Share
 

 na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki

Go down 
AutorWiadomość
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty
Temat: na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki   na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki EmptyPon 16 Mar - 18:06


160 rok, Czerwona Twierdza
Caster & Lancel Lannister


Wiedział, że go tu znajdzie.
Uczta przeciągała się do późna, wyszedł wcześniej, by odprowadzić królewnę, ale jego brata już tam wtedy nie było: nie przepadał za zgiełkiem, ponad zabawę stawiając zapach starych ksiąg i posępne krakanie wron roznoszących wieści; już wtedy wiedział, że musiał wymknąć się do swoich komnat, by zgłębiać kolejne traktaty odnalezione w bibliotekach Czerwonej Twierdzy - bibliotekę Casterly Rock znał już pewnie na pamięć. Może gdyby został z nim podczas uczty, położyłby dłoń na jego ramieniu, gdy unosił kolejny kielich - otępiając własny umysł arborskim winem, może wtedy koło fortuny potoczyłoby się zupełnie inaczej. Chciał odprowadzić królewnę - powinien był to zrobić - wciąż czuł smak jej pocałunków, ciepło i zapach jej skóry, urywany oddech - i wilgoć łez. Sceny przeplatały się przed jego oczyma niby obrazy w kalejdoskopie, sztuczne i dalekie, tak odległe, jakby nie było go tam wcale, jakby był tylko świadkiem zdarzeń rozgrywających się bez jego udziału - historią obrazowo przedstawioną przez karczemnego grajka. Ale to nie była historia, a on wciąż czuł na sobie zapach Haerys.
Nie zapukał - zawsze to robił - nawet nie dostrzegając chwili, w której pchnął drzwi gościnnego pokoju, który zajął Caster - pamiętał jednak, by je za sobą zamknąć, wspierając się o ich strukturę plecami; odchylając głowę lekko w tył, pozwalając złotym lokom opaść na ramiona, wbijając wzrok w sufit - odgradzający go od nieba, czy mógłby po prostu stąd zniknąć? Odlecieć - jak ptak - jak czarny kruk niosący złe wieści. Wciąż wydawało mu się, że słyszy stukot bucików królewny samotnie przeprowadzający ją pokrętnymi korytarzami aż ku twierdzy Meagona. Słyszał też brzdęk zbroi strażników, a ilekroć ich stal uderzyła, wzdrygał się z niechęcią, nerwowo spoglądając przez ramię, nie bacząc wcale na to, że oddzielają ich drzwi, przez które przejrzeć nie mógł. Był nienaturalnie blady. Jego pierś unosiła się i opadała gwałtownie, widocznie przez lśniący materiał kaftana, który miał na sobie w trakcie wystawnego przyjęcia. Z kieszeni wysunął miękką czarną chustkę z haftem smoka, rozpościerając ją w jednej dłoni na tyle, by móc dostrzec kontur czerwonego smoka - jednej z ostatnich nocy w Królewskiej Przystani miał uczynić królewnę damą swego serca. Moc uczuć, nieraz sprzecznych, siłą wdzierała się tak do jego serca, jak umysłu, ale pośród nich wszystkich potrafił odnaleźć jedynie pustą jak otchłań nicość - nie wiedział, nie pamiętał, nie rozumiał. Naprawdę to zrobił? Naprawdę miała to na myśli? Zetną mu głowę, czy dożyje rana?
Czego właściwie chciał od brata, kiedy zamiast do swojej, ciemnej i samotnej komnaty, wszedł do jego, sam chyba nie wiedział. Pewnie nie mógłby zostać sam - Caster był częścią jego samego, a on nie potrafił teraz rozdzielić się teraz na dwoje. Otaczała go woń alkoholu, choć umysł otrzeźwiał po ciągu ostatnich zdarzeń.
Czuł paraliż rozprzestrzeniający się od serca po kończyny, po usta, oczy, czubek głowy, po ramiona i dłonie, po nogi i stopy, nie pozwalając poruszyć mu się ani trochę. Jak marmurowa statua - jak skazaniec czekający na katowski topór. Słyszał też pisk rozlegający się coraz wyżej i coraz głośniej w jego uszach, szum własnej krwi. Chyba też trochę bał się spojrzeć bratu w oczy - a jednak to zrobił, w końcu zmuszając się, by odwrócić głowę w jego stronę, powoli, przesuwając ją ledwie zauważalnie, przerażonym spojrzeniem szukając jego lica. Był blady jak zjawa, w oczach czaił się lęk, a bezwiednie rozchylone usta zdradzały tylko bezradność; chciał wypowiedzieć jakieś słowa, jakiekolwiek, głos jednak ugrzązł mu w gardle. Pokręcił głową, uciekając rozbieganym spojrzeniem w bok - nachylając się nieco w przód, by ścisnąć dłońmi własne skronie - nawałnica myśli pędziła galopem przez jego rozpadającą się czaszkę, tętent był zbyt głośny, zbyt silny, zbyt gęsty, nie.
Powrót do góry Go down
Caster Lannister
Caster Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : złoty chłopiec, lwiątko z Casterly Rock
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t588-caster-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t619-caster-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t634-little-lion-man#1319https://ucztadlawron.forumpolish.com/t983-korespondencja-castera-lannistera#5667

na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty
Temat: Re: na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki   na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki EmptyPon 16 Mar - 18:19

Wiedział, że go tu znajdzie.
Ten, który szukał - że w stabilnych ścianach braterskiego oparcia odszuka potrzebne słowo. Ten, który czekał - że wydarzyło się coś, co krew wzburzyło i spokój zwichrzyło. Lepki od snu w płytkim akwenie dryfujących wyobrażeń oddech przyspieszył, nabierając rytmu charakterystycznego dla tego należącego do wybudzonego gwałtownie człowieka. Widział coś, może echo tego, co właśnie się zdarzyło, symulakrum rzeczywistości wykrzywionej w obrazie strachu. Lęku. Bał się. Nie o siebie. Swoje obawy racjonalizował, odsuwał od siebie, potrafił je zawsze okiełznać, znaleźć różnorodne rozwiązania, ułożyć kilka planów - na wszelki wypadek, by mieć jakiś zapasowy pod ręką. Nie o siebie bał się najbardziej - niepokój obudził go w środku nocy, gdy przez otwarte okno wciąż słychać było dobiegającą z dziedzińca wrzawę odgłosów świętowania. Płótno koszuli nocnej zrosił pot, a jego oczy - utkwione w drzwiach - pozostały szeroko otwarte.
Czekał.
Z jakiegoś powodu wiedział, że on przyjdzie. Tego nigdy nie próbował zrozumieć - nie potrafiłby tego zrobić, po prostu tak było. Bliźniacza więź splatała ich tak blisko emocjonalnie, że żadna odległość nie była w stanie sprawić, iż zostałaby przerwana. Czasem odnosił absurdalne wrażenie, że i myśli Lanca klarowne są i jasne, jakby nie chroniła ich przed nim żadna powłoka - potrafił go czytać, rozumiał go lepiej niż samego siebie, bo to o niego troszczył się najbardziej. W hierarchii wszechświata i tej jego własnej - Lancel zawsze był na pierwszym miejscu. Musiał być, jako dziedzic, jako najważniejszy potomek Lwa, w końcu jako ten, bez którego nie umiałby ni nie chciał przeżyć ani jednego dnia.
Czekał.
I znaleźli siebie w końcu.
Zieleń lustrzanych spojrzeń spozierała w swe odbicia, minęła może chwila, kilka serca uderzeń, coraz szybszych, rwących się w przerażeniu, które poraziło go na widok brata - nie potrzebował dużo czasu, by objąć go całą swoją uwagą, by zrozumieć, w jakim Lancel jest stanie. A jeśli widok, sam widok tylko, mógłby boleć, to właśnie to odczuł; pragnął ciężar doświadczeń zdjąć z braterskich ramion, wziąć je na swoje własne, uwolnić go od tego, cokolwiek go trapiło, cokolwiek mu się stało.
Znalazły go jego dłonie.
Wątłe ciało, drobne, rachityczna powłoka nagle jak kamień najtwardszy się stała. Dla niego. By oprzeć się mógł, podtrzymać; by nie upadł. W chłopięcych oczach przestrach skroplił się we łzach, szklących się na soczystej zieleni, jeszcze nie meandrujących po jego równie bladej twarzy - jak ta brata. - Tyś chory - bał się - bo nad chorobą i śmiercią nie miał władzy, bo ich nie było w stanie przekupić nawet całe złoto, które tkwiło w trzewiach Skały. - Lancel - zaskakujące, iloma emocjami można naznaczyć samo imię - położysz się teraz - karykaturalny rozkaz, surowość tonu nieprzyjmująceo sprzeciwu, przetykana paniką. Nie wiedział, co robić. On sam nic tu nie wskóra. - Wezmę pomoc, zajmie się tobą maester, słyszysz? - sam siebie uspokajał tą myślą, uzdrowicielka opoka powinna go uleczyć, nie wyobrażał sobie innego scenariusza, do innego nie dopuści.
Dłonie odgarniają złote loki z twarzy brata z czułością i taką ostrożnością, jakoby dotyk sam mógł mu teraz zaszkodzić; palce zaplątują się w kruszcu mieniącym się popielatym blaskiem Księżyca, drżą tak, jakby trzymały w nich jego życie. Zaciśnie na nim swe ręce kurczowo, nie wypuści go nigdy, obietnicę niewerbalną składa w ciszy, która zapadła, nasączając się niepokojem.
Powinien biec po pomoc, ale lęka się tego, co może zastać, gdy już z nią wróci.
Nigdy jeszcze nie widział go takiego.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty
Temat: Re: na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki   na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki EmptyPon 16 Mar - 18:34

Wpatrywał się w oczy Castera, leżącego już w miękkim gościnnym łożu; czy go zbudził, przerwał sen swoim zrywem - czy i jego krzywdził? W gonitwie myśli zwyciężał jednak dziś egoizm przetykany chaotycznym strumieniem lejącym się żarem sprzecznych uczuć. Spojrzenie Lancela wołało pomocy, a paraliż obezwładniający jego ciało nie pozwolił mu się poruszyć ani o krok - czuł, że jego serce biło coraz mocniej, gdy brat stawiał ku niemu kolejne kroki, ostatecznie scalając to, co nigdy rozłączone być nie powinno. Wpierw spojrzał mu w oczy głęboko, słysząc niewypowiedzianą na głos obietnicę. Jego źrenice błysnęły wdzięcznością. Ufał bratu jak nikomu. Wierzył w jego słowa - nawet te, których nie wypowiadał na głos, a może nawet zwłaszcza w te, zamurowane między nimi egzaltowaną ciszą.
Zamknął oczy, czując na twarzy dotyk jego złotych palców, we włosach, na czaszce, tętniącej szaleńczo pędzącą krwią. Jego słowa dobiegały go jednak jak z oddali, chory, być może, ale nie w ten sposób, mój bracie. Bliźniacze szmaragdowe oczy zaszkliły się żałością, gdy otulony tym ciepłym dotykiem opadł na brata, ciężko wspierając się czołem o jego ramię. Czuł zapach jego potu, niemal słyszał jego serce, wciąż bijące - czy jeśli jego bić przestanie, ucieszy się również to, które bije w ciele jego brata? Czy i na niego sprowadził hańbę? Dłonie rozpaczliwie odnalazły brzegi jego koszuli, ściskając je zbyt mocno, ściągając ku sobie, beznadziejnie, chciał mieć go bliżej i nie chciał go tu zarazem - Caster musiał być bezpieczny. Musiał...
Jego oddech był zbyt ciężki.
- Nie - Głos brata zdawał się go koić, sens był mniej ważny, niż brzmienie. Nie był chory. - Nie - Cichy pomruk, pozbawiony sensu, pozbawiony chyba świadomości - bezwiednie wypowiadany przez pobladłe strachem usta, czy w ogóle odpowiadał na jego pytania, czy próbował przekazać mu coś innego? - Nie - Ledwie dosłyszalne, gdy złota brew ściągnęła się razem, a głos ledwie wydarł się z gardła, cicho, ale słyszalnie wśród nocnej ciszy. Nie mógł się tak po prostu położyć, nie tu, nie teraz. Nie przy nim. Mógł sprowadzić na niego niebezpieczeństwo. Jak bardzo był samolubny, przychodząc właśnie do jego komnat? Panika przeplatała się z rezygnacją, lękiem i strachem na przemian rozrywającymi tęczówki. Otrzeźwiło go dopiero wspomnienie maestra - to na dźwięk jego urzędu poderwał głowę wyżej, cofając się w pół kroku - uderzając plecami o zatrzaśnięte drzwi. - Żadnego maestra - wzbronił się stanowczo, dopiero uświadomiwszy sobie, że tarasował przejście, przylgnął do niego mocniej. Całym sobą. Wiedziony lękiem, choć przecież doskonale wiedział, że brat nie uczyni mu żadnej krzywdy, że nie pozwoli go skrzywdzić. Nie nie uczyni nic, co mogłoby go narazić. - Nikogo - dodał, znów zamykając oczy; potrzebował samotności, w której tylko Caster, jego lustrzane odbicie, tak podobne i inne zarazem, nie był intruzem. - Nie mogę - wytłumaczył się, nie chcąc dostrzec na jego licu zawodu - nie wszystko wiedział, choć większość pewnie wyczuwał.
Wszystko poza najważniejszym.
- Ja... Ona... - Które zawiniło, wciąż nie wiedział; nie wabił jej przecież za sobą niby ptaka ziarnem, nie wypowiedział sam tych wszystkich ślicznych słów, nie złożył sobie sam tamtych obietnic. Spędził z nią cały wieczór, a nieczęsto otrzymywał od królewny łaskę jej uwagi. - Oni mnie zetną - wyszeptał ledwie dosłyszalnie, tak poważnie, jak tylko poważnie mógł dobrać słowa. Brzmiał w nich strach podszyty błaganiem. Błaganiem, by brat mu pomógł, cofnął czas i ruszył ziemię. - Przyjdą po mnie - Jak mógł to zrobić Casterowi? Zostawi go: samego, a przecież potrzebował Lancela nie mniej, niż Lancel potrzebował jego. Dłonie nerwowo powędrowały znów do skroni, czuł napięcie, wzrastające, coraz silniejszą krew, ciśnienie, chciał krzyczeć - ale wtedy go usłyszą; gwałtownie i nagle odwrócił się na pięcie, by uderzyć prawą dłonią w ścianę, tuż obok drzwi, ścierając bladą skórę aż do gorzkiej krwi, palony bezbrzeżną bezradnością. Gdyby tylko mógł, sam wyszarpałby sobie teraz serce z piersi. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko, gorące emocje szukały ujścia, a rozsądek chyba przeraził się tych myśli, milcząc i pozwalając przejąć kontrolę wszechmocnej panice.
Powrót do góry Go down
Caster Lannister
Caster Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : złoty chłopiec, lwiątko z Casterly Rock
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t588-caster-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t619-caster-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t634-little-lion-man#1319https://ucztadlawron.forumpolish.com/t983-korespondencja-castera-lannistera#5667

na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty
Temat: Re: na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki   na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki EmptyCzw 25 Cze - 22:17

W tej ciszy spojrzenia krzyczały najgłośniej; byli tylko dziećmi, mieli prawo do tego, by nie wiedzieć, jak poradzić sobie z otaczającą ich rzeczywistością - by w rwącym nurcie rzeki rzeczywistości płynąć chwilę pod prąd, aż opadną z resztek sił, a woda wyrzuci ich na drugi brzeg, też jeszcze całkiem obcy, jeszcze im nieznany. Miał wrażenie, że teraz właśnie się tam znaleźli, że przed nimi jest tylko obcy ląd, ziemia chwilowo niczyja, o którą przyjdzie im dopiero zawalczyć; udzieliła mu się braterska panika, jego roztrzęsienie, odczuwał te same emocje, nie znając wciąż ich przyczyny, ale trwał tuż obok - i nigdy nie powiedziałby, że Lancel właśnie go krzywdzi.
Nie mógł go krzywdzić, skoro zawsze go chronił. W każdy możliwy sposób roztaczał nad nim opiekę. Wytworzyła się między nimi symbioza, połączenie nie do zerwania, więź silniejsza niż jakakolwiek inna - byli jedną duszą w dwóch ciałach, kiedyś i ciało mieli to samo.
Nie krzywdził go.
Krzywdę przynosił tylko jego widok - w majakach trwogi. Rozdygotanego, wstrząśniętego, całego w postrzępionych emocjach, które Caster zbierał, jakby był w stanie oczyścić atmosferę, gdy tylko paprochy znikną w jego starannych dłoniach, gładzących przedramiona brata, jakby wtulało się w niego małe dziecko, a nie rosły młodzian, który z wieloma już stoczył pojedynek. Nie wiedział, co się stało - ale w pierwszym odruchu, miast przyczyny, koncentrował się tylko na skutku; tu i teraz chciał zatrzymać falę emocji, zakamuflować ten wybuch. Ani przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że nie będzie w stanie zrobić.
Musiał - dla niego.
- Lancel - cichy szept osiadł na jego ustach, łagodny, tak spokojny, jak starał się być sam Caster, choć przychodziło mu to z trudem, gdy widział jak żywiołowo brat zareagował na samą sugestię, by powiadomić maestra. - Zostanę przy tobie - obiecał więc, ale nie miał pojęcia, co dalej. Co da Lancelowi sama braterska obecność?
Nie odważył się zadać na głos oczywistego pytania - na razie wciąż czekał na to, aż bliźniak powie coś więcej, aż zdobędzie się na wyznanie, które trawiło go od środka.
- Ona…? - kim była ona? - Czy z Leaną… - nie dokończył, nie potrafił zadać tego pytania, siostrze nie mogło przecież nic się stać, nie… Nie o to chodziło. Wyczuł to, gdy tylko w febrze strachu Lanc wymamrotał kolejne słowa, których nijak nie dało się dopasować do małej lwicy. - Co ty bredzisz, nikt nie tknie cię nawet palcem - zawarczał niemal wrogo, zbyt ostro sprzeciwiając się absurdalnej wizji. Nie same słowa przeraziły go najbardziej - lecz powaga w głosie brata. On w to naprawdę wierzył; jakiej przewiny musiałby się dopuścić, żeby ktokolwiek mógł pozbawić głowy dziedzica Lannisterów?
A potem Lancel odsunął się od niego, i dopiero wtedy skrzywdził go po raz pierwszy.
W niemym osłupieniu obserwował symfonię gniewnych gestów brata, pięść rozbijającą się o ból, krew tryskającą bezsilnością, skórę rozdzieraną przerażeniem.
Nie był w stanie na to patrzeć.
Nie wiedział, co nim kierowało, gdy bezwiednie powtórzył wszystkie gesty w ślad za bratem - odruch bezwarunkowy, powielany od dzieciństwa; i jego pięść odnalazła twardą fakturę, i ona wbiła się w nią z agresją, dając upust wszystkiemu temu, co kłębiło się w nim teraz.
Patrzył na niego - jakby krzyczał bezgłośnie - nie muszę tego robić, i tak czuję twój ból, więc przestań, przestań w końcu. To miała być kara? Za to, że on sam przed chwilą musiał patrzeć, jak brat się rani? Może.
- Lancel - ta sama krew ściekała po jego ręce, gdy splótł ją delikatnie z dłonią brata; braterstwo krwi, przymierze dusz - zapomniał? - Nie pozwolę ci na to - i nagle cała ta misterna konstrukcja spokoju rozsypała się, on nie potrafił już udawać dalej. Że nie boi się tak samo. Może nawet bardziej - bo nie wiedział, jeszcze, czego obawiać się powinien.
W drobnym ciele nie było wiele siły - ale te resztki wystarczyły, by zakleszczyć się wokół nadgarstków brata; by nie pozwolić mu na to, cokolwiek w gniewie uczynić mógłby za chwilę.
Przecież wiedział - tak jak spajał ich ból, jak łączyła krew, jak splatała najsilniejsza z więzi - tak też dzielili ze sobą wszystko; czegokolwiek nie zrobił Lancel, Caster był za to w jakimś stopniu odpowiedzialny.
Krew mają na rękach obaj.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty
Temat: Re: na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki   na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki EmptySro 22 Lip - 0:50

To było jak wąż oplatający się wokół jego szyi śmiercionośną pętlą, jak lew na ugiętych tylnych łapach czający się do skoku, jak trucizna, którą sam wypił, ze świadomością, że lada moment dotrze aż do serca. Jak nóż, który trzymał w drżącej dłoni, tuż po tym, jak sam rozciął własne gardło, ogrom emocji ciążył na nim jak niewidzialny stwór, nocą przysiadły na jego piersi, by odebrać mu dech. Nie potrafił nazwać ani wytłumaczyć żadnej z tych emocji, ale każdą czuł, całym ciałem, całym sobą, każda ciągnęła go ku ziemi, ku śmierci. Bliskość brata, jego głos i wsparcie, jego ciało, stabilne oparcie, było jak ostatek trzeźwości, którego kurczowo się trzymał, jak tonący, który wynurzywszy się nad taflę wody łapczywie próbował złapać oddech. Krótkotrwałe, przejściowe rozluźnienie zdradziło, jak wiele to dla niego znaczyło - że Caster będzie obok, że go nie opuści. Że go nie zostawi.
- Nie! - i choć w majakach powtórzył nie po tysiąckroć, to było silniejsze i gwałtowniejsze, gdy zaprzeczał krzywdzie siostry; nigdy nie zrobiłby tego Leanie, nigdy nie pozwoliłby zrobić tego Leanie. Nigdy, nikomu, w najśmielszych wyobrażeniach podobna wizja budziła w nim jedynie obrzydzenie znacznie silniejsze od tego, które czuł względem siebie teraz. Może to właśnie ono - pozwoliło mu nieco otrzeźwieć. - Nie - powtórzył kolejny raz, bardziej niemrawo, nikt go nie tknie czy wcale nie nie tknie? Sam nie był pewien, co próbował przekazać, jedyne, czego pragnął, to cofnąć czas - wystarczyłoby do poranka, nawet do popołudnia, a cały ciąg zdarzeń potoczyłby się zupełnie inaczej. - Nie! - I znów głośniej, gdy w pół braterskiego gestu pojął, co bliźniak próbował zrobić - co zrobił, bo Lancel, mimo odruchu, nie zdołał go powstrzymać, pokręcił głową, przecząco, czy to znów przez niego? Miał ochotę otulić się ramionami i ściągnąć brzuch do kolan, ale wtedy żałośniejszym ani słabszym stać by się już nie mógł - a całe życie uczono go, że musi być silnym.
Ale on wcale nie był silny - zawiódł. Ojca, siebie, brata, wszystkich.
Zdawało mu się, że stoi gdzieś obok, gdzieś poza swoim ciałem, kiedy Caster chwycił go za ręce. Kiedy czuł na sobie jego ciepłą krew, która mieszała się z jego krwią. Kiedy widział własny strach i własny ból odbity w jego zielonych oczach. Ale nawet Caster nie miał władzy nad czasem i nawet on nie mógł odmienić niczego, co się wydarzyło. - Nie pozwól im - wtrącił z wysiłkiem, wiedząc, że musi wynurzyć się ponad te lęki, zebrać w sobie dość sił, by złożyć choć jedno składniejsze zdanie. Stał naprzeciw niego bezradnie - z ciężarem nie tylko myśli, ale i krwi znaczącej nadgarstki.
- Miałem ją tylko odprowadzić - wyszeptał ledwie słyszalnie, jakby lękał się, że za drzwiami może stać ktoś, kto podsłuchuje rozmowę braci, jakby lękał się, że dopiero wypowiedzenie tych słów na głos ziści ich sens. Ściągnął brew, spoglądając bratu w oczy - błagalnie, samemu nie wiedząc, czego od niego oczekiwał. Przecież wiedział - że spędził wieczór na uczcie, dotrzymując towarzystwa swojej królewnie, królewnie, która raz go przyciągała, innym razem odtrącała, niekiedy obdarzała łaskawszym spojrzeniem, by lada moment zgruchotać serce. Czy tak było i tym razem - gdy wabiła go jak ogień ćmę, by później wszystkiemu zaprzeczyć? - Nawet nie wiem... Nie wiem jak... - mamrotał znów bez składu, gdy nadchodziła kolejna fala gniewu. - Ofiarowała mi czarną chustę haftowaną w trójgłowego smoka - stwierdził, jakby ten fakt miał mieć w tej urywanej opowieści jakiekolwiek znaczenie, przewrotnie miał. - Została damą mego serca, a ja jej rycerzem - Przewrotnie miał, bo przecież sama tego chciała, rozchylone usta zastygły w pół słowa, a martwe spojrzenie utkwiło się na twarzy brata, przerażone tym, jaką reakcję ujrzy. Bo choć wprost powiedział tyle co nic, to Caster znał go lepiej, niż on sam potrafił zrozumieć siebie.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty
Temat: Re: na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki   na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki Empty

Powrót do góry Go down
 
na stro­mym brze­gu rze­czy­wi­stej rze­ki
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: