Wiek postaci : 17 dni imienia Stanowisko : Dwórka Królowej Matki, Lwica z Casterly Rock, Klejnot Zachodu Miejsce przebywania : Królewska Przystań
Temat: ...and her tears are gold Pią 10 Lip - 22:11
23 dzień siódmego księżyca 165 roku Czerwona Twierdza Leana Lannister & Lancel Lannister
Jej dłonie drżą. Chude, spracowane, choć pozbawione wszelkich odcisków, by nieopatrznie nie podrażniły na wskroś delikatnej skóry jej pani. Podobnie drżą usta i nie wie, czy spierzchnięte wargi pragną stłumić nasilający się wewnątrz krzyk, czy też szereg westchnień, bo przecież nie był to pierwszy raz, gdy przyszło dzierżyć dziewczęciu, tak istotną dla serca młodej lady wiadomość. Nie chciała tego czynić, Siedmiu niech ją broni, że po stokroć wolałaby udać się drogą prowadzącą do kruczarni, niźli zbliżać się choćby odrobinę do gościnnych komnat próżnych lwów, wiedząc, co może zwiastować skropiony jaśminowo-cytrusowym aromatem pergamin, imitujący jakże umiejętnie płynące ze szmaragdowych oczu łzy. Pozostawała jednak wierna. Ona, służąca wybrana przez wypielęgnowaną rączkę małej lwicy, dumnie kroczącej obok swej pani babki, kiedy po raz pierwszy przyszło oglądać podarowany przez obrończynię Lannisportu sierociniec swej jedynej wnuczce. Nie było już więcej zimnych nocy, pustego żołądka, gryzących boleśnie pcheł gnieżdżących się we włosach. Był tylko przesycony słodyczą chichot, miękkie tkaniny oraz polecenia czasem tak straszne, iż Mielle zastanawiała się, czy gryzące robactwo nie jest czasem lepszym towarzystwem niźli nieruchome spojrzenie lady Leany Lannister, nazbyt skupionej na tym, czego chce. A chciała zwykle wiele. Tak jak teraz. Chciała poczucia winy oraz gorliwych przeprosin, padania do drobnych stópek i wyznania wszelkich grzechów, nazbyt rozgoryczona i zasmucona, żeby mogła zastanowić się głębiej nad całą zaistniałą sytuacją. Płacz nie cichnął odkąd młodszy z bliźniąt opuścił swą siostrę, sądząc, iż oto kres położył ciastkowemu incydentowi, lecz urokliwe siąkanie nosem wciąż miało miejsce, gdy okładała opuchnięte powieki blondynki, przyrzekając jej, że dostarczy list, że poweźmie tym samym zemstę za podłości uczynione klejnotowi zachodu i ona, prosta służka zastanawiała się, jak kochać oraz nienawidzić zarazem można tak niedorzeczne stworzenie. Ale obiecała. Więc idzie niechętnie, z powagą, ze wzrokiem skierowanym na posadzkę, niechętna spotkaniu z sir Lancelem, z jego uśmiechem drapieżnika oraz butą, zaprzeczającą wszystkiemu, czego dokonał. Strażnik stojący przed drzwiami dziedzica Casterly Rock nawet nie mruga, puka, a następnie otwiera drzwi przed młodą dziewczyną, zbierającą w sobie resztki odwagi. — P..panie, pr...rzynoszę od waszej lady siostry wiadomość sir. Proszę wybaczyć mi najście, lecz nalegała, iż jest to niezwykle ważne — mówi, po dygnięciu wyuczonym, pozbawionym gracji, a następnie wyciąga przed sobą zwinięty w rulon pergamin, ozdobiony prześliczną czerwoną wstążką podszywaną złotą nicią, bo jak zwykle jej pani nie mogła zrezygnować z odpowiednich szczegółów. Kiedy list został przekazany, Mielle dyga raz jeszcze i opuszcza czym prędzej komnatę, nie będąc gotową na reakcję Lannistera. Ani na jego gniew, ani na jego śmiech.
list:
23 VII 165 roku
Do Lancela Lannistera,
Do złotego lwa Casterly Rock, tancerza miecza, mojego brata, obrońcy, opiekuna. Do osoby, której przyszło mi powierzać swe sny, pragnienia, najpiękniejsze chusteczki świata oraz kwietne korony. Do wspaniałego lwiego rycerza, któremu niestraszne są żadne szranki, albowiem odwaga i duma są w stanie rozgromić każdego, kto tylko stanie na jego drodze. Nadchodzi jednak czas okrutny, czas nieunikniony, nasze ścieżki mkną w różnych kierunkach, rozstanie zaś zbliża się szybciej, niźli mogłabym sobie tego życzyć. Jaki wielki będzie to ból, myślałam, gotowa ronić tysiąc łez w momencie pożegnania moich najukochańszych bliźniąt, nie wiedząc, jak wielki cios przyjdzie od strony jednego z nich. Tysiące łez tęsknoty zamieniły się w tysiące łez cierpienia, serce przecięło ostrze zdrady, przeszywając je na wpół, a niezrozumienie dla tak okrutnego czynu pozbawiło resztek sił. I zastanawiam się mój bracie, czy wciąż winnam cię tak nazywać, bo występek, jakiego się dopuściłam, musiał być prawdziwie potworny, byś ośmielił się uczynić taką mi krzywdę. Zranić tak dogłębnie, zerwać wszelkie nicie pokładanego w tobie zaufania w imię odrobiny satysfakcji. Czy tego pragnąłeś? Skrzywdzić swą małą, jedyną, jakże bezbronną siostrę, wykorzystać jej słabości bez krzty sumienia? Udało ci się. Udało ci się Lancelu Lannisterze. Uczynek twój nadwątlił me zdrowie, niemoc ogarnęła ciało i tylko resztka silnej woli pozwala dyktować mi te słowa nieszczęścia, jakie to zdaje się zagościć w mym wnętrzu na dobre. Jak mogłeś? Jak mogłeś pozwolić sobie na taki żart świadom, iż oto pozostaję tutaj sama, bez cierpliwych ramion gotowych ochronić przed złowrogim spojrzeniem? Jak mogłeś odebrać resztki nadziei, niewinności, w imię czego? Nie mogę ci wybaczyć, nie mogę spojrzeć ci nawet w oczy i bądź świadom Lancelu Lannisterze, iż jest to twoją winą. Żadne słowa nie są w stanie oddać męczarni, przez jakie przechodzę, żadne słowa nie są w stanie przynieść ukojenia. Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony Lancelu Lannisterze. Bo ja na pewno nie jestem.
Ps. Na ostatnią wspólną wieczerzę załóż proszę kaftan, sprawiony przez panią matkę przed trzema księżycami, by patrzyła na ciebie z tkliwością, nie zaś chęcią wsadzenia ci widelca w oko. Pps. Jestem dogłębnie zdruzgotana. Zdruzgotana. Ppps. Caster nazwał cię ciasteczkowym potworem, ale nawet potwory mają więcej szacunku do ciastek.
Po wieki skrzywdzona
lady Leana Lannister (bo tak jestem zła!)
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21 Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock Miejsce przebywania : Casterly Rock
Temat: Re: ...and her tears are gold Pią 17 Lip - 17:36
Dostrzegłszy u siebie służkę siostry - ku której niechętnie się wychylił sponad traktowanego osełką miecza - złoty lew ściągnął złotą brew, nie do końca pojmując blady strach, który okrył jej delikatne lico. Wciąż nieprzekonany do całego tego wydarzenia sięgnął dłonią po wystawiony ku niemu rulon, lecz ledwie zdążył rozsupłać zdobioną wstążkę, gdy dziewczyna już - nawet nie spostrzegł kiedy - wymknęła się spod jego komnat. Wziął się zatem ze lekturę, a lektura ta była zdumiewająca. Początkowo zdawało mu się, że był to rodzaj pożegnania, ckliwe wyznanie tęsknoty i siostrzanej miłości, dalej jednak sens słów burzyły kolejne padające wyznania. Przez moment nawet zastanawiał się, czy w rzeczy samej nie zbrudził przypadkiem żadnej sukienki Leany, czy czasem w jego rzeczach nie zaplatał się jej naszyjnik, czy może nie użył jej wstążki w zbyt mało zbożnym celu, ale żadne z takich zdarzeń nie potrafiło mu przyjść do głowy w kontekście ostatnich dni, a sądząc po dramacie, jakim list ten ociekał, dawniej owa przewina zdarzyć się nie mogła. A dokonał czegoś strasznego, tak strasznego, że zwać go bratem dłużej nie była w stanie. Krzywdę jej uczynił, wielką na dodatek. Jaką - nie wiedział. Przeczytał list z uwagą drugi i trzeci raz, za trzecim razem dopiero dochodząc do postscriptum, z którego wynikało, że unosi się nad nim również matczyny gniew - mówił z matką przed paroma chwilami i nie dała tego po sobie wcale poznać - dopiero z końcem - i w wielkiej konsternacji - dochodząc do bliźniaczego brata, którego słowa powinny już nieść wskazówkę: była jednak zdecydowanie zbyt abstrakcyjna. Czy ciasteczkowy potwór w tym kontekście był jakowąś straszną przenośnią? Czy słodycz wiązana z potworem była jedno przykrą dywergencją, mówiącą oto że pod przykryciem słodkim jak miód dokonał czynu straszliwego? Czy Leana... Czy mogła poznać jego sekrety i wyjawić je matce? Przebiegł wzrokiem list raz jeszcze, nie, Caster był w to zamieszany - a on nigdy nie pozwoliłby go skrzywdzić, nawet siostrze. Czy jednak pozwoliłby uwierzyć siostrze, że Lancel skrzywdził ją samą? Zaczynało mu się od tego listu kręcić w głowie - zamyślony, wpatrzony w błękitne niebo za oknem, kontynuował ostrzeżenie miecza, ni myśląc od razu biec wyjaśnić sprawy z siostrą. Trochę z konsternacji, zastanawiając się nad przyczyną jej zachowania, a trochę z osłupienia, nie w pełni pojmując nakreślone znaki. Dopiero, gdy miecz jego lśnił niby klejnot włożył go do pochwy, po drodze łyknął wina i opuścił komnaty, kierując się prosto do swojej małej - jakże skrzywdzonej - siostry. - Z drogi - rzucił do strażników, władczym tonem, choć zdało mu się, że dostrzegł u nich pewnego rodzaju zawahanie, jakby bitwę sprzecznych rozkazów - czy Leana zabroniła go tu wpuszczać? Usłuchali go jednak, drzwi pchnął z impetem i próg minął, a gdy tylko się to stało, utracił całą pewność siebie, która przed momentem jeszcze go wiodła do tych komnat. Bo choć lwem był odważnym - tak już brzmiała natura lwa - to wobec siostrzanych łez pozostawał bezradnym, a właśnie taką, miarkując treść otrzymanego listu, spodziewał się ją zastać. Bezradność przebiła się przez szkielet dosadnie, spinając mięśnie, lęk okrutnie spowił myśli, a lew uczynił tyle, ile był w stanie - wpierw oskarżycielsko wyciągnął przed siebie list obwiązany wstążką, potem, znacznie mniej energicznie, przestąpił z nogi na nogę. - Leano? - zapytał bez przekonania, obawiając się najgorszego - że napotka ją jej zwyczajem przepełnioną rozpaczą, z jego winy, choć winy swej nawet nie pojmował. - Skończże te dramaty - rzucił, nie do końca takim brzmieniem, jakiego pragnął, brzmieć mogąc nieco zbyt ostro i nie do końca też w sposób przemyślany, nie chcąc wcale siostry nieczule potraktować - suchość ścisnęła gardło, nie pozwalając mu na więcej.