Share
 

 Słoneczna plaża

Go down 
AutorWiadomość
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Słoneczna plaża Empty
Temat: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyPią 6 Gru - 19:10



Słoneczna plaża

W niedalekiej odległości od Słonecznej Włóczni znajduje się szeroka, piaszczysta, pozbawiona kamieni plaża. Stanowi ona idealne miejsce zarówno do konnych przejażdżek, jak i do odpoczynku. Fale często wyrzucają tutaj znacznych rozmiarów muszle, które wykorzystywane są do produkcji mniej lub bardziej profesjonalnych ozdób.

Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptySob 22 Lut - 20:22

6 VIII 165


Ostatnie promienie zachodzącego słońca muskały ich zroszoną kroplami morskiej wody smagłą skórę. Archibald pochylił się nad Guinevrą, zerkając w jej oczy o kolorze nieba w bezgwiezdną noc, a jej czarne włosy opadały kaskadami na smukłe ramiona. Jego ręce zamknęły się wokół jej talii...
- Musi być strasznie chuda - zawyrokowała Sylva, przerywając lekturę. - Albo on ma okropnie wielkie ręce.
Myśl ta okazała się na tyle ciekawa, że jak na znak obie leżące na łóżku dziewczęta uniosły ku górze po jednej dłoni, oceniając o ile większe pod względem rozmiaru byłyby niezbędne, by faktycznie otoczyć kobiecą kibić. Efekty tychże analiz były mało zadowalające i zakrawały niemalże na absurd, w końcu więc, nie podejmując dalszych dyskusji na ten temat, powróciły do czytania grzesznej opowiastki.
A usta zbliżyły do pełnych kobiecych warg, spragnionych jego czułości. Czekali na tę chwilę tak długo, rozdzielani raz po raz przeciwnościami losu, ale w końcu, zgodnie z przeznaczeniem, stać się mieli jednością na tym złocistym wybrzeżu laguny. Ich oddechy połączyły się jako pierwsze, by następnie...
Rozległo się pukanie do drzwi. Księżniczka westchnęła ciężko, wypuszczajac książkę z dłoni, tak, że ta uderzyła z głośnym plaskiem o jej brzuch, pozostając otwarta w miejscu, gdzie skończyły. Doprawdy, mówiła przecież, że mają jej nie przeszkadzać, a jednak ktoś śmiał zakłócić spokój popołudnia bezczelnie domagając się jej uwagii. Być może powinna była odprawić tę nachalną osobę, podkreślić niezmienność własnych decyzji i kazać jej powrót w późniejszym terminie. Co jednak, jeśli przynosiła ona ze sobą list od jej taty? Takiej ewentualności nie mogła przecież wykluczyć, a choć na własne życzenie pozostała w Dorne, to wciąż przecież miała prawo tęsknić i wyczekiwać wieści z Północy. Nie zamierzała nikomu przyznać, jakoby obawiała się o krewnych - byli Martellami, żyjącymi w gnieździe żmij i kilka jaszczurek pozbawionych zdolności ziania ogniem nie powinno było stanowić zagrożenia. Powtarzała to sobie od momentu, gdy machając im obserwowała niknący na horyzoncie statek, a później na przestrzeni kolejnych dni do granic wypełnionych zabawą, w trakcie których nauka zeszła jakimś sposobem na margines. Co jeśli wszystko to było jednym wielkim podstępem, teatrzykiem mającym uśpić ich czujność i zaprowadzić prosto w smoczą paszczę? Niepokój wkradł się do je serca, ostatecznie podnosząc ją do pozycji siedzącej i wyrywając z gardła głośne "Proszę", celowo nacechowane wyolbrzymionym niezadowoleniem wynikającym z niespodziewanej obecności intruza. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała uchylające się drzwi, a następnie wchodzącego do środka sługę, który w pokornym ukłonie przywitał się z nią, przekazując wieść o korespondencji do niej zaadresowanej.
Zerwała się z miejsca, zapominając zupełnie o książce, która z hukiem upadła na podłogę, a złapawszy przynoszoną kartkę papiery pospiesznie wygoniła przynoszącego ją mężczyznę z pomieszczenia. Co prawda nadawcą nie był jej pan ojciec, co nieco ostudziło jej zapał, ale słowa spisane ręką samej córki księżnej Aliandry również niosły ze sobą dużą wagę w oczach dziewczęcia. Zrywając pieczęć oddała się lekturze, a wciąż spoczywająca na łóżku dwórka mogła podziwiać wręcz niespotykane widowisko, bowiem księżniczka z minuty na minutę zaczęła zmieniać kolory. Wpierw pobladła okropnie, gdy wszelki kolor zdawał się odpłynąć z jej twarzy, pozstawiając jedynie ciemniejsze plamki piegów. Następnie poczerwieniała jeszcze mocniej, niż miało to miejsce w czasie pochylania się nad książką o miłosnych podbojach kapitana piratów ze Stopni.
- Podstępny, fałszywy, plugawy zdrajca - wysyczała nagle, każde słowo o oktawę wyżej, coraz głośniej. Nim choćby słowo "kto?" zdołało opuścić usta dwórki, kartka papieru została niemal wciśnięta jej w twarz. - Czytaj! - rzuciła władczo, by skrzyżować ręce na piersi, gdy tamta uchwyciła w końcu list i rozpoczęła jego głośną lekturę.
Sylva zamierzała wysłuchać jej stojąc w miejscu, ale wręcz nosiło ją przez wszystkie emocje, które odczuwała, słysząc kolejne z nowin rozbrzmiewające w pomieszczeniu. Mogłaby rzucić się w poduszki i wykrzyczeć chowając twarz w wypełnionym pierzem materiale, ale nie taki był charakter Sylvy. Jeśli coś jej nie odpowiadało, to nie czekając długo zaczynała działać, by to zmienić. Nogi same poniosły ją ku skrzyni, z której wyjmować zaczęła przedmioty, których kolekcje możnaby określić jako "podstawowy przybornik uciekinierki", gdyby kompletowało go dziewczę nie bardzo wiedzące, co właściwie takowy powinien zawierać i wrzucające do worka to, co akurat znalazło się pod ręką. Ta zniewaga wymagała jej odpowiedzi i takową zamierzała udzielić, jeszcze zanim osoba odpowiedzialna za podjęcie decyzji zdecyduje się wrócić do Dorne. Czy ojciec również brał udział w tym spisku? Shaira twierdziła, jakoby wszyscy pozostali nieświadomi warunków pokoju do momentu ich ogłoszenia, od razu jednak Martellówna przypomniała sobie, jak uparcie odradzał jej wyjazd wraz z nimi, ostatecznie stawiając na swoim i pozostawiając "kochaną córkę" w bezpiecznych murach Starego Pałacu. Myśl, że i najbliższa jej osoba w ten sposób mogła potraktować ją, zdradzając zaufanie, bolała, rozgrzewając ją bardziej, niż dornijskie słońce.
- Weź to - rozkazała, wpychając w dłonie dwórki pakunek. - Zostaw przy skałach na wybrzeżu, tych gdzie ostatnio rysowałyśmy kredą - dość nieprzyzwoite rzeczy, ale to nie było ważne. Widząc zagubienie służącej westchnęła zirytowana. - No już, nie ma na co czekać!
Podnoszenie głosu może nie było najlepszą techniką w kontaktach z służbą, ale nie miała dziś cierpliwości do podobnej opieszałość. Najważniejsze, że krzyk przyniósł właściwy efekt, a tamta w końcu ruszyła by opuścić pomieszczenie. Teraz pozostawało jej jedynie przebrać się, spiąć włosy i odczekać chwilę, mimo własnej niecierpliwości. Czas zabiła raz po raz czytając znów list, jakby dla nakręcenie sią bardziej, by w końcu wyruszyć w pokoju, do którego nie planowała wrócić przez kilka najbliższych księżyców. Póki co kierunek plaża, a później pozostanie dostać się jakoś do Bożejłaski.
Powrót do góry Go down
Zahira Martell
Zahira Martell
Wiek postaci : 26
Stanowisko : Mistrz Szpiegów, najstarsza siostra księcia Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t909-zahira-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t921-zahira-martell#4702

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyNie 23 Lut - 12:12

Jak na jej gust oczekiwanie na wieści z Królewskiej Przystani trwało stanowczo zbyt długo, a jej apetyt na wszelakie informacje wzrastał z każdą godziną. Miała jednak świadomość, że jakiekolwiek warunki traktatu nie będą, Zahira będzie jedną z pierwszych, które się o wszystkim dowiedzą i będzie miała chwilę, by przygotować się na nastroje jakie niewątpliwie wywołają wieści nie tylko w Słonecznej Włóczni, ale także w całym Dorne, a nawet we wszystkich Królewstwach. Wieści, które jak się okazało były dla nich wyjątkowo korzystne. Królowi musiało naprawdę zależeć na pokoju skoro zgodził się na warunki, które praktycznie na każdej płaszczyźnie sprzyjały Dorne. Jedynie te wszystkie małżeństwa były niekoniecznie fortunne, ale i z nich będzie można wyciągnąć coś dobrego. Po powrocie reszty rodziny będzie musiała zwrócić honor i przeprosić Morsa w zwątpienie w jego umiejętności dyplomatyczne…
Teraz jednak miała na głowie znacznie bardziej przyziemne problemy związane z rodzinnym gniazdkiem niżli wojnami i traktami pokojowymi. Szczególnie, że jej mała kuzynka postanowiła właśnie skomplikować wszystko ruszając samotnie w stronę zachodzącego słońca, jeśli relacja jej służącej była prawdziwa. Widocznie mała Sylva także miała swoje dojścia do informacji, najgorszym było że tym informatorem była jej rodzona siostra, która prawdopodobnie nieświadomie wywołała burzę we wnętrzu najmłodszej z Martellów. Burzę, która mogła zaprzepaścić to co uzyskali bądź przynajmniej pogorszyć relacje z ich nowym sojusznikiem, a na to jeszcze nie byli gotowi. Na dodatek taka ucieczka mogła także zachwiać reputacją jej samej, w końcu podczas nieobecności rodziców Sylva pozostawała pod jej opieką i konsekwencje niedopilnowania młodej spadłyby na jej barki. Nie wspominając nawet o skrajnej głupocie o jaką zakrawał ten godny pożałowania plan.
Z drugiej strony powodowała nią także ciekawość, jak będzie sobie w stanie poradzić kilkunastoletnie dziewczę za bezpiecznymi murami pałacu, szczególnie takie które od małego było rozpieszczane i przygotowywane do korzystania z rozrywek pałacu, a nie do zwyczajnego życia jakie zazwyczaj wiedli ich poddani. Co prawda, ona sama w jej wieku była wcale nie lepsza, ale też jej wycieczki były raczej krótkimi wypadami, a nie długą wyprawą, na którą się zapowiadało jeśli chodzi o jej kuzynkę. Dodatkowo mała Zahira wiecznie walczyła o możliwość bycia samodzielną co dawało więcej swobody, ale też bardziej uczyło radzenia sobie w różnorakich sytuacjach.
Teraz jednak liczył się czas, jeśli miała zamiar przeszkodzić kuzynce albo jak to na bieżąco planowało – urozmaicić jej życie dając tym samym lekcję pokory. Zaraz po opuszczeniu jej komnat przez zdyszaną dwórkę narzuciła na plecy płaszcz, sięgnęła po łuk i strzały, a także przypięła do pasa bukłak z winem, by następnie udać się do stajni po jednego z tamtejszych rumaków. Zamiłowanie księżniczki do jeździectwa było powszechnie znane dlatego będzie mogła udawać w tej sytuacji, że jej podążanie śladami Sylvy jest raczej szczęśliwym zbiegiem okoliczności, a nie zaplanowaną akcją jak to miało miejsce w rzeczywistości. Kiedy w końcu dogoniła uciekinierkę obdarzyła ją szerokim uśmiechem, mimo że bynajmniej nie było jej w tym momencie wesoło, a gniew zbierający się w niej miał dopiero z czasem ujrzeć światło dzienne. Teraz jeszcze nie miała w planach straszyć młodej. Jeszcze.
- Piękny dzień na przechadzkę, czyż nie? Czemu jednak wędrujesz samotnie odbierając innym przyjemność z towarzyszenia tak pięknej młodej damie. – zsiadła z konia zrównując się z młodą kuzyneczką. Na razie postanowiła nie dzielić się z nią swoją wiedzą, zastanawiając się czy ona sama pod wpływem buzujących w niej emocji nie wtajemniczy jej w szczegóły własnego planu.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyNie 23 Lut - 12:47

Burza, która trwała we wnętrzu młodej Martellówny pozostawała tam dobrze ukryta, a przynajmniej tak wmawiało sobie dziewczę, przemierzając kolejne korytarze, a w końcu znajdując się poza murami Starego Pałacu. Jeśli ktokolwiek dostrzegł jej rozgoryczenie, miał na tyle instynktu samozachowawczego, by nie dociekać jego powodów, zamiast tego ustępując jej z drogi. Wyglądało na to, że wieści, które otrzymała, nie zdążyły jeszcze rozejść się po Słonecznej Włóczni, ale niewątpliwie nastąpiłoby to już w przeciągu najbliższych kilku godzin. Wiedzieliby, że jeden z nich, Martell, sprzedał Dorne w ramach za kilka obietnic ze strony słabowitego mężczyzny, z którego popisów jeszcze niedawno wszyscy szydzili. I że oddał ją za jednego z tych... Jak nazywali ich stajenni, gdy myśleli, że nie słyszy? Siostrojebców. Właśnie tym przecież byli, a jej narzeczony od siedmiu boleści stanowił doskonały tego przykład. Sylva uważała na lekcjach dotyczących rodów Siedmiu Królestw akurat na tyle, by zorientować się w pokrewieństwie między rodzicami "przyszłego małżonka". Czuła sie tak okropnie upokorzona i wściekła, a pozbawiona możliwości wyładowania na kimkolwiek frustracji mogła jedynie uczynić to na otaczającym ją piachu. Raz i drugi kopnęła w niego z całej siły, posyłając w powietrze piach i drobne kawałki muszelek, nie przejmując się nawet lekkim bólem stopy, jaki to wywołało.
- Idioci! - rzuciła, pod niczyim konkretnie adresem.
Była zdecydowanie zbyt rozemocjonowana, by myśleć o swym planie, choć zdecydowanie nie zgodziłaby się z Zahirą, iż stanowił on głupotę. To nie ona postanowiła rozegrać wszystko w tak bezsensowny sposób, zdradzając wartości, które towarzyszyły im od pokoleń. Doskonale pamiętała księżną Aliandrę z jej charyzmą, gdy przemawiając do ludu opowiadała o niepodległości płynącej w ich żyłach wraz z Rhyonarskim dziedzictwem. O sile, która pozwoliła im oprzeć się Aegonowi I i strącić z nieba jednego z jego smoków - Sylva wierzyła wtedy, całkiem słusznie, że położą kres i kolejnemu gadowi, nie przypuszczała tylko, że radość wydarzenia przyćmi śmierć ciotki. Myśl o tym, jak musiała być rozczarowana obecnymi wydarzeniami, zerkając na nich z niebios, w połączeniu z natłokiem uczuć wystarczyła, by skłonić ją do szybkiego otarcia oczu rękawem. Nie mogła się teraz rozklejać, a już szczególnie, nie gdy słyszała za sobą tętent końskich kopyt.
Pogoń? Odkryli jej ucieczkę tak szybko? Nie, to było niemożliwe, przecież wcale nie zniknęła jeszcze na tak długo. Co prawda nie należała do osób często przepadających na całe dnie poza murami pałacu, ale jednak zdarzały jej się wypady poza jego ściany i nie powinna była wzbudzić podejrzeń. Musiała na szybko zadecydować, co uczynić. Próba przegonienia czterokopytnego nie wchodziła w grę - nawet w całej swej pysze nie uważała się za szybszą od dornijskich wierzchowców. Pozostawała więc jedynie próba wyłgania się z sytuacji, co z decydowanie nie miało być łatwe, biorąc pod uwagę to, z kim miała styczność, a co odkryła, odwracając się w końcu ku intruzowi. Czy widziała jej wcześniejsze wyżywanie się na niewinnym piasku? Czy dotarły do niej już wieści ze stolicy? Milion pytań przemknęło pod ciemną czupryną Sylvy, ale mimo wszelkich wątpliwości starała się zachować spokój, co niekoniecznie jej wychodziło.
- Jeszcze zdążą się mną nacieszyć - chyba, że Mors wpadnie na kolejny genialny pomysł, dorzuciła w myślach. Zatrzymała się chwilowo, krzyżując ręce na piersi. - Chciałam być sama, z dala od... - Pałacu. Martellów. Książęcej władzy. Ugh, oczarowywanie ludzi było łatwiejsze, niż kłamanie. - Niekompetentnych osób.
Nie była zadowolona z tej wypowiedzi, ale dziś zdecydowanie nic nie szło po jej myśli. Przynajmniej zdołała nieco uspokoić oddech i serce, co nie zmieniało faktu, że wyglądała na wyjątkowo nadąsaną, z lekko wysuniętą dolną wargą. Zdecydowanie nie przypominała pełnych brawury uciekinierów z opowieści, ale liczył się przecież nie wygląd, a intencje i samozaparcie!
Powrót do góry Go down
Zahira Martell
Zahira Martell
Wiek postaci : 26
Stanowisko : Mistrz Szpiegów, najstarsza siostra księcia Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t909-zahira-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t921-zahira-martell#4702

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyNie 23 Lut - 13:50

Gdyby to jej samej dotyczyły warunki pokoju, Zahira już dawno temu poruszyłaby w gniewie niebo i ziemię, by pokazać wszystkim wokół niezadowolenie z takiego stanu rzeczy, wyżywając się nie tylko na otaczającym ich piasku. Nie wspominając już nawet o losie tego nieszczęśnika, któremu zostałaby obiecana. Biedak doświadczyłby piekła na ziemi gdyby rzeczone małżeństwo doszłoby do skutku, co patrząc na jej przeszłość było doprawdy wątpliwą sytuacją. Szczęśliwie dla niej w traktacie nie wspomniano o niej ani słowem, co brała nie tyle za zrządzenie losu, a kolejny argument na własną użyteczność na dworze rodu Martell. Potwierdzało to jej tylko jak ważna jest dla brata, że ten nie ma zamiaru jej od siebie odsyłać, chełpiła się tą myślą.
Musiała także przyznać, że o ile same warunki traktatu przyjęła z zadowoleniem, o tyle koncepcja całego pokoju wciąż kuła ją w serce. Wizja utraty niezależności i wolności, konieczność klękania przed chłopięcym królem… Jej matka na pewno przewracała się w grobie na wieść o wszystkim co utracili z jej śmiercią. Na niewykorzystaną okazję, którą dla nich przygotowała. Całej wylanej krwi barwiącej piaski pustyni, także jej własnej, którą teraz jej własne dzieci mieszały z błotem. Wystarczyło tylko sięgnąć po wygraną, rozegrać ostatnie bitwy, które niewątpliwie w końcu przechyliłyby szalę zwycięstwa na ich stronę, ale Mors nie miał odwagi podjąć takich decyzji, poświęcić kilka istnień więcej dla dobra ogółu. Wolał bezpieczną wizję pokoju, od niepewnego losu wojny. Ale nawet z tego będą mogli wyciągnąć korzyści i los Dorne jako poddanych Korony wciąż nie był przesądzony.
Tak samo jak przesądzony nie był los Sylvy, która nawet jeśli nie miała wpływu na czekającą ją przyszłość, mogła i z tej sytuacji wyciągnąć dla siebie korzyści, a przynajmniej tak postąpiłaby na jej miejscu Zahira. Mówi się, że jesteśmy kowalami własnego losu i córka Aliandry naprawdę w to wierzyła. Nawet jeśli życie rzuca kłody pod nogi, przy odpowiednich umiejętnościach i wiedzy, z każdej sytuacji można wyciągnąć dla siebie jakąś korzyść, znaleźć przewagę nad innymi. Potrzeba do tego tylko odpowiedniego zapału i cierpliwości, a czasem także odwagi by podjąć konieczne ku temu kroki.
- Jeśli otaczające osoby nie odpowiadają Ci powiedz tylko słowo, a odejdą z dworu. – w końcu młoda także była księżniczką i mogła sobie pozwolić na tasowanie członkami własnego otoczenia wedle woli bez konieczności tłumaczenia się komukolwiek. - Mam jednak nadzieję, że moje towarzystwo nie będzie Ci wadzić. – było to raczej stwierdzenie faktu wypowiedziane pewnym głosem, który nie oczekiwał sprzeciwu, niż uniżona prośba o możliwość towarzystwa. Nawet jeśli Sylva wyraziłaby sprzeciw starsza z kobiet nie miała zamiaru odpuścił i wrócić skąd przybyła z pustymi rękoma o czym młoda prędko by się przekonała – Masz jakiś cel tej przechadzki czy postanowiłaś błądzić bez celu?  - pozycja mistrzyni szpiegów często jej się udzielała nawet w towarzystwie rodziny, kiedy to wtykała nos w nie swoje sprawy. Często zdarzało się to mimowolnie, ze swoistego przyzwyczajenia do wydobywania informacji z każdej otaczającej ją osoby.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyNie 23 Lut - 15:31

Trzeba było przyznać, że jak na dornijskie standardy Sylva zachowała względne opanowanie w starciu z wieściami dotyczącymi jej, szczęśliwie wciąż odległego, zamążpójścia. Tylko jedna służka stała się świadkiem jej wybuchu, żadne naczynia nie uległy zniszczeniu rozbite o ściany komnaty, a spokój pałacowych ptaków pozostał niezakłócony jej krzykami. Wszystko to miało jeden cel - dać popalić otoczeniu w o wiele bardziej efektowny sposób, jednocześnie dbając o to, by polepszyć jakoś własną sytuację. Przecież nie mogli spodziewać się, że pozostanie w ich zasięgu, siedząc cicho niczym trusia i oczekując sądnego dnia. Chwilowo nie myślała nawet o swym nieszczęsnym narzeczonym, wizja sprawiania mu trudności była dla niej zupełnie abstrakcyjna, wszak wciąż jeszcze wierzyła, że nic nie miało wyjść z tego jednego ustalenia. Jeszcze nie wiedziała, w jaki sposób dojdzie do zerwania zaręczyn, jak znajdzie się na ślubnym kobiercu z właściwym mężczyzną, jeśli w ogóle jakimkolwiek, ale była przekonana, że coś w tej kwestii zostanie wymyślone. Już ona by się o to postarała, a sytuacja zawsze ostatecznie musiała wyglądać tak, jak sobie zamarzyła.
Gdyby tylko Mors był odrobinę odważniejszy, właściwie uosabiał wartości ich rodziny. Niezachwiani, Nieugięci, Niezłomni, tak mówiła ich dewiza, która nagle wydawała się lepiej znajoma jej, czternastoletniej pannie dopiero zostawiającej za sobą dziecięcy wiek, niż ponad dwukrotnie starszemu księciu. Gdyby nie fakt, że już nigdy nie chciała go widzieć na oczy, mogłaby już teraz zacząć wyobrażać sobie, jak wygarnie mu w momencie, gdy powróci do ojczyzny. Pocieszającą była tylko myśl, iż zapewne inni skutecznie utrudnią mu życie i bez jej pomocy. Nie mogła być jedyną skłonną do zmieszania go słownie z błotem. Jaka szkoda, że miało jej tutaj nie być, by móc na własne oczy przekonać się o reakcji swych rodaków na zdradę zadaną im przez przywódcę.
Korzyści, które mogły być dostrzegalne dla Zahiry, pozostawały zupełnie niewidoczne dla młodszej Martellówny - przysłaniała je mgła niewiedzy i młodzieńczy brak doświadczenia, połączony z impulsywnością. Nie chciała myśleć, co mogłaby zyskać na proponowanym układzie, dostrzegając tylko całe pasmo strat, jakie miałaby ponieść. Rodzina i przyjaciele, znajome przestrzenie Dorne i oferowana przez nie wolnosć - wszystko to i wiele więcej odebrano by jej, gdyby krzywdzące ustalenia weszły w życie. Zamierzała więc stać się, na swój własny i niepowtarzalny sposób, kowalem własnego losu i nie tyle głowić się nad wykorzystaniem rzuconej jej pod nogi kłody, ile zwyczajnie ruszyć w kierunku do niej przeciwnym.
- No wiem o tym przecież... - westchnęła, słysząc najoczywistszą oczywistość. Niejednokrotnie zdarzyło jej się już wyrazić niezadowolenie ze służby i doprowadzić do odprawienia jej członka, gdy ten nie spełniał jej wymagań lub też zwyczajnie nie wpasowywał się w je gusta. - Oczywiście, że nie, ale jesteś baaaardzo zajętą osobą. Na pewno czekają cię inne, ważniejsze zadania. W końcu doglądasz spraw rodowych pod nieobecność reszty, to bardzo odpowiedzialna rola! - słodkie słówka, mające na celu dyskretną próbę pokierowania krewną w inne miejsce, preferowalnie daleko od niej, przychodziły już o wiele łatwiej. Z drugiej było to dość niepodobne do niej, wszak młódka uwielbiała być w centrum uwagi i na ogół cieszyła się, ilekroć poświęcali jej ją członkowie rodziny. Tym razem jednak Zahira zbytnio jej wadziła, list ciążył, a spakowany przez nią pakunek czekał na zabranie go i ruszenie w drogę. Ze zniecierpliwienia miała ochotę dreptać w miejscu, ale ograniczyła się do rycia czubkiem stopy w piachu, wykopując w nim coraz większy dołek. - Mam. Są tu niedaleko niewielkie skały, na których lubię przesiadywać czasem sama. - ktoś inny mógłby wyłapać akcent położony na ostatnie słowo, Zahira jednak nie powinna mieć podobnego problemu. Sylva wiedziała, że kobieta jest spostrzegawcza, co czyniło całą sprawę łatwiejszą, jeśli nie miała nic przeciwko oddaleniu się i tysiąc razy trudniejszą, jeśli uparłaby się, by potowarzyszyć jej.
Powrót do góry Go down
Zahira Martell
Zahira Martell
Wiek postaci : 26
Stanowisko : Mistrz Szpiegów, najstarsza siostra księcia Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t909-zahira-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t921-zahira-martell#4702

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyNie 23 Lut - 23:17

Chociaż zamążpójście zostało już zaplanowane i klamka w tym temacie zapadła, to sama uroczystość miała być oddalona o kilka lat, w trakcie których może zdarzyć się bardzo wiele. Jakby nie patrzeć właśnie w trakcie takich kilku lat na ich ziemiach rozpoczęła się i zakończyła wojna. W trakcie zaledwie kilku księżyców upadają i powstają nowe dynastie. Wystarczyła krótka wojenka między Targaryenami by wybić prawie wszystkie smoki, tak że do tego dnia nie zachował się już żaden. Dla młodego dziewczęcia tak krótki okres odpowiadał sporej części jej życia, dlatego wszystkie wydarzenia mogły zlewać się jej w jedność. W ferworze emocji wydawało jej się, że już teraz zaraz wszyscy wokół siłą wepchną ją w odświętną suknię, przywdzieją jej płaszcz z rodowym słońcem przebitym włócznią, by już po kilku chwilach popchnąć ją w kierunku ołtarza w ramiona stojącego tam narzeczonego, podczas gdy w rzeczywistości same przygotowania zabiorą szmat czasu nie wspominając nawet o wieku obojga zainteresowanych, którzy musieli dojrzeć. A czas był tutaj kluczowy. W tym czasie na spokojnie zdążą przygotować Sylvę do nowej roli, która została jej przypisana, a do której Zahira nie miała żadnych wątpliwości, i zrobią to na własnych zasadach. Nawet jeśli naprawdę wyślą ją do gniazda smoków upewnią się, że wysyłają żmiję, która potrafi sobie poradzić wśród innych gadów, a nawet pokazać im gdzie jest przynależne im miejsce.
W momencie, w którym młódka zaczęła się wymądrzać Zahira starała się ukryć za wszelką cenę żyłkę niewątpliwie pulsującą na jej szyi. Ona sama w jej wieku z całą pewnością nie była tak irytującym stworzeniem, w przeciwnym razie ktoś prędzej czy później porzuciłby ją na środku pustyni albo wrzucił do dołu pełnego jadowitych węży, by tam zakończyła swoje irytujące istnienie. Właśnie takie myśli nachodziły teraz starszą z kobiet, kiedy młodsza z nich grała na jej nerwach niczym wirtuoz na ulubionym instrumencie. Nieważne jednak jak denerwujące potrafią być nastolatki w trakcie młodzieńczego buntu, którego pokaz właśnie oglądała, nigdy nie przelałaby krwi członka rodziny.
- Zawsze jest kilka spraw, ale to nie znaczy, że nie mogę dotrzymać towarzystwa mojej najulubieńszej kuzynce. – słowa słodkie jak cukrowy syrop spływający z tradycyjnych dornijskich deserów padały z ust księżniczki w odpowiedzi na inne przesłodzone słówka. Przysłuchując się ich rozmowie można było zachorować od tego całego nadmiaru cukru. Ale proszę bardzo, jeśli Sylva starała się ją odesłać ona podejmie jej grę i zrobi wszystko by nie dać się spławić. Niczym kotek z myszką. Musiała jednak przyznać, że znacznie lepiej czułaby się bawiąc tak na polu ćwiczebnym z jakimś rosłym wojownikiem i włócznią w ręce, zamiast grając na słówka z rozwydrzonym bachorem. Sama wybrała sobie taką rozrywkę na dzisiejsza popołudnie i teraz musiała za to płacić. Jedno było pewne, komu jak komu, ale młodszej od siebie nie da się pokonać.
W pewnym momencie sięgnęła po przypięty do pasa bukłak i upiła duży łyk wina. Gardło miała zaschnięte, nienawykłe do wypowiadania tak wielu miłych słów na raz. Po chwili wahania podała naczynie stojącej przed sobą dziewczynie, ona w jej wieku znała już chyba smak wina. Zresztą, może alkohol trochę ostudzi jej zapał i ukoi wyraźne zirytowanie dziewczęcia. – To gdzie jest to miejsce? – jedynie lekko uniesiona brew wskazywała, że dosłyszała aluzję w głosie kuzynki, a ton głosu tylko trochę można było zinterpretować jako samozadowolenie z nieudolnych prób odprawienia jej osoby. Chyba do tej pory Sylva nie miała okazji poznać uporu charakteryzującego córę Aliandry, ale miało się to już niedługo zmienić. Nie mogła pozwolić by wpływ na całą ich rodzinę miały czyny nastoletniej smarkuli.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyPon 24 Lut - 10:02

Cóż, w obecnym stanie Sylva z pewnością nie miałaby nic przeciwko temu, by w następnych latach kolejna wojna wybuchła w Westeros, ścierając z powierzchni ziemi Żelazny Tron, wraz z całym rodem na nim zasiadającym. Upadek dynastii oznaczałby również i koniec wszystkich tych ustaleń, a choć zapewne dla niektórych w tym Shairy miałoby być już wówczas za późno, by mogli zachować swą wolność, to obecnie raczej tylko własny los zaprzątał jej myśli. Skupiona na własnej "tragedii" nie była zdolna do solidaryzowania się choćby i z cioteczną siostrą, która przecież opuścić miałaby Dorne w znacznie krótszej perspektywie czasowej. Nie, jej własny dramat był o wiele bardziej zajmujący i wymagający uwagi, tak jej własnej, jak i ludzi wokół, co miała zyskać po części całym tym planem. Poza tym miał on, przynajmniej jej zdaniem, faktycznie pozwolić na odwleczenie w czasie perspektywy stanięcia w bieli przed obliczem Ojca i przywdzianie w miejsce okrycia ze słońcem przebitym włócznią płaszcza z herbem, z którym proporce nie tak dawno w pełni triumfu palili, ciesząc się uwolnieniem spod jarzma najeźdźcy. Grała na czas, ale w głębi ducha wiedziała, że przyjdzie jeszcze moment na otwarte wyrażenie sprzeciwu - zamierzała wykorzystać wszelkie sposoby, by jakoś poradzić sobie w tej nowej, przytłaczającej sytuacji, a żadne wiążące się z nimi ryzyko nie było zdolne ją onieśmielić. Być może choć pod tym względem przypominała już węża, zdolnego do ataków przeciwko przeciwnikom kilka razy większym od siebie samego, problemem było raczej właściwe określanie celów i zadawanie im faktycznych obrażań, zamiast tylko plucia jadem, jak to zwykła czasem czynić.
Czy Zahira była odmienna w jej wieku, czy może zapomniał wół, jak cielęciem był - to ocenić mogliby chyba tylko Bogowie. To, co było pewne, to dość szczególny charakterek najmłodszej z członków rodziny władającej Dorne, którym potrafiła napsuć nerwów nawet najbardziej opanowanym osobom w swym otoczeniu. Szczęśliwie nikt do tej pory nie wpadł na pomysł, by przedwcześnie zakończyć jej popisy poprzez porzucenie w dziczy czy też zapewnienie jej bliskiego spotkania z jadowitymi gadami. Zapewne kluczową rolę w utrzymaniu jej przy życiu miał ojciec, który z pewnością nie pozwoliłby na uczynienie jej podobnej krzywdy. Żadna większa przykrość, nawet ta związana z jej dyscyplinowaniem nie mogła spotkać młodej Martellówny, nie mogła spotkać jej, gdy Trystane pozostawał na straży i Zahira, podobnie jak większość mieszkańców Słonecznej Włóczni, musiała zmagać się z efektami podobnego traktowania dziewczęcia o osobowości na miarę gorącego Południa.
- To bardzo miło z Twojej strony... - mruknęła, starając się przywołać na twarz coś na kształt uśmiechu, ale złość rozpierająca ją wewnątrz nie pozwalała zaprezentować idealnego wydania jej uroczej miny. Zapewne i Sylva wolałaby, by Zahira spędzała to popołudnie, ćwicząc z jakimś rosłym wojownikiem, zamiast sapać jej nad głową i krzyżować na prędce sklecony plan, który już na wstępnym etapie stał pod znakiem zapytania przez wścibską krewną. Doprawdy, skoro miała kilka innych spraw, to czy nie mogła grzecznie oddalić się w ich kierunku i dać jej spokój. Szczęki same zaciskały się przez irytację całą sytuacją, a pojedyncze ziarnka piasku zgrzytały nieprzyjemnie między zębami. Musiała coś wymyślić, jakiś sposób, by spławić starszą księżniczkę, ale na razie mogła skorzystać z oferowanego przez nią trunku. Dziewczę przyjęło od tamtej bukłak, przenosząc tylko nieco podejrzliwe spojrzenie między nim, a jego właścicielką. Odurzenie jej byłoby dobrym sposobem na zniszczenie planu ucieczki, gdyby Zahira była go świadoma. Czy wiedziała? A jeśli tak, to czy wiedziała, że ona wie, że tamta wie? Od tego wszystkiego zaczynała ją boleć głowa, chcąc więc zaprzestać już dalszych analiz, upiła symboliczny łyk wina. W porównaniu z gorzkim posmakiem wywołanym wieściami z listu wydawało się niemal słodkie, ale mimo to postanowiła do nich nawiązać w kolejnych wypowiedziach.
- To parę minut drogi stąd - stwierdziła, ruszając powoli we właściwym kierunku, celowo szurając nogami o piach i rozsypując go wokół. - Nic ciekawego, tylko kilka skał, na których dobrze się myśli w samotności. - Znała Zahirę na tyle dobrze, że wiedziała, iż tamta musiała dosłyszeć i za pierwszym razem jej aluzję. Może do dwóch razy sztuka. - Jakieś wieści z Północy?
Powrót do góry Go down
Zahira Martell
Zahira Martell
Wiek postaci : 26
Stanowisko : Mistrz Szpiegów, najstarsza siostra księcia Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t909-zahira-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t921-zahira-martell#4702

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyWto 25 Lut - 18:18

W przeciwieństwie do kuzynki los reszty rodziny oraz Dorne nie był jej obojętny. Starała się ich bronić i dokładała wszelkich starań by wychodzili obronną ręką z sytuacji, w których się znaleźli. Musiała jednak przyznać, że patrzyłaby z przyjemnością na upadek Królewskiej Przystani, strzaskany Żelazny Tron, a nawet rozlaną krew każdego spokrewnionego z ich byłym uzurpatorem. Byłoby to słodką zemstą za śmierć Aliandry, nawet jeśli nie odpowiadali za nią bezpośrednio. Tyle że ona, w przeciwieństwie do matki i jak widać kuzynki, była gotowa zaczekać na odpowiedniejszy moment, mogła sobie pozwolić na zwłokę szykując się na chwilę, w której jej atak nie będzie wyczekiwany, a czujność wrogów uśpiona. Nie da im tej przyjemności podkładając się kiedy byli przygotowani na atak. Jak każdy Martell była żmiją -  przyczajoną, cierpliwą, toksyczną.
Zahira całe życie szczyciła się swoją cierpliwością. Ćwicząc łucznictwo była w stanie wyczekiwać odpowiedniego momentu, w którym była pewna, że strzała pomknie prosto w środek celu. Zbierając wieści i plotki czekała aż ich wykorzystanie przysłuży jej się najbardziej, kolekcjonując kolejne wiadomości i przechowując je w pamięci nawet całymi latami. Ale jeśli chodziło o maskotkę Martellów to traciła rzeczoną cierpliwość w zastraszającym tempie. Każde kolejne wypowiadane kpiącym głosikiem słowa nastolatki działały na nią niczym płachta na byka. Nie pozwalała sobie jednak wybuchnąć, w ten sposób straciłaby jedynie uzyskaną przewagę, zaprzepaściła cały układany naprędce plan, a na to nie mogła pozwolić. Odwróciła delikatnie głowę zgodnie z wiatrem tak, że powiew zasłonił jej twarz włosami. Wzięła kilka głębokich oddechów mające ją uspokoić przed wieściami, które właśnie planowała wyjawić.
- W takim razie ruszajmy. – Kolejny raz celowo zignorowała ukrytą w podtekście prośbę o pozostawienie dziewczyny samej. Musiałaby być najbardziej wyrodną krewną gdyby wiedząc co planuje młoda zostawić ją w tej chwili samej sobie. Delikatnie pociągnęła za wodze, pragnąc skierować towarzyszące jej zwierzę we właściwą stronę, po czym sama ruszyła za Sylvą. – A po drodze opowiesz mi jakie masz plany na tą swoją misterną ucieczkę, co ty na to? – dodała z lekkim uśmieszkiem przyglądając się twarzyczce kuzynki i reakcji, która się na niej wymaluje. Zazwyczaj kiedy wyjawiała poznane sekrety, które według rozmówcy były ukryte najlepiej na świecie, na ich twarzach rysował się szok i niedowierzanie, po którym przychodziła fala strachu. Miała już okazję dokładnie przestudiować to stadium zaskoczenia, nigdy nie potrafiąc zrozumieć dlaczego wszyscy tak naiwnie wierzą, że ich trupy ukryte w szafie nie ujrzą światła dziennego. Dlaczego ludzie wierzą w szczerość innych, bezsprzecznie ufają przyjaciołom, kochankom, a czasami nawet zwykłym nieznajomym. W ferworze zajęć nie zwracają uwagi na prostych służących towarzyszących im na prawie każdym kroku. Biorą ich za element otoczenia, wręcz wystrój, a są to istoty ludzkie, które także mają uszy i potrafią z nich korzystać. Szczyt głupoty.
- Co do wieści natomiast, mamy pokój z resztą królestwa, ale na to zapewne nawet nie zwróciłaś uwagi. Zachowamy tytuły książęce, to powinno Ci się szczególnie spodobać, bo tak często z nich korzystasz. Zaplanowano kilka małżeństw między naszą rodziną i Targaryenami, o czym na pewno już wiesz skoro postanowiłaś porzucić wszystko co znane i zbiec z domu. Jest jeszcze kilka kwestii, wątpię jednak by interesowały cię w tym momencie. – podnosiła palce wyliczając kolejne wieści z Północy, których było znacznie, znacznie więcej. Nie miała jednak w zwyczaju odsłaniać wszystkich kart, wymieniła tylko kilka informacji, które to najpewniej w najszybszym tempie obiegną okolicę, a o których Sylva i tak już wiedziała.
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptySro 26 Lut - 9:56

Sylva nigdy nie musiała czekać - prezenty, słodkości czy atencja spływały na nią niemalże w momencie, gdy wyraziła potrzebę otrzymania któregoś z nich nic więc dziwnego, że cierpliwość stanowiła ostatnią z cech charakteru, które można było je przypisać. Do tego jak widać potrafiła skutecznie pozbawiać jej ludzi wokół, o czym nieszczęście miała przekonać się teraz Zahira, która jednak dość skutecznie maskowała rosnącą irytację. To w połączeniu z ogólnym rozkojarzeniem Sylvy sprawiało, że dziewczę nie miało szans dostrzec czegokolwiek kryjącego się za maską kuzynki, po raz kolejny będąc zmuszone do opracowania na prędce jakiegoś sposobu na pozbycie się jej w momencie, gdy tak uparcie ignorowała całkiem wyraźne komunikaty o pragnieniu małej księżniczki, by zostać samą. Szczęśliwie nie zapowiadało się na to, by musiała głowić się długo i do tego na próżno.
Zatrzymała się gwałtownie, słysząc pytanie krewniaczki i natychmiast skupiła na niej błądzący nieco po okolicy wzrok. Jasne oczy wpatrywały się w twarz kobiety, otwierając coraz szerzej i szerzej w miarę, jak właściwie docierał do młódki sens wypowiedzianych słów. Wiedziała. Sylva powinna się była domyślić, że akurat ta z rodziny Martellów przejrzy jej plan, nim ten zostanie wcielony w życie. Mimo to łudziła się, że szpiegmistrzyni, zajęta zamieszaniem związanym z warunkami pokoju, z opóźnieniem zorientuje się w zamiarach dziewczęcia. Najwyraźniej sytuacja została jednak przez nią niewłaściwie oceniona, a wszystko przez jedną durną służkę, która nie potrafiła utrzymać dzioba zamkniętego przez dłużej niż godzinę.
- Nikomu na tym świecie nie można już ufać… - fuknęła pod nosem, wyraźnie rozgoryczona takim, a nie innym obrotem spraw.
Nie było w jej postawie strachu, nie obawiała się konsekwencji swych czynów nieprzyzwyczajona zupełnie do ponoszenia ich, ale zamiast niego na wierzch wypłynęła cudem tylko skrywana do tej pory złość, dodatkowo podsycana nowymi okolicznościami.Oto w ciągu paru godzin doznała nie jednej, a dwóch zdrad - gwałtów dokonanych na jej wierze, iż choć te kilka najbliższych osób rezydujących w murach Starego Pałacu było jej przychylne i mogła bez większych obaw obdarzyć ich zaufaniem. Najpierw własny krewny oraz książę, Mors, i jego zdradzieckie porozumienie z Targaryenami, teraz jej towarzyszka zabaw i służka, która niewątpliwie musiała podzielić się z Zahira wiedzą o zamiarach młodej księżniczki. Nie wszystko było jednak stracone, a przynajmniej tak sobie powtarzała w myślach, starając się zachować względne opanowanie, nawet jeśli znów miała ochotę kopać, rzucać przedmiotami i krzyczeć.
- Po co mam opowiadać? - fuknęła, odwracając się od niej i ruszając w stronę wystającej nieopodal z piasku niewielkiej skały o złocistym kolorze. - Teraz i tak się nie ziszczą.
Planowała zająć na piaskowcu miejsce, choć na chwilę, przedłużając tę chwilę, nim zostanie zaciągnięta za ucho z powrotem do pałacu, oczekując powrotu reszty rodziny, której bez wątpienia miała zostać przekazana informacja o jej nieudanej eskapadzie. Rezygnacja była jednak pozorna - jeśli jedna ucieczka się nie udała, zwyczajnie będzie musiała spróbować znów. Aż do skutku. Następnym razem byłaby już ostrożniejsza, nauczona lekcją odebraną w czasie dzisiejszego popołudnia i pozbawiona rozpierających ją emocji skłaniających do lekkomyślności. Na razie jednak te gorzały coraz goręcej, a Zahira swym dość spokojnym wyliczeniem warunków pokoju jedynie dolała oliwy do ognia.
- Jak możesz być tak spokojna? - oburzyła się, odwracając w miejscu na pięcie tak, by znów stanąć z nią twarzą w twarz z krewną. Wszystkie powody do złości, które wynikały z treści listu od Shairy powróciły do niej i tym razem nie zdołała powstrzymać się od wykrzyczenia ich światu. - Mors oddał bez walki to, za co walczyli i ginęli nasi rodacy. Nasza księżna... To hańba dla jej pamięci! - Wszyscy wiedzieli, że mała Martellówna pozostawała blisko z księżną, nie powinna więc dziwić podobna linia argumentacji. Nie był to jednak koniec, a z każdym zdaniem ton głosu stawał się coraz głośniejszy i rozemocjonowany. - Za chwilę w żyłach rządzących Dorne więcej będzie krwi Valyrii niż Rhyonarów! Będą nami rządzić w każdym tego słowa znaczeniu! - Na naturalnie smagłą twarz wystąpił rumieniec, ale oczy pozostały suche, wszak nie zamierzała rozkleić się tutaj, a jedynie dać znać o swym niezadowoleniu. Tylko przy ostatnich dwóch zdaniach głos miał lekko jej się załamać, wszak były one najbardziej personalne w całej tej tyradzie. - A ja nawet nie będę tego świadkiem. Wydana za jakiegoś Targaryena, tkwiąca w obcej ziemi, mająca pomóc rozprzestrzeniać się ich zarazie...
Widać księżniczka Sylva zdecydowana była urządzić scenę o podobnym charakterze, co ta mająca miejsce w Wielkiej Sali z udziałem samych królewskich sióstr. W przeciwieństwie do nich jednak trudno było od niej wymagać dojrzałości w obliczu podobnych wydarzeń, wszak liczyła sobie ledwie czternaście dni imienia. Do tego burzyła się w o wiele bardziej kameralnym gronie - świadkami jej wybuchu prócz krewnej były jedynie mewy wznoszące się ponad ich głowami, a nie przedstawiciele wszystkich Siedmiu Królestw.

Rzut na charyzmę, by przekonać jakam biedna i jakie życie jest złe: (63+31)/2+10+3=60 (chyba?)
Powrót do góry Go down
Zahira Martell
Zahira Martell
Wiek postaci : 26
Stanowisko : Mistrz Szpiegów, najstarsza siostra księcia Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t909-zahira-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t921-zahira-martell#4702

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyCzw 27 Lut - 14:26

Może było to okrutne, ale chełpiła się widokiem zdziwienia na twarzyczce małej kuzyneczki. Tym bezbożnym zagubieniem i niedowierzaniem, że ona także nie jest poza kręgiem podejrzeń i ktoś odkrył jej niecny plan. A kolejne słowa... cóż, miała rację. Na całym świecie można ufać jedynie sobie i każdy nieostrożny ruch, zaufanie nieodpowiedniej osobie albo po prostu brak należytej ostrożności, to wszystko może zaprowadzić nas nie tylko do spotkania twarzą w twarz z problemami, ale nawet w ramiona Nieznajomego. Może na przyszłość młoda Martellówna będzie ostrożniej dobierać sobie przyjaciół i służbę, chociaż mistrzyni szpiegów miała zamiar dopilnować by również kolejni służący przybywający do Starego Pałacu znaleźli się pod jej protekcją dostarczając jej wszelakie wieści.
- Kto powiedział, że się nie ziszczą? – odpowiedziała cicho i uniosła pytająco brew udając zaskoczenie na twarzy, ale najpewniej jej reakcja zginęła wśród burzy, która szalała w umyśle młodszej z kobiet. Pozwoliła sobie na chwilę spokoju czekając aż krewniaczka wyładuje całą złość. Czy to na biednym, niczego winnym piasku, czy na niej samej wykrzykując słowa oskarżenia, chociaż osobiście Zahira nie miała z tym żadnego związku. Czekała na koniec tyrady, krzyków i oskarżeń, zarówno bezpodstawnych i tych, w których było ziarnko prawdy. Sylva miała prawo być zła, warunki jakkolwiek korzystne nie były dla nich idealne. Ale przecież żadne traktat takie nie są, chyba że jedna ze stron poddaje się całkowitej kapitulacji pod każdym względem, a zapewne nawet to nie rozwiązałoby wszystkich problemów. Złoty środek, do którego tak często dążono w dyplomacji, znaczył jedynie tyle, że obie strony starają się osiągnąć taki sam stopień niezadowolenia. W końcu ludzie zwracają raczej uwagę na to co im wadzi, co nie idzie po ich myśli, zamiast cieszyć się z zyskanych atutów. Trudno jednak szukać optymistów po wielu latach krwawej wojny.
Kiedy w końcu Sylva wykrzyczała wszystko co miała do powiedzenia i opadły nawet jej słowa zawieszone na chwilę w powietrzu, dopiero wtedy odezwała się córka Aliandry.
- Coś co dane zawsze można odebrać. A rzeczone poddaństwo? Zapominasz moja droga, że jesteśmy Niezachwiani, Nieugięci i Niezłomni. – głos Zahiry był silny i dumny kiedy powoływała się na rodowe słowa, które od pokoleń idealnie charakteryzowały członków ich rodziny. - Mogą sobie myśleć, że mają nad nami władzę, ale my nie dajemy sobą tak łatwo pomiatać. Wyciągają do nas rękę, pragnąc ugłaskać węże, z własnej woli wpuszczają truciznę do swego domu. – zrobiła na chwilę pauzę, by wypowiadane słowa dotarły do dziewczęcia. – Pozostałe Wielkie Rody wiekami dopominają się o ochłapy z rodowego drzewa Targaryenów, a oni oddają nam z własnej woli młodą krew znajdującą się na linii sukcesji. Krew, która ma władzę nad wszystkimi rodami, całym kontynentem. Po co zatem mamy przelewać krew poddanych, kobiet i dzieci, skoro możemy ich zatruć od środka. Ty możesz ich zniszczyć, jeśli tylko takie będzie twoje życzenie i znajdziesz w sobie wystarczającą siłę. – posłała kuzynce przebiegły uśmiech, zaraz jednak spoważniała i kontynuowała nie dając dojść kuzynce do słowa, a przynajmniej do czasu aż sama skończy przemawiać. Młoda powinna respektować starszych, a jeśli nie nauczyli ją tego rodzice dostanie lekcję pokory od Zahiry. – Ale jeśli dalej chcesz uciekać, proszę, droga wolna. – zatoczyła ręką w kierunku pobliskich skał, gdzie to prawdopodobnie ukryty został dobytek dziewczyny, a przynajmniej najpotrzebniejsze jej zdaniem przedmioty, które muszą się znaleźć w arsenale każdego młodego uciekiniera. – Pozwól jednak, że będę Ci towarzyszyć, z chęcią obejrzę ten spektakl i upewnię się, że życie w pałacu przygotowało Cię na każdą ewentualność. Nie musisz się obawiać, nie będę Ci utrudniać wprowadzenia w życie twojego planu, ale nie mam zamiaru także pomagać w przypadku przeszkód jakie znajdziesz na swojej drodze. Chcę tylko szczerze przekazać twemu ojcu, kiedy ten wróci z Królewskiej Przystani, że jego córka potrafi sobie poradzić i nic jej nie grozi.  
Zapewne każdy członek rodziny słysząc jej słowa złapałby się za głowę i nakrzyczał na nią, że powinnam złapać młodą za uszy, siłą zaciągnąć do pałacu, a następnie najlepiej zamknąć w wieży do powrotu rodziców młodej. Tyle, że Sylva była sprytna i na pewno znalazłaby sposób na wymknięcie się z zamknięcia, a wtedy nie miałaby informacji o pobycie młodej i znalezienie jej zajęłoby chwilę, podczas której rozemocjonowana nastolatka niechybnie znalazłaby się w kłopotach. Zahira wolała osobiście doglądać młodej i pokazać jej, że życie za bezpiecznymi murami pałacu nie jest dla niej. Może nie była to najlepsza metoda wychowawcza, ale jeśli dziewczyna nie przekona się o tym na własnej skórze, każde słowo wypowiadane w jej stronę będzie bezużyteczne. Więcej sensu miałoby mówienie do ściany niż do rozpieszczonej nastolatki.

Rzut na siłę woli: (33+41)/2=37 + 12+4=53 (mała różnica, więc nie daję się zbałamucić młodej, ale też się nie opieram)
Rzut na charyzmę, co by czarować dalej Sylvkę: (96+41)/2=69 +12+4=85
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyCzw 27 Lut - 15:36

Z pewnością zamierzała w przyszłości zachować większą ostrożność w doborze towarzystwa, ale coś podpowiadało jej, że żadna jej miara nie zdołałaby zabezpieczyć ją od podobnych zdrad. Wystarczyłby brzęk złota w sakiewce Zahiry, by każdy przyjaciel czy służka przybiegli do niej, zdradzając powierzone im w zaufaniu sekrety. O wiele bezpieczniej byłoby z nikim się nimi nie dzielić, zakopać skrupulatnie gdzieś na dnie serca i obdarzać innych wokół tylko taką ilością informacji, która była konieczna, by wywiązali się z powierzonej roli, nie więcej. Inaczej ryzykowałaby powtórkę z rozrywki, a aktualna sytuacja i towarzyszące je negatywne emocje zdecydowanie nie były czymś, co chciała przeżyć po raz wtóry w najbliższym czasie. Wręcz przeciwnie najchętniej pozwoliłaby dzisiejszemu dniu odejść w niepamięć, zamazać się w pamięci niczym dawny sen, którego zawartość nie miała żadnego wpływu na jej codzienne życie. Tak jednak nie miało się stać i nawet ona miała tego świadomość - niezależnie co wyjdzie z warunków pokoju i jej zaręczyn, miało to odbić się echem przez kolejne z jej dni imienia.
Pytanie dotyczące jej planu, jak i "zaskoczona" reakcja pozostały przez nią niezauważone, zbyt bowiem skupiona była faktycznie na własnym emocjonalnym monologu i próbie uspokojenia się po nim. Nawet gdy wypowiedziała już ostatnie ze słów, jej usta pozostały lekko rozchylone, dając ujścia przyspieszonemu oddechowi. Pierś unosiła się raz po raz, jakby dziewczę miało ze sobą wyjątkowo intensywny trening, a mięśnie twarzy pozostawały ściągnięte w grymasie niezadowolenia. O wiele więcej satysfakcji sprawiłoby jej wykrzyczenie tego wszystkiego w twarz księciu Morsowi, ale na ten moment skłonna była zadowolić się innym z członków swej rodziny, który nie miał innego wyjścia jak wysłuchać jej tantrum. Nie obchodziła jej nawet reakcja - niezależnie czy tamta uznałaby to za bzdury i panikę nastolatki, czy też całkiem racjonalne argumenty, liczyło się zwyczajnie wygarnięcie światu wyrządzanych jej krzywd. Bogowie pozostali jednak głusi na nie, nikogo nie zdawało się obchodzić jej nieszczęście. Zatęskniła nagle za ojcem, on zawsze znajdował dla niej chwilę i okazywał zrozumienie względem problemów. Teraz jednak nie mogła zapomnieć, że wciąż jeszcze nie wykluczyła wersji, według której był współwinny aktualnej sytuacji.
Chociaż Zahira nie wydawała się stanowić części "spisku" mającego na celu unieszczęśliwienie młodej księżniczki. Może dlatego milczała w czasie monologu starszej Martellówny, choć kilka razy miała ochotę otworzyć usta i przerwać jej, wtrącając swoje trzy miedziaki. Nie zapomniała przecież wcale, jak brzmiało ich motto - ucieczka miała być wcieleniem go w życie, kiedy to odmawiała ugięcia się przed wolą zdradzieckiego z jej perspektywy księcia. Była jednak w całym tym szaleństwie metoda, powoli kreślona jej przez szpiegmistycznie, wraz z wizją przyszłości, w której planowane zbliżenie ku Targaryenom miało im przynieść wielorakie korzyści, jeśli tylko wykorzystaliby je właściwie. Wciąż młodziutka, trzymana w złotej klatce, z której raczej niechętnie wyściubiała nosa, miała pewne trudności z dokładnym pojęciem planów, jakie bez wątpienia już teraz mogły snuć się w głowie krewnej - dostrzeżeniem potencjału, jaki krył się za tym konkretnym mariażem, który jej sprezentowano.
- Na linii sukcesji... Co masz na myśli? Po Baelorze rządzić będą przecież jego potomkowie - zaczęła dociekać, nie godząc się z własną niewiedzą i próbując rozwiać ją przy pomocy rozmówczyni. - I jak miałabym ich "zniszczyć" będąc otoczoną przez nich i ich ludzi? W twierdzy zbudowanej na ich zlecenie?"
Najwyraźniej, choć Sylva stanowiła osobę pyszną i zachowującą się czasem, jakby pozjadała wszystkie rozumy, to w obliczy niewiedzy rozbudzano w niej wewnętrzną potrzebę zaspokojenia ciekawości i zrozumienia sytuacji. Nawet jeśli mogła nieraz wyglądać, jakby traktowała wszystkich z góry, w tym dorosłych i obdarzonych przez życie bogatszym doświadczeniem, to potrafiła darzyć pojedyncze jednostki czymś na rodzaj podziwu. I tak, choć nie traktowała Zahiry z uniżonym szacunkiem, to miała na tyle oleju w głowie, by wiedzieć, iż należała do najlepiej zorientowanych w tajemniczych rozgrywkach prowadzonych przez dorosłych z dala od oczu większości. Grach, których chcąc nie chcąc, stawała się z wraz z wiekiem integralną częścią, a pozycja bezwolnego pionka w nich zdecydowanie nie współgrała dobrze z jej rozbuchanym ego.
- I naprawdę nie będziesz się mieszać? - zapytała z niedowierzaniem, mrużąc podejrzliwie oczy. - A co jeśli dotrę do mojego celu i postanowię tam pozostać, z dala od księcia Morsa i jego planów?
To bowiem planowała, prawda? Sama ucieczka miała dwojaki cel. Po pierwsze przekazać wiadomość, iż nikt nie będzie bez jej udziału układać jej życia, które na koniec dnia znajdowało się w jej rękach i zamierzała z nim poczynać według własnej woli. Po drugie opuszczenie domu miało pozwolić jej na dłuższy czas odizolować się od zwyczajowych jego mieszkańców - znaleźć miejsce, w którym mogłaby schronić się od ich kolejnych genialnych pomysłów, które niewątpliwie miały nastąpić. Oczyma wyobraźni już widziała wpychanie jej w Północne ciuszki i wysyłanie na "zapoznanie" z przyszłym narzeczonym gdzieś za Czerwonymi Górami. Zdążyła już zapomnieć, jak bardzo jeszcze niedawno narzekała, gdy ojciec zdecydował o pozostawieniu jej w Dorne - teraz za wszelką cenę pragnęła w nim pozostać.


Rzut na siłę woli: (62+7)/2+5+2+2=44 :c
Powrót do góry Go down
Zahira Martell
Zahira Martell
Wiek postaci : 26
Stanowisko : Mistrz Szpiegów, najstarsza siostra księcia Dorne
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t909-zahira-martellhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t921-zahira-martell#4702

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyPią 28 Lut - 22:34

Zahira byłaby naprawdę szczęśliwa mogąc być częścią rzeczonego „spisku”. Gdyby tylko brat obdarzył ją należącym się jej zaufaniem, mogłaby zawczasu wspomóc go swą radą, ale też przygotować odpowiedni grunt pod nadejście wieści o pokojowych warunkach. Szczególnie mógł ją poinstruować przed wyjazdem kiedy nie miałaby już okazji wykorzystać nabytej wiedzy, by w razie niezadowolenia sabotować plan. Ale czy mogła go winić wiedząc jak zareagowali inni dornijczycy nawet członkowie ich rodziny, na te konkretne informacje. Czy i od niej oczekiwał oskarżeń i sprzeciwu? Albo czy sama nie zareagowałaby ostrzej gdyby wszystkiego dowiedziała się razem z resztą podczas uczty zamiast w zaciszu własnych komnat gdzie w okolicy nie było żywej duszy i mogła wszystko przemyśleć o trzeźwym umyśle? Teraz już się tego nie dowie, a wszelkie rozmyślania co by było gdyby coś wydarzyło się inaczej w przeszłości nie miały żadnego sensu. Wszak to już było i nie mieli szans nic zmienić. Czasu nie można cofnąć, można tylko reagować i starać się dostosować do tego co dopiero przyniesie przyszłość.
- Cóż, królowa wciąż nie powiła potomka, mimo że poślubiła obecnego króla wiele lat temu. Zresztą, obecni władcy są rodzeństwem, a z takich związków rzadko kiedy przychodzą na świat zdrowe dzieci… - zamilkła na chwilę po tej wypowiedzi, żeby niewypowiedziane słowa dotarły do Sylvy. Chociaż może lepiej byłoby, gdyby młodsza z nich nie wyłapała aluzji, była na to wciąż zbyt niewinna, nieskażona światem zewnętrznym i całym okrucieństwem, które funduje jeden człowiek drugiemu. Co prawda młoda żyła w czasach wojny, które to obfitują w brutalność przekształcającą ludzi w potwory, ale czas ten spędziła bezpiecznie zamknięta za pałacowymi murami albo była zwyczajnie za mała, żeby zrozumieć co działo się wokół niej. – W tym wypadku kolejny w kolejce do tronu jest wuj króla – Viserys, którego wnukiem jest twój narzeczony. Może nie jest to kwestia najbliższych lat, ale w obecnej sytuacji możliwym jest, że to właśnie on w przyszłości zasiądzie na Żelaznym Tronie. – Kreśliła przed młódką przynajmniej zarys sytuacji, w której tamta się znalazła, ale której nie była świadoma. Widocznie nie uważała wystarczająco na lekcjach heraldyki albo była tak zapatrzona w ich własną rodzinę, że do żadnej innej nie przywiązywała większej uwagi. Chociaż akurat jeśli chodzi o rodowód Targaryenów i wszelkie dziwne zawiłości mające tam miejsce, można było wybaczyć Sylvie niewiedzę, ale w przyszłości będzie zmuszona uzupełnić braki. Przynajmniej dla jej własnego dobra. Bo wiedza była często znacznie poważniejsza bronią niż ta, którą można znaleźć w kwaterach zbrojmistrza.
- Nie kiwnę nawet palcem. – położyła zamaszystym ruchem prawą rękę na klatce piersiowej, jak gdyby składała najważniejszą w życiu obietnicę, od której zależy jej własne życie. – A jeśli bezpiecznie dotrzesz do zamierzonego celu będziesz mogła tam pozostać wedle woli, a ja zachowam miejsce twojego pobytu tylko dla siebie. Nie zdradzę go nikomu, ani Morsowi, ani twojemu ojcu. Powinnaś wiedzieć, że w przeciwieństwie do innych potrafię dochowywać sekretów. – posłała kuzynce ciepły uśmiech jakby jej jedyną troską w tym momencie była ona. Przeniosła rękę trzymaną wcześniej przy sercu i zbliżyła ją do policzka dziewczynki pragnąc pogłaskać ją po nim. – Chodzi mi jedynie o twoje bezpieczeństwo i pewność, że nic ci nie grozi. – kolejne słodkie słówka padały z jej ust. Chyba nawet jej kochankowie nie słyszeli tylu miłych słów wypowiadanych w tak krótkim czasie. Ale była w tym jakaś metoda. Miała nadzieję, że uniesiona euforią młódka zgodzi się teraz na wszystko mając nadzieję na powodzenie planu, który prawie spalił na panewce.
W przeciwieństwie do kuzynki Zahira nie była zadowolona z faktu przebywania w Dorne. Wiedziała, że decyzja o pozostaniu była słuszna i w pewnym stopniu nieunikniona, ale przebywanie w tym momencie na królewskim dworze dawałoby jej znacznie więcej możliwości. Mogłaby już teraz wprawić w ruch odpowiednie trybiki i rozpocząć działania, które chodziły jej po głowie od momentu nadejścia wieści. Gdyby obecnie przebywała w stolicy miała okazję działać, osobiście wszystkiego doglądać. Pod tym względem Dorne ograniczało ją, wszelkie wiadomości przybywały z kilkudniowym opóźnieniem, a wysłani z zadaniami szpiedzy mieli przy sobie meldunki sprzed kilku tygodni i po dotarciu do celu sytuacja mogła być całkowicie odmienna niż w momencie, w którym otrzymywali rozkazy. Były to jednak zdarzenia, których nie można w żaden sposób przeskoczyć, pozostawało jedynie przygotować się na każdą możliwa ewentualność.

Rzut na blef:(36+41)/2=39 +5+12+4=60
Powrót do góry Go down
Sylva Martell
Sylva Martell
Wiek postaci : 14 dni imienia
Stanowisko : Maskotka Martellów
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t899-sylva-martell#4391https://ucztadlawron.forumpolish.com/t912-sylva-martell#4618

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptySob 29 Lut - 11:19

Rzeczywiście słyszała, iż obecna królowa do tej pory nie powiła dziedzica królewskiego tronu. Może brzydziła się dotykać swego małżonka - po całym tym szaleństwie, jakie urządził w Dorne, nie trudno było domyślić się, że brakowało mu piątej klepki. Może nie dzielili nawet łożnicy, a może było to, cóż, mało udane. Sylva miała o tych sprawach nieco lepsze pojęcie, niż wiele z jej rówieśniczek, ale nawet jej teoretyczna wiedza miała swe ograniczenia. Nie to jednak w całej wypowiedzi najbardziej zaprzątało jej myśli, a inny jej element.
- Rodzice mojego narzeczonego też są rodzeństwem - mruknęła pod nosem, wyraźnie niezadowolona. Co, jeśli z tym całym Rhaegonem coś było nie tak? Może cierpiał na jakąś chorobę ciała, deformacje, która obrzydzałaby go w jej oczach i odbierała posłuch wśród innych. Wiedziała, że sama była całkiem urodziwą niewiastą i myśl, że miałaby towarzyszyć przez reszte życia osobie szpetnej, wcale nie nastrajała optymistycznie. A może zepsucie wywołane podobnym związkiem rodzeństwa dotknęłoby jego umysłu. Tyle razy słyszała o "monecie" rzucanej, ilekroć rodził się Targaryen, a która miała określić czy będzie on w pełni władz umysłowych, czy też niekoniecznie. Każdy mariaż z tym rodem ryzykował więc skazaniem jednego z nich na ryzyko użerania się z małżonkiem niespełna rozumu, a w tym momencie najbardziej obchodziło ją, czy jej samej grozi podobne nieszczęście. - Na pewno coś o nim wiesz. Na przykład czy jest... Akceptowalny?
Wyraźnie nie zrozumiała, do czego tamta nawiązywała w swej wypowiedzi, wciąż jeszcze niekoniecznie świadoma, do czego zdolni byli ludzie w imie toczonych o władze rozgrywek. Do czego zdolna była Zahira. Może dlatego z podobną brawurą prowadziła tę rozmowę i nie okazywała bojaźni w kontaktach z kuzynką, zwyczajnie nieświadoma tego, z jak groźną osobą miała do czynienia. Szczęśliwie swoisty kodeks moralny starszej Martellówny chronił ją nieco przed jej gniewem - nieważne jak irytująca nie byłaby najmłodsza przedstawicielka ich rodu, to wciąż łączyły ich więzy krwi, której rozlewać szpiegmistrzyni nie planowała. Sylva była więc na tyle bezpieczna, na ile było to możliwe w towarzystwie tej osoby, która wraz z ich eskapadą planowała przekazać swej kuzynce cenną lekcję dotyczącą prawdziwego życia z dala od opiekuńczych ojcowskich ramion i wszelkich komfortów pałacowych komnat.
Przygryzła lekko wargę, starając się przemyśleć całą tę opowiastkę, którą snuła przed nią Zahira. Czy naprawdę mogłaby zostać... Królową? Wizja ta wydawała jej się tak bardzo dziwna, wszak nigdy w życiu nie myślała o podobnym tytule. Jej świat zamykał się na Dorne - była jego księżniczką i ten zaszczyt stanowił dla niej największy z możliwych honorów. Naturalną koleją rzeczy wydawało jej się wydanie jej, kiedyś, w odległej przyszłości, za któregoś z dziedziców czy lordów Południa, a nie wysyłanie za Góry Czerwone by przeżywała tam "awans społeczny", który bez wątpienia zagra na nerwach całej masy północnych paniątek. Jeszcze do niedawna odnosili się do nich z kompletnym brakiem szacunku i według wszelkich plotek nadal mieli, o ironio, mnóstwo jadu wobec ich królestwa. Nie mogliby radować się z konieczności chylenia czoła przed jej osobą, nieważne, czy byłoby to za kilka, czy kilkanaście lat. Oczywiście była tego warta, w to nie wątpiła, ale osobiście cała ta idea jeszcze nie do końca do niej przemawiała.
Zmarszczyła lekko brwi, wsłuchując się w składaną jej uroczyście obietnice. Próbowała dostrzec czy kuzynka faktycznie ma na myśli to, o czym mówiła, czy może łgała jak z nut, ale próby określenia tego nie powiodły się. Nauczona wcześniejszą lekcją, odebraną w ciągu ostatniej godziny, nie chciała zaufać jej w pełni, ale z drugiej strony nie miała większego wyjścia. Gdyby sprzeciwiła się towarzystwu tamtej, to niewątpliwie nie udałoby jej się w najbliższych dniach opuścić Słonecznej Włóczni z równie dużą łatwością, jak to miało miejsce dzisiaj. W najgorszym wypadku cała ta deklaracja miała okazać się ulotna niczym pustynny miraż, a ona zaciągnięta zostałaby do domu w momencie osiągnięcia wyznaczonego sobie celu. Było to lepsze, niż siedzenie z założonymi rękoma i czekanie na powrót krewnych z Królewskiej Przystani, których części zdecydowanie nie miała teraz ochoty oglądać.
- No dobrze, zgoda... - stwierdziła bez większego przekonania. Pozwoliła nawet wspaniałomyślnie dotknąć swego policzka, ale przerwała czułość przedwcześnie, robiąc krok do tyłu. - Potrzeba nam transportu do Miasta Desek. Ale płacisz za siebie! Nie zamierzam fundować jedzenia, noclegów ani Siedmiu wie czego!
Co prawda księżniczka nie miała pojęcia, jakie ceny panowały poza murami pałacu, zbyt rzadko miała styczność ze zwykłymi sprzedawcami, by nabyć podobną wiedzę, ale nie zamierzała dzielić się swoim ograniczonym budżetem z kolejną "uciekinierką". Jeśli tamta rzeczywiście chciała wziąć udział w eskapadzie, to będzie musiała finansować ją z własnej kieszeni, a nie odłożonych na czarną godzinę zaskórniaków Sylvy, które pierwotnie wydane miały zostać raczej na smakołyki i kolejne nieprzyzwoite opowiastki o treści nieprzeznaczonej raczej dla tak młodocianego czytelnika.
Ruszyła w końcu z miejsca w stronę skał, między którymi spodziewała się odnaleźć przygotowany wcześniej pakunek. I rzeczywiście tkwił on między skałami, czekając cierpliwie na jej pojawienie się. Zręcznym ruchem wydobyła z niej chustę w kolorze rdzawej czerwieni, którą następnie owinęła wokół twarzy i włosów, choć częściowo maskując, choć częściowo jej tożsamość. Zahira też powinna postarać się to zrobić, o czym świadczyło spojrzenie jej posłane, nim ruchem ręki Sylva zachęciła do ruszenia dalej. Czas było ruszyć do portu i znaleźć statek gotowy zabrać je we wskazane wcześniej miejsce.

Rzut na percepcję: 12+10/2+6+2=19...

Zt 2x
Powrót do góry Go down
Quirin Pyke
Quirin Pyke
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Marynarz na rozkazy Lorda Greyjoy
Miejsce przebywania : Wyspy Żelazne
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1076-quirin-pyke-budowa#7636https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1173-quirin-pyke

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyWto 28 Lip - 14:01

6 X 165

Wierzył, że byli niezatapialni, że Utopiony za każdym razem, kiedy tylko wypływali w morze czuwał nad nimi doprowadzając ich bezpiecznie prosto do domu. Jakże bardzo się pomylił, kiedy ich łajby porozbijały się o brzegi, a Żelaźni pomimo swojej dumy i chwilami nawet przesadnej pewności siebie musieli rozwiązać swój problem i przyznać się do swego rodzaju porażki. Naprawić wszystkie łajby, które nie tylko nie popłyną bez żagli, ale również głupim byłoby wypływanie nimi w chwili, kiedy w kadłubach ziały wielkie dziury, przez które regularnie wpływałaby woda. Dodatkowo regularnie kurczące się zapasy sprawiały, iż w oczach Żelaznych pojawiał się lęk. Nic więc też dziwnego, iż zrobili to co umieli robić najlepiej. Zaszli do pobliskiej rybackiej wioski i przystawiając do gardeł wieśniaków zażądali pomocy. Niestety, kiedy ocenili wszystkie swoje straty to dopiero wówczas do nich dotarło to, że na obcych ziemiach zabawią znacznie dłużej niż im się wydawało.
Quirin, kiedy upewnił się, że jak na razie nie przydałby się do niczego postanowił sam sobie znaleźć jakieś przydatne zadanie. Postanowił więc wyruszyć na niewielki rekonesans, który miał na celu zwiedzenie okolic miejsca w którym przyszło im się roztrzaskać. A przy okazji zorientować się czy w okolicy jest ktoś, kto chętniej im pomoże i komu nie trzeba będzie grozić. Tak więc dotarł na plażę, która starała się jego punktem odpoczynku. Przysiadł sobie na piasku opierając swoje dłonie na zgiętych kolanach i wpatrywał się w fale, które rozbijały się o brzeg. Zastanawiał się nad tym, kiedy uda się im wrócić do domu. Znając charaktery żelaznych zapiszą się w pamięci miejscowych na długie lata. Lekki,  ale chłodny wiatr uderzył prosto w jego twarz zmuszając go tym samym do przymknięcia na chwilę oczu. Dobrze, że płaszcz z foczej skóry, który niegdyś uszyła dla niego matka nadal służył mu dobrze i chronił przed zimnem.
-Ehhh...- Westchnął cicho po czym podrapał się w tył głowy. Próbował przez ten czas znaleźć jakieś rozwiązanie z tej sytuacji, ale im dłużej nad tym się zastanawiał tym bardziej do niego dochodziło to, że tak naprawdę znajdowali się w czarnej dupie i to delikatnie mówiąc. A co ciekawsze...tęsknił za Żelaznymi Wyspami, za bądź co bądź swoim domem, a innymi ludźmi, za znaną mu kulturą. Życie na obczyźnie było bardzo męczące. Położył się więc na miękkim, chociaż zimnym, i lekko wilgotnym piasku. Przymknął oczy i począł wdychać słone powietrze.
Powrót do góry Go down
Liadan Greyjoy
Liadan Greyjoy
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Pierworodna Kosy i Kosiarza
Miejsce przebywania : Dorne
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t936-liadan-greyjoyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t995-liadan-greyjoy

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyCzw 30 Lip - 20:15

Liadan była po prostu rozgoryczona. Samo rozbicie się statków to jedno. Zostawienie Gniewu Pyke i całej załogi na jednym z tamtych cholernych cypli oraz jakieś prawdopodobieństwo, że matka może nie przeżyć, to drugie. Dodatkowo sprawy nie poprawiał Reinhard, który zdawał się istnieć tylko i wyłącznie po to, by działać Liadan na nerwach. W obecnej sytuacji przyjęłaby nawet towarzystwo wrzeszczącego i hiperaktywnego Hrothgara - jego zachowań mogła się przynajmniej spodziewać, plus był jeszcze dzieckiem, więc dało się mu pozwolić na odrobinę więcej swawoli, oczywiście w pewnych granicach.
Nic więc dziwnego, że nie za bardzo miała w głowie balowanie w mieście. Dorne było dla niej zdecydowanie zbyt gorące. Z żagla, który zabrała sobie z langskipu, kazała uszyć sobie długą, lejącą się tunikę. Nie była zbyt wygodna, ale zapewniała większy komfort termiczny od zbroi płytowej, którą miała na sobie niemal zawsze. Zdecydowanie za wysoka jak na kobietę w Dorne (bo przewyższająca często dornijskich mężczyzn), blada postać w białej sukni wyglądała podobnie do ducha. W dodatku czuła się martwa w środku z przyczyn podanych wyżej, więc w końcu mogła powiedzieć, że strój w całości odpowiadał jej nastrojowi.
Włosy puściła luźno, a te poruszały się - albo z jej ruchami, albo z wiatrem. Co chwilę przeklinała upiorne, dornijskie słońce, nie mogąc pojąć, w jaki sposób ludzie tutaj żyją. Było okropnie. Dziwnie słono, lecz nie po domowemu. Ile by dała za zimny, zacinający z ukosa deszcz i wieczne marznięcie. Ile by dała za wiadomość o tym, czy Gwennara żyje...
- Ciągnie cię nad wodę, Pyke? - rzuciła zza pleców Quirina, a jej postać rzuciła na niego długi cień. W głosie Liadan na próżno było szukać nawet ułamków dobrego nastawienia. O tyle, o ile Reinhardowi oberwało się wcześniej jedynie za nazwisko, o tyle do Quirina pałała żywą i nieskalaną nienawiścią od najmłodszych lat. Nie chciała dopuścić do sytuacji, w której ktokolwiek uznać mógłby synów Torona i kobiety innej niż Gwennara Harlaw za jego dziedziców. Co prawda Quirin był dla niej żadną konkurencją - nigdy nie zabił nikogo własnoręcznie, nie wiedział, jak to jest być panem życia i śmierci. Liadan miała na swoim sumieniu już kilka istnień, jeszcze więcej rajdów i łajbę na swoją komendę. Solą w oku był jednak fakt, że byli równolatkami. A więc matka Quirina i Gwennara były w podobnym czasie w ciąży.
- Nie drap się tak, bo jeszcze zrobisz sobie dziurę i odkryjesz, że nic pod kością nie masz. - dodała po chwili, nawet na niego nie patrząc. Zielono-niebieskie oczy skupione miała na horyzoncie, zupełnie jakby czekała na cud.
Powrót do góry Go down
Quirin Pyke
Quirin Pyke
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Marynarz na rozkazy Lorda Greyjoy
Miejsce przebywania : Wyspy Żelazne
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1076-quirin-pyke-budowa#7636https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1173-quirin-pyke

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptyWto 4 Sie - 10:52

W momencie, kiedy dotarł do jego uszu kobiecy głos drgnął lekko. Szybko go rozpoznał, i powiedzieć, że się nie ucieszył na jego dźwięk to prawie nic nie powiedzieć. On sam mimo wszystko na szczęście był ponad wszelkie złośliwości, a nawet gdyby chciał być złośliwy - wiedział, że dla niego mogłoby to się skończyć fatalnie - Wstał powoli z ziemi otrzepując z ubrań ziarenka piasku, które przykleił się do niego. Dopiero po tych czynnościach odwrócił się w stronę dziewczyny i spojrzał na nią.
-Lady Greyjoy- Powiedział głośno i wyraźnie akcentując jej tytuł po czym skłonił się lekko. Z teoretycznego punktu widzenia można by nazwać ich nawet rodziną z praktycznego. Jedyne co ich łączyło to nasienie ojca, a i to nie wystarczyło, aby stworzyć między nimi chociaż cienką i wątłą nić porozumienia. Całe szczęście z biegiem lat obydwoje nauczyli się koegzystować ze sobą bez konieczności wchodzenia sobie w drogę. Niestety nie zawsze ich starania były skuteczne. Zdarzały się chwile -taka jak ta- w których byli po prostu na siebie skazani.
-Nie mam w zwyczaju udowadniania komuś, że się myli...szczególnie w momencie, kiedy ktoś nie chce tego dostrzec- Quirin wiele razy dostał od Liadan jasno do zrozumienia, że nie jest mile widziany przez nią w ich rodzinie. Czym to było spowodowane nie był do końca pewien. Może po prostu nie lubił bękartów, a może obawiał się, że bękart zechce kiedyś upewnić się o jakieś prawa. Jeżeli tak to była w błędzie...wielkim błędzie. Jego nigdy nie interesowała polityka, tytuły i cały ten szlachecki teatrzyk. On na swoje życie miał znacznie inny plan i tego miał zamiar się trzymać.
-Wszystko wskazuje na to, że nie wrócimy na wyspy szybko- Zszedł w końcu na jedyny temat, który w tej chwili mógłby ich w jakikolwiek sposób połączyć. Liadan również na pewno chciała wrócić do domu, tak samo jak każdy członek jej załogi.
-Straty są duże. Naprawienie łodzi zajmie czas, zebranie zapasów...no i jeszcze mamy okrojoną załogę- Podczas tego cholernego sztormu na dno poszło kilku naprawdę utalentowanych marynarzy, a w takiej sytuacji strata chociażby jednego człowieka był potwornym ciosem.
Powrót do góry Go down
Liadan Greyjoy
Liadan Greyjoy
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Pierworodna Kosy i Kosiarza
Miejsce przebywania : Dorne
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t936-liadan-greyjoyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t995-liadan-greyjoy

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża EmptySro 2 Wrz - 14:16

Grymas niezadowolenia rozlał się na całe lico Liadan.
"Lady" - rzuciła sobie w myślach, a jej rozgniewane spojrzenie skupiło się momentalnie na osobie jej półbrata. Nigdy nie lubiła, gdy zwracano się do niej z tym przedrostkiem. Za każdym razem wydawało jej się, że jest to objaw pewnej złośliwości, przytyku co do jej płci i że Żelazne same w sobie żadnymi "lady" nie są i być nie powinny. "Panie", co najwyżej. Jak jej matka, Pani Żelaznych Wysp.
- Daruj sobie - rzuciła przez zaciśnięte zęby, przyglądając się tym razem jego pokłonowi. Przynajmniej mogła już na spokojnie wyrażać całą swą złość i niezadowolenie względem otaczającego ją świata przy pomocy mimiki - rana na policzku zdążyła już się nieco zabliźnić, a wraz ze zniknięciem żywej, krwawej tkanki, zniknęło i zmartwienie Liadan o jej ponowne otwarcie.
Sama nie ukłoniła się przed Quirinem - nie było bowiem powodu, by miała to robić. Pomijając już nawet wyraźnie ignorowane zasady etykiety, nie zamierzała pochylać się pod kimś o statusie niższym niż jej własny. Nie była zbyt miłą osobą z urodzenia i niestety należało przejść nad tym do porządku dziennego.
- No, już, już. Może by mnie to ubodło, gdyby powiedział to prawdziwy mężczyzna - tym razem najstarsza z córek Torona Greyjoya pozwoliła sobie na skierowany w kierunku Pyke uśmiech. Nie warto jednak zakładać, że był to uśmiech przynajmniej estetyczny, skoro wiedziano, że miał być on kolejnym objawem jej wyraźnej pogardy względem biednego Quirina. Wyszczerzone zęby lady Greyjoy bowiem wyglądały bardziej jak wnętrze rekiniej paszczy, albo może uzębienie piranii. A może po prostu Liadan miała tak wielką chęć, by straszyć również swoim uzębieniem, które w gruncie rzeczy było całkiem normalne? Kto to wie. Ważne jednak, że oboje wiedzieli, do czego przytykiem był też "prawdziwy" mężczyzna. O tyle o ile Liadan zwykła nienastępywać zbytnio na odcisk innego Pyke, Reinharda, robiła to tylko i wyłącznie dlatego, że ten miał już krew na rękach. Przy bękarcie z Lordsportu Quirin wydawał się być jedynie szprotką, a to tylko wzmagało u jego siostry poczucie, że może go torturować na wszelkie możliwe sposoby.
- Nie jest to nic odkrywczego, ale cieszę się, że chociaż to zauważyłeś. Książę Martell ma niby dać nam jakieś schronienie, choć szczerze wątpię, byśmy byli tutaj mile widziani. - nie, żebyśmy byli mile widziani gdziekolwiek poza naszymi Wyspami, ale... - Potrafisz chociaż trochę zajmować się statkami, czy tylko zmywałeś rzygowiny z pokładu?
Tym razem, choć zadane pytanie było znów raczej mało miłe, spojrzenie niebieskozielonych oczu Liadan wyrażało wyraźne zaciekawienie. Może miała dla niego jakieś zadanie, które nie polegało na ciągłym dogryzaniu słownym?
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Słoneczna plaża Empty
Temat: Re: Słoneczna plaża   Słoneczna plaża Empty

Powrót do góry Go down
 
Słoneczna plaża
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Skalista plaża
» Skalista plaża
» Piaszczysta plaża
» Szafirowa plaża

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Miasto-
Skocz do: