Share
 

 Theobald Greyjoy

Go down 
AutorWiadomość
Theobald Greyjoy
Theobald Greyjoy
Wiek postaci : 32
Stanowisko : Kapitan Czerwonej Mgły
Miejsce przebywania : Morze Zachodu
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t547-theobald-greyjoy#832https://ucztadlawron.forumpolish.com/t560-theobald-greyjoyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t587-i-have-no-fear-of-depths#1010

Theobald Greyjoy Empty
Temat: Theobald Greyjoy   Theobald Greyjoy EmptyNie 15 Gru - 13:38


Theobald Greyjoy
idealism sits in prison, chivalry fell on his sword


17 VI 133
kawaler
Pyke
-
Utopiony Bóg
185 cm | 89 kg
Tom Ellis

Statystyki
Siła: 63
Precyzja: 53
Zręczność: 60
Zwinność: 52
Inteligencja: 51
Odporność: 41

Żywotność: 100
Wytrzymałość: 100
Umiejętności
Anatomia: 11
Blef: 40
Broń sieczna: 61
Charyzma: 40
Etykieta: 11
Heraldyka: 11
Język obcy (valyriański - dialekt Zatoki Niewolniczej): 26
Nawigacja: 31
Percepcja: 19
Pływanie: 30
Siła woli: 40
Sztuka (śpiew): 26
Sztuka przetrwania: 5
Taktyka: 41
Walka wręcz: 24
Zastraszanie: 24
Żeglarstwo: 30
Biografia

Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga
Chodź opowiem Ci bajeczkę
bajka będzie długa.



Opowieść o Theobaldzie Greyjoy'u należy rozpocząć na długo przed jego narodzinami, aby zrozumieć w pełni istotę jego jestestwa. Matka Theo pochodziła z Nowego Ghis, gdzie była niewolnicą odpowiedzialną za pilnowanie kupieckich dzieci, bawiących się na plaży, na której niefortunnie wylądowali Żelaźni Ludzie z Czerwonym Krakenem na czele. Młody pirat miał wtedy niespełna szesnaście lat, podobnie jak ona. Dziewczę początkowo nie bardzo mu się spodobało, więc nie stała się jedną z jego wielu żon, nie na początku. Zamierzał przywieźć ją dla jednego ze swoich młodszych braci, aby w końcu legli z kobietą. Zanim jednak dotarli na Pyke, poczuł sympatię do młodej dziewczyny. Kobieta zaszła w ciążę niedługo przed śmiercią Daltona, pływając z nim na statku i towarzysząc mu wszędzie. W Faircastle ledwie uniknęła śmierci, chroniąc się w kufrze na pościele, pod kocami.
Kobietę ukrył Maron Botley, razem ze swoją żoną i najstarszym synem Daltona, Toronem. Brzuch Morskiej Żony pęczniał, krew Żelaznych barwiła morze na czerwono, przywoływując czerwone bandery Lannisterów, i jeszcze więcej krwi. Razem ze śmiercią wielu nadeszły narodziny trzeciego syna Czerwonego Krakena, małego, brzydkiego dziecka o oliwkowej skórze i kręconych, czarnych jak heban włosach. Dziecię nazwano Theobald. Imię to nie miało żadnego znaczenia ani nie pochodziło od Greyjoyów. Matka chciała dać mu czystą kartę w życiu, bo i tak bycie bękartem i potomkiem słynnego człowieka to wystarczające brzemię.
Chłopiec nie pamiętał zimy, miał zaledwie dwa lata, gdy stopniały porty i odszedł wszechobecny ziąb i zmuszanie do pozostawania wewnątrz donżonów twierdzy, chociaż tak bardzo był ciekawy białych pól i szczypiącego mrozu. Jego matka lękliwie spoglądała na lorda Marona, obawiając się, że ją i jej syna spotka niechybna śmierć, mimo, że nie łaknęła władzy dla swojego potomka. Odrzuciła nawet dziecinną propozycję Torona, złożoną w szósty dzień imienia Theobalda, aby nadać mu nazwisko Greyjoy. Dwa dni po tej propozycji śmierć po raz pierwszy wyciągnęła swoje kościste paluchy w stronę Theo. Chociaż ominęła go Zimowa Gorączka w trakcie epidemii, niemal zabiła go jej letnia odmiana. Początkowo dreszcze uznano za konsekwencję marszu pod wiatr w przemoczonym od morskich fal ubraniu, później jednak pojawiła się wzrastająca gorączka. Nic nie dawały leki maestra ani porady gospodyń z Lordsportu. Chłopiec gasł w oczach przez trzy dni, by czwartego wyrwać się z gorączki i odżyć.
Theo szybko podbił serca mieszkańców Pyke swoim wesołym śmiechem i sympatycznym usposobieniem. Jak wszystkie dzieci gonił koty, próbował trafić kamieniami mewy w Lordsporcie, które czyhały, aby skraść cenne ryby, łowione w sieci rybackie i oprawiane prosto na brzegu przez thralli. Często miał zdarte kolana od wspinania się na morskie skały, brakowało mu mlecznych zębów, które tracił w bójkach z innymi chłopcami, od rana do nocy pływał i bawił się z dziećmi z miasta na plaży. Do dziesiątego roku życia nie umiał ani pisać ani czytać, nie znał się ani na rachunkach, ani na geografii czy innych naukach, bowiem lord Botley zakazał ich w obawie przed podważeniem pozycji Torona po raz kolejny. Obawy okazały się niesłuszne, Theo nawet nie myślał o pozbawieniu brata Morskiego Tronu, co więcej, sam mówił, że gdyby miał spędzać tyle czasu na nauce co jego starszy, przyrodni brat, umarłby z nudów. Jedyne nauki jakie przychodziły mu z uśmiechem, to droga żelaznych, droga stali i krwi oraz słowa w rodzimym języku jego matki, którego używał, aby sprawić jej przyjemność.

Była sobie raz królewna
pokochała grajka
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.


Zanim Theo zaczął pobierać nauki o świecie, odpowiednie dla członka wielkiego rodu, nawet jeśli tylko bękarta, pomagał przy statkach. Jego serce, oddane Utopionemu, rwało się ku morskim falom. Jego dłonie zdarły się od sieci i lin, kości trzaskały, gdy przeciągał się o świcie na pokładzie statku rybackim, głos nabierał mocy, gdy śpiewał w rytm wioseł, rozdzierających morską toń. Z małego, chudego chłopca przemieniał się w patykowatego, wysokiego młodzieńca, o szczerym uśmiechu i wesołym spojrzeniu. Na twarzy pojawiał się pierwszy meszek zarostu, zaczynały go interesować dziewczęta noszące zupę marynarzom w Porcie.
Annay była córką jego kapitana, miała rumiane policzki i długie włosy w kolorze mysiego blondu. Ani Theobald z jego orlim nosem i posturą tyczki, ani ona z krzywymi zębami nie byli najpiękniejszymi istotami, jednak połączyło ich wyjątkowe zauroczenie, błysk w oczach i młodzieńcza adoracja. Oboje mieli po trzynaście lat, spoglądali sobie głęboko w oczy i trzymali za ręce, rumieniąc się przy tym. Theobald zapytał ojca Annay, czy będzie mógł ją uczynić swoją żoną, a ten odpowiedział, że ma wrócić z pierścieniem, nazwiskiem, już jako mężczyzna. Udał się więc do Torona, poprosić o nazwisko, przysięgając, że nigdy nie przeciwstawi się mu ani nie będzie rościć sobie praw do Morskiego Tronu. Zebrał najważniejsze rzeczy do płóciennego worka, pocałował ostatni raz Annay, darująć jej swoją spinką z krakenem na przechowania i wsiadł na pokład langskipa płynącego aż do Dorne.
Z otwartymi ustami patrzył na nowe widoki, słońce paliło jego skórę, nadając jej brązu z Essos, ramiona wyrabiały się od wiosłowania. Zmężniał przez sam rejs. Ciężko mu było i tęsknił za ukochaną i matką, bolały go plecy, ręce, chłód wstrząsał nim, gdy fala zmoczyła go nocą. Uczył się wykorzystywać szkwały, aby rozpędzić statek i czytać z gwiazd i wody drogę do domu.  Uczył się przekrzykiwać wiatr i huk morskich fal.
Podczas tego rejsu śmierć po raz kolejny wyciągnęła po niego swoje mokre od morskiej wody szpony, gdy sztorm szarpał łupiną statku niczym listkiem na wietrze, a oni mogli modlić się jedynie o przetrwanie lub szybką śmierć w toni zamiast męczarni w bańce powietrza i powolnej śmierci z głodu, samotności i wycieńczenia. Walczyli ze sztormem długo, czepiając się lin i nie pozwalając łodzi wywrócić do góry dnem, aż w końcu nadszedł upragniony świt i poszukiwanie lądu. Wiatr zabrał ich dalej niż myśleli, zaczęło im brakować wody i pożywienia. Udało się im ostatnim tchnieniem woli i życia wylądować na plaży niedaleko Starego Dębu. Tam Theobald po raz pierwszy zabił człowieka i wedle prawa Żelaznych stał się dorosłym mężczyzną w wieku piętnastu lat. Jego kamraci namawiali go również na jedną z młodych dziewcząt, uprowadzonych z niewielkiej wioski, jednak on odmówił, wyznając im, że chce być wierny swojej wybrance. Wyśmiali go.
Nie wypłynęli dużo dalej, nie było potrzeby, ziemia Zachodu i Reach była żyzna w łupy i jeńców, mających później pracować na polach na Żelaznych Wyspach. Gdy powracali, nocami dało się słyszeć ciche łkanie branek, które nikogo nie wzruszało, nawet Theobalda, z którego się śmiali, że jest cnotliwy niczym panienka z Zielonych Krain.
Dobijając do portu w Lorsporcie wracał inny, nie był już naiwnym chłopcem, który ogląda doświadczonych wojów z daleka. Sam miał krew na rękach i witano go serdecznie. Wzrokiem przeczesywał gawiedź. Wyłapał pełne ulgi spojrzenie matki, lecz szukał dalej, w poszukiwaniu pucołowatych policzków i wesołego uśmiechu Annay. Nie znalazł go.
Wieczorem płakał znów jak dziecko, gdy matka szeptała mu w swym ojczystym języku o biednej dziewczynie, która zaraziła się od swojego brata ospą i ich oboje zabrała gorączka, o tym jak wyprawiono im pogrzeb, a ona udała się do krainy Utopionego z jego krakenią spinką. Umarła pierwsza, niewinna, młodzieńcza miłość Theobalda, a wraz z nią chęci do życia. Poprzysiągł sobie, że już nigdy nie będzie miał skalnej żony ani żadnych dzieci. Śmierć Annay tak nim wstrząsnęła, że błagał Niebieskiego Kapłana aby go nauczał i uczynił jednym z nich, jednak ten odmówił, widząc, że to nie prawdziwe powołanie do kapłaństwa, a rozpacz za utraconą miłością.
Toron, chcąc dać bratu zajęcie, wysłał go w daleką podróż do Essos.

Była sobie Baba-Jaga
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy
Psst, iskierka zgasła.


Essos było gorące, niesamowite i pełne nowości. Żegluga do Tyrosh trwała niemal dwa miesiące, a to był dopiero początek. Żyli od grabieży do grabieży, od gwałtu do gwałtu, od mordu do mordu. Pięć langskipów przemierzających akweny morskie w poszukiwaniu szczęścia, wypełniając wolę Utopionego. Stracili kilku kamratów, kilku nowych poznali, pragnących wyrwać się z okowów doczesnej roli w świecie. Theobald nie zapomniał o swojej Annay, mimo, że dawał porwać się krwawej żądzy na wieśniaczkach i niewolnicach. Życie na morzu było nieustającą walką, zaczynając od morza, które nie zawsze chciało gościć drewniane łupiny o czerwonych, białych i czarnych żaglach. Dwa lata spędzone wśród tych samych osób, małych przestrzeni i olśniewających, nowych miejsc sprawiły, że łatwo mu było ulec kolejnej kobiecie. Maena z Lys, białowłosa piękność z domu uciech, która pragnęła zmanipulować młodego Theobalda, aby zabrał ją do innego miejsca, gdzie rozpoczęłaby nowe życie, widziała w nim tylko zabawkę. Bękart Czerwonego Krakena uległ prostytutce, zabierając ją za sobą na pokład. Wszystko szło zgodnie z planem Maeny, póki nie wyjawiła mu, fałszywie, że jest w ciąży z nim, aby zdobyć jeszcze więcej podległości. Theobald spanikował i poderżnął jej gardło. Ciało Maeny pochłonęły wody Zatoki Niewolniczej.
Najdalej dopłynęli do Volantis. Uznali, że najwyższa pora wracać do domów, po niemal czteroletniej rozłące z rodakami, ziemią, rodzinami. Theobaldowi się nie spieszyło, jednak nie miał wyjścia, nie był kapitanem i nie decydował. Mógł co najwyżej zostać w którymś z portów i czekać łaskawie na inny statek do Westeros. Nie sprzeciwiał się, chciał jeszcze pożyć. Podczas drogi mówili mu, że ma dobry głos, więc gdy wiatr przestał wypełniać żagle i chwytali za wiosła, zaczynał śpiewać, żeby łatwiej się wiosłowało i żeby złapać wspólny rytm. Pieśń nad bębnami miała tę wyższość, że nie niosła się echem wojny, nie sprawiała, że ludzie zaczynali się bać i przygotowywać. Zasada Żelaznych była prosta, mieli bać się, gdy już będą uciekać lub przebici mieczem, zbierając swoje wnętrzności. Śpiewu nikt się nie obawiał, a powinien.
Nigdy nie bał się śmierci; w religii Żelaznych nie było to coś czego należało się obawiać. Zakładał rynsztunek i tak wiosłował, czy to przygotowując się do abordażu czy atakując wioskę rybacką i sept. Pamiętał doskonale jak kiedyś dołączyli się do modlitwy tylko po to, aby wyrżnąć wszystkich w samej świątyni. Nawet mężczyźni byli bez broni, co całkiem ich rozśmieszyło. Septona przybili do drzwi, aby tak skonał, datki, złoto, zostały zgrabione. Nie mieli szacunku do innych religii, zwłaszcza Siedmiu, z ich śmiesznymi świątyniami oraz posągami. Mówili tak bardzo o czystości myśli, a patrzyli podczas modłów na niewybredne kształty bogiń, zachęcające bardziej do spółkowania niż wstrzemięźliwości. Żelazni dawali im to na co zasłużyli w swojej hipokryzji. Nie byłi dobrymi ludźmi, o nie, Theobald to wiedział, przynajmniej nie ukrywali się za fasadą marmurowych kłamstw.
Podczas podróży awansował w hierarchii statków dzięki wytrwałości, talencie do walki oraz nazwisku. Chociaż nigdy nie miał otrzymać praw do dziedziczenia, bowiem te od króla otrzymał jedynie Toron, nazwisko i pochodzenie, bezpośredni syn Czerwonego Krakena, sprawiało, że ludzie chcieli móc się nim pochwalić. Kłamstwa również mu pomogły. Był pogrobowcem, a jednak już od dziecka opowiadał jak ojciec podarował mu mapę do wielkiego skarbu, którego strzeże wielki smok morski, który go zna. Później kłamstwa stały się bardziej dorosłe. Nie, nie jestem synem Greyjoya, jestem bezbronny, kocham cię. Kłamał właściwie ciągle, bo przecież skąd jego kamraci mogli wiedzieć, że miecz kupił od kowala, a nie otrzymał od ojca tuż przed śmiercią. Że jego matka była najpiękniejszą damą o szlachetnym pochodzeniu, a nie zwykłą niewolnicą. Tworzył sieć kłamstw, które tworzyły jego chwałę. Nie był już tylko bękartem. Gdy wrócił, również kłamał, opowiadając swoim bratanicom i bratankom bajki o walkach z morskimi potworami, piratami, o porwanych księżniczkach-morskich żonach, które się zakochują.

Była sobie Baba Jaga
miała chatkę z masła.
a w tej chatce same dziwy!
Psst... Iskierka zgasła.

Kiedy powrócił do Essos, otrzymał od matki wyjątkowy, wełniany płaszcz, na pół czarny, ze złotym krakenem, na pół biały ze złotą harpią, pół kobietą, pół lwem z ogonem skorpiona. Miała nadzieję, że kiedyś ujrzy to tradycyjne nałożenie płaszcza na pannę młodą w wykonaniu swojego syna. Greyjoy bardzo cenił sobie ten dar, chociaż wątpił, aby kiedykolwiek przydał mu się w ten sposób. Używał go inaczej. Nosił go w chłodne wieczory, z dumą i odrobiną próżności prezentując swoje dwojakie pochodzenie. Przysiągł też swojemu bratu oficjalnie oddanie, wraz z przekazaniem nazwiska. Odtąd mógł nosić miano krakena, mimo, że był bękartem. Pomyślał o Annay. Zupełnie już nie pamiętał jej twarzy.
Śmierć znów zatańczyła w jego okolicy gdy miał dwadzieścia sześć lat, podczas jednego z rajdów na Zielone Krainy. Uniknął jednak ciosu, by zaraz później opłakiwać swego kapitana. Jego kamraci uznali, że dumą będzie pływać z synem Czerwonego Krakena jako kapitanem. Kłamstwa Theobalda znów zaowocowały, tak samo jak kolejne prowadzone przez niego rajdy. Nie wyruszał już do Essos, nie interesowały go tamte dalekie krainy, bowiem koszty podróży przekraczały korzyści, a przecież po to płynęli. Trzymali się Zachodu i Reach, ludzi którzy przyczynili się do wymordowania znacznej ilości ludu Żelaznych Wysp. Za piękne odpłaca się nadobnym.
Nadszedł podbój Dorne. Toron wysłał jego i kilka innych statków, aby mogli zaspokoić swój cel istnienia, jaki nadał im Utopiony, a jednocześnie spełnić obowiązek wobec młodocianego króla. Uczynił swojego brata dowódcą, co nie wszystkim było w smak, jednak fakt, że nie wynikało to jedynie z nepotyzmu, a umiejętności Greyjoya, odrobinę łagodził gorzki posmak tej decyzji. W końcu Theobald był bardzo młody. Mimo, że spotkali się z Alynem Vealyronem, brali udział tylko w jednym ataku, później przenosząc swoje siły na wybrzeżu w niedalekiej okolicy Dorne, aby tam robić to, co Żelaźni potrafią najlepiej. Palić i gwałcić. Theobald i jego załoga tylko raz wróciła na Pyke, zwieść nowych thralli, by ponownie pilnować, aby władza Korony utrzymała się na nowym terenie. Pili za króla i w jego imię mordowali i gwałcili. To były wspaniałe czasy.
Nie wzruszyłby ich fakt, że jest nowa koronowana głowa, gdyby nie to, że otrzymali bezpośredni rozkaz wycofania się od Torona. Później Theobald dowiedział się, że decyzja brata wynikała z tego, że usłyszał nieco plotek o nowym władcy i jego pielgrzymce do Dorne.

Już ci Wojtuś nie uwierzy
Iskiereczko mała.
Chwilę błyśniesz, potem gaśniesz,
Oto bajka cała.


Ciekawostki


  • Jest analfabetą.
  • Langskip, którego jest kapitanem, nazywa się "Czerwona Mgła".
  • Będąc w Essos skradł wielki dzban perfum na bazie wosku, w którym konserwuje żagiel Czerwonej Mgły, przez co gdy zbliża się do brzegu, w powietrzu czuć nutkę egzotycznych zapachów.
  • Jest próżny i zbyt pewny siebie.
  • Nadal rozważa przyjęcie święceń kapłańskich i zostanie Niebieskim Kapłanem.
  • Ma talent do śpiewania i opowiadania bajek.
  • Dobry w kontaktach z dziećmi.



Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Theobald Greyjoy Empty
Temat: Re: Theobald Greyjoy   Theobald Greyjoy EmptyNie 15 Gru - 14:38




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Zdążyłeś zwiedzić już kawał świata i niejedna relacja zdążyła już wpłynąć na Twoje losy. Kreujesz swój wizerunek kłamstwami niegorzej, niż niejeden intrygant z Zielonych Krain, którymi tak bardzo przecież pogardasz. Ostatnie lata zdawały się stanowić pasmo niekończących rozrywek – grabieży i gwałtów, ale czasy się zmieniają, a chęć zemsty za krzywdy wyrządzone Żelaznym Wyspom może już niedługo przerodzić się w o wiele intensywniejszy i krwawy konflikt, z którego żadna ze stron nie wyjdzie cało.

Przyznawane atuty to:
Otwarte wody
Słowiczy głos
Odważny
Szemrany typ
Uznany bękart

Na start prócz puli puntów do wydania otrzymujesz również dwukolorowy płaszcz z krakenem i harpią, który po powrocie z Essos podarowała Ci matka. Noszony zapewnia Ci on +3 do rzutów na odporność w chłodnych temperaturach, a także +2 do rzutów na charyzmę przez jego piękne wykonanie. Oprócz tego w Twoim dobytku znalazła się baryłka rumu, która równie skutecznie pomoże ci zapić własne smutki, jak i wydobyć z innej osoby ciekawe informacje (osoby pod wpływem tego alkoholu otrzymają -10 do rzutów na siłę woli, 10 porcji).

Powrót do góry Go down
 
Theobald Greyjoy
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Gwennara Greyjoy
» Liadan Greyjoy
» Liadan Greyjoy
» Laerra Greyjoy
» Laerra Greyjoy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Żelaźni-
Skocz do: