Share
 

 What a tangle love is...

Go down 
AutorWiadomość
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptyWto 14 Sty - 13:49


III księżyc 164 p.P.
Sypialnia królewska, Królewska Przystań
Aenessa Velaryon i Haerys Targaryen




"Nie było spoczynku dla grzeszników", grzmiał nieraz głos kapłana, odbijając się wśród ścian septu i znajdując swe miejsce w głowach wiernych niczym litery wyrzeźbione w marmurze. Oczywiście miał na myśli brak spokoju po śmierci, a także przed je nadejściem - uciążliwie szarpiące serce czyniących zło wyrzuty sumienia, niespokojne myśli wypełnione zmartwieniami. Jej własne serce drżało jednak nie przez żal za to, co czyniła, a pragnienie podobnych występków; jej umysł wypełniały nie obawy, a nadzieje. Nawet zmęczona całym dniem zajęć, kiedy to rola dwórki wymagała od niej pełnienia obowiązków niemalże od samego wschodu słońca, nie zaznawała spokoju, gdyż nadarzała się kolejna sposobność, by spędzić noc w sposób nader aktywny. Nic dziwnego, że we własnych komnatach zagościła jedynie na chwilę. Odświeżyła się, poprawiła nieco rozsypującą się już fryzurę splecioną ze złotych loków. Tuż przed wyjściem upewniła w lustrze, że wygląda doskonale, bo niezależnie od stażu ich relacji nie zamierzała pozwolić sobie na odpuszczenie w tym względzie. On... Oni oboje zasługiwali na to, co najlepsze.
Już wkrótce jej kroki rozbrzmiały na czerwonych korytarzach. Znała tę drogę aż zbyt dobrze. Gdyby przymknęła powieki, wciąż zdolna byłaby odnaleźć się w labiryncie, którego część tajemnic wciąż pozostawała nieodgadniona, wszak zabrali je ze sobą do grobu pomordowani budowniczy. Nawet gdyby nasunąć jej na oczy opaskę, ciało kobiety podążyłoby ścieżką równie wyrytą w pamięci, co te prowadzące do wodopoju, tkwiące w umysłach dzikich zwierząt. W obu przypadkach zresztą chodziło o znalezienie się u źródła sił życiowych - czegoś, bez czego ciało miało niewątpliwie załamać się z czasem, uschnąć i obumrzeć. Kierowała nią tak fizyczna pożądliwość, wbrew twierdzeniom uczonym jakoby dziedzina ta należała jedynie do mężczyzn, ale również przemożna potrzeba, by znaleźć się u jego boku - okazać wsparcie, o które nigdy by nie poprosił. Zawsze zdawał się być przekonany o własnej wszechmocy. Nie była to żadna fasada potężnego władcy, a ci, którzy orientowali się w tym, dość często rozpoczynali dywagacje, czy oby nie stanowiło to przejawu szaleństwa. Głupcy, nie pojmowali odmienności, która pozwoliła mu wznieść się tak wysoko mimo braku skrzydeł i osiągnąć to, co nie udało się pokoleniom władców przed nim, choćby podporządkowanie sobie tegoż krnąbrnego Dorne. Daeron był ponad ludzkie obawy i słabości, nie szukając u niej afirmacji, a jedynie echa tego, co już wiedział. Zamiast umartwiania się mogli spędzać chwile, ciesząc się nimi w pełni, celebrując bez zmartwień własne towarzystwo.
Podążała więc, ku własnemu ratunkowi i na własną zgubę, mijając ostatni z zakrętów, by wreszcie znaleźć się przed drzwiami do królewskiej sypialni. Samo to miejsce wystarczyło, by przyspieszyć bicie serca, budziło jednak o wiele inne odczucia, niż w dawnych latach. Strach i zakłopotanie zastąpione zostały ekscytacją i ciepłem zgromadzonych na przestrzeni czasu wspomnień z tego miejsca, przeganiając z jej postawy wszelkie napięcie. Łatwo przywykła do tegoż pomieszczenia, wygód oferowanych przez jedwabną pościel i bezpieczeństwa męskich ramion, może nawet zbyt łatwo zdaniem wielu, ale nauczyła się nie przejmować słowami ludzi, którzy nie byli jej w żaden sposób bliscy. Zresztą komentarze bezpośrednio pod jej adresem dość rzadko padały, a na pewno nie miała się ich doczekać ze strony wpuszczających ją do królewskiej alkowy. Znali ją, wiedzieli o zwyczajach króla w goszczeniu przynajmniej dwóch z mieszkanek dworu w swych komnatach.
Suknia zaszeleściła w momencie przekroczenia progu. Jej burgundowy materiał opinał ciasno sylwetkę, kopertowy dekolt dawał jedynie przedsmak tego, co miała zaoferować mężczyźnie, wyswobadzając się wkrótce ze zbędnych w tym pomieszczeniu ubrań. Strój, podobnie jak połyskujący na szyi medalion stanowiły prezenty od niego - zdawał się czerpać przyjemność, widząc ją w rzeczach stanowiących podarunek, znaczących o jej przynależności do tylko jednego mężczyzny i niedostępności dla jakiegokolwiek innego adoratora. Drzwi zatrzasnęły się, pozostawiając ją w ciszy pomieszczenia. Już pobieżne zlustrowanie jego zawartości przynosiło świadomość o dwóch dość niespodziewanych faktach. Po pierwsze Daerona nie było w jego sypialni - świadectwem, że przebywał tu jeszcze nie dawno były ubrania, w których widziała go wcześniej. Przebrał się i udał... Dokąd? Zapewne skupiłaby się na znalezieniu odpowiedzi na to pytanie, gdyby nie druga z informacji - nie była w pomieszczeniu sama. Jej spojrzenie napotkało wzrok innej niewiasty, jej obecność tutaj w równej mierze niespodziewana, co zupełnie do przewidzenia. Nim absurd sytuacji dotarł do jej umysłu, usta już układały się, by wyrzucić z siebie zdawkową wypowiedź.
- Przyjdę później - żadnego powitania, żadnego przepraszam. Tylko te dwa słowa towarzyszące jej obrotowi w miejscu, gdy wciąż walcząc ze zbytnim skupieniem się na tej dziwnej sytuacji, zdecydowana była zwyczajnie oddalić się naprędce z alkowy. Nagle pożałowała też, że była zupełnie trzeźwa. Wino z pewnością pomogłoby teraz. Dużo wina.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySro 15 Sty - 10:42

To był jeden z tych bardzo rzadkich, ale tym wspanialszych dni, który mogli spędzić razem, bez przeszkód, bez wymaganej etykietą oficjalności, bez zdawkowych rozmówo na korytarzach pełnych sept, dwórek i strażników. Haerys nie wierzyła w swoje szczęście, w to, że Daeron był już na stałe w Królewskiej Przystani, a gdy księżyc jeszcze nie zniknął zupełnie w nowiu, po wypełnieniu królewskich obowiązków, obdarował ją najcenniejszym podarunkiem. Czasem. Kilkoma wykradzionymi godzinami, przeznaczonymi tylko dla nich, dla długich rozmów, opowieści, tych pięknych i tych strasznych, dla pouczeń i słów dumy – i w końcu dla czułości, niepewnej ze strony Haerys, rozwijającej się naturalnie z płomieniem pożerającym powoli knot świecy. Tęskne objęcia, dotknięcia dłoni, pocałunki pełne szacunku i oddania, roziskrzone spojrzenia; nic nie działo się szybko i gwałtownie, było wręcz tak naturalne, jak oddychanie – pochodzili z łona tej samej matki, wychowali się razem, łączyła ich jednak nie tylko krew, a smocza iskra, widoczna w rozszerzonych źrenicach, gdy wygody fotel ustąpił miejsca sypialnianej otomanie, a później: miękkości królewskiego łoża. Spoglądała na niego spod półprzymkniętych powiek, oddychając coraz ciężej, w końcu ciepła, spokojna: wiele miesięcy zajęło Daeronowi oswojenie młodszej siostry, przełamanie murów postawionych przez Lancela. Nie wiedział o tym, nie odważyła się mu powiedzieć, pewna, że wtedy by nią wzgardził, odepchnął; że nie dotykałby jej z takim żarem, a z obrzydzeniem. A potrzebowała jego akceptacji, swobody, czułości; dowodu tego, że jest chciana i hołubiona, piękna i młoda, budząca pożądanie, ale przede wszystkim – miłość. Mogącą rozkwitnąć tak bujnie – pomimo skrywanej w tajemnicy hańby Erys - tylko między rodzeństwem. W tych wykradanych królowi chwilach czuła się naprawdę szczęśliwa, ale mimo piękna bliskości powoli odzywał się żal i smutek, nasilający, gdy tylko Daeron zniknął za drzwiami prowadzącymi do prywatnej łaźni, by się odświeżyć. A może by ukryć zawód wypisany na przystojnej twarzy? Znów wyślizgnęła mu się z rąk, nie pozwoliła na więcej, a to, czym go obdarowywała – zarumieniona, zawstydzona i zdezorientowana – wydawało się niewystarczające. Nie okazał tego żadnym słowem ani czynem, szeptał do ucha czułe słówka, uświęcając ich niepełną bliskość lepkim spełnieniem, lecz Erys wiedziała, że go zawodziła; że nie mogła oddać mu się w pełni, jak kobieta, a nie podlotek o drżących dłoniach i oczach wstydliwie skrytych za woalką rzęs.
Kiedy więc leżała sama w jeszcze ciepłym łóżku, przyciskając policzek do pachnącej Daeronem poduszki, ledwie powstrzymywała łzy. I ulgi, i radości, i bezbrzeżnego smutku. Zawsze emocje kierowały nią silniej niż innymi, odzywając się w umyśle dzikim, chaotycznym wrzaskiem, a nie spokojnym szeptem. Potrafiła płakać ze szczęścia i rozpaczy jednocześnie: na razie jednak po prostu odpoczywała, próbując uspokoić zbyt szybko bijące serce i powstrzymać się od ześlizgnięcia się z łóżka i pójścia do łaźni, by go przeprosić. Zanim jednak podjęła decyzję, usłyszała kroki a później trzask zamykanych drzwi.
Uniosła rozczochraną głowę znad poduszek, zamierzając oddalić zaufanego strażnika, chcącego wypełnić obowiązek sprawdzenia bezpieczeństwa króla – ale zamiast postawnego mężczyzny w zbroi dostrzegła sylwetkę zupełnie odmienną. Niższa, okrąglejszą, w pełni kobiecą i kuszącą, odzianą w burgund podkreślający dorosłe kształty, wiotkość talii i przyciągający uwagę łuk bioder. Spoglądała na nią najpierw zaskoczona, później – bardzo intensywnie, podobnie pewnie, jak zazwyczaj witający ją w swych komnatach Daeron, sunąc wzrokiem po całej sylwetce.
- Zostań – poleciła ochrypłym tonem, kapryśnym i niechętnym, ale na tyle apodyktycznym, by – jak miała nadzieję – Aenessa nie zdążyła powrócić do zamkniętych już drzwi. Zawsze traktowała ją w ten sposób, instrumentalnie, z wyższością, ale od kilkunastu księżyców już bez dziecięcej, budzącej raczej żałość niż irytację, złośliwości. Podniosła się nieco na poduszkach, próbując poskromić srebrzyste kosmyki, naelektryzowane i nieułożone, bez powodzenia, ciągle nie odrywała też spojrzenia od dwórki. Nie wyglądała na zachwyconą, nic dziwnego, pierwszy raz widziały się w tak jednoznacznej sytuacji – czy Valeryonówna to przewidywała? Czy Daeron zdradzał swoje uczucia wobec siostry? Wątpiła, z drugiej zaś strony, Nessa nie była głupią gęsią z Doków, bystra i spostrzegawcza, już przed laty zdradzała przecież uczucia kochanka w krępującej, nocnej rozmowie. Wiele się od tamtego czasu zmieniło. – Powinien wrócić za kilka chwil, jest w łaźni – poinformowała łaskawie, siadając na łóżku i poprawiając rozchełstaną halkę, na moment obnażającą smukłe, białe ciało. Nie czuła zazdrości ani gniewu: za bardzo kochała Daerona i czuła się zbyt niewystarczająca, by móc zapłonąć groźnym ogniem. Znów zawodziła, odrzucała go, wystraszona, lecząc męską pożądliwość czułościami chłopca i dziewczyny, a nie mężczyzny i kobiety. Wiedziała o tym. I widziała w Aenessie rozwiązanie, szansę na to, by król otrzymał to, co mu się należało. – To naprawdę najwygodniejsze łoże w jakim odpoczywałam – dodała tonem wyjątkowo jak na królewnę przyjaznym, choć zacięta i smutna mina nieco mu przeczyła. Romantyczny rumieniec lśnił jeszcze na bladej twarzy, oczy błyszczały, a usta były wilgotne od niedawnych pocałunków, lecz mimo to wydawała się pełna nostalgii i…wstydu? – Przyszłaś tu, żeby mu służyć? – spytała wprost, paradoksalnie bezpruderyjnie, zaprzestając prób doprowadzenia fryzury do porządku. Zacisnęła dłonie na prześcieradle, wyczekująco spoglądając na stojącą na środku sypialni piękność. Rywalkę, zastępczynię, towarzyszkę w tej niegodnej przygodzie? Nie wiedziała, jak ją postrzegać, jeszcze nie.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySro 15 Sty - 14:13

Zatrzymała się, a przecież powinna była iść. Okazać tę odrobinę nieposłuszeństwa wobec osoby, której wydawało się, jakoby mogła rozstawiać Velaryonówną po kątach niczym jedną ze swych zabawek jakby tylko dlatego, że to jej matka, a nie ojciec nosili smocze nazwisko. Chęć buntu wypełniała członki kobiety wraz z krążącą po nich krwią, rozpalając je i podejmując próby zmuszenia ich działania. Hamował je chłód logiki, przemawiał przez nią, szepcząc cicho o bezsensowności podobnego zachowania i konieczności zatrzymania w pamięci, po co tu przyszła. Przybyła przecież do komnat dla Daerona, nie jego krnąbrnej siostry. Gdyby faktycznie teraz wyszła, mogłoby to oznaczać zawiedzenie jego oczekiwań, gdy usłyszałby o jej ucieczce w panice, porównywalnej do przestraszonego psa spłoszonego głośniejszym stąpnięciem człowieka. Stała więc napięta jak struna, z uniesionym podbródkiem, wyglądając tak dumnie, jak było to tylko fizycznie możliwe. Jeśli jej matka zniosła romans ich ojca z księżną Dorne, to Aenessa powinna pozostać niewzruszona w obliczu natknięcia się na drugą z kobiet życia Daerona, o której przecież już wcześniej wiedziała. Nigdy nie znała jednak szczegółów, dla własnego dobra unikając uparcie ich tematyki w rozmowach. Upychała niechciane pytania i odgradzała je murem, pilnując, by choć jedno nie wymknęło się nieopatrznie na wolność. Czasem, w chwilach zapomnienia, gdy czuła się nazbyt bezpiecznie w swym ciele i umyśle, udawało im się im jednak przechytrzyć ją, prześlizgnąć na światło dzienne. I tak klękałaby przed nim, zupełnie niezrażona teoretyczną uwłaczającą naturą tego położenia i nagle zastanawiała się, czy duma Haerys pozwoliłaby jej ugiąć kolana dla tak "perwersyjnych" pieszczot. Gdy na przemian z jej imieniem łaskotał kobiece ucho wyznaniami miłości, coraz bardziej spiesznymi i rozgorączkowanymi, ona nie mogła powstrzymać wątpliwości, czy i inna słyszała to samo, jedynie z podmienionym mianem. Nigdy nikomu nie wspominała o tych pojedynczych nieprzyjemnościach, postrzegając je jako słabość własnego ducha. Sama zgodziła się na tę sytuację i musiała, jak na dorosłą kobietę przystało, znosić jej niedogodności bez użalania się nad sobą.
Odwróciła się powoli ku swej rozmówczyni, nie unikając jej postaci wzrokiem - spojrzenie lawendowych oczu spotkało się z tym rzucanym przez oczy w kolorze indygo. W innych okolicznościach być może uniknęłaby podobnego nietaktu, kierując wzrok ku ziemi, teraz jednak pozwalała sobie na podobne zignorowanie konwenansów. Ich relacje zbyt często wymykały się zasadom rządzącym dworskim życiem, by młódki zdolne lub chętne były przestrzegać ich na każdym kroku. Żadnej z nich nawet nie powinno było tutaj być - ręka królewny obiecana była już innemu mężczyźnie, który z pewnością odczytałby jej aktualne położenie jako ujmę na honorze. Sama Aenessa, choć wciąż była panną na wydaniu, winna była unikać kontaktów z przeciwną płcią, zachowując się dla nieznajomego mężczyzny, któremu w ramach czegoś na kształt handlowej umowy wciśnięto by ją do łóżka, by rodziła dzieci o ojcostwie nie do podważenia. Jeśli miałaby szczęście, być może nawet nawiązałaby ze swym panem mężem przyjaźń, a on nie piłby za dużo i nie unosiłby na nią ręki w czasie kłótni.
Nie spojrzała ku drzwiom, za którymi zniknąć miał Daeron, od momentu odwrócenia się frontem ku Haerys nie drgnęła nawet, jakby cała jej postać zamieniona została w posąg. I jej twarzy wydawała się adekwatna dla statuy - pozbawione niemal zupełnie wyrazu, obojętna na szaleństwo ich położenia, na kolejne słowa. Wiem, cisnęło się jej na usta. Wiem, że wróci za niedługo, nie przywykł do marnowania czasu w łaźni, jeśli jest w niej sam. Wiem, że to łoże jest wygodne, spędziłam w nim niezliczone godziny, noce. Przełykała kolejne wypowiedzi, próbując doszukać się w słowach tamtej złośliwości - Aenessa zbyt wiele razy słyszała ją w tonie wypowiedzi królewskiej siostry, by teraz umknął jej brak takowej, a jednak kąsały ją. Po cóż kazała jej zostać? By dla własnej rozrywki spróbować wzbudzić je dyskomfort, wpędzić ją w zazdrość, która niewątpliwie zatrułaby relację między kochankami. Czy wszystko było starannie zaplanowaną rozgrywką, czy tylko chwilowym kaprysem rozpuszczonego dziewczęcia? Nieważne jak wiele razy Daeron nie opowiadałby o pozytywnych cechach swej siostry, ile razy sama Velaryonówna nie próbowała się ich doszukać, ostatecznie nie mogła spoglądać na nią jednoznacznie przychylnie. Zwłaszcza gdy określała relację Targaryena i dwórki jako "służbę". Mógł być jej królem, ale nawet jego słowo nie zmusiłoby ją do wykonania choć jednej z rzeczy, których podejmowali się w alkowie, gdyby sama ich nie pragnęła. Tylko głupiec próbowałby nagiąć ją do swej woli, uczynić z nią lalkę do zabaw w wybranym czasie, miejscu i ulubionym sposobie, a ich władca głupcem nie był.
- Przyszłam tu dla wspólnie spędzonego w przyjemny sposób czasu - uściśliła, pilnując, by żadna z emocji nie wkradła się między słowa. Złączyła za plecami dłonie, ściągając łopatki i prezentując się możliwie godnie. - Jednak skoro cieszy się obecnie innym towarzystwem, wydaje się właściwym, bym wróciła w innym czasie.
Czy brzmiała wystarczająco neutralnie? Starała się naśladować ton, którego wymagały od niej gry na salonach królewskiego dworu, gdzie każdy zlepek liter oglądany był pod lupą przez dziesiątki doświadczonych oczu. Jedynym słowem, które dawało jej nieco satysfakcji było "obecnie", implikujące krótkotrwałość tej chwili i fakt, że Daeron, tak czy inaczej, odszuka jej towarzystwo "w innym czasie". Zawsze wracał, zdobywając ją na nowo - tak ciało, jak i serce, chciwy, a jednocześnie szczodry w czułościach. Może ten głód, który wyczuwała w ich zbliżeniach, sprawiał, że faktycznie była zdolna przyzwolić na ten nierozsądny układ - nieludzkimi wydawały się próby ograniczenia go w jakiejkolwiek mierze, również na płaszczyźnie damsko-męskich relacji. Być może powinna się cieszyć, że miał tylko je dwie, przynajmniej na "stałe".
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptyPią 17 Sty - 11:12

Wpatrywała się w Aenessę uparcie, próbując patrzeć na nią oczami Daerona, wyłuskać to, co mu się w niej spodobało, co go ujęło – i czym dwórka obdarzała go tak chętnie, entuzjastycznie i odważnie. Złote włosy o cieplejszym niż u Targarynów odcieniu, lawendowe, pastelowe oczy o łagodnym wejrzeniu, miękkie, finezyjnie upięte, jak na dojrzałą, rozkwitniętą kobietę przystało. Proporcjonalne kształty, miękkie, kuszące, w niczym nieprzypominające jeszcze źrebięco wydłużonych kończyn samej Haerys, zbyt smukłej, zbyt nieporadnej, zbyt wystraszonej i zachowawczej, by móc ofiarować Daeronowi to, czego najbardziej pragnął. Zauważała każdy detal świadczący na korzyść dwórki, a świadomość własnych braków ścisnęła gardło królewny jeszcze mocniej, na długą chwilę zmuszając ją do pochmurnego milczenia.
Nienawidziła się tak czuć, gorsza, wybrakowana, nie spełniająca oczekiwań mężczyzny, którego prawdziwie kochała – z niecierpliwą wzajemnością.
W końcu przestała się ranić, spuściła wzrok, badawczo przesuwający się po burgundowej sukni Aenessy, wręcz ją rozbierający - i otarła rękawem koronkowej koszuli oczy, mając nadzieję, że zostanie to odebrane jako próba pełnego rozbudzenia a nie dyskretne otarcie śladów łez z ich kącików. Później wyprostowała się dumnie, na tyle, na ile mogła taką pozycję przyjąć na siedząco, wśród skołtunionej pościeli, z włosami w nieładzie, w łożu, które mogło być niedługo przeznaczone córce morskiego lorda z Braavos – a przynajmniej takie szepty słyszała na korytarzach. Już nie wierzyła w słodkie słowa, w wizje ślubu pomiędzy rodzeństwem, wspaniałego dopełnienia woli bogów, ale dawała się mamić; tak było łatwiej, przyjemniej, bezpieczniej, w końcu i tak nie mogła dać królowi tego, co mu się należało.
W odróżnieniu od sztywno stojącej nieopodal kobiety, spiętej i wyniosłej niczym posąg wzniesiony na marmurowej posadzce. Zaskoczonej? Złej? Zazdrosnej? Zasmuconej? Nie potrafiła odczytać niż w stężałej w wyrazie obojętnego szacunku, pięknej twarzy Nessy – świadoma, że w kontraście jej własna, zarumieniona, lekko wilgotna od potu i pocałunków, obnaża każde uczucie. Spełnienia i bezradności, satysfakcji i poczucia winy, a także zawstydzenia. Dzieliło ich zaledwie kilka lat, lecz w doświadczeniu wywodzącym się z alkowy były to całe eony. – Dziwi cię moja obecność tutaj? – spytała, prowokująco, tylko po to, by nieco ukryć za fasadą słów obniżone poczucie własnej wartości. Obiektywnie niesłusznie zranione; Daeron wybrał ją, kochał ją, akceptował, pomagał, nie naciskał, nie zmuszał; szanował i oddawał cześć – a mimo to czuła, że go zawodzi. – W przyjemny sposób. Co to znaczy? – kontynuowała wywiad, powoli przesuwając się na brzeg łoża i odrzucając miękkie prześcieradła. Spuściła bose stopy na ziemię, poprawiła tkaną z koronki halkę. Drugie pytanie nie było złośliwe, naprawdę chciała się dowiedzieć, rozdrapać płytkie rany. Co takiego ofiarowywała mu Aenessa? Do czego była zdolna dwórka? Ile była w stanie poświęcić, ciała, godności, dla tego rozkosznego sposobu spędzania razem czasu? Fizyczna bliskość ciągle była dla Erys czymś trudnym: chciała tego i obawiała się, nie poddając się w pełni namiętności brata. Lancel pozostawał jedynym mężczyzną, który otrzymał prawa do pełni jej intymności – a raczej brutalnie je wymusił.
- Cieszy się – znów powtórzyła, głucho; czy naprawdę radował się jej towarzystwem? Kilka minut temu, gdy oddychał ochryple w jej szyję, wątpliwości prawie nie istniały, ale każda sekunda rozłąki budziła w zazwyczaj aroganckiej Erys wątpliwości. Podsycane obecnością Nessy, dalej niewzruszonej, z dłońmi zaplecionymi za plecami, grzecznej i pełnej szacunku, choć w spojrzeniu jasnofioletowych oczu czaiło się coś jeszcze, czego nie mogła w pełni zinterpretować. Znów otarła oczy, bardziej przypominając zmęczoną i rozczochraną po niewinnych zabawach dziewczynkę niż przyćmiewającą niewinnym urokiem kobietę. Czyżby dlatego na nią nie naciskał – bo dorosłe, budzące dyskomfort pragnienia zaspokajała dwórka? – Możesz się rozebrać – albo przygotować się w inny sposób – znów podniosła na nią wzrok, nieodgadniony, wzruszając szczupłymi ramionami. Decydowała za Daerona, chcąc podarować mu tego wieczoru to, co pozostawało poza jej zasięgiem. A jeśli musiała przy tym przezwyciężyć zazdrość i smutek – trudno, prawdziwa miłość wymagała wielu poświęceń. Skoro nie była gotowa na takowe z własnego ciała, musiała chociaż złożyć dar z innego, dławiąc zazdrosną słabość królewny.
Podniosła się powoli z łoża, obciągając halkę i rozglądając się za suknią: ta leżała niczym krwista plama materiału, niedaleko stojącej Aenessy. Ruszyła w jej stronę, mimo wszystko zawstydzona tak, jakby szła przez komnatę całkiem nago. Zazwyczaj nie miała takich oporów, służki i dwórki kąpały ją, pomagały ubierać suknie, nacierały ciało olejami, akceptowała ten dotyk nawet ostatnio, uspokajając paniczne instynkty, ale w tej sytuacji nawet luźna halka, zakrywająca praktycznie całą sylwetkę, wydawała się ubraniem niemoralnym. – To ma pozostać między nami – poleciła surowo, przystając tuż przed dwórką, odrobinę wyższa od niej, ale mimo to ciągle bardziej dziecięca, niepotrafiąca przezwyciężyć własnego przerażenia. Sądziła, że nie musi uszczegóławiać prośby; o intensywniejszej bliskości, jaka łączyła ją z Daeronem, wiedziała tylko Shaena i zaufani strażnicy. A przynajmniej tak sądziła; nie było przecież niczego dziwnego w wspólnym przebywaniu w rodzinnych komnatach, w drogich podarunkach dla młodszej siostry, w listach pełnych miłości. Nie chodziło o moralne oburzenie, wszak stosunki między rodzeństwem były dla ich rodu czymś normalnym – ale brzydkie plotki lubiły dziwić prosty lud, nie mówiąc już o delikatnej membranie polityki. Lannisterzy, namiestnik zajmujący się ożenkiem króla, inni, zbyt prymitywni, by pojąć piękno najczystszej miłości – nie, to, czymkolwiek by ono nie było, nie mogło żyć swoim życiem w wyobrażeniach innych.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptyPią 17 Sty - 17:37

Powinna była się przyzwyczaić do bycia obdzieraną wzrokiem z szat - zbyt często czyniły to fioletowe oczy, ilekroć wraz z kochankie znaleźli się we wspólnej przestrzeni, która nie pozwalała zedrzeć zbędnych warstw materiału własnymi rękoma. Zawsze jednak wzrok ten należał do jednej osoby, jednego mężczyzny, przed którym nie bała się obnażyć i dla którego, gdyby tylko poprosił, gotowa była zrobić praktycznie wszystko. Inni młodzieńcy, przynajmniej ci znający plotki krążące po Czerwonej Twierdzy, ograniczali swe zakusy, skupiając uwagę na mniej kontrowersyjnych celach i dając jej względny spokój. Teraz jednak to inna przedstawicielka płci żeńskiej, siostra kochanka, patrzyła na nią. Na ogół spojrzenie królewny zdawało się ciskać sztylety towarzyszące ostrym słowom wymierzonym w dwórkę, podczas gdy teraz próbowało jakby doszukiwać w jej postaci ponętności kształtów. I choć Velaryonówna czuła się w swym ciele pewnie, będąc mu wdzięczna za przynoszone przyjemności i znając jego limity, to w tej chwili miała ochotę zakryć je przed oceną, co przecież nie mogło nastąpić. Nie tylko nie miała w zasięgu nic, czym mogłaby rozdzielić siebie i Haerys, ale własna duma nie pozwoliłaby jej skulić się za tarczą, niczym chłystek na polu walki bojący się wystawić na ostrzał wrogich łuczników. Żadna krzywda nie miała jej się stać, tchórzostwo w tej sytuacji byłoby nie na miejscu - nie gdy były w pomieszczeniu stanowiącym jej drugą sypialnię, alkowie mężczyzny, z którym wspólną przyszłość wciąż złudnie planowała.
Podobnie jak inne mieszkanki dworu słyszała o Braavoskiej dziewce, którą część dworu widziało u boku Daerona jako sposób na zacieśnienie relacji i zawarcie sojuszu z bogatym Wolnym Miastem. Sama jednak wciąż wierzyła, niezależnie od faktu, iż teoretycznie wraz z wiekiem winna była rozsądniej podchodzić do pewnych spraw. Zrozumieć ileż znaczą uczucia w porównaniu do wymiernych korzyści związanych z władzą i politycznymi rozgrywkami. A jednak, gdy słyszała wyznania miłości, nie potrafiła zwizualizować sobie przyszłości innej niż u jego boku, niezależnie od tego, czy będzie wówczas tytułowana królową, czy wciąż faworytą. Sytuacja kochanki nie była idealna, ale była dobra, a tyle wystarczało jej do szczęścia, o ile wciąż mogliby dzielić ze sobą, choć pojedyncze wieczory.
Najwyraźniej dość dobrze udało jej się odegrać zupełną neutralność, zatrzymać kłębiące się w piersi emocje z dala od światła dziennego i królewna zgadywać musiała, jaką reakcję wywołała u Aenessy. Był to mały sukces, ale gotowa była cieszyć się nim, zwłaszcza gdy cała ta sytuacja wydawała się jedną wielką porażką.
- Nie tak, jak powinna - odpowiedziała, zupełnie spokojnie, nawet jeśli zaraz po wypowiedzeniu słów musiała zagryźć boleśnie wnętrze policzka, by nie okazać swego zmieszania i cierpienia. Nie dałaby jej tej satysfakcji, nie pękłaby... A jednak brwi zbliżyły się lekko, a linia ust zacisnęła ledwo widocznie. Mimo wszystko nie była z marmuru, choć kolejne z pytań miało jej dać odrobinę wybawienia, posyłając myśli w nowym kierunku. Czemu królewna dopytywała o to w momencie, gdy sama w niejednoznacznych okolicznościach znalazła się w królewskiej alkowie? To oraz fakt, że wciąż ubrana była w halkę, dawało podstawy do sądzenia, iż nie zbliżyła się z bratem w ten sposób, w jaki czyniła to dwórka. Pragnęła zachować cnotę na noc małżeńską, z kimkolwiek by ona nie nastąpiła? Było to dziwne, niepasujące wręcz do postaci Haerys, co skłaniało do głębszej analizy sytuacji - miała do niej powrócić jednak dopiero jutro. Teraz należało udzielić odpowiedź.
- Rozmowa. Pocałunki. Butelka wina. Później zapewne będziemy się kochać - powiedziała, nie bawiąc się z półśrodki. Jeśli rozmówczyni pragnęła szczerości, może wręcz nieprzyzwoitych słów, to Aenessa nie zamierzała chodzić jak na palcach wokół jej wątłej postaci, zbyt dobrze pamiętając ich dawną, nocną rozmowę na podobne tematy. Kusiło, by zdradzić więcej szczegółów, opowiedzieć o rodzaju pieszczot, jakich miała okazję doznać z jego strony wielokrotnie na przestrzeni lat, a także jakimi bez skrupułów obdarowywała kochanka. Wskazać, że łóżko, w którym wygodnie wylegiwała się jeszcze przed chwilą młódka, widziało setki ich wspólnych spełnień, chwil zupełnego oddania. Mimo tych podszeptów ugryzła się w język, czekając na reakcje, jedynie na chwilę odrywając wzrok i przesuwając go ku zakrytemu zmierzwioną pościelą materacowi.
Zignorowała echo jej własnych słów padające z ust królewny, jakby wcale nie dotarły do jej uszu i dopiero swoiste polecenie zdołało wyrwać z niej reakcję, zaburzającą nawet wcześniejszą kompozycję. Nie, nie było to polecenie, a "przyzwolenie" na właściwe przygotowanie się do "obsłużenia" władcy. Uniosła jedną z brwi nie dowierzając w zasłyszaną wypowiedź, by następnie zdusić wślizgujący się na usta uśmiech, który objawił się jedynie drżeniem ich kącików. Dopiero wraz z ich uspokojeniem mogła przejść do czynu, a więc faktycznego zrzucenia z siebie zbędnych ubrań. Odwróciła się od Haerys, czy to w ramach starań, by choć trochę skryć się przed jej wzrokiem, czy też, by zapewnić królewnie odrobinę prywatności w czasie zakładania odzienia, które rzucone było nieopodal Velaryonówny. Wiązanie jej własnej sukni bez problemu ustąpiło przed wprawnymi palcami, pozwalając wierzchniemu okryciu zsunąć się powoli z ciała. Burgund ustąpił pełnoprawnemu szkartałtowi obszytemu czarną koronką, gdy jedynym co wciąć chroniło nagość przed kolejnymi dociekliwymi spojrzeniami, jeśli tylko młodsza z dziewcząt zechciałaby takowe posłać, okazała się koszula oraz pończochy wyraźnie prezentujące się jak dobrany zestaw. Uniosła następnie dłonie ku włosom, uwalniając pierwsze ich jasne kosmyki, zamarła jednak w połowie drogi ku zupełnemu rozpleceniu fryzury, słysząc pełnoprawny rozkazc.
- Oczywiście. Jesteśmy wszak w tym we troje. Nie uczynię nic, co mogłoby zaszkodzić któremukolwiek z nas - odparła, odwracając się bokiem, tak by choć kątem oka spojrzeć mogła w twarz Haerys. Jakkolwiek tamta mogła postrzegać obecność Aenessy niczym coś "dodatkowego", to wszyscy tkwili równie mocno w tym nietypowym, jeśli nie wręcz niezdrowym, układzie. Nikt inny nie mógł zrozumieć, uczuć tej drugiej względem Daerona tak jak każda z nich. Nie mógł dać mu tego, co otrzymywał od nich. Ten mężczyzna sprowadziłby zgubę na nie obie, a one podążyłyby ku niej z uśmiechem na ustach, być może nawet weselszym, niż ten, który teraz rysował się delikatnie na twarzy blondynki. Siostra jej... ich kochanka mogła dostrzec go tylko przez ułamek sekundy, nim Velaryonówna znów nie odwróciła się do niej plecami, wracając do wyswabadzania ze splotu złotych kosmyków.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySro 22 Sty - 13:01

Wzrok Haerys nie łagodniał, więc przeciwnie, przybierał na intensywności, jakby dziewczyna obudziła się z głębokiego snu i wyłuskiwała z rzeczywistości coraz wyraźniejsze fragmenty układanki. Składającej się na obraz kochanki, kobiety upadłej, szanowanej dwórki, córki wpływowego rodu chorążych, podległych Koronie. Dlaczego godziła się na utratę tych przywilejów, ryzykowała dobrą opinią, nadwyrężała siłę swego nazwiska? Czy służenie królowi w alkowie, przychodzenie tu na każde jego wezwanie, gdy znudził się innymi kobietami, spotkanymi podczas oficjalnych podróży, dawało tyle przyjemności, by przechylić czarę decyzji na stronę nieobyczajną, wręcz oburzającą? Królewna zrobiła kolejny krok, a chłód posadzki nieprzyjemnie drażnił bose, drobne stopy – to jednak nie zdekoncentrowało jej w ogóle, nie sprawiało, że uciekała wzrokiem od krągłej linii sylwetki Aenessy. – A powinna dziwić? – odpowiedziała zadziwiająco miękko, odgarniając srebrzyste włosy za ramiona; były nieposłuszne, naelektryzowane, tak samo jak spojrzenie ciemnogranatowych oczu o rozszerzonych źrenicach. – To komnaty mego najdroższego brata, mego wsparcia i wzoru, ku któremu wybiegam myślami i sercem. Znam go całe życie, dzieliliśmy łono naszej matki, krystalizują się w nas najwspanialsze geny Targaryenów – kontynuowała z czułością drżącą w każdym słowie, a ostry wzrok nieco złagodniał, nie tracąc jednak ukrytej za nostalgią drapieżności. – Nic dziwnego, że jesteśmy blisko – i że łączy nas coś wyjątkowego – w ton głosu wkradło się coś w rodzaju politowania, wyższości, tak mile łechcącej niespokojny wstyd dziewczyny, kojącej poczucie zawodu, jaki czuła, odmawiając zapalczywym dłoniom Daerona. – Ale wizyta dwórki też nie dziwi, zwłaszcza tak urodziwej; jak myślisz, ile piękności przeszło drogę wstydu ku tej komnacie? Ile z nich poznałam, gdy Królewska Mość był jeszcze młodzieńcem, zaledwie zapowiedzią wspaniałego mężczyzny, jakim się stał? – spytała poważnie, z lekkim rozbawieniem, powoli okrążając stojącą wyniośle blondynkę. Nie dziwiła się zachwytowi, który budził król; był postawny, przystojny, czarujący i tak pełen charyzmy, że tłumy szły za nim bez zawahania. Nie pojmowała natomiast męskich pragnień, te budziły w niej lęk, kojarzyły się z zagrożeniem, z czymś nieprzewidywalnym, czemu wolała usunąć się z drogi. Gdyby Daeron wykazał się gwałtownością, nawet siostrzana miłość nie odbudowałaby ich relacji; tak się jednak nie stało, oswajał ją, dbał o nią, troszczył się, szanował. A ona odwzajemniała mu się bezkresnym oddaniem – i skutecznym tłumieniem zazdrości. Był zbyt wspaniały, by mogła mieć go tylko dla siebie; ważne, że żadna inna kobieta, goszcząca w jego łożu, nie nosiła miana siostry i królewny.
- Kochać– powtórzyła znów tonem wieloznacznym, krótkim, pozornie zblazowanym, jakby uczyła się nowego, trochę wulgarnego określenia. – Większość uznałaby to raczej za naiwne działanie niegodne niezamężnej kobiety - Gorycz wypłynęła na jej usta; dałaby wiele, by uwierzyć, że miłość można okazywać w taki sposób; że zespolenie ciał nie musi przynosić bólu i hańby. I patrząc na śmiałość i oddanie Aenessy, powracającej uparcie do łoża Daerona, lęk malał, powoli, ale jednak.
- Mi także? – spytała wprost, również porzucając konwenanse, które i tak rzadko kiedy przysłaniały w rozmowach z Velaryonówną prawdziwe intencje. Czy nie była zazdrosna o wyjątkowe miejsce, jakie zajmowała siostra w sercu ukochanego; czy nie chciała jej skrzywdzić, widzą ją u boku brata podczas uczt czy wypełniania zwykłych, królewskich obowiązków? Haerys zastanawiała się, czy dwórka jest tak głupia, czy może tak zaślepiona miłością – doświadczenie wskazywało na drugą odpowiedź, wszak Nessa nie należała do urodziwych acz pozbawionych rozumu ślicznotek. Wymagania Daerona rosły wraz z wiekiem.
Przesunęła dłonią po nagim ramieniu kobiety, z miną wyrażającą zarówno fascynację, jak i sugerującą surową ocenę; tak przyglądała się egzotycznym tkaninom, próbując dociec, czy są wystarczająco piękne, by zasłużyć na jej uwagę – i bycie blisko ciał władcy. – Jesteś jedną z ładniejszych, które miał – łaskawie pozwoliła sobie na pochlebstwo, całkowicie szczere, a chłodne palce kontynuowały dotyk, obrysowując linię obojczyków blondynki – tylko spojrzenie przesuwało się niżej, po szkarłatnej bieliźnie, odmalowując na twarzy Erys ciągle tą samą mieszankę: zaciekawienia i zdruzgotania podobną brudną niemoralnością. Zdawało się, że zapomniała o własnej sukni i zawstydzeniu, skupiona tylko na obnażającej się sylwetce Aenessy. – Wierzę, że przynosisz mu radość. I że spełniasz każde królewskie żądanie. Twój wygląd skutecznie burzy krew – powiedziała w końcu łagodnie, przesuwając się tak, by stać naprzeciw roznegliżowanej kobiety – i zdecydowanie sięgnęła ku ozdobnym spinkom, pomagając opaść złotym puklom na ramiona blondynki. Przeczesała je palcami, ułożyła odpowiednio na gorącej skórze, tak, jakby dopieszczała ostatnimi pociągnięciami pędzla dzieło sztuki. Później poklepała dziewczynę po policzku, delikatnie, prawie pieszczotliwie - i zrobiła krok do tyłu, z zadowoleniem obserwując ofiarę: składała Daeronowi nie tylko Nessę, ale głównie swoje uczucia, zazdrość i niepewność; zadośćuczyniła za niewinną bezradność. Zastanawiając się, czy będzie myślał o niej: w końcu to, co pozostawało niezdobytą tajemnicą, bardziej nęciło mężczyzn.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySro 22 Sty - 19:24

O tak, taką Haerys znała o wiele lepiej - pełen wyższości ton i kolejne próby zdeprecjonowania osoby dwórki. Pokazanie, jak mało była warta, mimo łączącej ich wszystkich krwi, gdy w grę wchodziło noszone nazwisko i fakt, że nie dane jej było poznać Daerona wcześniej, niż przed kilkoma laty. Jeszcze dwa dni imienia temu Aenessa potrafiła wziąć to do siebie, a czasem, choć nigdy nie przyznałaby tego na głos, uszczypliwe komentarze skłaniały ją do skrywania wieczorami zwilżonej łzami twarzy w wypełnionej pierzem poduszce. Dziś wciąż jeszcze powodowały ból, ale zdawała się do niego przyzwyczaić, tak jak miało to miejsce w przypadku niemiłych woni stolicy. Zbyt długi kontakt sprawiał po prostu, że uodparniała się na daną nieprzyjemność życia i tak zadziało się i z nią. Młódka ze spokojem nauczyła się przytakiwać wywyższaniu się królewny, podobnie jak robiła to w rozmowach z najmłodszymi, gdy ci przechwalali się swymi "wspaniałymi" umiejętnościami mającymi zaprowadzić ich do stania się najlepszy rycerzem Westeros lub przyszłą panią najwspanialszego zamku kontynentu. Być może faktycznie łączyło Haerys z bratem coś wyjątkowego, ale nic unikalnego, przynajmniej w oczach Aenessy. Słowa, jakoby tkwili w tym wszystkim we troje, były autentyczne, szczerze wierzyła w podobne ułożenie ich relacji. Nawet uznanie jej za jedną z wielu kochanic króla, w których istnienie swoją drogą nie wierzyła, nie było w stanie zaburzyć tegoż obrazu. Oczywiście, że miał przed nią inne - nawet tak utalentowana osoba, jak Daeron nie okazałaby równej wprawy w zapewnianiu przyjemności w alkowie, gdyby nie stało za nią odpowiednie życiowe doświadczenie. Być może były ich dziesiątki, być może wciąż odwiedzały jego łoże, gdy wyjazdy odbierały mu możliwość cieszenia się ciepłem jej ud, ale to ona miała miejsce w jego życiu. Jego sercu.
- "Droga wstydu"... Naprawdę tylko tak to postrzegasz? - wydawała się niemal smutna, zadając to pytanie, ale nie przez implikację stojącą za określeniem, a fakt, że właśnie tak postrzegała całą sytuację Haerys. Być może była młodsza od Aenessy, mniej od niej doświadczona, ale wciąż nie mogła pozostawać zupełnie ślepa na pozytywy związane z przemierzaniem podobnej drogi. Przecież najlepiej ze wszystkich musiała rozumieć bezpieczeństwo oferowane przez królewskie ramiona, ciepło ogarniające ciało w czasie dzielonych z tym konkretnym mężczyzną pocałunków, przemożną potrzebę, by zatrzymać jego ręce na swej skórze, choć o oddech dłużej. Męskie pragnienia, które w królewnie budziły niezrozumienie i lęk, dla Velaryonówny były zwyczajową częścią relacji. Ich istnienie stanowiło komplement dla jej osoby a odpowiadanie na nie - sposób na okazanie przywiązania i oddania kochankowi. Nawet gdy pożądanie pojawiało się nagle, burząc spokój zupełnie wydawać by się mogło platonicznej interakcji, było gościem jedynie niezapowiedzianym, a nie nieproszonym. Rzadko mówiła "nie", może zbyt rzadko, ale najbardziej świadoma tej jej cechy osoba zdecydowanie nie traktowała tego jako powodu do narzekania.
- Ale nie jesteś większością - złapała ją za słówko, niemal odruchowo, starając się odsunąć na bok rozgoryczone słowa o konwenansach i, wpisując się w zapatrzenie we własną osobę Haerys, zamiast nich wyciągnąć na światło dzienne jej prawdziwe poglądy. - Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest Ci do niej możliwie daleko.
Nie były to jedynie puste frazy, komplementy bez pokrycia. Już sam fakt, że znajdowała się tak blisko Daerona świadczył, iż była szczególne. Właśnie jej relacja z bratem decydowała o tym, że Aenessa skłonna była unikać wyrządzenia szkody dziewczęciu. Jej szczęście oznaczało szczęście jej brata, a to z kolei warunkowało o szczęściu złotowłosej. Nic dziwnego, że odpowiedź, odarta z obfitych wyjaśnień, przyszła jej łatwo.
- Jesteś dla niego ważna, a więc także tobie - przytaknęła, a część jej osoby spodziewała się, miała nadzieję, że to już koniec tej rozmowy. Myliła się.
Niemal podskoczyła, czując nagły dotyk, chłód obcej dłoni zdawał się wręcz parzyć w starciu z jej własną ciepłą skórą. Pragnęła odseparować się od niego, odsunąć, stopa sama oderwała się od podłogi, by wykonać pół kroku w tył. Napięcie, które odpłynęło z jej postawy w ostatnich chwilach, powróciło do niej, znów znalazło drogę ku jej plecom i ramionom. Nikt prócz niego jej tak nie dotykał - nie śmiałby położyć rąk na królewskiej własności, a i ona nie wyraziłaby zgody na podobne bezeceństwo. Należała przecież do Daerona, tylko jego, ale z drugiej strony sama przed chwilą głosiła, iż byli w tym wszystkim we troje i zbyt gwałtowna reakcja uczyniłaby z niej kłamcę. Sprzeciw buzował więc, ale nie znajdywał ujścia. I inne uczucia pojawiały się, mieszając z nim, pragnąc zostać nazwane, czego nie zamierzała zrobić. Nie mogła.
Byłoby łatwiej ją nienawidzić, o tak. Wystarczyłoby pozwolić, by wewnętrzny płomień rozgrzał na nowo wspomnienia pełne upokorzeń, rzucił światło na każdą krzywdzącą uwagę i zaczepkę. Żar, który zdawał się podstawą jej jakże intensywnego zauroczenia osobą brata pozwoliłby znienawidzić siostrę. Nazwałaby ją wrogiem, czerpałaby radość z kierowanych niepewnością wymieszaną z zadufaniem złośliwości "smoczycy", spijałaby z ust służby niepochlebne komentarze o zachowaniu rozpieszczonej królewny. Wizja ta była równie realistyczna, co przerażająca i właśnie ten strach pozwolił jej zachować twarz, nawet gdy w wyniku kolejnych manipulacji poczuła się niczym pozbawiony wolnej woli przedmiot, podsuwany pod nos w formie wybranej przez darowującego go.
- Czy to błogosławieństwo z twojej strony? Przyzwolenie na mą obecność tu do czasu, aż mu się nie znudzę? - ostatnie słowa wypowiedziała z trudem, ale musiała się na nie zdobyć, wszak czas ten według jej planów trwać miał, dopóki śmierć ich nie rozłączy. Haerys wymykała się próbom racjonalnego przeanalizowania motywów, zwłaszcza w momencie gdy emocje je zupełnie uniemożliwiały, stąd pytania, mające pozwolić Aenessie po prostu zrozumieć, czego właściwie stała się właśnie udziałem w sypialni Daerona. W innym wypadku jej własna wyobraźnia dokonałaby niewątpliwie własnej, dość dzikiej, interpretacji wydarzeń i przyniosłoby to nic dobrego. Zwłaszcza, gdy wspomnienie dotyku królewny wciąż pozostawało tak wyraźne na skórze, że sama byłaby zdolna palcami wyznaczyć trasę dłoni tamtej.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySro 22 Sty - 20:57

Zmrużyła nieco oczy, tak mocno, że zamieniły się w wąskie, naprawdę gadzie szparki: nie dodawało jej to uroku, wręcz przeciwnie, ale w zaciszu alkowy Króla nie musiała się krygować; przynajmniej wtedy, gdy ukochany mężczyzna zażywał uspokajającej kąpieli. Ciągle słyszała daleki szum wody, postukiwanie wiader znoszonych przez służbę – ślepą i głuchą na to, co działo się poza kulisami wielkiej polityki – ale nawet dźwięk kroków powracającego Daerona nie wyrwałby ją z hipnotycznego transu, wręcz połykania spojrzeniem odkrytej skóry stojącej przed nią dziewczyny. Zazdrość o krąglejsze ciało drażniła, ale starała się rozumieć, że przecież to ona sama odrzucała adorację brata – musiał w niej coś widzieć, czegoś pożądać, wytrwale próbując przekonać ją, najłagodniej jak potrafił, że bliskość nie musiała być przerażająca i plugawa. Bezskutecznie, bolesne doświadczenie odcisnęło na Erys niemożliwe do starcia piętno, a konserwatywne wychowanie – pomimo plotek krążących o szalonych, rozwiązłych Targaryenach – nie pozwalało spojrzeć na obecną sytuację w innym świetle niż to…czerwone, zakazane, kojarzące się z podejrzanymi spelunami, w których powietrze gęstniało od zapachu egzotycznych olejków i piżma, a odgłosy dochodzące zza zasłon stanowiły obrazę majestatu wszystkich siedmiu bogów.
Mimo to zachowywała – jak na swe standardy – względny spokój, po prostu pozwalając sobie czuć. Tak działało na nią towarzystwo Daerona: stawała się później ukojona, wręcz łagodna, rzadziej popadając w skrajności; hamowała też wybuchy emocji. Nie wyrzuciła Aenessy za drzwi, nie zaczynała knuć planu, jak pozbyć się nałożnicy, nie płakała rzewnie, chcąc tym sposobem zepsuć kontynuację wieczoru każdemu z nich. Zamiast tego poruszała się ostrożnie wokół kobiety i wokół własnej tkliwości, badając ją tak delikatnie i zarazem czujnie, jak czyniła to z na wpół obnażoną dziewczyną. Sądziła, że skomentuje wypowiedzi, ale zamiast tego, zignorowała je. – Nie odpowiedziałaś na me pytanie – powtórzyła powoli, dalej tonem wręcz wyważonym, ale w przymrużonych, drapieżnych oczach czaił się rozkaz. Mogła znieść widok pełnej piersi kochanki mężczyzny, który był dla niej całym światem, ale braku szacunku wobec majestatu członkini rodziny królewskiej – już nie. Nawet, jeśli znajdowały się w sytuacji wykraczającej o tysiące kilometrów poza ramy przewidziane w etykiecie. – A czym to jest, Aenesso, jeśli nie drogą wstydu? – spytała, uprzejmie zdziwiona. – [b]Co jest nobilitującego w byciu jedną z wielu, oddającą coś, co przeznaczone jest mężowi, występującą przeciwko naukom Dziewicy i Matki, przeciwko oczekiwaniom rodziny? – Nie wyzłośliwiała się, nie kpiła, nie prychała i nie wywracała oczami; odpowiedź była oczywista, a urojenia Velaryonówny musiały w końcu zderzyć się z faktami. Daeron potrafił przemawiać pięknie, szeptać do ucha wizje wspólnej przyszłości; widocznie dwórka dała się im zwieść. I nie dziwiło to Haerys, gdyby nie gorzka lekcja od Losu, uwierzyłaby mu całkowicie. Wtedy jednak reagowałaby agresywniej na kogoś, kto rościł sobie choć ochłapy praw do ukochanego mężczyzny.
- Nie jestem – powtórzyła, zdziwiona wypowiedzianą oczywistością, praktycznie nie zauważając, że Nessa próbowała nieco odwrócić czułą rozmowę przeciwko niej, pokazać dwubiegunowość argumentów. – Dlatego chciałabym od ciebie dowiedzieć się, jak to jest. I co tobą kieruje, skoro jesteś świadoma swej roli – dodała z nieco znudzoną wyrozumiałością, odgrywaną jednak, bo szczera fascynacja nie znikała z indygowych oczu. Kiwnęła powoli głową, przyjmując wyznania właściwie bez poruszenia; przywykła do zachwytów i komplementów, bardziej rozbudowanych niż zdawkowa akceptacja kochanki.
Jak na swoją pozycję – reagowała na dotyk zaskakująco intensywnie; Haerys uśmiechnęła się nieświadomie, troszkę złośliwie, troszkę z miłym zaskoczeniem, jak dziecko, które strąciło szklany wazon, zadziwione spektakularnymi następstwami. Opuszkami palców wyczuwała spięcie ramion kobiety. – A mogłoby się wydawać, że to lubisz – skomentowała bezpruderyjnie, prostolinijnie, niewinnie wręcz, wewnętrznie zdziwiona tym, że wcale nie musi trzaskać przedmiotami, krzyczeć lub szarpać za włosy, by poczuć się pewnie; by nieco złagodzić dyskomfort powtarzanej od wielu księżyców odmowy. Może tak właśnie wyglądała dojrzałość, pozwalająca choć na moment panować nad chwiejnymi uczuciami – i dzielić się tym, co dla niej najdroższe, jeśli miało to przynieść ukochanemu spełnienie. – Nie kręć włosów, to proste zalewają żarem jego krew – poinformowała miękko, odgarniając kosmyki złotych pukli z karku. Tak, przynajmniej ją wolał prostą, nieufryzowaną, nieskalaną do końca, o sięgających pasa srebrzystych kosmykach w tym samym odcieniu, którym lśniła jego głowa tuż pod koroną – ale może dlatego, że niewinna Haerys kontrastowała z pełną kobiecości, pozbawioną hamulców Aenessą? Nie chciała się nad tym zastanawiać, przesunęła palcem powoli przez szyję kobiety, podnosząc delikatnie jej podbródek. Nie musiała długo myśleć nad odpowiedzią. – Nazwijmy to …zastępstwem– odparła powoli; czyż nie lepszym określeniem byłoby zawieszenie broni? Zawarcie sojuszu? Błogosławieństwo wiązałoby ich z bogami, a takiej herezji nie zamierzała się dopuścić. Tym krótkim zdaniem zdradzała więcej niżby chciała; akcentowała własny brak, który ciągle odczuwała; nie miała pojęcia, czy Nessa domyśla się, co działo się w alkowie Daerona: nie pytała, nie dociekała, a Erys traciła powoli zainteresowanie. Ostatni raz pozwoliła sobie na pieszczotę – przyjacielski dotyk? Namaszczenie? – obrysowując pełne wargi kobiety opuszką palca, po czym odwróciła się i schyliła po suknię. Wsunęła ją na siebie niezbyt zgrabnie, nie przywykła do samodzielnego ubierania się, gubiła się w halkach, tasiemkach oraz paskach, a długie, po źrebięcemu wysmukłe kończyny nie pomagały w szybkim nałożeniu na siebie niedorzecznie drogiej sukni królewny. Zerknęła przez ramię, wyczekująco: znajdowały się w prywatnych komnatach Daerona, ale Nessa dalej była dwórką, przyrzekającą wsparcie rodziny królewskiej. Zwłaszcza w tak skomplikowanych sprawach jak pomoc w dopięciu nieokiełznanej sukni: cóż z tego, że pomoc ta miała odbywać się w półnegliżu.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptyPią 24 Sty - 9:01

Westchnęła cicho, słysząc ponaglenie do udzielenia odpowiedzi na pytanie. Przecież dało się ją wyczytać z jej wcześniejszych słów - cała ta sytuacja była na swój sposób niewłaściwa i ani Aenessa, ani Haerys nie powinny się w niej znaleźć, nie w takich okolicznościach. Co powiedziałaby królowa-matka widząc swe dzieci w podobnej sytuacji? Co zrobiłoby Casterly Rock słysząc o tym, iż narzeczona jego dziedzica spędza wieczory w negliżu, korzystając z ciepła braterskiego łoża. Niezależnie czy faktycznie do czegoś w nim doszło, wszystko to stanowiło doskonały materiał na skandal.
- Tak, jestem pewna, że u wielu wywołałaby niemałe wzburzenie - odparła w końcu, starając się zachować zupełnie neutralny ton głosu, jakby informowała o dzisiejszej pogodzie.
Choć w kolejnych wypowiedziach królewny wybrzmiewało więcej zdziwienia, niż złośliwości, to wciąż na każdym kroku zdawała się emanować swą charakterystyczną wyższością, wcale nie nastrajającą rozmówcy pozytywnie. Jeśli było coś, co Baela zrobiła dobrze w wychowaniu swej córki, to z pewnością nauczenie swej córki, że nie stanowi centrum świata i upewnienie się, że nie będzie zerkać z góry na wszystkich, jak czyniła to Targaryenka. Podobne samozapatrzenie, jakie prezentowała w swej postawie królewna, nigdy nie przetrwałoby na Driftmarku. Dała jej coś jeszcze, nawet jeśli świat ten z pewnością nie miał docenić podobnego prezentu - uniknęła wmówienia swej najmłodszej latorośli, iż każdy skrawek ciała to potencjalna pokusa mająca sprowadzić na nią nieopanowaną męską żądzę i obarczenia jej winą, za pragnienia, które miała prędzej czy później zacząć wzbudzać. Brak starań, by wcisnąć Aenessa w ciasne okowy konserwatywnych nauk sprawił, że odrzucała skromną cnotliwość, pozbawiała innego mężczyznę, tego przewidzianego decyzją jej pana ojca, możliwości zbrukania białej pościeli karmazynem w noc poślubną.
- Nie szukam w tym nobilitacji, a jedynie szczęścia, choćby tak ulotnego. To grzech, nie wypieram się tego, ale żadne z nas nie jest święte - moja rodzina wie o tym równie dobrze, a może i lepiej, od Siedmiu - ani jej pan ojciec, ani pani matka nie należeli do świętych, nie spodziewała się, by wykazali się hipokryzją, wyklinając ją za pójście w ich ślady i nawiązanie romansu. Krytykowaliby ją, oczywiście, ale szczerze wierzyła, że wszystko rozeszłoby się po kościach. A gdy chodziło o jej obecną motywację... - Kocham go, pragnę jeszcze szczęścia i sposobności, by się do niego przyczynić. Jeśli nie mogę tego zrobić jako jego pani żona, a jedynie zwykła kochanka, niech tak będzie, gotowa jestem położyć na szali mą cześć i przyszłość.
Wciąż wierzyła w te pięknie odmalowane słowami mężczyzny "wizje wspólnej przyszłości", nieważne jak mało prawdopodobne wydawały się w starciu z rzeczywistością, ale przecież nie zjawiała się w królewskiej sypialni wabiona jedynie obietnicą zostania królową. Nie pragnęła korony, nie wyciągała chciwie rąk ku władzy, zamiast tego składając je z czułością na naznaczonych piegami policzkach i szepcząc do ucha całkiem autentyczne wyznania o miłości oraz bezgranicznym oddaniu. Beznadziejnie ufna, zapatrzona w ukochanego, jak w obrazek, nigdy niemająca okazji przekonać się w życiu o ostrożności, z jaką należało podchodzić do męskich obietnic i zapewnień.
Nie umknął jej uśmiech na twarzy tamtej, nawet gdy ślad rysowany palcami na skórze domagał się pełni jej uwagi. Czy lubiła to? Tak, oczywiście, że tak, ale tylko, gdy badające kształt jej ciała dłonie należały do wybranego z własnej, nieprzymuszonej woli kochanka, a nie kapryśnej młódki traktującej stawianie jej w niekomfortowej sytuacji, jak umilającą wieczór rozrywkę. Bawiła się niczym kot myszą, ale Aenessa była pewna, że serce gryzonia wypełniał w takiej sytuacji jednorodny strach i potrzeba wydostania się ze szponów drapieżnika, podczas gdy ona mimo całego skrępowania nie widziała dla siebie możliwości oddalenia się i to nie tylko dlatego, że zażywający kąpieli Daeron mógł lada moment powrócić do sypialni, a nie mogły przecież pozostawić go bez towarzystwa na resztę nocy. Obijające się jak kanarek w klatce serce zdradzało ją o wiele bardziej niż nieprzeniknione spojrzenie jasnych oczu i twarz o nieodgadnionym wyrazie. Haerys mogła się o nim przekonać, gdy palce przesuwały się po skórze szyi, odkrywając tańczący pod nią puls. Doprawdy ostatnie, o czym teraz myślała, to faktura włosów, zwłaszczazwłaszcza że jej własne nigdy nie były idealnie proste - niemal zawsze zawijały się w delikatne loki, a odrobina wilgoci skłaniała je do nabierania objętości, rzadko więc pozwalała sobie je nosić zupełnie rozpuszczonymi nawet w czasach dziecięcych. Postrzegała je jako niedoskonałość, nadającą jej wygląd puszącego się ptactwa, ale podobne przekonania należały do przeszłości - nie mogła darzyć, choć ułamkiem negatywnych emocji części siebie, która tak często okazywała się celem dla pocałunków króla i którą bawił się w czasie wspólnego wylegiwania w łóżku, zaplatając złote kosmyki wokół palca.
Odwróciwszy się Haerys nie mogła widzieć unoszącej się mimowolnie ku ustom dłoni blondynki, która cofnęła się w pół ruchu, jakby spłoszona nagłą świadomością, co też najlepszego robi, sama bowiem nie była pewna, czy chodziło je jedynie o wytarcie warg, jakby tym samym mogła przegnać wspomnienie nieproszonego(?) dotyku. Potrzebowała odwrócenia uwagi, czegoś innego, by zająć ręce i myśli, a okazja szczęśliwie nadarzyła się niemal natychmiast.
- Rozumiem - odpowiedziała na określenie jej mianem "zastępstwa", choć tak niewiele po prawdzie pojmowała z całej sytuacji. - Pozwól proszę, że pomogę - dodała, mimo wyłapania i zrozumienia spojrzenia jej rzucanego. Potrzebowała odrobiny normalności, a pełne grzeczności słowa dawały jego złudzenie.
W ruchach Velaryonówny było więcej ostrożności, niż gdy przychodziło je wspomagać w ubieraniu się Shaenę - ze starszą królewną wiedziała, jak rysowały się granice, nie musiała niczego się obawiać. Haerys, zbyt nieprzewidywalna jak na jej gust, wymagała podejścia jak do dzikiego zwierzęcia, które za jeden fałszywy ruch skłonne było odgryźć całą dłoń. Kiedy więc palce dwórki zmagały się z zapięciami sukni robiła wszystko, co w jej mocy, by nie natknęły się choćby i na materiał bielizny, nie mówiąc już o nagiej skórze, choć tak kuszącej bielą. Spowolniło to nieco jej działania, ale wyćwiczona przez lata wprawa sprawiła, że i tak poradziła sobie dość dobrze, a z pewnością szybciej, niż gdyby królewna sama starała się nałożyć szaty. Możnaby pomyśleć, że skoro bywała w komnatach brata nauczyłaby się samodzielnie radzić z wiązaniami - Aenessa na własnym przykładzie widziała, że kolejne noce ułatwiały jej samej podobną sztukę, o ile oczywiście w międzyczasie męskie dłonie nie postanowiły unicestwić jej starań, raz jeszcze pozbawiając "zbędnych" warstw.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptyPią 24 Sty - 14:05

Aenessa pasowała do królewskiej sypialni. Haerys zauważyła to bez zdziwienia, za to z mile połechtanym estetycznym zmysłem – karmazynowa bielizna lśniła tym samym odcieniem, co kotary przesłaniające okna, a fiołkowe oczy pasowały do barwionych pastelami, szklanych dekoracji. To, co działało jednak najbardziej, kryło się w niewidocznej aurze, w pewności siebie, połączonej ściśle z czymś w rodzaju zrozumienia swej pozycji. Zdawała sobie sprawę z tego, kim była w szeregu dyskretnie wędrujących ku komnatom niewiast, zwiedzionych królewską charyzmą, ale mimo to nie traciła rezonu. Erys potrafiła to docenić mimo kiełkującej coraz bujniej zazdrości.
Wyznanie Velaryonówny, bezpruderyjne i szczere, powinno przyśpieszyć wzrost toksycyznych pędów, stało się jednak odwrotnie, co królewna przyjęła z lekkim zdziwieniem. – Musi znaczyć dla ciebie wiele, skoro rzuciłaś w płomienie całe swoje życie, rodzinę oraz reputację. Uczucie rodem z pieśni bardów o największej wyobraźni – skomentowała w zamyśleniu, prawie łagodnie, ze zrozumieniem. Czy gdyby znajdowała się w innej sytuacji, równiez dałaby się zwieść czarowi Młodego Smoka? Szczerze wątpiła, wychowano ją na królewnę kapryśną, owszem, ale przy tym skromną, wierną Siedmiu, pokornie postępującą według nauk Dziewicy. Uznawała swoje ciało za świątynię, za coś wyjątkowego, coś, co przeznaczone było temu jedynemu, mężczyźnie, który stanie się mężem królewny Targaryenów. Pojmowała także, że krągłości jej bioder pojmowano także jako inwestycję, polityczny argument; w żyłach krążyła najczystsza krew smoków, a sojusz zawarty węzłem małżeńskim z siostrą Króla był wielką nobilitacją oraz trwałym powiązaniem rodzin. Wspierających się w handlu, podczas wojen i szachowych posunięć na wysokim szczeblu. Dbała więc o siebie z drobiazgową czułością, przerwaną dopiero brutalnym zniszczeniem wartości przez Lancela. Naprawa trwała latami, powodząc się dopiero przy pomocy Daerona, cierpliwego, pozwalającego zapomnieć o hańbie – to dzięki niemu spychała okrucieństwo tamtego wieczoru do podświadomości, traktując je jako przykry koszmar. Nawiedzający ją w księżycowe noce, ale nie mogący prawdziwie zaszkodzić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Mimo to obawiała się pełnego obnażenia, przyjmując łagodne namowy Daerona jako wyraz miłości i troski. Jak bardzo zawiódłby się, gdyby zorientował się, iż nie jest jej pierwszym mężczyzną? Porażający gniew wyładowałby na Lannisterach, popieląc ziemie otaczające Casterly Rock, czy wręcz przeciwnie, to ją obarczyłby winą za to, że skusiła młodego rycerza? Czy traktowałby ją inaczej: tak, jak Aenessę i inne kobiety, przekraczające granice tego, co przyzwoite; płacące najwyższą cenę własnej godności za choć okruch uwagi Króla? Zawiść powoli zamieniała się w litość, coś w rodzaju współczucia, łagodzącego jeszcze bardziej spojrzenie Erys. Na tyle, że słysząc niedorzeczne słowo żona w ustach Nessy, nie wzdrygnęła się z odrazą a nie zachichotała złośliwie, po prostu uśmiechając się dalej nieco sennie, ale wyniośle. Może ta konkretna nałożnica nie była tak mądra, jak przypuszczała, lecz obnażanie surowości świata przed zakochaną dziewczyną o zszarganej reputacji nie należało do obowiązków królewny – choć bez wątpienia byłoby przyjemne.
Dla niej, nie dla Daerona, a to o niego dbała z całego serca: nie chciała pozbawiać go ulubienicy, zwłaszcza, że traktowała ją jako faktyczne zastępstwo, kogoś, kto pozwalał zaspokoić pragnienie króla bez uszczerbku na cnocie jej samej. – Żoną mu nie będziesz – stwierdziła tylko, bez ironii czy ostrego przytyku, stwierdzając fakt: zapewne jej nie uwierzy, dalej dając się mamić słodkim słowom, które szeptał także i do jej ucha. Cóż za banał, obietnica ożenku magicznym sposobem rozkladała uda mniej rozsądnych dziewcząt. Do tego grona nie zaliczała się Haerys, rozchwiana pomiędzy uczuciem hańby oraz prawie megalomańskiej dumy ze swej wartości. Nadszarpniętej, zadane rany nie zagoją sie zupełnie nigdy, a surowa moralność trzymała ją w szachu na równi ze wstydem: mimo to Daeron sprawił, że szła przez kolejne księżyce z coraz wyżej uniesionym czołem.
Dzielnie znosząc konfrontację z półnagą faworytą. Milczącą, brak odzewu na mniej lub bardziej subtelne prowokacje nieco ją irytował, ale nie dawała tego po sobie poznać. To fascynacja przejmowała kontrolę, poszerzała koci uśmiech na twarzy Erys, wyczuwającej przyśpieszenie tętna Nessy. Wywołane jej dotykiem czy zniecierpliwieniem przed powrotem z łaźni Daerona? – Kto by pomyślał, że jesteś taka cicha – westchnęła lekko, odwracając się do blondynki plecami, by ta mogła wiązać tasiemki luźniejszego gorsetu. Musiała ćwiczyć walkę z zawstydzeniem, którego nie powinna czuć, nie wobec dwórki. I osoby służącej Królowi tym, czym sama nie mogła. – Mocniej– poleciła swobodnie, lubiła, gdy gorsety wcinały się w skórę: nie było to modne ani często spotykane, lecz czuła się wtedy w ryzach, z większą kontrolą nad nerwowymi wdechami. Nie chodziło o podkreślenie swych kształtów, ciągle jeszcze bardziej dziewczęcych niż kobiecych; na to była zbyt skromna, choć mogła brzmieć zupełnie inaczej. Dopiero, gdy ubrała się do końca, korzystając intensywnie z pomocy złotowłosej, obróciła się do niej ponownie. – Przeproś go w moim imieniu – powiedziała ciszej, chcąc nie chcąc dzieląc się z Aenessą sugestią, że pomiędzy Królem a jego siostrą działo się coś specyficznego, wymykającego się prostym skojarzeniom związanym ze spędzaniem czasu w alkowie. – Tak, jak tylko ty potrafisz – ty, i inne kobiety...twego pokroju – uszczegółowiła, w ostatniej chwili zmieniając określenie kobiet upadłych na nieco bardziej uprzejme. Daeron powinien być z niej dumny; żałowała, że nie usłyszy tej rozmowy – zawsze przestrzegał ja przed zbyt gwałtownym okazywaniem uczuć. Tych złych i tych dobrych; obecnie nie wiedziała, co dokładnie wywołuje w niej Aenessa. Dotknęła ją jednak po raz ostatni, odsuwając ramiączko zdobionej halki w dół i ukontentowana posłała jej dumny uśmiech. – Może i w moim sercu zajmiesz miejsce Elyrii, do tej pory ją lubiłam...lubiliśmy najbardziej – westchnęła cicho, wspominając poprzednią nałożnicę Daerona; wtedy była jednak zbyt młoda, by móc czuć wobec cześciej widywanej kobiety coś więcej poza niechęcią. Teraz zaś dojrzała – i ona, i relacja z Królem, dzięki czemu nie rozładowywała własnej niepewności na dziewczynie. Winnej, oczywiście, że tak, grzesznej, ale dającej Młodemu Smokowi tyle radości, że nie śmiałaby odebrać mu takiego skarbu. Zwłaszcza, gdy był on tylko kolejnym lśniącym klejnotem, odrzuconym za kilkanaście księżyców tam, gdzie pozostałe, przykurzone już diamenty.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptyPią 24 Sty - 18:20

Spodziewała się odnaleźć w rzucanych słowach krytykę, kolejne wywyższanie się, jakby uczucie, o którym rozmawiały były czymś zupełnie pozbawionym sensu i nieusprawiedliwiającym w najmniejszym stopniu lekkomyślnego postępowania złotowłosej. Protekcjonalnego tonu, zupełnie niepasującego do dziewczęcia o te kilka lat młodszego od niej. Nic takiego jednak nie nastąpiło, skłaniając ją do uważniejszego przypatrzenia się królewnie, jakby jej nagła zmiana podejścia oznaczać miała jedynie dobrze skrywany podstęp, mający przynieść Aenessie cierpienie niezwykle wyszukaną złośliwością.
- TO jest moje życie - odpowiedziała, kręcąc przecząco głową na wieść, jakoby rzuciła je w płomienie. Mieli je przecież wszyscy tylko jedno i nikt nie był zdolny go za nich przeżyć - ani rodzina, o której ciągle wspominała królewna, ani też grzmiący z góry septonowie, powtarzający o naukach "Matki i Dziewicy".
Wyznanie przychodziło z łatwością, będąc zupełnie autentycznym, powodowanym uczuciami nie tyle kłębiącymi się gdzieś na dnie serca, ile tymi zupełnie obejmującymi je we władanie. Pamiętała czasy, gdy czytywała o podobnych romansach czy też słuchała właśnie pieśni bardów, opiewających wielkie, zakazane miłości, a jednak nawet wówczas, zafascynowana ich treścią, nie była zdolna pojąć, jak przytłaczające potrafiły być sławione przez nich uczucia. Było to coś zupełnie wybiegającego poza skalę zrozumienia osoby, której nie przytrafiła się podobna miłość - odrzucenie jej wydawało się grzechem przeciw Siedmiu , jakkolwiek bluźnierczo by to nie brzmiało. Bogowie zesłali im tę miłość, postawili ich sobie na drodze i po cóż - tylko by przetestować silną wolę jej osoby? Przecież nigdy nie zgadzała się z powtarzanym od zawsze wysoko urodzonym młodzieńcom i damom, jakoby ich małżeństwo stanowiło "inwestycję", swego rodzaju "handlową umowę", jakby los ich stanowił jedynie kolejną z kart przetargowych w dłoniach rodziców. Jej matka nie zgodziła się na podobne traktowanie, samodzielnie wybierając swego męża, a Aenessa widziała smutek w oczach brata, gdy odebrano mu podobną możliwość, stawiając przed nim perspektywę ślubu lub srogiej kary. Sama nie wiedziała, w którym momencie życia zadecydowała o tym, ale nie zamierzała poddać się woli otoczenia w tym, u czyjego boku znalazłaby w życiu miejsce. Jeśli je ciało było świątynią, to tylko ona mogła władać kluczami do jej drzwi wejściowych, a nie mężczyzna, który, choć zwany jej panem ojcem, to zdawał się traktować jako rodzinę raczej flotę królewską, niż własne dzieci.
- Nie domagam się od niego niczego, czego sam nie pragnie, tak jak on nie żąda ode mnie ponad to, co nie jestem skłonna dać. Jeśli więc nie zechce mnie za żonę... - niewielki, pełen zrozumienia uśmiech rozciągnął je usta, podciągając ku górze kąciki ust. Mogła być rozpustna, gdy chciała, pewna w swym ciele i wierząca całą sobą w konkretną interpretację rzeczywistości, ale teraz przemawiała dość pokornie. Jeśli Daeron sam nie wspomniałby nigdy o małżeństwie, nie domagałaby się od niego pięknych słówek, którymi tak skutecznie karmił jej spragnione miłości serce - zapewnień o miłości, mającej trwać po kres czasu, uświęconej w końcu przez przysięgę składaną przed obliczem Siedmiu. Czy był to dowód jej inteligencji, czy może kolejne potwierdzenie skrajnej głupoty, od samego początku przecież nie dążyła do tego, by oficjalnie stać się my małżonką. Wiedziała już, z perspektywy czasu, że podobne marzenie nosiła w sercu jej pani matka, zarażając nim również i lorda Driftmarku. Baela zrobiła wszystko, by "sprzedać" jej postać króla, jeszcze nim dwójka zdążyła się poznać, zarysować go jeszcze wspanialej, niż czynili do przybyszów ze stolicy przebywający na rodzimej wyspie.
Wybrzmiało w tej wypowiedzi coś jeszcze - stwierdzenie, że i nie znajdowała się na każde polecenie władcy. Posiadała granice - rzeczy, których z tych czy innych powodów nie pragnęła z nim próbować, nawet pomimo pozornego "zepsucia" przejawiającego się w samej decyzji o obdarzenia go ciałem wielokrotnie na przestrzeni ostatnich lat. Bo Daeron nigdy nic od niej nie "żądał", nie gdy byli sami - w sypialni byli wszak dwójką ludzi splecionych miłosnym uściskiem, a nie władcą używającym sobie z pomocą dwórki i próba zmiany dynamiki nie przyniosłaby nic dobrego żadnej ze stron. Wprowadziłoby niepotrzebne napięcie do ich i tak już niełatwej relacji, niszcząc dziewczęce, być może złudne przekonanie, że przez chwilę byli sobie równi.
Velaryonówna pozostawała w dużej mierze nieświadoma faktu, iż brak odzewu mógł wytrącić nieco z równowagi królewnę, ale tak jak w większości ich konfrontacji wolała trzymać język za zębami, niż powiedzieć o jedno słowo za dużo. Wciąż liczyła, że tamta szybko się znudzi tą zabawą, zostawiając blondynką samą w dobrze jej znanym pomieszczeniu, by zdążyła uspokoić się po rozmowie z królewską siostrą i należycie przywitać Daerona w momencie, gdy ten powróci z kąpieli. Sama nie była pewna, czy wspomniałaby mu o nietypowej konwersacji, jaką odbyły pod jego nieobecność. Z jednej strony pragnęła z nim pełnej szczerości i transparentności - nie zwykła ukrywać przed nim trapiących ją rzeczy, a znając ją tak długo, zdolny był dostrzec, gdy coś odciągało jej myśli ku mniej przyjemnym miejscom, niż jego ramiona. Zresztą w obecnej sytuacji nie miała nikogo innego, z kim mogłaby omówić trapiące ją zmartwienia - tak jak wspomniała wcześniej byli w tym tylko "we troje". Z drugiej naprawdę chciała mieć to wszystko za sobą - by tamta zniknęła za drzwiami, zabierając ze sobą całe to negatywne myślenie, dając im odrobinę prywatności, na którą nie było co liczyć przez większą część dnia.
Wraz z poleceniem Haerys mogła poczuć nieco więcej odwagi w ruchach dwórki, gdy sznurowania gorsetu ściągnięte zostały ciaśniej, balansując na cienkiej granicy prawdziwego dyskomfortu. Miała już sporo doświadczeń w radzeniu sobie z nimi, a i w jej własnej garderobie gościły często, ale niestety okazywały się dość problematyczne do samodzielnego ściągania oraz zakładania, co czyniło z nich mało praktyczny wybór na podobne schadzki.
- Zgodnie z najlepszymi umiejętnościami kobiet... "mojego pokroju" dołożę starań, by reszta nocy minęła mu przyjemnie - odpowiedziała, dobierając słowa uważnie, by ułożyły się w coś, co tamta faktycznie chciałaby usłyszeć, a jednocześnie nie brzmiały jak obietnica. Nic z tego, co zamierzała czynić nie miałoby zadziać się w imieniu Haerys. Nieważne jak uparcie nie nazywałaby jej "zastępstwem" faktem było, że Aenessa nie czuła się nim w najmniejszym stopniu i nie zamierzała pozwolić określeniu na wpłynięcie na jej samoocenę. To co oferowali sobie z Daeronem było tylko ich, niepowiązane w żadnym stopniu z relacją między rodzeństwem, czy też jego podbojami łóżkowymi dokonywanymi, gdy zabrakło mu faworyty w zasięgu dłoni. Żadna "Elyria" czy kobieta o innym imieniu nie odrywała teraz podobnej roli, jaką sama wybrała sobie złotowłosa, a którą z jakże wielkim entuzjazmem przyjmował jej kochanek. I robiłby to dalej, przez kolejne księżyce, tak jak czynił to przez ostatnie ich kilkanaście, wszak nie utraciła jego zainteresowania po pierwszych kilku, kilkunastu spotkaniach, a ich romans trwał już czwarty dzień imienia. Szczerze wierzyła, że potrwa jeszcze przynajmniej drugie tyle.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySob 25 Sty - 13:59

Spojrzała na nią z czymś w rodzaju niezrozumienia i litości - jak mogła uznawać przemykanie się do komnat króla za życie? Jako jedna z wielu, wkrótce ginąca niczym iskra buchająca znad ogniska, by dokonać żywota w nocnym powietrzu: owszem, obecnie przyciągająca uwagę, lśniąca, ba, może nawet i stająca się motywacją do stworzenia bardowskiej pieśni, ale nim minie sekunda, na atłasowym tle pojawi się kolejna. Tak właśnie widziała to Haerys, siebie upatrując jako gorące zarzewie, płomień buchający wysoko i jasno, nieugaszony, ciągle podbudzany przez Daerona, powracającego do ogniska niczym spragniony ciepła wędrowiec, zagubiony na bezdrożach własnych, rozbuchanych pragnień. Los zwykłego ognika mógł budzić tylko współczucie, powoli wygrywające z zazdrością. Im dłużej przebywała z Aenessą - i im dłużej wpatrywała się z bliska w oczy Daerona, piękne, o rozszerzonych źrenicach i bliźniaczej, jaśniejszej plamce na lewej tęczówce -  tym spokojniejsza stawała się o swe miejsce u boku Króla.
To w alkowie z przyjemnością dzieliła z kimś innym; z kimś, kto sprosta oczekiwaniom mającego dziesiątki kochanic mężczyzny; kto zabawi go tak, jak robiły to kobiety lekkich obyczajów; kto ogrzeje łoże, gdy ona opuści jego komnaty, pozostawiając jednak pościel przesiąkniętą swym zapachem, a myśli brata - obrazami jej srebrzystych włosów i nieśmiałych pocałunków. Dotyk władcy miał naprawdę zbawienny wpływ na opanowanie Haerys, postanawiającej w końcu zaprzestać prób nawiązania konwersacji. Nie zwykła do dbania o czyjś komfort, a już na pewno nie o komfort dwórki, nawet jeśli jej serce biło tą samą, miłosną melodię. - Jesteś wdzięczną służką Korony, oby więcej tak oddanych sprawie kobiet otaczało Króla - skwitowała tylko wyniośle, lekko rozbawiona mrzonkami, które zdawały się kierować zachowaniem Aenessy. Myślała, że jest rozsądniejsza, ale irracjonalna duma, przebijająca z lawendowego spojrzenia, zdawała się przeczyć poprzednim wnioskom. Odsłaniając zarazem słabość Haerys; ona także cierpiała, choć czyniła to z innych powodów, musząc rezygnować z tego, co pokochała i o czym marzyła odkąd tylko uświadomiła sobie niejednoznaczność miłości do brata. Tak naprawdę, w głębi ducha, zazdrościła Nessie tej beztroski, bezkompromisowego oddawania się temu, co przyjemne, nie bacząc na konsekwencje; skupienia na celu tak mocno, by reszta świata wręcz przestała istnieć, pozwalając rozwinąć się uczuciu na niezdrową, zagrażającą skalę.
Mogła to wszystko powiedzieć, wyrzucić z siebie, przestrzec dwórkę, ale ta wydawała się zbyt uparcie przytrzymywać obranych poglądów, niemoralnych, ciągnących ją na dno - a choć królewna miała jak najlepsze intencje, nie zamierzała siłą ratować dziewczyny z okowów kłamstw króla. Nie, kiedy przynosiło mu to tyle radości oraz zaspokajało potrzeby, którym Erys sprostać nie mogła. Lub nie chciała; z tym większą fascynacją zerkała na Nessę, inaczej wyobrażając sobie niewiasty pokryte całunem grzechu. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na rozwiązłość oraz poddawanie się niecnym praktykom, o jakich nastolatka nie miała najmniejszego pojęcia: już czuła szamotanina w pościeli i co odważniejsze pieszczoty, którymi uczył ją obdarzać Daeron, budziły w niej na początku obrzydzenie i lęk. Czy Ness czuła początkowo to samo? Czy wiedziała, na czym Królowi zależy najbardziej? Czy czasem mylił ich imiona? Królewna dałaby wiele, by móc znów porozmawiać z dwórką szczerze, ale nie wydawało się to możliwe. Na pewno nie teraz, gdy w każdej chwili Daeron mógłby powrócić, skonsternowany nagłą zamianą miejsc. Zawiedziony? Podejrzewała, że tak; zwodziła go - tak, jak zwodziłaś Lancela, mała kokietko?; potrząsnęła głową, odganiając okrutny podszept - odsuwała w nieskończoność ten wyjątkowy wieczór, odsuwała od siebie gorące ręce. Za chwilę błądzące po ciele chętnym, gotowym na wszystko, brudnym od niemoralności, a mimo to pełnym niezaprzeczalnego uroku.
Haerys poprawiła jeszcze przód sukni i mocniej wsunęła spinki w tył fryzury, próbując okiełznać nieposłuszne, srebrzyste kosmyki. Zerknęła w lustro i dopiero, gdy upewniła się, że wygląda względnie nienagannie, odwróciła się w stronę półnagiej złotowłosej. - Twoja naiwność i twe serce kiedyś cię zgubią, Aenesso- powiedziała tylko cicho, nie jak rozkapryszona pannica, a jak zaskakująco dojrzała jak na swój wiek królewna, niosąca na swych ramionach zbyt duży ciężar męskiej popędliwości. Nie, nie chciała dla niej dobrze, nie przeszła aż takiej metamorfozy, a niedawna bliskość Daerona nie odmieniły chwiejnego charakteru - Haerys chciała jednak dobrze dla niego, dla Króla, a jeśli tym, co najlepsze, miała być upadła kobieta, spełniająca jego zachcianki oraz ofiarowujaca pełnię radości, satysfakcji i spełnienia, zamierzała czynić wszystko, by czyniła to jak najczęściej. Uśmiechnęla się do blondynki lekko, ale uśmiech ten nie obejmował oczu, zamyślonych, rozognionych; ruszyła w stronę drzwi, ostatni raz przelotnie przesuwając dłonią pieszczotliwie po ramieniu Aenessy. Udzielając wspomnianego wcześniej błogosławieństwa - a może raczej przestrogi?
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... EmptySob 25 Sty - 19:13

Obie zachowywały się nad wyraz cywilizowanie mimo cały okoliczności. Sama Haerys zdawała się odmienna od tego, jaką prezentowała się poza tą alkową, ale i Aenessa składała sobie mentalne wyrazy uznania, za pozostanie tak zupełnie opanowaną. Żadnej próby odszczekania się, nawet gdy bez trudu odnajdywała w duchu słowa stanowiące ostrzejszą odpowiedź na kolejne wypowiedzi. A jednak wszystko szło dobrze - chciałoby się wręcz powiedzieć, że matka byłaby dumna z takiego opanowania, gdyby nie zaszło ono w tak hańbiącej scenerii i nie poprzedzało pozamałżeńskiej schadzki ze starszym bratem królewny, u której służbę pełniła już od kilku dni imienia. Oto jak wspaniale "służyła Koronie".
- Jestem przekonana, że i on by sobie tego życzył... - odpowiedziała, urywając myśl, nim ta stałaby się zbyt odważna, jak na rozmowę z "niewinną" królewną - nie mogła wszak wspominać o chęci, by kilka kobiet mocno oddanych królowi zagościło w jego sypialni wraz z nią.
Czy Daeron kiedykolwiek rozmawiał z siostrą otwarcie o swych fantazjach, skoro już ta zagościła w jego łóżku? Velaryonówna szczerze w to wątpiła, wszak nawet teraz Haerys zdawała się trzymać swej moralnej wyższości i zapewne choćby pojedyncze z słów, które padały między kochankami w zaciszu sypialni, mogłyby do reszty ją zgorszyć. Być może zinterpretowałaby zgodę Velaryonówny, na co bardziej "gorszące" praktyki jako próbę zatrzymania na sobie uwagi władcy, który pozbawiony możliwości zaznania ich w towarzystwie tej konkretnej kochanki poszukałby sposobności na nie w ramionach innej. A przecież, gdy tylko odepchnąć od siebie sztucznie ustawione wychowaniem i religijnymi naukami wyznaczniki tego, co czynić wypadało niewieście z mężczyzną, tyleż wspaniałych możliwości otwierało się i przed nią.
Nie dało uratować się kogoś, kto takiegoż ratunku wcale nie pragnął, niezależnie od intencji. Poglądy i uczucia faktycznie ciągnęły ją ku dnu - Aenessa rzucała się w wiry całej tej sytuacji, nie próbując nawet utrzymać głowy ponad powierzchnią, zbyt zaaferowana wspaniałością mężczyzny, w którego ręce sama, z nieprzymuszonej woli, składała każdy aspekt swego jestestwa. A jednak nawet w całym tym szaleństwie zdolna była do pojedynczych przebłysków racjonalności.
- Być może masz rację - odpowiedziała jedynie, choć na końcu języka miała już słowa zupełnie przyznające rację królewnie i być może tamta była w stanie to dostrzec.
Nie pierwszy raz radzono jej, by ograniczyła się w słuchaniu serca, zapomniała o wodzących ją na pokuszenie pragnieniach, upchnęła swe uczucia w skrzyni i zatrzasnęła jej wieko na lata. Kochała zbyt mocno, a choć lśniła wtedy jaśniej od gwiazd i płonęła ogniem zadziwiającej intensywności, taki płomień nigdy nie mógł przecież przetrwać zbyt długo. Jednocześnie sama szukała podobnej energii w innych, niczym ćma pędząca ku własnej zgubie, jakby ostatnie chwile istnienia spędzone w cieple i świetle warte były całego żywota odrzucenia dla tej jednej przyjemności. Być może jej historia miała być faktycznie warta uwiecznienia przez bardów, ale nie tyle jako opowieść o ogromnej miłości łączącej dwie dusze pomimo wszelkich przeciwności losu, a raczej tragedia kobiety, która na każdym kroku zdawała się świadoma konsekwencji dążyć do dramatycznego końca całej historii.
Odprowadziła wzrokiem Haerys, jeszcze przez chwilę tkwiąc w tym samym miejscu, niemal zupełnie nieruchomo - tylko jednak z jej dłoni uniosła się ku ramieniu, muśniętemu od niechcenia przez królewnę. Dopiero po chwili otrząsnęła się z otępienia, potrząsając głową, jakby rozrzucenie ułożonych kosmyków miało uwolnić ją od wspomnień. Nareszcie była sama przecież sama, mogła z tego korzystać. Odetchnęła pełną piersią, nieświadoma zupełnie, że przez spięte mięśnie własnego ciała nawet tego nie była zdolna uczynić jeszcze przed chwilą. Każdy krok, jaki uczyniła w kierunku królewskiego łoża, zdawał się oddalać ją od odbytej przed chwilą rozmowy, pozwalał jej pozostawić konwersację za sobą. W końcu nieśledzona przenikliwym wzrokiem fioletowych oczu mogła spocząć na krawędzi łóżka, wygładzając ruchem dłoni leżącą na nim pościel. Spojrzała na wciąż zsunięte ramiączko, tłumiąc chęć poprawienia go - za chwilę i tak spodziewała się, że wyzbędzie się i tej częścią garderoby. Niezależnie od podejmowanych w alkowie zajęć rzadko kiedy pozostawali ubranymi, ciesząc się nienaruszoną zbędnym materiałem bliskością nawet w chwili prowadzenia rozmów.
Nie dane jej było długo cieszyć się samotnością, ale nie tego przecież pragnęła - gdy tylko znajoma postać pojawiła się w drzwiach prowadzących z łaźni, cały ten kocioł emocji okazał się wart wysiłku. Przez chwilę wyglądał nawet na zdziwionego, trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy, nim znajomy półuśmiech wkradł się na twarz Młodego Smoka, nadając mu ten niepowtarzalny wyraz będący mieszanką drapieżnej lubieżności i miękkiej czułości. I ona się uśmiechnęła, gdy wszystko poza nimi zupełnie przestało się liczyć. Nie była teraz "zastępstwem", służką, dwórką, kobietą upadłą, nikim prócz Aenessy. I była jego, teraz i na zawsze.

KONIEC
Powrót do góry Go down
Sponsored content

What a tangle love is... Empty
Temat: Re: What a tangle love is...   What a tangle love is... Empty

Powrót do góry Go down
 
What a tangle love is...
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» "the things I do for love"
» The story of life is quicker than the wink of an eye, the story of love is hello and goodbye...

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zakończone-
Skocz do: