Share
 

 A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż

Go down 
AutorWiadomość
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyWto 10 Mar - 17:15


15 I 149
Pyke
Gwennara Greyjoy & Saoirse Botley



Utopiony Bóg znów zakpił sobie z życia.
Na samą myśl o ponownym przetarciu tamtej ścieżki czuła gorzki nalot zbierający się na języku. Opadając bezwładnie na fotel nie dowierzała rozżaleniu zbierającemu się w kadzi serca, jakby kolejna wstęga smutku owijająca się wokół twierdzy Pyke nie była wystarczającym powodem do zdarcia powłoki egoizmu. Im mocniej pragnęła pozbyć się tego uczucia, tym bardziej wżerało się w umysł. W końcowym stadium nie czuła się z nim źle. O wiele lepszym wyjściem z sytuacji okazało się nawiązanie porozumienia, a wręcz przyjaźni, skoro do końca życia mieli egzystować tuż obok siebie. Chcąc zająć się czymś innym niż dumaniem nad sprzecznościami targającymi trzewia sięgnęła po szczotkę i jednostajnymi ruchami zaczęła pracować nad doprowadzeniem rozwichrzonych włosów do względnego ładu. Wiatr szargający Żelazne Wyspy coraz częściej doprowadzał ją do szału. Zresztą, miała dość niemal wszystkiego.
Była już niewyobrażalnie zmęczona nienawiścią przetaczającą się od nasady kręgosłupa aż po kark. Przez wystarczająco wiele księżyców dźwigała ciężar milczenia opierający się na głęboko skrywanym żalu i rozczarowaniu. Wyduszając z gardła zduszone parsknięcie śmiechem zorientowała się, że znowu myśli tylko o sobie, odsuwając na dalszy plan przedwcześnie zgasłą iskierkę ludzkiego życia. Ile podobnych temu małych istot pożegnała zza pleców damy z Krakenem wyszytym na materiale sukni? Zapewne nie starczyłoby jej palców u obu dłoni. Może. Większość z nich zdążyła zatrzeć się w oparach pamięci.
Nie miała ochoty wstać, ruszyć ku drzwiom i wybrać się na krótką przechadzkę ku siedzibie Greyjoyów. Nie dość, że codziennie musiała znosić swój skrzętnie skrywany ból, tak dzisiaj dołoży na swoje barki cierpienie przyjaciółki. Tylko to miano nadane kobiecie będącej przy niej od wczesnego dzieciństwo powstrzymało złowróżbne podszepty i pozwoliło ciału wykonać ruch. Wyjęte z skrzyni skórzane rękawiczki wsunęła na dłonie, płaszcz narzucony na ramiona podwiązała rzemieniem układającym się tuż nad dekoltem, dzięki czemu była gotowa do wyjścia. Rezygnując z założenia sukni nie ryzykowała wystawienia się na zimno, choć bardziej powinna obawiać się reakcji Marona.
Jakby kiedykolwiek zależało mu na czymś związanym z córką.
Będąc już za bramą twierdzy drżała z wysiłku. Gdyby mięśnie przy każdym kroku nie rwały bólem poruszałaby się swobodniej, nie poświęcając energii na pilnowanie równowagi i uwagi względem tego, gdzie stawiała stopy. Nabierając potężnego haustu powietrza do płuc po chwili odpoczynku pewniej ruszyła przed siebie, wkrótce klucząc po ciemnych, wilgotnych korytarzach domu Krakena. Znała je niemal na pamięć, dlatego nie straciła dużo czasu na dotarcie do komnaty, w której miała czekać na nią lady Greyjoy.
Gwenn? — zapukała. — Już jestem.
Cichutko wsunęła się za otworzone przez siebie drzwi.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptySro 18 Mar - 15:55

     Coś było nie tak już w momencie, gdy drzwi się uchyliły. Wyjaśniło się to natychmiast, gdy Saoirse wsunęła się miękko w… chmurę czarnego, gryzącego dymu, który bezlitośnie zaatakował jej oczy i tchawicę. Smród spalenizny wypełniał  komnatę Lady Greyjoy po brzegi, grube kotary szczelnie zasłaniały okna, przez co ciężki obłok nie miał jak ulecieć na zewnątrz. W środku było ciemno choć oko wykol, ale najgorszy, a zarazem najbardziej niebezpieczny, był ten kopeć, bo ani przy nim utrzymać otwartych powiek, tak się chciało płakać, ani nawet nabrać haustu powietrza, bo człek mógł zrazu paść uduszony.
     Po szybkim rozeznaniu okazało się, że jedynym źródłem ognia był kominek. Nic się w pokoju nie hajcowało, nie było pożaru – to tylko palenisko, przed którym siedziała Lady Greyjoy, w fotelu obróconym tyłem do wejścia. Znad oparcia wystawał jedynie czubek jej blondwłosej głowy, zupełnie nieruchomy, bez reakcji na słowa powitania. Bogowie, czy ona w ogóle jeszcze żyła? Może dym ją doprowadził do omdlenia? Co tu się właściwie stało?! Trzeba było otworzyć okna, szybko!
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyCzw 19 Mar - 19:58

Nabranie potężnego haustu powietrza zaraz po przekroczeniu progu komnaty okazało się poważnym błędem. Nie dość, że płuca zostały wypełnione do cna gorzkim dymem, to pył z unoszącej się chmury utkwił boleśnie pod powiekami powodując gwałtowne łzawienie. Kaszel tylko pogorszył sprawę. Dlaczego nie wyczuła wcześniej tego obrzydliwego zapachu, skoro musiał uchodzić przez szczeliny pomiędzy framugą a drzwiami? Dla złapania równowagi podparła się jedną z dłoni o ścianę, aby na chwilę móc rozejrzeć się przytomnie po całym pomieszczeniu, choć równie dobrze mogła wyjść w bezksiężycową noc na poszukiwanie ziarna owsa.
Potykając się - o stół, krzesło, nie wiedziała - z trudem dotarła do okien przysłoniętych grubymi kotarami, kątem załzawionego oka spoglądając w stronę nieruchomo siedzącej Gwennary. Klnąc soczyście pod nosem szarpnęła za materiał w próbie wpuszczenia do środka podmuchu świeżego, morskiego powietrza. Nie wiedząc, czy to działanie dało jakikolwiek skutek, doskoczyła do przyjaciółki i mocno szarpnęła ją za ramiona. Omdlała, nie mając kontroli nad własnymi mięśniami, stanowiła problem dla kogoś duszącego się pod naporem dymu.
Ty... — wycharczała ze złością, ostatkiem sił mało subtelnie ciągnąc lady Greyjoy w stronę korytarza, gdzie miała lepszą zdecydowanie lepszą szansę na sprawdzenie jej stanu. Decydując się przełożyć troskę ponad bulgoczącą wściekłość na razie nie dopuszczała do siebie pewnych myśli. Ramiona nie drżały tyle co z wysiłku, a strachu o kruche życie.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyWto 24 Mar - 22:50

      Ostry wiatr z wizgiem wdarł się do komnaty, całym swym lodowatym ciężarem robiąc tylko więcej zamieszania; kłęby dymu zakotłowały się dziko przy podłodze, wzburzyły i uniosły, ku ramionom, ku twarzom, ku sklepieniu, bo ciepłe powietrze lżejsze było od chłodnego. Powoli, powolutku warstwa przy podłodze oczyszczała się, gdy spaliny ulatywały górną krawędzią okna, choć zanim nastąpiła zauważalna i bezpieczna dla zdrowia zmiana, Saoirse ściągnęła otępiałą Gwen z fotela i zataszczyła na zewnątrz.
       Greyjoy nie protestowała, choć Saoirse mogła poczuć, niosąc ją, że kobieta chyba nie straciła do końca przytomności. Jej ciało jakby spinało się czasem, dłonie zaciskały się na jakimś trudnym do rozpoznania tłumoczku. Może to tylko stupor jakiś ją ogarnął, może zasnęła wcześniej na fotelu, coś zaczęło dypcić a ona niezdolna była wyrwać się z drzemki, by w porę to zauważyć? Nie wiadomo, jak to się stało, i wiadomo nie będzie póki sama niczego nie powie.
     — P-puść… — wychrypiała ledwie słyszalnie, zaraz potem zakaszlała pełną piersią, łykając świeże hausty jak ryba wyciągnięta z wody. — Mogę sa... sama pójść… ale jeszcz-cze nie skoń-czyłam…
      Majaczyła, jak nic majaczyła! Nie miała czym oddychać, to i umysł jej zaciemniło. I ciągle te szmaty ściskała w rękach…
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyCzw 26 Mar - 16:18

Ciągnąc Gwenn po korytarzu co chwila czuła nieprzyjemne łaskotanie biegnące wzdłuż tchawicy. Za nic, mimo dostępu do świeższego powietrza, nie potrafiła pozbyć się wynikającego z tego dyskomfortu. Charcząc zajadle ułożyła na wpół omdlałą przyjaciółkę przy ścianie pod oknem dla zapewnienia jej lepszego dostępu do zimnych, orzeźwiających podmuchów. Sama po chwili opadła bezsilnie na miejscu naprzeciwko. Zaklęła pod nosem, ponieważ głośne próby wezwania pomocy skończyły się zgięciem na pół.
Czego... Czego nie skończyłaś? — wyparskała ochryple, raptownie łapiąc wdech za wdechem. Nie zważając na resztki dymu boleśnie kotłujące się w klatce piersiowej powolutku przesuwała się w stronę Gwennary.
Będąc obok zaczęła delikatnie uderzać wewnętrzną stronę dłoni o jej policzek. Łudziła się, że w taki sposób okaże się pomocna i odzyska jasność umysłu na tyle, żeby wytłumaczyć całe to zamieszanie. Zatracona w amoku dopiero teraz dostrzegła bezkształtny tobołek trzymany przez lady Greyjoy w rękach. Łzawiące oczy dodatkowo utrudniały jakiekolwiek określenie tego dziwnego przedmiotu.
Sły... Słyszysz mnie? — zapytała, choć równie dobrze słowa mogły uchodzić za przeciągły świst wpadający między w dziurę w ścianie pomiędzy drzwiami a futryną.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyCzw 2 Kwi - 3:56

     Oczy Gwen też były czerwone. Jej brązowe tęczówki zwykle rozświetlone bursztynowymi iskierkami zrobiły się teraz mętne i prawie zlewały się z zaognionymi białkami, nabrzmiałe powieki zaszły sinymi kręgami. Na każde klepnięcie Greyjoy odpowiadała tylko drgnięciem brwi, aż wreszcie, po którymś razie, gwałtownie odsunęła twarz spod dotyku Saoirse, jak zwierzę, które ma serdecznie dość bycia głaskanym.
     —  Słyszę — odburknęła jakby przytomniej, powoli obracając głowę w stronę komnaty. — Nie skończyłam palić...
     Trudno jej było utrzymać pion, szyja wyginała się jak u łabędzia pod ciężarem czaszki. Dziewczyna nabrała kilka chrapliwych wdechów, ciągle tępo wpatrzona we wnętrze pomieszczenia. Ciężko powiedzieć, czy myślała w ogóle o czymkolwiek. Jej apatyczna, otępiała mina wyglądała dwojako: albo jakby nie mogła uwierzyć, że to właśnie ona dopuściła się stworzenia tego ruchomego dzieła sztuki, tych hipnotyzujących, widocznych w smugach światła, wijących się szaleńczo tumanów mąconych świeżym powiewem, jak kłęby dopiero co tworzących się, drobnych obłoczków gnanych wzdłuż wybrzeża… albo jakby doznała poważnego urazu jaźni, zatruła się złym powietrzem. Może należało wezwać maestra?
     Od czasu ostatniej ceremonii Gwennara nie zawsze bywała sobą, lecz tutejsza scena była zwyczajnie przerażająca. A co gdyby wewnątrz sypialni znajdowały się dziewczynki? Ich malutkie płucka jak nic nie wytrzymałyby tych spalin, zwłaszcza malutka Lorelei… ich drobne ciałka leżałyby teraz bezwładnie na ziemi, nie doczekawszy się dechu… martwe, martwe, martwe, martwemartwemart...
     Gwen nagle zerwała się z miejsca, tak rześko i chyżo, jakby nic, co stało się przed zaledwie pół minutą, nie miało nigdy miejsca. Podskoczyła niczym młode koźlę, potknęła się o suknię i znowu poleciała do drzwi.
     — Moje dzieci… Moje dzieci!!! — rozdarła się jak rybitwa, lecz zanim dobiegła na środek komnaty, z powrotem w siwy dym (o ile, oczywiście, Saoirse nie pochwyciła jej w trakcie biegu), zatrzymała się, jakby coś sobie nagle przypomniała.
     Przecież dzieci w środku nie było. Nie widziała ich już od kilku dni, znajdowały się pod opieką nianiek. Nie było ich przy niej, bo nie była w stanie się nimi zająć. Traciła rozum.
     Zachwiała się. Jej palce się rozwarły, trzymane szmatki upadły na ziemię, jedna po drugiej.
     Pieluszka, dziecięcy kołnierzyk, kubraczek i nakrycie główki. Te same, w które jeszcze niedawno ubierano po kolei córki Lorda Kosiarza, i w które ubrano także nowonarodzonego syna, przez pierwsze – i jednocześnie ostatnie – dni jego króciutkiego życia.
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyPią 3 Kwi - 15:53

Widząc powrót Gwennary do przytomności odetchnęła z niewyobrażalną ulgą. W poczuciu ulgi rozprzestrzeniającej się po boleśnie pracujących płucach nie zdołała skrzywić się na widok twarzy przyjaciółki uciekającej przed dotykiem, a tylko spojrzała na nią z ukosa i zaraz podparła się rękoma o podłogę. Pochylając się liczyła na swobodniejsze wykasłanie osadu unoszonego przez rzedniejący dym.
Palić? Co chciałaś palić? — zapytała bełkotliwie, pomysł pozbycia się czegokolwiek w kominku uważając za kompletnie bezsensowny i głupi. Równie dobrze mogła zrobić to na zewnątrz, bez możliwości narażania życia pozostałych mieszkańców twierdzy, ale... nie. Ona wolała zrobić to właśnie tutaj.
Odrobina zrozumienia z całości, jaką obdarzała lady Greyjoy przez ostatnie dni ze względu na delikatną sytuację, powolutku zaczynała się ulatniać. Wewnętrzne wątpliwości targające bezlitośnie jej myśli zdecydowanie nie ułatwiały postawienie obiektywnej oceny. Dopiero po chwili zrzuciła to na karb oszołomienia trującymi oparami unoszący się z komnaty. Poważniejsza rozmowa mogła poczekać, zwłaszcza, że pierwszej kolejności powinny udać się do maestera. Musiałaby znów w jakiś sposób udźwignąć połowicznie świadome ciało kobiety, a nie była pewna, czy da radę zrobić to bez pomocy.
Nagle okazało się, że żywione obawy mogą być całkowicie bezpodstawne. Podrywając się gwałtownie z miejsca nie dostała szansy zareagować w racjonalny sposób, ponieważ podążyła za nią dość nieporadnie, potykając się niemal na każdym kroku.
Gwenn! — krzyknęła ochryple, próbując dogonić niezwykle - jak na złość - żwawo poruszającą się przyjaciółkę. Ogólne osłabienie organizmu połączone z dzisiejszym zatruciem przyblokowało korzystanie z pełni sił, dlatego wpadła do pomieszczenia z opóźnieniem.
Wych... Wychodzimy — warknęła, nie mając najmniejszego zamiaru dłużej czekać z udaniem się do maestera, o czym świadczył choćby mocny ścisk dłoni na ramieniu. Widząc co tak naprawdę wypadło z nieporadnie skonstruowanego tobołka odrobinę poluzowała dotyk. Z jednej strony odetchnęła z ulgą, a z drugiej poczuła skostniałe palce bezradności zaciskające się wokół pulsujących od bólu myśli. Kolejne istnienie oddane Utopionemu.
Gwenn... Chodź ze mną. Proszę.
Ton głosu Saoirse był niemalże błagalny.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyCzw 23 Kwi - 23:30

     Ten uścisk ręki Saoirse był dla Gwen niczym lina, której solidne węzły trzymały łódź przy knechcie – ciemne fale emocji i burzliwych myśli kołysały nią szaleńczo, próbowały wciągnąć w wir rozpaczy, i tylko ta dłoń, ta drobna dłoń przyjaciółki pomagała cudem pozostać przy brzegu. Gdyby nie ona… młodej Harlaw nawet nie starczało w tej chwili wyobraźni by powiedzieć, co by się stało. W głębi duszy otchłań pociągała ją niezmiernie. Nawet jeśli zaistniała scena nie była bezpośrednią próbą samobójczą – ot, chciała jedynie spalić niemowlęce szmatki, zwęglić, zniszczyć, zapomnieć, pożegnać się z bólem – to dziewczyna nawet przez ułamek sekundy nie zastanowiła się nad własnym bezpieczeństwem. Komu zrobi różnicę, jeśli sczeźnie? I tak nie nadawała się do niczego, nie była pięknością, w sukni wyglądała jak obleczona w strojne szmaty deska, głos miała zbyt ostry, by cieszyć uszy pieśnią (nawet Theobald potrafił robić to lepiej od niej), a jej biodra nie były w stanie wyrzucić z siebie zdrowego dzieciaka, zabijały każdego syna, jakiego udało im się spłodzić. Taka prosta czynność: coś, co wszystkie samice każdego gatunku, jak świat długi i szeroki, potrafiły robić; byle szczur, byle krowa, byle kurwa świnia, parzyły się bez problemu, a ona, wielka pierdolona jejmość, nie potrafiła… nie potrafiła przynieść Toronowi dumy. Jeśli miała umrzeć, niechaj i umrze, wszystko jej teraz jedno.
     To znaczy było wszystko jedno, dopóki Botley nie szarpnęła za strunę zdrowego rozsądku, i dopóki nagła myśl o trzech żyjących, zdrowych przecież córeczkach nie rozjaśniła powleczonego ciężkimi chmurami nieba.
     Gwenna chciała pójść, naprawdę. Chciała być posłuszna, chciała ułatwić Saoirse życie, ale jej nogi jakoś nie chciały, nie mogły. Ugięły się pod nią kolana, opadła na posadzkę, przygniatając łydkami wełniany kubraczek, i… rozpłakała się jak dziecko, szczerym, niepohamowanym łkaniem. Rozedrganymi palcami chwyciła fartuch Saoirse i próbowała wtulić w niego twarz, jednocześnie, w akcie rozpaczliwej tęsknoty za czyjąś bliskością, bezwiednie obejmując przyjaciółkę w kolanach. To nie było teatralne szlochanie damy, to był prosty, pełen najgłębszego żalu bek młodziutkiej dziewczyny, której świat już tyle razy się kruszył po troszeczku, że wreszcie nie wytrzymał i rozpadł się na milion kawałków tuż pod jej stopami.
     Nikt inny na tym świecie – nawet sam Lord Kosiarz – i już nigdy, nigdy więcej, przez kolejne dwadzieścia lat jej życia, nie widział Utopionej Lady w tak żałosnym stanie. Nikt nigdy więcej nie widział jej łez.
     Czyż to nie zaszczyt, Saoirse? Powiedz, nie jest miło patrzeć, gdy ktoś inny cierpi tak samo jak ty?
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptySob 2 Maj - 13:17

Nie chciała, żeby rozpaczała nad swoją doczesną cielesnością. Po cichu, wśród ryku wściekłych wierzyła, że lady Greyjoy nadaje się do celów wyższych niż coroczne wydawania na świat dzieci. Żywych lub martwych. Dla niej nie miało to znaczenia. W rozmyślaniach nie kierowała się zapewnieniem ciągłości Wielkiego Rodu, a jedynie troską o wątłe zdrowie i żal, który rozdmuchując się w klatce piersiowej potrafił siać zniszczenie gorsze od zarazy. Dusząc w zarodku poczucie zazdrości o więź, jaka Gwennara za młodu miała nawiązać z jej ojcem, starała się przywrócić do komnaty atmosferę zdawkowego rozsądku. Wiedziała, że to tak nie działa, ale naiwnie starała się zaprzeczyć spróchniałej rzeczywistości.
Sparaliżowana nagłym przypływem żałości nie była w stanie szarpnąć za ociężałe ramię przyjaciółki. Odgłos stłumionego przez materiał spodni szlochu podziałał jak płachta czerwieni raptownie zaległa na oczach. Wewnątrz zaśniedziałego serca walczyła z kilkoma własnymi wcieleniami i mimo zażartej potyczki jeszcze nie wiedziała, któremu powinna ulec. Nie nawykła do bycia naczyniem na czyjeś emocje. Wolała nosić ze sobą ociężałe poczucie pełni, choć nie zawsze oznaczało to słońce pieszczące promieniami skórę zlęknioną od gwałtownych uderzeń. Delikatnie wzdrygnęła się w odpowiedzi na ramiona kurczowo obejmujące kolana. Ostatnie, czego chciała w swoim marnym żywocie, to nadmiar bólu. Krzywiąc się z powodu napiętych nóg koślawo przyklęknęła przy zapłakanej postaci będącej jedynie marną kopią prawdziwego jestestwa.
Idziemy.
Nienawidziła patrzeć na czyjeś cierpienie. Swojego miała aż za dużo.
Najpierw zaciągnęła Gwenn do maestera. Pomieszczenie, które zajmował, znajdowało się w dolnej części twierdzy i nic dziwnego, że jako ostatni dowiedział się o tym nieszczęśliwym wydarzeniu. Stanowczym, aż zadziwiająco opanowanym głosem poprosiła go o cokolwiek, co mogłoby ulżyć żonie Toronie. Po sprawdzeniu podstawowych funkcji życiowych przygotował intensywnie pachnącą mieszankę ziół oraz wcześniej zgromadzonych specyfików.
Dopiero przejściu do sali kominkowej wcisnęła w dłonie przyjaciółki parujący kubek. Raźno trzaskający ogień wypełniał pomieszczenie przyjemnym ciepłem, które zostało spotęgowane przez bliskość drugiego ciała. Przymykając powieki ułożyła głowę na jej kruchym ramieniu.
Nie rób tak więcej.
Ni to prośba, ni to zdanie wypowiedziane do samej siebie.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyPią 15 Maj - 22:26

     W którym dokładnie momencie Gwenna Harlaw zatraciła młodzieńczą buńczuczność i zdławiła w sobie marzenia o zdobywaniu świata u boku chłopca, któremu wszystkie wybrzeża miały kłaniać się w pas, drżąc przed brzmieniem jego imienia oraz cieniem jego ojca? Kiedy właściwie zamieniła nieokiełznane, turkusowo-szafirowe sny o wdychaniu pełną piersią przesyconego solą powietrza i łapaniu na piegowatą twarz mikroskopijnych kropel piany z bałwanów żwawo umykających przed rzeźbioną stewą drakkara – na jakże przyziemne pragnienie przedłużenia linii Czerwonego Krakena? Utopiona dama nie widziała w sobie tyle potencjału, ile pragnęła widzieć jej przyjaciółka. Zdawało jej się, że Saoirse wciąż żyła niesfornymi dniami dojrzewania, do dziś dnia zakradając się za stery statków oraz puszczając galopem w lasy Pyke, dzika niby nimfa, nadal adorowana przez swych braci i chłopców z pobliskich wsi, z którymi obydwie jeszcze nie tak dawno dokazywały w dziecięcej zabawie. Dla Gwen, czasy, gdy ona i Sao cieszyły się ich przyjaźnią, uwagą a następnie pożądaniem, kiedy one zaczynały nabierać kobiecych kształtów, a oni obrastali w ostre, męskie rysy, minęły bardzo dawno temu. Jej nie wolno już było zabiegać o te względy; jedyna miłość, jaka jej obecnie przysługiwała była tą, o którą musiała sama się dopraszać we własnej alkowie. Ta, o którą musiała konkurować, o którą musiała walczyć, i za każdym razem udowadniać swą niepodważalną supremację, zapalczywie niczym żądna krwi lwica. Greyjoy była na tyle zaślepiona, by nie zauważyć, jak bardzo wyczerpuje i drenuje ją ta walka. Jak wielu cech charakteru ją pozbawia, i to w jak młodym wieku. Miała ledwie ponad dwadzieścia lat a już czuła się okropnie stara na duszy i niezwykle zmęczona.
     Nieco później, napojona makowym mlekiem i mieszanką alkoholowych wyciągów z dziurawca, arcydzięgla, glistnika i męczennicy, siedząc na wyłożonej futrami ławie, nie myślała już o tym. Była trochę skołowaciała, otumaniona (a więc zioła działały jak należało), ale przynajmniej nie zrywała się niespokojnie, nie gubiła myśli, nie płakała i nie miała nieodpartej ochoty dorzucać niczego podejrzanego do kominka.
     Poczuwszy głowę Saoirse na swym ramieniu, oparła policzek na ciemieniu brunetki i kilka razy odetchnęła zapachem jej włosów. Oprócz słodkiej woni jej młodej skóry, nadal trochę zionęły dymem. Wreszcie ucałowała te włosy długo, bezgłośnie.
     — Nie powiesz o tym Toronowi…? — spytała powoli, z lekka bełkotliwie. Gwen nie pomyślała, że to pytanie mogło zdenerwować Saoirse. Jej tok rozumowania nakazywał upewnić się, że nikt więcej nie będzie poczytywał przygnębionej Lady za problem – wystarczy, że dla Saoirse była ciężarem, sprawiła jej niepotrzebne nerwy i strach o cudze życie. Lecz zależnie od odbioru to życzenie można było potraktować też jako samolubne. Znowu mówiła tylko o nim.
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyWto 2 Cze - 19:36

Zajmując skrawek miejsca tuż obok Gwenn czuła potrzebę odpoczynku. Nieustanny jazgot ścierających się ze sobą emocji wybrzmiewał w uszach na przemian z szumem tętniącej krwi. Nie wiedziała kim jest jest, kim powinna być wedle własnych postanowień, w jaki sposób ojciec chciałby widzieć starania najstarszego pomiotu. Nie była także pewna klarowności więzi łączących ją z przyjaciółką. Brak pewności dobijał, a zarazem nie motywował do poznania prawdy - wydawało się, że odpowiedź mogłaby zburzyć do cna szczątkowe pozostałości wyobrażenia z lat dzieciństwa.
Czując delikatny pocałunek złożony na przybrudzonych dymnym pyłem włosach uśmiechnęła się delikatnie. Kąciki ust ledwo drgnęły, jakby odzwyczaiła je do układania w wyraz radości, a oczy zachodzące mgłą na krótką chwilę odzyskały pierwotny koloryt. Poczucie bliskości moszczące się w klatce piersiowej zniknęło gwałtownie, a zasklepione rany znów zaczęły broczyć krwią. Próbowała tłumaczyć to sobie na wiele sposób, ale stale wracała do tego samego punktu.
Nie powiem — powiedziała obojętnie, nie widząc powodu, dla którego miałaby tak zrobić. Nie była na tyle perfidna, żeby uprzedzenia czające się z tyłu głowy popchnęły ją do zerwania paktu lojalności. — Musisz doprowadzić się do porządku. Inaczej nawet moje kłamstwa nie zasłonią Toronowi oczu.
Odrywając się od ramienia Gwennary przeciągnęła dłońmi po twarzy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zmęczona była przez kilka ostatnich dni. Jak długo będzie w stanie funkcjonować w tym tempie? Wsparcie udzielane lady Greyjoy to nie tylko efekt wspólnego dorastania, ale i naiwnej tęsknoty za lepszym jutrem.
Mogę pójść do maestera po jeszcze jeden kubek makowego mleka — zaproponowała ochrypłym głosem. Chciała wierzyć, że to wynik nawdychania się dymu, ale szczypiące kąciki oczu mówiły coś zupełnie innego.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyPią 26 Cze - 15:16

     — Nie, nie odchodź — wyrwało jej się tonem bliskim paniki. Gwenn złapała Saoirse za ramię i spojrzała na przyjaciółkę oczyma wielkimi niby u zlęknionej sarny, mętnymi od narkotyku i alkoholu. — Nie chcę więcej… nie trzeba… — wydukała. Lękała się słodkiej nicości, w której unosiłaby się zupełnie samotnie, kompletnie obnażona, sam na sam ze wszystkimi najgorszymi snami. W nocnych marach widziała morze krwi, maestrów wyciągających jej trzewia na wierzch przez nacięcie w skórze, sine i zimne niemowlęta dryfujące w zatoce, ciemne jaskinie, skaliste plaże podczas sztormu i koszmarnie zdeformowane nienarodzone istoty. Śniła, że traci swoje dziewczynki, że zaglądając rano do ich sypialni znajduje puste piernaciki, albo że leżą tam ułomne, narodzone bez członków, albo duszą się, owinięte pępowiną. I nade wszystko tonęła, tonęła, tonęła… Ojciec, którego już nawet nie pamiętała, wyciągał do niej ręce z dna oceanu i wołał ku niej, by szła do niego w bezkresną głębię. Sny te przerażały ją nieprawdopodobnie, przez nie wolała nie sypiać w ogóle – a jej obecne zachowanie było tego właśnie wynikiem. Od wielu dni nie zaznała odpoczynku i teraz kompletnie mieszało się jej we łbie.
     Przez chwilę przypatrywała się Saoirse w ciszy, nerwowo błądząc wzrokiem po jej pięknej, lecz dziwnie smutnej twarzy. Wyglądało to, jakby czytała książkę, wiodąc od lewej do prawej, próbując zrozumieć cienie pod oczami oraz pierwsze, mikroskopijne zmarszczki, których tu być jeszcze nie powinno, a które były pewnie wynikiem zatroskania. Zbyt zajęta własnymi demonami, by zauważyć to wcześniej, a nawet teraz, gdy już wydawało się, że spostrzegła – najpewniej przypisała to wszystko swojej winie, nawet nie starając się przejrzeć przez refleksje na powierzchni by sprawdzić głębię. Bo przecież co mogło gnębić śliczną niesforną Saoirse? Ciężar władzy jej nie dotykał, nie była przyrzeczona mężczyźnie, w czym problem? Czy była chora? Gwennara zmarszczyła brwi.
     — Popłyńmy gdzieś razem, Saoirse — powiedziała nagle arcypoważnym głosem. Ta nagła zmiana oblicza na śmiertelnie uroczyste sprawiała trochę upiorne wrażenie. Gdzie niby miały płynąć w takie zimno? Dookoła Pyke? Na Harlaw i z powrotem?
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyNie 28 Cze - 15:11

Walczyła z marami świadomości. Wydawać się mogło, że zdołała je pokonać i nie pozwala łzom toczyć się po policzku, ale wtedy atakowały ze zdwojoną siłą. Łapczywie pożerały ocalałe szczątki życia. Obecność Gwennary wzmacniała i osłabiała je jednocześnie, jakby przy niej nie potrafiły opowiedzieć się za jedną ze stron. Przypominały piękne, nieokiełznane wilki trzymane na uwięzi przez żelazny łańcuch wykuty z koszmaru. Mimo sprzeciwu nie porzuciła planu wybiegnięcia z komnaty w ramach pretekstu udania się do maestera.
Nie? — zapytała zaskoczonym głosem muśniętym paniką. Słabość otwierała się równie krwawo co zasklepiona rana, ponieważ obie kwintesencje istnienia broczyły krwią i szarpały rzeczywistość. Czując dłoń zaciskającą się na ramieniu zajrzała w zasnute mgłą oczy przyjaciółki, widok których pozwolił na zachowanie względnej jasności umysłu. — Jesteś pewna?
Znała czekającą odpowiedź, ale i tak spróbowała. Dlaczego musiała trwać przy lady Greyjoy? Dlaczego z roku na rok miotała się w coraz bardziej zakłamanej jawie, gorliwie modląc się do Utopionego o zmiłowanie? Chorobliwe poczucie troski, mimo lat odtrącenia, nie pozwoliło na wykonanie ostatniego kroku. Nie potrafiła jej porzucić. Za nic, choćby cierpienie miało przesączać się przez każdą cząstkę ciała i doprowadzić do bolesnej śmierci, nie mogła wybiec w przyszłość i zapomnieć o części siebie. W ostatecznym rozrachunku w obu okolicznościach umarłaby w zapomnieniu, ale w jednych z nich zdołałaby kogoś uratować. Nie była podobna okrucieństwu ojca, dlatego musiała zachować tę szansę.
Upiorny strach skrzący się w zielonych tęczówkach niósł ze sobą ukojenie. Znała go aż za dobrze, żeby nie przyjąć go z otwartymi ramionami wraz z cieniem mężczyzny kładącym się na obolałych mięśniach, bliznach i ochrypłym od krzyków głosie.
Nigdzie nie popłyniemy. Nie możesz opuścić swojego męża.
Wydawała się nieobecna, ale nadal uporczywie trzymała się spojrzenia przyjaciółki. Niemo błagała ją, wołała o ratunek, bo mimo posiadania spokojnej duszy powoli chyliła się ku końcowi. Tuż za kolejną falą rozjuszonego morza znajdowało się tego, czego chciała, jednak nie mogła dotrzeć tam sama.
Gwenn, wyciągnij dłoń. Chwyć mnie!
Milczała.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyNie 12 Lip - 15:17

     Czy zarejestrowała to załamanie głosu Saoirse, ledwie słyszalne gdzieś na wąskiej granicy rozumu i odczuwania? Czy była zdolna spojrzeć głębiej i zauważyć mgłę lęku, najmroczniejszego lęku ze wszystkich jego rodzajów, bo żywionego wobec własnej krwi, rodziny, przyjaciół – wszystkim, którzy niegdyś byli dziewczynie najbliżsi? Dziwny wiatr poruszał ostrzegawczymi flagami, lecz zbyt był subtelny, by te wydały łopot i ściągnęły na siebie uwagę. Nie widziała… nie dostrzegała. Nie mogła albo nie chciała, albo – jeszcze gorzej – właśnie zdawała sobie sprawę z tego, że COŚ jest nie tak, lecz postanowiła sobie zasłonić oczy woalem swojego osobistego dramatu i nie widzieć niczego na tym świecie, poza czubkiem własnego nosa.
     Nawet teraz, zamiast wysilić się na uważność, pierwsze co, to uniosła się na słowa o jej ograniczonej wolności.
     — Nie mogę opuś--- Ja–Jak to nie mogę? — zmarszczyła brwi, a jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu pełnym konsternacji. — Oczywiście, że mogę! Nie jestem jego paziem! — wypaliła trochę oburzona, zanim zdała sobie sprawę z tego, co mówi, oraz, że mówi to za głośno. Kiedy to do niej dotarło, na moment spuściła oczy jakby w wyrazie poczucia winy (bo jakże, tak wulgarnie wymawiać posłuszeństwo panu małżonkowi?), ale szybko odzyskała rezon i znów spojrzała wprost w oczy Saoirse, z jakąś nową siłą, z przekonaniem graniczącym z szaleństwem.
     — Nikt nie będzie mi mówił, czy mogę pójść na spacer, to absurd — sprostowała takim tonem, jakby wewnętrznie bliska była afektu, ale jednak robiła wszystko, by już nie podnosić głosu, by zachować tę cierpliwą łagodność i uniknąć niepotrzebnej kłótni. Kochała przyjaciółkę i chciała ją zawsze po swojej stronie, właśnie dlatego gdziekolwiek miałaby pójść – o Saoirse myślała w pierwszej kolejności. Szkoda, że nie myślała najpierw o dziewczynkach i o tym, jak zniosą rozłąkę z matką. Ani o tym, że Saoirse może nie mieć takiego luksusu jak ona, by iść gdziekolwiek jej się spodoba. Po co o tym myśleć. Przecież ona też nie jest paziem.
     Nie ustępowała jednak. Ujęła delikatnie dłoń Botley, pogładziła jej przedramię, trochę gorączkowo, i mówiła dalej:
     — Nigdy nie chciałaś zwiedzić Starego Miasta? Starfall? Nie, dalej! Dlaczego nie Myr? Przecież nie jesteśmy tu przykute kajdanami, na Utopionego, co, czyśmy wrosły w te kamienne plaże korzeniami, że nie wolno nam zobaczyć kawałka świata...? — Na koniec głos jej zadrżał, oczy znów się zaszkliły, z nosa pociekł rzadki smark, jak u dziecka. Wytarła go wierzchem rękawa. — Popłyń ze mną, proszę… nie mogę sobie wyobrazić, że gdziekolwiek pójdę nie będzie cię u mojego boku. Nie będę nikogo pytać o zdanie; oznajmię Toronowi, że biorę Meluzynę, już przecież wcześniej tak zrobiłam! Mała załoga, nie będzie żadnych audiencji, noszenia sukien, gorsetów, trzewiczków, nie będzie szlacheckich kolacji – będziemy jeść suchy chleb i kapustę rękami prosto z beczki, śpiewać przy stole, wybierzemy najsprośniejsze szanty jakie kiedykolwiek wymyślono — parsknęła śmiechem i siorbnęła nosem w tym samym momencie. — Co, Saoirse…? Popłyń ze mną… Tylko kilka księżyców, ale z dala od tych szarych, deszczowych wysp… — Od grobu wszystkich moich dzieci. Od miejsca, w którym ojciec maluje twoje piękne, młode ciało purpurą. — Wyłącznie my,  wiatr i Bóg…
     Mamiła, och, jakże mamiła obietnicą przygody, promieniami słońca, pięknymi sceneriami murów południowych miast, zapierającymi dech w piersiach pejzażami wysepek rozsianych na malachitowym bezkresie! Nic, czego wcześniej nie widziały, może to i prawda. Ale też coś, czego, jako tak młodziutkie kobiety, nie mogły doświadczać kiedy tylko naszedł je taki kaprys.
     Gwenn próbowała uciec w ten sposób przed głęboką depresją, która nieuchronnie spychała ją na krawędź. A przecież nie mogła jeszcze umrzeć. Nie w tak żałosny sposób.
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż EmptyWto 21 Lip - 21:50

Wątłe myśli opiekuńczo owijały się wokół siebie. One też, wbrew oczekiwaniom ciała, bały się śmierci. Bały się zapomnienia płynącego z dłoni Utopionego Boga. Przyjmował je w podmorskich komnatach błogosławiąc darem wiecznej soli, krwi i żelaza, jakby nie dość cierpień doświadczyły się w trakcie życia. Oddech za oddechem zawzięcie walczyły o przetrwanie przeciw obrzydliwie okrutnym marom kąsające je dotkliwie podczas snu.
Gwennaro, nie jesteś jego paziem — szepnęła karcąco, z niebywałą - niespotykaną - przyganą spoglądając ku obliczu przyjaciółki. Nie rozumiała. Nawdychała się zbyt dużo dymu. — Jesteś jego żoną i twoim obowiązkiem jest trwanie przy jego boku.
Czy Toron mógłby powiedzieć to samo? Czy obłuda wierności oblepiająca się wokół kolejnych aktów posłuszeństwa lady Greyjoy wystarczała, żeby mąż nie śledził łakomym wzrokiem innych kobiet? Mogła nie do końca dobrze ujmować istotę problemu, skoro sama po usłyszeniu propozycji oddaniu się mężczyźnie jako małżonka wyśmiała ojca i zamiast niej do ołtarza kazała zaprowadzić osła. Patrząc na Gwenn zrozumiała, że właśnie w taki sposób ukoił gryzące nieposłuszeństwo najstarszej córki - słodka niewinność niegdysiejszej lady Harlaw nie mogła mocniej różnić się od gorzkiego nieposłuszeństwa Saoirse.
Spacer to nie to samo co rejs statkiem. Wydaje mi się, że taka wyprawa wiąże się z ryzykiem, na które nie stać Torona.
Nie rozumiała, dlaczego przyjaciółka jest tak ślepa wobec zasad rządzących Żelaznymi Wyspami. Przesuwając językiem po podniebieniu czuła smak popiołu. Ponoć podobnie odczuwało się rozczarowanie, które teraz wciskało się na siłę w każdy por jej skóry. Próbując odwieść Gwennarę od szaleńczego planu opuszczenia tego zimnego miejsca jednocześnie pragnęła, żeby złamała w niej zimny opór rozsądku i bólu. Przez moment chciała czuć tylko wiatr bawiący się kosmykami włosów, przeżywać wolność i widzieć uśmiech siedzącej obok kobiety, ale... nie mogła. Słysząc łkanie własnej duszy mimowolnie zadrżała.
Dotyk przesuwający się po przedramieniu spowodował jedynie podniesienie się nienawiści do samej siebie. Krzyczała, drapała pazurami o kamienne ściany, uderzała o żelazne drzwi z pięściami, ale żaden z tych przerażających dźwięków nie wydostał się na zewnątrz.
Czy ty naprawdę sądzisz, że to takie proste? Sądzisz, że dostanę możliwość wypłynięcia gdziekolwiek zechcę, skoro czasami mam trudność wypłynąć langskipem z portu? Nie czyń mi krzywdy takimi obietnicami, Gwenn, proszę. Zbyt długo karmiłam się mrzonkami, żeby teraz znowu w nie uwierzyć — wychrypiała wściekle, z imadłem zaciskającym się wokół żeber. Nie miała siły krzyczeć. O ile wcześniej była w stanie powstrzymać łzy gromadzące się w kącikach oczu, tak teraz musiała pozwolić im płynąć - gładki strumień oblał chorobliwie blade policzki. Nie bacząc na potrzebę bliskości przyjaciółki z trudem podniosła się z miejsca i przestąpiła parę kroków, zatrzymując się tuż przed dogasającym kominkiem. Szarpiąc się z bezsilnością ułożyła dłonie na obolałym od raptownych wdechów brzuchu. — Nie ma nas, wiatru i Utopionego Boga. Zostały tylko ochłapy.
Cała żałość skrywana pod nędzną skorupką z obrzydliwym zapachem rozkładu w końcu ujrzała światło dzienne. Smutek spowodowany kolejną stratą dziecka Gwennary osunął się w cień.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty
Temat: Re: A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż   A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż Empty

Powrót do góry Go down
 
A ma du­sza z tego cie­nia, co kom­na­tę za­legł wzdłuż
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: