Share
 

 Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.

Go down 
AutorWiadomość
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty
Temat: Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.   Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. EmptyNie 8 Mar - 1:37


VII księżyc 146 roku
Gwenna i Maxwell w Starym Mieście



     Nie sądziła, że tak się to potoczy. Ze wszystkich możliwych scenariuszy jako najbardziej prawdopodobny wybrałaby, no nie wiem, chociażby klasyczne zatonięcie statku w morskim wirze. Albo rozbicie o skały Pięknej Wyspy. Nawet starcie z marnymi łódeczkami z zachodnich wybrzeży by jej nie zdziwiło, w końcu to już odwieczna tradycja. Nie bałaby się bitwy, śmierć przyjęłaby godnie, by nie powiedzieć: z ulgą, zwłaszcza po tym wszystkim, co ją ostatnimi czasy spotkało. Ale nie, do celu dotarli szczęśliwie, po prawie całym księżycu podróży gładkiej niczym tafla lodu i przyjemnej niby wiosenny spacerek po klifach. Aż tu nagle – TO. Taka głupia, żenująca sytuacja. Owszem, jako osoba poniekąd uczona mogła mieć więcej oleju w głowie i choćby postarać się być bardziej przewidującą, ale bujanie fal prawiło ją chyba w zbyt lekkoduszny nastrój.
     No i utknęli w dokach Starego Miasta, otoczeni przez straże portu. Uzbrojeni po zęby obwiesie nie pozwolili im przedostać się za mury.
     Piraci, krzyczeli, nie ma zgody, plądrować ich cudownej metropolii nie będą.
     A przecież płynęła w pokoju, jednym cholernym statkiem, nie flotyllą! W celach, erm, powiedzmy, że rekreacyjnych! Z tego, co się orientowała, nie byli z Reach w stanie wojny; kochać się też nie kochali rzecz jasna, ale oficjalnej kosy nie było, więc co ich obchodziło jakim herbem się legitymowała? Żagiel biały, zamiary dobre, co, młoda Lady nie może się, kurwa jego mać, wybrać na wakacje?
     Gwennara siedziała w kasztelu karaki, czekając, aż „przeklętą piracką delegację” zaszczyci ktoś z władz Starego Miasta. Ze wciekłością to zaciskała ręce na falbanach sukni, to postukiwała rytmicznie opuszkami palców o pryczę, to wstawała i chodziła dookoła jak zwierzę w klatce, by zaraz na powrót usiąść. Dwadzieścia pięć dni. Dwadzieścia pięć dni w drodze, tylko po to, by spędzić kilka godzin w porcie i zostać zawróconym z powrotem na Żelazne Wyspy. A obiecała sobie, że nie wróci do domu bez… ratunku. Obojętne, czy tym ratunkiem miałaby być fiolka ze specyfikiem, mądra rada czy żywa osoba. Oczywiście nie miała zamiaru nikogo porywać. Co najwyżej wynająć albo kupić. Ale bez rozwiązania nie powróci i basta.
     Znów wstała, wyszła z kasztelu. Oślepił ją blask południowego słońca w zenicie. Drobne fale migotały, jakby woda była upstrzona miliardem diamentów, żar prażył. Kordon gwardzistów ciągle stał na swoim miejscu.
     Jeśli wkrótce nie zjawi się tu ktoś bardziej rozgarnięty, młodziutka Lady zejdzie tam i skopie wszystkim dupska.
     Albo przynajmniej napluje im na głowy, chowając się za burtą. Na tyle akurat starczyłoby jej odwagi.
Powrót do góry Go down
Maxwell Hightower
Maxwell Hightower
Wiek postaci : 35
Stanowisko : lord Starego Miasta
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t654-maxwell-hightower#1489https://ucztadlawron.forumpolish.com/t663-maxwell-hightowerhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t964-korespondencja-maxwella-hightowera#5078https://ucztadlawron.forumpolish.com/t964-korespondencja-maxwella-hightowera#5078

Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty
Temat: Re: Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.   Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. EmptySro 1 Kwi - 18:55

Zadanie, jakim obdarzył go ojciec, wprawiało go w niemałe zaniepokojenie, aby nie użyć słowa przerażenie, chociaż było mu bliżej do prawdy i faktów niźli pierwszemu. Co prawda doskonale znał teorię takich rzeczy, wiedział, jak należy się zachować, ale nie miał jeszcze okazji do praktyki, co wywoływało w nim stan poddenerwowania. Nie był szczególnym fanem próbowania nowych rzeczy, jeśli wychodziło ze strony lorda Starego Miasta, gdyż najczęściej stanowiły dla niego kolejne obowiązki, z którymi musiał sobie radzić. Chociaż w sumie, czy rzeczywiście powinien się aż tak przejmować? Zasadniczo otrzymał bardzo proste polecenie. Miał udać się do doków i uporządkować sprawy, do jakich tam dzisiaj doszło. Ojciec przekazał mu ogólne informacje, których potrzebował, aby nie wyjść na idiotę, ale celowo ukrócił wiadomości do niezbędnego minimum, aby Maxwell część z nich musiał zdobyć samodzielnie. Oczywiście, kolejny test, nawet w takiej sytuacji.
Wiedza młodego, bo raptem szesnastoletniego, Hightowera była więc nie najlepsza. Wiedział, iż w porcie zjawili się nieoczekiwanie Greyjoyowie, chociaż nie spodziewano się ich wizyty. Usłyszał również wzmiankę, jakoby była tam ichniejsza lady. Na tym niestety kończyły się rzeczy, które mógł powiedzieć w tym momencie. Ile tak właściwie było tych wodnych jednostek? Przybyli tutaj w celu handlu, cumowania? Nie potrafił określić, ale wyobrażenie tamtejszych ludzi raczej nie należało do najłagodniejszych, przynajmniej w oczach chłopaka. Nieco otuchy dodawał mu oddział złożony z dwudziestu ludzi, którzy wraz z nim przemierzali miasto, aby dostać się do miejsca docelowego. Sądził, iż ofiarowani mu żołnierze byli oznaką zaufania ze strony Morgana, ale nic z tych rzeczy. Ojciec po prostu chciał się upewnić, że żadnej morskiej łazędze nie przyjdzie na myśl porwanie dziedzica z nadzieją na obfity okup. Oczywiście nie byłoby problemem, aby wyłożył złoto, ale nie widział potrzeby, aby niepotrzebnie odciążać swój mieszek. Oczywiście wątpił, aby ktokolwiek był tak głupi, aby próbować porwania Hightowera w ich własnym mieście, ale wolał dmuchać na zimne, w końcu jeszcze nigdy nie wyszło mu to na złe.
Gdy w końcu przybyli na miejsce Max przepytał dyżurującego oficera o szczegóły, ku swej uldze otrzymując nieco więcej informacji, niźli podzielił się z nim ukochany rodzic. Był tylko jeden statek, rzekomo nie mieli wrogi zamiarów. Tak, to zdecydowanie brzmiało dla niego niczym ulga. Z twarzy ubyło mu nieco stresu, a krok stał się pewniejszy. Na całe szczęście. Gdyby na samym brzegu pojawił się chłystek, któremu ze strachu trzęsą się kolana, chyba nikt nie wziąłby go na poważnie, a na pewno już nie Żelaźni.
- Jestem Maxwell Hightower, przysłał mnie tutaj mój ojciec, Lord Starego Miasta, Morgan Hightower. Przybyłem, aby w jego imieniu przyjąć i rozmówić się z lady Gwennarą Greyjoy. Prosiłbym, aby zeszła na ląd, abyśmy mogli się udać w bardziej odpowiednie miejsce. - rzucił mocnym głosem, starając się, aby nie było w nim słychać niepewności. Czy mu wyszło, cóż, trudno ocenić. Zapewne niedługo się o tym przekona.
Liczył, że kobieta przystanie na jego sugestię. Nie chcąc wzbudzać w niej obaw, większość ludzi pozostawił w nieco większej odległości, przy sobie mając jedynie czterech. Całym sercem pragnął uniknąć zatargów z Greyjoyami. Ojciec złoiłby mu za to skórę. Fizycznie i psychicznie.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty
Temat: Re: Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.   Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. EmptyCzw 2 Kwi - 3:57

     Chmary mew krążyły leniwie nad portem, ślizgając się na niemrawych powiewach upalnej, letniej bryzy. Kormorany upatrzyły sobie wystające nad powierzchnię drewniane bale falochronu, na których przysiadały, by w mgnieniu oka rozprawić się z upolowanymi rybami. Tuziny łódeczek o tak charakterystycznie lekkiej, południowej budowie, oraz barek, wypełnionych pękającymi w szwach sieciami i beczkami z winem, dryfowały przy pirsie. Co ciekawe, każda, każdziuteńka co do jednej, cumowała w pewnej odległości od karaki, zostawiając wokół statku krąg „wód niczyich”, jakby „Meluzynę” otaczał niewidzialny mur, lub raczej: niewidzialna fosa. Rybacy, razem z ludźmi, którzy mieli rozładować handlowe jednostki, przerwali pracę już kilka kwadransów temu i do tej pory do niej nie powrócili – zamiast tego, skryci w cieniach falujących żagli przed spiekotą najgorętszej pory dnia, urządzili sobie południową sjestę, której główną atrakcją był przybywający z północy okręt. Widać było, że gawiedź jest nim bardzo zaaferowana, choć większość taksowała całą scenerię z nieufnością, i nawet  bez pomocy gwardzistów, tworzących wokół karaki obronny kordon, woleli trzymać się z daleka.
     Ciężko się dziwić. Tutejsza ludność nie miała w sobie co prawda nic z małomiasteczkowej ignorancji, w końcu żyli w jednym z największych, najstarszych i najbardziej majestatycznych ośrodków Westeros, słynnej na cały kontynent, i daleko poza nim, stolicy oświaty… lecz niesława potomków Szarego Króla była równie wielka co renoma Starego Miasta. Ogólna niepewność była więc całkiem zrozumiała.
     Podobnie jak ludzie na lądzie, Gwenna także zastygła w bezruchu, wpatrzona w gargantuiczną sylwetkę latarni morskiej. Mimo złości na swe obecne położenie, nie mogła przestać zachwycać się jej konstrukcją od kiedy zeszłej doby ujrzała jej zarys daleko na horyzoncie. Z jednej strony więc młoda lady sarkała i miotała się jak wściekła, niepewna swego losu, z drugiej – w pięknie architektury znajdowała doraźne ukojenie, przykazywała sobie opanowanie, oddychała głębiej i wolniej, powtarzała w myślach, że to nic, wszystko płynie, wszystko jest ulotne, i że na pewno rozwiązanie się znajdzie.
     Wtedy go usłyszała. Niewyraźnie, przez odległe zawodzenie rybitw, głos młody, lecz pełen powagi.
     Ocknęła się z oczarowania latarnią. Nawet się nie spostrzegła, że stała przez pewien czas na otwartym słońcu. Spojrzała w kierunku opuszczonego trapu, gdzie właśnie ktoś z jej ludzi wracał na pokład, najpewniej po to, by ją sprowadzić na dół.
     — Nareszcie — westchnęła z niedowierzaniem. W pośpiechu pozbierała fałdy spódnicy w obie dłonie, zadarła je do góry i pognała w dół szaleńczym pędem, omal nie wpadając na posłańca i nie zrzucając go do wody.


     Dziewczę, które biegło po trapie na ląd, w stronę Maxwella, stanowczo nie wyglądało na srogą „królową piratów”. Była zupełnie młodziutka, pewnie w wieku samego dziedzica Starego Miasta, złotowłosa i rumiana jak dojrzewające na słońcu jabłuszko. Nosiła nieco niedopasowaną do klimatu Reach suknię z długimi, obcisłymi rękawami, szytą z ciemnego materiału ozdobionego złotymi wstawkami przy kołnierzu. Musiało jej być cholernie gorąco – i stąd pewnie te rumieńce. Z bliska Maxwell mógł się przekonać, że Lady Gwennara Greyjoy była drobniejsza i niższa od niego, i ciężko było ją nazwać pięknością w salonowym znaczeniu tego słowa; jej twarz była jeszcze nieco pyzata, a na dodatek nierównomiernie opalona – pocałowany promieniami nos lekko zbrązowiał i pokrył się mrowiem piegów, ale już przy linii włosów jej skóra była blada jak mleko – oczy zaś miała ogromne jak u sarny, barwy wyrzuconego na brzeg morza bursztynu, żywe, błyskotliwe i rozumne.
     Stanąwszy na lądzie w obliczu pana Hightower, młódka poprawiła swą posturę, wyprostowała się dumnie, opuściła chwycone w garść plisy sukni i złożyła dłonie na podołku. Sama już nie wiedziała, czy jest bardziej stremowana, rozzłoszczona czy przejęta, i przez pierwszych kilka sekund nie mogła się zdecydować, czy na młodego Hightowera nakrzyczeć bez litości, czy też z wdzięcznością bić mu pokłony.
     W końcu nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Spojrzała na Maxwella. Spojrzała w jego lewo, spojrzała w jego prawo, po całej jego obstawie, jak rządek pokaźny i szeroki. A ponieważ nie dosłyszała dokładnie przemowy, jaką chłopak wystosował przed chwilą do jej służby, no wiecie, z przedstawianiem się, imionami, tytułami i tak dalej, wyglądała na odrobinę skonsternowaną. Przecież Lord nie mógł wyglądać tak… erm… smarkato, skoro miał dzieci w jej wieku.
     — To nie jest casus belli  przemówiła arcypoważnym tonem prawdziwej damy. Co brzmiało zupełnie arcyniepoważnie, gdyż głos, z powodu zdenerwowania, miała drżący i piskliwy. Zdała sobie chyba z tego sprawę, bo zawahała się, przełknęła ślinę i następne słowa wypowiedziała już lekko zniżoną barwą. — Przybywam w celach… prywatnych, niezwiązanych z polityką żadnego regionu. I... nie mogę zostać zatrzymana w porcie.
     Uniosła brodę jeszcze wyżej, zrobiła stanowczą minę i czekała, co się teraz stanie. No bo chyba nie przysłali tu tego ładnie ubranego chłopca, by oficjalnie kazał jej zawracać. O nie, na to się nie zgodzi!
Powrót do góry Go down
Maxwell Hightower
Maxwell Hightower
Wiek postaci : 35
Stanowisko : lord Starego Miasta
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t654-maxwell-hightower#1489https://ucztadlawron.forumpolish.com/t663-maxwell-hightowerhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t964-korespondencja-maxwella-hightowera#5078https://ucztadlawron.forumpolish.com/t964-korespondencja-maxwella-hightowera#5078

Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty
Temat: Re: Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.   Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. EmptySro 8 Kwi - 20:53

Poczuł ulgę, gdy tuż po jego krótkiej przemowie jeden z marynarzy ruszył przez trap na statek, zapewne po to, aby poinformować lady Greyjoy o przybyciu osoby, która miała się nią zająć. Czy czuł się do tego kompetentny? Nic z tych rzeczy. Udawało mu się zachować pozory opanowania, ale w środku czuł coraz większą niepewność. Modlił się jedynie o to, aby udało mu się utrzymać te pozory jak najdłużej. Ojciec raczej nie będzie zachwycony, jeśli Maxwell w jakikolwiek sposób się tutaj zbłaźni, narażając tym samym nazwisko rodu na negatywne opinie, szczególnie w sytuacji, gdy przybyli do nich goście, jacykolwiek goście. Morgan może nie był wielkim fanem Żelaznych, ale wliczali się do wielkich rodów, a więc nie chciał ich ignorować. W końcu kto wie, może i z tego uda mu się wyciągnąć coś pozytywnego dla samego siebie?
Stojąc i czekając na rozmówczynię, młodzieniec próbował raz jeszcze przeanalizować sytuację, która zasadniczo nie wyglądała najgorzej. Informacje dostarczone mu przez ojca, jak również te, w których posiadanie wszedł, przybywając do portu, dawały mu względnie stabilny obraz sytuacji. Oczywiście wciąż nie wiedział, o co dokładnie tutaj chodzi, ale jeden statek nie sugerował, aby mieli mieć wrogie zamiary, chyba że byli szaleni. Wierzył jednakże, że nie przyszło mu się z takimi zetrzeć, to zdecydowanie byłoby dla niego mocno niefortunne. Chcieli przedyskutować jakieś oferty handlowe, sojusze? Nie potrafił określić, szczególnie w przypadku tego konkretnego rodu, który mimo wszystko owiany był dość konkretną, nieszczególnie pochlebną renomą. Niewiedza nie była jego ulubionym stanem. Sprawiała, że w głowie pojawiało mu się coraz więcej pytań, wątpliwości, co finalnie wpływało na zmniejszenie pewności siebie, której akurat teraz zdecydowanie potrzebował.
Kobieca postać, która dość szybko schodziła po trapie, stanowiła swoiste wybawienie. Koniec oczekiwania i tych setek pytań, czy wszystko dobrze przygotował i powiedział. Pojawiła się, a więc nie mogło być tak źle. Chyba własnie z tej radości dopiero po chwili skupił się na jej wyglądzie, który lekko go zmieszał. Ani trochę bowiem nie przypominała groźnego potwora, który miałby mordować ludzi. Bardziej jak zwykła dziewczyna, chyba nawet bliska mu wiekiem. Lekki zmieszanie, jakie towarzyszyło konfrontacji jego wyobrażeń i rzeczywistości dostrzec można było na jego twarzy, ale szybko się zorientował i spoważniał. Nie chciał jej przecież obrazić. Jej powitanie zaś było... zaskakujące. Z jednej strony mu ulżyło, ale z drugiej zabrakło całej gamy etykiety, przez co nie wiedział, jak powinien zareagować. We wszystkich lekcjach, jakie z nim do tej pory przeprowadzono, nikt nigdy nie przewidział opcji, w której druga strona nie zastosowałaby się do zasad etykiety. Postanowił jednak się tym nie zajmować, skupiając na słowach kobiety, które dały mu dość konkretną wizję sytuacji. No, prawie. Pozostawało jednak pytanie, co miał zrobić teraz. Jeśli nie spodziewał się kobiety o tej posturze i zachowaniu, to cel jej podróży był niczym zdobycie zdolności latania. Cele... prywatne. Co powiedziałby na to ojciec? Nie miał bladego pojęcia, co wywołało w nim kolejną dawkę stresu.
- Lady Greyjoy. Nazywam się Maxwell Hightower, syn lorda Starego Miasta, Morgana Hightowera. Zapraszam za mną. Udajmy się do bardziej odpowiedniego miejsca, w którym będziesz mogła odpocząć po podróży i wyjaśnić mi cel swojej wizyty. - odparł w końcu, zerkając z zastanowieniem w jej stronę. Jeśli wystawiłaby w jego stronę swą dłoń, miał zamiar ją ucałować, a jeśli nie postanowił ograniczyć się do lekkiego skłonu głowy, po czym odwrócił się i starając się, aby iść z nią na równi, udał się w stronę głównego budynku portowego. Były tam najlepsze warunki, a nie chciał ryzykować urażeniem kobiety półśrodkami.
Gdy już znaleźli się w środku dość wielkiego budynku, ruszył sprawnym krokiem do gabinetu głównego zarządcy, którego uprzedzono już o przybyciu Maxwella, a więc pomieszczenie zastali opustoszałe. Chłopak wskazał kobiecie miejsce naprzeciw biurka, a następnie sam zajął miejsce za nim, gestem nakazując straży, aby pozostała przed drzwiami. Skoro kobieta nie zabrała ze sobą nikogo, nie chciał okazywać braku zaufania, zostawiając kogoś przy sobie. Nie, żeby faktycznie jej ufał. Szczerze się obawiał, że ta urocza minka jest jedynie grą pozorów. Nie omieszkał również zapewnić poczęstunku oraz napitku. Tace z przekąskami ustawiono na blacie szerokiego, dębowego stołu, a tuż obok ustawiono dwa dzbany wina oraz kielichy, do których służba nalała trunku, podając je następnie samym zainteresowanym.
- Lady. Wspominałaś, że przybyłaś tutaj w sprawach prywatnych. Czy mogłabyś doprecyzować, co dokładnie miałaś na myśli? - rzucił w jej stronę spokojnym tonem, starając się przy tym względnie przyjemnie uśmiechnąć, co na szczęście mu się udało. W końcu trenował to tyle razy!
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty
Temat: Re: Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.   Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. EmptySob 16 Maj - 0:36

     Kiedy Maxwell wyciągnął ku niej rękę w dworskim geście powitania, dziewczyna przez chwilę zawahała się, lecz zupełnie niedługo. Ostrożnie ułożyła swe wiotkie palce w jego dłoni, muskając je zaledwie, niby motyl skłonny odlecieć skoro tylko coś zanadto się do niego zbliży. Wyglądała na nieco stremowaną, jakby walczyła ze sobą wewnętrznie, czy wobec tak młodego chłopca winna epatować wyższością (w końcu on jeszcze nie był lordem, a ona lady – już tak, na dodatek mimo młodego wieku zdążyła już przedłużyć ród), czy raczej okazać nieco onieśmielenia. Choć miał jeszcze stosunkowo miękkie, delikatne rysy, Maxwell był przystojny, wysławiał się elegancko i okazywał jej respekt, którego brakowało jego portowym gwardzistom. Nie wstydziła się go (mało którego młodzieńca wstydziła się rezolutna pyza Gwennara Harlaw), lecz i nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Ze wzajemnością, jak czuła.
     Gwenna rzeczywiście nakazała swym towarzyszom pozostanie na statku i udała się z Maxem samotnie, dając dobitny wyraz swej niezależności, odwagi (szaleństwa?) a także braku złych intencji. Przewidywała, iż jeżeli pociągnie za sobą osobistą straż, gwardia Hightowerów będzie próbowała ich rozbroić i wywiąże się z tego awantura, zatem takie wyjście oszczędziło im czasu i nerwów. Jej młody gospodarz był łaskaw odwdzięczyć się podobnym gestem i dzięki temu mogli porozmawiać prywatnie, bez przybocznych. Nawet jeśli blondwłose dziewczę nie wyglądało na istotę, którą trwożyła obecność obcej halabardy za plecami, Lady Greyjoy skrycie doceniła taki obrót spraw.
     Zasiadła naprzeciwko dziedzica, czekając, aż najpierw on zajmie miejsce. Chłód panujący w olbrzymim gmachu przynosił ulgę, ale i podkreślił rumieńce na jej policzkach.
     — Owszem. Zdaję sobie sprawę, że moja nacja nie należy do najbardziej oczekiwanych ani pożądanych gości… — zaczęła, wsuwając palec za kołnierzyk i przesuwając nim dookoła stójki, próbując ją nieco poluzować, tak, by przyjemne, zimne tchnienie dostało się pod materiał sukni. — Jednak dobrodziejstwa oświecenia powinny górować nad podziałami regionalnymi... i w ogóle... Krótko mówiąc, przyciągnęła mnie sława Cytadeli — doszła do sedna, najwyraźniej stwierdzając, że nie bardzo ma siłę na całe to owijanie w bawełnę i poetyckie wycieczki. — Potrzebuję Maestra. Osobistego.
     Jeśli Maxwell wiedział co nieco o kulturze (a raczej jej braku) Żelaznych Ludzi, życzenie to mogło go trochę zdziwić. Czyż żeglarze nie pokładali swego losu bardziej w wierze, niż w nauce? Podobno szczególne miejsce w ich społeczeństwie zajmowała kasta kapłanów, którzy „chrzcili” ludzi, barbarzyńsko topiąc ich w morskiej wodzie. Żelaźni uważali, że niekorzystną pogodę i wściekłe fale powoduje jakieś złe bożyszcze, a gdy ktoś utonie lub straci głowę w walce, należało się radować, bo znaczyło to, że woj trafiał na ucztę odbywającą się na dnie oceanu. Trochę to… no cóż, prymitywne, nie? Jakiż to znowu problem skierował młodą dziewczynę do uczonych z Cytadeli? Nie mogła się zwyczajnie pomodlić do… erm… kupki wodorostów…?  A może na Pyke szykowała się rewolucja i Żelaźni hurmem zamierzali pójść po rozum do głowy?
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty
Temat: Re: Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.   Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach. Empty

Powrót do góry Go down
 
Podróż lepiej mierzyć w nowych przyjaźniach niż w pokonanych milach.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Podróż do Pyke

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: