Share
 

 Rhiannon Stark

Go down 
AutorWiadomość
Rhiannon Stark
Rhiannon Stark
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Dwórka Falyse Targaryen, najmłodsza siostra lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t521-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t525-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t578-i-m-stronger-than-all-my-man-except-for-you

Rhiannon Stark Empty
Temat: Rhiannon Stark   Rhiannon Stark EmptySob 14 Gru - 14:50


Rhiannon Stark
Let your last words be a present to me
Make them so hot they turn me cold


1 XII 143
Panna
Winterfell
Stark
Starzy Bogowie
155 cm | 50 kg
Millie Brady

Statystyki
Siła: 19
Precyzja: 26
Zręczność: 26
Zwinność: 34
Inteligencja: 70
Odporność: 50

Żywotność: 100
Wytrzymałość: 50
Umiejętności
Blef: 5
Charyzma: 26
Jeździectwo: 15
Logika: 45
Mistycyzm: 10
Percepcja: 28
Taktyka: 20
Siła woli: 40
Walka wręcz: 20 + 4 = 24

Ekonomia: 40
Heraldyka: 10
Język obcy (starovalyriański): 25
Sztuka (śpiew): 26
Sztuka (gra na harfie): 40
Biografia
I carry the sun in a golden cup.
The moon in a silver bag.



Szare oczy spoglądały zawsze z taką samą śmieszną dla dziecka powagą i bezwzględnym spokojem. Mieszkańcy Winterfell zawsze mówili, że była skórą zdjętą ze swego ojca. Stary zbrojmistrz, który widział jej ojca biegającego po zamku dobrych kilkanaście lat przed Tańcem Smoków, zdawał być się prowodyrem podobnych porównań. W późniejszych latach dziewczynka doszła do wniosku, że mówił to tylko po to, by przypomnieć sobie czasy pokoju i młodości. Nie można było jednak jej odmówić podobieństwa do ojca od samego momentu urodzenia. Była w końcu siódmym dzieckiem Cregana Starka i prawdopodobnie tym, na które był – paradoksalnie – najmniej przygotowany. Zbliżał się w końcu do czterdziestego dnia imienia, gdy lady Stark oznajmiła mu, że jest w kolejnej ciąży. Doczekał się już dwóch córek i czterech synów. Choć bardzo kochał żonę, czuł się również spokojny o przetrwanie rodu. Dzieciaki Starków były naturalnie silne i przeżywały wiek niemowlęcy – najstarsze dziecko miało przecież prawie dwanaście dni imienia, ostatnie zbliżało się do trzeciego. Stary Wilk miał głęboko w sercu nadzieję, że nie przyjdzie mu już być ojcem – znacznie bardziej zajęty był polityką Północy i nadzorowaniem sporządzania zapasów, gdy w samym środku lata urodziła się Rhiannon.
Szare oczy prawie nigdy nie chowały się za policzkami wybitymi w górę przez uśmiech. Choć urodzona bez większych problemów, Rhiannon nie była dzieckiem, które rozpierała energia. W odróżnieniu od braci czy sióstr poruszała się po korytarzach zamkowych w sposób przypominający bardziej wcześniejszą panią Winterfell, lady Gilliane Glover, jej babkę. Odkąd pamięta, stawiała stopy wyjątkowo ostrożnie, starając się ograniczyć stukot butów do potrzebnego minimum. Była dzieckiem wrażliwym na hałas, zwłaszcza ten niespodziewany. Wprowadzał ją niemal od razu w bardzo zły nastrój, co było szczególnie wykorzystywane przez rodzeństwo, gdy nie chcieli być zgodną rodziną. Najmłodsze ze szczeniąt nie było zazwyczaj zainteresowane zemstą – przynajmniej od najmłodszych lat upierała się przy takiej wersji. Prawdą było jednak to, że po prostu nie wiedziała, jak powinna się odegrać. W końcu była w swoim czasie chyba tym z najmłodszego pokolenia, które najbardziej łaknęło wiedzy. Do momentu, w którym nauczyła się czytać, spędzała długie godziny w towarzystwie matki, która czytała jej to, co po krótkiej konsultacji zalecił jej Maester. W jej pamięci pozostały grube tomy, obite skórą barwioną na różne kolory. Pamięta, jak małymi paluszkami przesuwała po wybitych literach,  a w jej głowie dominowało pragnienie posiadania absolutnie całej wiedzy, którą zamknęły w sobie książki. Dobry Maester Winterfell zdawał się być absolutnie zachwycony chęcią zdobycia wiedzy Rhiannon, a sama dziewczynka uważała go za swój wzór i najlepszego przyjaciela. Gdy niedługo po swym szóstym dniu imienia spytała, czy kiedyś będzie mogła – jak on – przywdziać łańcuch z kolorowych ogniw, Maester roześmiał się ciepło, kręcąc głową przecząco. Dziewczynki, nawet najmądrzejsze, nie mogły kontynuować nauki w Cytadeli. Po poznaniu wszystkich pozycji w bibliotece swego rodu mogły najwyżej zgłębiać tajniki wiedzy w bibliotekach swych mężów.
To niesprawiedliwe, tak. Ale bez przestrzegania reguł nasz świat ległby w gruzach, lady Stark.

I threw myself to the wolves,
only to learn of the tenderness in their howl,
and the loyalty in their blood.


Szare oczy skrzyły się z nieukrywaną radością, gdy w zasięgu wzroku zjawiał się kolejny wilk. Choć jej ulubioną rozrywką było jednak przesiadywanie przez dnie w bibliotece, gdy wyganiano ją na podwórze, nie odpuszczała swego rodzeństwa na krok. Cały czas cicho, uważając, by nie podrzeć sukienek, jednak na krok. Była chyba najszczęśliwsza na świecie, gdy bawili się w zdobądź mój zamek i grała księżniczkę, którą trzeba było obronić. Pamięta, jak jej siostry z zapamiętaniem odpierały atak braci, bo w końcu nie były w niczym gorsze. Może nie mogły wyruszyć do Starego Miasta i zaszyć się w murach Cytadeli. Może nie mogły same dowodzić wojskiem czy przekazywać swojego nazwiska dzieciom. Ale mogły się bronić. W szczególności mogły bronić siebie nawzajem, co było przede wszystkim zasługą czasów, w których przyszło im żyć oraz tego, co widział jej ojciec, gdy maszerował na południe ze swymi wojskami. Choć nie było jej dane nauczyć się władać mieczem tak dobrze jak jej bracia, odkąd dorosła do ósmego dnia imienia, do wychowania Rhiannon, poza nauką historii, matematyki, manier, haftowania i innych dziewczęcych zajęć, dołączyły także zajęcia ze zbrojmistrzem. Sztylet, który wtedy jej darowano, miał stać się przedłużeniem jej ręki. Obroną, po którą nie sięgało się w czasach pokoju, jednocześnie absolutnie konieczną, gdy nadciągało widmo wojny. Rodzeństwo zawsze powtarzało słowa starego zbrojmistrza, że wszystko, co zabiera życie, musi być użyte tylko wtedy, gdy wyczerpią się inne możliwości.
Starali się, by w zabawach możliwości nigdy się nie wyczerpały. Pamięta mocne uściski dłoni braci, którzy przejmowali siostrę-księżniczkę. Pamięta długie włosy sióstr rozpływające się w powietrzu, które tworzyły proporzec, chorągiew wojsk starających się ją odbić. Długie uśmiechy, krótkie spojrzenia, absolutny gwar głosów i hałas śmiechów. Południa spędzone przy boku sióstr i kuzynek – pod okiem Septy. Klejące się oczy, szturchnięcia łokci, deptanie po nogach, dużo uścisków. Wieczory spędzone z braćmi, przy stole, pod okiem rodziców.  Jeszcze więcej szturchnięć, półuśmiechów, zmarszczonych brwi, czasem zbyt dużo bałaganu, który i tak zawsze był poskramiany. W końcu wtedy byli jeszcze dziećmi. Każde z nich było szczenięciem, choć część wyrosła już z przewidzianych form i przed byciem szczenięciem byli sobą. Rhiannon długo nie mogła pogodzić się ze zmianami. Gdy najstarsza siostra została wysłana na wychowanie do rodu jej narzeczonego, Rhiannon była jeszcze dwuletnim dzieckiem. Gdy dorosła i zaczynała pojmować, dlaczego ludzie wokół niej odchodzą, i że ją ostatecznie czeka podobny los, rysy jej twarzy zaczęła modelować melancholia.
Choć w trakcie zabaw i przy rozmowie z kimkolwiek zdawała się być raczej dzieckiem pogodnym, w rzeczywistości była to jedynie maska, której szybko zaczęto od niej wymagać. W wymaganiu tym nie było nic zdrożnego – była to w końcu podstawa wychowania, a Rhiannon z natury swej nie była dzieckiem, które lubiło sprawiać problemy. Była jednak przepełniona nieopisanym, bezgranicznym smutkiem, którego źródła nikt nie był w stanie się dopatrzeć. Słusznie przypuszczano, że może być to krew przodków – Starkowie w końcu znani byli z dwóch cech. Mogli być odważni i dzicy tak jak jej lord Stark lub dryfować po wodach melancholii, jak lady Winterfell. Mięśnie twarzy dziewczynki nie były więc przyzwyczajone do uśmiechu. Gdy jednak zdobywała się na niego, nieznający dobrze dzieci Starków zawsze dziwili się nieco. Nie dlatego, że uśmiech wyglądał na wymuszony – wręcz przeciwnie, prezentował się niezwykle naturalnie. Odkrywał on jednak niestandardowe uzębienie dziewczynki – górne trójki, kły, były nieco wydłużone względem pozostałych zębów, sprawiając wrażenie kłów bardziej zwierzęcych niż ludzkich. Gdy w trakcie jednej z uczt usłyszała słowa gościa niepochlebnie wypowiadającego się na ich temat, poprzysięgła sobie, że już nigdy więcej się nie uśmiechnie. Na przestrzeni lat miała uśmiechać się dalej.

A wolf is a wolf,
even in a cage
even dressed in silk


Szare oczy wpatrywały się usilnie w jeden punkt, by nie rozproszyć uwagi. W końcu śpiew brzmiał najlepiej przy akompaniamencie. Rhiannon uwielbiała spędzać popołudnia i długie wieczory przy harfie. Choć śpiew miał być jej głównym atutem, znacznie bardziej lubiła samo obcowanie z instrumentem. Był on chyba najdroższą jej sercu rzeczą w zamku Winterfell i jedyną, za którą prawdziwie tęskniła lata później. Obcowanie z instrumentem urosło w jej dziecięcym umyśle do rangi czegoś całkowicie świętego – może dlatego, że zawsze przed pierwszym uderzeniem w struny poświęcała parę chwil, by oddać piękno muzyki starym bogom? To sztuka pomogła jej – jeszcze w wieku dziecięcym – odkryć to, co zmieniło jej spojrzenie na swój własny los. Kobiety miały tyle samo siły co mężczyźni. Toczyli tylko inne walki. Gdyby uniosła się odrobinę z miejsca, przez wychodzące na dziedziniec okno komnaty widziałaby swych braci i ich marznące oddechy - wszyscy już z prawdziwymi mieczami, pod okiem starego zbrojmistrza i ich ojca. Byli dobrzy w tym, co robili, bo takie było ich przeznaczenie. Walczyć, zwłaszcza fizycznie, w obronie rodziny. Ona była z kolei dobra w tym, co miała przed sobą. Stary śpiewnik obity ciemnobrązową skórą i drewniana harfa o czternastu strunach z jelita zwierzęcia, o którego istnieniu pewnie by nie wiedziała, gdyby nie przypomniano jej o nim w ramach jakiegoś żartu ze strony braci. I tak jak jej bracia byli również szkoleni w sztukach, ją szkolono w samoobronie. Jeżeli bracia nadepnęli pannom na stopy, tracili szansę na przyjazne stosunki z nimi. Jeżeli ona, w momencie próby, nie wykorzystałaby możliwości sztyletu – traciłaby życie.
Pierwszy raz, gdy zakwestionowała swoje wychowanie przed panem ojcem, przypadło na okres, gdy dopiero zaczynała myśleć o swoim dziesiątym dniu imienia. W końcu, po co miała poświęcać czas na zajęcia ze zbrojmistrzem, skoro mogła w tym czasie oddawać się graniu na harfie. Mam braci, którzy zawsze mnie obronią, ojcze – mówiła z całym przekonaniem, które można było zmieścić w dalej niewielkie, dziecięce ciało. Dziś jesteś z nami, drogie dziecko, ale jutro czy pojutrze będziesz żoną i nim twój krzyk dotrze do murów Winterfell, będziesz musiała obronić swe dzieci – odpowiadał jej z równą pewnością ojciec. Parę dni później ogłoszono jej zaręczyny z Hubertem Arrynem, trzecim synem lorda Joffreya, Namiestnika Wschodu. Widziała swojego narzeczonego raz, w trakcie uczty – odwiedził Winterfell rok wcześniej, z poselstwa swego ojca. Był jednocześnie przyjacielem jej najstarszego brata, Rickona. Z różnicą pięciu lat pomiędzy narzeczonymi i faktem, że w tamtym momencie Rhiannon nie zdążyła rozkwitnąć, oczywiste było, że decyzja ta była czysto polityczna, a na ślub trzeba było jeszcze poczekać. Przynajmniej tyle, by moja córka stała się pełnoletnia.
Należało więc czekać, jednak Starkowie nigdy nie oczekiwali niczego z założonymi rękoma. „Bądź dobrą żoną” zastąpiło „bądź dobrą córką”, choć nie od razu i nie gwałtownie. Coraz więcej zajęć dołączało do jej planu dnia, choć było to zrozumiałe – coraz starsze dziecko powinno mieć coraz więcej obowiązków. Przyjęła to jako naturalną kolej rzeczy, starając się wypełniać swe obowiązki, najlepiej jak potrafiła. Nie chciała przynieść swej rodzinie hańby – cokolwiek chciały robić jej siostry, kuzynki lub szwagierki – ona zamierzała zrobić lepiej. Nie kierowała się przy tym zwykłą zazdrością czy chęcią rozbudzenia w murach Winterfell nieoficjalnej rywalizacji. Jeżeli wyniosła z ksiąg coś więcej niż zamiłowanie do poezji i historii, musiała być to chęć nauki na cudzych błędach. Oczywiście – cały czas popełniała swoje, głupie, jeszcze niedorosłe. Była zaślepiona honorem i chęcią wypełnienia standardów, które sama sobie wyznaczyła. Jeżeli kiedyś miała się uśmiechać, była przygotowana na wszystkie trudności, jakie stawiał przed nią los.
Nie była jednak przygotowana na jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Śmierć Cregana Starka, jej kochanego ojca, była niespodziewana, choć ojciec dożył prawie pięćdziesiątego dnia imienia.  Śmierć lorda zawsze była ważnym i smutnym wydarzeniem – nie ważne, czy był to lord wielkich włości, niewielkiego majątku, osławiony na kartach historii czy zupełnie zapomniany. Pokój, mawiał ojciec, pokój jest balansowaniem na cienkiej nici. Zdawało się, że Starkowie, a przynajmniej ona, byli w komfortowej sytuacji – otrzymujący schedę po ojcu Rickon był uosobieniem tego wszystkiego, czego po nim oczekiwano. Lojalnym towarzyszką każdej zmiany była jednak niepewność – towarzyszyła ona wszystkim – Rickonowi, reszcie braci, sióstr, kuzynostwa, wujowi, ciotce, matce… rozlała się falą na Północ, lecz nie została w ich sercach na długo. W pamięci Rhiannon wydarzenia roku 157 po lądowaniu Aegona zlewają się w jeden obraz, do tego stopnia, że nie pamięta dokładnego upływu czasu między kolejnymi zdarzeniami, które miały okazać się ważne tak dla niej samej, jak jej rodziny i Siedmiu Królestw jako ogółu.
Rzeźbiarz nie zdążył jeszcze dokończyć posągu jej ojca, złożonego w krypcie pod zamkiem, gdy na zamek Winterfell dotarły kruki z Królewskiej Przystani z wieścią o śmierci króla Aegona III. Zaproszenie na koronację króla Daerona I, starszego od niej jedynie o rok przybyło niedługo później. Później pamięta już tylko pakowanie się w pośpiechu, ciężkie kufry wrzucane na wóz, dwa pocałunki w policzki od żony Rickona i ciepłe spojrzenia pozostałych braci. Wyruszali na południe, do stolicy. Rickon, by walczyć przy boku króla. Ona, by oficjalnie zapoznać się ze swym przyszłym mężem, którego poślubić miała niedługo po wojnie.  Miesięczna podróż Królewskim Traktem, choć była pierwszą okazją do postawienia nogi za granice Północy, zdawała się być dla dziewczęcia czymś zupełnie nieinteresującym. Przynajmniej takie wrażenie odniosła podróżująca z nią Septa. Prawda była taka, że przez większość jej trwania Rhiannon była po prostu zbyt zamroczona wydarzeniami, które stały u podstaw decyzji o wyjeździe i tego, że nie podjął jej ojciec, a brat. Gdyby dotyczyło to kogoś zupełnie innego, innej rodziny, czy chociaż fikcji – pewnie byłaby zachwycona możliwością, jaką postawił przed nią los. W końcu miała zostać świadkiem historii. I to nie byle jakiej – ostateczne zjednoczenie Siedmiu Królestw po ponad półtora wieku po lądowaniu Aegona I! Tymczasem cała podróż Traktem Królewskim stała się dla niej zlepkiem widokówek odciśniętych niedbale w pamięci z przerywanym akompaniamentem rozmów. O niej, z nią, o królestwie, zwycięstwie, powrocie, małżeństwie, dzieciach, matce, braciach, siostrach, czardrzewie, karczmie, która znajdowała się w pobliżu.
Jeden księżyc wystarczył, by dotarli do bram Królewskiej Przystani. Stolica jakby magicznie wynuciła dziewczę z letargu. Czy to podekscytowanie wizytą w miejscu, które widziała jedynie oczami wyobraźni? Czy może w końcu dochodziło do niej, że wielkimi krokami zbliża się czas ostatecznego odrzucenia w kąt lalek i postawienie się w zupełnie innej niż do tej pory roli? Z pewnością nie mogła zaprzeczyć, że perspektywa życia na królewskim dworze, przez nawet niewielki ułamek czasu i możliwość spotkania ser Arryna stanowiły kolejne powody do radości. Starała się jednak zająć swe myśli czymś innym – przynajmniej do czasu samego spotkania z narzeczonym. Zauważyła więc, że stolica jest wyjątkowo zatłoczonym miejscem. Istotnie, gdy wystąpiła z powozu i zaczerpnęła powietrza, jej ciałem wstrząsnął kaszel, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Na pytanie Septy, czy coś jej nie dolega, odpowiedziała tylko, że Królewska Przystań, w odróżnieniu od Winterfell, ma zdecydowanie za dużo osób oddychających tym samym powietrzem. Tylko kolejny sposób na stwierdzenie oczywistego – przeludniona przygotowaniami do wojny stolica nie należała do najprzyjemniej pachnących miejsc Westeros.  
Zmienił się. Z pewnością się zmienił, bo zamiast piętnastoletniego wyrostka stał przed nią już dorosły mężczyzna zbliżający się do dziewiętnastego dnia imienia. Szaty w kolorach rodu Arryn – błękicie i bieli – dodatkowo podkreślały niebiańskość jego oczu, a te zaś patrzyły na nią z dobrocią, której udawanie było zupełnie niemożliwe. Gdy skłonił się przed nią długie, jasnobrązowe włosy zasłoniły mu twarz do tego stopnia, że musiał potrząsnąć głową, by odzyskać choć częściowo pole widzenia. W tym jednym momencie niewieście serce Rhiannon zamarło na moment. Jej narzeczony, Hubert Arryn we własnej osobie, samą swą prezencją doprowadził ją do stanu, w którym nigdy wcześniej nie była, a który znała jedynie z książek. Już później, przed samym wyjazdem jej brat, Rickon, obecny przy tamtym spotkaniu droczył się z nią, mówiąc, że tamtego dnia cała krew z jej ciała wypłynęła na policzki. Ona sama była tak zauroczona, że udało jej się jedynie skłonić i szybko ułożyć ręce na sukni tak, by jak najmniej widoczne było ich drżenie. Z każdą kolejną sekundą spędzoną w towarzystwie ser Arryna była pewniejsza tego, że ich ojcowie podjęli bardzo dobrą decyzję.
Dlatego perspektywa rozstania bolała jak żywy ogień przy kontakcie z ciałem. Choć nie można było powiedzieć, że Rhiannon i Hubert znali się bardzo dobrze, czy nawet dobrze, dla dziewczęcia stało się oczywiste, że byli sobie przeznaczeni. W dzień wyjazdu udało im się nawet ukryć w zakamarkach Czerwonej Twierdzy, korzystając z chaosu, jaki panował w stolicy ze względu na wymarsz wojsk. W półmroku pozbawionych okien korytarzy obiecali sobie wierność i to, że nikt nie znajdzie miejsca w ich sercach, dopóki nie spotkają się ponownie. On podarował jej swój naszyjnik ozdobiony srebrnym orłem w locie. Ona wcisnęła mu na odchodne swój własny, rodowy pierścień. Był on tak mały, że pasował jedynie na mały palec rycerskiej dłoni. Wtedy też, pchani impulsem chwili pozwolili sobie na pierwsze – i jak się później okazało również ostatnie – fizyczne okazanie uczuć. Ciepłe dłonie Huberta na policzkach dziewczęcia były obietnicą bezpieczeństwa, zaś łagodne muśnięcie ust pieczęcią potwierdzającą dobre intencje. Odgłosy nadchodzącej służby musiały przerwać pożegnanie. W końcu Hubert Arryn nie był jedynym, który w imię wierności władcy rezygnował z komfortu życia gdzieś daleko, z dala od problemów i wojen. Pożegnanie Rickona było dla niej równie trudne, choć z pewnością bardziej łzawe. Prosiła, by dbał o siebie i wrócił szybko do Winterfell – nie ze względu na swoje obawy co do losu brata, ale przez wzgląd na jego żonę i córkę. Podobnie jak jej narzeczony, Rickon również zapewnił ją, że wróci szybko i dopełni wszystkich honorów związanych z jej ślubem.
Wystarczyło czekać.

Do not cry wolf cub
for when the lights leave
the dark fears you




Szare oczy spotkały oczy fioletowe. W północnym stylu bycia nie było miejsca na siedzenie z założonymi rękami. Rhiannon różniła się od wszystkich innych panien przebywających w tamtym czasie na królewskim dworze i pewnie dlatego zwróciła uwagę córki Królewskiego Namiestnika. Choć początkowo plany zakładały maksymalnie miesięczny pobyt w Królewskiej Przystani, szybko okazało się, że wojna potrwa zdecydowanie dłużej. Dziewczę robiło więc, co mogło, by zapełnić sobie czas oczekiwania, by nie myśleć o tym, co może się dziać daleko na południu. Podobnie jak w Winterfell, większość czasu spędzała w zamkowej bibliotece, uraczona mnogością tomów na wszelakie tematy. Choć zdawało się logicznym założenie, że biblioteka królewska będzie miała zdecydowanie więcej pozycji niż ta w jej rodowej twierdzy, dalej była pod ogromnym wrażeniem jej rozmiarów. W trakcie jednego z popołudni spędzanych w bibliotece zobaczyła ją. Tylko ślepiec lub skrajny głupiec mógł nie wiedzieć, że to córka lorda Viserysa, Królewskiego Namiestnika. Długie, srebrno-złote włosy skrzyły się w popołudniowym słońcu wpadającym przez okna. Spojrzenia jej oczu nie zapomni nigdy. Różniło się całkowicie od wszystkich innych spojrzeń, bo nie było to spojrzenie Pierwszych Ludzi czy Andalów. Było w nim coś tak odlegle pięknego, że mogło oznaczać tylko jedno – krew Starej Valyrii.
Zaczęły rozmawiać. O pogodzie. O książkach. O braciach i (przyszłych) mężach na wojnie. Rhiannon poczuła, że jest na świecie ktoś, kto ma w sercu te same troski. Prawdopodobnie to samo poczuła i księżniczka, która po paru dniach spotkań w bibliotece zdecydowała się zaprosić ją do bycia dwórką.   Dziewczę nie do końca wiedziało, co powinno czuć. W końcu wprowadzenie wilka na salony było czynem dość ryzykownym – w dodatku przekonana była o tym, że inne panny znajdujące się w tamtym czasie na dworze były bardziej przeznaczone do pełnienia tej funkcji. Jakby wyczuwając niepokój panny z Winterfell, księżniczka zapewniła ją o swych dobrych intencjach. Obiecała jej również, że gdy tylko otrzyma jakiekolwiek wieści z Dorne – czy to od kuzyna, czy od braci – z pewnością je przekaże. Zajęta wychowaniem swego syna księżniczka potrzebowała większej asysty dwórek niż wcześniej, co nie umknęło uwadze Rhiannon. Zamierzała wykonywać swoje obowiązki najlepiej, jak potrafiła.
W wolnej chwili dalej przebywała w bibliotece. Kiedy indziej miała okazję poznać inne damy dworu, między innymi królewską faworytę. Właściwie to wiedziała o jej istnieniu jeszcze przed zobaczeniem dziewczęcia na oczy. Z pewnością Królewska Przystań otworzyła jej oczy na to, jak wielkie znaczenie mają plotki. Ludzie Północy mieli zupełnie inne usposobienie, co do tego nie było żadnych wątpliwości, a w swej kompletnej niewiedzy Rhiannon pozostawała dzieckiem Winterfell. Zupełnie nieświadoma tego, że inne dwory czerpią radość prawie wyłącznie z ocen, formułowanych nie zawsze na podstawie faktów i prawdy, dała się początkowo porwać temu nurtowi. Cóż innego mogła uczynić, skoro była jedynie dziewczęciem – praktycznie bez jakiejkolwiek protekcji ze strony rodziny? Gdy tylko uświadomiła sobie, w jaki sposób tworzy się dworskie sojusze, z przerażeniem odkryła też, jak bardzo jej opinie zostały zmanipulowane. Lady Velaryon była w jej oczach postrzegana jako osoba, do której nie należy się zbliżać. Nie była nawet królewską narzeczoną, a otrzymywała od króla względy takie, które powinny zostać zarezerwowane dla jego przyszłej żony. Z drugiej strony Rhiannon starała się nie pokazywać swych przemyśleń na jej temat – chociażby z potencjalnego strachu o los własny i jej rodziny. Nigdy nie była osobą zdolną do przeprowadzania żadnych intryg. Była przecież oddaną przyjaciółką księżniczki i dziewczęciem zakochanym po uszy w książkach. Utrzymanie właśnie takiego wizerunku było dla niej kluczowe – zapewniało bezpieczeństwo przed trafieniem w sam środek intrygi.
Kruki przynoszące wiadomości od Huberta stawały się wybawieniem. Po powrocie króla i jego kuzynów do Królewskiej Przystani, zarówno brat, jak i narzeczony Rhiannon pozostali dalej w Dorne. Hubert pisał, że są częścią garnizonu lorda Tyrella, któremu król przekazał tymczasowo władanie nad poddaną krainą. Zawsze zapewniał ją o swoich uczuciach, prosił o cierpliwość i obiecywał szybki powrót, gdy tylko zakończy się proces umacniania władzy króla. Ona odpisywała mu równie czule, opowiadając o kolejnych tomach, które wpadły w jej dłonie, o dobroci i cierpliwości księżniczki, której dwórką została, a także o kolejnych wydarzeniach, które zostawały na językach mieszkańców Królewskiej Przystani. Na koniec każdego listu dedykowała mu jeden z wierszy, których uczyła się jeszcze w bibliotece Winterfell. Wszystkie listy od Huberta kolekcjonowała z największym oddaniem, przeznaczając na ich przechowanie drewnianą szkatułkę pomalowaną błękitną farbą. Były wszystkie, nawet ten ostatni, w którym wspominał o zabiciu lorda Lyonela i tym, że już niedługo będą musieli ponownie stanąć do walki.
Więcej listów nie nadeszło. Rhiannon niemalże codziennie nagabywała maestera, by upewnił się, czy nie pominął jakiejś wiadomości. Nic. Kompletna cisza. Zdawało się, że wszyscy przebywający w tamtym czasie na dworze zaczynali powoli odchodzić od zmysłów. Jej również zdarzyła się rzecz do tej pory niespotykana. Nie potrafiła poradzić sobie z niepokojem urzędującym w jej sercu – postanowiła więc udać się do Bożego Gaju, by w spokoju porozmawiać ze swymi bóstwami. Na nieszczęście, na jej drodze stanął książę Baelor, już wtedy cieszący się opinią niezwykle pobożnego, lecz uznającego jedynie swych własnych, Nowych Bogów, za rządzących światem. Spotkanie nie przebiegło w sposób pokojowy. Książę zobaczył Rhiannon siedzącą pod
symbolizującą czardrzewo olsze, oddaną modlitwie. Wprowadziło go to w tak duże wzburzenie, że poczuł konieczność interwencji. Powiedzieć, że jako jedyny od dawna doprowadził Rhiannon do płaczu to jak nic nie powiedzieć. W momencie, gdy zgubiony człowiek szuka ukojenia w religii, nie było najmądrzejszym pomysłem, by zacząć obrażać tę religię. Nic więc dziwnego, że zupełnie rozbita psychicznie dziewczyna uciekła z miejsca, zanosząc się łzami.
Następnego dnia otrzymała wiadomość. Nie, nie otrzymała jej jedynie ona, otrzymali ją wszyscy. Czerwona Twierdza, Królewska Przystań, całe Westeros wstrzymało na chwilę oddech. Oto w trakcie jednej z ostatnich bitew pod Słoneczną Włócznią wojska króla Daerona I poniosły klęskę, przypłacając to życiem wielu wojów. Wśród tych, których uznano za zmarłych, znalazł się także jej brat, Rickon i narzeczony, Hubert Arryn. Wieści o śmierci dwóch, którzy mieli ją chronić i których kochała całym sercem, nie wpłynęły dobrze na jej stan. I tak wcześniej należąca do raczej cichych osób, Rhiannon zamknęła się w sobie niemal całkowicie. Każde wspomnienie poległych wywoływało wybuchy negatywnych emocji, które starała się kontrolować, jak najlepiej potrafiła – oczywiście z różnym skutkiem. Chcąc zająć się czymś pożytecznym, poświęciła się niemal zupełnie nauce, do czasu gdy księżniczka ponownie wyciągnęła doń rękę, udowadniając tezę, że ich przyjaźń była prawdziwa. Zabroniła Rhiannon powrotu na Północ, nalegając na dalsze zajmowanie stanowiska jej dwórki. Obiecała jej nawet zaaranżowanie odpowiedniego małżeństwa, które powinno być dla niej honorem, lecz… czy ktoś naprawdę miał prawo do zdziwienia tym, że panna Stark nie była zainteresowana zamążpójściem po stracie swej pierwszej miłości? Mimo to, poczucie obowiązku wygrało i Rhiannon pozostała w Królewskiej Przystani. Dalej obserwowała wszystkie ruchy dworzan. Była ciekawa tego, co przyniesie los, choć wojna zdawała się już zupełnie przegrana. Śmierć króla Daerona i chaos na królewskim dworze zdawał się tylko potwierdzać jej przypuszczenia.


The water hears and understands.
The ice does not forgive.



Szare oczy swego czasu przepłakały wiele dni. Wystarczająco dużo, by wysuszyć studnię łez. Cóż innego mogła więc robić, niż oczekiwać odpowiedniego momentu na zemstę? Nie była przecież sama. Król stracił brata. Syn Namiestnika przebywał w niewoli. Każdy, kogo znała, stracił kogoś w trakcie wojny, a serca mieszkańców Westeros paliły chęcią zemsty. To, że przebywający w Czerwonej Twierdzy jeńcy umrą, było oczywiste. Jedyną rzeczą poddawaną dyskusji zdawał się być moment egzekucji. Jakież było jej zdziwienie, gdy król Baelor ogłosił swoje plany. Chciał zwolnić jeńców i przemaszerować z nimi  pod Słoneczną Włócznię i prosić – prosić! – o pokój. Nie uważała się za osobę, która skłania się ku rozwiązaniom przemocowym, jednak Dornijczycy postąpili wyraźnie niehonorowo. Z ludźmi bez honoru nie należy się bratać, należy ich ukarać. Król jednakże może robić wszystko, co mu się żywnie podoba, przypomniała sobie pewnego dnia, a ta gorzka myśl została z nią na kolejnych parę miesięcy. Do czasu powrotu nowego króla z Południa.


Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Rhiannon Stark Empty
Temat: Re: Rhiannon Stark   Rhiannon Stark EmptySob 14 Gru - 19:40




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Świat nie jest miejscem przyjaznym dla młodych dziewcząt, o czym miałaś okazję się już przekonać. Wyruszyłaś do stolicy, wciąż mając ukochanego, najstarszego brata i narzeczonego, któremu obiecałaś wierność - obu straciłaś w ciągu jednej bitwy. Królewska Przystań, która miała Ci być jedynie tymczasowym schronieniem, coraz bardziej przypomina dom pełen knujących po kątach intrygantów i złośliwców, czekających na każde Twe potknięcie. Obietnica nowego kandydata na męża wcale nie pomogła zaleczyć ran, a wybaczenie zbrodni Dorne nie przychodzi łatwo - czas pokaże, jak obie te rzeczy wpłyną na Twój los.

Przyznawane atuty to:
Nadchodzi zima
Szlachcic
Uczona
Sztywniara

Na start prócz puli puntów do wydania otrzymujesz również naszyjnik ozdobiony srebrnym orłem w locie, który podarował Ci Hubert przed wyjazdem na wojnę, który zapewnia bonus +5 do rzutów na siłę woli. Ponadto otrzymujesz również harfę wykonaną w Essos i sprowadzoną do Westeros na polecenie Twego pana ojca przed kilkoma laty. Jej drewno jest tak jasne, że przywodzi na myśl Czardrzewo znane Ci z Bożego Gaju Winterfell. Daje Ci ona +5 w czasie rzutów na powodzenie gry na tym instrumencie.

Powrót do góry Go down
 
Rhiannon Stark
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Północ-
Skocz do: