Share
 

 Taras

Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Taras Empty
Temat: Taras   Taras EmptyNie 24 Lis - 15:30



Taras

W powietrzu słychać krzyki mew, a przyjemna bryza niesiona znad wody zapewnia odrobinę odświeżenia nawet w upalne dni. Barierki tarasu pokryte zostały wzorami przywodzącymi na myśl morskie prądy i fale, a ich konstrukcja wydaje się całkiem solidna. Rozpościera się z niego widok na Zatokę Czarnego Nurtu, którym raczyć się można zasiadając w jednym z obecnych tu krzeseł wyściełanych poduchami. Służba pozostaje do dyspozycji, gotowa donieść odpowiednik trunek lub przekąskę.

Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPon 16 Gru - 9:24

8 VII 165


Życie stanowiło ciąg zmiennych, a każdy kolejny w nim księżyc przynosił ze sobą doświadczenia zupełnie odmienne od poprzednich. Ostatnie pół roku okazywało się najbardziej "szczególne", różniąc radykalnie od wcześniejszych lat w życiu Aenessy. Skończyły się chwile spędzone jako, mniej lub bardziej, szanowana osoba na królewskim dworze, gdzie w równej mierze otoczona była ludźmi ją kochającymi, co knującymi za plecami Opuszczenie stolicy położyło również kres zajęciom, jakim na ogół oddawała się w czasie pobytu tam – polowaniom w okolicznych lasach, podwieczorkom w towarzystwie wysoko urodzonych dam, a w końcu chwilom w ramionach ukochanego. Z drugiej strony, mimo powrotu do miejsca, w którym spędzała niezwykle aktywnie swe dzieciństwo, wraz z przyjazdem w rodzinne strony nie wróciły równie pełne wrażeń dni. Kolejne z jej ulubionych zajęć okazywały się stopniowo coraz mniej dostępne, im bliżej było rozwiązania. Dość szybko zmuszona była odpuścić sobie konne przejażdżki, które niosły ze sobą zbyt wiele zagrożenia dla noszonego pod sercem życia. Dalekie spacery zwyczajnie za bardzo męczyły ją z każdym upływającym księżycem, zmuszając do skracania dystansu. Nawet strzelanie z łuku okazywało się powoli wyzwaniem, gdy należało odpowiednio dostosowywać postawę i sposób trzymania łuku do coraz bardziej zwiększającego się brzucha. Doprawdy jej nowe rozmiary okazywały się, delikatnie mówiąc, imponujące nawet jak na ostatni etap ciąży, co skłaniało maestera do teoretyzowania na temat liczby potomków – czegoś, o czym bała się myśleć, z obawy przed rozczarowaniem.
Ograniczenie rozrywek zachęcało Aenessę do zaszywania się w zaciszu czy to własnego pokoju, czy zamkowej biblioteki równie skutecznie, co ciekawskie spojrzenia służby i gości posyłane w stronę “czarnej owcy” rodziny Velaryonów. W porównaniu z Czerwoną Twierdzą i tamtejszym dworem królewskim plotki może nie były na Driftmarku aż tak popularne, a intrygi przyjmowały znacznie niewinniejszą formę, ale nauczona naukami ze stolicy wolała stąpać ostrożnie między kolejnymi fałszywymi życzliwościami i ciekawskimi pytaniami. Czasem nie miała zwyczajnie sił, by odpowiednio lawirować w rozmowie, wybierając fizyczne odcięcie się od niechcianych kontaktów. I tak właśnie znalazła się na tarasie, jednym z ulubionych ostatnimi czasy miejsc.
Kiedyś spokój tej części twierdzy nużył ją, a niezmienność krajobrazu szybko skłaniała ku poszukiwaniom zajęć innych, niż podziwianie jego uroków. Teraz potrafiła już lepiej docenić panujący to spokój, a przynajmniej tak sobie wmawiała, ilekroć z tyłu głowy pojawiała się tęsknota za bardziej ekscytującymi wrażeniami. Powtarzała w duchu, że dla dobra wszystkich powinna była nauczyć się cenić spokój. Właśnie to oferowały jej morski wiatr głaszczący skórę twarzy, cień skrzydeł mewy przelatującej nad wybrzeżem, a w końcu dobra książka. Tę ostatnią zgarniała po drodze z komnaty bibliotecznej, by następnie w towarzystwie służek udać się w końcu na taras, tak jak zrobiła to dziś. Podczas gdy jedna z kobiet zaopatrzyła szlachciankę w misę z owocami, druga wsunęła na oparcie jednego z krzeseł poduszkę, by polepszyć komfort zajmującej je ciężarnej.
- Dziękuję, możecie się oddalić - rzuciła w końcu Aenessa, z delikatnym uśmiechem, odprowadzając wzrokiem kobiety.
W kolejnych chwilach mogła już w spokoju oddać się lekturze, śledząc wzrokiem kolejne wersy tekstu spisanego w języku valyriańskim, który opowiadał, a jakże, o smokach. Zdążyła przeczytać zaledwie kilka stron, nim tak ceniona samotność została brutalnie przerwana w momencie pojawienia się na tarasie kolejnej osoby. Wejście Baeli Targaryen skłoniłoby zapewne każdego do poderwania się z miejsca - jej rodzicielka zwyczajnie właśnie tak działała na ludzi, skupiając zupełnie ich uwagę na swej postaci i bez jakiegokolwiek wysiłku wymuszając szacunek. Szacunek lub strach, ten drugi o wiele rzadziej, przynajmniej w przypadku najmłodszej córki Velaryonów. Aenessa przymknęła czytaną książkę, odkładając ją na sąsiadujący z zajmowanym krzesłem stolik, by następnie podjąć próbę podniesienia się z siedziska. Zadanie to nie okazało się najłatwiejsze i z pewnością brakowało jej ruchom zwyczajowej gracji, ale nie było się co temu dziwić, gdy w postaci brzucha dźwigała dodatkowe kilkanaście kilo. Kiedyś szybka i zwinna musiała pogodzić się z ograniczeniem możliwości ruchowych, które miało zapewne potrwać jeszcze na długo po porodzie.
- Matko – przywitała się, skłaniając głowę na znak szacunku.
Lekkie uniesienie kącików ust stanowiło jedynie cień uśmiechu, którym w dawnych latach zwykła obdarzać rodzicielkę. Były to czasy wielkiej, bezwarunkowej miłości – uczucia, którym żadna ze stron nie zdawała się skłonna dłużej obdarzać drugiej. Decyzja Aenessy o zatrzymaniu dziecka wzbudziła zbyt wiele emocji i spowodowała zbyt wiele ostrych słów ze strony najbliższych, a negatywna reakcja wystarczyła, by dawne uwielbienie dla Baeli i przywiązanie do jej osoby osłabło. Velaryonówna twierdziła, że każda z nich starała się po prostu zadbać o los własnych dzieci i rodziny, po prostu miały na to zupełnie odmienne koncepcje.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPon 16 Gru - 13:17

Lady Baela Targaryen nie była osobą, która lubiła tracić kontrolę.
Tragiczne doświadczenia wojny, której świadkiem była w młodości, nie pozwalały jej na przyjmowanie wszystkiego, co rzucał jej los ze spokojem. Jeżeli była jakakolwiek szansa na przeciwstawienie się wyrokom Siedmiu i kreowanie swego żywota według własnego pomysłu, Baela nie zamierzała przejść obojętnie wobec takiej okazji. Nic więc dziwnego, że wiadomość o pozamałżeńskiej ciąży jej najmłodszej córki uderzyła w nią jak grom we wzburzone fale Wąskiego Morza.
W gruncie rzeczy była to sprawa honoru. Honoru, który w Siedmiu Królestwach był rzeczą prawie zupełnie nieuchwytną, a jednocześnie tak giętką, że dawała się naciągać każdemu, kto tylko o niej wspomniał. Wiedziała, że nie była święta. Ciążyły jej na sumieniu różne grzeszki — niektóre tajemnice dzieliła przecież z Septonem, inne ze swym mężem, a reszta przeminęła wraz z odejściem jej ukochanej bliźniaczej siostry Rhaeny.
Ogień i krew — powtarzała sobie w momentach próby. Ogień niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze. Ogień jest główną bronią smoka. Przecież sama była smokiem. Nie smokiem z tytułu jak dzieci jej czy jej kuzynów. Prawdziwym smokiem, który dzielił kołyskę z gorzejącym jajem pokrytym łuskami, smokiem, który dosiadł kolejnego smoka. Smokiem, który widział upadek władców, który został sprowadzony przez nich samych. Nikogo innego. Ogień niszczy, ale pozwala na nowy początek. Jest siłą witalną, zupełnie tak potrzebną jak krew. Ānogar. To przez nią to wszystko. Dzięki niej żyjemy i to ją przelewamy, gdy nadchodzi czas wojny. To ona przekazywana jest dalej, droższa od złotych smoków i to ją należy chronić.
Czasem za wszelką cenę.
Oczywiście, że miała wyrzuty sumienia, gdy zasugerowała Aenessie pozbycie się dziecka. Nie była to rzecz, która powinna wydostać się z gardła matki, jednak Baela wiedziała, co mówi. Nessa była jeszcze młoda. Zaledwie dwadzieścia jeden dni imienia, mogła urodzić jeszcze kilkorgo dzieci. Dla swego męża, w małżeńskim łożu. Decyzja o zatrzymaniu ciąży była wyrokiem, który padł zarówno na ciężarną, jak i dziecko, które nosiła w swym łonie. Gdy córka podjęła decyzję, było za późno na próby zmienienia jej siłą. Po stracie prawie całej rodziny w wojnie nie była w stanie wyobrazić sobie straty dziecka. Nie ważne, czy zhańbiło siebie i rodzinę. Nie ważne, czy niesie pod sercem bękarta, czy księcia. Nie chciała ryzykować, skoro mleko już się rozlało.
Kroczyła jak zwykle - wyprostowana, pewna siebie, z podbródkiem uniesionym ku górze. Omiatała wzrokiem służki, które musiały zostać odesłane zaledwie kilka chwil wcześniej. Niewiele było na zamku Driftmark miejsc, w których mogła znajdować się jej córka — może za jedno była tej ciąży wdzięczna: uziemiła jej córkę na tyle, by nie sprawiała więcej kłopotów. Taras wydawał się miejscem dogodnym do odpoczynku, szczególnie po radach udzielonych przez maestera. Stary człowiek również jej zalecał przebywanie na świeżym powietrzu w trakcie kolejnych ciąż.
— Aenesso — na twarzy lady Baeli pojawił się cień uśmiechu. Nie był on oznaką radości, raczej chwilowym zapomnieniem i zakłopotaniem jej stanem. Szybki gest ręką nakazywał córce pozostanie na miejscu. Już wystarczająco cierpi, na Siedmiu, by karać ją jeszcze wstawaniem na powitanie. Czarna suknia ozdobiona czerwonym haftem i koronką zafalowała na wietrze, podobnie jak długie, srebrzyste włosy zaplecione w warkocz. Z perspektywy Aenessy jej matka zdawała się być teraz posągiem. Obrazem kobiety zaklętym w kamień. Lady Baela zaś skupiła spojrzenie na morzu, które tak ukochał jej mąż i dzieci. Ogień i krew. Nie woda i spokój. Po chwili ciszy i bezruchu, lady Driftmarku zdecydowała się usiąść na miejscu obok swej córki. Zachowała oczywiście wyprostowaną postawę, nie pozwalając sobie nawet na chwilę zapomnieć o tym, kim jest i po co tu przyszła. — Chciałaś porozmawiać — fioletowe oczy matki skupiły się tylko i wyłącznie na córce. Nawet jeśli miałby nastąpić koniec świata, była za nią odpowiedzialna. Jaka matka, taka córka.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPon 16 Gru - 15:30

Zgodnie z wolą starszej z kobiet pozostała więc na miejscu, nawet jeśli na swój sposób czuła się przez to winna. Szybko jednak odepchnęła od siebie te "wyrzuty sumienia" za brak właściwego powitania matki, logicznie argumentując sobie, że dla wszystkich lepiej było, by ciężarna ograniczyła zbędny wysiłek. Zamiast roztrząsać tę kwestię, skupiła uwagę na swej rodzicielce, śledząc uważnie wzrokiem każdy jej idealnie wyważony ruch i wypatrując nawet najmniejszej zmiany w mimice twarzy. Żadna z nich nie była wielce zadowolona z zaistniałej sytuacji, ale nie była to żadna nowość w ich relacjach od pamiętnego dnia, gdy światło dzienne ujrzała prawda o jej błogosławionym stanie.
Oczywiście, że Aenessa “chciała porozmawiać", choć stwierdzenie to brzmiało dość w kontekście kontaktów między ich dwójką. Jeszcze kilka lat temu córka Baeli mogła zwyczajnie otworzyć usta i pozwolić płynąć słowom, by rozpocząć konwersację z matką - teraz czuła się niemal, jakby organizowano dla niej audiencję przed obliczem rodzicielki. Kolejne wypowiedzi pod jej adresem przychodziły ostatnimi czasy niełatwo, sprawiając, że ich wspólne chwile w przeważającej większości wypełnione były milczeniem. Teraz jednak nie mogła pozostać cicho, nie gdy kierowało nią coś więcej od dziecinnej ciekawości. Już wcześniej żyła dla innych - rodziców, rodzeństwa, kolejnych Targaryenów. Oddawała im czas, energię, własne ciało. Na koniec dnia jednak oni wszyscy poradziliby sobie bez niej - nie była za nich aż tak odpowiedzialna, jak lubiła myśleć. Inaczej sprawy miały się, gdy chodziło o tę cząstkę Daerona, która splotła się z jej własną, formując pod sercem nowe życie - jeśli Velaryonówna nie zadbałaby o jego dobro, nikt inny by tego nie zrobił. Dziwnie było tak troszczyć się i kochać kogoś, kogo jeszcze się przecież nawet nie poznało, a jednak uczucia te dodawały jej sił we wszelkich starciach. Również tych ze smokiem. Baela niewątpliwie nim była, zapewne w o wiele większym niż którekolwiek z jej dzieci stopniu, a do tegoż gatunku nie wolno było podchodzić lękliwie. Trzeba było zebrać w sobie odwagę i samozaparcie - rzeczy bardziej dojrzałe, niż młodzieńcza butność, która kiedyś napędzała Aenessą, a której ślady powoli zanikały w jej charakterze.
- Miałam nadzieję, że uda nam się pomówić o macierzyństwie i Twych doświadczeniach - nie uciekała wzrokiem, gdy wypowiadała kolejne słowa, a głos ani razu jej nie zadrżał. Mogła być smokiem "jedynie z tytułu", ale wystarczyło to, by w najważniejszych chwilach wyzbyć się niepewności. - Że zechcesz się nimi ze mną podzielić – dodała już łagodniej, nie prosząc otwarcie, acz gotowa była użyć magicznego słowa w przypadku, gdy tamta miałaby takie życzenie.
Velaryonówna od samego początku pozostawała pod stałą opieką maestera, którego nie obawiała się zasypywać kolejnymi pytaniami, nie bojąc się tych trudnych. Dociekała o ból, choroby, śmierć. Pragnęła wiedzieć, co mogło pójść nie tak – już raz tragedia życiowa zaskoczyła ją zupełnie, zwyczajnie nie mogła pozwolić sobie na ignorancję najgorszych możliwych scenariuszy wydarzeń okołoporodowych. Słyszała też świadectwa niżej urodzonych kobiet, które w swej wspaniałomyślności podzieliły się z nią dość szczerymi relacjami z własnych przeżyć, związanych ze sprowadzaniem na świat dzieci. Mówiły prostym językiem, ale nie trzeba było poezji, by zrozumieć, jak skrajne były to doświadczenia, dając jej znaczny ich przekrój. Wciąż jednak nie był on pełny, nie odbyła wszak podobnej konwersacji z teoretycznie najbliższą jej osobą, która miała za sobą kilka ciąż i porodów – własną matką.
Na razie pozostawiła inicjatywę po drugiej stronie, decydując się nie wspomnieć, że najbardziej interesowałby ją czas związany z jej starszymi braćmi. Bliźniaki... Nikt nie mógł mieć pewności co do tego, ile i jakiej płci dzieci zsyła kobiecie Siedmiu, ale choć to pierwsze starano się na ogół określić. Czy maester pozostawił swe podejrzenia co do liczby dzieci Ness między nimi, czy może dzielił się nimi również z tymi, którzy w zamian za jego usługi napełniali skarbiec Cytadeli złotem? Bazując na znajomości mechanizmów rządzących światem, obstawiała drugą z opcji.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyWto 17 Gru - 17:29

Gdyby nie powaga sytuacji, pewnie parsknęłaby śmiechem. Porozmawiać o macierzyństwie i doświadczeniach? Trzeba było przyznać, że córka odziedziczyła po niej sporą odwagę, bo trzeba było być albo niesamowicie odważnym, albo bardzo szalonym, by ją o to teraz prosić. Ze wszystkich pytań i próśb stanęło właśnie na tej. Baela ułożyła jasne dłonie na swym brzuchu, splatając chude palce ze sobą.
— Gdybyś żyła w czasach mojej młodości wysłałabym cię do Pentos albo zamknęła w wieży — sama Baela została urodzona właśnie w tym Wolnym Mieście, jednak poza wartością sentymentalną miało to jeszcze jedną zaletę. Im mniej oczu widziało Aenessę w stanie błogosławionym, tym mniej cierpiała reputacja ich wszystkich. Czasy się jednak zmieniały, a sama Baela wolała mieć swe najmłodsze dziecię pod ręką, podobnie jak synów. Skutecznie skracało to czas reakcji, którego potrzebowała do zahamowania skutków działań dziatek.
Zupełnie jakby dopiero po chwili dotarło do niej, jak oschle zabrzmiały jej wcześniejsze słowa. Skierowała spojrzenie ponownie w kierunku swej córki, a ta mogła z łatwością zauważyć iskrę w oczach matki. Podobną miała przecież w czasach jej dzieciństwa, gdy mogły sobie powiedzieć o wszystkim, bez żadnych konsekwencji.
— Pierwszy raz jest zawsze straszny — zaczęła już nieco łagodniej, mówiąc głosem miękkim i cichym. Gdyby ktokolwiek ze służby zdecydował się je podsłuchać, głos lady Driftmarku zmieszałby się z szumem fal. — Bogowie nie przygotowują nas na taki wysiłek — dodała po chwili, przypominając sobie swój pierwszy poród. Była prawie trzy lata młodsza od swojej córki, gdy wydała na świat jej najstarszą siostrę. Później jeszcze dwie ciąże, w tym jedna bliźniacza. Sama była w szoku, że miała jedynie czwórkę dzieci. Nawet biorąc pod uwagę ilość czasu, który jej mąż spędzał poza domem i ich burzliwe relacje. Powinno być ich jeszcze trochę więcej. Baela nie miałaby nic przeciwko jeszcze dwójce.
— Byłam w twoim wieku, gdy rodziłam twoich braci. To była chyba najtrudniejsza ciąża ze wszystkich. Im więcej dzieci tym więcej strachu, że któreś może nie przeżyć — Będziesz matką, to zrozumiesz. Poród to tylko początek trudów. po krótkiej przerwie Baela nabrała powietrza w płuca, by następnie powoli je wypuścić. — Zapewnimy ci wszystko, co tylko możemy. Ja i twój pan ojciec. To dalej jest nasz wnuk i jeżeli Siedmiu pozwoli, król zdejmie z niego bękarcie brzemię. Tak jak to zrobiono twemu ojcu. Proszę cię teraz, jako twoja matka, nie rób czegoś tylko po to, by udowodnić swoją rację.
Palce wyplotły się ze wspólnego uścisku, zaś jedna dłoń kobiety została wyciągnięta w kierunku córki. Nie czekając na nic, gdyż nie leżało to w jej naturze, przesunęła dłonią po złotych włosach swej córki. Zupełnie tak, jakby na moment musiała zapomnieć o całej złości, która od miesięcy spędzała jej sen z powiek. W końcu emocje nie wpływają dobrze na dziecko.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptySro 18 Gru - 0:15

Odwaga lub szaleństwo. Trudno było stwierdzić, która z dwojga tych rzeczy bardziej wpływała na działania najmłodszej z pociech Baeli. Wszyscy potomkowie krwi valyrii zdawali się napędzani przez ich mieszankę, a w zależności od jej proporcji przyznawano im łatkę bohatera lub szaleńca. Czasem obie. Nawet Daeron, ukochany przez Siedem Królestw władca, nie uchował się od oskarżeń o bycie nie w pełni poczytalnym. Nieprzychylni mu szeptali po kątach, jakoby pewność siebie młodzieńca wynikała z braku zdrowego rozsądku i zdolności właściwej oceny sytuacji. Zawsze robili to z dala od jego uszu, słusznie bojąc się gniewu, ale postępowali niewystarczająco ostrożnie, by oszczerstwa nie doleciały do królewskiej faworyty. Wiedzieć, kto jest nieprzychylny, a we właściwym momencie to wykorzystać - nauczyła się tego całkiem dobrze w Królewskiej Przystani, nawet jeśli od intryg wolała chwile spędzane na głębokich rozmowach czy łóżkowej kotłowaninie. W stolicy albo dołączałeś do gry, albo stawałeś się w niej pionkiem.
Jedyną reakcją na mało przychylne słowa matki było mocniejsze zaciśnięcie szczęki przez Aenessę i chwilowa ucieczka wzrokiem ku odległemu horyzontowi. Nie mogła spodziewać się ze strony tamtej zbyt pozytywnej reakcji, była przecież świadoma, że prośba miała duże prawdopodobieństwo spotkania się z odmową. Mentalnie przygotowała się już na dalszy monolog, utrzymany w podobnym tonie, co pierwsze zdanie, które opuściło usta Baeli - tak się jednak nie stało. Cień zdziwienia przemknął przez bladą twarz, gdy Lady Driftmarku niemal szeptem poczęła dzielić się swymi doświadczeniami i o mały włos, a Velaryonówna pochyliłaby się do przodu, byle tylko nic jej nie umknęło. Zreflektowała się szczęśliwie w porę i jedynie nieznacznie przechyliła, skupiając pełnię uwagi na rodzicielce. Trudno było określić, kiedy ostatni raz słuchała jej w ten sposób - z przebłyskiem tej nabożnej czci, do której zdolne jest jedynie dziecko, bezwzględnie zapatrzone we własnego rodzica. Chłonęła jej słowa, choć raz na przestrzeni ostatnich kilku księżyców nie próbując doszukać się w nich ataku, nie budując wokół własnej osoby obronnych murów. Pierwszy poród. Ciąża i poród bliźniąt. Choć sama chciała o tym wszystkim usłyszeć, choć sama rozpoczęła tę rozmowę, to jednak nie mogła powstrzymać formującego się w piersi węzła niełatwych uczuć. "Strach, że któreś może nie przeżyć"... Aenessa zrobiła przecież wszystko, co było w ludzkiej mocy, by uchronić swe dziecko, a jednak wciąż pozostawało tak wiele rzeczy, na które nie miała wpływu. Nieważne jak zdrowo by się nie odżywiała, ile czasu spędzałaby na świeżym powietrzu, jak bardzo odpychałaby od siebie wszelkie troski i zmartwienia - ostatecznie los ich wszystkich zależał od planów Bogów. Czy słyszeli jej modlitwy? A może pozostawali na nie głuche, zważywszy na grzech, w jakim żyła wcześniej? Niektórzy septonowie wskazaliby zapewne tę drugą z opcji, ale ten służący na Driftmarku szczęśliwie nie widział potrzeby, by męczyć jej już i tak zbolałe serce.
- Baelor tego nie uczyni - odpowiedziała, a imię króla zabrzmiało w jej ustach ostrzej, niż zamierzała. Może nie znała go tak dobrze, jak jego starszego brata, ale miała z nim wystarczająco dużo styczności, by nie spodziewać się z jego strony miłości względem bękartów Daerona. - Jedyne czego pragnę, to by nie obarczał dziecka winą za występki dorosłych... - dodała już łagodniej, kładąc rękę na swym brzuchu.
Dłoń matki wyciągnięta w jej stronę wywołała u Nessy dwa zupełnie skrajne odruchy - by odsunąć się od niej i by wtulić w dotyk, ciesząc niemal zapomnianą już czułością ze strony matki. Ostatecznie ta druga z opcji zyskała lekką przewagę, a Aenessa przymknęła lekko powieki, oddychając głęboko. Palce przemykające po włosach przywodziły wspomnienia z dawnych lat, o wiele łatwiejszych i pozbawionych smutków, co pozwalało choć odrobinę oczyścić atmosferę między nimi. Nie wymazywało to złości i wypowiedzianych w niej słów, które być może nigdy nie zostałyby wybaczone, ale dawało nadzieje na nieco jaśniejszą przyszłość.
- Nie musisz mnie o to prosić matko. Nie czuję potrzeby, by cokolwiek udowadniać - odpowiedziała zupełnie szczerze, choć miała świadomość jak mało wiarygodnie mogły brzmieć te i następne słowa. - Pragnę jedynie dobrego życia, jeśli nie dla siebie, to dla dziecka.
Tylko tyle i aż tyle chciała. Tak samo jak kiedyś nie marzyła wcale o wielkiej władzy i bogactwach, a jedynie skrawku świata dzielonym z ukochanymi sobie osobami, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy tłukły się myśli o rozgrzanych łuskach i potędze smoczych lordów. Na razie wystarczyłoby, że zatroszczyłaby się o tego smoka, którego nosiła w łonie, więcej wyzwań tymczasowo nie było jej trzeba.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPią 20 Gru - 12:52

Kobieta obserwowała reakcje córki. Zaciśnięta szczęka i odwrócenie wzroku dały jej nader jasny sygnał, że jej słowa przyniosły zamierzony rezultat. Wychowana w ten sam sposób co jej matka, babcia i wszystkie kobiety Targaryenów przez tysiąclecia, Baela wiedziała gdzie uderzyć i nie zamierzała się przed tym powstrzymywać. W końcu gdy chroniło się dziecko przed całym złem tego świata, dostawało się w jego miejsce lepką maź, która właściwie nie trzymała formy. Równie dobrze można było rzucić takowe dziecię na pożarcie dzikiej zwierzynie, bo tyle samo użytku dałaby jego dalsza egzystencja.
— Jego matka jest naszą krewną — zauważyła spokojnym głosem, a może raczej ponownie podniosła dobrze im znany fakt. Daenaera kochała swe dzieci równie mocno co Baela. Może gdyby poprosiła swego męża o wstawiennictwo królowej-wdowy obudziłyby się w niej też odpowiednie uczucia dla dalszej rodziny. Baelor był człowiekiem miękkim i miałkim w umyśle lady Driftmarku, skłonnym do uwierzenia w każdą głupotę, którą mu się szepnie w imieniu Siedmiu. Wielki Septon miał być kolejną osobą zwerbowaną do zapewnienia powodzenia jej planowi. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.
— Dziecko nic nie zrobiło. Powinien się nawet cieszyć, że przyjdzie na świat. Nie jest człowiekiem nienawiści, ale niespełna rozumu — tylko co w tym wypadku byłoby lepsze? Gdy dotarły do niej wieści o pieszej wyprawie do Słonecznej Włóczni, myślała, że to jakiś żart. Choć młodszy o rok od Daerona, którego postrzegała już powoli jak dorosłego mężczyznę, w jej umyśle Baelor rysował się dalej jako chłopiec bez wyraźnego celu i umiejętności. Biada tym, którym przyjdzie żyć pod rządami niedołężnych.
Dłonie Baeli odruchowo zaczęły zaplatać wolne kosmyki włosów córki. Zupełnie tak, jakby zajęcie dla dłoni dawało jej więcej otuchy w tym trudnym czasie i trudnej rozmowie. Nigdy nie była typem osoby, który mógł długo usiedzieć na jednym miejscu. Pomimo wieku, ruch, nawet taki niewielki, był dla niej jedną z najważniejszych rzeczy. Czyścił tak umysł, jak i emocje, których dalej nie potrafiła nazwać.
— Te, które straciły dzieci w porodzie, żałowały, że je nazwały — powiedziała w końcu, przyglądając się córce z wyczekiwaniem. Oczywiście wiedziała, dlaczego tak się dzieje. Nienazwane dzieci mają w umysłach matek mniej świadomości, choć czują ten sam ból. — Imię dla każdego z waszej czwórki było przygotowane już wcześniej, bo nie chciałam, byście pozostali bezimienni. Zdecydowałaś się już na miano?
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPią 20 Gru - 14:05

Matka dziewczyny faktycznie nigdy nie zwykła ograniczać się, gdy widziała szansę na wbicie szpili. Potrafiła doskonale wyczuć, jaki temat i słowa przyniosą najbardziej pożądaną reakcję. Pozwoliło to zahartować nieco jej dzieci i nic dziwnego, że Aenessa już w chwili opuszczenia rodzinnego domu, by dołączyć do królewskiego dworu jako dwórka, uważała, że stanowi dorosłą osobę, gotową do mierzenie się z całym złem tego świata. Teraz widziała, jak głupia wówczas była. Ból powodowany słowami rodzicielki, nawet najostrzejszymi, nie mógł się równać ze zbrodniami, jakie wyrządzono na jej sercu. Nawet teraz, gdy cierpiała, nie znajdując upragnionego oparcia w najbliższych, miała świadomość, że był to zupełnie znośny dla niej trud. Tak długo, jak nie musiała mierzyć się z kolejną zdradą i śmiercią, była zdolna wyjść z konwersacji cało.
Przez chwilę zamyśliła się, doskonale zdając sobie sprawę, kim była matka obecnego władcy. Stanowiła ona przecież rodzicielkę i jej ukochanego, babkę dla dziecka noszonego w łonie Velaryonówny. Mimo pobytu przez wiele lat w tej samej co Daenaera twierdzy, Aenessa nie potrafiła określić, w jakim stopniu tamta skłonna byłaby udzielić ich sprawie jakiegokolwiek wsparcia. W momencie odkrycia swego stanu błogosławionego zakładała, że znajdzie w krewnej sprzymierzeńca, ale po tym, jak negatywnie zareagowała jej własna matka, entuzjazm kobiety znacznie zmalał, ustępując miejsca zachowawczości w nadziejach i ostrożności w snutych planach.
- A jego żona i siostra mą bliską przyjaciółką. Trudno jednak ocenić, jak dalece sięga ich wpływ, zwłaszcza teraz...
Skrycie liczyła właśnie na siostrę-żonę władcy, z którą pozostawała w kontakcie mimo dzielących je kilometrów, a której reakcja na nowinę o ciąży okazała się zaskakująco pozytywna. Jeśli ktokolwiek w Królewskiej Przystani dołożyłby starań, by zapewnić dobrą przyszłość potomkowi Daerona, to była to właśnie królowa Shaena. Z drugiej strony miała okazję przekonać się, że Baelor potrafił być niezwykle odporny na nagabywania, gdy coś okazywało się niezgodne z jego poglądami - życie łóżkowe małżeństwa, a raczej jego brak, stanowiło doskonały tego przykład.
Nie skomentowała w żaden osób oceny matki, jakoby to nie nienawiść, a problemy z głową stanowiły motywator dla ich aktualnego władcy. Jeszcze kilka księżyców temu życzyła sobie, podobnie jak większość mieszkańców Siedmiu Królestw, by utopił on Dorne w "ogniu i krwi". Teraz gorąco pragnęła, by jego miłosierdzie rozciągnęło się i na nowego członka rodziny, którego miała sprowadzić na świat. Brak "czystości" stanowił dla wielu zbrodnię o wiele mniejszą, niż zabicie człowieka idącego pod pokojowym sztandarem, a do tego króla, ale obawiała się, że podobnej logiki może zabraknąć w osądzie Baelora. Był wszak, jak jej matka ujęła, "niespełna rozumu"... Zmartwienia uciszał nieco dalszy dotyk matki i pielęgnacja włosów, która zawsze stanowiła dla ich dwójki sposób na zacieśnienie więzi. Aenessie trudno było sobie wyobrazić tamtą w krótkiej fryzurze, jaką ponoć nosiła w młodości, a i sama Nessa mimo dużej aktywności fizycznej szczyciła się od zawsze długim, złotym warkoczem. Gdy przebywała na Driftmarku starała się, by to nie służki, a rodzicielka zaplatała go - zawsze potrafiła to zrobić lepiej od innych. Fakt, że raz jeszcze mogła cieszyć się tą przyjemnością, w połączeniu ze zmęczeniem organizmu, sprawił, że pomimo zwyczajowej energiczności pozostawała w bezruchu.
- Naeron dla chłopca, Daenya dla dziewczynki. Imiona z czystą kartą, których historia nie będzie obciążać dziecka w żaden sposób. Siedmiu raczy wiedzieć, że i tak będzie się zmagało z wystarczającym ciężarem - bękarcie piętno, bycie efektem romansu króla z rodu Targaryenów i Bogowie wiedzą co jeszcze miało czekać jej potomka, lub potomków, już w chwili narodzin. Nie chciała dokładać kolejnego, wszak pragnęła dla nich jak najlepiej, mimo niesprzyjających okoliczności. A skoro o tym mowa... - W mej rozmowie z maesterem zaznaczyłam, by traktował moją osobę, moje zdrowie i życie, drugorzędnie.
Wyznanie nie powinno było stanowić dla nikogo, kto ją znał, zaskoczenia. Aenessa wybrała miano, nadała temu dziecku lub dzieciom status ukochanej osoby, a więc była skłonna oddać na ich rzecz wszystko. Jeśli jej poprzednie wypowiedzi w rozmowie były raczej pokorne, tak tę przepełniała nieugiętość. Baela mogła się spodziewać w tym względzie równej nieustępliwości, co w przypadku decyzji o samym donoszeniu ciąży - próby jej podważenia czy to teraz, czy w czasie samego połogu, miały spotkać się z równie negatywną reakcją, co wcześniejsza chęć skłonienia córki, by ta pozbyła się "problemu".
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPią 20 Gru - 15:07

Tym razem, pierwszy raz od kilku księżyców, Baela ucieszyła się posłaniem córki na dwór Czerwonej Twierdzy. Poza oczywistym efektem, którego nikt się nie spodziewał, a przynajmniej nie tak szybko i poza relacjami małżeńskimi, Aenessa poradziła sobie bardzo dobrze, zyskując przyjaźń królewien Targaryen. One też mogły w jakiś sposób wspomóc ich wspólny cel. Dobro dzieci, jeżeli przeżyją okres niemowlęcej nieświadomości, było kwestią honoru także dla ich babki. Jakkolwiek byłaby przeciwna ich pojawieniu się na świecie w pierwszej chwili, los nauczył ją przystosowywać się do stale zmieniających się warunków.
— Lepiej zaryzykować, niż siedzieć z założonymi rękami — w głosie kobiety zdawało się słyszeć żywy ogień, a ona sama przeniosła się do czasów swej młodości, gdy jako trzynastolatka powiedziała to samo swej ukochanej siostrze. Ile kosztowały ją tamte słowa? Połamane kości i niewolę. Nie straciła przy tym zupełnie dumy, która była przecież jej drugim imieniem. Gdyby trzeba było, Baela sama przejęłaby jaja od wszystkich Targaryenów, by poruszyć niebo i ziemię w celu ich wyklucia. Była gotowa na to samo poświęcenie względem jej wnuczęcia czy wnucząt. Szczerze powiedziawszy, domyślała się już od jakiegoś czasu, że córka nosi pod sercem prawdopodobnie dwójkę dzieci, jednakże nie zamierzała jej o tym mówić wprost, by oszczędzić dodatkowych nerwów — tak sobie, jak i jej.
Słuchała jej, dalej zaplatając cienkie warkoczyki. Gdy zaplotła ich trójkę, złączyła je w jeden warkocz, następnie rozpoczynając "zabawę" od nowa. Spokojnie przyjęła wybór imion dla dzieci. Sama nie była przecież tradycjonalistką, wybierając (przy udziale lorda Alyna) imiona dla czwórki swych potomków, więc nie należało się bać negatywnej reakcji. Jej uwadze oczywiście nie umknął fakt inspirowania się imionami rodziców. Aenessa wolała przecież być nazywana Ness lub Nessą, w zależności od stopnia znajomości z daną osobą, a przynajmniej tak myślała jej matka. Wybór Naerona okazywał się być słuszny, Daenya przypominała z kolei półlegendarną Daenys, dzięki której w ogóle mogły prowadzić tę rozmowę na tarasie pałacu Driftmark. Choć nieobciążone kartami historii, imiona te już teraz miały swe własne skojarzenia i powiązania. Niech Siedmiu czuwa nad dziećmi, które przybiorą te miana.
— To skrajna głupota — powiedziała oschle, niemal natychmiast przerywając proces układania włosów córki. Teraz ponownie siedziała wyprostowana, sztywna do bólu wszystkich kości, z surowym wzrokiem wbitym w córkę. Tym razem to ona zacisnęła szczęki, starając się opanować gniew, który wstrząsnął jej ciałem. — Jesteś jeszcze młoda i możesz urodzić kolejne dzieci. Jeżeli umrzesz, będą kompletnymi sierotami, a w tym przypadku ani ja, ani ojciec, ani Baelor, ani nawet Wielki Septon czy Siedmiu nie zapewni im tego, czego byś chciała. Zostawisz je na pożarcie światu, w imię czego?
Oskarżenie przesunęło się po całym tarasie. W swym gniewie uniosła nieco głos, co mogło zaniepokoić każdego, kto mógł w tym momencie przebywać na korytarzu. Szczupłe palce dłoni ułożyła na skroniach, masując je powolnymi ruchami.
— Myślałam, że będziesz rozsądniejsza — żal w słowach matki nie był wyczuwalny. Całe to zdanie było jednym wielkim wyrazem żalu i rozczarowania. Baela nigdy wcześniej nie sądziła, że na stare lata będzie musiała przeżywać coś podobnego.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPią 20 Gru - 16:43

Cele. Osiągnięcie jak najwięcej, mimo niesprzyjających okoliczności. Wykorzystanie wszystkich możliwych dróg, by wyjść obronną ręką z pozornie niekorzystnej sytuacji. Aenessa miała tego wszystkiego świadomość, zbyt często widziała przesuwanie pionków w rozgrywkach o władzę, honor czy nawet życie. Baela Targaryen zdawała się zdolna z lotu ptaka, czy może raczej smoka, spojrzeć na całe pole do gry. Jej córka z kolei widziała to, co przed nią - wszystkich otaczających ją ludzi, którzy stanowili fundamenty wspierające jej świat, a bez których runąłby przy pierwszym silniejszym powiewie wiatru. Tam, gdzie matka gotowa była popychać swych popleczników w celu osiągnięcia celów, Aenessa pragnęła jedynie by pozostali w jej zasięgu, by uchować ich od nieprzyjemności. Kiedyś wliczała w to grono również i rodzicielkę, w życiu nie będąc zdolną do podobnych gestów oporu wobec jej życzeń czy poleceń, zdesperowana, by zadowolić i przynieść dumę. Naginała się do woli tamtej z taką intensywnością, iż brał dziw, że nigdy nie zdarzyło jej się pęknąć. Teraz jednak stawką było coś więcej niż tylko jej własne życie, jej własne szczęście.
- Nie spodziewam się, byś zrozumiała, matko - ostatnie słowo zabrzmiało niemal jak oskarżenie o wszystko to, czego Baela nie zapewniła swoim własnym dzieciom w ich życiu - miłości, której brakło niejeden raz w ich domu. Nawet Aenessa ostatnimi czasy coraz częściej wątpiła, czy jej osoba stanowiła w oczach rodzicielki coś więcej, niż tylko zawadzające swą wolną wolą źródło kłopotów. Mimo to cała wypowiedź blondynki zdawała się nie być przepełniona wrogością, a jedynie zmęczeniem i smutkiem. Niczym fale, obie te rzeczy, przychodziły niejednokrotnie od momentu śmierci Daerona, nieraz zdając się swym impetem wyrywać dech z jej piersi, zakrywać czubek głowy pozbawiając dostępu do powietrza i słonecznego światła. Nie chodziło nawet o stres, z tym kobieta potrafiła sobie poradzić, ale z wszechogarniającą niemocą, która w połączeniu z przytłaczającymi potrzebami organizmu nieraz skłaniały jej do pozostania w łóżku.
Jedna z jej drobnych dłoni uniosła się ku włosom, a konkretnie kosmykom, które jeszcze przed chwilą zaplatały wprawne ręce matki. Kiedyś to "dzieło" stanowiłoby powód do dumy, a fryzura wykonana przez matkę zawsze chroniona była od zniszczenia, nawet jeśli odbywało się to kosztem jej intensywności dziecięcych zabaw i wybryków. Teraz palce Aenessy przejechały po włosach, paznokciami zaczepiając o konstrukcję warkoczy, uwalniając tym samym uwięzione w nich złote pasma. Nie stawiały oporu, a brak trzymających je razem wstęg sprawił, że bez problemu powróciły do wcześniejszej formy. Pomimo uniesienia przez matkę głosu blondynka nie wyglądała na zlęknioną - dzieci Baeli przyzwyczajone były do podobnych reakcji matki, choć na ogół nie znajdowały się na ich celowniku. Zresztą, nawet gdyby zapomniała jak to jest słyszeć uniesiony głos ze strony tej osoby, to przebywanie w okolicy poprzedniego władcy i jej kochanka wystarczyło, by przyzwyczaić się do cudzego wzburzenia. Daeron nie był może typem awanturnika, zwłaszcza w obecności świadków, ale co nasłuchała się za zamkniętymi drzwiami, gdy nieopatrznie obdarzyła innego zbytnią uwagą, to jej. Lepiej było zachować ciszę, pozostać pokorną, a jednak zadanie to okazało się niemożliwe do wykonania. Tym, co zdołało wykrzesać z niej gwałtowniejszą reakcję, były bowiem słowa jakoby mogła "urodzić kolejne dzieci".
- Nie zależy mi na "kolejnych dzieciach" - syknęła, wciąż jednak starając się zachować normalną głośność. - A mówię o sytuacji w której konieczny będzie wybór. Nie zamierzam wszak umierać celowo - przynajmniej tyle zdołało zdziałać dziecko, które tak chętnie wymazałabyś z egzystencji. Ale może byłoby lepiej, gdyby mu się nie powiodło, oszczędziłoby to nam wszystkim rozczarowań - wypowiedź popłynęła sama, coraz głośniej i ostrzej, a smutek ustąpił miejsca rozgoryczeniu. To ono wyciągnęło słowa, które wcześniej skutecznie powstrzymywało milczenie wypełniające na ogół ich kontakty, a wśród nich informację, jakoby przed odkryciem ciąży życie stało się wystarczająco niemiłe Aenessie, by rozważyła jego ukrócenie. Do tego fakt, że aktualnie czuła się tylko i wyłącznie tym - "rozczarowaniem" - w oczach rodziców, jednocześnie tak samo postrzegając ich postawy... Powiedziawszy o wiele za dużo, niż pierwotnie planowała w czasie tej konwersacji i czując się jak zwierzę zapędzone w kąt klatki, odwróciła od matki twarz. Objęła się ramionami, zaciskając powieki, jak gdyby nie mogła dłużej patrzeć na Baelę - była to poniekąd prawda, bo cała jej osoba emanowała niemal przytłaczającym żalem. Velaryonówna nie zamierzała tu płakać, nie mogła. Całą uwagę skupiła na własnym oddechu, starając się utrzymać go spokojnym.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptySob 21 Gru - 14:50

Głupia. Nierozsądna. Durna. Latasz w niebie marzeń, ale nie jesteś smokiem. Nigdy nie byłaś. Czas już się obudzić i skończyć czarować, bo prędzej smoki pojawią się ponownie na tym świecie, niż ty dorównasz moim oczekiwaniom. Jesteś przecież... Jesteś... Jesteś...
... sobą.

Cisza, która nastała po wybuchu nie była w żaden sposób przyjemna. Wisiała nad dwiema kobietami niczym nieprzyjemne, lepkie widmo. Osiadała na głowach, ramionach, pięknych sukniach, rzęsach, wchodziła w nozdrza, uszy i usta. Zdawała się oblepiać wszystko w zasięgu wzroku, włącznie z jedną z wielu kamienistych plaż Driftmarku, dusiła słoną, morską bryzę i przedostawała się do płuc ze smakiem mdłym i gorzkim jednocześnie. Zdecydowanie wystarczająco, żeby doprowadzić do szaleństwa.
Przerywana była tylko oddechem lady Baeli, początkowo dość szybkim i płytkim, stopniowo jednak coraz bardziej wyrównanym. Słowa córki przypomniały jej jedynie o tym, co chciała najbardziej wyrzucić z pamięci, a co leżało u prawdziwego źródła całej sytuacji i konfliktu. Obie były matkami i obie mogły stracić dziecko. Z takim samym uporem, z jakim Ness walczyła o życie Naerona czy Daenyi — którekolwiek z nich miało przyjść na świat — z takim samym uporem Baela chciała walczyć o Ness. Nie można było się dziwić, że z perspektywy lat chciała utrzymać przy życiu swą dalej kochaną córkę, niż bękarta, którego pojawienie się w rodzinie zawsze zwiastowało mniejsze lub większe problemy. Prawda była bowiem taka, że lady Driftmarku była osobą o niesamowicie ognistym temperamencie i równie wielkich emocjach, których tak naprawdę bała się okazywać. Kochała Nessę, jakakolwiek by nie była i kogokolwiek nie nosiłaby pod swym sercem. Były w końcu krwią z krwi. Nosiła ją w swym łonie przez dziewięć miesięcy, następnie przez wiele lat dbała o jej zdrowie, dostatek. Właściwie nigdy nie skończyła tego robić. Nawet wysyłając ją na dwór królewski, chciała tylko i wyłącznie jej dobra. Im więcej dni imienia przybywało Baeli, tym bardziej bała się o los swych dzieci. Rhaegor i Daenar byli mężczyznami i mieli siebie wzajemnie, z pewnością by sobie poradzili. Namiestnik Viserys był jej przyrodnim bratem, ufała mu i temu, że zaopiekuje się Laeryą. A Nessa? Czy miała kogoś, kto mógłby zapewnić jej to, czego potrzebowała? W mniemaniu jej matki nie, wręcz przeciwnie, potrzebowała więcej uwagi ze względu na to, że od teraz... nie żyła już sama dla siebie.
— Kiedyś zabraknie mnie i ojca — zaczęła ponownie, dalej skupiając się na masażu skroni, nie otwierając oczu. — Co wtedy? Wątpię, by udało nam się znaleźć ci męża, który będzie odpowiedni co do naszych oczekiwań. Nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Kilka głębokich oddechów ustabilizowało ją chociaż na chwilę.
— Niewiele jest samotnych matek, które dadzą sobie radę same w tym okropnym świecie — powiedziała w końcu, a w jej słowach rozbrzmiał bezgraniczny żal. Wiele wody upłynęło w Czarnym Nurcie od czasu, gdy ostatni raz przekazała komuś swoje obawy w sposób tak otwarty.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptySob 21 Gru - 16:53

Każdy kolejny wydech zdawał się wraz z powietrzem wyrzucać z niej kłębiące się w piersi negatywne emocje. Chęci, by ograniczyć wszelkie stresujące sytuacje, raz jeszcze okazały się niewystarczające. Najwyraźniej żadna z rozmów z matką nie mogła zostać przeprowadzona spokojnie, jeśli tylko pragnęły porzucić na chwilę całkiem świeży zwyczaj milczenia w swym towarzystwie. Chwilowa cisza może nie była najprzyjemniejsza, ale pozwoliła im obu pozbierać myśli, nieco otrząsnąć się po utarczce wynikającej z konfliktu charakterów i interesów. Zresztą nawet w niej wybrzmiewały przecież odległe dźwięki samej twierdzy, a także wyspy, na której się znajdowała. Wydawały się wygłuszone, jakby docierały z daleka, ale obdarzenie odrobiną uwagi krzyku mew czy szumu wiatr pozwalało oderwać się od trwającego między nimi konfliktu. Podobnie jak oddech matki, tak i ten Aenessy wyrównał się, a otaczające jej tułów ciało ręce opadły. Złożyła dłonie na udach, splatając ze sobą ich palce i to właśnie na nich skupiła wzrok w momencie otworzenia oczu. Wciąż jeszcze nie była zdolna unieść go ku matce, ale przynajmniej łzy nie próbowały po raz kolejny rozmyć obrazu. Była z siebie dumna, że udało jej się uniknąć płaczu - matka już teraz uważała ją za głupią i słabą, nie było powodu dawać jej kolejnych dowodów dla potwierdzenia tejże tezy, kolejnych argumentów, których mogłaby użyć przeciwko najmłodszej ze swych pociech.
Velaryonówna nie lubiła mierzyć się z perspektywą utraty którejkolwiek z bliskich osób, a już szczególnie nie mając świeżym w pamięci wspomnienie o odejściu ukochanego. Wiedziała, że rodzice mają za sobą już znaczną część przewidzianego dla nich przez Siedmiu żywota, nie dopuszczała jednak myśli, że wkrótce mogliby zostać jej ot tak odebrani. Niezależnie od wyboistości łączących ich relacji i nieposłuszeństwa jej osoby, które niektórzy mogliby odczytać jako brak szacunku, darzyła ojca i matkę szczerym uczuciem. Nie wiedziała, czy było odwzajemnione, ale nawet brak wzajemności nie skłoniłby ją do porzucenia miłości, którą względem nich czuła. Równie, jeśli nie mocniej, przywiązana była do pozostałych krewnych. Starsza siostra stanowiła jej przez długi czas najważniejszą z osób w Królewskiej Przystani - jedynego pewnego stronnika w tamtejszych rozgrywkach i przyjaciółkę, która zachowałaby dla siebie wszelkie powierzone sekrety. Bracia, niezależnie od dzielącego ich trójkę dystansu, wciąż pozostali w umyśle młódki synonimem obrońców i mentorów w sztukach niekoniecznie przewidzianych dla dobrze urodzonych panien, jak choćby łucznictwo. Od powrotu do domu zbliżyła się z nimi na powrót, nawet bardziej, niż sama oczekiwała (czy uważała za właściwe). Na całą trójkę mogła nadal liczyć, a prócz nich miała jeszcze całe grono bliższych lub dalszych znajomości, które starała się utrzymać choćby na odległość. Dziecko, które miała wydać na świat, jakkolwiek nie okazywało się pod wieloma względami problematycznie, jednocześnie zbliżało jej osobę z tymi, którzy kochali zmarłego ojca jej potomka.
- Jeśli Bogowie pozwolą, upłynie jeszcze wiele czasu, nim tak się stanie. A nawet wówczas pozostaną inni mi bliscy. Laerya, Rhaegor, Daenar, Targaryenowie, pozostałe dwórki.
Matka faktycznie nie musiała tłumaczyć jej, dlaczego młódka z miejsca traciła w oczach wielu łatkę dobrej partii, ale wciąż nie stanowiło to dla głównej zainteresowanej największego problemu, przynajmniej nie w tym momencie. Jak można się było domyśleć myślenie o "znalezieniu męża" było w obecnej sytuacji równie odległe i nieprzyjemne, co rozważanie "kolejnych dzieci". Nie zdążyła jeszcze otrząsnąć się po śmierci poprzedniego mężczyzny, z którym planowała spędzić kolejne lata życia, a już rozważano ewentualność wydania jej za kogoś nowego. Wyjść za niekochanego mężczyznę - to odstręczało ją znacznie bardziej, niż brak jego dopasowania względem oczekiwań rodziny.
- Będę musiała dać sobie radę - w końcu uniosła spojrzenie, skupiając je na matce. Z całych sił starała się w tym momencie skorzystać całej pewności siebie i siły, jaką widywała u Daerona. Przecież to o ocalenie spuścizny po nim się starała. - Poświęciłam już wiele i, znasz mnie przecież, wiesz, że nie zamierzam odpuścić niezależnie od tego, co będzie wymagane, by wywalczyć jak najlepszą przyszłość.
W tym jednym były podobne. Aenessa mogła nie być smokiem w oczach matki, ba, w opinii wielu mogła stanowić raczej spokojną toń morską, z którą związani byli Velaryonowie. Ale jeśli trzeba by było, gotowa byłaby skąpać ten świat w ogniu i krwi, jeśli tego wymagałaby ochrona najbliższych. Ochrona tego dziecka. Myśli blondynki powróciły ku złożonemu na stoliku w jej alkowie smoczemu jaju, które nocami kładła na poduszce, jakby było w stanie wypełnić pustkę pozostałą w miejscu zmarłego kochanka. Gdyby tylko zdołała zrealizować dziecięce marzenie o skrzydlatym kompanie, być może życie potoczyłoby się dla nich wszystkich znacznie lepiej. Nie żeby zamierzała na głos wyrazić podobne myśli - matka i tak miała ją za zupełnie oderwaną od rzeczywistości. Tego typu planami mogła się dzielić najwyżej z braćmi - być może oni zdobyliby się na odrobinę zrozumienia.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Gru - 22:19

Słodka naiwności... Czy to ty prowadziłaś za rękę córkę Baeli Targaryen? Czy to ty byłaś jedyną siłą, która pchała ją do przodu pomimo fal, które rozbijały się o twierdzę, którą chciała dla niej wybudować jej matka? Bezpieczną twierdzę, w której mogłaby się schronić w każdym przypadku, niezależnie od tego, czy ktokolwiek inny miałby klucze do jej bram. Czy to również ty pchałaś łzy, w zdawałoby się wysuszone oczy, które widziały przecież tak wiele, że podobno zapomniały jak płakać? Czy jesteś tą, którą księżniczka Baela Targaryen, lady Driftmarku mogła obwiniać za tragedię własnego dziecka? Tragedię, której nie mogła w żaden sposób przeciwdziałać.
— Będą ci bliscy do czasu... Dziecko... — głos Baeli nagle się załamał, z czego sama zdała sobie sprawę. Gdy jednak informacja ta dotarła do jej mózgu, było już za późno. Na nic mogły zdać się wszelakie próby zatajenia tego faktu. Nie tylko Aenessa cierpiała psychicznie w związku ze swoim stanem błogosławionym, wojną i całym tym harmidrem, który stał się udziałem Daerona I, jednego z bratanków jej matki. Baela odczuwała to równie mocno. Złość płynęła w każdej z jej żył, stanowiła podstawowy budulec kości, pchała do dalszych działań pomimo zarwanych nocy. Aenessa nie mogła wiedzieć, że jej rodzice naprawdę starali się ze sobą współpracować. Nie przeżywali w tym momencie najpiękniejszego okresu ich związku, jednak traktowali się jak partnerów. Alyn pewnie nie poddałby się pomysłowi żony tak łatwo, gdyby chodziło o coś innego niż sprawy niewieście. Pokładał w żonie jednak spore nadzieje na uratowanie sytuacji, co z kolei było tą jedną rzeczą, która utrzymywała Baelę w pionie.
Córka zaś zdawała się niszczyć wszelkie podstawy do przyszłego, spokojnego życia.
— Ness... Dziecko... — po bladej twarzy kobiety przesunęły się skrzące kryształki łez. Nie miała już zamkniętych oczu. Patrzyły one pusto przed siebie, matowiejąc z każdą sekundą. W kamiennej postawie Baeli pojawiło się pęknięcie, a od niego było przecież o krok od rozsypania materiału w drobny mak. Zdawało się, że nie miała siły udawać, zaś jej ciałem wstrząsnął nagły i głośny szloch. Słona woda łez, niczym Wąskie Morze i związany z nim ród Velaryon, miała koić ogień smoczej złości.
— Robię to tylko dla twojego dobra... Przecież wiesz, że jesteś moją kochaną córeczką... — szeptała pomiędzy ponownie płytkimi oddechami, nie mogąc nawet zebrać w sobie tyle odwagi, by spojrzeć jej prosto w twarz. Mogła mieć tylko nadzieję, że córka w końcu ją zrozumie. Że w końcu pojmie, iż jej matka nie robiła jej na złość, nie chciała zmusić jej do pokuty. Droga do szczęścia jest po prostu wyboista i wymaga wyrzeczeń.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPon 23 Gru - 9:09

Aenessa spodziewała się po swej matce wiele. Kolejny wybuch gniewu, nawet mimo całego żalu jako od niej emanował, wcale nie wywołałby wielkiego zdziwienia. Była przygotowana na kolejne krzyki, jeszcze więcej rzuconych w gniewie słów, następne niepochlebne uwagi pod swym adresem. Łzy - tego się nie spodziewała, bo jak mogła? Baela Targaryen nie była kobietą, która pozwalała sobie na chwilę słabości, nawet będąc w otoczeniu najbliższych. Sama doprowadzała ich skutecznie do pionu, stanowiła ich podporę, nigdy nie szukając u nich wsparcia nawet w obliczu trudności dotykających jej samą oraz całą bliższą lub dalszą rodzinę. Chyba tylko raz najmłodsza z pociech kobiety miała okazję widzieć ją pogrążoną w prawdziwym smutku - gdy na Driftmark przybyła informacja o śmierci bliźniaczej siostry jej rodzicielki, Rhaeny Targaryen. Myśl, że jej własne postępowanie mogło wyrządzić matce krzywdę, choć w niewielkiej części zbliżoną do tej, którą poskutkowały tamte, wieści wystarczyła, by Aenessa otrząsnęła się z pierwotnego szoku wywołanego niespodziewaną reakcją.
Choć zdziwienie wciąż jeszcze malowało się na jej bladej twarzy, to w znacznym stopniu ustąpiło raz jeszcze miejsca smutkowi. I wstydowi, bo jak mogła nie poczuć go, widząc jedną z najbliższych w swym życiu osób w rozsypce, która była konsekwencją jej własnych akcji. Oczywiście młódka mogłaby obarczyć winą za rozwój wydarzeń wiele osób i, szczerze powiedziawszy, przez większą część czasu poświęconego zadumie tak właśnie robiła. To rodzice odpowiedzialni byli za jej wychowanie w ten sposób, a następnie wepchnięcie pod nos króla, jakby spodziewali się, że mu nie ulegnie. To on pragnął zachować pozory wolności, unikając ogłoszenia przed ludźmi i Bogami, że stanowi jego wybrankę i matkę jego dzieci. W końcu, jak chyba trzy czwarte mieszkańców pozostałych królestw, obwiniać mogła dornijczyków, z ich zdradziecką naturą, która pozwoliła im posłać w kierunku jakże ukochanego przez nią mężczyzny zabójcze strzały. A jednak na koniec dnia, niezależnie ile osób nie dołożyłoby do całości swoją cegiełkę, to jej własne wybory sprowadzić miały hańbę na jej osobę i cały dom rodzinny, spędzając sen z powiek odpowiedzialnym za jego losy Baeli i Alynowi. Dajcie Siedmiu, bym okazała się lepszą matką niż córką - przemknęło jej przez myśl, choć wątpiła, by Bogowie wciąż jeszcze zerkali na ich dom.
Nie była pewna, kiedy podniosła się z zajmowanego dotąd miejsca, bo w gonitwie zmartwień jej ciało zadziałało bez udziału umysłu. Tam, gdzie głowę zaprzątały kolejne wyrzuty względem siebie, mięśnie kierowane były czystym instynktem, by zapobiec jakoś dalszemu bólowi odczuwanemu przez bliską osobę. Nie trzeba było wiele, by Velaryonówna skróciła dystans między nimi, przynajmniej ten fizyczny. Kilka kroków i już znalazła się u boku starszej z kobiet, nagle widząc ją jakby mniej wyraźnie. Wcześniej odgonione łzy wróciły, sprowadzone kolejną burzą emocji, a jednak z dłoni Aenessy wyciągnięta została w kierunku ramienia matki, jakby niepewna, czy jej dotyk był w tym momencie pożądany.
- Matko, proszę. Nie zasługuję na twoje łzy - mówiła cicho, wszak słowa te przeznaczone były tylko dla jednej pary uszu. Jak dobrze, że rozmowa ta odbywała się na jednym z tarasów Driftmarku, a nie Królewskiej Przystani - w takim wypadku za chwile wszyscy już wiedzieliby o kolejnej utarczce żony oraz córki Lorda Pływów, a także chwilowej słabości tej pierwszej. - To koniec pewnego etapu, tak, ale też początek czegoś nowego. Czegoś, co możemy uczynić dobrym.
Może znów brzmiała naiwnie, jak osoba nieznająca okrucieństw świata, ale choć ona musiała pozostać dobrej myśli. Jednocześnie nie miała serca okłamać w tym momencie matki, odpowiedzieć, że "tak, wiedziała" o miłości względem swej osoby i o tym, że jej dobro miało stanowić nadrzędny cel wszelkich planów. Na przestrzeni ostatnich księżyców zbyt wiele wątpliwości zakwitło w jej sercu, z których obmyć go nie były zdolne nawet łzy rodzicielki. Zbyt wiele razy tamta samodzielnie podejmowała decyzje, które uznawała za jedyne słuszne, nie czując potrzeby tłumaczenia się z nich przed najbliższymi. Czasem akcje te wydawały się czystą złośliwością, a niemal zawsze dostrzegała w nich wyrachowanie.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptySro 25 Gru - 12:13

Czy była dumna z tego, co właśnie się wydarzyło? Nie, oczywiście, że nie. Jej własne łzy paliły skórę jak smoczy ogień, pozostawiając nieprzyjemne uczucie pieczenia na każdym milimetrze, którego dotknęły. Tak naprawdę, gdyby mogła, najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemię lub — jak to robiła jeszcze jako młoda dziewczyna - poszukałaby ramion swego męża, w których (oczywiście jeżeli mąż znajdował się wtedy w zamku), mogła odnaleźć bezpieczne schronienie. Sytuacji nie poprawiał fakt, że przecież sama starała się dotrzymać własnej obietnicy. Pamiętała, jak ciężko znosiła wyprawy Alyna gdy sama była w ciąży i jak bardzo się przy tym denerwowała. Nie wszystkie z ciąż Baeli przebiegały poprawnie, Aenessa nie musiała tego wiedzieć, jednak wysokie pobudzenie emocjonalne prawie doprowadziło do przedwczesnego porodu jej braci. Ciąża bliźniacza była również momentem, w którym lady Targaryen poprzysięgła sobie, że już nigdy nie pozwoli emocjom wziąć nad nią góry. Stąd ugruntowany w korytarzach Driftmarku obraz pani zamku. Pełnej wdzięku, wrodzonej gracji i ognia, którego używała właściwie tylko i wyłącznie dla obrony siebie i rodziny. To, że wiele okazji zmuszało ją do dbania o własne interesy, było już kwestią zupełnie drugorzędną.
Uniosła głowę do góry, gdy usłyszała poruszenie. To mogło oznaczać tylko jedno, a ta jedna rzecz z pewnością nie przypadła do gustu kobiecie. Aenessa powinna wypoczywać, nie przejmować się humorami matki. Matki, która starała się ze wszelkich sił opanować ofensywę niemocy, która przejmowała kontrolę nad kolejnymi zmysłami. Słowa córki, w połączeniu z dotykiem na ramieniu, przypomniały Baeli to, kim właściwie jest. Jest jednym z ostatnich smoków. Księżniczką Siedmiu Królestw. Lady Driftmarku. I matką dzieciom.
— Ness. Nie wygłupiaj się — choć chciała zabrzmieć umoralniająco, jej obecny stan musiał skutecznie uniemożliwić taki obrót spraw. Przeszklone łzami spojrzenie fioletowych oczu, które skupiła w jasnych tęczówkach swej córki, oddawało jej zmęczenie, ale również troskę. Bo przecież o to rozbijała się cała sprawa. O matczyną troskę, której Baela, sama pozbawiona matki przed piątym dniem imienia, nie potrafiła nazwać i wyrazić w sposób właściwy. Jej młodość przypadła przecież na czasy wojny, a na starość musiała jeszcze raz spojrzeć jej prosto w oczy. Ile razy taki cykl przeżyje Aenessa?
Ułożyła dłoń na dłoni córki, po czym ostrożnie ściągnęła ją ze swego ramienia. Sama podniosła się ze swojego miejsca i chwytając tym razem obie dłonie córki we własne, jednym gestem nakazała jej powstać. Klęczki to z pewnością nie pozycja dla kobiety w zaawansowanej ciąży. Zwłaszcza dla kobiety, która nosiła tak piękne i szanowane nazwisko jak Velaryon.
— Usiądź, dziecko. Już i tak przeżywasz ciężkie chwile, stara matka nie musi dokładać ci zmartwień — słowa Baeli zabrzmiały odrobinę gorzko. Nic dziwnego, gdyż czuła się rozczarowana uporem córki i brakiem jakiegokolwiek znaku, że chociaż słucha, co się do niej mówi. Upewniwszy się, że Aenessa na pewno zajmie miejsce, na którym przed chwilą sama spoczywała, Baela przeszła w kierunku tarasowej barierki, opierając się o nią na wyprostowanych rękach. Wiatr ponownie zagrał z jej włosami i szatami, rozwiewając je morską bryzą. Środek lata. Mogło być znacznie gorzej.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptySro 25 Gru - 13:40

Próby usadzenia jej na powrót w siedzisku, nawet jeśli towarzyszyło im ciepło matczynych dłoni, spotkały się wpierw z mało entuzjastyczną reakcją - młódka ściągnęła ku sobie brwi, pomiędzy którymi pojawiła się zmarszczka. Grymas ten nie wyglądał szczególnie groźnie na drobnej, bladej twarzy - Ness od zawsze o wiele łatwiej przychodziło bycie uznawaną za uroczą, niż zdobycie respektu. Słowa sprzeciwu same cisnęły się na jej usta, podburzone atmosferą całego tarasowego spotkania, ten jeden raz jednak ugryzła się w język i przystąpiła do wypełniania polecenia rodzicielki.
Aenessa naprawdę starała się już w tym momencie pełnić możliwie dobrze rolę matki. Tyczyło się to zarówno uporu, z jakim opierała się wszelkim planom krewnych, które odczytywała jako potencjalnie niekorzystne dla swego potomka, jak i posłuszeństwa w ograniczaniu wszelkiego wysiłku. Drastycznie zmniejszyła ilość aktywności, które wymagałyby od niej większego zużycia energii, a które w dawnych czasach stanowiły nieodzowną część jej codzienności. Godziła się na ograniczanie własnej swobody, powtarzając, iż była to tylko niewielka ofiara złożona na ołtarzu pomyślności i zdrowia dziecka. Nic nie mogła jednak poradzić na to, że rozpieszczona wolnością, czuła się coraz częściej jak spętane łańcuchami zwierzę, któremu odmawiano jego naturalnie nadanych przez Bogów praw. Wcześniej, gdy matka nakazała jej pozostanie w pozycji siedzącej zniosła to lepiej, była wszak spokojna. Teraz budzący się wewnątrz opór był trudny do stłamszenia i, już zajmując wskazane miejsce, zacisnęła drobne dłonie na podłokietnikach krzesła, starając się zamaskować niezadowolenie. Wiele było momentów, za które ceniła swój stan, a wspomnienie ruchów dziecka niewątpliwie zostanie z nią na zawsze, ale momentami wyglądała z utęsknieniem momentu rozwiązania i powrotu do pełni sprawności. Znów wsiąść na konie, poczuć wiatr we włosach i smagnięcia gałęzi uderzających w pędzie o odsłonięte kawałki skóry - nie mogła się tego doczekać.
Humor matki może nie powrócił do zwyczajowego stanu, ale przynajmniej zdawała się już odzyskać nieco panowania nad głosem i spływającymi po twarzy łzami - sukces, w którym Velaryonówna miała zamiar przypisać sobie część zasług. Było to choć skromne zadośćuczynienie za fakt, że sama doprowadziła matkę do podobnego załamania. Sama nie była pewna czy pęknięcie w chłodnym, kamiennym wizerunku miało na dłuższą metę wspomóc normowanie relacji między ich dwójką, ale wrodzony optymizm kazał jej wierzyć, że tak się właśnie stanie. Wszak choć przez chwilę Ness miała możliwość na własne oczy przekonać się, że gdzieś w głębi serca jej rodzicielki kotłują się uczucia, które mogły zinterpretować jako prawdziwą matczyną miłość. I to, i wszelkie humory Baeli miały ogromne znaczenie dla jej córki - próby przekonania ją, by nie martwiła się nimi, były z góry skazane na porażkę, lady Driftmarku powinna zdawać sobie z tego sprawę. W postaci jej najmłodszej latorośli na każdym kroku dawał o sobie znać upór, jakby odziedziczyła tę cechę po obojgu swych rodziców, stając się człowiekiem o nieporuszonej woli. A przecież wcale tak nie było - niejednokrotnie dawała się pokierować w przeszłości na "właściwe" tory, ulegała namowom i manipulacjom. Jedynie ten jeden obszar jej życia zdawał się tym, w którym pozostawała niewzruszona - rodzina.
- Wszystko to, co uczyniłam... - zaczęła, bojąc się, że znów ogarnie je obie milczenie, jak to bywało zbyt często. - Wiesz, matko, że nie zrobiłam wam tego na złość? Że nie kierował mną jedynie bezmyślny bunt przeciw waszej woli?
Czuła, że rozmowa zbliża się ku końcowi, pragnęła więc choć spróbować poruszyć jeszcze tę kwestię. Ostatecznie wiele z jej poczynań przyniosło wiele szkody, zhańbiło ją samą i jej rodzinę - tego miała pełną świadomość i nie śmiała zaprzeczyć. Chciała jedynie by ci jej najważniejsi, których zdanie liczyło się, niezależnie czy oni sami mieli wręcz przeciwne odczucia, pozostali świadomi braku złych intencji po jej stronie. Choć jeszcze niedawno Aenessa mówiła, jakoby wątpiła w zdolność swej matki do zrozumienia tej sytuacji i ogromnej miłości, dla której ludzie zdolni byli poświęcić wiele, to miała na to nadzieję. Być może był to tylko kolejny objaw jej "głupoty" i "braku rozsądku".
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPią 27 Gru - 23:47

Oczywiście, że wiedziała, iż jej próba ponownego usadzenia córki na miejscu spotka się z odmową. Mogła tylko w równym stopniu szacować prawdopodobieństwo odmowy werbalnej i niewerbalnej. Połączenie obu na moment wypadło z możliwości przewidywania Baeli, jednak na całe szczęście chwilowy zanik zmysłu planowania nie okazał się być dla niej tragiczny w skutkach.
Sama Baela uśmiechnęła się pod nosem. W końcu Aenessa była w okresie ciąży skórą zdjętą z jej samej. Przecież to Baela z równym rozmachem tłumaczyła swojemu mężowi, że przecież ma wszystko pod kontrolą i krótka kąpiel w morzu nic nie powinna jej zrobić. Z każdą kolejną ciążą, im starsza była w chwili porodu, starała się dbać o siebie w większym stopniu. Brak zarówno teściowej, która mogłaby jej podpowiedzieć jak prawidłowo przeżyć szlachecką ciążę, jak i własnej matki czy fakt, że jej siostra nie miała dzieci, sprawił, że była pozostawiona tak naprawdę na łaskę Siedmiu i swą własną, kobiecą naturę.
Nie zwracała się o pomoc do służek, jak to robiła Aenessa. Właściwie nawet nie wiedziała o tych dyskusjach ze strony córki. Gdyby jednak dotarło to do niej, uzałaby to za przejaw samodzielności jej najmłodszej latorośli, ale jednocześnie jako brak zaufania względem matki. Czy mogła się dziwić, jeżeli taki byłby prawdziwy powód, dla którego Ness nie zwróciła się do niej wcześniej? Oczywiście, że nie. Sama przecież nie chciałaby rozmawiać z nią, zanim nie byłaby do tego w pełni przygotowana. Dzisiaj przecież była gotowa na tyle, na ile pozwalało jej własne zdrowie i wiek. A jednak pękła. Gdyby odkładała spotkanie w czasie, może nigdy nie doszłyby do porozumienia. Bo ono przecież wisiało między nimi, prawda? Nie dało się go nazwać ani poczuć, jednak ogień i krew płynęły nie tylko przez żyły Baeli.
— Kochałaś go, wiem — powiedziała w końcu, po dłuższej chwili ciszy. W jej głosie nie można było dostrzec ani cienia wątpliwości. Nawet krzty złości. Była tylko tęsknota i daleki żal. Bardzo daleki, sięgający tam, gdzie leżeli wszyscy jej bliscy. Ojciec. Matka. Siostra. Brat. Bratanek. Tylu kuzynów, ciotek i wujków, że nie idzie ich zliczyć na palcach obu rąk. — Każdy z nas robi głupoty. Ja z miłości do twego ojca uciekłam z wieży, w której zamknął mnie Namiestnik Królewski. Ser Tyland Lannister w swej dobroci przekonał Małą Radę, by oszczędziła mnie spod ostrza kata, wiesz?
Niech Siedmiu mają w obronie duszę ser Tylanda - szepnęła do siebie w myślach, w końcu odwracając się na powrót w kierunku własnej córki. Łokcie i plecy oparła o tarasowe barierki. Na jej ustach tańczył uśmiech chochlika, zupełnie taki sam jak wtedy, gdy była jeszcze młodą dziewczyną walczącą o swoje ideały. Bez brzemienia tytułu Lady Driftmarku i odpowiedzialności za siebie, męża, czwórkę dzieci i całą wyspę.
— Z miłości robi się głupie rzeczy. Nie miałaś po prostu szczęścia doczekać dobrego końca przy jego boku. Muszę w ciebie wierzyć, Nesso, bo tylko tyle mi zostało. Niech Siedmiu ma w opiece ciebie i twoje dziecko. Przyda się wam każde błogosławieństwo —jej ramiona uniosły się w górze głębokiego wdechu, by opaść swobodnie po długim westchnieniu — Niestety, czasy następujące po wojnie niewiele mają wspólnego z pokojem.
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptySob 28 Gru - 11:17

Baela mogła irytować się, że córka zdaje się zupełnie nie słuchać jej słów, nie uczyć się absolutnie niczego bazując na doświadczeniach rodzicielki, jednak gdyby się bliżej przyjrzeć dostrzegłaby, iż jej latorośl naprawdę starała się z nich czerpać. Widać to było, po pierwsze, właśnie w sposobie na radzenie sobie z własną niepewnością względem roli matki. Nie czekała jedynie na "objawienie" zesłane przez Siedmiu czy własny instynkt macierzyński. Zamiast tego doszukiwała się informacji u osób lepiej poinformowanych w kwestiach rodzicielstwa, wykorzystywała sympatię wobec własnej osoby, by wyciągnąć z wypytywanych służek jak najwięcej przydatnych informacji i porad. W końcu odważyła się nawet porozmawiać z matką, choć faktycznie nie ufała jej aż tak, jak pragnęłaby, a do tego postrzegała ją jako osobę raczej niekoniecznie idealnie piastującą funkcję pani domowego ogniska.
Była też inna nauka, którą wyciągnęła tak z obserwacji przeżyć swej rodzicielki, jak i własnych doświadczeń. "Każdy z nas robi głupoty"...
- I głupotą było też wierzyć, że sama miłość wystarczy, choćby by zachować wszystko od utraty - stwierdziła gorzko, lustrzane odbicie żalu Baeli dosłyszalne w słowach jej córki.
Aenessa chciała oddać się tej naiwności, jaką dostrzegała w jej działaniach matka, i nadal wierzyć, że siła uczucia wystarczy, by niczym tarcza ochronić ją samą i tych jej najbliższych. Cóż jednak było po tarczy, która nie potrafiła odbić dornijskich strzał, ni krzywdzących słów mogących doprowadzić do tragedii ich wszystkich. Tak jak ser Tyland obronił jej matkę przed egzekucją, tak wspominane na początku ich konwersacji osoby miały okazać się równie ważne co błogosławieństwo Siedmiu dla Aenessy i jej potomka, jeśli nie ważniejsze. Siostra, bracia, kuzyni i kuzynki z królewskiego rodu, przyjaciele zyskani w stolicy i poza nią - wszyscy oni mogli okazać się jej stronnikami, gdyby przyszło co do czego. Okropnie było analizować najbliższe sobie osoby przez pryzmat ich użyteczności, ale właśnie do tego zmuszała ją rzeczywistość. Nic dziwnego, że w połączeniu z jakże trudną rozmową, wszystko to okazało się dla jej osoby dość męczące.
Uczucie ucisku, zahaczające o ból, pojawiło się w górnej części brzucha, by następnie zejść niżej, skłaniając ją do położenia jednej z dłoni na jego wypukłości i przeniesienia uwagi z Baeli na dziecko. Zmarszczka między brwiami powróciła, gdy Aenessa podjęła się wsłuchania we własny organizm, rozpoznając znane już sobie objawy. Niegroźne skurcze, które stanowiły jedynie zwiastun zbliżającego się terminu rozwiązania - tak określił je maester, gdy po raz pierwszy wezwała go spanikowana dwa księżyce temu, obawiając się, iż odczuwane niedogodności miały stanowić pierwszy z objawów przedwczesnego porodu i utraty dziecka. Teraz podchodziła do nich już spokojniej, niż wtedy, ale wciąż zachowywała czujność i starała się radzić sobie z nimi w najlepszy możliwy sposób, zwłaszcza że czasem zdolne były utrudnić jej codzienne funkcjonowanie. Odpoczywać, może wziąć gorącą kąpiel, może położyć się, a przede wszystkim "nie panikować na Bogów" - tyle było z rad, które miał dla niej, by poradziła sobie z niedogodnościami. Czas było podnieść się, raz jeszcze, z pozycji siedzącej, by w możliwie najszybszym czasie znaleźć we własnej komnacie.
- Przepraszam, matko, ale chyba będę musiała udać się na spoczynek. To było dość... Intensywne popołudnie - wciąż jeszcze wyglądała na rozkojarzoną, skupiając bardziej na dziecku, ale na jej ustach pojawił się blady uśmiech, gdy w końcu uniosła spojrzenie ku lady Driftmarku. - Dziękuję za... Wszystko.
Za słowa zapewnienia, że wesprzecie mnie oraz swego wnuka. Za podzielenie się własnym doświadczeniem ze sprowadzania mnie i mego rodzeństwa na ten świat. Za pytanie o imię, które sprawiło, że poczułam, jakbyś faktycznie traktowała to dziecko jako więcej, niż tylko problem. Pozostało to niewypowiedziane, ale kryło się za pojedynczym słowem, które była zdolna wymówić bez większych oporów. Wszystko.
Powrót do góry Go down
Los
Los
Wiek postaci : Stary jak rodzaj ludzki
Stanowisko : Wichrzyciel
Miejsce przebywania : Wszędzie i nigdzie

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyPią 3 Sty - 18:34

Gorzki uśmiech wykwitł na twarzy Baeli, gdy usłyszała słowa córki. Może jednak jest dla niej jeszcze jakaś nadzieja? Może po prostu potrzebowała głosu, nawet tego ostrego, który naprowadzi ją na dobre tory? Tory godne prawdziwej przedstawicielki rodu Velaryon.
Pradawni. Krew Starej Valyrii płynąca w ich żyłach od tysiącleci.
Prawdziwi. Wierni swym przyzwyczajeniom nawet po tym, jak upadło Imperium.
Odważni. Czyż nie było odwagą zatrzymanie dziecka w łonie i stawienie czoła wszystkim przeciwnościom losu?
Tak jak mówiła Baela, Aenessa nigdy nie miała być smokiem. Gdzież w niej przecież ogień i krew? Pomimo całego zapału, uporu i tej wielkiej chęci życia, Aenessa była smoczą kochanką, teraz jest smoczą matką. Ale nigdy nie będzie smokiem ze swego przyrodzonego prawa. Czy to źle? Nie, wręcz przeciwnie. Obrazowała przecież wszystkie najpiękniejsze i najgoręcej pielęgnowane cechy Velaryonów. Świat z pewnością nie byłby tym samym miejscem, gdyby ogień istniał bez wody. Ogień bowiem jest siłą niszczycielską, lecz krótkowieczną. Gdy raz się pojawi, nigdy nie wróci w tej samej formie. Nie odrodzi się sam z siebie. Woda z kolei nie tylko dawała życie, ale przybierała różne formy. Spokojne niczym wody Oka Boga, porywiste jak Czarny Nurt, groźne i złe, wzbudzające strach podobnie jak Wąskie Morze w trakcie sztormu.
— Przyda ci się wypoczynek — powiedziała tonem miękkim, a gdy podeszła ponownie bliżej swej ukochanej, młodszej córki, przywiozła ze sobą zapach morskiej bryzy wymieszanej z pudrem, którego używała do roznoszenia wokół siebie specyficznego, owocowego zapachu. Zapachu, który pamiętała z lat swego dzieciństwa i zawsze kojarzyła z trzema kobietami, które wywarły największy wpływ na jej życie - Laena Velaryon, Rhaena Targaryen i Rhaenyra Targaryen.
— Jeżeli do mych uszu dotrą wieści o tym, że próbujesz jeździć konno czy coś dźwigać, nie będę patrzeć na to, czy masz już dwadzieścia jeden dni imienia, czy dalej ledwo dziesięć. Zdrowie jest najważniejsze, rozumiesz? — wraz z zadanym pytaniem przekrzywiła głowę w bok, a długi warkocz zsunął się z jej lewego ramienia, lądując ponownie za jej plecami. Ułożyła ciepłe dłonie na policzkach swej córki, by nachylić się nad nią, a następnie złożyć na jej czole krótki, rodzicielski pocałunek.
Bliskość nie trwała długo, bo i Baela nie była do niej przywykła. Kobieta podarowała córce jeszcze jeden, krótki uśmiech.
— W razie potrzeby poślij po mnie służki. Znajdę czas — słowa te wypowiedziała już w tarasowych wrotach. Jeszcze przez moment w zasięgu wzroku Aenessy majaczyła figura jej rodzicielki, poruszającej się jak zwykle pewnym krokiem. Driftmark jednak nigdy nie był świadkiem podobnej sceny. Może w jesieni życia Lady Baela jest w stanie nieco spokornieć?

MG z/t
Aenessa z/t
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Mar - 17:19

15 VIII 165



Świeże powietrze i odpoczynek - takie były główne zalecenia Maestera dla jej osoby w ostatnich dniach. Sama dorzuciła jeszcze trzecią rzecz, która z pewnością nie miałaby jej zaszkodzić, a mogła mieć zbawienne działanie w ostatnich, pełnych wyczekiwania dobach - towarzystwo. Wraz z zakończeniem obchodów koronacji Baelora pewna liczba osób postanowiła uczynić Driftmark swym kolejnym przystankiem. Byli wśród nich ci, których Aenessa mogła podziwiać raczej z daleka - czyniący sobie przystanek na wyspie, będący jedynie przejazdem szlachcice, których dla zachowania dobrego imienia rodu starała się unikać. Nie musieli przecież być świadkami bękarciej ciąży najmłodszej córki lorda, im mniej osób wiedziało o tym nawet tuż przed rozwiązaniem, tym lepiej. Wśród gości znaleźli się również ci najbardziej szczególni i to nie tylko przez przynależność do zaprzyjaźnionych rodów, ale więź, jaka łączyła z nimi kobietę. Niewielu było takich ludzi, którzy nadal pozostali jej bliscy - najbliżsi przyjaciele, sojusznicy w szczęściu i nieszczęściu, powiernicy tajemnic i doradcy w trudnych sytuacjach. Potrzebowała ich teraz zapewne równie mocno, co w pierwszych chwilach po ogłoszeniu wieści o śmierci Daerona, a może nawet i bardziej. Jeden z jej największych lęków, samotność, zbyt często podkradał się do jej serca w trakcie trwania ciąży, co mogli już dostrzec jej najbliżsi na wyspie. Co prawda uzyskała już obietnicę od brata, iż ten poświęci jej więcej uwagi, wciąż jednak nie była to sytuacja idealna - poprawić ją miały dopiero właśnie spotkania z kolejną, bliską jej sercu osobą. Choć większość modlitw poświęcała raczej zdrowiu i przebaczeniu za grzechy, czasem między wznoszone intencje wkradała się i ta bardziej prozaiczna, by raz jeszcze zobaczyć mogła najbliższe sobie przyjaciółki. A Siedmiu przychyliło się przynajmniej częściowo i oto znaleźć się miały wspólnie w tym miejscu, rozkoszując się zacną pogodą dzisiejszego dnia i specjałami serwowanymi przez służących. Obite miękkim materiałem krzesła witały ich swym komfortem, a na stoliku między nimi ustawiono karafki z winem i wodą, a także misę z owocami oraz półmisek ciast. Odczuwała obecność Sivena na wyspie równie mocno, co brak Shaeny, wobec którego starała się podchodzić z odpowiednim zrozumieniem. Na pewno była ona zajęta nowymi obowiązkami, tłumaczyła sobie, gdy smutek rozłąką zdawał się przytłaczający. Królowa jeszcze bardziej musiała dbać o swą reputację, otaczać jedynie osobami o nieskazitelnej opinii, a Aenessa nie była aż tak naiwna, by wmówić sobie, iż sama cieszyć się miała choćby względnie pozytywną. Gdy wieść o dziecku rozejdzie się wszystko stanie się trudniejsze, a choć szczerze wierzyła, że ich przyjaźń pozostanie ponad społecznymi konwenansami życie raz jeszcze zweryfikowało jej ocenę, przynajmniej gdy chodziło o kuzynkę. Wciąż bowiem miała przecież Sivenę, równie roztropną co zawsze, gotową stanowić podporę w trudnych chwilach. Listy nie były w stanie oddać sprawiedliwości im relacji, fizyczny dystans uwierał, jak niedopasowane obuwie, a teraz, po raz pierwszy w ciągu kilku ostatnich księżyców, mogły się sobą cieszyć w pełni.
Cała ta sytuacja przypominała jej lata spędzone w Królewskiej Przystani, kiedy to podobne podwieczorki nie były wcale niczym specjalnym. Teraz urastały one do rangi święta, niezwykłej okazji, której mogły już nigdy nie zaznać. Sama Aenessa pojawiła się na miejscu pierwsza, jak na gospodynię przystało, by dopilnować zorganizowania wszelkich szczegółów. Ubrana była w jedną z lżejszych sukni, pozwalających w normalnych okolicznościach na szeroki zakres ruchu - w tym momencie starczyło, że mogła odetchnąć pełną piersią. Złote włosy zapleciono w warkocz, jak to zwykle miało miejsce, a na policzki i bez użycia kosmetyków wstąpił delikatny rumieniec. Rozmawiając z jedną ze służek pozwoliła sobie zająć miejsce siedzące przewidziane dla jej osoby, długie stanie wszak zbytnio jej nie służyło w obecnym stanie. Szczęśliwie przygotowania zakończyły się powodzeniem, wszystko wydawało się na swym miejscu, nie miała więc żadnych powodów do zmartwień i pozostało jej wyglądać gościa, mając zamiar przywitać królewską dwórkę uśmiechem na ustach. W końcu mogłyby porozmawiać otwarcie, mając dla siebie chwilę dłuższą, niż w momencie oficjalnego powitania na dziedzińcu, gdzie znajdowały się pod czujnym okiem innych.
Powrót do góry Go down
Sivena Redwyne
Sivena Redwyne
Wiek postaci : o 20 za dużo
Stanowisko : Dwórka po przejściach
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t613-sivena-redwynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t614-sivena-redwynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t698-korespondencja-siveny-redwyne

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Mar - 17:23

Ostatni raz spojrzała na własne odbicie w szklanej tafli jednocześnie zdenerwowana i podekscytowana. Siedziała przy toaletce w przydzielonych jej komnatach poprawiając kilka ostatnich kosmyków upiętych w schludny kok włosów z pojedynczymi kosmykami puszczonymi wolno w ten sposób, że okalały jej twarzyczkę. Zapięła też nieodzowny wisiorek w wyciętym zagłębieniu dekoltu, a kiedy w końcu wstała spódnice skrojonej na modłę stolicy sukni zaszeleściły głośno. Słońce odbijało się od połyskującego złocistego materiału jej stroju kiedy ostatecznie opuszczała zamieszkane przez nią pokoje.
Zdenerwowanie. Dawno nie widziała swojej przyjaciółki i zobaczenie jej w stanie błogosławionym było dla niej szokiem, nawet jeśli wiedziała o ciąży najmłodszej z Velaryonów. Świadomość jakiegoś faktu to jedno, ale zderzenie z rzeczywistością weryfikuje nasze poglądy czy tego chcemy czy nie. Ciąża była dla niej czymś odległym o wiele miesięcy, może nawet lata. Dopiero widok Ness z zaokrąglonymi kształtami uświadomił ją jak szybko to wszystko postępuje. Kilka miesięcy, które nie wyróżniały się dla niej znacząco miały zmienić życie jej przyjaciółki już na zawsze. Kiedy Velaryonówna opuszczała Królewską Przystań brunetka chciała wierzyć, że czas rozłąki nie zachwieje ich relacją, że nawet pomimo tego co je spotka pozostaną sobie bliskie. Teraz już nie była tego taka pewna. Może wizja rychłego nadejścia potomka Ness zmieni jej spojrzenie na przyjaźń z Siveną. Może nawet już zmieniła. W końcu ich pierwsze spotkanie wydawało się takie sztywne, nijakie.
Podekscytowanie. Pomimo obaw wciąż cieszyła się z możliwości spotkania z przyjaciółką. W stolicy dziewczynie tak bardzo brakowało jej towarzystwa, możliwości rozmowy na każdy temat, zwierzenia się nawet z rzeczy błahych. Ale także po prostu obecności kogoś kto bezsprzecznie jej sprzyjał, pomagał, doradzał. Wyjazd blondynki miał miejsce zaledwie kilka miesięcy temu, z perspektywy czasu jawił się jako cała wieczność. W końcu miały sobie tyle do przekazania, przynajmniej w stolicy okres ten był bogaty w liczne, ważne dla całego królestwa, uroczystości. Nie znaczy to, że pobyt na Driftmarku miał obfitować w mniej liczące się wydarzenia. Wręcz przeciwnie, Sivena pragnęła poznać każde najmniejsze zdarzenie, w którym uczestniczyła Nessa, zarówno te szczęśliwe, jak i smutne.
Emocje te toczyły ze sobą bój w Redwynównie kiedy podążała za służącą na spotkanie. Jej chód był pewny, a oddech spokojny, nawet pomimo niepewności kłębiącej się w jej wnętrzu, którą starała się zatuszować niewielkim rozciągnięciem warg. Wchodząc na taras rozejrzała się w poszukiwaniu znajomej twarzy. Kiedy ją ujrzała mimowolnie uśmiechnęła się promiennie, a uśmiech rozszerzył się nie tylko na usta, ale objął także oczy.
- Ness - szybkim krokiem podeszła do przyjaciółki obejmując ją, całkowicie zapominając o służce, która wskazywała jej drogę. Ta tylko uśmiechnęła się leciutko, ukłoniła i opuściła kobiety zostawiając je same. – Brakowało mi Ciebie… - dodała tym razem spoglądając dziewczęciu prosto w oczy.
Wszystkie wcześniejsze myśli wyparowały jej z głowy, wszystkie odczuwane wcześniej niepewności zniknęły. Została jedynie radość z możliwości ponownego spotkania. Podziękowała bezgłośnie Siedmiu za tą możliwość i za ochronę, którą otoczyli byłą dwórkę pomimo jej dawnych przewinień.
- Jak się czujesz?  - bombardowała towarzyszkę kolejnymi pytaniami, wciąż znajdując się w jej pobliżu, nawet nie zaprzątając sobie głowy zajęciem stosownego miejsca. Uważne spojrzenie Redwynówny powędrowało do miejsca na ciele przyjaciółki, które zmieniło się ostatnimi czasy. Dzieciątka w ciele kobiety, które już niedługo powitają na świecie jeśli Matka na to pozwoli.

Rzut na percepcję: (15+43)/2=29+4+12=45
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Mar - 17:25

Jak długo czekała? Sama nie była pewna, mogło być to zaledwie kilka mrugnięć okiem, a może cała wieczność zamknięta w kilku minutach spędzonych na słonecznym tarasie. Choć wydawało jej się, że nauczyła się w ostatnim czasie nieco o cierpliwości, teraz nie mogła powstrzymać się od nerwowego bębnienia palcami w oparcie zajmowanego krzesła, które ustało dopiero w momencie, gdy znajoma postać pojawiła się w drzwiach wejściowych. Uśmiech, który zagościł na ustach dwórki królowej, został natychmiast odwzajemniony, a w fioletowych oczach zagrały te same znajome iskierki, które tańczyły w nich, ilekroć młódka miała okazję bez skrępowania okazywać swą radość.
- Siv - zdążyła jedynie z siebie wyrzucić, nim ramiona przyjaciółki zamknęły się wokół niej. Nieważne ile księżyców minęło, odkąd widziały się ostatni raz, oraz jak bardzo zmieniło się jej ciało od ostatniego spotkania, uścisk ten zdawał się jej zupełnie znajomy. Bliskość, poczucie akceptacji, wzajemne zaufanie - tak bardzo jej tego wszystkiego brakowało. Sama obecność Siveny wystarczyła, by Velaryonówna poczuła się o wiele lepiej, nie musiały nawet wymienić żadnych słów. Ale te przecież czekały na nie, gdy tylko Aenessie udałoby się wziąć głębszy wdech i gwałtownym mruganiem odpędzić pchające się już teraz do oczu łzy. - Mi Ciebie też. Tak bardzo tęskniłam.
Emocje ściskały za gardło, ale nie mogła pozwolić im, by wygrały. Ich wspólnie spędzony czas był limitowany, nie mogły pozwolić sobie, by zmarnować choćby chwilę z tegoż spotkania. Choć odsunęły się od siebie wraz z końcem uścisku, to jedna z dłoni Aenessy bez wahania odnalazła rękę rozmówczyni, jakby bała się zupełnego przerwania kontaktu z nią. Nie było to nic nowego, odkąd sięgała pamięcią, dotyk stanowił dla złotowłosej niezwykle ważne medium do przekazywania innym informacji, iż są dla niej bardzo ważni, okazywania im swej miłości. Pewnie rzeczy w tym świecie pozostawały niezmienne, szczęśliwie należał do nich również stosunek przyszłej matki do relacji z rozmówczynią. Musiała oczywiście przewartościować swe życie, dokonać jego obiektywnej oceny, teraz gdy znaczna część możliwości na przyszłość została jej odebrana na własne życzenie, ale więzi z bliskimi wciąż liczyły się dla niej ogromnie. Zwłaszcza z tymi osobami, które od początku były jej przychylne.
- Nie jest łatwo - odpowiedziała zachowawczo, z jednej strony nie chcąc osładzać sytuacji i popadać w kłamstwo, a z drugiej obawiając się, że zabrzmi, jakby użalała się nad sobą. Przecież jej stan wynikał tylko z jej własnego wyboru - gdyby posłuchała się głosów rozsądku być może aktualnie nie zasiadałyby na tarasie Driftmarku, a balkonie Czerwonej Twierdzy, wspominając stare dobre czasy. A może nigdzie już by nie zasiadały, gdy pozbawiona sensu życia odnalezionego w szansie na uchowanie od zniszczenia cząstki ukochanego, zakończyłaby bezsensowną egzystencję. - Zmęczenie, dyskomfort, czasem ból. Ale to wszystko jest tak bardzo tego warte. Kiedy rusza się, kopie. Chcesz je poczuć? - widać było zachwyt na jej twarzy, gdy opowiadała o ruchach dziecka. Dopiero rzuciwszy pytanie, zorientowała się, że może on nie znajdować on zrozumienia u Siveny, a przecież nie chciała stawiać jej w niekomfortowej sytuacji. - Oczywiście nie musisz, jeśli nie chcesz. Po prostu chcę byś zrozumiała. Była częścią... Tego.
Aenessa szczerze wierzyła w autentyczność radości, jaka malowała się na twarzy tamtej, ale być może nie obejmowała ona mającego narodzić się dziecka, które niezależnie od jej miłości wciąż nosić miało bękarcie piętno. Być może Redwynówna nie chciała mieć z nim wiele wspólnego - byłoby to całkiem rozsądne, a przecież z nich dwóch to Sivena zawsze stanowiła głos rozsądku.

Siła woli: 72+18/2+3+6=54
Charyzma: 73+50/2-5+12+3=72
Powrót do góry Go down
Sivena Redwyne
Sivena Redwyne
Wiek postaci : o 20 za dużo
Stanowisko : Dwórka po przejściach
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t613-sivena-redwynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t614-sivena-redwynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t698-korespondencja-siveny-redwyne

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Mar - 17:27

Nie jest łatwo. Te słowa były w końcu czymś prawdziwym. Realnym w porównaniu z zapewnieniami o dobrym samopoczuciu, o którym Ness wspominała w listach, a w które Sivena nie do końca wierzyła. Redwynówna nie miała jeszcze okazji na własnej skórze poznać co znaczy nosić w sobie malutkie istnienie nienarodzonego jeszcze człowieczka. Wszelkie związane z tym niedogodności i bolączki były dla niej wciąż zagadką, jedynie skrawkami wiedzy zasłyszanymi od starszych członkiń rodu i mieszkanek zamku. Nawet te kilka informacji, które posiadała wspominało, że nie jest to najłatwiejszy okres w życiu przedstawicielem płci pięknej. Ale nawet pomimo wszelkich niedogodności, które niosła za sobą ciąża, fakt rozwijania się nowego życia wydawał się czymś wspaniałym, wręcz magicznym. Dlatego na twarzy Siv rozjaśnił się kolejny uśmiech na propozycję obcowania z potomkiem Aenessy.
- Nie bądź niemądra. Oczywiście, że chcę je poczuć. W końcu to Twoje dzieci. – nie bękarty, nie nieczyste pomioty. Po prostu dzieci, niczemu niewinne istotki.
Chociaż była to zapewne kontrowersyjna teoria, dla dziewczęcia nie miało znaczenia czy dzieci jej przyjaciółki będą pochodziły z prawego czy nieprawego łoża. Dla Siveny przede wszystkim liczyło się, że będą to dzieci Aenessy. Zapewne wiele osób miało odrzucić maluszki, tylko ze względu na miano, które zostanie im przyczepione w momencie narodzin. Bękarty. Słowo samo w sobie będące czymś złym. Ale przecież same dzieci nie były niczemu winne. Miały całe życie nosi piętno rodziców, chociaż nie miały na to żadnego wpływ. W tym wypadku miały nawet nigdy nie poznać swego ojca, a i bez tego ich start na świecie nie będzie łatwy.
- Mogę? – wskazała na brzuch przyjaciółki pragnąc spełnić jej propozycję i poczuć życie rozwijające się w niej. Kiedy w końcu ułożyła dłonie na ciele Aenessy, już po kilku chwilach poczuła nacisk na skórę. W niewielkim piskiem przyjęła ruch dziecka, który wzięła za kopnięcie niewielką nóżką. Podekscytowana tym drobnym zdarzeniem uśmiechnęła się promiennie do towarzyszki. – Wiadomo ile jeszcze zostało do rozwiązania? – wiedziała, że przyszłe wydarzenia to kwestia raczej dni i godzin niż tygodni i miesięcy, ale nie była znawczynią w tej kwestii. Zapewne maester poinstruował Vearyonównę co do dokładniejszej daty, kiedy to na świecie pojawi się jej potomstwo.
- Co zamierzasz… zrobić po tym wszystkim? Zostaniesz na Driftmarku, z rodziną? – jej słowa były niepewne, w połowie zdania zawahała się niepewna przy powinna kończyć wypowiedź. Wiedziała jednak, że może porozmawiać z przyjaciółką o wszystkim, a na pewno i ona spędziła niejedną noc rozmyślając co będzie „potem”.

Rzut na siłę woli: (98+33)/2=66+5+4+10=85
Powrót do góry Go down
Aenessa Velaryon
Aenessa Velaryon
Wiek postaci : 21 dni imienia
Stanowisko : Czarna owca Velaryonów
Miejsce przebywania : Driftmark
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t438-aenessa-velaryonhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t526-aenessa-velaryon#807https://ucztadlawron.forumpolish.com/t440-what-if-i-fall-oh-but-darling-what-if-you-flyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t691-korespondencja-aenessy-velaryon

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Mar - 17:28

Żadna z nich nie wiedziała po prawdzie, co czeka je w momencie, gdy w tych czy innych okolicznościach rozpocznie się czas noszenia pod sercem dziecka. Nikt nie rozmawiał z młodymi dziewczętami o tym, że mdłości wcale nie muszą być jednostkową sytuacją przypadającą na kilka poranków. Wstręt do dawniej lubianych zapachów i smaków przychodził nagle, jednocześnie przynosząc ze sobą niesamowicie intensywną potrzebę jedzenia innych rzeczy, często w najdziwniejszych połączeniach. Nie zawsze stan błogosławiony pozwalał kobiecie "błyszczeć", a zamiast tego nieraz wyzuwał ją z wszelkiej energii, która za to przekazywana była na budowanie nowego człowieka w jej łonie. Później zaczynały się bóle, czasem ciągnące się dniami, czasem ostre i przeszywające, które u każdej młódki powodować mogły obawę, że coś właśnie poszło bardzo nie tak, a ona za chwilę poczuje wilgoć krwi po wewnętrznej stronie ud. Ten strach był jedną z wielu negatywnych emocji, jakie zdawały się ze zdwojoną siłą atakować Aenessę - przekonanie, że skoro Bogowie i Daeron zrobili już wszystko, by mogła zrealizować daną mężczyźnie obietnicę o sprowadzeniu na świat jego dzieci, bezpieczne uczynienie tego należało już tylko do jej odpowiedzialności. Donoszenie ich, urodzenie, a później utrzymanie przy życiu było jedynie jej zadaniem, a klęska osobistą porażką.
[j]Jej dzieci[/i]. Ich wnuk. Nie mogła powstrzymać rozczulenia, ilekroć ktoś z jej bliskich stwierdzał, wydawać by się mogło, podobną oczywistość. Choć wiedziała, że jej potomkowie mieli nosić, zapewne przez resztę życia, piętno bękarcie, a do niej jako matki należało oswojenie ich z nim i wytłumaczenie, skąd podobne niesprawiedliwe obarczenie ich winą za romans rodziców, to na razie odsuwała od siebie to brudne słowo. Im mniej słyszała go też z ust bliskich, tym lepiej, a większość z nich pozostawała tego w pełni świadoma.
- Śmiało - skinęła głową, zgadzając się, wszak sama to zaproponowała. Nie miała pojęcia czy przyjaciółka dostąpi "zaszczytu" doczucia faktycznych ruchów dziecka, czy też dzieci, ale sądząc po ich aktywności w ostatnim księżycu, było to całkiem prawdopodobne. Kopnięcia wiele razy wybudzały ją ze snu czy też zatrzymywały w trakcie codziennych zajęć, skłaniając do zachwycenia się nimi. Szczęśliwie maleństwo postanowiło uatrakcyjnić im obu życie, a zaprezentowana jej reakcja Redwynówny była wprost urocza. Tak powinno to wyglądać, pomyślała z nutą smutku, obserwując podekscytowanie tamtej, które chciałaby dostrzec w miejscu rozczarowania czy rozgoryczenia goszczącego na twarzach tak wielu osób w najbliższym otoczeniu. - Najwyżej kilka, kilkanaście dni.
Trudno było wyznaczyć datę dokładnie, miała wszak jedynie wiedzę o tym, które z krwawień było ostatnim, a także daty zbliżeń, których przekazywanie było wówczas dość krępującym momentem. Nawet jeśli jednak udało im się jakoś wyznaczyć przewidywany czas rozwiązania, to nikt nie miał pewności, że gwiazdy tegoż wydarzenia nie zechcą wydostać się wcześniej lub też nieco zasiedzieć. Osobiście obstawiała pierwszą z opcji - krew Daerona nie wydawała jej się skłonna do cierpliwego oczekiwania na idealny moment.
- Tego bym pragnęła. To mój dom, miejsce, gdzie sama dorastałam... - domem była jej też Królewska Przystań, ale obie wiedziały, że ten rozdział życia Velaryonówny został już zamknięty. Możliwe, że już nigdy nie miała pojawić się w stolicy, a choć pozostawało w niej wielu z jej przyjaciół, to nawet bez królewskiego rozkazu nie planowała żadnych wizyt w mieście. Zbyt dobrze poznała je w ciągu ostatnich lat, by chcieć narażać na jego niebezpieczeństwa własne dzieci. - Chciałabym wierzyć, że będą tu szczęśliwe, a przede wszystkim bezpieczne, ale Żelazny Tron jest tak blisko.
Widać było jej zawahanie i przebłysk czegoś na kształt strachu. Być może był on irracjonalny, wszak królowa była jej przyjaciółką i na pewno nie skrzywdziłaby nigdy jej dzieci, a Baelor zdawał się skłonny zignorować je, póki trzymała się z nimi na uboczu. A jednak, co jeśli zmieni zdanie? Albo Dornijczycy pokuszą się o dokończenie dzieła zniszczenia, chcąc zupełnie unicestwić pamięć po Daeronie? Zgodnie z podejrzewaniami Siveny myślała o przyszłości aż za często, a choć chciała widzieć dzieci w tych znajomych murach, to wizja pójścia w ślady dziadka wcale nie wydawała jej się zupełnie nierealistyczną, im więcej o niej myślała. Wolne Miasta niosły ze sobą nowe, nieznane zagrożenia, ale i szanse, a ponadto wykluczałyby zupełnie możliwość jej zupełnie niechcianego zamążpójścia, na które wciąż istniała nikła szansa, nieważne jak nieprawdopodobnym wydawało się w tym momencie.
Powrót do góry Go down
Sivena Redwyne
Sivena Redwyne
Wiek postaci : o 20 za dużo
Stanowisko : Dwórka po przejściach
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t613-sivena-redwynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t614-sivena-redwynehttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t698-korespondencja-siveny-redwyne

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras EmptyNie 22 Mar - 17:32

Obie były wciąż tak młode, że niewyobrażalnym wydawało się by nastał już czas, w którym powinny wydać na świat potomstwo. Nie dopuszczała do siebie upływu lat i myśli, które powinny się z tym wiązać. Sama już dawno powinna mieć znalezionego przynajmniej narzeczonego, może nawet uganiać się za małymi brzdącami. Ich rodzicielki były niewiele starsze albo nawet w ich wieku kiedy wydały na świat swoje pierwsze potomstwo. Tyle, że w jej wyobrażeniu wciąż były tymi samymi niewinnymi dwórkami co kilka lat temu, zabawiającymi się na dworskich przyjęciach i śmiejącymi się do rozpuku przy zasłyszanych plotkach i opowiadanych historiach. Młódkami, które wciąż wznoszą modły do Dziewicy błagając ją o wstawiennictwo. Ale Aenessa już dawno straciła rzeczoną niewinność, oddając się w opiekę kolejnej bogini.
- Więc to już zaraz… - uścisnęła rękę przyjaciółki pragnąc dodać jej trochę odwagi przed nadchodzącymi wydarzeniami - Nie powinnaś dopuścić, byś chodź przez chwilę była sama w nadchodzących dniach, nie wiadomo kiedy będziesz potrzebować pomocy. Obiecaj mi, że zawsze będzie przy tobie chociaż jedna służka, członek rodziny albo ktokolwiek inny Ci bliski.
Kolejne dni miały być dla wszystkich mieszkańców zamku okresem wyczekiwania, aż korytarzami poniesie się wrzask dzieciątek, oznajmiających towarzystwu swoje przybycie. Pomimo że nie będą one wyczekiwane tak jak inne niemowlęta, chociażby przyszli dziedzice tytułów, Sivena nie miała żadnych wątpliwości, że ich matka podaruje im całe swoje serce, a może maluszkom uda się także skraść trochę uczucia wśród innych członków rodziny. Ciekawe czy potomkowie odziedziczą więcej po ojcu czy może matce. Niewątpliwie będą charakternymi osóbkami, wszak odziedziczą smoczą krew po obojgu rodziców, w żyłach Aenessy także płynęła krew Targaryenów.
- Wspominałaś w liście, że matka nie jest Ci nieprzychylna. Na pewno reszta rodzina także trzyma twoją stronę. – posłała rozmówczyni delikatny uśmiech, chociaż doskonale wiedziała, że problemem tutaj nie będzie ród dziewczyny. Sekretu nie można utrzymać wiecznie i w końcu wieść o pogrobowcach Daerona wyjdzie na jaw, a wtedy może znaleźć się wiele osób, którym nie na rękę będzie wciąż żywa krew byłego króla. Już teraz Ness martwiła się o swoje bezpieczeństwo, a co się stanie kiedy w końcu wyda na świat potomków. Czy znajdą się tacy, którzy nie będą zważać na młody wiek dzieci i postanowią wyrządzić im krzywdę? Siv nawet nie była pewna czy niebezpieczeństwo rzeczywiście będzie pochodzić ze stolicy czy może znajdą się tacy, którzy w wojnie będą dopatrywać się jedynie winy władcy i obarczą całą odpowiedzialnością jego pierworodnych. Oby nigdy nie przyszło im się tego dowiedzieć. - Przecież zgodnie z twą prośbą znalazłam najemników gotowych bronić ciebie i dziecko w ramach konieczności, widziałam ich kręcących się po zamku. Na pewno zapewnią Ci bezpieczeństwo, które pragniesz, więc nie zadręczaj się tym dłużej.
Co prawda Awrynd Tully i jego zgraja nie należeli do najwyższej klasy najemników, ale przynajmniej byli. Dodatkowo mogli liczyć na ich dobre lojalność, nie znali praktycznie nikogo w Królewskiej Przystani zatem szanse, że służą komuś innemu znacząco malały, a w tym przypadku była to wyjątkowo ważna kwestia. To właśnie w Czerwonej Twierdzy znajdowało się chyba najwięcej osób stanowiących zagrożenie dla nienarodzonych maleństw. W stolicy i w Dorne, gdzie żywiono wielką urazę do zmarłego ojca dzieci, ale oni przynajmniej wydawali się wciąż nie mieć pojęcia co jest na rzeczy.

Rzut na charyzmę: (97+41)/2=69+4+12=85
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Taras Empty
Temat: Re: Taras   Taras Empty

Powrót do góry Go down
 
Taras
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Twierdza Przypływ-
Skocz do: