Share
 

 dopóki oczy nie przywykną do mroku

Go down 
AutorWiadomość
Aediion Targaryen
Aediion Targaryen
Wiek postaci : 27
Stanowisko : Starszy nad Prawami
Miejsce przebywania : Stolica
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t659-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t667-aedion-targaryen

dopóki oczy nie przywykną do mroku Empty
Temat: dopóki oczy nie przywykną do mroku   dopóki oczy nie przywykną do mroku EmptyWto 7 Sty - 22:58


IV 165
Driftmark
Aenessa Velaryon, Aedion Targaryen



Odgłosy fal rozbijających się o brzegi były najpiękniejszą pieśnią, najcudowniejszym dźwiękiem usłyszanym od wielu dni. Przywodził na myśl wspomnienia pełne ciepła i beztroski, odwracał uwagę od smutnej, szarej rzeczywistości. Schodząc z pokładu statku czuł się nie tak jakby wyruszył w podróż, lecz tak, jakby wrócił do domu. Bo cóż trzymało go w stolicy? Tytuły, zobowiązania. To właśnie w Driftmarku spędził jedne z najlepszych lat swojego życia. To tutaj poznał tak wielu spośród tak nielicznych, którzy byli mu bliscy. Nie raz zastanawiał się nawet, czy nie darzył lorda Alyna większym szacunkiem i podziwem, niż samego Viserysa. Choć w pobliżu nie było nikogo innego, fale przynosiły mu dźwięk szczęku metalu o metal, tak jak wiele lat temu.
Część jego serca na zawsze pozostawała w stolicy – przy Falyse, przy Shaenie, przy ojcu, siostrzeńcu, przyjaciołach. Tam jednak przytłaczały go przyziemne obowiązki, tak irytujące w obliczu prawdziwej tragedii jaka spotkała ich wszystkich. To była prawda: Daeron odszedł. Na zawsze. Aedion wolał jednak chwilowo żyć snem, niż się obudzić. W Królewskiej Przystani twardo stąpał po ziemi, tutaj czuł się jednak jakby mógł wzbić się w przestworza. Wiedział jednak, że sen ten nie mógłby trwać zbyt długo.
Po powrocie do stolicy wszystkie ściany i ulice wydawały mu się obce, tutaj jednak wręcz przeciwnie. Wydawało mu się jakby chodził między nimi ledwie kilka księżyców temu, jak gdyby życie nie załamało się nagle. Nikt nie był na to gotowy. Zapewne i Baelor, tak nieodpowiedni na swoje stanowisko. W dawnych czasach nie zwracał na jego osobę uwagi – młodszy brat Daerona spędzał czas na modlitwach i w septach, nie w towarzystwie kuzyna. Nikt nie wiedział także co kryła w sobie odległa przyszłość, choć książę oddałby niemal wszystko za odpowiedź.
Na widok kobiecej sylwetki mimowolnie opuścił ramiona, ręka odsunęła się od miecza. Umykające już promienie słońca padały na jej twarz, okoloną jasnymi włosami. Twarz tak znajomą, ale jakby zmienioną. Nie wiedział czy kogoś równie mocno jak ją mogła uderzyć śmierć Młodego Smoka. A przecież wiedział, że niemal traci Shaenę, wiedział, że sam po raz pierwszy uronił szczere łzy. Dostrzegał ból na twarzy Haerys, niemal czuł krew gotującą się w żyłach Targaryenów.  Ogień i krew. To wszystko na co zasługiwało Dorne – Baelor miał jednak najwyraźniej inne zdanie.
Aenesso – imię tak wiele razy przez niego wypowiadane, lecz nie w o ostatnich księżycach nabrało nieco obcego brzmienia.
Była być może i jedyną kobietą którą darzył platoniczną, szczerą przyjaźnią i tylko tym właśnie. Solidną więzią, w pewnym sensie nawet pewnym rodzajem miłości, podobnym do siostrzanej. Ufał jej. Martwił się o nią. Brakowało mu wspólnych rozmów.
Dobrze w końcu Cię zobaczyć – listy nie potrafiły oddać pełni tego co mogły przekazać słowa, zwłaszcza te wypowiedziane bezpośrednio. – Bez Twojej obecności Królewska Przystań wydaje się jeszcze bledsza.
Słyszał, wiedział, widział, czuł. Na dworze miał wiele uszu i oczu, słowa od zawsze kleiły się do niego, od zawsze znajdywał je bez problemu. Dziecko Daerona – w niektórych mogłoby wywoływać oburzenie, lecz jeśli na świecie miał pozostać ktoś z jego krwi, najżywsze wspomnienie, Aedion na tą wiadomość mógł odczuwać jedynie radość. Żałował, że widzieli się w takich okolicznościach. Żałował niewypowiedzianych słów. Być może nic nie mógłby zmienić. Och, ale Daeron mógł przecież ożenić się z Aenessą, wiele rzeczy byłoby teraz prostsze. Małżeństwo zawsze wydawało mu się jedynie konceptem, okazją do zysku. Ale w przypadku tych dwoje, jak mógłby nie chcieć dla nich jak najlepiej? Jak mógłby nie życzyć im szczęśliwego zakończenia?
Nie widział wyjścia by w tym momencie było szczęśliwe. Dla Aenessy, dla siebie samego, dla całego Westeros. Baelor mógł przynieść tylko jeszcze więcej smutku, jeszcze więcej problemów, jeszcze więcej rozczarowań. Była to jedna z niewielu sytuacji w jego życiu w których ciężko było mu zebrać wyrazy. Sam nie wiedział, co chce powiedzieć, choć myślał nad tym długimi nocami spędzonymi na statku. Wyspa Lorda Pływów nie była jego głównym celem, ale po powrocie ze Smoczej Skały nie mógłby nie odwiedzić Driftmarku. Na jego usta same cisnęły się ułożone frazy – jak mógłby jednak pytać o to, czy wszystko dobrze, kiedy wiedział, że zupełnie tak nie było. Choć dzieliła ich odległość, Aenessa wciąż była dla niego jak rodzina. Daeron był najbliższym tego co można nazwać by bratem. Jego dziecko, ale i dziecko Aenessy było dla niego rodziną. Na twarzy nie jawiła się ani krztyna fałszywości. Miał nadzieję, że mimo dystansu, wiedziała, że wciąż może na niego liczyć. Nawet jeśli mieczem miałby odgradzać się od samego króla.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

dopóki oczy nie przywykną do mroku Empty
Temat: Re: dopóki oczy nie przywykną do mroku   dopóki oczy nie przywykną do mroku EmptySro 8 Sty - 11:10

Możnaby pomyśleć, że ludzkie serce zniszczone może zostać tylko raz. Tylko raz zranione do tego stopnia, iż nie pozostało mu nic, jak rozsypać się na drobne kawałeczki i zostać wdeptanym w piach. Była o tym przekonana w dniach po tym nieszczęsnym popołudniu, gdy królewski namiestnik ogłaszał światu wieści o śmierci króla, a ona niczym dzikie zwierze nie potrafiła zrobić nic, jak tylko rzucić się do ucieczki i doszukiwać się jej w syrenim śpiewie rysującej się z okien w oddali ziemi. Przeżyła tylko dzięki cudowi - szczęśliwej układance elementów, jakimi było wsparcie kolejnych bliskich, tak jej, jak i Daerona, odkrycie ciąży, wycofanie jej z wypełnionej bolesnymi wspomnieniami Czerwonej Twierdzy. Pozbierała to, co zostało z serca, zachowała jego szczątki na pamiątke, by oddać noszonemu dziecku, przeświadczona była jednak, że nic ponownie nie zdoła zranić jej choć w przybliżonym stopniu, nie wywoła podobnego bólu i poczucia zdrady. Jej pani matka zawsze jednak lubiła zaskakiwać.
Baela Targaryen zorientowała się jako pierwsza w sytuacji, szybciej może nawet od służek, które doglądały codziennych potrzeb jej córki. Nawet rozłąka z latoroślą nie zmieniła faktu, że pani Driftmarku znała ją na wylot, a świadomość mającego miejsce w stolicy romansu być może jeszcze bardziej wyczuliła ją na znajome kobiecie objawy. I choć negatywna reakcja była do przewidzenia, krzyki i oskarżenia o głupotę musiały paść, to nawet Aenessa nie spodziewała się sugestii, niemal polecenia, by zdusić w zarodku życie, które stało się sensem jej istnienia. Zdrada - tak odebrała słowa rodzicielki, szczególnie dotkliwa, wszak dokonana przez osobę w teorii najbliższą, mającą kochać bezwarunkowo i stanowić sojusznika niezależnie od okoliczności. Być może właśnie dlatego nie czuła się właściwie, jakby wróciła do domu - wszak dom stanowiło dla niej nie miejsce, a ludzie. Laerya, Maegon, Daeron, Shaena, Aedion oraz Sivena uczynili stolicę takim miejsce bardziej, niż kolejne dni imienia, które jej tam upływały. Zbyt późno to zrozumiała, od zawsze najlepiej uczyła się właśnie na błędach.
Teraz jednak skrawek "domu" przybywał do niej, czyniąc pobyt na jednocześnie obcej i zupełnie znajomej wyspie bardziej znośnym, a dzień możliwie szczęśliwym miło całej tej sytuacji. By odwiedzono ją - było to marzenie, którego nie miała śmiałości zwokalizować, znając swe położenie i po raz pierwszy w życiu, zamiast zaistnieć w świadomości innych, podejmując próby, by zniknąć w niej niczym kamień rzucony w morską toń. Ograniczała się do wymienionych listów, w żadnym z nich nie wspominając rodzącej się w środku potrzeby, by zobaczyć ich odbiorców. Wycofywała się na margines ich życia, podobnie jak miało to miejsce w przypadku całego społeczeństwa. Velaryonówna, dawniej brylująca w towarzystwie, czerpiąca spełnienie z bycia w centrum uwagii, teraz obawiała się zbytnio skupić na sobie choćby atencję przyjaciół czy też ze zbytnią śmiałością opuścić mury rodzinnej twierdzy. Nie witała go nawet w porcie, zamiast tego wyczekując na dziedzińcu, przez który musiał przejść w drodze do serca zamku.
Pragnęła przywdziać czerń tak dziś, i w pozostałych dniach od momentu śmierci ukochanego. Gdyby mogła tylko ta barwa gościłaby w jej strojach - na znak oddania Daeronowi, wszak za życia preferował, gdy nosiła się właśnie w tym kolorze, jak i w ramach żałoby. Nawet do tego nie miała jednak prawa, nie w oczach rodziny, która obawiała się, że podobne postępowanie mogłoby zostać odczytane niczym podkreślenie zagrożenia, jakie stanowiło dziecko dla innych dziedziców Żelaznego Tronu. Mogło być bękartem, mogło nie mieć oficjalnych praw, ale krew była silna, zwłaszcza ta smocza. Pamięć o Tańcu wciąż była w pamięci niektórych zbyt żywa, by pozwolić jej na "błąd". Pozostały więc jej inne kolory, z których najczęściej miała gościć biel przetykana srebrem, tak jak to miało miejsce dziś. Symbol żałoby Targaryenów, powtarzała sobie, czerpiąc z tego siłę. Odzwierciedlenie niewinności i czystości, szeptali mniej przychylni, zerkając z niesmakiem na jej wyraźnie zarysowany już brzuch. Zaokrągliła się i w jego regionie, wszak była już za półmetkiem ciąży, i na twarzy, co z kolei stanowiło efekt zamierzonych starań młódki. Waga, którą straciła w pierwszych dniach żałoby, musiała powrócić, jeśli nie dla niej samej, to dla dobra dziecka.
- Aedionie. Witaj na Driftmarku - witaj w domu, chciało się rzec, wszak i ona traktowała go jak część rodziny, niczym kolejnego z braci witanego w rodzinnych progach. Nic dziwnego, że nawet nie przeszło jej przez myśl, by użyć bardziej oficjalnych zwrotów - brzmiałyby one śmiesznie w kontekście ich znajomości. - Nie wątpię, że stolica jest teraz... - pusta. Smutna niczym wydmuszka. Pozbawiona najjaśniejszego klejnotu Westeros. Przywódcy, który miał poprowadzić ich ku świetlanej przyszłości. Jej miłości. Musiała się skupić. - Odmienna. Pragniesz odpocząć po podróży? Przygotowany został pokój i strawa, jeśli jednak wolisz możemy nawet teraz wybrać się na spacer po murach.
Tam nikt nie miałby szans ich podsłuchać, bo nawet jeśli Driftmark był miejscem spokojniejszym, to wciąż zdarzały się osoby nazbyt ciekawskie. Sama nie była pewna, o czym mieliby rozmawiać, wszystkie przychodzące jej na myśl tematy były albo zbyt błahe, albo zbyt głęboki, wierzyła jednak, że wpadną w znajomy rytm konwersacji.
Powrót do góry Go down
Aediion Targaryen
Aediion Targaryen
Wiek postaci : 27
Stanowisko : Starszy nad Prawami
Miejsce przebywania : Stolica
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t659-aedion-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t667-aedion-targaryen

dopóki oczy nie przywykną do mroku Empty
Temat: Re: dopóki oczy nie przywykną do mroku   dopóki oczy nie przywykną do mroku EmptySob 15 Lut - 16:00

Powietrze Driftmarku przesiąknięte było wspomnieniami – uczuciem dziwnego ciepła, które im towarzyszyło. Czy w końcu nie był to w istocie dom, w pełni tego słowa znaczeniu? Nie idylliczny, oddalony, przemykający niemal jedynie w marzeniach, choć tak bliski, nie jak Smocza Skała. Nie jak stolica w której spędził większość życia, miasto przepełnione kłamstwem, tragedią, stratą. W obecnej chwili pragnął trzymać się stamtąd jak najdalej. Wiedział, że niezbyt długo będzie mógł cieszyć się odpoczynkiem od rudawych murów, od podniesionych głosów, zaciskających się wokół gardeł jak pętle. Oh, czyż wszyscy jej wysoko urodzeni mieszkańcy nie byli jedynie pięknie zdobionymi ptakami w złotej klatce? Każdego trzymało tam coś zupełnie innego. Aediona coś także wołało do Królewskiej Przystani, w sposób zupełnie odmienny niż pragnienie powrotu na wyspę lorda Alyna.
Gdy jednak postępował dalej, stawiał kolejne kroki, na ziemi, która wydawała się tak znajoma, znów czuł się nieco obco. Pod powiekami migotała mu sylwetka lorda, w uszach dźwięczały znajome fale, niemal wciąż odczuwał ukłucie bólu, w miejscu ran które zagoiły się już tak dawno. Zawsze nosił przy sobie miecz, bez niego czułby się jak bez ręki – dziś miał wrażenie, że jest jednak bezbronny, że w pewien sposób nie wyrósł z dziecka, które wysłano tu by uczyło się szermierki. Wszystko wydawało się jednak wówczas prostsze, bardziej logiczne. Uczucia nie targały nim wówczas nawet w połowie tak bardzo.
Podobno matka mówiła, że nigdy ich nie posiadał – skąd mogłaby wiedzieć, zostawiając go w tak wczesnym wieku? Silne emocje towarzyszyły mu po prawdzie latami, dusił je jednak w sobie, z każdym mijającym księżycem mocniej i mocniej. Być może pozbawiona emocji twarz była jego znakiem rozpoznawalnym.
Listy, choć tak przez niego lubiane nie były w stanie oddać pełni uczuć. Słowa zawsze były jego mocną stroną, jednak ostatnimi czasy zdawało mu się, że zaczynało ich brakować. Tak jakby w języku powstały pustki, niemożliwe do wypełnienia. Dlatego cieszył się, że choć przez złudną chwilę mógł udawać, jakby świat nie rozpadł się na kawałki. Słysząc słowa powitania mimowolnie uśmiechnął się – choć w rzeczywistości tak naprawdę uniósł kąciki ust jedynie o kilka milimetrów, był to z pewnością najszerszy uśmiech jaki pokazał od wielu miesięcy. Jasne fałdy materiału w które ubrana była kobieta niemal falowały przed jego oczyma, nie potrafił skupić na nich uwagi – tak bardzo przywykł do wszechobecnej czerni, w którą sam zresztą był odziany. Musiał jednak przyznać że biel i srebro wyglądały na Aenessie równie dobrze. Było w czerni coś co sprawiało, że obdarzeni valyriańską urodą wyglądali jak duchy, stale bladzi i posępni. Jedyne ciepłe odcienie koloru jakie widział na własnej twarzy kojarzyły mu się niezmiernie źle – tylko gorące, dornijskie słońce było w stanie ozdobić cerę złotem.
Odmienna, z pewnością. Choć to zaledwie eufemizm – powiedział, kierując wzrok na jasne oczy przyjaciółki. – Podróże statkiem zawsze wprowadzają mnie w pewnego rodzaju osłupienie, zatem jestem pewny, że spacer dobrze mi zrobi. Zdaję mi się też, że minęły stulecia nim ostatni raz przechadzałem się wzdłuż murów. I kolejne od czasu gdy ostatnio rozmawialiśmy. Wszystkim brakuje Twojej obecności, Aenesso.
Wiedział, że wyraził się jasno, mówiąc o wszystkich – w końcu nie liczyły się pogardliwe głosy i plotkujące służące, świat Aediona zamykał się w kręgu ludzi, którzy coś dla niego znaczyli. Wiedział, że i im brakowało lady Velaryon. Shaenie, Sivenie, wszystkim. Nie chciał również pytać o to, czy ma wystarczająco sił na taką krótką wycieczkę: nie chciał podważać jej opinii o własnych możliwościach, prawdę mówiąc sam nie znał się w końcu na medycynie ani trochę. Była to dziedzina, która nigdy go nie zainteresowała.
Raz jeszcze spojrzał w jej oczy, mając nadzieję dostrzec w nich coś znajomego. Wyciągnął dłoń w jej kierunku, w lekko pytającym geście.
Wiem, że nic z pewnością nie jest w porządku, nie będę zatem nawet próbował zadawać tak trywialnych pytań. Mam jednak nadzieję, że chociaż zdrowie nie przysparza Ci problemów? – dworskie rozmowy i monotonny tryb życia wplotły w jego słowa pewną manierę, której trudno było mu się pozbyć.
Wiedział jednak, że z krótką chwilą szybko ponownie wpadną w znajomy rytm konwersacji. Obecnie wciąż był jednak niemal zamroczony, tak jakby ciężko byłoby mu uwierzyć w to, że naprawdę ją widzi, a może nawet w to, że tak długo jej nie było.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

dopóki oczy nie przywykną do mroku Empty
Temat: Re: dopóki oczy nie przywykną do mroku   dopóki oczy nie przywykną do mroku EmptyNie 16 Lut - 14:31

W przeciwieństwie do Aediona nie była zdolna poczuć tegoż "ciepła" - chłód towarzyszył ją od momentu, w którym na Wielkiej Sali zebrano ich wszystkich niczym owieczki na rzeź i przekazano wieści o końcu panowania kolejnego z władców z dynastii Targaryenów. Zimno zdawało się odbierać czucie w członkach, sięgać ku klatce piersiowej i ogarniać ją utrudniając oddech, czynić każdą noc niespokojną. Próbowała znaleźć na nie remedium w ramionach przyjaciółek czy też otulić się jak szalem szczerymi wyrazami współczucia, ale wszystko to pomagało jedynie tymczasowo. Na koniec dnia i tak znajdowała się sama w pustym łożu, czy to tym w pomieszczeniach dwórek, czy w swej sypialni z lat dziecięcych na Driftmarku, bezbronna wobec pełznącego zimna.
Obecność Aediona stanowiła, nawet jeśli tylko tymczasowy, mur dla niego. Nie potrzebował miecza, by jej obronić, nie liczyło się w jakim stopniu wierzy w siebie, w jaki sposób postrzega własną osobę. Wystarczyło jej własne spojrzenie na przyjaciela, mężczyznę, który był w jej życiu od lat i jako jeden z nielicznych nigdy nie zdołał zawieść pokładanych w nim nadziei. Tak w tych "prostszych" czasach, gdy największymi zmartwieniami były pozdzierane kolana i lekcje heraldyki uparcie niewchodzące do głowy, jak i w czasie ostatnich kilku, kilkunastu dni imienia, gdy bezwzględnie wciągnięto ich w świat dorosłych. Rzeczywistość niemalże boleśnie intensywną, niczym wpuszczone nagłym szarpnięciem zasłon promienie słoneczne, przed którymi obronić nie były w stanie żadne protesty i próby zasłonięcia się unosząc dłonie. Przynosiło to ze sobą ogrom uczuć, które każdy procesował w nieco odmienny sposób, inaczej okazując kotłujące się w sercu emocje.
I książę miał na to swój sposób, który być może jego matka dostrzegłaby, gdyby tylko zechciała pozostać wraz z rodziną - jej porzucenie w oczach Aenesssy rodziło się jako grzech przeciw Siedmiu o znacznie większym wymiarze, niż to, co sama uczyniła w czasie pobytu na królewskim dworze. Lady Rogarre mogła zinterpretować brak ekspresywności jako brak emocji, ale Velaryonówna nauczyła się zwyczajnie pozostawać bardziej czujna na niewielkie zmiany w mimice mężczyzny i doceniać najmniejszy cień uśmiechu goszczącego na jego twarzy, tak jak czynił to teraz. Okoliczności nie były może perfekcyjne, ale chociaż przez tę jedną chwilę cieszyli się namiastką szczęścia. Nie chciała myśleć o jego ulotności, a jedynie cieszyć się chwilą, jak czyniła to w życiu już wiele razy, odpychając od siebie widmo konsekwencji własnych działań i żyjąc dla teraźniejszości, ale coraz rzadziej było jej dane podobne zachowanie. Miała być matką, a matki nie mogły żyć tu i teraz, zamiast tego żyły poprzez swe dzieci, które tylko dzięki ich staraniom miały w ogóle doczekać jutra. Do takiej zmiany miała jednak jeszcze parę księżyców, a przynajmniej to sobie uparcie wmawiała.
- To nie mnie im brakuje - odpowiedziała zdecydowanie, głosem lekko zbolałym, deprecjonując przywiązanie, jakim mogli darzyć ją mieszkańcy Królewskiej Przystani. Nie wątpiła, że każdy bez wyjątku myślał tylko o jednej osobie, która zniknęła spomiędzy murów Czerwonej Twierdzy; władcy, którego miejsce już niedługo zająć miał słaby na ciele i zapewne i na umyśle brat. Trzeba wszak było mieć problemy z racjonalnym myśleniem, by pozwolić sobie na podobne postępowanie wobec Dorne. Wybaczenie. Słowo brzmiało gorzko, nie powinno nigdy zagościć na ustach w kontekście zdrady i zabójstwa króla. Wybaczyć można było krnąbrnemu dziecku, które okazywało skruchę za swój wybryk, a nie narodowi żmij i skorpionów. Zniżyła głos, tak by szept pozostał ledwo zdolny dotrzeć do jego uszu. - To, co zrobił Baelora to dysrespekt dla jego pamięci.
Nie była zła, gniew pojawiał się na jej licu tym rzadziej, im więcej dni imienia jej przybywało. Wszelkie rozgoryczenie przeradzało się szybko w smutek i ciche rozczarowanie tymi, w których dawniej pokładała w swym naiwnym optymizmie pewną dozę nadziei. Nie w niego, nigdy w niego, ale choćby i sam brat Daerona był wcześniej w jej oczach postacią zarysowaną raczej pozytywnie. Mógł być odmienny pod względem charakteru od swego bardziej przebojowego starszego rodzeństwa, ale nie czyniło go to w żadnym stopniu gorszym. Może tylko traktowanie przezeń Shaeny rzucało się cieniem na opinię Aenessy o pobożnym młodzieńcu.
- Wszystko przebiega właściwie, co nie oznacza niestety, że bezproblemowo - skrzywiła się lekko, wspominając dolegliwości, które nie stanowiły raczej najprzyjemniejszej części doświadczenia, jakie stanowił dla kobiety okres ciąży. Zaraz jednak przywołała znów uśmiech, nie zamierzając widocznie użalać się nad sobą, ale wciąż zachowując zupełną szczerość. - Oszczędzę szczegółów, a wspomnę tylko, że trudno mi cieszyć się posiłkami czy pełnią energii.
Rzadko kiedy udawało jej się w ciągu ostatnich księżyców przywitać dzień bez konieczności porannego skorzystania z miednicy, a i wiele z potraw dotychczas lubianych musiało pójść w odstawkę przez wzgląd na protesty żołądka. Po raz drugi już w ciągu tego roku cierpiała też na zmęczenie, które dla odmiany nie wynikało jednak z kompletnego braku motywacji wywołanego utratą osoby stanowiącej sens życia, ale spowodowane było koniecznością przekazania części sił na ukształtowanie nowego człowieka.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

dopóki oczy nie przywykną do mroku Empty
Temat: Re: dopóki oczy nie przywykną do mroku   dopóki oczy nie przywykną do mroku Empty

Powrót do góry Go down
 
dopóki oczy nie przywykną do mroku
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: