Share
 

 Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością

Go down 
AutorWiadomość
Rhiannon Stark
Rhiannon Stark
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Dwórka Falyse Targaryen, najmłodsza siostra lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t521-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t525-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t578-i-m-stronger-than-all-my-man-except-for-you

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptyWto 7 Sty - 22:03


8 II 160
Ogrody Czerwonej Twierdzy
Rhiannon Stark & Varion Dayne



Coraz mniej było miejsca na niedomówienia. Im więcej czasu minęło od przybycia Czternastu do Czerwonej Twierdzy, tym bardziej opadały nastroje. Tak przynajmniej wydawało się na pierwszy rzut oka. Do uszu Rhiannon nie dochodziły pogłoski o jakichkolwiek negatywnych sytuacjach, które mogły wpłynąć na delikatną stabilność stosunków na królewskim dworze. Może po prostu wszystkie nieporozumienia przed nią ukryto? Nie od dziś wiadomo było, że jej pani dobrodziejka, Falyse Targaryen, traktuje ją wyjątkowo ulgowo i nie pozwala dopuszczać do niej szeptaczy z całego dworu. Niewątpliwie jednak pewna była co do jednego - królowa Daenaera była dumna z zachowania dwórek, które otaczały opieką, wedle jej życzenia oczywiście, gości z Południa. Non bawiła taka farsa, bowiem jej kolejnym spotkaniom, następującym po burzliwym spotkaniu w bożym gaju, nie towarzyszyła zupełnie atmosfera podniosła, czy sprzyjająca edukacji.
Komfort "zajmowania się" jednym człowiekiem zamiast ciągłego żonglowania wśród Czternastki był jednak nie do przecenienia. Dalej nie mogła się przekonać do stwierdzenia, że znała się z Varionem. Pozostawał on dla niej księgą napisaną w zupełnie obcym języku. Starała się, jak mogła poznać ów język, obyczaje i cały kontekst potrzebny do jego zrozumienia, lecz jak pokazały ich pierwsze spotkania - wcale nie było łatwo. Gdy tylko czuła, że są bliscy porozumienia, zaraz albo ona, albo on zmieniali tor, wrzucając się ponownie w wojenne nastroje i wszystko trzeba było budować od nowa.
Ogrody stały się jej ulubionym miejscem w całej Czerwonej Twierdzy. Zwłaszcza w okresie kwitnienia jaśminu, którego słodki zapach rozlewał się nie tylko na zacienioną altanę, przy której kwitł, lecz w promieniu dobrych dwudziestu metrów od krzaków. Niezmiennie zachwycona roślinnością geograficznego południa, niespotykaną na Północy, pragnęła spędzać każdą chwilę na świeżym powietrzu. Stąd też dzisiejsze zaproszenie skierowane do Variona, w którym prosiła go o zjawienie się właśnie niedaleko altany.
Na miejscu zjawiła się wcześniej. Poprosiła służki o przyniesienie wina, świeżych owoców oraz niewielkich, słodkich ciasteczek, które miały służyć im dzisiaj za umilacz spotkania. Coraz większe rozluźnienie w kontaktach z mężczyzną pozwalało jej na większą swobodę planowania - w końcu dalej nie wychodziła poza przepisy etykiety, goszcząc go najlepszymi smakołykami, jakie mogła w danej chwili zdobyć. Dwa, miękkie szezlongi, znajdujące się na wyciągnięcie ręki od blatu, na którym postawiony został poczęstunek, udekorowane były miękkimi poduszkami. W pół dla wygody, w pół dla oznaczenia, że miała dzisiaj ochotę na dłuższą pogawędkę, o ile będzie mogła liczyć na podobne nastawienie rycerza.
Zasiadła na jednym z szezlongów, opierając się bokiem o jeden podłokietnik. Czas pozostały do zjawienia się ser Dayne chciała przeznaczyć na poprawienie swej fryzury. W przeciągu pobytu w Królewskiej Przystani jej włosy osiągnęły dość imponującą długość, sięgając teraz do pasa dziewczęcia. Z tego też powodu zajęła się zaplataniem długiego warkocza, na styl północny oczywiście. Chcąc zaznaczyć swój status narzeczonej, nie chciała zapleść go oczywiście ze wszystkich włosów, acz - jak zawsze - z połowy. Tym razem, dla kaprysu, na stole leżała śnieżnobiała wstążka, mająca posłużyć do związania niesfornych kosmyków.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptySro 22 Sty - 19:06

Nie byłby sobą, gdyby czegoś mu w tych ogrodach nie brakowało. Jakkolwiek bliskość zieleni w postaci drzew i krzewów znajdował jako pocieszającą i wspierającą na duchu, tak ich mdłość niekoniecznie już przypadała mu do gustu. W porównaniu do południa i samego Dorne, w Króewskiej Przystani nie było wcale ciepło, a przynajmniej nie na tyle, by z powodzeniem była w stanie utrzymać przy życiu egzotyczne rośliny, które wymagały prażącego słońca czy też ogólnie cieplejszego klimatu. Brakowało mu więc przede wszystkim roślin cytrusowych, a za zapachem kwiatów pomarańczy tęsknił jakoś tak mimowolnie i ukradkiem, nie chcąc w jakikolwiek sposób zdradzić się ze swoją słabością przed towarzyszącą mu dwórką, ilekroć znajdowali się w ogrodach.
Nawet też jeśli Starkówna odczuwała swego rodzaju komfort, że miała pod swoimi skrzydłami jedną, stałą osobę, sam Varion niekoniecznie znajdował tę całą sytuację jako komfortową. Nieustannie czuł, że nawet pomimo dobrych chęci samej jego 'nauczycielki', cała ta farsa jest niezwykle głupia i obraźliwa, o czym nie raz dawał jej do zrozumienia. Nie miał jednak za bardzo wyjścia, bowiem jeśli chciał cieszyć się jako takim spokojem, musiał zrobić chociaż pół kroku w tył i wstrzymać się przed niekoniecznie schlebiającymi słowami czy gestami. Przez większość czasu więc, jaki spędzał z Rhiannon, starał się być bardziej zajęty sobą i lekturami, jakimi się poświęcał, niż nią właśnie. Musiał jej jednak przyznać, że czasem jawiła się jako dość ciekawy rozmówca, biorąc pod uwagę jej oczytanie.
Tym razem Lady Stark zaprosiła go do ogrodów, najwyraźniej chcąc skorzystać z wyjątkowo przychylnej pogody, która utrzymywała się nad stolicą, a on sam nie miał nic przeciwko. Zjawił się więc o czasie.
- Lady Stark. Widzę, że postanowiłaś skorzystać z pogody. Całkiem dobre posunięcie. - przywitał ją, kiwając jej głową na powitanie, po czym zajął miejsce na wolnym szezlongu, obrzucając zawartość stołu ciekawskim spojrzeniem. - Czy oprócz cieszenia się świeżym powietrzem, coś dzisiaj dla nas zaplanowałaś?
Powrót do góry Go down
Rhiannon Stark
Rhiannon Stark
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Dwórka Falyse Targaryen, najmłodsza siostra lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t521-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t525-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t578-i-m-stronger-than-all-my-man-except-for-you

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptySro 22 Sty - 21:49

Samą Rhiannon, w pierwszym roku po przybyciu do Królewskiej Przystani, mnogość kwitnących, pachnących roślin zdecydowanie przytłaczała. Była znacznie bardziej przyzwyczajona do konkretnego zapachu mrozu, który utrzymywał się, zwłaszcza na dalekiej Północy, nawet w ciągu długiego lata. Poza szklarniami Winterfell można było natknąć się na niewielkie kwiaty kwitnących jagód wszelkiego rodzaju oraz kwiaty, na przykład pokroju pierwiosnków. Nic więc dziwnego, że zapach domu nie kojarzył jej się z pięknym zapewne, acz nieznanym zapachem kwiatów pomarańczy, a raczej zmoczonej deszczem, leśnej ziemi, iglastymi roślinami i wilgotnymi murami zamku. Zapachy te były w jej pamięci równie słodkie, co właśnie woń pomarańczy w umyśle Variona. I równie mocno, choć niewypowiedzianie za nimi tęskniła.
Słysząc głos mężczyzny, odwróciła się w jego kierunku odrobinę bardziej, dalej jednak pozostając odwróconą doń trochę bokiem. Spowodowane to było zajęciem rąk przez zaplatanie końcowych już kosmyków i wiązanie na końcu ich wstążki. Posłała mu przez to nieco roztargniony uśmiech i również skinęła głową, zamiast podrywać się do dygnięcia, jak to czyniła normalnie. Zresztą, ten dzień miał być dniem specjalnym, nawet na kanwie ich raczej nietypowych spotkań. Dopiero kiedy zakończyła zaplatanie włosów, przesunęła dłonią kilkukrotnie po sukni, poprawiając jej położenie, by następnie zwrócić się już całym ciałem w jego kierunku.
- Ser Dayne, jeśli mogę cię prosić. Znamy się już kilka księżyców, więc uznałam, że mógłbyś zwracać się do mnie po imieniu - spojrzenie jej szarych oczu skupiło się na jego sylwetce, lustrując go od stóp do głów. Bardziej, niż poznaniu jego stroju czy postury, chciała bardziej dowiedzieć się, czy zdradzi jej swoje zdanie na ten temat przed odpowiedzią werbalną. - Oczywiście, jeżeli nie sprawia ci to problemu.
Ostatnie zdanie dodała asekuracyjnie, po czym sięgnęła po karafkę z winem, by napełnić swój kielich. Posłała mu kolejne, pytające spojrzenie i jeżeli dał jej znać, że chciałby się napić, nalała trunku również do jego naczynia, by później mu je podać. Jeżeli nie, odłożyła karafkę i wróciła do wcześniejszej pozycji, wcześniej zanurzając delikatnie usta w krwiście czerwonym winie.
- Przejrzałeś mnie w kwestii świeżego powietrza, ser Dayne. Dzisiaj jednak chciałam prosić cię o lekcję - szczególny nacisk położony na jedno słowo był tutaj przecież kluczowy. W oczach Rhiannon zatańczyły rozweselone iskierki, widać było, że humor jej dopisywał, choć postawa dwórki nie mogła wskazywać na lekceważący stosunek do dziedzica Starfall. - Czy zechciałbyś opowiedzieć mi o Dorne? Mówiłeś, że spędziłeś jakiś czas na wychowaniu w Słonecznej Włóczni. Jak tam jest?
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptyPią 24 Sty - 6:05

- Skoro sobie tego życzysz. - odpowiedział jej, niemal niedbale - Lady Rhiannon. - kiwnął w jej kierunku znowu głową, wyraźnie korygując swoje przywitanie w nieco przekorny sposób. - Nie mogę jednak pozostać dłużny, więc proszę, również zwracaj się do mnie po imieniu, jeśli oczywiście nie sprawia ci to problemu. - na jego ustach wykwitł nieco głębszy uśmiech, wyraźnie rozbawiony i zaczepny. Tego typu przejście na o wiele swobodniejszy sposób zwracania się do siebie, był dla niego swoistym wybawieniem. Sztywne normy, jakimi posługiwali się w stolicy, męczyły go. Tym bardziej, że odnosił wrażenie, że nawet przy przymrużaniu oka na ich 'brak kultury', w pewien sposób wymagało się od nich, czyli dornijczyków, by nie przekraczali pewnych granic. Szczególnie tych tytularnych, które swoimi formami przypominały im o granicach.
Widząc, jak Starkówna sięga po wino i spogląda na niego, kiwnął w jej stronę, udzielając jej tym samym odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie, którym go uraczyła. Z każdym kolejnym księżycem spędzonym w niewoli łapał się na tym, że coraz bardziej rozsmakowywał się w cienkim winie, w którym chyba więcej było wody jak samego alkoholu. Nie chodziło jednak w tym przypadku o łechtanie swoich kubków smakowych, które raczej nie czerpały z tego zbyt dużej przyjemności, a o zwykłą chęć chociaż nieznacznego przytępienia zmęczonych zmysłów i ciała. Chociażby nie wiadomo jak bardzo nie chciał się przyznać do tego przed innymi, to przynajmniej przed sobą był w stanie stwierdzić, że był po prostu zmęczony. Sięgną więc po podany mu puchar, niby przypadkiem i niedbale dotykając przy tym jej dłoni.
- Mnie? - uniósł jedną brew. - Miałem wrażenie, że to ty przyjmujesz tutaj rolę nauczycielki. - stwierdził, upijając łyk z pucharu. Po jej słowach przez chwilę milczał, wpatrując się w naczynie, w którym podała mu wino i mieszając nim, jakby zastanawiając się nie tylko nad odpowiedzią, a także nad samą zawartością kielicha.
- Na pewno ciepło. - odpowiedział wreszcie, samemu tak na prawdę nie wiedząc od czego powinien zacząć. - Jest dużo piasku. - rzucił też, samemu krzywiąc się zaraz po tej jakże porażającej inteligencją informacji. W końcu też westchnął. - Słoneczna Włócznia to miasto osadzone na cyplu, wysuniętym w morze lądzie. Kiedy jedzie się po plaży, ten widok robi wrażenie, szczególnie że pozłacane dachy bogatszych domostw i jasne ściany błyszczą w słońcu. Są takie, żeby nie nagrzewały się tak bardzo od słońca, inaczej upał wewnątrz byłby nie do zniesienia. Główną częścią Słonecznej Włóczni jest Stary Pałac; otoczony jest trzema murami, a dostać się przez niego można przejeżdżając przez trzy bramy, które ustawione są jedna za drugą. Nazywa się to, oczywiście, Potrójną Bramą. Miedzy tymi murami jest jednak na tyle miejsca, że znajdują się tam bazary, kręte uliczki i ukryte dziedzińce. Dalej... dalej jest Miasto Cieni. Przytulone do murów twierdzy. Co natomiast mogłoby cię zainteresować nieco bardziej, jak mniemam, to fakt że Słoneczna Włócznia posiada bardzo wiele ksiąg, które przybyły z Essos. Nie skłamię raczej jeśli powiem, że więcej niż ta tutaj, w Czerwonej Twierdzy. - wypowiadając kolejne słowa, wodził spojrzeniem po otoczeniu, wyraźnie szperając w odmętach swej pamięci, by wydobyć z niej konkretne informacje, nie upstrzone po prostu miłymi wspomnieniami. Czasem przesuwał spojrzeniem po jej twarzy, jednak wzrokiem raczej nieobecnym czy też po prostu nieuważnym, dopiero pod koniec swojej wypowiedzi koncentrując się na niej mocniej.
Powrót do góry Go down
Rhiannon Stark
Rhiannon Stark
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Dwórka Falyse Targaryen, najmłodsza siostra lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t521-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t525-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t578-i-m-stronger-than-all-my-man-except-for-you

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptySob 25 Sty - 15:45

- Ser Varionie - odpowiedź, która uciekła z różanych ust Rhiannon, powinna w zupełności wystarczyć za wszystkie wyjaśnienia. Zwłaszcza że siedzący niedaleko rycerz mógł z łatwością wyczuć jej nieukrywane rozbawienie całą tą sytuacją. A może humorem tuszowała fakt, że nie zawsze czuła się na tyle swobodnie, by przechodzić z kimś na bardziej niezobowiązującą stopę? Mimo wszystkich meandrów ich relacji, wszystkich szczytów i dolin, zdążyła wyrobić w sobie jakieś ciepłe uczucia względem jego osoby. Tak, dalej szarpał jej nerwy na zawołanie. Tak, dalej dawała mu się sobą bawić, wystawiała się wręcz jak na tacy. Mimo wszystko czasu spędzonego z nim nie mogła spisać na straty. Nawet jeżeli zdarzały się dni, gdzie nie wymienili ze sobą ani jednego słowa, albo pożarli się w pierwszej minucie.
Zwyczaj picia wina był dla niej nowy, lecz szybko został jej - dosłownie - wpojony. Na Północy bowiem częstszym napitkiem był miód pitny, który swoją słodyczą koił stargane przez naturę nerwy mieszkańców regionu. Co bogatsi lordowie, w tym oczywiście Starkowie, mogli pozwolić sobie na sprowadzanie szeregu win - począwszy od tych z Reach, na specyfikach z Wolnych Miast kończąc. Picie wina było jednak w jej umyśle cechą ze wszech miar "południową", nawet jeżeli na faktycznym Południu pito je mocniejsze i nie aż tak rozcieńczone.
Nie mogła też nie poczuć dotyku jego dłoni na własnej. Varion dobrze wiedział, że jego nauczycielka nie potrafiła udawać, a na pewno nie długo. Chciała jednak zachować jakiekolwiek pozory, więc skryła twarz za kieliszkiem wina. Gdyby ten zdecydował się jednak na zmianę kąta patrzenia, mógłby podziwiać efekt swych działań dość wyraźnie - niewątpliwie bowiem na bladą twarz dwórki wstąpiły pierwsze, na razie niezbyt silne rumieńce. Od czubka nosa, przez policzki, na uszach kończąc.
- Nauczyciel powinien nie tylko przekazywać wiedzę, ale starać się zrozumieć swego ucznia, ser Varionie - uśmiechnęła się znad kielicha, jakby wracając do stanu równowagi. Dalej jednak nie patrzyła się na niego wprost, rzuciła mu natomiast krótkie, ukradkowe spojrzenie, gdy bardziej niż na jej osobie, skupił się na kielichu i jego zawartości.
Słysząc pierwsze dwie informacje, które jej przekazał, powstrzymywała się usilnie, by nie parsknąć śmiechem. Ich oczywistość była widoczna chyba dla każdego mieszkańca Westeros, ba - dałaby sobie rękę uciąć, że tak podstawowe informacje o klimacie Dorne są znane również mieszkańcom Wolnych Miast. Nie skomentowała jednak słów inaczej, w końcu dochodząc do siebie. Upiła jeszcze jeden łyk płynu, po czym odłożyła kieliszek na kamienny blat. Odwróciwszy się w pełni w jego stronę, oparła ramię na oparciu mebla, na którym siedziała, by w całości oddać się jego opowieści.
Oczami wyobraźni widziała obrazy, które swymi słowami malował ser Dayne. Nie wiedziała, w jakim stopniu jej wyobrażenia odpowiadały rzeczywistości. W końcu nigdy nie była dalej na południe niż właśnie tutaj, w Czerwonej Twierdzy. Wzmianka o pozłacanych dachach sprawiła, że nieco głośniej wciągnęła powietrze w płuca, wyraźnie zaskoczona takim stanem spraw. Musiała jednak przyznać, że Varion tłumaczył wszystko składnie i... pięknie. Pod wpływem jego głosu, rozleniwiła się nieco, zupełnie tak, jakby przez same słowa przelało się na nią ciepło południowego klimatu. Długie, ciemne rzęsy połaskotały jej poliki, gdy przymknęła na moment powieki, dla lepszego oddania w swej głowie wszelkich detali, o których jej opowiadał.
Dopiero gdy wspomniał o księgach, pozwoliła sobie na posłanie mu długiego, trochę rozkojarzonego spojrzenia.
- Istis sagon iā olvie gevie dīnagon. Vēzosegrio vestragon hae iā rōvēgrie dīnagon naejot glaesagon isse - miękki szept i rodzące się z niego valyriańskie zgłoski wydostały się z jej ust tak szybko, że nawet nie zorientowała się, że podświadomie użyła języka, którym przesiąkła dzięki pradawnym księgom właśnie. Dopiero po chwili spojrzała wprost na swego rozmówcę, dodając. - Proszę mi wybaczyć. Chciałam powiedzieć, że to musi być bardzo piękne miejsce. Słoneczna Włócznia zdaje się być ciekawym miejscem do życia.
Mówiła znów cicho, w dodatku wychyliła się do przodu, by zniwelować ewentualną możliwość ich podsłuchania. Takie słowa z ust dwórki, której brat i narzeczony walczyli przeciwko temu, który raczył ją opowieścią, mogły być odebrane za... bardzo podejrzane. Jednak sama prosiła go o tą opowieść i nie mogła pozostawić jej bez stosownego komentarza.
- A ludzie? Mówią nam, że różnicie się od reszty Siedmiu Królestw. Na pewno inaczej żyje się w Dorne i na Północy... ale jaka jest prawda? - w każdym geście, ruchu, wypowiedzianym słowie, czy spojrzeniu Rhiannon można było wyczuć ogromną ciekawość. Cóż poradzić, nigdy nie pomyślałaby, że mogłaby mieć możliwość prowadzenia podobnej rozmowy z kimkolwiek innym.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptyPon 10 Lut - 1:40

Dornijczyk nawet nie silił się, by zmienić swoja pozycję tak, by móc dostrzec efekty swojego gestu, które odmalowały się na twarzy dwórki. Nie musiał tego widzieć, bo wiedział, jak ta najpewniej zareagowała. Jeśli była jakaś rzecz, której dowiedział się o niej przez ten krótki kawałek czasu, jaki spędzili razem, to na pewno to jak szybko można było sprawić, by cała spąsowiała pod wpływem chociażby delikatnego zakłopotania. Nie mógł tego powiedzieć, że go to nie bawiło. Jego spojrzenie natomiast, zamiast na nią, powędrowało w kierunku służki, która znajdując się nieopodal, była do ich dyspozycji, bezpardonowo taksując ją od stóp do głów. W końcu jednak przewrócił oczami w kierunku swojej towarzyszki, opadając na oparcie szezlongu jednym ramieniem, a jedną z nóg podciągając na mebel, podczas gdy druga wciąż pozostawała oparta na ziemi. Pokiwał tez tylko głowa na jej słowa, nie zamierzając się z nią sprzeczać na ten temat. Niewątpliwie wypowiedź dodawała jej inteligencji, nie pierwszy raz uświadamiając mu, że wcale nie ma do czynienia z niemądrą dziewką z dobrego domu, która jedyne o czym marzyła do dobre zamążpójście. Fakt, że chciała się uczyć, zgłębiać i poznawać, niewątpliwie w jego oczach przydawał jej uroku, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać.
Jego słowa natomiast, nawet jeśli na pozór oczywiste, nie do końca takimi były. Nawet jeśli dorne było ogólnie miejscem ciepłym i piaszczystym, to Varion nauczył się, że ludzie bardzo często zapominali o jego górzystych terenach, które mimo ciepła porośnięte były bujnymi lasami, głównie dzięki obecności wijących się między nimi rzek. Pośród nich było też chłodniej niż właśnie w Słonecznej Włóczni; o wiele bardziej ożywczo i mniej męcząco, nie wspominając już o małej ilości piasku, które zastępowały ciemne gleby, ustępując mu dopiero na plażach.
Jego twarz nie drgnęła nawet na moment, kiedy jej usta opuścił miękki szept, który mimo wszystko pochwyciły jego uszy. Sięgnął do stołu, łapiąc w palce jedno z ciastek i wkładając je zaraz do ust, spoglądając na dwórkę bez jakiegokolwiek wyrazu i czekając na jej kolejne słowa, w głowie mieląc wypowiedziane przez nią frazy. Jego znajomość valyriańskiego nie stało na aż tak wysokim poziomie, więc starał się zignorować wszelkie wzmianki o poślubieniu kogokolwiek albo miasta, o których mogła mówić, zrzucając to na karb przesłyszenia lub też zwyczajnego niedouczenia.
- Nie do końca rozumiem twoje pytanie. - przyznał, wycierając usta wierzchem dłoni. - Mieszkańców Dorne określa się podstępnymi i przebiegłymi, na równi często przyrównując ich do jadowitych węży, nie wspominając o porywczej naturze i ognistym charakterze. Prawda jest taka, Lady Rhiannon, że pustynia wymaga od swoich mieszkańców umiejętności przetrwania. Dornijczycy cenią sobie inne wartości, jak mieszkańcy Północy, to na pewno. I inaczej zapatrują się na niemal wszystkie aspekty życia. Gorący klimat, który próbuje nieustannie wyssać z nas życie, jest wystarczającym wyzwaniem by nauczyć się oszczędzać siły i nie marnować ich na półsłowa, półśrodki i półuśmiechy. Jeśli jednak chodzi o charaktery... ludzie pustyni są tak samo dobroduszni czy okrutni jak mieszkańcy królewskiej przystani. Jeśli mam być szczery, moim zdaniem główną zauważalną różnicą jest fakt, jak wy ukochaliście rycerstwo, podczas kiedy w Dorne ten stan tak na prawdę niewiele znaczy, o ile nie powiedzieć że nic. Pozwól, że zapytam, ale biorąc za przykład mnie uważasz że czymś szczególnym różnię się od wspomnianej Reszty Królestwa?
Powrót do góry Go down
Rhiannon Stark
Rhiannon Stark
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Dwórka Falyse Targaryen, najmłodsza siostra lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t521-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t525-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t578-i-m-stronger-than-all-my-man-except-for-you

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptySro 12 Lut - 1:16

Może to i lepiej, że nie spojrzał? Choć Rhiannon z każdego spotkania czuła się w jego towarzystwie odrobinę lepiej - z pewnością przechodząc już przez największą wyrwę w ich relacji spowodowaną burzliwym przebiegiem ich pierwszego spotkania - dalej jednak chciała zachować przynajmniej resztki obiektywizmu, logiki i godności. Chociaż udawać, że zaróżowione policzki nie istnieją, że dalej oślepiają bielą alabastru. Że jedyne kolory, jakie znajdują się na jej twarzy to faktycznie - biel skóry, szarość oczu i delikatny róż warg. Nic ponadto. Nie złapała też spojrzenia, które zawiesił na służce. Znów, może z korzyścią dla niej samej? Nawet jeżeli do jej uszu powoli docierały plotki o rozwiązłym życiu więźniów, starała się wytłumaczyć je sobie w najbardziej logiczny sposób, jaki przewidywała - niekorzystnie nastawieni do Czternastki po prostu szukali powodu, by znielubić ich jeszcze bardziej. Ona zaś nie chciała się w nic wtrącać. Nawet jeżeli mogłaby dostrzec jakiekolwiek dowody - nie konkretnie przy Varionie - gdyby tylko zechciała.
To, że ludzie odbierali Dorne jako bezkresną pustynię, było... Chyba wynikiem niedoinformowania. Albo po prostu brakiem wizyty na dalekim południu. Podobnie jak pojęcie większości o Północy - faktycznie, były miejsca, gdzie śnieg panował niemal zawsze. Jednak bliżej granicy z Dorzeczem, zwłaszcza na terenach bagiennych, trudniej było o śnieg. Tereny Północy były równie skomplikowanym geograficznie obszarem, co Dorne. Choć faktycznie, z innych powodów.
Nawet nie spodziewała się, że może usłyszeć c o k o l w i e k o zamążpójściu. Zresztą, już ten temat przerabiali. W Bożym Gaju, przy drzewie-sercu. Jak to się skończyło, oboje wiedzieli. Więc nawet gdyby domyśliła się tego, co usłyszał jej rozmówca, uznałaby to za raczej słaby żart. A mogła się przecież skupić na kolejnych jego słowach. Bo było o czym mówić.
- Nie zrozum mnie źle - taki wstęp zazwyczaj zwiastował kłopoty. Jak było tym razem? - Tutaj mówi się, że nie można wam ufać. Że prowadzicie rozpustny styl życia, nie dotrzymujecie świętych przysiąg i nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby wejść w... gniazdo żmij.
Krótkie westchnienie, które wydobyło się spomiędzy jej lekko rozchylonych ust,
zabrzmiało wyjątkowo smutno. Zresztą, po samej jej mimice widać było, że niewiele jest w niej wiary co do tego, czym dzieliła się z dornijskim rycerzem w tej właśnie chwili. Słysząc jego kolejne słowa, zwłaszcza te o przetrwaniu i różnicy między dornijczykami a ludźmi Północy, nie mogła się nie uśmiechnąć. Uśmiechnąć się nagle i przede wszystkim - rozbrajająco szczerze. Jej wilcze kły pokazały się chyba pierwszy raz w jego towarzystwie. Ba, zdawało się, że te słowa zadowoliły ją na tyle, że zapomniała o swym wyrobionym nawyku - zakryciu ust.
- To jednocześnie piękne i zabawne, jak bardzo przeceniasz nasze różnice - w jej szczupłych palcach znalazła się soczysta truskawka. Tak wychylona wgryzła się ostrożnie w owoc, poświęcając chwilkę na czyste delektowanie się smakiem. Dopiero gdy w jej ręku została szypułka - następnie grzecznie odłożona na przygotowany do tego talerzyk, jeszcze raz spojrzała w jego kierunku. Nawet pozycja, którą przybrał, emanowała dumą z pochodzenia. I nie było w tym zupełnie nic złego. Ba, może nawet odrobinkę mu zazdrościła?
- Może klimat panujący w Starfall i Winterfell skrajnie się różni, postawy ludzkie są jednak bardzo zbliżone - zaczęła cicho, ponownie wychylając się w jego kierunku. Wyprostowane pod dyktando sept plecy zniknęły, przybierając teraz znacznie luźniejszą postawę. Ramiona puściła wolno, jedno oparła jedynie o szezlong, drugą rękę trzymając na własnym udzie. Jej oczy skrzyły się od iskierek ciekawości i choć na moment wyglądała nie jak lady, usilnie starająca się utrzymać wszelkie zasady etykiety, kosztem własnej wygody, zabawy czy samopoczucia gościa. Była po prostu sobą. Ciekawą świata nastolatką, która znalazła okno, za którym rozprzestrzeniały się widoki, jakich nigdy wcześniej nie widziała. Miała tylko nadzieję, schowaną gdzieś głęboko w sobie, że Varion nie uzna jej za kolejną wariatkę traktującą go jako eksponat. Podobne zachowanie nawet nie przemknęło jej przez myśl. - Zimno, które mrozi krew w żyłach, wymaga od nas działań przemyślanych i stanowczych. Nie ma czasu na poprawianie błędów, ale i umiera chęć grania w dworskie gry. Gdy panowie z Reach, Zachodu czy Korony mogą rozkoszować się winem i muzyką, my musimy zapewnić ludziom jedzenie, dach nad głową i bezpieczeństwo. Trzy rzeczy, bez których nikt nie przeżyje nadchodzącej zimy. Respekt przed naturą, jej prawami, to on przyświetla każdemu Starkowi. Zima nadchodzi, sir. Nie ma miejsca na półsłowa, półśrodki i półuśmiechy. Przegrany w Dorne oddaje życie wraz z parą, która zabiera z niego wszelką wodę. Przegrany na Północy kamienieje - lód ścina bowiem wszystko, co może.
Mówiła z dużym przekonaniem. Zaskakująco dużym przekonaniem, jakby samo powrócenie wspomnieniami do twarzy owianych zimnym wiatrem, płatków śniegu zaplątanych w brodę ojca i jej braci, tworzących śnieżne korony na włosach jej sióstr... Jakby to wszystko starczyło do obudzenia w niej północnego ducha. Minerva często zarzucała jej, że lud Północy jej nie zna. Bo woli siedzieć w książkach, niż marznąć na podwórzu. Jednak Rhiannon ukochała swą ojczyznę, tak samo zresztą jak każdy człowiek w Westeros. Stamtąd pochodziła, tam były jej korzenie i... tamte miejsce kochała. Ze wszystkim. Roślinnością, zwierzyną, ludźmi, zamkami, każdą, nawet najbardziej biedną chatą. Śnieg. Mokradła. Wilczy Las. Mur. Każdą wyspę, każdą zatokę, drogę.
- Co do rycerstwa zaś, to kolejny wspólny element. Jedynym rodem, który praktykuje rycerstwo na Północy, jest ród Manderly. Wyznawcy starych bogów są wojami, nam pasy rycerskie i święte oleje nie przystoją - uśmiechnęła się kątem ust, by następnie jeszcze raz się mu przyjrzeć. Tym razem trochę śmielej. Od stóp do głów. Dokładniej. Może dalej niepewnie, ale przynajmniej z delikatną dozą pewności siebie. W końcu spytał, prawda? Czym różni się sir Varion Dayne od reszty królestw... - Jeżeli mogę, prosiłabym w tej kwestii o dyskrecję. Zazdroszczę ci bowiem pewnej aury... nonszalancji? Jesteś znacznie śmielszy od rycerzy z Siedmiu Królestw. Ale dalej mnie nie okłamałeś, przynajmniej taką mam nadzieję. Więc mit o żmijach gotowych rzucić się do gardła przy najbliższej okazji mogę włożyć między bajki.
W tym momencie zbliżyła się jeszcze bardziej. Gestem zaprosiła go, by zrobił to samo.
- Gdybyś chciał, mógłbyś mnie pogrążyć, a tego nie zrobiłeś. Potrafisz dotrzymać słowa. Dziękuję.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptyCzw 13 Lut - 4:18

- A mimo to wasz król wpakował się w nie bez zastanowienia. - słowa, które opuściły jego usta były ciche, skierowane tylko i wyłącznie do niego samego. Jego spojrzenie też nie znajdowało się teraz na obliczu Rhiannon, błądząc znowu po powierzchni stolika i tym, co się na nim znajdowało. Powoli lustrował winogrona, truskawki czy ciastka, samemu nie wiedząc czego na prawdę szukał lub czego chciałby teraz spróbować. Szybko też złapał się na tym, że nawet nie miał ochoty na jedzenie czy delektowanie się przysmakami, tylko chciał zrobić coś, żeby zająć ręce. Nie mogąc się więc zdecydować, ponownie uniósł swój puchar upijając z niego parę łyków i jednocześnie tym samym stworzyć dyskretną barierę, która oddzielała go od spojrzenia szarych oczu Starkówny. Ruch był wystarczająco naturalny i niezobowiązujący, by ta, niewprawiona w sumie w cokolwiek, nie była w stanie odczytać jego prawdziwych intencji. Widząc uśmiech, który rysował się na jej twarzy, sam też zmusił się do tego samego; jego grymas był jednak wyraźnie grzeczny, a usta zacisnęły się przy nim w kreskę, gdzie tylko kąciki ust pozostawały nieco uniesione. Słysząc kolejne słowa uniósł tylko lekko brwi, uświadamiając sobie, jak w tym momencie Starkówna go denerwuje.
- Zabawne jest to, jak bardzo chcesz, żeby moje słowa dotyczyły twojej Północy - odpowiedział wreszcie, wpatrując się w czerwony płyn, który wypełniał jego kielich, a który prawię się już skończył. Czuł powoli narastającą irytację, kiedy jej słowa odbijały się echem w jego głowie. Powoli też utwierdzał się w przeświadczeniu, ze Rhiannon tak na prawdę nie chciała z nim rozmawiać, a po prostu miała ochotę pokazać swoją wyższość pod względem posiadanej wiedzy. Tak na prawdę, w jego oczach, gówno wiedziała. Nie podobało mu się to w najmniejszym stopniu, ze tak zaciekle walczyła o uświadomienie mu, że się myli, a jednocześnie na jej ustach gościł przyjemny, ugrzeczniony uśmiech kobiety, która była wcieleniem niewinności i społecznego niedouczenia. Varion nie był człowiekiem, który za wszelką cenę chciał mieć rację i nie był w stanie przyznawać się do błędów, jednak tutaj, za północną granicą Dorne, wśród obcych ludzi i fałszywych uśmiechów... o wiele bardziej zależało mu na tym, by nie traktować go jak skończonego głupca.
- Po co w ogóle mnie tu zapraszasz? Po co w ogóle zadajesz mi pytania, skoro jedyne czego chcesz to udowodnić mi, że nie mam racji? - zapytał, podnosząc się i siegając po dzban z winem, żeby go sobie dolać. Mimo poczucia irytacji i ogólnego wzburzenia, mówił spokojnie. Słowa wypływały zabarwione swojego rodzaju zniecierpliwieniem, a spojrzenie usilnie nie chciało trafić na jej twarz, bo Dayne aż nazbyt świadomy tego, że jeśli już by do tego doszło, spojrzałby na nią bardzo nieprzyjemnie. - My... wy. Jeśli chcesz powiedzieć, że nie powinno być żadnych was ani nas, to cóż... moim zdaniem się mylisz. Póki dornijczycy, którzy zostali zabrani do Królewskiej Przystani nie wrócą do domu, nie będzie żadnych Siedmiu Królestw. Będzie Dorne i cała reszta. I możecie łudzić się, że skoro wasz Król Daeron, wymógł na nas ugięcie kolana to Południe będzie całkowicie posłuszne, ale cóż... myślę że każdy z moich braci i każda z moich sióstr, którzy są tutaj ze mną, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ludzie południa nie są na tyle... prości - powiedział, cały czas mimowolnie się pilnując, by nie podnieść głosu i mówić tak, żeby przypadkiem odlegli spacerowicze nie podchwycili jego słów.
- Swoją drogą, to ciekawe, że użyłaś akurat takich słów. Nie przystoi... na twoim miejscu uważałbym, że bo jeszcze ktoś pomyślałby, że Północ uważa się za o wiele lepsze od reszty. - powiedział, spoglądając na jej kielich i przez chwilę wahając się.
- Wina?
Powrót do góry Go down
Rhiannon Stark
Rhiannon Stark
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Dwórka Falyse Targaryen, najmłodsza siostra lorda Starka
Miejsce przebywania : Smocza Skała
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t521-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t525-rhiannon-starkhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t578-i-m-stronger-than-all-my-man-except-for-you

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptyNie 16 Lut - 19:01

- On nie zrobił tego w celach towarzyskich - odparła już nieco zmieszana, tonem również jakoś niechętnym. Że też Varion musiał naprawdę przyczepić się do wszystkiego. Przez moment w jej głowie pojawiła się nawet myśl, że on tylko czeka, by każdą, nawet opatrzoną odpowiednim dopiskiem wypowiedź Rhiannon złapać i wycisnąć z niej to, czego w ogóle nie miała na myśli. Szczerze mówiąc, trochę ją to męczyło i na pewno nie wtrącało w dobry nastrój. Najlepiej było to widać po jej minie. Ślad po uśmiechu zniknął, pozostawiając linię ust prostą, bez drgnięcia kącików - czy to w górę, czy w dół.
Ponownie odwróciła wzrok. Odpowiednim ruchem zamieszała zawartością kielicha, wpatrując się, jak czerwień osadza się cienką, lepką warstwą na jego ścianach. Było to chyba najbliższe jakiemukolwiek uspokojeniu, biorąc pod uwagę obecność Dornijczyka tuż obok.
A przecież gorsze miało dopiero nadejść.
Spojrzała na niego kątem oka, czując, jak serce prawie wyskakuje jej z piersi. Czemu znowu jest taki zgryźliwy? Co takiego powiedziała nie tak? Przecież mówił o "północy". Skąd miała wiedzieć, że nie miał na myśli jej regionu, a jedynie wszystko na północ od Dorne? Nadal uważała, że... nie dzieli ich przecież tak wiele. Walka z trudnym klimatem, choć trudnym w inny sposób, stawiała ich niejako naprzeciw, ale też obok siebie. Zacisnęła mocno palce na kielichu, chcąc za wszelką cenę uniknąć płaczu. A znów była tego blisko. Jednak tym razem nie z powodu złości. Nie z frustracji, która szukała ujścia w jej oczach. Było jej po prostu przykro. Zupełnie nie rozumiała jego złości i czemu wszędzie szukał ataku. Przecież od samego początku, te kilka księżyców temu w bibliotece, chciała pokazać mu, że wcale tak nie jest. Że, nawet jeżeli inne dwórki miały co do niego inny stosunek, ona chciała pozwolić mu po prostu na bycie sobą. Także w przypadku, gdy jej samej się to nie do końca podobało, czy tego nie rozumiała.
- Gdy rozmawiasz z kimś z Północy i mówisz o "północy", naturalne jest, że będzie myśleć o swojej ojczyźnie... - wydukała w końcu przez zaciśnięte gardło, odwracając głowę w zupełnie innym kierunku. Nie chciała na niego patrzeć. Może nawet trochę się bała? Jego samego, jego reakcji. Nie była w stanie przewidzieć, czy każde kolejne słowo nie będzie kolejnym dzikim ogniem, które strawi i tak spróchniały most, który starała się między nimi stworzyć. Uniosła kielich do ust, wypijając jednym haustem cały płyn, który się w nim znajdował. Dłoń, zaciśnięta dla odmiany na materiale sukni, drżała lekko, jednak już po niedługim czasie, ułożyła się ponownie płasko, zupełnie zrezygnowana.
- To tylko kwestia religii. Wyznawcy każdej z nich mogą żyć w spokoju pod opieką Żelaznego Tronu... - Tak jak do tej pory. Żelazny Tron nie mieszał się w wyznania tych, którzy mu podlegali. Varion, choć Dornijczyk i swego rodzaju patriota, był w jej oczach przesiąknięty kulturą andalską. Ba, nawet wyglądał jak oni, może za wyjątkiem koloru skóry, który i tak wśród jego braci i sióstr był raczej kolorem jasnym. Na upartego mógłby przejść za tutejszego, nawet bez większych problemów. Dalej jednak gołym okiem widać było, że rozmowa nie sprawia jej przyjemności. Nie była jeszcze na skraju płaczu, jednak zdecydowanie milczała przez dłuższy czas.
Z zamyślenia wyrwał ją ponownie jego głos. Odwróciła się doń chyba trochę odruchowo, zupełnie nie myśląc o tym, co robi. Z jej twarzy odszedł cały kolor i była blada niczym śniegi Północy. Z jej szarych oczu zniknęła cała ciekawość i radość z poznawania świata. Zdawały się być przepełnione melancholią, tym dziwnym rodzajem, który łapie się wszystkiego w ludzkiej duszy i nie chce puścić. W końcu walka z nim i próba tłumaczenia czegokolwiek skończyłaby się tylko gorzej.
- Nie, nie. Dziękuję. Ale proszę się częstować - powiedziała cicho, ponownie spuszczając wzrok. Tym razem jednak nie na swoje buty, zaś zatrzymując się gdzieś w okolicach obuwia i końcówki nogawek Variona. Chyba nie śmiała ponownie spojrzeć mu w twarz.
Powrót do góry Go down
Varion Dayne
Varion Dayne
Wiek postaci : 25
Stanowisko : Dworzanin, dziedzic rodu Dayne, drugi syn lorda, rycerz
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t531-varion-dayne#815https://ucztadlawron.forumpolish.com/t533-varion-daynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t603-i-ll-float-down-to-soak-in-the-stars#1108https://ucztadlawron.forumpolish.com/t731-korespondencja-variona-dayne

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością EmptyNie 23 Lut - 23:13

Gdyby chociaż trochę odnajdywał tę sytuację jako zabawną, pewnie uśmiechnąłby się kwaśno. Może i Daeron nie miał zamiaru popijać sobie herbatki z dornijczykami, ale wcale to nie znaczyło, że wypowiadając wojne dzieciom pustyni postąpił jak człowiek o zdrowych zmysłach. Prawdę powiedziawszy, to Dayne był gotów stwierdzić, że król więcej osiągnąłby w Dorne pokojowym nastawieniem, a nie przekraczając granicę wraz z armią. Dornijczycy bowiem szanowali swoich władców i jeśli tylko Księżna Aliandra przystałaby na takie spotkanie, drogi władca raczej nie miałby się czego obawiać. Liczyło się bowiem nastawienie i podejście. Jeśli wiedziało się jak postępować z wężami, nie wyrządzały krzywdy.
Varion chyba sam nie wiedział o co mu dzisiaj chodziło. Wyjątkowo bowiem był dzisiaj nie w humorze i nawet jeśli uważał, że przybywał na to spotkanie z odpowiednim nastawieniem, teraz sytuacja sama weryfikowała to jak się na prawdę sprawy miały. Nie chciał jej atakować, a mimo wszystko nie mógł się powstrzymać, by wbić jej szpilę kiedy tylko okazało się, jak nieostrożna jest w swoich słowach i interpretacjach. A może po prostu punktem zapalnym było samo wspomnienie o domu? Wspomnienie które piekło i przypominało, jak daleko się od niego znajdował i jak bardzo za nim tęsknił. Za gorącem słońca i powietrza, za świeżym, słonym powietrzem i nawet za piaskiem. Wciąż nie mógł pogodzić się ze stanem zaistniałej sytuacji, czyli wciąż otaczającymi go murami królewskiej twierdzy. Był też świadom, że oddałby wszystko, żeby tylko mógł wrócić do domu. Do ojca, który zdawał się z dnia na dzień niknąć w oczach, do Starfall i nawet do... Słonecznej Włóczni. Wszystko dodatkowo pogarszał fakt, jak bardzo się starała, by to coś między nimi jakoś działało. Z jednej strony podziwiał jej upór, a z drugiej wzbudzał w nim on swego rodzaju obrzydzenie. Bo jego zdaniem nie była w stanie zrozumieć tego, co gnębiło go i rozdzierało od środka. Co pewnie rozdzierało każdego z jeńców. Nie wątpił w to, że ona sama tęskniła za domem, za swoją Północą, jednak w stolicy trzymały ją jej obowiązki, a nie wola ciemiężyciela. Nie była więźniem, a częścią misternego mechanizmu dworu. Jeśli chciała, mogła odejść, on natomiast nie miał tego komfortu. Bezsilność nie dawała więc o sobie zapomnieć, spoglądając na niego z każdego kąta, który tutaj mijał.
Spojrzał na nią nieco ostrzej, kiedy wspomniała o wierze. Co to w ogóle miało wspólnego z tym co właśnie powiedział? Na prawdę nie obchodziła go jej religia, a jej tłumaczenie, bez ładu i składu, tylko pogarszało całą poprzednią wypowiedź. Co tylko kwestia wiary co? Kwestia wiary, że pogardzamy stanem rycerskim? W całym tym jego rozwścieczonym procesie myślowym wcale też nie chodziło o jakiekolwiek obrażanie szlachetnych panów rycerzy czy też samego rycerskiego stanu, bo nawet jeśli sam nosił ten tytuł, nie przywiązywał do niego większej wagi, doskonale zdając sobie sprawę z powodów dla którego się o niego postarał. A nie było w niż żadnej cnoty czy szlachetnych pobudek. No, może kiedyś. Dawno temu i umarły one razem z jego starszym bratem.
Dwórka jednak starannie unikała patrzenia na niego. Przez dłuższą chwilę więc stroił te swoje niezadowolone miny, przykryte nieudolną maską zobojętnienia, aż w końcu wraz z wypiciem całego pucharu wina na raz, doszło do niego jakim dupkiem był w tym momencie.
- Wybacz mi Lady Stark, ale jak piękne nie byłoby Dorne, dla mnie jest aktualnie zdecydowanie za daleko. - wydusił z siebie, z bezradnością pobrzmiewającą w jego głosie i może też trochę żalem. Nie patrzył też na nią; odwrócił wreszcie spojrzenie, błądząc nim najpierw po stole, a potem po podłodze altany. W końcu nie wytrzymał: czuł, że dalsze prowadzenie dyskusji mogłoby się skończyć wręcz fatalnie, a wbrew pozorom nie chciał jej urazić. Nie chciał jej męczyć i wyładowywać na niej swojego gniewu, kiedy tak na prawdę nie była niczemu winna. Odwrócił się, by szybkim, energicznym krokiem ruszyć w kierunku twierdzy, zostawiając ją samą.

||koniec
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty
Temat: Re: Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością   Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością Empty

Powrót do góry Go down
 
Światło prawdy spada na nas z bezlitosną szczerością
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: