Share
 

 Komnata gościnna Meredith Baratheon

Go down 
AutorWiadomość
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyPon 17 Lut - 23:27



Komnata gościnna
Meredith Baratheon

Jedna z wielu komnat gościnnych przeznaczonych dla gości przybywających na koronację. Miejsce jest pozbawione większych ozdób ze względu na pełnioną funkcję, ale nie brak w nim podstawowych elementów wyposażenia jak wygodne łoże, toaletka czy szezlong, na którym można spocząć po męczącym dniu. Najbardziej imponująco przedstawia się kominek, w którym zawsze znajdują się płonące drwa oraz okno z szerokim parapetem przysłonięte zwiewnymi zasłonami.

Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyWto 18 Lut - 6:19

Po zakończeniu uroczystej kolacji oraz opuszczeniu Wielkiej Sali, całe napięcie zeszło z Morrigan jakby za dotknięciem magicznej różdżki. Albo przynajmniej większość tego napięcia, bo jednak jeszcze jedna rzecz nadal trapiła umysł młódki. Były to bowiem słowa króla Baelora, które przy wszystkich gościach wypowiedział bezpośrednio do jej osoby. Te wciąż dźwięcznie rozbrzmiewały jej w uszach, odwracając uwagę od każdej innej rzeczy jaka mogłaby teraz zaprzątać jej myśli. Otóż kopnął ją zaszczyt dwórkowania samej królowej Shaenie, czego nie spodziewała się w swoich najśmielszych snach.
Jak już powiedziała Maxwellowi oraz Gwennarze w trakcie ich krótkiej rozmowy, była ona prawdziwie zaszczycona tym wyróżnieniem i nie każda lady mogła się pochwalić takim osiągnięciem. To sprawiało, że Morrigan obrastała w przysłowiowe piórka i z dumnie uniesioną głową miała zamiar dzielić się tą informacją z każdą zainteresowaną osobą. Jednakże jak każda rzecz i to miało dwie strony medalu, a ta ciemna wydawała się być nad wyraz czarna.
Wystawne przyjęcie nie przebiegło zbyt pomyślnie i na pewno król miał własną wizję jak chciałby aby potoczyły się obchody jego koronacji. Nie od dziś, ani nie od wczoraj wiadomo było, że szaleństwo wśród rodu Targaryenów było dziedziczne i właśnie to najbardziej niepokoiło Morrigan. Zachowanie królewskiej rodziny jakiego doświadczyła tego wieczora przyprawiało ją o głęboką niepewność jak powinna postąpić w tej sytuacji, toteż kierując się do komnaty macochy, nerwowo splatała i rozłączała palce.
Informując ją o swoim przybyciu przez potrójne zapukanie do drzwi, odczekała kilka sekund i weszła do środka.
- Witaj Meredith. - Przywitała ją z uśmiechem, wchodząc w głąb komnaty. Przez chwilę stała tak na środku pomieszczenia przebiegając po nim wzrokiem, aż w końcu zadecydowała usiąść na szezlongu. Wygładzając materiał sukni, przeniosła spojrzenie na kobietę.
- Cieszę się, że możemy w spokoju zamienić kilka słów. Zależało mi abyśmy jeszcze dzisiaj o czymś porozmawiały. Muszę ci o czymś powiedzieć. - Odrzekła, starając się aby jej ton nie brzmiał zbyt poważenie ponieważ rzeczy jakie chciała jej przekazać nie były najwyższej wagi, choć do błahych również nie należały. Milcząc, czekała na przyzwolenie Merry do dalszego kontynuowania, zastanawiając się co takiego ona sama miała jej do powiedzenia. W końcu to Meredith pierwsza odnalazła Morrigan w tłumie gości i poprosiła ją o to spotkanie jeszcze tego wieczora.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyWto 18 Lut - 19:07

Wiedziała, że uczta ją wymęczy. Już idąc w kierunku Wielkiej Sali czuła w kościach, że to zły pomysł, ale po raz kolejny nie posłuchała swojej intuicji i stłamsiła ją, wmawiając sobie, że przecież aż tak źle być nie może. A jednak się myliła.
Zdobyła się na jeszcze chwilę utrzymywania maski pozorów, jakoby wszystko było w najlepszym porządku, kiedy odprowadzała swojego syna do jego komnat, nie chcąc dopuścić, by chłopiec martwił się z jakiegokolwiek powodu. Naprawdę cieszyła się, że stół Dornijniczyków był tak oddalony, toteż prawdopodobnie niczego konkretnego z tej masakry nie widział. Oczywiście krzyki dotarły nawet do niego, ale nie wyglądał na zbytnio przejętego, a to najważniejsze. Zostawiła go pod czujnym służby, bo obecnie nie nadawała się do niczego, a już szczególnie nie do opieki nad ciekawym świata dzieckiem.
Przekraczając drzwi własnego pokoju, poczuła się tak, jakby ktoś spuścił z niej powietrze. Miała wrażenie, że krew odpłynęła jej z nóg, bo uginały się pod nią same. Nie była w stanie określić, czy dalej była zła, czy po prostu smutna. Czuła się pusta w środku, wydrążona niczym wydmuszka. Z ciężkością opadła na najbliższe krzesło, po czym zdjęła buty i niedbałym pchnięciem stopy odrzuciła je gdzieś na bok, absolutnie nie przejmując się, co się z nimi stanie. Odruchowo sięgnęła po kielich z resztką wina, który zostawiła na toaletce tuż przed wyjściem i napiła się, jakby nadal czuła cokolwiek, co trzeba było zagłuszyć. Raczej nie mogła być już bardziej otępiała niż teraz, więc to już tylko i wyłącznie kwestia odruchów bezwarunkowych.
Wtedy usłyszała pukanie, na które nie odpowiedziała, choć wpatrywała się w drzwi, zastanawiając się, co tym razem zakłóci jej doprowadzanie się do stanu, w którym traci kontakt ze światem ją otaczającym. Ujrzawszy jednak Morrigan w progu, uśmiechnęła się blado, po czym wróciła do wyjmowania ozdób i spinek z włosów, by te mogły wolno spłynąć wzdłuż jej pleców.
- Mów, przecież nie będę krzyczeć. - odparła zmęczonym głosem, bardzo zaaferowana pozbawianiem się wszelakiej biżuterii. Posłała jej jedynie spojrzenie z ukosa, kiedy odpinała jeden z kolczyków, robiąc to niezwykle powoli, jakby nawet unoszenie ramion do uszu sprawiało jej trudność. Meredith absolutnie nie nadawała się do długotrwałych spotkań towarzyskich, szczególnie tak absurdalnych, ciężko więc jej się było dziwić, że wydawała się zupełnie wykończona.
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptySro 19 Lut - 4:48

Siedząc tak na szezlongu w zupełnej ciszy, przez krótką chwilę młódka kontemplowała jak poruszyć nurtujący ją temat. Widziała, że Meredith była zmęczona i wcale jej się nie dziwiła. Sama również nie była w nastroju do hulanek. Wydarzenia dzisiejszego dnia niewątpliwie wpłynęły na znaczną większość gości, jeśli nie na każdego i nie przypuszczała aby były to pozytywne wrażenia. Oczywistym było, że w takim towarzystwie i przy takiej gromadzie ludzi nie obejdzie się bez jakiegoś zamieszania i choć niektórzy mogli się nawet zakładać o przebieg całej koronacji, Morrigan nie spodziewała się, że rzeczywiście dojdzie do jakichś poważniejszych bójek. Jednakże los oraz ludzie - a zwłaszcza ci drudzy - potrafili zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie, o czym wszyscy się przekonali.
Podnosząc się z miejsca, podeszła do toaletki, przy której siedziała jej macocha i delikatnymi gestami rąk zajęła się wyjmowaniem spinek z jej włosów, by ją wyręczyć. W ten sposób łatwiej było jej rozmawiać, gdy chociaż trochę mogła zająć się czymś mniej ważnym.
- Dzisiejszy dzień niewątpliwie dostarczył nam wszystkim wielu emocji, czyż nie? - spytała niewinnie, odkładając ozdoby jedna za drugą na stolik. - Muszę jednak przyznać, że Thomas spisał się na medal. Jego zachowanie było znacznie lepsze od niejednego dorosłego. - Kontynuowała, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Samo wspomnienie brata i spędzonych z nim chwil w Wielkiej Sali poprawiało jej nastrój, chociażby na krótki moment. Gdy wszystkie ozdoby zniknęły już z włosów Meredith, jej pasierbica sięgnęła po szczotkę i niespiesznymi ruchami zaczęła rozczesywać jej długie włosy.
- Co myślisz o propozycji Baelora? Mam na myśli moją służbę w Królewskiej Przystani, u boku królowej Shaeny. - Powiedziała wolno, unikając kontaktu wzrokowego jaki obie kobiety mogły nawiązać poprzez spojrzenie w lustro. W głowie Morrigan myśli przeplatały się jedna z drugą, minusy z plusami. Jednak zanim postanowi podzielić się swoją opinią z macochą, chciała wiedzieć co ona o tym myślała. Być może, któreś ze słów rzuci jej światło na coś o czym sama jeszcze nie pomyślała.
Po kilku sekundach oczekiwania na reakcję Merry, dziewczyna uniosła spojrzenie znad szczotki i utkwiła je w lustrze tak, by patrzeć prosto w oczy swojej przybranej matki.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyCzw 20 Lut - 0:05

Uczta minęła się z zamierzonym przez króla celem, przeistaczając się w kompletny chaos, a co najlepsze - na jego własne życzenie. Nie mogła się posiąść ze zdziwienia, jak ślepy musiał być ich obecny władca, żeby oczekiwać pozytywnego odzewu wobec tak zwanego "pokoju", którego warunki im zaserwował. Jego poddanych nie obchodziło miłosierdzie, podawanie sobie dłoni na zgodę i wymiana dzieci między królestwami; byli głodni zemsty, sprawiedliwości podług ich prywatnej definicji. Skłanianie głowy przed Dorne, ofiarowanie im namiestnictwa nad Południem oraz połączenia się z krwią rodziny królewskiej nie załatwia sprawy, nawet w najdzikszych snach i nadziejach. Meredith nie uważała się za osobę trzeźwo myślącą, ale nawet ona nie miała na tyle spaczonego umysłu, by uznać tak poroniony pomysł za cokolwiek słuszny. Dał piaskowcom tak wiele, odbierając to wcześniej swoim wiernym poddanym, którzy dla niego i jego brata szli w bój na śmierć i życie, a w zamian ofiarował co? Modlitwę za zmarłych i wyrazy szacunku? Lepiej niech się modli za samego siebie, bo kiedy przyjdą po niego demony, wielu nawet okiem nie mrugnie, gdy pociągną go ze sobą na samo dno.
- Jeśli pod określeniem "wiele emocji" mieści się nerwica, kurwica i regularny szał, to tak, owszem. Niewątpliwie. - parsknęła kpiąco, pozwalając pasierbicy wyjmować spinki z jej włosów. Sama zdjęła drugi kolczyk i odłożyła go na toaletkę, tuż obok poprzedniego. - Thomas na szczęście nie miał żadnego postrzelonego wzorca męskoosobowego, to mu nawet przez myśl nie przeszło, co by się zachowywać jak zwierzę. Przysięgam, świat byłby piękniejszy, gdyby chłopy raczyły ruszyć choćby połową mózgu. - alkohol oraz brak namolnie obserwujących oczu, które jeszcze kilka godzin śledziły każdy najmniejszy ruch, sprawiły, że Merry język się rozwiązał. Nie czuła potrzeby, by kryć się ze swoją krytyczną postawą, szczególnie przed Morrigan, która przecież doskonale wiedziała, że jej macocha nie należała do osób owijających w bawełnę.
- Myślę, że pomysł niezgorszy, acz biorąc pod uwagę obecne okoliczności, wykonanie będzie absolutnie kuriozalne. - spojrzała w lustro, odszukując wzrok pasierbicy i wbiła swoje ciemnookie spojrzenie prosto w jej oczy. - Sama widziałaś, jak zachowuje się rodzina królewska. Są podzieleni, gotowi skoczyć sobie do gardeł i ja to rozumiem. Gdyby ktoś mi oświadczył, że mam cię posłać do Dorne, żebyś wiła dzieci jakiemuś ciapatemu, rozniosłabym pomysłodawcę bez zbędnego myślenia, a potem przez tydzień szukaliby jego kawałków po okolicznych krzakach. Ale żeby robić to publicznie? Na oczach rzekomych wrogów? Błazenada. - pokręciła głową wyglądając na absolutnie zdegustowaną zachowaniem Targaryenów na uczcie. Mieli prawo mieć obiekcje, pełną ich listę nawet, ale powinni robić to za kulisami, z dala od niepowołanych oczu. Znajdowali się w centrum uwagi wszystkich Siedmiu Królestw, a robili z siebie pośmiewisko. Godne pożałowania, a nie szacunku.
- Zdajesz sobie sprawę, że obecnie zaproszenie cię na dwór to nieszczególnie zaszczyt, a raczej bilet na oglądanie występu cyrku z pierwszego rzędu? - w tym momencie odwróciła się do niej, opierając ramię na oparciu krzesła, by spojrzeć prosto na jej twarz, bez bawienia się w odszukiwanie jej wzroku w odbiciu. - Wiesz, że Baelor zdobył dziś więcej wrogów niż sojuszników, a będąc dwórką jego żony, stajesz w centrum niebezpieczeństwa? Najprostszą drogą do zranienia króla jest pozbycie się królowej, moja droga. - nawet jeśli Meredith była po kilku głębszych, brzmiała zupełnie trzeźwo i pewnie siebie. Nie wyglądała na paranoiczkę, która ubzdurała sobie po raz kolejny teorię spiskową. Ostatnimi czasami władcy zdychali jak muchy, a jakoś nie wydawało jej się, by w kwestii Baelora było inaczej. Jego Wysokość wpakowała kij w mrowisko, sądząc, że w ten sposób uratuje mrówki i doprowadzi je do oazy. To nie mogło się skończyć dobrze.
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyCzw 20 Lut - 6:51

Nadal rozczesując delikatnie włosy Meredith, jej pasierbica zaśmiała się wzdrygnęła się lekko słysząc jak ta wyliczała kolejne przypadłości, mogące zaliczać się do wcześniej wspomnianych emocji jakich doświadczyli tego wieczora.
- W rzeczy samej, droga Meredith. Wszystkie z tych rzeczy można zaliczyć do emocji jakich nam dzisiaj dostarczono w tak hojnej ilości. - Zachichotała cicho, chociaż nie był to śmiech wesoły ani szyderczy. Wręcz przeciwnie, przypominał on to zmęczone oraz poirytowane prychnięcie jakim obdarowała ją macocha na samo wspomnienie wielkiej koronacji, która zamieniła się w wielki cyrk. Najwyraźniej obie kobiety miały już dość wrażeń na ten jeden dzień i pewnie każda z nich marzyła o kielichu dobrego wina oraz wygodnym ułożeniu się w łóżku i zasłużonym odpoczynku.
- Och, gdybyś tylko widziała Thomasa, gdy wróciłam do naszego stołu! - Zaśmiała się tym razem szczerze i wesoło. - Zapchał całą buzię ciastkami, aż ciężko było mu mówić. Był z siebie wyraźnie zadowolony, choć oczywiście grzecznie nakierowałam go do właściwego zachowania, - dodała, zapewniając kobietę, że pomimo tej krótkiej chwili do żartów i śmiechu nie zapomniała o dobrym wychowaniu i delikatnie przekazała kilka wskazówek młodszemu braciszkowi. - Z tego co widziałam, książę Rhaegon i Thomas znaleźli nić porozumienia. Jaka szkoda, że taki los spotkał młodego księcia... - Wzdychając, wyraziła swój żal nad przyszłością zaplanowaną dla chłopca, nie spodziewając się, że za moment Meredith miała poruszyć dokładnie ten sam temat.
Gdy kobieta zaczęła przemawiać, Morrigan zamilkła chcąc dokładnie wysłuchać co takiego miała do powiedzenia. Była ciekawa jak macocha postrzegała dzisiejsze wydarzenia oraz jakie miała zdanie odnośnie poruszonych przez nią spraw, a był to zaledwie początek bo nie powiedziała jej jeszcze wszystkiego.
Z każdym kolejnym słowem Meredith w głowie młodszej Baratheonki pojawiały się trzy następne. Słowa same pchały się na jeżyk jednak ten trzymany był za zębami. Wcinanie się w zdanie było niegrzeczne, a poza tym ciekawość przeważała ponad jej gadulstwo.
- Zgadzam się z tobą matko. Uważam, że rodzina królewska ma wszelkie prawo by czuć się oszukanymi przez króla, lecz jak najbardziej powinni to okazać w innej sytuacji. Zbyt wiele oczu było skierowanych w ich stronę, jednak mimo tego po części ich rozumiem. Mogę sobie tylko wyobrażać jak ja sama czułabym się w takiej sytuacji. - Zaprzestając czesania jej włosów, młódka odłożyła szczotkę na stolik i cofnęła się o krok.
- Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi sądzę, że taka zmiana dobrze mi zrobi. Naprawdę sądzisz, że ktoś ośmieliłby się zaatakować królową? Królewska Przystań powinna być dla niej najbezpieczniejszym miejscem w całych Siedmiu Królestwach, - myślała na głos. - Poza tym ten cały pokój z Dorne... - wywracając oczami, westchnęła głęboko nie mając więcej siły by rozwodzić się nad głupotą przedstawionych warunków. - Czego więcej mogą chcieć? Dostali już tak wiele!
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptySob 22 Lut - 18:40

O ile niektórzy preferowali raczyć całą tę sytuację śmiechem, bo w zasadzie na nic więcej cała ta szopka nie zasługiwała, Meredith była zbyt rozsierdzona, by wtórować pasierbicy. Siedziała sztywno na krześle, jakby za żadne skarby nie była w stanie się rozluźnić, kurczowo zaciskając i prostując palce dłoni, raz po raz, jakby coś zajmowało jej myśli, a ona uporczywie walczyła, by pozostać na tym planie rzeczywistości, bez zbędnego topienia się we własnych przemyśleniach.
Chciała opisać jej, jak bardzo gotowała jej się krew w żyłach i jak blisko była od zrobienia jednego kroku nie w tę stronę, przechylenia się przez królewski stół, uginający się od rarytasów i zbezczeszczonego wina, żeby chwycić Baelora za te długie kłaki, a następnie kilkukrotnie przywalić jego pustym łbem o blat. Nie miała zielonego pojęcia, jakie siły niebieskie powstrzymały ją od przystąpienia do aktu królobójstwa, a już tym bardziej nie wiedziała, czy powinna im dziękować, czy nie.
- Dziękuję, że się nim zajęłaś. - odpowiedziała, wyglądając nagle, jakby zapadła się w środku. - Powinnam była zrobić to ja, a zamiast tego ubzdurałam sobie, że kontrolowanie temperamentu Arryna to mój interes. Przepraszam. - wyraźnie była na siebie zła; zacisnęła kurczowo pięść, która spoczywała na podłokietniku, aż pobielały jej knykcie. Wiedziała, że długo sobie tego nie wybaczy, dlatego zamilkła, nawet nie próbując usprawiedliwiać swojego zachowania, co przecież z pewnością uciszyłoby gryzące ją wyrzuty sumienia.
- Powinnaś się czuć tak samo, jak oni. - powiedziała cichym, ale wyrachowanym tonem, spoglądając na Morrigan z ukosa. - Zaszlachtowali twojego ojca z zimną krwią, uczynili cię sierotą, a teraz stoją w hierarchii wyżej niż ktokolwiek z nas. - wycedziła przez zęby, podnosząc się z krzesła. Meredith wiedziała, że życie było niesprawiedliwe, ale teraz śmiało się jej prosto w twarz i nie mogła dłużej w tego sobie tłumić. Nie teraz, kiedy wszystko, co ją rozwścieczało, wypowiedziała na głos. - Ciało Olyvera leży gdzieś w piachu, prawdopodobnie już nawet nie przypomina jego samego. Nikt do tej pory nawet nie kwapił się, by choćby rozważyć odzyskanie poległych. Baelor teraz obiecał to tylko i wyłącznie po to, żeby zamknąć nam usta. Jego rodzina doprowadziła do tej całej tragedii, a teraz masz im służyć? Toż to absolutne szaleństwo! - wybuchła, stając przed dziewczyną w całej swojej okazałości. Stopniowo rozbudzała się w niej furia, zresztą nie po raz pierwszy i nie ostatni. Tym razem jednak Meredith celowo nie próbowała jej uciszać.
- Dziecko, nie miałam na myśli ataku ze strony Dorne. - zaśmiała się histerycznie, kręcąc głową, niedowierzając, że dziewczynie w ogóle przyszło do głowy coś takiego. - Czy Martellowie wznieśli larum na sali, czy Targaryenowie? Czy Dayne zaatakował Arryna, czy może na odwrót? Czy Mors stracił Namiestnictwo Południa, czy może Leo Tyrell? Zastanów się, skąd może nadejść cios. Nawet najwierniejsze psy zagryzą swojego właściciela, jeśli ten je głodzi. - była bliska krzyku, ale zdołała utrzymać głos w ryzach, wiedząc, że ściany mają uszy. Niemniej, oddychała ciężko, wyglądając przy tym, jakby sama miała ochotę dołączyć się do owych wygłodniałych zwierząt, które pewnego dnia rozszarpią kłami gardło Baelora. Zawsze sądziła, że głupszego niż Daeron na tron nie wsadzą, ale najwyraźniej się myliła.
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 23 Lut - 5:54

Widząc jak bardzo Meredith żałowała swojego zachowania w trakcie uczty względem Thomasa, jej pasierbica sama nieco posmutniała. Być może wcale nie powinna była poruszać tego tematu, który tylko zasmucił kobietę, a przecież nie to było jej celem. Młódka mogła śmiało przyznać, że zachowanie macochy nie należało tego wieczora do najlepszych i nie należało wskazywać go jako wzoru do naśladowania, jednak jeden tak uczynek nie czynił z niej złej bądź wyrodnej matki i Morrigan chciała żeby ta to wiedziała. Widząc zaciśniętą w pięść rękę, dziewczę podeszło bliżej i ujęła jej dłoń we własną.
- Proszę, nie zamęczaj się takimi myślami. Spędzanie czasu z Thomasem było dla mnie przyjemnością i najważniejsze, że nie siedział sam gdy na sali działo się najgorsze. - Ściskając lekko jej dłoń w geście pocieszenia, wyprostowała się i cofnęła o krok. - Jeśli mam być szczera to chyba nie zwracał on zbyt wielkiej uwagi na to co się działo, choć nie omieszkał zadać kilku pytań. Wszystko skończyło się dobrze. - Zakończyła z nadzieją, że te słowa pomogę Meredith wyzbyć się wyrzutów sumienia jakie mogły ją nękać od czasu, gdy Morrigan poruszyła ten nieszczęśliwy temat.
Słowa, które chwilę po tym zaczęły gorączkowo odpuszczać usta macochy, były dla młodej panienki niczym kubeł zimnej wody. Cios za ciosem lądował na jej twarzy jakby ktoś próbował obudzić ją z silnego snu, który nie chciał wypuścić jej ze swoich objęć, choć tak naprawdę nie miał nad nią żadnego panowania. Emocje ścisnęły gardło młodej lady Baratheon, a jej oczy zaszkliły się piekącymi łzami. W tej chwili nie potrafiła ona spojrzeć Meredith prosto w oczy toteż odwróciła wzrok w zupełnie inną stronę.
- Myślisz, że było mi łatwo? - spytała znacznie ciszej w przeciwieństwie do swojej rozmówczyni, a jej ton sugerował niewidoczny dla oka ból, który zwiastował jedynie potoki łez. - Moja krew wrzała na samą myśl, że te dornijskie bestie siedzą z nami w jednym pomieszczeniu! Nie mogłam nawet patrzeć w ich stronę by od razu nie myśleć o wszystkich rzeczach jakie im się należą za to co wyrządzili. - Nabierając głębokiego oddechu, Morrigan starała się uspokoić swoje nerwy i serce, które zaczęło bić znacznie szybciej na samo wspomnienie tego okropnego dnia i rzeczy jakie musiała tam tolerować.
- Więc dlaczego nikt nie sprzeciwił się jego rządom przed koronacją? Gdy król wraz ze swoim kuzynem dotarli do Końca Burzy wszyscy stawali na rzęsach by im dogodzić, a teraz panowie wielkich rodów chylili przed nim czoła obdarowując go drogocennymi prezentami i innymi kosztownościami. Jak sama powiedziałaś, nie tylko nasza rodzina ucierpiała w tej wojnie, a mimo to żaden wielki panicz nie ośmielił się przeciwstawić młodzieńcowi, który najwyraźniej nie odróżnia dobroci od naiwności! Westeros jest pełne tchórzy, a ja odmawiam być jednym z nich. - Rzekła stanowczo, ciężko przy tym oddychając. Złość i frustracja jaką uzewnętrzniała teraz Merry udzieliła się również jej pasierbicy, która tak samo gotowa była wyjść z siebie i stanąć obok. Opamiętała się jednak w porę, przypominając sobie gdzie się znajdowały. Wygładzając materiał sukni, poprawiła wzburzone włosy i spojrzała w twarz kobiety.
- Gdy mój ojciec szedł na wojnę nie obawiał się śmierci. Jeśli w gwiazdach jest mi coś pisane, wydarzy się to bez względu na to gdzie będę przebywać. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. - Powiedziała robiąc krótką przerwę. - Będąc u boku królowej mogę widzieć i wiedzieć więcej, nawet jeśli ceną ma być narażanie się na niebezpieczeństwo. Kto wie? Może wydarzy się tutaj coś co przyniesie mi więcej korzyści niż siedzenie w Końcu Burzy. Obie wiemy, że nie ma tam dla mnie żadnego potencjału i jedyną opcją jest dobre zamążpójście. - Westchnęła, raz jeszcze przypominając sobie jak istotną rolę w rodzinie odgrywała jedyna córka dawnego Lorda Burzy.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 1 Mar - 0:21

Zdawała sobie sprawę, że jedno przeoczenie nie czyniło z niej bestii, ale bardziej martwiło ją, jak łatwo przychodziło alkoholowi zmącenie jej umysłu na tyle, by zapominała o tak istotnych kwestiach. Wstyd z powodu własnego zachowania zawsze ją uderzał, prędzej czy później ukazując, że wcale nie postąpiła tak idealnie, jak pierwotnie sobie to wizualizowała. Normalny człowiek wtedy uznałby, że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, a następnie podjąłby decyzję o odstawieniu kuszącego trunku, który bywał głównie złym doradcą, mamiącym wizją ulgi i wyciszenia. Niestety Meredith nie potrafiła się zebrać na głośne przyznanie się do problemu, a co dopiero do walki z nim. Nawet jeśli miałaby być czysto partyzancka.
- Mhm. - mruknęła tylko, kiedy Morrigan niezwykle starała się odwieść ją od pomysłu katowania się za przeszłe czyny. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć, by nie wyjść na męczenniczkę, więc uznała, że lepiej po prostu urwać ten temat. - Szkoda, że nie dla wszystkich skończyło się to równie dobrze. - może miała na myśli młode smoki, może samego Arryna, kto to wie? Nie zdecydowała się na rozwinięcie tej myśli, a jedynie zawiesiła wzrok na swoim odbiciu w lustrze, jakby miała zaraz bić się z nim o dominację nad ciałem i umysłem. Naprawdę czuła, że niewiele brakowało jej do wyjścia z siebie i stanięcia ze sobą twarzą w twarz.
Widziała ból malujący się na twarzy pasierbicy, nim ta zdążyła zwrócić się w innym kierunku, z dala od wzroku oceniającej ją macochy. Matczyny instynkt ścisnął ją za serce, podpowiadając, że nie powinna brnąć dalej w bagno, ani sypać soli na rany, dlatego długo wahała się, czy powinna cokolwiek odpowiadać w kwestii ucztowania w towarzystwie Dornijczyków. Czasem jednak ego wygrywało z huczącą w piersiach empatią, bo Meredith mimo wszystko była jedynie człowiekiem.
- Na dodatek zamordowali króla. Zaszlachtowali go. - powiedziała na wydechu, jakby wypluwała z siebie wszelakie epitety zbierające się od dłuższego czasu. - Nie twierdzę, że był mądry, bo nie był. Ale nikt nie zasługuje na bycie zarżniętym jak świnia na ubój, kiedy zmierza pod białą flagą w celach raczej polubownych. Dornijskie żmije posunęły się do tak haniebnego czynu, a Baelor całuje ich po stopach, wynosząc w honorach wyżej niż własną rodzinę. I ty chcesz dołączyć do tej szopki? Dobrowolnie? - w jej głosie nie było już pierwotnej agresji i gniewu. Teraz zwyczajnie nie mogła się nadziwić, że Morrigan uznaje to za zmianę, która "dobrze jej zrobi". Była w stanie wiele pojąć i zrozumieć, ale w głowie jej się nie mieściło, w jaki sposób takie towarzystwo miałoby pozytywnie wpłynąć na kogokolwiek. Widziała na własne oczy, jak dumnie prezentuje się panująca im miłościwie dynastia skrzydlatych gadów i jakoś niespecjalnie jej zaimponowali.
- Może dlatego, że nikt nie wiedział, czego spodziewać się po szaleńcu, który na bosaka zaiwaniał tam i nazad do Dorne? - tu ściszyła głos, jakby bała się, że poprzednie krzyki przywiodły kogoś pod drzwi komnaty. - Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Wszyscy liczyli po cichu, że może nie będzie aż tak tragicznie. Czekali cierpliwie na warunki pokoju, by ocenić, jak wiele będzie zysków i strat. Po co ktokolwiek miałby się wyrywać z protestami? Wobec czego? - patrzyła na nią ze zmarszczonymi brwiami, bez dłuższego zastanowienia punktując brak logiki w jej zarzutach. - Nie można chwalić dnia przed zachodem słońca. Ani go krytykować. Wszyscy czekali na oficjalny dekret, na kropkę nad i. Atakowanie Baelora przed tym nie miałoby sensu, bo jeśli okazałoby się, że chce każdego obsypać złotem ze skarbców Słonecznej Włóczni, każdemu krzykaczowi zrobiłoby się cholernie głupio. - prawda była taka, że oprócz bycia ekscentrycznym, Młody Smok jawił się również nieobliczalnym. Tak samo jak ich zgnębił, mógł ich również uhonorować, a przewidzieć zawczasu mogli to jedynie bogowie. Przynajmniej tak wydawało się Meredith, bo Baelor zdawał się z nimi rozmawiać nader często.
- Pisane w gwiazdach? Muszę usiąść. - jak powiedziała, tak zrobiła. Wróciła z powrotem na krzesło, biorąc głęboki wdech, jakby czuła, że robi jej się słabo. - Żadni bogowie, żadne konstelacje, żadne przeznaczenie nie jest kowalem twojego losu. Ty nim jesteś. Jeśli nie weźmiesz życia w swoje ręce, będziesz prowadzona jak cielę na rzeź przez ludzi, którzy myślą, że wiedzą lepiej, co dla ciebie najlepsze, niż ty sama. - wycedziła, patrząc na nią zmęczonym spojrzeniem. Naprawdę nie mogła znieść pierdolenia, jakoby nadludzkie siły zapisały im w spadku ścieżkę, którą będą podążać bez względu na to, czy chcą tego, czy nie. To była jedynie wymówka fanatyków, kiedy kończyły im się logiczne argumenty albo odwaga, kiedy zauważali własne porażki i niepowodzenia życiowe. Uznawali, że to nie oni zawinili, a ciążące nad nimi fatum. - Nie mów więc, że nie ma dla ciebie żadnego potencjału. Nie jesteś krową cielną, której trzeba znaleźć byka. Możesz być kim zechcesz, byle nie septą. Prędzej się na lewą stronę przewlekę, niż poślę dziecko w ręce pomyleńców. - kiedy to powiedziała, zorientowała się, że właściwie z jednej stront wciska jej morały, jakoby powinna chwytać życie za rogi, a z drugiej strony zabrania jej robić to, czego pragnie. Dlatego westchnęła ciężko, po czym ponownie spojrzała na dziewczynę ciężkim spojrzeniem. - No ale w porządku, załóżmy, że mogłabym się zgodzić na to wszystko. Powiedz mi, czy ty naprawdę wiesz, z czym to się wiąże? Na dobrą sprawę będziesz służącą, która nadal może nosić swoje piękne suknie, ale wciąż jest pomiatana tam i z powrotem. Podobno to zaszczyt, ale jakoś ciężko dojrzeć mi w tym chlubę. - wywróciła oczyma, czekając, aż Morrigan przekona ją do swojego stanowiska. Jeśli zrobi to zręcznie, nie mogłaby powiedzieć nie, więc teraz wszystko leżało w rękach dziewczyny.
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyCzw 5 Mar - 7:28

Biorąc głębokie aczkolwiek ciche oddechy, Morrigan starała się ukoić szybkie bicie serca oraz nerwy jakie kołatały się w jej głowie. Już gołym okiem widać było, że obie kobiety były zmęczone oraz poirytowane, a taki stan rzeczy nigdy nie sprzyjał rozmowom na poważne tematy, które przeważnie wiązały się z mniejszym lub większym wybuchem emocji bez uprzedniego dolewania oliwy do ognia. Wysłuchiwała więc grzecznie wszystkiego co miała jej do powiedzenia macocha, a w jej myślach odpowiedzi układały się samoistnie w szeregu, czekając na swoją kolej gdy będą mogły zostać wypowiedziane. Nie raz i nie dwa dłonie młodszej kobiety zacisnęły się nerwowo na sukience czy to za sprawą tego o co się spierały, czy też wydarzeń jakie poruszała Meredith w swoich wypowiedziach. Jednak nic z tego nie było przejawem niechęci wobec stojącej przed nią kobiety. Tego Morrigan zwyczajnie nie mogła i nie chciała się dopuścić ponieważ miała wobec macochy dług wdzięczności, którego pewnie nigdy nie zdoła w pełni spłacić.
- Masz rację, jak zwykle masz rację Meredith. - Odrzekła już spokojniej, zauważając jakie błędy popełniła w tym szybkim mówieniu bez uprzedniego przemyślenia całej sprawy. Delikatny rumieniec pokrył jej policzki świadcząc jedynie o tym w jakie zawstydzenie została wprowadzona przez swoje własne słowa, nad którymi nie zastanowiła się więcej niżeli sekundę. Jednakże czy można było ją winić za to, że wciąż była rozczarowana postępkami tych wszystkich mądrych dorosłych? - Teraz już widzę dlaczego podejrzewasz, ze Królewska Przystań może stać się celem tych wszystkich urażonych dzisiaj lordów. Jeśli mam być szczera... - przerwała aby westchnąć głęboko i opuścić wzrok. Jej niedoświadczenie w sprawach politycznych było teraz jeszcze wyraźniejsze niż na co dzień. - Chyba wcale bym się nie zdziwiła gdyby ktoś zechciał sprzeciwić się teraz koronie. Jednakże otwarty atak na Baelora oznaczałby wojnę domową. Dopiero jedna dobiegła końca. Sądzisz więc, że ktoś mógłby się tego dopuścić? I nie rozumiem dlaczego ofiarami miałaby być królewska służba, przecież oni nic nie znaczą. Na miejsce każdej jednej służki pewnie znajdzie się kilka innych ochotniczek. Wątpię również aby ktokolwiek z nich posiadał jakieś istotne informacje... - Dodała z kolejnym westchnieniem. Chciałaby aby było inaczej, jednak nie mogła być ślepa na fakty i taka była niestety prawda. Dwórki, dworzanie i cała reszta służby nie byli niezastąpieni, a ich rotacja mogłaby pewnie przypominać słońce, które przecież codziennie wschodziło i zachodziło.
Widząc jak Meredith wraca na swoje poprzednie miejsce nie mając siły słuchać jej dalszych głupot, pasierbica podążyła za nią i zasiadając na podłodze oparła się o nogi macochy, wspierając głowę na jej kolanach. Ostatecznie uszło z niej już całe powietrze i teraz była tylko zmęczona.
- Tak, tak. Jesteśmy panami swojego losu... Już to wszystko słyszałam. Nigdy nie zdarzyło ci się pomyśleć, że może rzeczywiście niektóre rzeczy dzieją się z wyżej przypisanego powodu? - zastanawiała się na głos, nie mając oczywiście pojęcia czy bardzo mijała się z rzeczywistością, czy może w tym gdybaniu było choć ziarenko prawdy. Słysząc jednak wzmiankę o byciu septą, Morrigan zaśmiała się na głos.
- Chyba musiałabym postradać rozum. Wyobrażasz sobie mnie jako septę? - zapytała żartobliwie, śmiech wciąż dźwięczny w jej głosie.
- Nie mogę powiedzieć, że wiem wszystko na temat bycia dwórką - wywróciła oczami - ale chciałabym spróbować. Chyba nie może być aż tak źle? W końcu król z jakiegoś powodu wybrał mnie do tej roli. Co mogło nim kierować? - spytała, unosząc spojrzenie na Merry. - Myślisz, że ma to coś wspólnego z jego wizytą w Końcu Burzy?
Przez następny moment Morrigan zamilkła, zatracona we własnych myślach aż nagle przypomniała sobie o ważnej rzeczy, którą miała przekazać przybranej matce.
- Królowa Shaena chciała się ze mną jutro spotkać. Poprosiła żebym przyprowadziła ze sobą kogoś z rodziny i... powiedziałam jej, że przyjdziesz razem ze mną. Proszę Merry! - dodała, robiąc maślane oczka.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyPon 9 Mar - 19:22

Meredith doskonale zdawała sobie sprawę, że posiada rację. Śmierć męża zachwiała jej pewność siebie i butę, ale na pewno nie zmieniła jej opinii oraz spojrzenia na ten chory świat. Czy przed wojną, czy po wojnie, wszystko działało tak samo, wszyscy chcieli sobie skoczyć do gardeł bez względu na okoliczności i tylko czekali na powód oraz okazję do ataku. Jednak nieważne, do kogo należała słuszność; najważniejsza była zdolność przekonania drugiej osoby do swojego stanowiska. W końcu prawda nie znaczy nic, kiedy nikt w nią nie wierzy. Czasem łatwiej zaufać czemuś, co boli mniej, co trzyma się sztywnego schematu. Odmiana rzadko spotyka się z aprobatą.
- Tak samo ludzie gadali po Tańcu Smoków. Teraz będą czasy pokoju, mówili. Złota era, kraina mlekiem i miodem płynąca, coś tam, coś tam. - machnęła ręką bagatelizując całe to czcze pieprzenie, które absolutnie nie przetrwało próby czasu. - I co się stało? Siekliśmy się z Dornijczykami prawie dekadę. Ludzie nie umieją uczyć się na błędach. - zamknęła oczy, jakby zirytowana tym wszystkim, po czym spojrzała znowu na pasierbicę, marszcząc brwi. - Niektórym jedna wojna w tę czy we w tę nie robi już różnicy. Liczy się zysk prywatny, komfort. A to, czy dotrą do niego po trupach, nie ma najmniejszego znaczenia. - westchnęła zrezygnowana, opierając się głębiej w krześle. - Zwykła służba nic nie znaczy, oczywiście. Ale ty, moja droga, jesteś szlachcianką, za którą będą wołać okup, jeśli w ogóle wezmą pod uwagę zostawienie cię przy życiu. Może nie jesteś Targaryenem, ale masz oczy, uszy oraz usta, które mogą wydać zadającego cios ostateczny w pierś suwerenów. Myślisz, że będąc świadkiem, będziesz dla nich nikim? - oparła ręce na podłokietnikach i splotła je razem, unosząc jeden kącik ust, jakby chciała się uśmiechnąć, ale powaga sytuacji jej na to nie pozwalała. Oczywiście to wszystko było spekulacjami, ale lepiej dmuchać na zimne, niż się później sparzyć. W tak niepewnych czasach trzeba było brać pod uwagę każdą, nawet najbardziej niemożliwą opcję, bo ludzie byli zwyczajnie nieprzewidywalni. Zwłaszcza ci, których bogowie już dawno opuścili w trosce o własne zdrowie.
Spojrzała z powagą na roześmianą Morrigan, milcząc dłuższą chwilę, jakby faktycznie zastanawiała się nad konkretną odpowiedzią.
- Nie, nie zdarzyło mi się. - odparła wprost, potrząsając głową w zaprzeczeniu. Meredith trzymała się tylko i wyłącznie faktów oraz logiki; wiara w siły nadprzyrodzone pokroju losu była zwyczajnie bezsensowna, a wszystko, co na bakier z sensem, nie powinno być brane pod uwagę.
- Co mogło kierować Baelorem, niech pomyślę. - tutaj uśmiechnęła się ze sporą dozą ironii, po czym klapnęła się w kolana. - Obstawiam, że Siedmiu go nawiedziło, albo pojedynczo, albo w całym komplecie i stwierdzili, że to będzie absolutnie wyborny pomysł. Ewentualnie dostał halucynacji z niedożywienia. Obydwie opcje są równie prawdopodobne w jego przypadku. - tutaj uśmiechała się już pobłażliwie, nawet nie kryjąc, że ma obecnego władcę za szaleńca. Naprawdę nie próbowała się doszukiwać misternych planów stojących za jego decyzją, bo gdyby faktycznie cokolwiek przemyślał, warunki pokoju byłyby zgoła inne.
- Jeśli będzie źle, w jakikolwiek sposób, poślesz do mnie list, a ja natychmiast cię z królewskiego dworu zabiorę. - oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie miała zamiaru posyłać błagalnych kruków do jaśnie królewskich mości, prosząc o lepsze traktowanie pasierbicy, co to, to nie. Bez mrugnięcia okiem nakazałaby odesłanie jej do domu, tam, gdzie będzie traktowana z należytym szacunkiem. Wreszcie wstała z krzesła, skierowała się bliżej łóżka i obok niego zrzuciła pantofle. - Pomóż mi, proszę, zdjąć tę przeklętą kieckę. - chciała wreszcie zalegnąć w pierzynach i oddać ten dzień w niepamięć, więc nie mogła położyć się opleciona tonami tkaniny.
- W porządku, przyjdę. Chętnie posłucham, co ma do powiedzenia. - uniosła nieco brwi, zdziwiona, że Shaena zdecydowała się na takie rendez-vous. - Dosyć często posyłała mi spojrzenia, zarówno podczas koronacji, jak i na uczcie. Nie wiem, z jakiego powodu. - wyznała również, wzruszając ramionami i czekając, aż w końcu pozbędzie się odzienia.
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyCzw 19 Mar - 6:31

Słuchając słów Meredith, mina trochę jej zrzedła. Za późno było na cofnięcie własnych słów i teraz ze wstydem musiała przyznać, że pod wpływem wieczornych emocji jakie kłębiły się jej na barkach, nie przemyślała niczego tak dokładnie jak powinna i w zamian zaczęła wypluwać wszystko co tylko jej ślina na język przyniosła. Nie tak ją uczono i teraz Merry dawała jej to dosadnie do zrozumienia. Być może młódka wyniesie coś z tej niezaplanowanej lekcji i na przyszłość zastanowi się trochę nad swoim zachowaniem i słowami jakie padały z jej ust.
Jesteś szlachcianką. Masz oczy i uszy. Możesz być świadkiem.
Każdy kolejny przykład serwowany w jej stronę sprawiał, że cały entuzjazm jaki się w niej gromadził na samą myśl mieszkania i służenia na królewskim dworze, uciekał niczym powietrze z dziurawego balonika. Coraz więcej i więcej i więcej, aż jej ciało przypominało finalnie sflaczałą gumę. Wszelki uśmiech zniknął z jej twarzy, krew również zdawała się opuścić jej lica gdyż skóra pobladła, poszarzała. Z tego wszystkiego pociemniały nawet jej oczy, w których teraz można było zauważyć nutę strachu. Co prawda Morrigan według westerowskich standardów mogła uchodzić za dorosłą kobietę, która nie powinna bać się bajek opowiadanych niegrzecznym dzieciom, ale obrazek jaki namalowała dla niej macocha, zmroził jej krew w żyłach.
- Ale... - zaczęła, szukając jakiegoś argumentu dla wyjaśnienia tej przepowiedni jaką nakarmiła ją Meredith.
- W Królewskiej Przystani jest tyle innych młodych dwórek i zacnych dworzan. Zarówno tych starych i nowych... Gdyby było naprawdę tak źle jak mówisz, czy inne rody nie zabrałby swoich córek do domu? - spytała chociaż było to raczej pytanie dla niej samej. Nie spodziewała się aby starsza kobieta jej odpowiedziała i sama zaczęła zastanawiać się nad tym zagadnieniem.
- Proszę nie myśl, że wątpię w twoje słowa i doszukuje się w nich jakiegoś podstępu. Wiem, że pragniesz dla mnie wszystkiego co najlepsze i masz moje dobro na uwadze. - Powiedziała i złapała Merry za rękę, by delikatnie uścisnąć jej dłoń. Może i nie były połączone ze sobą więzami krwi, ale nie każda rodzina musiała to ze sobą dzielić. Czasami zdarzało się przecież, że to obcy potrafił wykazać więcej troski i dobrych intencji niż ci najbliżsi z rodziny.
- Hmm... - mruknęła pod nosem - może mianowanie mnie dwórką królowej jest według niego prezentem? Formą zadośćuczynienia za śmierć ojca? Kto wie co siedzi w jego głowie... - odparła nieco smutnym tonem. Jednakże jakby nie było żadna góra złota ani najpiękniejszy dworski tytuł nie przywrócą jej ojca do życia. Musiałaby chyba zostać królową by spojrzeć na to wszystko z innej strony. Lecz ten komentarz zostawiła już dla siebie, domyślając się, że gdyby tylko powiedziała coś takiego, Merry puściłaby jej kolejną wiązankę o tym jakie niebezpieczeństwa wiązały się z tym tytułem bądź jeszcze prędzej dostałaby po głowie za myślenie o niestworzonych głupotach.
- Obiecuję! - zgodziła się bez chwili wahania.
- Postaram się do ciebie pisać nie tylko w trudnych chwilach. Nie myśl sobie, że mój pobyt w stolicy równać się będzie brakowi kontaktu i ciszy z mej strony. Będę miała jednak na uwadze by nie pisać zbyt często. Domyślam się, że wraz z Thomasem jako nowym Lordem Burzy będziesz miała pełne ręce roboty. - Odparła, bawiąc się materiałem swojej sukni. Czując, że Meredith podnosi się z krzesła, młódka powędrowała za nią wzrokiem i sama podniosła się ze swojego miejsca, wygładzając wymięty już strój.
Podchodząc do macochy stanęła za nią i zaczęła pomagać jej ze ściąganiem sukni. Delikatnie obchodziła się z każdym elementem ubioru, uważając aby niczego nie zniszczyć.
- Może pragnęła zamienić z tobą kilka słów, ale nie chciała ściągać na was niechcianej uwagi? Dziś wszystkie oczy i uszy skupione były w większości na rodzinie królewskiej - zasugerowała. - Była bardzo dumna z Thomasa i jego przemowy. Może chciała go pochwalić.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 22 Mar - 1:13

Nie chciała tłamsić entuzjazmu, jaki zakwitł w sercu pasierbicy na myśl o nowym życiu w sercu Siedmiu Królestw, ale ten został zasiany przez młodzieńczą naiwność, która niejednego powiodła prosto do jego własnej zguby. W końcu cóż innego zaprowadziło Daerona pomiędzy piaski Dorne, kiedy ze swymi szumnymi ambicjami zamierzał oddać ostatni klejnot rodzinnej koronie? Wielu odradzało mu to nierozsądne przedsięwzięcie, ale ten uważał, że pozjadał wszelkie rozumy i dzięki temu wie lepiej. Popełnianie błędów jest rzeczą ludzką, nieodzowną częścią młodości i Meredith nie miała zamiaru nikogo za to karcić; wszakże sama była pewna, że wiele popełni samodzielnie. Problem pojawiał się wtedy, kiedy rzesze doradców odradzały dany pomysł, prezentując bukiet solidnych, żelaznych argumentów, a delikwent i tak wolał iść za głosem namawiającym go do katastrofy. Na szczęście Morrigan zdawała się mieć ciut więcej oleju w głowie, by nie podążać ślepo za pustymi marzeniami.
- Większość tych ludzi pochodzi z rodów, dla których posiadanie członka rodziny na dworze jest jedyną renomą, jaką mogą zdobyć. - uśmiechnęła się pobłażliwie, wręcz rozbawiona myślą. - Na dodatek większość z nich przybyła na dwór zanim królowie zaczęli mijać się z powołaniem. Nie można też zapomnieć, że dla wielu wielką hańbą by było wypaść z łask rodziny królewskiej, więc wolą ryzykować życiem swoich dzieci. - pokręciła głową, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że nie ma nic głupszego niż duma, która była niejednokrotnie ważniejsza niż ludzkie życie. Ci, którzy stawiali swój honor nad cudze dobro, nie zasługiwali w oczach Meredith na szacunek. Dla pewnych osób miała iście pomylone priorytety, stawiając ród na drugim miejscu, bo ten zawsze ustępował pojedycznym członkom rodziny. Nazwiska były tylko powierzchowne, a ich znaczenie umywało się w obliczu wartości żyjącej istoty.
- Nie chcę zostawiać cię w gnieździe ludojadów. - odparła spokojnie, czując uścisk Morrigan na swojej dłoni. Westchnęła smutno, jakby próbowała znaleźć słowa, które trafnie opiszą tę beznadziejną sytuację. Tradycje i przestarzałe normy społeczne dobijały ją psychicznie. Naprawdę chciałaby móc postawić się wszem i wobec, wyraźnie ogłaszając, że głęboko w poważaniu ma zarówno Króla, jak i jego bezrozumne postanowienia. Nie chciała uginać kolan przed kimś jego pokroju, chciała jedynie, by pozostała przy niej rodzina była bezpieczna. Własne dobro stawiała na o wiele niższym szczeblu.
- Już chyba wolałabym pozłacany modlitewnik. - wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy, jakby właśnie próbowała przeczekać narastający wylew. Czuła, że krew ją nagła zalewa, bo sam pomysł wydawał się tak niebywale niedorzeczny, że przy osobie Baelora stawał się aż nader możliwy. - Nie ma na tym świecie żadnej rzeczy, która zadośćuczyniłaby za śmierć Olyvera. - wycedziła przez zęby, wyraźnie zła i zmęczona. Mówienie o nim sprawiało jej ból, ale wiedziała, że czasem wymówienie jego imienia było nieodzowne. Od pewnych rzeczy nie dało się uciec.
- Pisz, ile chcesz, moim terminarzem się nie przejmuj. - tutaj się uśmiechnęła, jakby na chwilę poprawił jej się humor. - Będę robiła to, co przez ostatnie osiem lat. Łączyła koniec z końcem. - westchnęła ciężko, wspominając nadzorowanie interesów Burzy w trakcie wojny, co wcale nie było łatwym zadaniem. Zwłaszcza gdy oprócz tego trzeba było wychowywać syna, pasierbicę oraz modlić się, żeby mąż oraz brat wrócili cali z wyprawy. Przynajmniej teraz o tych ostatnich już nie musiała się martwić.
- Jak ja nie lubię takiego pukania kotka za pomocą młotka... - mruknęła wielce niezadowolona, wydostając swoje ramiona z rękawów sukni. - Bawią się w śmieszne kurtuazje, spojrzenia zza rogu, zamiast po prostu posłać służbę z wiadomością. - pokręciła głową z niezadowoleniem, czekając aż Morrigan pomoże jej wyjść do końca z wierzchniej warstwy odzienia. Kiedy to się stało, zaczęła pozbywać się klatki zgniatającej jej żebra - gorsetu. - Wątpię, że chodziło tu o Thomasa, bo patrzyła ku mnie jeszcze zanim biedaczek otworzył usta. Nie wiem, co się święci i nie wiem, czy chcę się dowiadywać. - skwitowała, przecierając czoło dłonią, jakby zmęczyła się samym myśleniem o sytuacji, w której się obydwie znalazły. Chyba nie można liczyć ani na chwilę spokoju.
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 22 Mar - 7:55

Twierdzenie, że Morrigan nie była uparta i nie dążyła do postawienia na swoim mijało się z celem i każdy ktoś choć trochę szanował swój czas oraz wypowiadane słowa, dawał sobie spokój. Powód, dla którego wyrosła na kobietę jaką była, był bardzo prosty. Koniec końców była córką swojego ojca, a sam Olyver nie należał do osób, które łatwo i prędko zmieniały zdanie. Wystarczyło sięgnąć pamięcią nie tak dawno temu, gdy jej ukochany ojciec postanowił udać się na wojnę. Ileż to próśb, łez i słów padło ze strony jego żony, córki i wielu, wielu innych osób. Błagania by raz jeszcze rozpatrzył swoją decyzję zawsze spotykały się z tą samą odpowiedzią. Nie i koniec. Tak postanowił i tak miało być.
Nic więc dziwnego, że wraz z jego krwią jedyna córka przejęła po nim kilka cech wraz z woreczkiem bonusów jakie dorzuciła od siebie rodzona matka. Szczęśliwie dla niej Siedmiu nie pożałowało jej krzty sprawnie działającego rozumu. Jednakże była to na razie tylko krzta, gdyż po dziś dzień zdarzało jej się, że pomimo swojej inteligencji podejmowała decyzje gorączkowo, pochopnie i bez większego przemyślenia. Idealnym tego przykładem mogła być obecnie trwająca rozmowa między dwoma kobietami, gdzie to Morrigan śmiało i otwarcie dzieliła się swoimi spostrzeżeniami, nie do końca analizując to co tak właściwie uciekało spomiędzy jej malinowych warg.
Aczkolwiek najwyraźniej dzisiejsza pula niedorzecznych pomysłów nie została jeszcze przez nią wyczerpana i Los testował Baratheonównę na każdym możliwym korku, prowokując do wymyślania coraz to bardziej zwariowanych rzeczy. Niech jej Siedmiu dopomoże, aby Meredith miała w sobie jeszcze odrobinę cierpliwości i wytrzymała jej paplaninę bez uprzedniego skracania pasierbicy o głowę.
Marszcząc ze wstrętem nos na słowa Meredith, młódka pokręciła zrezygnowana głową. Pobyt w Królewskiej Przystani, choć krótki, zdążył już nauczyć ją wielu rzeczy. Przebywając w Burzy siłą rzeczy była ślepa na wiele faktów, lecz wystarczyło pojawić się w stolicy by różowe okulary natychmiastowo spadły człowiekowi z nosa, uświadamiając go jaki świat był naprawdę brzydki. Albo raczej jakim okropnym robili go na każdym swoim kroku ludzie.
- Wiem, że nie chcesz Meredith - zaczęła spokojnym i łagodnym tonem, maskując krótkie westchnienie jakie wyrwało się z jej ust. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo bym chciała żebyś mogła zostać tutaj wraz ze mną. Rozłąka z Thomasem również nie sprawia mi żadnej przyjemności. Serce boli mnie od samego myślenia, że nie będę mogła go widywać tak często jak do tej pory. - Odparła, być może niesłusznie zakładając, że jej wizyta w Królewskiej Przystani rzeczywiście zostanie przedłużona o znacznie dłużej niż to przypuszczała jeszcze przed przyjazdem. Jakby na to nie spojrzeć, oficjalna decyzja nie została jeszcze podjęta i wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania. Głupota, która chwilę później miała paść z jej ust również mogła wszystko przekreślić, uświadamiając jedynie Merry, że jej pasierbica była niespełna rozumu i nie należało spuszczać jej z oka ani na moment.
- Wiesz... Może jest na to wszystko pewne rozwiązanie. - Zaczęła tajemniczo, niespiesznie. W panujących warunkach pomysł wydawał się chwilowo absurdalny, a jego wykonanie zwłaszcza w pojedynkę być może graniczące z niemożliwym, dlatego też uważnie dobierała każde słowo aby nie spotkać się ze stanowczą odmową jeszcze zanim zdąży dokończyć zdanie. - Stolica przyciąga wielu ludzi o różnych tytułach, z różnych stron kontynentu, z różnymi historiami na ich barkach. A gdybym tak... znalazła tutaj kogoś do zamążpójścia i za jakiś czas opuściła Przystań? - wypowiadając słowo za słowem jej wzrok coraz bardziej oddalał się od sylwetki Meredith. Młódka sama nie wierzyła, że zdobyła się na powiedzenie czegoś takiego i chyba trochę obawiała się reakcji ze strony macochy. Ta była już wystarczająco rozsierdzona poprzez wydarzenia tego dnia, dokładając do tego zmęczenie oraz ich wyboistą rozmowę... Wyglądało to jak przepis na katastrofę, a Morrigan możliwie, że włączyła zegar odliczający sekundy do wybuchu.
- Oczywiście, że nic nie będzie wystarczającym zadośćuczynieniem za jego śmierć. Żaden czyn ani obietnica nie przywróci go do życia. Moje serce wciąż krwawi na samo wspomnienie jego twarzy, na dźwięk imienia, widok przedmiotów, które niegdyś do niego należały... - na tą wzmiankę jej dłoń samoistnie uniosła się do piersi, gdzie do materiału sukni przypięta była brosza z jelenim porożem, którą dostała od byłego Lorda Burzy.
Pomagając matce w ściągnięciu sukni, młódka przewiesiła delikatny materiał przez przedramię i wraz z nim udała się do szezlongu, na którym ułożyła jeden z wielu kobiecych fragmentów odzienia. Nie chciała aby ten uległ jakiemukolwiek zniszczeniu i obeszła się z uwagą oraz dokładnością, by materiałem nie zamiatać podłogi. Następnie czym prędzej powróciła do jej boku i pomogła w rozwiązywaniu ciasnego gorsetu. W trakcie tej czynności zrzedła jej nieco mina na samą myśl, że ją czekało to samo po powrocie do jej komnaty.
- Jeśli nie chodzi o Thomasa, może zwyczajnie chce cię bliżej poznać? - gdybała na głos. - Jakby nie było, Królowa również jest człowiekiem, a ciekawość jest bardzo ludzkim odczuciem. Jest również bardzo młoda, więc wszelkie zainteresowanie z jej strony byłoby zrozumiałe. Jestem pewna, że nie tylko ona chciałaby cię poznać lepiej niż tylko zwyczajne, witam witam. - Dodała, zagadując ją przez jej własne ramię. Po części sama mogła się pod tym podpisać, bo w trakcie uczty kilka osób zwróciło na siebie jej uwagę i bardzo chętnie chciałaby poznać ich nieco dogłębniej, niż tylko przyglądać się ich sztucznym i wymuszonym maskom uprzejmości jakie przybierali w trakcie oficjalnych spotkań.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 29 Mar - 3:20

Morrigan nie musiała się martwić, że szybko wyczerpie źródło cierpliwości Meredith - to miało się świetnie, choć ostatnimi czasy było wielokrotnie wystawiane na próbę. Gdyby miała wybór, wybrałaby święty spokój, ale jeśli już dopatrywać się jasnej strony wśród tego amoku, kuszenie losu, by pozbyć się jednego z drugim i opieranie się mu sprawiło, że dzisiaj miała stalowe nerwy. Stąd też ośli opór pasierbicy nie robił na niej większego wrażenia, wszakże niedaleko pada jabłko od jabłoni; była córką swojego ojca, niczego innego się po niej nie spodziewała. Swoją drogą, bycie upartym leżało w naturze młodych buntowników. Choć Meredith sama wiele starsza nie była, czasem odnosiła wrażenie, że jest już na to wszystko za stara. Zupełnie jakby dla niej czas się zatrzymał, by zdążyła przerobić wszystkie najczarniejsze scenariusze na wylot.
- Nie zostanę na wieki wieków, bo to doprowadziłoby mnie do choroby alkoholowej. - o ile już nie było za późno, ale Merry nie dopuszczała do siebie myśli o posiadaniu takiej słabości. - Stolica nie jest miejscem dla mnie, lubię spokój oraz cokolwiek niższe stężenie imbecyli na metr kwadratowy. - uśmiechnęła się przekornie, nawet nie mając zamiaru się kryć, że Królewska Przystań miała dar do gromadzenia ludzi głupszych niż but. Choć może to dlatego, że ciągnie swój do swego? - Niemniej jednak przez chwilę tu zabawię, zarówno ja, jak i reszta rodziny. Na bogów, przecież nam się absolutnie nie opłaca wracać do Końca Burzy tylko po to, by zaraz pędzić na złamanie karku do Wysogrodu, na ślub twojego wuja. To nieekonomiczne. - oczywiście, że musiała zwrócić uwagę na ekonomię. Była córką Morgana Hightowera i gdyby ktoś obudził ją w środku nocy, po czym kazał znaleźć najbardziej logiczne wyjście z danej sytuacji, przeprowadziłaby pełną analizę i jeszcze rozpisała to za pomocą obliczeń. Ojciec nie powinien był próbować ją karać za pomocą nauki arytmetyki oraz taktyki, licząc, że ją w ten sposób wynudzi na śmierć. Była zbyt lotna w myśleniu, by dać się nabrać na takie tanie sztuczki. Czy nie wiedział, że jedyną bronią kobiety jest wiedza? Jak mogłaby przepuścić tak perfekcyjną okazję do zdobycia jej?
Na wspomnienie kwestii zamążpójścia, uniosła wysoko brwi, długo milcząc. Pozwoliła jej wypowiedzieć się w całości, samej pozwalając sobie na chwilę refleksji. Nie mogła wszakże zaprzeczyć, że dziewczyna była w wieku, kiedy trzeba było choćby zacząć oglądać się dobrym kandydatem do jej ręki. Sama Meredith była w już w ciąży, gdy była w jej wieku.
- Czemu ty mi się dzisiaj sama podstawiasz pod rujnowanie twoich marzeń? Chcesz, żebym wyszła na okrutną? - przechyliła głowę na bok, patrząc na nią przez ramię, jakby była lekko zawiedziona. - Słońce, kiedy już zostaniesz dwórką, nie ja jedyna będę miała ostateczne zdanie w kwestii twojego zamążpójścia. Wtedy zaopiniować będzie musiała również Królowa, bo to pod jej jurysdykcją oraz opieką będziesz. Jeśli zarządzi, że masz trwać przy jej boku, tak będzie, bez względu na to, czy wyjdziesz za mąż, czy nie. Pewnie pozwoli ci urodzić dziedzica, a potem nakaże wracać. O ile w ogóle zgodzi się, byś została czyjąś żoną. Kto ją wie. - nie chciała mówić, że Morrigan była młoda i głupia, bo o to drugie nie miała prawa ją posądzać. Mogła co najwyżej uważać ją za naiwną, niezaznajomioną ze światem. Jednak to też nie była jej wina, bo Koniec Burzy był swoistym kloszem, pod którym ciągle była trzymana. Ciężko się tam nauczyć życia.
Po dłuższej chwili siłowania się z gorsetem wreszcie się go pozbyła. Przejechała rękoma po brzuchu, który w końcu miał trochę wolności, ale przy tym zaburzał idealny wygląd Meredith; Thomas był sporym dzieckiem, poród łatwy nie był, a po wszystkim pozostawił, zdaje się, permanentne ślady na ciele. Na szczęście luźna halka skutecznie wszystko skrywała, a przynajmniej na tyle, by nie czuła się aż tak skrępowana na widoku cudzych oczu.
- Poroniony pomysł. - nawet nie żartowała w tym momencie, naprawdę uważała pomysł poznawania jej osoby za absolutnie głupi. Meredith była jedną z najbardziej nieprzyjemnych w obyciu kobiet w Siedmiu Królestwach i jeżeli komuś się wydawała miła, to były tylko dwie opcje: albo była wtedy pijana, albo kłamała jak z nut. - Ale w porządku, jeśli chce mnie poznać, to niech poznaje. Będzie potem tego żałować. - skwitowała, odkrywając swoją kołdrę i przygotowując ją tak, jakby miała się zaraz w niej położyć. - Dziękuję za pomoc, moja droga. Teraz naprawdę muszę położyć się spać, bo zejdę na miejscu, ta uczta mnie wyzuła z sił witalnych i chęci do życia. Tobie też radzę udać się już do łóżka. - objęła jej ramiona dłońmi, zostawiając nań ciepły uścisk, po czym zbliżyła się i ucałowała ją w policzek. - Śpij spokojnie. - rzekła, posyłając dziewczynie łagodny uśmiech, po czym sama skierowała się ku pieleszom z zamiarem udania się do snu. Ten dzień był zdecydowanie za długi i dostarczył zbyt dużo wrażeń.

z/t
Powrót do góry Go down
Morrigan Baratheon
Morrigan Baratheon
Wiek postaci : 20 dni imienia
Stanowisko : Przyrodnia siostra Lorda Końca Burzy | Dwórka Królowej Shaeny
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t820-morrigan-baratheon#3196https://ucztadlawron.forumpolish.com/t841-morrigan-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1169-korespondencja-morrigan-baratheon#9105

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 5 Kwi - 5:11

Wysłuchując opinii swojej kochanej macochy, młódka omal nie parsknęła pod nosem na jej stwierdzenie. Nie było w nim jednak niczego nieprawdziwego, a być może nawet kiedyś oficjalnie zapoznają się z nową miarą liczoną w imbecylach na metr kwadratowy, jak pięknie ujęła to Meredith. Młoda Baratheonka nie miała jeszcze zbyt wielu okazji do wyrobienia swojej własnej opinii na temat ludności przebywającej w stolicy jednakże wystarczyło jej to co zobaczyła w trakcie koronacji, by chociaż częściowo zgodzić się ze słowami opiekunki.
- Zaufaj mi Meredith - zaczęła nieco rozbawiona - na pewno znalazłby się ktoś godny twojego czasu oraz poświęcanej im uwagi. - Rzecz jasna Morrigan nie miała żadnej pewności co do tego jak prawdziwe były jej własne słowa, jednak nie mogła pozwolić sobie na ślepe stwierdzenie, że każdemu jednemu w tym mieście brakowało oleju w głowie i piątej klepki. Oczywiście, że można było natknąć się na jednostki, z którymi wymiana zaledwie kilku zdań wymagała ogromnej samokontroli by nie strzelić kogoś w pustą głowę, ale nie należało mierzyć wszystkich tą samą miarą i na pewno w zakamarkach zamku chowały się perełki warte ich szukania.
Na wzmiankę o ślubie wuja, oczy Morrigan rozbłysły nowym światłem. Podekscytowanie znów wymalowało się na jej delikatnej twarzy i dziewczyna westchnęła rozmarzona.
- Ach, wesele w Wysogrodzie! Już nie mogę się doczekać tej uroczystości. - Odparła bardzo podekscytowana. W sumie to nie wiedziała czego się spodziewać, ale cieszyła się szczęściem wuja. Nie widziała więc niczego złego w celebrowaniu wraz z innymi tego wspaniałego dnia. Miała nadzieję, że chociaż to wydarzenie rozwieje na dobre ciemne chmury wojny, które uciekały z westerowskiego nieba ze zwłoką większą niżeli było to potrzebne i chciane.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - Westchnęła cichutko żeby Meredith nie wyłapała tak prędko tej nagłej rezygnacji w jej postawie. - Niemniej jednak sądzę, że jako dwórka samej królowej będę w dość dobrej pozycji jeśli chodzi o wybór przyszłego małżonka. Kto wie... - przerwała na chwilę w zamyśleniu - Jeśli będę miała dobre relacje z królową może nawet sama pomoże mi w wyborze kogoś odpowiedniego. W pewnym sensie będzie to również świadczyło o niej samej. Nie powinna więc wydawać swoich dwórek za byle kogo! - Dodała. - Poza tym nie miałabym nic przeciwko aby na dłużej pozostać w Królewskiej Przystani. - Rzuciła z głupim uśmiechem na ustach, który był wystarczająco jednoznaczny by odgadnąć co takiego młódka miała na myśli.
Zabierając od Meredith jej gorset, odniosła go na kozetkę gdzie leżała jej suknia i zaraz wróciła do łóżka macochy.
- Dziękuję matko. - Powiedziała z szacunkiem słyszalnym w jej tonie, specjalnie wybierając taki a nie inny zwrot określający by raz jeszcze dać Meredith do zrozumienia jak widziała ich relację. Mogły nie być połączone więzami krwi, ale niewiele to zmieniało. - To naprawdę wiele dla mnie znaczy. - Z uśmiechem, objęła kobietę i przytuliła do siebie na krótką chwilę. Zaraz po tym wypuściła ją ze swoich objęć i pozwoliła jej schować się pod puszystą pierzyną.
- Ty również. Do zobaczenia jutro rano. - Szeroki uśmiech rozciągał usta Morrigan, gdy ta żegnała się z macochą. Wychodząc z jej komnaty w krokach młódki dało się zobaczyć nową energię i determinację jaką się kierowała. Jednakże i ona musiała się porządnie wyspać by następnego dnia stawić czoła nowym wyzwaniom jakie na nią czekały!

z/t
Powrót do góry Go down
Maegon Velaryon
Maegon Velaryon
Wiek postaci : 29
Stanowisko : dworzanin [i pajacynka]
Miejsce przebywania : pływam sobie po wodach
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t729-maegon-velaryon#1995https://ucztadlawron.forumpolish.com/t745-maegon-velaryon#2159https://ucztadlawron.forumpolish.com/t746-korespondencja-maegona-velaryona

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyPią 15 Maj - 19:23

18 dzień VIII księżyca

Tak jak liczył mocno, że poród siostry przebiegnie bez większych komplikacji, tak on musiał się zająć sprawami w Królewskiej Przystanii. Zadanie od ojca musiało nieco poczekać na lepszy moment, który z pewnością nadejdzie, ale też była jedna sprawa, którą powinien załatwić. Wiedział, że póki tutaj jest macocha Morrigan, miał szanse na jakiekolwiek rozmowy, gdyż w innym przypadku musiałby popłynąć do młodego lorda Baratheona, a to wiązałoby z dodatkowymi rozmowami z królem. I tak będzie musiał porozmawiać również i z królową, skoro Morri była jej dwórką, lecz zanim pójdzie porozmawiać z Shaeną, postanowił udać się wpierw do Meredith. Niezbyt wiele wie o swojej potencjalnej przyszłej teściowej, ale zdołał się dowiedzieć, że dosyć często tutaj przynoszą wino. Postanowił więc skorzystać z królewskiej kuchni i jej zapasów, aby zgarnąć butelkę arborskiego wina, które było nieotwierane. W końcu jako dworzanin, miał dostęp do kuchni i jej zapasów i może sobie z nich korzystać. Butelkę schował pod pałami swoich szat, a następnie udał się do skrzydła dla gości. Osoby, które mijał, witał skinieniem głowy, bądź używając odpowiednich tytułów przy ważniejszych osobach.
Nie myślał kiedykolwiek, że będzie chciał kiedykolwiek sam znaleźć sobie zonę tak szybko po powrocie z Dorne. Zdołał pogodzić się ze śmiercią swojej córki oraz zmarłej żony, a nieoczekiwanie w jego myślach zaczęła pojawiać się niewinna Morrigan. Zauważył, że ona nim się zainteresowała, więc postanowił spróbować, póki ma okazję i sposobność.
Czy bał się, kiedy zapukał do komnat Meredith? Jakaś mała cząstka strachu i obawy była w nim, gdyż nie wiedział, czego może się spodziewać po tej rozmowie. Nie był też młodym nastolatkiem, który chowa się za rodzicami. Stał wyprostowany, będąc gotowy na ciężkie wyzwanie i postanowił odważnie wkroczyć w świat swojej potencjalnej teściowej. Jako że chciał wejść do komnat lady, postanowił grzecznie poczekać na zezwolenie, aby przypadkiem nie wprawić Meredith w stan zakłopotania. Nie wiedział, czy ta przebierała się, odpoczywała na łóżku, o ile rzecz jasna, jest w tych komnatach.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 17 Maj - 19:28

Pukanie do drzwi.
Westchnęła ciężko, odrywając wzrok od książki, by następnie wznieść go ku górze, jakby w niemej modlitwie do Siedmiu. Patrzyła tak krótką chwilę, próbując poskromić narastającą chęć do krzyknięcia "czego?!", co nie przystoi nikomu oprócz bywalców rynsztoka. Nie lubiła nadmiernego zawracania mandoliny, głównie dlatego, że najwyborniej bawiła się w swoim własnym towarzystwie.
Unikanie ludzi wychodziło jej najlepiej w Końcu Burzy, bo wszakże od pewnego czasu była to jej domena, w której towarzystwo mogła sobie zwyczajnie wychować - każdy wiedział, kiedy nie należy wchodzić w drogę Meredith, a jeśli już trzeba, to w jaki sposób to zakomunikować, by nie doprowadzić jej do białej gorączki. Od wyjazdu męża była niezwykle uszczypliwa i markotna, codziennie zmęczona i nieskora do żartów. Za to skora do dolewania sobie do kielicha częściej, niż dama powinna. Każdy o tym wiedział, każdy to widział, ale nikt o tym nie mówił. Nawet ona sama.
Wreszcie podniosła się z łóżka, zostawiając książkę otwartą, okładką do góry, by nie zapomnieć, w którym miejscu została oderwana od lektury. Odruchowo pogładziła pościel, wyrównując to, co rozgrzebała, a potem szybko znalazła się przed lustrem. Upewniła się, że nie wygląda, jakby została przyłapana na cudzołożeniu z niewłaściwym kawalerem, palcami przeczesując włosy. W ostatnim momencie przypomniała sobie, by wsunąć na nogi buty, bo stawanie w drzwiach na bosaka nie świadczyło dobrze.
Otworzyła drzwi zamaszyście, stając w nich pewnie, wydając się wcale nieskruszoną, że kazała pukającemu czekać ciut za długo, bez odezwania się choćby pół słowem o swoim istnieniu, żeby czasem nie poszedł sobie, uznając, że w środku nikogo nie ma. W sumie, całkiem prawdopodobnym było, że właśnie na to liczyła - żeby po drugiej stronie przywitała ją pustka.
- Pan Velaryon, jak mniemam? - wolała nie strzelać z imieniem, bo na dobrą sprawę nie wiedziała, czy stoi przed nią rodzinny błazen, czy może przyboczny samego Króla. Byli zbyt podobni, a Merry nigdy nie czuła potrzeby, by poznać subtelne różnice. - Coś się stało? - nie, nie zapytała, w czym może pomóc, bo w istocie nie chciała nikomu z niczym pomagać. Patrzyła na niego z uniesioną brwią, czekając na szybkie wyjaśnienie potrzeby, która przywiodła go pod drzwi pewnej żelaznej damy.
Powrót do góry Go down
Maegon Velaryon
Maegon Velaryon
Wiek postaci : 29
Stanowisko : dworzanin [i pajacynka]
Miejsce przebywania : pływam sobie po wodach
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t729-maegon-velaryon#1995https://ucztadlawron.forumpolish.com/t745-maegon-velaryon#2159https://ucztadlawron.forumpolish.com/t746-korespondencja-maegona-velaryona

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyNie 17 Maj - 20:21

Im dłużej nikt nie odpowiadał po drugiej stronie drzwi, tym większe wątpliwości zachodziły w głowie blondyna. Może wybrał złą porę na wizytę i poważną rozmowę. Czemu nie postanowił wcześniej wybadać gruntu i spróbować dowiedzieć się więcej od służby o potencjalnej przyszłej teściowej? Będzie sobie to wypominać, jeśli drzwi się nie ruszą, a żaden dźwięk nie dojdzie do jego uszów.
W myślach odliczał sekundy, spokojnie i miarowo. Miał zamiar odejść, jak minie 1000 sekund, lecz po minięciu 700 sekund, planował raz jeszcze zapukać. Czysto taktyczne zagranie, które nie było jakoś mocno skomplikowane. Nie była to sprawa nader pilna, aby musiał wcześniej ponownie zapukać, czy też wołać lady Baratheon.
Pojedyncze jednostki przechodziły przez korytarz, na co Maegon reagował zwykłym skinieniem głowy. Nikt jednak widząc Velaryona przy drzwiach, nie próbował podejść i zagadać, za co blondyn był wdzięczny. Jednakże to nieco jego rozproszyło, bo zatracił się w liczeniu sekund. Na szczęście wtedy drzwi niespodziewanie się rozchyliły, a na ich miejscu ukazała się lady Baratheon.
- Zgadza się, lady Baratheon.- mówiąc, nieco skinął głową w jej stronę, stojąc wyprostowany. Nie było odwrotu, należało wejść już do środka i przeprowadzić rozmowy, po których albo zyska sojusznika, albo sojusznik jemu ukręci łeb. Bądź tak nakieruje, aby ewentualnie ukręciła głowę bliźniakowi, który ostatnio pozwolił sobie na zbyt wiele.
Jego głowa zaraz z powrotem skierowała się na Meredith, która, mimo iż była niższa, emanowała stanowczością i siłą. - Przyniosłem lady wino, które tak bardzo zasmakowało.- zaczął spokojnie, wyjmując z szat butelkę wina. Prawa dłoń trzymała za szyjkę butelki, lewa zaś podtrzymywała od dna szklane naczynie. - Chciałbym też porozmawiać o sprawie dosyć delikatnej materii. Mógłbym wejść do środka? - nie chciał, aby ta rozmowa była prowadzona w ten sposób. Przy drzwiach nawet przypadkowy przechodzień może być szpiegiem, a tego lepiej unikać przy takich wstępnych rozmowach. Skierował na Meredith swoje pewne spojrzenie, mając nadzieję, że nie będzie, przynajmniej w tym przypadku, stawiała opór.
Powrót do góry Go down
Meredith Baratheon
Meredith Baratheon
Wiek postaci : 27 dni imienia
Stanowisko : Matka Lorda Burzy, siostra Lorda Hightowera
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t548-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t550-meredith-baratheonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t594-we-are-made-of-those-who-have-built-and-broken-us

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyCzw 30 Lip - 0:01

Patrzyła na kawalera wzrokiem, który naprawdę starał się wydawać się sympatyczny, ale z nieszczególnym powodzeniem. Dało się wewnątrz dostrzec cień zmęczenia i irytacji, acz trudno było stwierdzić, czy skierowana była bezpośrednio do Maegona, czy ogólnie, wobec całego świata. Wyglądała, jakby nie miała czasu na owijanie w bawełnę, bo w istocie liczyła, że mężczyzna przejdzie bezpośrednio do rzeczy z szacunku nie tylko do niej, ale i do samego siebie - nie ma sensu marnować czasu na daremne uprzejmości.
Odpowiedziała skinieniem głowy, nadal trzymając oburącz skrzydła drzwi, jakby wciąż gotowa, żeby zatrzasnąć mu je przed nosem. Zaczęła się przyglądać mu nieco baczniej, próbując tym razem dojrzeć, z którym bliźniakiem ma do czynienia. Wręcz zmrużyła oczy, jakby to miało wytężyć jej wzrok i zamienić w sokoła, doszukując się w nim jakiejś cechy rozpoznawczej. Wolała wiedzieć zawczasu, czy do czynienia ma z pokornym sługą naczelnego fanatyka, czy z absolutnym błaznem, który obwieścił o swojej ułomności całej śmietance Westeros.
Wtedy Velaryon zaprezentował iście magiczną sztuczkę, wyjmując zbawienie spomiędzy swoich szat, na co Meredith zareagowała zadowolonym uśmieszkiem, jakby nagle rozbawiona kuriozum sytuacji. Uniosła kącik ust i parsknęła cicho, bo sytuacja była niebywała. Skubany, wiedział, jak wkupić się w łaski. Ale to znaczyło, że nie miała do czynienia z tym niedorobionym, a raczej z tą pomyślną częścią duetu. Wspaniale, może podczas rozmowy nie dostanie wylewu.
Nie miała pojęcia, jaki mógł mieć doń interes, ale musiała przyznać, że był odważnym człowiekiem. Wchodzić do gniazda żmii, jawnie próbując przekupić ją alkoholem, ergo - przyznając, że zauważył, iż lady Baratheon lubi się z winem bardziej, niż ze swoim świętej pamięci mężem? Trzeba mieć dużą wiarę w siebie, nie ma co. A może po prostu kierowała nim niecierpiąca zwłoki potrzeba? Prawdopodobnie chodziło o zaloty, pieniądze lub morderstwo. Z pocałowaniem ręki przyjęłaby ofertę tego ostatniego, żeby sobie ulżyć choć trochę.
- Skoro nie chcecie, panie, mówić o niej na trzeźwo, ta materia musi być niebywale delikatna. - przez jej usta po raz kolejny przemknął dziwny uśmieszek, jakby sarkazm płynący w jej żyłach nie mógł się powstrzymać i musiał dać o sobie znać. - Oczywiście, zapraszam. - odsunęła się od wejścia, ruszając do stolika. Gdy przy nim się znalazła, odsunęła krzesło dla gościa i wskazała dłońmi, że może spocząć. Liczyła również, że zamknie za sobą drzwi; ściany miały tutaj niebywale duże uszy.
Powrót do góry Go down
Maegon Velaryon
Maegon Velaryon
Wiek postaci : 29
Stanowisko : dworzanin [i pajacynka]
Miejsce przebywania : pływam sobie po wodach
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t729-maegon-velaryon#1995https://ucztadlawron.forumpolish.com/t745-maegon-velaryon#2159https://ucztadlawron.forumpolish.com/t746-korespondencja-maegona-velaryona

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon EmptyCzw 30 Lip - 9:47

Gdyby sprawa nie wymagała prywatności i braku cudzych uszu, z pewnością powiedziałby jej wszystko od razu. Po okrężnych drogach woli prowadzić młode dwórki, które niczym młode ptaszki — latają za każdym głosem. Wtedy wyglądają tak zabawnie, że szkoda było to skracać. Tu miał przed sobą nie dwórkę, lecz wdowę, której, chociażby ze względu na jej status, należał się szacunek. Starał się być miły i kulturalny, nawet wtedy, kiedy badała swym wzrokiem jego twarz. Był ciekaw, czy doszła do jakichś wniosków, jak odróżnić jego od starszego brata. Pewnie szybciej znalazłaby różnice jakby obydwaj stali przed nią.
Jednakże były ważniejsze sprawy, na które lady Baratheon nie próbowała zbytnio oponować. Skinął głową, uśmiechając się szerzej pod nosem, a chwilę później wykorzystał jej zaproszenie, aby wejść do komnat. Lewą dłonią dalej trzymał spód butelki, jej ciężar oparł na swojej piersi, aby zwolnić prawą rękę. Przepuścił kobietę, aby ta pierwsza mogła wejść do swych komnat. Wszedłszy, rozejrzał się krótko i z zadowolonym uśmiechem, zamknął drzwi, aby móc zmniejszyć ryzyko cudzych spojrzeń. Wiedział, że to aż prosi się o plotki, lecz i tak teraz na topie są inne osoby.
Spokojnie odwrócił się i podszedł do stolika. Odłożył ostrożnie butelkę wina na stoliku, czując w sobie rosnący minimalnie stres. Nie powinien jednak zbytnio przeciągać tej sprawy. Za krzesło podziękował skinieniem głowy, lecz nie usiadł na nim.
- Mam nadzieje, że wino wspomoże lady w tych nieprzyjemnych czasach. Strata bliskiej osoby nie przynosi przyjemnych uczuć.- zaczął mówić miłym tonem, lecz czuł, że gdzieś w tym zaczyna wkraczać się jakiś zbędny smutek. Nie, nie chciał pozwolić na nostalgię od samego początku rozmowy, więc zrobił głębszy wdech. - Jednakże chciałbym porozmawiać o pani pasierbicy. Jest młodą i urokliwą kobietą, która teraz pomaga królowej. - mówił spokojnie, podchodząc bliżej Meredith, aby ostatecznie stanąć naprzeciw niej, z uprzejmym uśmiechem na ustach. Dłonie swe splótł za plecami, co dodatkowo prostowało jego postawę.
Pradawni, prawdziwi, odważni.
- Chciałbym wiedzieć, czy lady ma jakieś dodatkowe plany względem swej młodej pasierbicy. - był odważny i wiedział, że w każdej chwili może mieć przed sobą nie miłą rozmówczynię, a wściekłą kobietę. Pakowanie się w niebezpieczne rejony było mu pisane, odkąd zaczął tutaj służyć. Nic nie było takie, jakie się pobieżnie widzi. Niczym wino, z wyglądu wygląda ono na niewinny trunek, lecz skrywa w sobie procenty, które potrafią zwalić dorosłą osobę na posadzkę.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty
Temat: Re: Komnata gościnna Meredith Baratheon   Komnata gościnna Meredith Baratheon Empty

Powrót do góry Go down
 
Komnata gościnna Meredith Baratheon
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Komnata gościnna Torona i Gwennary Greyjoy
» Meredith Baratheon
» Komnata gościnna Saoirse Botley
» Komnata gościnna Taedhera Baratheona
» Komnata Gościnna Lancela Lannistera

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Skrzydło dla gości-
Skocz do: