – dziewczęcą fascynację. Ustępującą z każdym krokiem, prowadzącym do prywatnej części Twierdzy, zmęczeniu. Ukrywała je pod lekkim uśmiechem, dalej wprawnie, jak na swoje lata, prowadząc konwersację. – Dlaczegóż oszukujesz swą królewnę? – spytała retorycznie, sztucznie obrażonym tonem, szybko jednak rozmywając ewentualny strach perlistym śmiechem. – Mówiąc o trwodze – uściśliła wspaniałomyślnie, zerkając na młodzieńca z ukosa. – Ta cię nie dopadnie, jesteś odważnym lwem z Casterly Rock – a o twych dokonaniach za kilka lat zaczną opowiadać bardowie na całym Zachodzie – kontynuowała z pewnością, nie dlatego, że chciała omamić go ckliwymi słówkami, ale dlatego, że w to szczerze wierzyła: im wyżej zajdzie narzeczony, tym większy zachwyt spadnie na nią, damę jego serca. – A jeśli mieczem władasz tak sprawnie, jak pochlebnym słowem, to mój lęk o twój los wydaje się całkiem nieuzasadniony – dodała jeszcze miękko,  wyraźnie mile połechtana czarującymi wypowiedziami. Wielu młodych rycerzy oraz szlachciców próbowało udawać się w nieśmiałe konkury, ale byli zaledwie dziećmi, nie potrafiącymi ogrzać serca prawdziwej damy. Uważającą się za w pełni dorosłą – choć zgodnie z etykietą do królewskiej części zamku ruszyli we czworo, z kuzynką oraz strażnikiem, który później został, by czuwać przed drzwiami krewnej.  Dalsze korytarze mieli tylko dla siebie, nikt nie opuszczał uczty tak wcześnie, zabawa dopiero się zaczynała, wino rozlewało się szerszym strumieniem, a muzykanci sięgali do wyżyn swego fachu, ciesząc wysoko urodzonych melodiami budzącymi ciała do nocnej zabawy. Dźwięki cichły jednak, im dłuższy stawał się ich spacer – łaskawie pozwoliła rycerzowi na ofiarowanie ramienia, o które się wsparła. Nagrzane słońcem dnia wąskie przejścia dalej buchały gorącem, królewna powachlowała się dłonią, pomimo znużenia nie mogąc nacieszyć się stałą adoracją Lannistera. – To nie droga ku mym komnatom – zauważyła bystrze, gdy młodzieniec przeprowadzał ją przez boczne drzwi, nie protestowała jednak, w pełni ufając rycerzowi. To Shaena biegała po Twierdzy, nieposłuszna i szukająca przygód – Haerys zawsze poruszała się utartymi ścieżkami z orszakiem dwórek, nie widząc sensu w wędrówkach po labiryntach kamiennego pałacu.  – Uczta była wręcz doskonała, jedna z najpiękniejszych, na jakich byłam – odparła szczerze, znów mile zaskoczona, że ktoś starszy dopytuje o jej opinie. Zazwyczaj owszem, zachwycano się jej urodą, rozwodzono nad wyglądem, ćwierkano nad manierami, ale mało kto naprawdę pytał o to, co kryło się pod ładną buzią. Inna sprawa, że kryło się tam niewiele oprócz kaprysów, marzeń i baśni, lecz były one dla dziewczyny bardzo ważne. – Widziałeś, jaką suknię miała Shaena? Wyglądała wspaniale, prawda, sir?– spytała, zerkając spod na wpół przymrużonych oczu na przewyższającego ją o więcej niż głowę Lancela – a w pytaniu krył się oczywisty podstęp, z którego, jak miała nadzieję, dzielny rycerz wybrnie bez szwanku. – Sama wybierałam. Tkana z samite, ze złotą nitką – dodała niby mimochodem, podkreślając niezwykły talent do dobierania ubrań. Mogła mówić o nich godzinami, zanudzając nawet interesujące się modą dwórki. Lannister wydawał się jednak żywo zainteresowany; pochylał się nad nią, spoglądał prosto w oczy, chciał ją poznać – i chciał ją wysłuchać. Jak Daeron; przez twarz Erys przemknął wyraz rozczulenia, ale i niepokoju, spuściła wzrok: zawstydzona, ale mogło to równie dobrze zostać odebrane jako zalotne.  – Czy to aż tak widoczne? – spytała cicho, zakłopotana. Sądziła, że lepiej skrywa zdezorientowanie tym, co rodziło się w jej sercu. Nie zamierzała jednak dzielić się sekretem z nikim, znów uniosła głowę, a srebrzyste włosy rozsypały się po obydwu stronach smukłej buzi. - To nieistotne sir – ta noc stworzona jest do radości, do świętowania. Powinieneś zapamiętać ją na długo, wszak opuszczasz Królewską Przystań. Kto wie, za ile księżyców ponowie się ujrzymy – gładko zmieniła temat, tylko w głowie dokańczając dość makabryczne zdanie i czy kiedykolwiek będzie nam to pisane. Mimo wszystko żałowałaby śmierci Lannistera na polu bitwy, był naprawdę przystojny, widziała to nawet w drżącym płomieniu pochodni, ledwie oświetlającej jedną z opuszczonych komnat. – Kogo porwiesz do tańca, gdy mnie zmorzy już sen, sir? – spytała słodko, z odrobiną zazdrości, zastanawiając się, czy nie powinni już skierować się dalej, ku bocznemu wyjściu. Albo wejściu? Na którym piętrze właściwie się znajdowali? Stłumiła ziewnięcie, nie okazując zmęczenia; była królewną, nie dzieckiem, a mimo to pokonywało ją znużenie. Zbyt wiele emocji, tańca, podniosłych słów i intensywnych spojrzeń; barwnych uczuć, różowiących się na wysokich kościach policzkowych i unoszących kąciki pełnych ust w kuszącym niewinnością uśmiechu.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptySro 15 Sty - 23:11

- Pani? – Nie od razu pojął, cóż chodziło królewnie po głowie, gdy zastraszyła go wstrętnym oszustwem; perlisty śmiech dziewczyny zaraz jednak odegnał rzeczywistą trwogę, składając jego usta w nieco zbyt pewny siebie uśmiech, uśmiech drapieżnika. Natchnione słowa Haerys dodały mu animuszu, przyjemnie popieściły ego i wreszcie dały dowód faktycznego odnalezienia się w łaskach dziewczyny, o które bezskutecznie zabiegał już szmat czasu. Jej słowa były pełne uroku, wdzięku, powabu, były filuterne i zalotne, przyjmował je przez filtr własnych wyobrażeń i myśli, sito nieuporządkowanych myśli. Alkohol brutalnie ciągnął głowę w dół, Lancel na przekór światu uniósł ją wyżej, chcąc zaprezentować się wszak jak na rycerza z pieśni przystało. Jak rycerz, o którym pieśń można by napisać, wizja roztoczona przez królewnę była niezwykle kusząca również i dla niego samego - we własnej wyobraźni był w stanie usłyszeć ten śpiew już bardzo wyraźnie. – Nie dopadnie mnie, bo twoje serce będzie przy mnie, rozognione każdą kolejną zasłyszaną pieśnią – odparł odważnie, może zbyt, niemal wchodząc jej w słowo; nieprzerwanie patrzył w jej oczy, tak wyjątkowe jak wyjątkowy był ametyst błyszczący na jej szyi. Zbyt pewny siebie,  a jednak przekonany, że królewna nie odmówi obłaskawienia piosenkami trubadurów. – Czy pochlebstwo nie byłoby ułudą, moja pani, nieszczerą zagrywką, do jakiej zdolni byliby jedynie kłamcy szukający twojej przychylności? Żadne z moich słów nie było pochlebstwem, każde płynęło z głębi serca. Szczerze i z oddaniem, jakie jestem ci winien i jakie pragnę ci ofiarować. Na twoją urodę, na twój wdzięk i zalety słów mam tak wiele, że moglibyśmy zostać tutaj aż do rana. – A może powinniśmy, przecież tutaj nikt nie mógł ich nakryć, odnaleźć ani zbesztać. Byli bezpieczni, byli tylko we dwoje, sami sobie. – Och – zauważył, nieco teatralnie – więc nie będziesz się martwić? – przekornie, może prowokująco, bo oboje byli przecież ledwie podlotkami, wchodząc w stan rycerski tylko tytularnie wkroczył również w wiek męski, był dzieckiem jak ona. Odkąd miał ją pod ramieniem, czuł jej ciepło, zapach, wyraźniej, niż kiedykolwiek wcześniej, słodki jedwab srebrnych włosów wywołujący coraz szybsze bicie serca. Może to szybszy marsz? Zmęczenie? Wino?– Bardowie zapamiętają mnie w całym Westeros, królewno – oświadczył z przekonaniem, choć na jego ustach wciąż drgał w pół drwiący, rozbawiony, a w pół arogancki uśmiech, gdy z powątpiewaniem względem jej słów uniósł w górę jedną brew. – A za parę lat, nawet i w Essos – zapewnił zataczając dłonią krąg dla zobrazowania wielkości otaczającego ich świata. Zachód to było dla niego za mało, od zawsze – choć właśnie tam miał swój dom.
- Nie – przytaknął, to nie była droga do jej komnat, bynajmniej, znaleźli się w opuszczonej skromnej komnacie jakich wiele było w Czerwonej Twierdzy. Niedbale zamknął za nimi drzwi, nie chcąc między nimi świadków, którzy mogliby brutalnie zrujnować sielski smak pierwszej miłości. – Przeszkadza ci to, pani? – Wiedział, że nie, przecież przyszła tutaj za nim, z nim, doskonale wiedząc, co robi. Chciała tego, tak jak pragnął tego on, świadomie zbaczając z oczywistej ścieżki. Alkohol dodał mu odwagi, pytania lawirowały pomiędzy tym, co właściwe a tym, co znacznie wykraczało poza normy rycerskiego kodeksu. Tak, suknia Shaeny była piękna, podobnie jak piękna była sama Shaena. Starsza od siostry mogła pochwalić się większą ilością krągłości, które pięknie wypełniały dobraną jej suknię, była doroślejsza, jej uroda rozkwitła wcześniej, pełniej, smak wymienianych między nimi pocałunków pozostał w nim żywy i nieobojętny. Ale stoczone za giermka boje poskutkowały zwiększoną czujnością, z jaką sprawnie ominął zastawione sidła – dobrze się w tym czasie wyszkolił:
- Jeśli sama ją wybierałaś, pani, suknia musiała być piękna – twoja siostra ma wiele szczęścia, że może mieć w tobie swoją przyjaciółkę. Wielka szkoda, że jej nie zapamiętałem. Królewnę Shaenę nazbyt przyćmiła twoja uroda, pani. – Bo jego oczy zwrócone mogły być tylko na nią, nie mówił prawdy, ale prawda nie miała teraz znaczenia. Stanął naprzeciw niej, znacznie skracając dzielący ich dystans, pokonując kolejne granice, których nigdy dotąd nie ważył się przy niej przekroczyć. - Skąd pomysł, że widoczne? – Z pewnością nie z pierwszego i nie z kolejnego ziewnięcia, tak jak nie z zamyślonych oczu, jakie za każdym razem zastępowały iskry w źrenicach, gdy siadała między dorosłymi do stołu. Z pewnością nie z doświadczenia, jakiego nabrał, gdy nim odesłano go na służbę do Królewskiej Przystani niekiedy zasiadał na ważnych uroczystościach u boku ojca. Ale teraz, teraz mógł przez kilka chwil zagrać rolę kogoś, kto rozumie ją bez zbędnych słów. Jak to jest być królewną w tym wielkim pałacu, słodka Haerys, czy nie jest samotnie? Kąciki jego ust uniosły się wyżej, gdy zapewniła go, że powinien zapamiętać ten wieczór, zupełnie jakby wyczytał ze słów królewny więcej, znacznie więcej niż próbowała nimi powiedzieć. - Czymże będzie ta uczta bez ciebie? Przyjemnością, jakich wiele, przyziemną zabawą, szarą, bezbarwną i nudną. Nie zamierzam prosić nikogo więcej do tańca. Nie, gdy cię tam nie będzie. – Odnalazł własną dłonią jej, znacznie drobniejszą i mniejszą, by zamknąć ją w uścisku własnej, tak, jakby miał zaraz przekazać jej wielki sekret. – Gdybym tylko mógł, wolałbym czuwać przy tobie całą noc – byś usnęła bezpiecznie i spała dobrze, aż do świtu, wraz z którym wyruszę w drogę na Zachód. – Nachylił się ku zamkniętej we własnej piąstce, by czule musnąć jej wierzch ustami.
Haerys… – znów szepnął, po raz pierwszy zwracając się do niej tak poufale, imieniem, tak jak zwracać się do niej nie powinien. Jeszcze nie. Jego oddech mógł wydać się cięższy, czym pachniała? Nie potrafił powiedzieć, ale był to zapach piękny. Może jej własny. Na moment zamknął oczy w poszukiwaniu równowagi, która nigdy nie nadeszła, był jak otumaniony – winem, nią, ostatnim dniem zabawy, która miała nigdy się nie skończyć. Tu – tu był niewidoczny, tak mu się zdawało, mało kto w ogóle zwracał na niego uwagę. W Casterly Rock wszyscy będą na niego patrzeć. Oceniać. Wydawać werdykty, mniej lub bardziej przychylne.Pchnął ją lekko, delikatnie w bok, by stanęła na schodek prowadzący na osłonięty balkon, by znalazła się nieco wyżej, bliżej jego twarzy, oddech przy oddechu, który musiał na moment wstrzymać, gdy po raz kolejny roztopił się w niepowtarzalnych tęczówkach barwy indygo, znajdując się tak blisko niej, jak jeszcze nigdy dotąd, nieśpiesznie sięgając własnymi ustami jej, drobnych, słodkich, naznaczonych tą zalotną dziewczęcą niewinnością.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyCzw 16 Sty - 13:50

Potrafił przemawiać, musiała mu to oddać – w odróżnieniu od umiejętności utrzymania się w siodle, konwersację prowadził z dworską ogładą oraz rycerskim zacięciem. Wątpiła, by uczył się tego podczas posługi u gwardzisty, niektórzy mężczyźni miecza straszyli burkliwością, jakby cały polot umysłu zaprzedali Wojownikowi w zamian za siłę ciała. Nie, żeby ich krytykowała, mieli wszak za zadanie chronić niewinnych, a Biała Straż – cel jeszcze pilniejszy, bronić do ostatniej krwi królewskiej rodziny. Nic więc dziwnego, że młody, złotowłosy Lew z Casterly Rock z każdym podarkiem, komplementem i zazdrosnym spojrzeniem kuzynek, odzyskiwał przychylność Haerys. Dąsała się wystarczająco długo, przeszedł próbę ognia jej niezadowolenia, a płomień zahartował go w odpowiednim kształcie. Podległym kaprysom królewny, zaczarowanym tak, by służyć poprawie dziewczęcego humoru –a przynajmniej tak naiwnie sądziła, oceniając świat przez pryzmat niewinnego narcyzmu oraz przekonania, że osiągnęła już kokieteryjne zdolności nie tylko dojrzalej już Shaeny, ale nawet zmysłowej Falyse. Świat był jednak okrutniejszy niż sądziła, a intencje rycerzy nie tak czyste: brak życiowego doświadczenia nie pozwolił zawczasu przejrzeć pozornego piękna czystej adoracji, a złaknione atencji ego poddawało się pełnym szacunku pieszczotom słów. Gdyby tylko ktoś mógł to usłyszeć – pożałowała, że zostawili pulchną Rhaelys wraz z dwórkami w komnatach kuzynki, czym bowiem były tak podniosłe szepty, gdy nie mogły budzić zawiści innych dziewcząt? Lancel nazajutrz miał opuścić Królewską Przystań i choć wiedziała, że już podczas uczty przebywali na językach wszystkich spragnionych budzącej radość młodzieńczej miłości, to apetyt Targarynówny rósł w miarę rozkoszowania się uwielbieniem, serwowanym przez Lannistera. – Do brzasku jeszcze daleko, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zostać tu jeszcze kilka chwil, mój panie – odparła łagodnie, dla chłopca być może dwuznacznie, choć miała na myśli tylko to, by kontynuował wymienianie zalet. Łasa na pochlebstwa, grzejąca się w blasku zachwytu, pomimo zmęczenia łaknęła kolejnych dowodów oddania. Drogi prezent już otrzymała, lśnił ametystem na dziewczęcej piersi: zaczęła się zastanawiać, jak długo zajmie przekazanie podarków z Casterly Rock – i posmutniała. Będzie czekała całe tygodnie na następną suknię, pozytywkę lub biżuterię; naprawdę nie chciała, by Lancel wyjeżdżał, martwiła się jednakże bardziej niecierpliwym wypatrywaniem dowodów adoracji niż faktyczną tęsknotą za przystojnym rycerzem. Zamrugała uroczo, prawie pewna, że odczyta tlące się w niej emocje w bardziej przychylny dla niego samego sposób, jak mężczyźni mieli w zwyczaju. – Od trosk doliny łez nieładnie się pogłębiają, a na to pozwolić sobie nie mogę – odparła szczerze na czułą prowokację, nieświadoma, że i jej słowa można odebrać jako wstęp do gry, werbalnego tańca, pomiędzy tym co jawne, a co ukryte.
Znów zaśmiała się cicho, prześlicznie, głos drżał niczym srebrne dzwoneczki: był tak pewny siebie, że przekraczał granicę tego, co uznawała za ślepą arogancję – a przy tym czynił to tak swobodnie, że wcale nie uznawała tego za żałosne. W jasnych oczach tliło się przekonanie, że tak właśnie będzie, że stanie się znany na cały świat, także i za morzami, i w tych wizjach nie kryło się nawet ziarno skromności. Tak samo jak w odpowiedzi na rzeczowe pytanie, nie kierowali się ku prywatnym komnatom królewny, zostali tutaj, sami, w ciszy, w półmroku. Towarzystwo Lancela było rozkoszne, nie robili zresztą nic złego, ot, narzeczony odprowadzał przeznaczoną mu dziewczynę, troszczył się o nią, oddając hołd przed opuszczeniem Królewskiej Przystani. Zawahała się lekko, coś w bezpośrednim pytaniu Lannistera zabrzmiało ostrzej, już nie tak słodko i niewinnie – ale pewnie przesadzała, otrzymał miano rycerza, nie musiała czuć się niepewnie. Tylko ją sprawdzał, oceniał, czy jest strachliwym podlotkiem czy odważną smoczycą. Uniosła więc dumnie podbródek, wzruszając ramionami; nie jest zwykłą dziewką, która boi się ciemniejszej komnaty. Na bogów, znajdowała się w domu, przy dzielnym młodzieńcu, obsypującym ją uwielbieniem. Pokraśniała z zadowolenia, zdał podstępny egzamin. Bez podejrzliwości uwierzyła w szczerość słów, w to, że jest piękniejsza od Shaeny – a przecież siostra wydawała się pobłogosławiona przez Siedmiu niezwykłym urokiem. Ciemnofioletowe oczy Erys zalśniły jeszcze mocniej. – Dobrze, że tego nie słyszy, mógłbyś jej sprawić przykrość, lordzie Lancelu – odparła, siląc się na skromność i troskę o ukochaną siostrę, ale w głosie nie było słychać krytyki wobec takiej opinii o sukni, jedynie z trudem poskramiane zadowolenie. I zmęczenie, zaczynały boleć ją nogi, nie przywykła do tak długiej aktywności w ciągu dnia, często odpoczywając i polegując na szezlongu. Nie chciała jednak okazywać słabości, uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi na pytanie – uśmiech był najsłodszą wymówką, nauczyła ją tego matka. Czasem wystarczyło milczeć i wyglądać, by nie popełnić faux pas i wybrnąć z trudnej sytuacji.
Tym razem także się udało, Lannister nie drążył tematu, powracając do obdarowywania królewny przyjemnością. Szczerą, rycerską adoracją, dowodami wierności. – Nie chcę, byś umartwiał się tego ostatniego wieczora w najpiękniejszym mieście Korony. Możesz służyć towarzystwem mej siostrze i kuzynce Falyse aż do rana – pozwoliła mu wspaniałomyślnie, z wielkopańską wyrozumiałością, wykazując się także mądrością władczyni, troszczącej się i o rycerza, i o bliskie sercu krewne. Zasłużył na to, by zapamiętać perłę Królestwa jak najlepiej; by tęsknił do Czerwonej Twierdzy tak, jak tęsknić będzie za nią.
Z równą łaskawością pozwoliła pochwycić się za dłoń: drobne palce zniknęły w męskiej już ręce, silnej, poznaczonej żyłami, o napiętych mięśniach, ujmował ją jednak delikatnie, pochylając się, by ucałować ciepłą, miękką skórę. Byle komu nie pozwalała na taką poufałość, lecz stał przed nią rycerz – i narzeczony.
To nic, że mógł nie wrócić z rycerskiego szlaku, a ona wylałaby za nim tylko tyle łez, ile powinna, zaznając ukojenia bólu w ramionach brata. Na razie z lwem z Casterly Rock łączyła ją przysięga rodziców, sieć powiązań ekonomicznych oraz strumienie złota płynącego do Królewskiej Przystani; zdawała sobie sprawę może z jednej czwartej wagi małżeńskiego zobowiązania, naiwna i niewinna jednocześnie. – Życzę ci więc szybkiej i wygodnej podróży, sir. Obyś dotarł do domu, mogąc w swych stronach przynieść chwałę nazwisku – zwróciła się do niego z powagą królewny, przez którą przebijała się senność. Znikająca niemal zupełnie, gdy w ustach młodzieńca zabrzmiało jej imię; bez tytułów, bez wymaganych przedmów; imię, które wypowiadali tylko najbliżsi. Nie to jednak ocuciło srebrzystowłosą; zachwiała się lekko, gdy Lancel przesunął ją w bok i wyżej, w załamanie pomiędzy schodkami a osłoniętym przed wzrokiem wścibskich balkonem. Już otwierała usta, by zaprotestować – nie wystraszona, a zakłopotana tak bezpośrednim zwrotem – lecz nie powiedziała w końcu nic, a wargi zostały zamknięte pocałunkiem.
Obcym, ale delikatnym, pozbawionym zapalczywości, troskliwym; chciała w to wierzyć, doszukiwać się w tym romantycznego przejawu, dowodu dozgonnej miłości rycerza, wyruszającego w bitwę. W pierwszej chwili zdrętwiała, w drugiej rozluźniła się, próbując opanować spanikowane myśli. Co właściwie się działo, co powinna zrobić, jak zareagować; duma, że Lancel uznał ją za tak przepiękną, że nie mógł opanować swej miłości, mieszała się z dyskomfortem. Znajdowali się tu sami, bez dwórek; królewna nie powinna się tak zachowywać, nawet jeśli na jej twarzy wykwitł rumieniec. Zadowolenia i wstydu zarazem; pozwoliła mu na pieszczotę, ale zakończyła pocałunek, delikatnie, niewinnie, muskając ustami kącik jego warg a później odwracając głowę. – To nie przystoi, sir, tak nie można– powiedziała zdecydowanie, chcąc zrobić krok do tyłu; zdezorientowana, zagubiona, zmęczona. Zerknęła z ukosa w jego skrzące się oczy, ciągle czuła na twarzy gorący oddech słodko pachnący winem. – Odprowadź mnie do mych komnat. Powinnam odpocząć – poleciła lekko, acz stanowczo, szykując się do zsunięcia się ze schodka i ruszenia w stronę drzwi. Musiała ochłonąć, zrozumieć, co właściwie się stało: powinna się cieszyć i pękać z dumy? Opowiedzieć wszystko rano Shaenie, ekscytując się takim dowodem oddania rycerza? A może przywdziać oburzoną minę?
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyPon 20 Sty - 13:59

Zalotnie trzepocząca czarna jak noc rzęsa, zezwolenie na spędzenie kilku przepełnionych słodyczą chwil w intymnej samotności, uroczy wdzięczny głos królewny, jakim prowokowała go do kolejnych obietnic, zapewnień i gestów, wyraźnie czerpiąc z jego atencji, z jego zalotów satysfakcję, jedynie utwierdzały go w przekonaniu, że postępuje właściwie - że królewna tego właśnie pragnęła. Sama przecież mówiła, że do brzasku mieli jeszcze sporo czasu – czasu, który mogli spędzić tylko we dwoje, po raz ostatni przed długą rozłąką utęsknionych kochanków; nigdy nimi nie byli, ale zawsze mogli nimi zostać. Alkohol szumiał w jego głowie coraz mocniej, tępiąc umysł, zaburzając percepcję i skracając ją do tego, co sam chciał ujrzeć, otrzymać i zagarnąć tylko dla siebie; słodki urok królewny i słowa nieświadomie rozniecające oczekiwanie do reszty przyćmiły jego zmysły, pozwalając mu rozkoszować się wyobrażeniem tej sceny częściowo odegranej tylko w wyśnionej rzeczywistości. Dobrze wiedział, czego chciał, wiedział też, jak po to sięgnąć, była przecież ledwie na wyciągnięcie ręki – i wreszcie zamierzał to po prostu zrobić, dając się porwać romantycznej chwili, czule szeptanym słówkom, wymienianym obietnicom i przekornym słownym przepychankom, przekomarzaniom, złoszczącym, rozbudzającymi kolejne gamy silnych emocji. Jego serce biło mocniej za każdym razem, gdy rozchylała drobne blade usta, by omamić go kolejnym słowem, by zaśmiać się tak wdzięcznie, uroczo, dziewczęco, przy nim nie musiała być posągiem, jakiego rolę musiała zgrywać przed poddanymi, przy nim po prostu mogła być sobą – królewną Haerys, damą jego serca. Wydawał się dziś ślepy na mankamenty jej charakteru, które przecież dawne było mu poznać, pod wpływem naprawdę wybornego arborskiego wina dostrzegając głównie jej atuty, piękno, po części postrzegając ją zresztą przez pryzmat woalu własnych wyobrażeń, urodę starszych krewnych, obrazki z ksiąg biblioteki, do której zwykle zapuszczał się tylko wtedy, kiedy szukał brata. Doskonale się w niego wpisywała w każdym momencie tego wieczoru – uwodziła go każdym wypowiedzianym słowem, przyśpieszając krew, jaka strumieniami krążyła w jego ciele, wyraźnie okazując mu względy w sposób tak otwarty, jak chyba nigdy dotąd. Kolejne przekraczane granice nie spotkały się z oporem, przeciwnie, królewna wydawała się zachwycona poświęcaną jej uwagą – podobnie jak samą schadzką pozbawioną uciążliwego towarzystwa dwórek, strażników i inszych zbędnych przyzwoitek, niechcianych świadków miłosnych scen. Prowadził ją tu powoli, powoli wykonując kolejne gesty, nie napotykając się przecież nigdzie po drodze na nagły sprzeciw ani nawet na wątpliwość – królewna podążała za nim ufnie, oczarowana jak on atmosferą ostatnich wspólnie spędzonych chwil, bez najdrobniejszego zawahania schodząc razem z nim ze ścieżki, z której nigdy nie powinni byli razem schodzić. Alkohol wykrzywiał rzeczywistość, pozwalał mu przyjmować tylko te sygnały, które w danym – które w tym – momencie wydawały się wygodne i pasujące do wizji tego wieczoru. A może gdzieś podświadomie robił to specjalnie, zbywał to, co niewygodne, niezręczne, koncentrując myśli na własnych pragnieniach, szarpany rozbudzoną namiętnością i pożądaniem, podążając tylko za swoimi chwilowymi potrzebami, kaprysami znacznie bardziej niebezpiecznymi od tych, jakimi obdarzała go ona, nie myśląc o konsekwencjach dokonanych czynów, nigdy o nich nie myślał. Może, lecz w tym momencie – nie był świadom żadnej z kierujących nim pobudek, skupiony jedynie na ulotności uciekającej chwili. Nie mieli dużo czasu, prędzej czy później ktoś się w końcu zorientuje, że królewny nigdzie nie ma. Więc powinni wykorzystać te chwile najlepiej, jak tylko mogli.
- Wiesz, że to ostatnie, czego pragnę – odparł szczerze, nie chciał skrzywdzić Shaeny, sprawić jej przykrości, wywołać u niej smutku, czego jednak nie słyszały jej uszy, tego nie mogło żałować jej serce. W sercu zaś nie negował urody starszej królewny – nie zamierzając jednak wysławiać jej na schadzce z młodszą, na dodatek tą, z którą łączyło go narzeczeństwo. Wiedział, że znajdował się gdzieś między potrzaskami, że szedł ścieżką z rozsypanym węglem, ale alkohol prowadził go swoim rytmem, pozwalając mu uwierzyć, że otaczające go niebezpieczeństwa zwyczajnie go nie dotyczą. Z jednej strony miał urodę starszej siostry, z drugiej jej uczucia, pierwszego nie mógł chwalić, drugiego nie mógł obrazić – siostry miały ze sobą dobre relacje, były sobie przyjaciółkami. – Ale musiałbym być ślepym głupcem, by moje spojrzenie uciekało od ciebie, moja pani – twoich oczu, twego lica, wdzięcznej sylwetki jak piękny motyl obracającej się w tańcu. Chustka od ciebie nosi twój zapach, będę prosił Siedmiu, by nocami zesłali mi twoją twarz we snach - Choć bogowie byli ostatnim, o czym myślał, nim kładł się spać. – Nie chcę tego, Haerys – zaprzeczył, po raz drugi wypowiadając jej imię obnażone ze zwrotów, jakie powinny być do niego dołączone. – Nie chcę służyć twoim krewnym, pragnę być z tobą – To ona miała być jego żoną, to z nią przyjdzie mu żyć. To ona będzie mu podporą, matką jego dzieci, panią Skały, smoczycą na Casterly Rock. Sheana była piękną kobietą a jej towarzystwo w trakcie uroczystości kusiło, ale dziś, dziś miał inne zamiary. – Służyć tobie – powtórzył, nie zauważając nawet, kiedy ściszył głos do szeptu, pozostając tak blisko jej ciała, oddech przy oddechu, nachylony ku jej twarzy, odkąd wspięła się na wystający schodek, odkąd całował ją delikatnie, subtelnie, ale nie chcąc jej wcale spłoszyć, ale zachłannie zarazem, po raz pierwszy smakując jej warg. Nie wiedział, dlaczego znieruchomiała w jego ramionach, jednak wziął to za kolejne przyzwolenie, za sprawą którego złożył drugą dłoń na jej boku, uniemożliwiając ucieczkę – pierwszą wciąż ściskał jej drobną pięść, nagle ścisnąwszy ją mocniej, zachłanniej, w instynktownie ostrzegawczym geście, gdy chciała się odsunąć. – Bo to ciebie pragnę -  Na jego twarzy wciąż jawił się uśmiech, wziął słowa królewny za kolejne przekomarzania, za kaprysy rzucane dla kaprysów, prowokacje, które w zasadzie nie miały celu. Spotykał się czasem z dziewczyną, Jenny, córką koniuszego Casterly Rock, która podobnie przyjmowała niedostępną pozę, ledwie chwilę przed tym, gdy jej biała bluzeczka osuwała się z ramienia.
- To nie przystoi królewnie – Powtórzył za nią, zgoła innym tonem, z pijanym rozbawieniem, pewien siebie po wszystkim, co wydarzyło się przed momentem, pewien, iż królewna pragnęła jego bliskości nie mniej, niż pragnął jej on sam – a może wciąż podświadomie, umyślnie lub też nie, ignorując wszelkie znaki, które sugerowały, że w rzeczywistości było przecież zgoła inaczej. – Haerys – wypowiedział jej imię po raz trzeci, ostrzejszym, bardziej rozpalonym tonem, przepełnionym jakowąś złowrogą pasją, w tej samej chwili, w której szarpnął jej rękę w górę, drugą mocniej przyciskając do ściany, jasno dając jej do zrozumienia, że nie zamierza jej nigdzie odprowadzać – nie teraz, nie w tym momencie. Przecież wcale tego nie chciała, wolała zostać tutaj, z nim, ten ostatni raz, tę pierwszą i ostatnią noc, powiedziała to wyraźnie. Wydawało mu się? Nie, pamiętał. Oddech zatrzymał się gdzieś w piersi, dłoń przesunęła z jej boku na biodra, nieśpiesznie zwijając materiał pięknej sukni, pozwalając sobie odsłonić jej blade, jasne nogi, wkrótce podążając za instynktem, by posiąść ją, jak mężczyzna mógł posiąść kobietę, w ogniu pasji, zderzenia fali uwielbiania ze zrodzoną właśnie – i mającą tlić się już po wieki – nienawiścią. Zatopił usta w jej srebrnych włosach, zgarniając ją bliżej siebie, zakleszczając w uścisku znacznie silniejszych ramion, pozostawiając między sobą a ścianą, bez możliwości ucieczki, negacji, porwany chwilą nie rozumiejąc wagi swojego występku. Pragnęła z nim tu przecież zostać, pragnęła tej bliskości tak, jak pragnął jej on sam, a może to były tylko wymówki, które szeptał sam sobie, by móc spojrzeć w lustrze we własne odbicie. Odebrał swojej małej królewnie tak cześć jak niewinność – dla krótkiej chwili przyjemności, przyćmionej młodzieńczą butą, zbyt mocnym winem i kokieteryjnym czarem zbyt młodej dziewczyny.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyWto 21 Sty - 18:04

Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyCzw 23 Sty - 1:53

Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyCzw 23 Sty - 8:21

Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyCzw 23 Sty - 13:38

Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania EmptyCzw 23 Sty - 14:40

Odgłos uderzenia w ścianę, głuchy i budzący dreszcz, nie zdołał jej zatrzymać; wręcz przeciwnie, przyśpieszyła kroku, choć z każdym czuła się słabsza, a napięte mięśnie pulsowały coraz bardziej przeszkadzającym bólem. Do czego jeszcze był zdolny Lancel, co chciał zrobić; czy mierzył pięścią najpierw w nią? Nie, to nie było możliwe, ale instynkt w końcu przejmował kontrolę nad pozorami, nakazując natychmiastowe opuszczenie nieuczęszczanej komnaty. Stopa za stopą, w niewygodnym buciku, to nieistotne; szła w stronę wyjścia, drzwi, z którymi był korytarz, a za jego załamaniem czekały straże. Czy miała pobiec do nich od razu? Czy to pomoże? Czy tylko zrani ją jeszcze mocniej? Zaschło jej w gardle, serce biło jak oszalałe tak głośno, że w porę nie usłyszała szelestu ubrania – Lannister mocno chwycił ją za ramię, obracając tak szybko, że piękna sukienka zatrzepotała wokół kolan, obwijając nogi. Wspomnienie uczty powróciło, ale ten uchwyt nie przypominał w niczym niewinnego tańca sprzed kilku kwadransów. Syknęła z bólu, delikatna skóra królewny, reagująca zasinieniami nawet na nieco intensywniejsze zabiegi pielęgnacyjne, cierpła od brutalnego dotyku. I od słów, które wypowiadał, werbalizując największe obawy, podsycając lęk, karmiąc dziewczęce, ba, dziecięce jeszcze postrzeganie świata. Uczono ją o karach, o przyzwoitości, o tym, jak powinna zachowywać się panienka i królewna, straszono pospólstwem, czyhającym na kawałek odsłoniętej łydki, chowano treści zakazane, niemoralne – i wyklinano barbarzyńców, którzy krzywdzili kobiety i porywali branki, choć o szczegółach nigdy nie opowiadała żadna z sept. Wychwalano za to lordów, szlachciców a przede wszystkim rycerzy.
Kim był więc stojący przed nią mężczyzna? Gdzie podział się uroczy, opiekuńczy młodzieniec, dżentelmen i niedawno pasowany rycerz, składający na jej dłoni delikatne pocałunki; adorujący ją i roztaczający nad nią opiekę? Przysięgał chronić dzieci i kobiety, miał stanowić przykład moralności cnót. Zmiana, jak zaszła w Lancelu, przerażała, porażała – a Haerys wpatrywała się wielkimi oczami w paszczę lwa. Bo tym właśnie był: lecz nie dumnym drapieżnikiem, królem stworzeń, a zwykłym zwierzęciem, prymitywnym, podążającym za chucią, nie potrafiącym zapanować nad instynktami.  Kąciki wilgotnych ust zadrżały w zapowiedzi płaczu, do którego jednak nie doszło, szok paraliżował naturalne odruchy, a wpojona duma jeszcze nie zorientowała się w swej brutalnej zagładzie.
- Nie chciałam, nie prowokowałam, nie miałeś prawa… - wyrzuciła z siebie na jednym, piskliwym wydechu, zlewającym się w jedno z jego groźnymi wyliczeniami. I z przekleństwem, tak wulgarnym, tak okrutnym, że aż zabrakło jej słów. I choć mogła już krzyczeć, to tego nie robiła. Spłoń w siedmiu piekłach – jak mógł tak mówić, tego jej życzyć, wzywać bogów, którzy przecież widzieli wszystko, każdy uczynek. Odruchowo skuliła ramiona, truchlejąc przed jego gniewem, agresją sączącą się z ust jak drogi trunek, którego zapachem zdążyła już przesiąknąć. Tak jak i wstrętem, uda lepiły się do siebie, przekręcona sukienka wisiała nieestetycznie wokół bioder, a włosy okalały jej twarz w nieładzie. Rozpuszczone po raz ostatni – dziwne, że w takim momencie myślała właśnie o tym: że będzie musiała zacząć je spinać, wiązać w warkocze, że już nigdy Daeron nie przeczesze ich palcami…Daeron. Dolna warga zadrżała na myśl o bracie – nie mógł się dowiedzieć, jeśli wieści o hańbie, by do niego dotarły…Wzgardziłby nią, nie spojrzałby na nią tak samo, straciłaby jego protekcję, jego wyrozumiałość, jego miłość. – Zostaw mnie – warknęła słabym tonem, chciała brzmieć groźnie, znów wypowiadając oskarżenia; pragnęła krzyczeć i wrzeszczeć, tupać i uderzać piąstkami w jego pierś, splunąć mu w twarz i kopnąć, po dziecięcemu, w kostkę, ale stała tylko, krzywo, zbolała, przerażona i tak bardzo zagubiona. – Nie chcę cię więcej widzieć, ty… - wycharczała niemalże, ale nie znajdowała słów, nie potrafiła przywoływać tak makabrycznych przekleństw ani błagać o zemstę Wojownika. Obawiając się, że kara mogłaby spaść tylko na nią. Nieukształtowana psychika nie potrafiła obronić się przed sugestiami, przed latami wychowania w poczuciu winy za prowokowanie mężczyzn, przed wizją każdego rycerza jako światłego i wspaniałego: jak podła musiała więc być, by zmusić go do takiej reakcji? Upadła, brudna, w niczym nie różniąca się od śmierdzących cór portu, kupowanych przez marynarzy.
Teraz trzęsła się już jak w gorączce, robiąc jeden krok do tyłu, potem drugi, już czujniejsza, obserwująca jego ruchy, choć nie chciała na niego patrzeć, obawiając się, że za moment może się rozchorować i pozbyć ze ściśniętego żołądka słodkich przekąsek. Jak mogła obawiać się tego, że niegrzecznie obsypie okruszkami materiał lub że jakaś dama z Baratheonów zjawi się na uczcie w tej samej sukience co ona – w ciągu kilku chwil perspektywa królewny zupełnie uległa zmianie, a świat, jaki znała, umknął spod nóg, zostawiając ją w całkowitym mroku. Nie miała pojęcia, co uczynić, co zrobi jutro, i czy jakikolwiek świt w ogóle nadejdzie; tonęła w strachu, ale jedno wiedziała na pewno – nie spędzi z Lancelem nawet sekundy dłużej: tak szybko jak mogła, ruszyła ku drzwiom, chcąc wydostać się na korytarz, a później – dumnie pomknąć ku swoim komnatom.

| ztx2 <3
Powrót do góry Go down
Sponsored content

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty
Temat: Re: I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania   I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania Empty

Powrót do góry Go down
 
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: