Share
 

 Szmaragdowe Oko

Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptyWto 28 Sty - 21:20

First topic message reminder :



Szmaragdowe Oko

Królewskie ogrody kryją w sobie wiele uroczych zakątków, jednym z nich jest miejsce nazywane przez mieszkańców Czerwonej Twierdzy Szmaragdowym Okiem, mające miejsce nieopodal tarasów wychodzących na Wąskie Morze. Jest to niewielki zagajnik, do którego prowadzi wybrukowana ścieżka, zaś po przekroczeniu kamiennego łuku obrośniętego bluszczem gość odkrywa nieduże oczko wodne o kształcie wydłużonej elipsy - to dzięki temu kształtowi i barwie wody zagajnik zawdzięcza swoją nazwę. Rosnące wokoło gęste drzewa stwarzają okazję do dyskretnej rozmowy, lecz zawsze słychać tu szum morza i śpiew mew. Na skraju zagajnika wzniesiono niewielką altanę, gdzie przy kamiennych ławach i stole można spocząć i cieszyć się chwilą spokoju i ciszy.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Arwynd Tully
Arwynd Tully
Wiek postaci : 28
Stanowisko : syn Oscara
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t618-arwynd-tullyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t635-arwynd-tully

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptySob 21 Mar - 23:54

Odpływał. Po co tyle miodu? Po co tyle emocji, wszystkiego? Dlaczego dał się tak załatwić. Kapral nie tyle by go zrozumiał, co uznał za zwykłego, pospolitego najemnika. A Arwynd nigdy tej obelgi nie doceniałł; do teraz. Jakby coś błysnęło, a jego oczy, choćby przez chwilę, znowu patrzyły przytomnie.
- Nie jestem zwykłym najemnikiem. - Niepewność w jego głosie była coraz mniej słyszalna, ale on musiał to potwierdzić: - Nie jestem - upewnił się, dopiero teraz rozumiejąc Kaprala. Leżał tutaj, patrząc się na Billie i był szczęśliwi. Najzwyczajniej na świecie, czuł szczęście. Alkohol odebrał mu powonienie, jednak swąd euforii poznałby wszędzie. Przypominał mu okrzyk na ulicach Pentos, śmierdzącą posokę wsiąkającą w niewybrukowane ulice. Przypominał mu o konających dothrackich psach, piachu wciskającym się do oczu, ust. Przypominał mu wkurwionym Zębaczu, którzy przegrał cały swój żołd, wylewając na Arwynda piwo. I teraz...
Teraz to wszystko czuł.
Jednak było w tym coś innego. Oprócz piachu, piwa, krwi, doszedł do tego nowy zapach. Wody? Mokrej ziemi? Samej Billie?
Pokręcił głową, otrząsając się ze zbyt nachalnych emocji, które znowu zaczęły kierować jego myślami. Ledwo co zrozumiał bardkę, co zresztą udowodnił, odpowiadając po chwili. Takiej dłuższej.
- Wiesz, w pewnym momencie zrozumiesz, że to. - Zamknął oczy, jakby próbując odtworzyć to, co chciał jeszcze przed chwilą jej powiedzieć. Wyraz szczęścia nie schodził z jego twarzy. - Że to nie chodzi o liczbę zabitych...dusz. Nie chodzi nawet o sam. - Nabrał powietrza. - O sam trening. Zawsze się znajdzie ktoś lepszy od ciebie, zawsze - podkreślił, może i chcąc usprawiedliwić się przed samym sobą. Wiedział, że nie był mistrzem. Nigdy pewnie nie będzie, ale... na Siedmiu, zmęczenie potrafiło ciążyć!
- Ale walki nie wygrywa się zabójstwami czy treningami. Wygrywa się przed jej zaczęciem. Już wtedy wiesz, kto wygrał. Już stając przed kimś wiesz, kto to wygra. Bo wygrywasz tuta... - Chciał wskazać jej czoło, jednak jakoś nie mógł wycelować, przez co zamiast tam, przejechał, niemal pieszczotliwe, po jej policzku, jednak zaraz cofając dłoń. Prawie jakby go coś tam ugryzło. Co on robił? Przecież to była Billie. Billie. No właśnie.
Billie.
- A ja cię będę uczył zabijać, a nie walczyć.
I tyle go było. Przysnął na chwilę, bo cała wypowiedź, to wszystko. Pierś zaczęła wznosić mu się coraz wolniej, a on po prostu odpłynął.
Powrót do góry Go down
Billie Rivers
Billie Rivers
Wiek postaci : 21
Stanowisko : Objazdowa bardka, a także wrzód na tyłku Arwynda Tully'ego
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t782-billie-rivershttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t838-billie-rivers

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptyNie 22 Mar - 3:14

Billie na najemnikach się nie znała. Nie wiedziała, czy istnieją rodzaje, czy da się ich jakoś sklasyfikować, czy wewnątrz utworzyły się swego rodzaju kasty. Nigdy się nawet nad tym nie zastanawiała, bo w istocie niewielkie miało to dla niej znaczenie. Dla niej liczyło się to, co dana osoba ma w głowie. Trzymała się tych, którzy mieli pod kopułą do zaprezentowania choć ociupinkę oryginalnego charakteru, a nie tych, którzy ślepo podążali za utartymi schematami. Dlatego fach Arwynda obchodził ją tyle, co zeszłoroczny śnieg; mógłby i wypasać krowy, a ją ciągnęłoby do niego jak pszczołę do miodu. Ciężko spotkać kogoś, kto miał podobne nierówności pod sufitem, więc nie mogła tak po prostu wypuścić go ze swoich rąk. Aż tak pomylona nie była.
- Nie jesteś. - powtórzyła po nim, imitując jego ton głosu i sposób artykulacji, a nawet starała się spojrzeć na niego równie maślanie rozmytym wzrokiem, za którym stał buzujący w jego żyłach alkohol. Zaśmiała się, również czując, że w jego towarzystwie nie marnuje życia. Nie żałowała ani minuty spędzonej u jego boku, a to chyba oznaczało, że także była szczęśliwa? Harmonizowali ze sobą; ona była dźwiękiem nieco wyższym, a on nieco niższym, ale ich gamy odpowiadały sobie, współgrając perfekcyjnie. Na pozór znajdowali się na dwóch zupełnie przeciwnych końcach spektrum, ale gdyby się dłużej zastanowić, łączyło ich coś więcej niż rude włosy. Choćby to, że obydwoje chowali trupy w szafie.
- No gdybyś teraz przede mną stanął taki zmarnowany, to na pewno wiedziałabym, że wygram. - już rozpoczynała śmianie się, kiedy głos uwiązł jej w gardle. Poczuła dotyk na swoim pokrytym piegami policzku, czego zupełnie się nie spodziewała, a przez jej plecy przebiegł dreszcz i nie była w stanie powiedzieć, czy to uczucie się jej podobało. Zaczęła rozważać, że mogłaby to nawet polubić, ale wtedy Arwynd zdecydował się rękę zabrać, jakby oparzony, co zmusiło ją do uniesienia brwi w zaskoczeniu. O co mu chodziło?
Obietnicę o nabywaniu karygodnej umiejętności pozbawiania ludzi życia przyjęła z dziwnym niepokojem. Nie dlatego, że bała się wizji siebie wiszącej nad czyimś truchłem, a raczej tego, że... no właśnie tego, że nie obawiała się wcale. Brak przerażenia był przerażający, jakby resztki zdrowego rozsądku błagały o podjęcie choćby leniwej próby ucieczki. Lecz nadaremno.
- Każesz mi się przebranżowić? - zapytała i czekała chwilę na odpowiedź, jednak ta nigdy nie dotarła do jej uszu. Zaśmiała się cicho, potrząsając głową z niedowierzaniem. Zasnął na trawie, miód wreszcie otulił go ciepłem swoich ramion i pociągnął w błogie objęcia pustki. Jak uroczo.
Zaczęła się zastanawiać, czy powinna znów położyć się tuż obok i również spędzić tę noc pod gwiazdami w tym jakże wyborowym towarzystwie schlanego dzikusa. Wizja była kusząca dopóty, dopóki nie przypomniała sobie o swoim wątłym zdrowiu i niechybnym przeziębieniu, jakiego by się nabawiła przez taką drzemkę. Mogłaby tu go zostawić, a sama pójść do środka, by zasnąć jak człowiek, w łóżku. Ale wtedy byłby zły nad ranem, że zostawiła go na pastwę losu, a także ciekawskich, którzy przypadkiem przechadzaliby się przez tę część ogrodów. Jedyną opcją było go więc obudzić. Ale jeszcze nie teraz.
Uśmiechnęła się wrednie i dziko, jakby euforia związana ze swoim wybitnym planem dała jej aż nadto zapału do pracy. Usiadła na swoich zgiętych nogach tuż przy niemrawym już Arwyndzie i powiodła drobnymi, acz zręcznymi palcami wzdłuż jego ciała, szukając czegoś. Ale czego? Odpowiedź była banalna: miał przecież zamiar uczyć ją zabijać, prawda? A do tego przecież potrzebowała narzędzi. Wypuściła powietrze nosem w niemym śmiechu, kiedy jej ręka wreszcie napotkała przytroczony do boku najemnika sztylet, a następnie pociągnęła ostrożnie, by go wyjąć z pokrowca.
No, Wyndie, jak to mawiają? Nie śpij, bo cię okradną.
Powrót do góry Go down
Arwynd Tully
Arwynd Tully
Wiek postaci : 28
Stanowisko : syn Oscara
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t618-arwynd-tullyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t635-arwynd-tully

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptyWto 24 Mar - 1:04

Trąba. Tutaj? Dlaczego. Błysk światła, ptak lecący zaraz obok. Nie, kruk. Przecież kruk to ptak, pomazańcu. No tak. Powoli, najpierw lewe oko, później prawe…
Billie go nie obudziła? I, tak naprawdę, kiedy on usnął? Dziwne, że nikt go nie zaczepił, przecież był środek dnia. Głowa go bolała, promienie słońca wwiercały mu się w czaszkę. Dobrze, że większość życia spędził na prażących piaskach pustyni, teraz będąc odpornym - choćby częściowo - na virgin słońce Westeros. W nozdrza uderzył go smród. Na Siedmiu! Co oni, po uczcie stwierdzili, że będą srać mordami?
- Billie… - Chciał coś powiedzieć, naprawdę. Poczuł, jakby coś mu w tym gardle pękło, suchość tak dotkliwą, jakiej nigdy nie czuł. Rozejrzał się. Tam, bukłak. Wiedział, że dopiero wstał, w głowie mu się kręciło, więc zamiast na dwóch nogach, zaczął się czołgać. Powoli. Au! Kurwa, co znowu?
Na nodze siedział mu gigantyczny kruk, wielkim, paskudnym dziobem łypiąc na jego łydkę. No i co, kurw…
- Aaaahrh. - Nie wiedział, czy bardziej zabolało go dziabnięcie, czy tysiące szpil, które znalazły swoje ujście w jego gardle. Oczy mu się zaszkliły. W dupie mieć ptaszora, liczy się bukłak.
Zaczął się znowu czołgać, a kruk powoli rozwalał materiał, dostając się w końcu do mięsa. Arwynd może i poczułby coś ciepłego, spływającego zaraz po jego nodze, ale w tym samym momencie dostał do łapsk bukłak, gorączkowo przystawiając go do ust. Cholera, jasna kurwa! Zalakowany! Jaki popierdoleniec zostawił pełen bukłak i to jeszcze zapieczętowany? Kurwa! Kurwa! Wsadził gęsior pomiędzy zęby, mocno naciskając. Szkło rozprysło mu się w gębie, ale wino… w końcu zaczęło płynąć, a Arwynd brał coraz to potężniejsze łyki, połykając wraz z alkoholem drobinki szkła. Czuł ból, ale nie mógł przerwać. Wiedział, że musi się napić. Łzy zaczęły lecieć same...

Dopiero kiedy wypił całość, otarł wierzchem rękawa usta, spoglądając wreszcie na nogę. Siedziały na niej dwa, potężne kruki, ze złowieszczą służbistością wyrywając mu coraz to większe kawałki mięcha. Krew płynęła ciurkiem.
- Cholerne ptaszyska - wymruczał, jakby ze zdziwieniem wygrzebując z ust trochę to większy kawał szkła. Splunął krwią i zamachnął się na ptaszora, jednego rażąc prowizorycznym ostrzem. Drugi jednak okazał się sprytniejszy, odlatując trochę dalej, na pobliski pień. Pień? Przecież w tej zasranej Kurewskiej Przystani, wszystko było zajęte przez paskudnych urzędników. Jakby jakieś drzewo padło, to zaraz byłoby porąbane na kawałki i przerobione na kołek do królewskiej dupy, che, che. Arwyndowi zakręciło się w głowie. Od kiedy tak pieprzył? Zawsze?
Z zaciekawieniem spojrzał jeszcze raz na domniemany pień, mrużąc oczy. Dopiero wtedy zobaczył, jak słońce odbija się od czegoś… rudego?
- Billie. - Odwrócił się i chciał wstać, jednak zaraz po tym, jak wstał, runął na mordę, wybijając sobie przy okazji trzy zęby. Cholerny kamień! Kto go tutaj położył? Kurewskie nasienia! Spojrzał z wyrzutem na bezużyteczną nogę, zaczynając jednak znowu pełzać. Tam była Billie. Billie? - Billie - ryknął, dziwiąc się, że z kącika ust zaczęła mu płynąć krew.

Czworaki może i nie były najszybszym środkiem transportu, okazały się jednak konieczne. A kiedy w końcu Arwynd zobaczył Billie… była martwa. W międzyczasie zdążyły na niej usiąść inne kruki, z oczywistą wrogością spoglądając na intruza. Bo co, kurwa, nie mogły normalnie zjeść?
- Billie - odparł nagle bez emocji, choć łzy, nawet nie wiedząc kiedy, zaczęły mu płynąć. A kruki znowu zabrały się do roboty, obgryzając chudą twarz bardki. - Przecież na niej nie ma prawie mięsa… - poradził rzeczowo, nagle denerwując się. - Głupie, kurwa, ptaszory! Jebane westerowskie debile! Przecież na niej nie ma dużo mięsa! - zawył i nagle poczuł dotyk na torsie, szybko sięgając tam ręką…



Chwycił czyjś nadgarstek, dziwiąc się, że jest noc. Jak to? Spojrzał wyżej, dostrzegając, że nad nim wisi Billie, a ręka, którą teraz trzymał w żelaznym uścisku, należała, oczywiście, do dziewczyny. Żywej. Bez wyjedzonej twarzy.
- Billie… - wydusił z siebie, niezwykle przytomnie na nią patrząc. - Billie.
Puścił ją, obejmując jej twarz dłońmi. Była cała. Tak. To ona. Ale przed chwilą…
To tylko sen, to był tylko sen - zaczął sobie tłumaczyć, układając wszystko w głowie. Może i tak, ale strach, przez których tak gwałtownie zareagował, był prawdziwy. Realny. Namacalny. A on mógł przez przypadek razić Billie sztyletem. Ile chwil minęło? Trzy modlitwy? Co się z nim działo…
- Billie, uważaj na kruki, błagam cię. - Był pijany, jednak niezwykle trzeźwy. Trwał w dziwnym półstanie, kiedy może i myśli nagle były ostre, jednak emocje przejęły prym, każąc mu robić coraz to dziwniejsze rzeczy. Dlatego dopiero po chwili przestał obejmować twarz Billie, opierając się o rękę i lekko podnosząc. Jeśli mu pozwoliła.
- Miałem sen… - wydusił i opowiedział jej. Wszystko. Musiał.
Powrót do góry Go down
Billie Rivers
Billie Rivers
Wiek postaci : 21
Stanowisko : Objazdowa bardka, a także wrzód na tyłku Arwynda Tully'ego
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t782-billie-rivershttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t838-billie-rivers

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptyWto 24 Mar - 2:18

Już szykowała się do popełnienia zbrodni doskonałej, kiedy powierzchnia wysuniętego sztyletu odbiła padające znad nich światło księżyca. Zmrużyła oczy, by ochronić źrenice przed ostrym blaskiem i zacisnęła rękę na rękojeści, stopniowo czując triumf na języku. Nie do końca wiedziała, co chciała począć z nim dalej, nie planowała tej kradzieży aż tak zaawansowanie. Zresztą i tak niedane było jej kontynuować - nagle poczuła żelazny uścisk wokół swojego nadgarstka, przez co ostrze o mało co nie wypadło jej z ręki. Kurczowo starała się utrzymać w dłoni, by nie upadło niefortunnie i nie wylądowało w brzuchu jednego z nich. Lubiła igrać z losem, ale nie w tak banalnie przewidywalny sposób. Nie byłoby w tym żadnej frajdy.
Zaczął powtarzać jej imię, patrząc, jakby przed chwilą ujrzał ducha. Uniosła brwi, jakby poirytowana, że przerwał jej smaczną zabawę w początkującego mordercę; gdyby nie był zbyt zaaferowany swoją psychozą sprzed kilku chwil, kiedy wierzgał nieco i mruczał przez sen, pewnie uznałby Billie za wybitnie bezczelną. Na szczęście, za co bogom wszystkim dzięki, zdawał się na to nie zwracać uwagi.
Objął jej twarz, a ona dalej trzymała ten przeklęty sztylet, patrząc prosto w jego oczy. Trwała w osłupieniu, ze zmarszczonymi brwiami i szeroko otwartymi ślepiami, bo nie wiedziała, do czego zmierza. Miał bardzo ciepłe ręce, pomyślała. Dopiero po chwili dotarło do niej, że powiedział coś o krukach. Znowu zwęziła oczy, zdziwiona jeszcze bardziej jego słowami. Czy tak wyglądało delirium alkoholowe? Cóż za bzdury plótł?
- Na bogów, Arwynd, jakie kruki? - zapytała, nadal trzymając jego własność w dłoni. Wyglądała z tego tytułu bardzo niespotykanie; z jednej strony było to nader komiczne, a z drugiej dosyć niepokojące.
Odsunęła się nieco, kiedy wreszcie wypuścił jej twarz z objęć i z konsternacją zaczęła wysłuchiwać opowieści o jego śnie. Na dźwięk słów mówiących o rozgryzaniu szkła i łykaniu go, wzdrygnęła się z niesmakiem, bo wyobraźnia zadziałała w tym wypadku nader żywiołowo i mogła przysiąc, że poczuła realny, fizyczny ból we własnym przełyku. Kruki rozdziobujące mu nogę przyjęła z większym spokojem, choć nadal patrzyła na niego z pewną dozą dyskomfortu. Kiedy zaś przedstawił wizję jej samej, martwej i rozpracowywanej przez ptaki, bez twarzy i ducha w ciele... Przyjęła kamienną twarz. Nawet powieka nie drgnęła jej przez tę chwilę, pierś też zdawała się przestać poruszać, jakby prawdziwa Billie również zamarła.
Nic szczególnego, spodziewała się, że kiedyś ją dorwą i odrą z tego, kim się stała. To była kwestia czasu. Na domiar złego, przywiązała się do swojego przyszłego kata, który, co zabawne, był tego zupełnie nieświadomy. Zaśmiała się w głos, nie dbając, czy weźmie ją za pomyloną. Przecież wielokrotnie mu mówiła, że taka jest.
- Wyndie, Wyndie... - zaczęła kręcić głową z niedowierzaniem, nadal śmiejąc się tak, jakby żart rozbawił ją aż do rozpuku i zwyczajnie nie mogła przestać. - Nie musisz się martwić, przecie złego diabli nie biorą. - uśmiechnęła się przyjaźnie, tak jak zawsze miała w zwyczaju, po czym wbiła sztylet prosto w ziemię, tuż przy swojej nodze. Nie bała się żadnych kruków, przecież była jednym z nich. A Arwynd obiecał, że nauczy ją, jak je zabijać.
W końcu ucichła, spoglądając na niego ze specyficznym uśmiechem. Wyglądała chytrze, jakby zaraz miała uroczyście przysiąc, że knuje coś niedobrego.
- Czytałam - zaczęła, prostując elegancko materiał sukienki na swoich kolanach, bo najwyraźniej zamarzyło jej się w tym momencie wyglądać super profesjonalnie - że sny odzwierciedlają nasze najgłębsze lęki i pragnienia. Nawet te, których nie jesteśmy świadomi, te, do których sami nie chcemy się przyznać. - w tym momencie zaczęła się przysuwać coraz bliżej i bliżej, jakby chciała na niego wepchnąć się całą swoją osobą. - Boisz się, że kruki mnie pożrą, że mnie stracisz, czyż nie? Bo tak naprawdę, gdzieś tam w głębi twojego wysuszonego na wiór serca, mnie luuuubisz. - zaczęła się śmiać, próbując to wszystko obrócić w żart. Zaczęła się nabijać, celowo starając się wprowadzić go w zakłopotanie. Zapędzanie go w kozi róg zawsze przynosiło jej frajdy co niemiara, zwłaszcza teraz, kiedy był pijany. Pewnie zrobi się czerwony jak burak! - Przyznaj się, co? W końcu wołałeś moje imię przez sen, nie możesz się od tego wykręcić! - teraz ona złapała jego policzki w swoje dłonie, zbliżając się jeszcze bardziej, aż ich twarze dzieliły ledwie centymetry. Nie chciała przegapić ani jednego oznaku zawstydzenia na jego twarzy, więc musiała wybrać miejsce z pierwszego rzędu, nie zupełnie rozumiejąc, jak bardzo narusza jego przestrzeń osobistą.
Powrót do góry Go down
Arwynd Tully
Arwynd Tully
Wiek postaci : 28
Stanowisko : syn Oscara
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t618-arwynd-tullyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t635-arwynd-tully

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptyWto 24 Mar - 19:17

Opowieści o najemnikach nie mających za grosz honoru, spierdalające przed co tam większym wrogiem, plując, tak na do widzenia, byłemu mocodawcy w twarz, były prawdziwe. W Westeros, może. W Essos wszystko kręciło się wokół renomy, a Oscar, sam samiutki, rozkazywał ścigać wszystkie szmiry, które najpierw zaciągnięte, uciekały przed właściwą służbą. Nie chodziło o żołd - jeden człowiek zarzuciłbym niekompetencje kompanii, a cała renoma ległaby w gruzach. Nikt nie chciałby zatrudniać bandy zakapiorów, którzy, nie wiadomo już nawet, czy dobrze w wojaczce się szkolili, pierzchając przed dosłownie babami przy nadziei, dzierżącymi chochle rozboju. Dlatego też panowanie nad stresem, oddechem, było tym, z czym Arwynd najmniejszego problemu nie powinien mieć. Nawet po alkoholu.
Wziął kilka głębszych haustów, prostując się nieco. Sen o Billie go przestraszył. Rozjaśnił umysł, rozsuwając ciężkie, prześmierdłe kotary, które z łatwością odgradzały go od reszty świata. Do teraz. Czuł ból głowy, niedotkliwy, raczej przypominający mu o szalonych myślach, które wciąż toczyły strach do jego żył, chociaż... no właśnie.
- Nie śmiej się - warknął, nagle złoszcząc się na nią. Dlaczego musiała zawsze wszystko lekceważyć! Oczywiście, sam nie wierzył w głupie sny, zrzucając je na karb alkoholowej maligny. Jednak ten wydawał się taki realny... sięgnął do pochwy właśnie, by ze spokojem chociaż tutaj stwierdzić, że wszystko jest na swoim miejscu. Nie było. Dopiero teraz zobaczył, że sztylet był wbity zaraz obok nogi Billie. Kiedy? Przecież nie mógł być aż tak zaaferowany, żeby tego nie zauważyć. Chyba.
Wciąż walcząc z tym, żeby nie patrzeć na swoją wcale-nie-rozdiobaną-nogę, zaskoczyła go, kiedy zaatakowała, podchodząc coraz bliżej. Kiedy poczuł jej małe dłonie na swojej mordzie, nawet nie zaoponował. Było mu przyjemnie. I tak, kiedy jeszcze przed chwilą zagubiony, wkurzony, zaczął się uspokajać. I patrzeć wprost w oczy bardki, które zbliżyła się do niego tak blisko, tak...
- Nie boję się o ciebie, tylko o kruki. - I ją pocałował, bezczelnie zresztą, bo po chwili odsunął swoją twarz, by uśmiechnąć się. Wcale złośliwie, po prostu, uśmiechnąć. Podchwycił jej dłoń, a Billie, nawet jeśliby chciała się odsunąć, to by nie mogła. Powoli przesunął ją z jego twarzy na swoje gardło, zatrzymując dopiero pod wypukłością, którą miał prawie każdy mężczyzna.
- U kobiety ciężej znaleźć ten punkt. Czujesz? - zaczął tłumaczyć, nie bacząc na to, że siedząca przed nim dziewczyna, mogła właśnie przeżywać trzeci zawał. - U facetów łatwiej. I zapewniam cię, kiedy tam mocniej uderzysz, od razu traci się oddech. Boli jak cholera, nie można oddychać przez chwilę. Albo i na zawsze. - Jednak nie żartował, nie uśmiechnął się nawet. Pamiętał, jak pokazał mu to Dornijczyk, nosząc ból z tego treningu przez następne parę dni. Myślał wtedy, że tam skona, kiedy najemnik uderzył go w zagłębienie drewnianą laską...
- Nie rób z tego krotochwili, raczej nie zabijesz, chociaż... mając sztylet w dłoni, zawsze łatwo kogoś nim razić, nie? - Mrugnął do niej, dobitnie pokazując, że nie ma za złe tego, że próbowała go okraść. Ona chyba też nie powinna mu mieć za złe tego. Bo...
Przecież był pijany, nie?
Powrót do góry Go down
Billie Rivers
Billie Rivers
Wiek postaci : 21
Stanowisko : Objazdowa bardka, a także wrzód na tyłku Arwynda Tully'ego
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t782-billie-rivershttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t838-billie-rivers

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptySro 25 Mar - 0:40

Nie mogła powstrzymać się od chichotu, choć chłopakowi wyraźnie nie podobało się takie zachowanie. Wystraszył się snem, do czego miał pełne prawo, a ona rżała w najlepsze, toteż pewnie pomyślał, że śmieje się z niego. Nic bardziej mylnego, ubaw po pachy miała z powodu ironii losu i przezabawnej zbieżności, które pojawiły się w jego sennych marach. Na dodatek trzeba było wspomnieć, że klocki w głowie Billie były poukładane nieco inaczej, niż u przeciętnego zjadacza chleba, dlatego na rzeczy, które powinny wzbudzać strach, reagowała histerycznym śmiechem. Może właśnie dlatego zaczęła chichrać się jeszcze głośniej, gdy ten na nią warknął, by przestała to robić. Jego złość dodała szampańskiego humoru rudowłosej, przez co teraz już trzęsła się w spazmach śmiechu, martwiąc się, że jej mięśnie brzucha tego zaraz nie wytrzymają.
Trwała przy nim, jak na gusta tutejszych norm społecznych zdecydowanie za blisko, na kolanach, bo inaczej nie zrównałaby się z wysokością jego twarzy. Na sumieniu miała wiele, ale grzechy, które na nim ciążyły były zgoła innego rodzaju; w relacjach damsko-męskich była niewinna i nieskalana, niczym nieobsrana łąka. Nawet przez myśl jej nie przeszło, ba, nawet się nie otarło, że mogła postawić ich w raczej dwuznacznej sytuacji. Nigdy nie bywała szczera ze swoimi uczuciami, ani z nikim innym na dobrą sprawę, więc poza przyjaźnią i głupim przywiązaniem, nie miała nic do zaoferowania chłopakowi. Nie chciała go zawieść, ale wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała, bo była związana z czeluściami piekieł na własne życzenie. Wszakże każdego dnia kopała pod sobą dół, coraz głębiej i głębiej, a przecież była zbyt niska, by sama wyleźć z takiej pokaźnej dziury. Nie umiała uciec od demonów swojej przeszłości, więc Arwynd musiałby jej pokazać, jak to zrobić. Do tego jednak musiałby być chętny, a wątpiła, że tak będzie, kiedy pozna prawdę. Stawka była zbyt duża, by porzuć tę grę pozorów.
- Kruki to tylk... - urwała, ale nie z własnej woli; na ustach poczuła ciepło, które do tej pory było jej obce, prawie jak szczerość i czyste sumienie. Podświadomie zamknęła oczy, bo tak podpowiadał jej instynkt, który do tej pory nigdy jej nie zawiódł, i przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Zagonił ją prosto w róg, a ona nawet nie wierzgała, by się z niego wydostać.
Spojrzała na niego oczami, które wyrażały tyle emocji, że nie sposób było wymienić każdą z nich. Czuła, że serce chciało wyrwać się z drobnej piersi, z klatki, która je ujarzmiała i trzymała w ryzach. Nie czuła niepokoju, ale wiedziała, że mętlik w głowie nie wziął się znikąd. Słuchała jego słów, choć wyglądała, jakby wcale do niej nie docierały, bo szok wymalowany na twarzy dziewczyny był w tym momencie widoczny nawet z kilku mil. Powiódł drobną dłonią dziewczyny po swoim gardle, a uczucie jego ciepłej skóry pod palcami sprawiło, że żołądek Billie zawinął się w supeł i nie chciał puścić. Powiedział coś o ciosie w grdykę, z czym mogła się utożsamić, bo czuła się dokładnie tak, jak to opisywał. Nie mogła oddychać, ona po prostu nie mogła oddychać.
Wtedy zaczęło napływać tysiące pytań. Czemu to zrobił? Po co? Czy to jakieś żarty? Co on sobie myśli? Czemu serce próbuje się wyrwać z piersi, kiedy miała go za kompletnego kretyna i obwiesia? Czemu się uśmiechał, czemu, do cholery, się uśmiechał? Poczuła, że do oczu napływają łzy, szczypiąc i rozpalając ogień pod powiekami. Spanikowała.
Zamachnęła się, tak jak przed chwilą jej poradził i wyrżnęła mu prosto w gardło. Chciała, żeby zamilkł, tego było za dużo.
- Jesteśmy z... - wydusiła, z wielkim trudem, plątając się na własnym języku. Nie, jeszcze raz, nie w ten sposób. - Jesteś zaręczony! - wykrzyczała, jakby uwolniła z siebie latami tłumiony ryk bestii, po czym niezdarnie zerwała się z trawy, ślizgając się i prawie lądując w oczku nieopodal. Na swoją obronę miała to, że przez pocące się jej oczy mało co widziała. Wreszcie jednak złapała względny pion i pognała w kierunku alejek, chcąc zniknąć mu z oczu. Najlepiej na wieki.
Prawda stała się nie do zniesienia, dudniała w czaszce, rozpychając ją na wszystkie strony. Bolało, aż gorzkie łzy cisnęły się do oczu w zawrotnym tempie i nie mogła dłużej powstrzymać potoku, jaki miał zaraz popłynąć w dół twarzy. Kłamstwo przecież miało tak krótkie nogi, jeszcze krótsze niż ona sama.
Arwynd był zaręczony, z nią samą, a ona nie mogła się do niego zbliżyć.
Chociaż bardzo chciała.

z/t
Powrót do góry Go down
Arwynd Tully
Arwynd Tully
Wiek postaci : 28
Stanowisko : syn Oscara
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t618-arwynd-tullyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t635-arwynd-tully

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptyCzw 26 Mar - 14:14

Armia najemna ewoluowała, przeobrażała się. Nie mogła tkwić w skostniałych, rycerskich systemach, grzęznąc w niekompetencji dowódców i zostawiać oddział bez żadnych rozkazów, zaraz po zabiciu dowódcy. W teorii, w pewnym momencie dowództwo nad kohortą mógł przejąć szeregowych zabijaka, jeśli miał wystarczający posłuch wśród ludzi, doprowadzając starcie do końca. Oczywiście, zdarzało się to rzadko, prawie nigdy, boby przecież zaraz obwiesie oszaleli i zaczęli podkładać oficerom nogi przy najbliższej szarży. Droga awansów była długa, po drodze czekało kilka osób. Kurewskie ciężko sprawić, by wszystkie zginęły.
Może i dokładnie to samo wydarzyło się z Arwyndem. Kiedy mózg przestał panować nad sytuacją, zamarł, dając się poprowadzić przez emocje, podjudzane alkoholem, wciąż szepczącym śmiałe zagrywki. I więc struktura dowodzenia pozostała stabilna, do pocałunku doszło. Tyle że…
W teorii każdą kadrę oficerską szkoliło się w taktykach, rzadko kiedy w strategii. W praktyce wychodziły jednak drogi na skróty, podpisane kwitki i wino, nierzadko krążące na wykładach. Nie mówiąc o tym, że wykłady odbywały się na pustyniach, a obleśne żarty o ruchaniu, byciu kupą gówna i dziwką samego księcia Pentos zagłuszały jakąkolwiek wiedzę.

Pocałunek nie był niczym niezwykłym, prawda? Przecież Billie nie mogła odebrać tego źle, wiedział, że się jej podobał. Ona mu też. Czuł się przy niej dobrze, ona przy nim też. No i wypił miód. Co było nie tak? Jej twarz się zmieniała . I choć, szczęśliwie, na początku zobaczył wybuch emocji w jej oczach, zaniemówienie dziewczyny też było dość oczywiste. Jednak kiedy ta zaczęła drżeć, a księżyc oświetlił jej łzy, które aż wyrażały nie tyle wkurwienie, ile oczywistość debilizmu Arwynda, który został tutaj poczyniony. I wtedy też chciał wytłumaczyć, nawet otworzył już usta, przepraszając ją. Za co? Brzydził się sobą. Nie żałował, że ją pocałował. Bo chciał. Chciał ją. I nie chciał również. Nigdy nie był z kobietą, do której coś czuł. Zawsze w grę wchodziło proste ruchańsko, klnę się na Bogów, że tak było. A Billie.
- Billi… - Dokończyć nie sposobność, kiedy nagle mała piąstka, zamienia się we wściekły pocisk, który z całą swoją nienawiścią ucisza najemnika, posyłając jego głowę na ziemię. Łzy od razu pociekły ciurkiem, wcale nie z emocji, z bólu za to. Wiedział, że nie powinien próbować nabrać powietrza, rozluźniając skurczone mięśnie, wiedział, że zaraz będzie mógł zaczerpnąć powietrze. Teraz nic nie było racjonalne. Zaczął się panicznie bać. I zaczął nienawidzić. Nienawidzić Oscara.
On nie był zaręczony, zaręczony był syn Oscara, którym właśnie przestawał istnieć.

Leżał parę modlitw wśród ogrodu, coraz mniej spazmatycznie tłocząc powietrze do płuc. Płakał już nie dlatego, że go bolało, choć ten sam promieniował aż do klatki. Łzy leciały mu wcale z powodu Billie. Ona istniała jako katalizator wszystkich żali, złości, goryczy, którw zbierały mu się do ojca. Nienawidził go pełnym, parszywym do ostatnich włókien sercem. Nie bał się, że stracił . Jedną osobę, która zaakceptowała go takim, jakim był. Dopiero teraz zrozumiał: on nigdy nie miał nikogo. Kapral, Dornijczyk; oni żyli własnymi ścieżkami, przeplatając się z jego tylko i wyłącznie dlatego, że im się opłacało. A Billie wpadła na trasę Arwynda, skacząc mu na barana i jeszcze plując na trupy, którymi była posłana. Nie okłamywały go, była szczera. A Oscar wszystko zniszczył, bo zażyczył sobie mieć cielę sprzedajne. Bo marzył mu się syn szlachecki, działający na dobro rodu, o którym dawno już zapomniał; honoru, którego często się wyrzeka; i miłości, której smaku już dawno nie czuł. Jeśli tak wyglądało bycie kimś w Westeros, to Arwynd wolał być w tym momencie nikim.
- Nienawidzę cię, Oscarze Pierdolona Rybo! - krzyknął, nawet nie rozumiejąc tego, co mówi. Tafla sadzawki trwała niewzruszona, jakby widząca już niejednego rozkapryszonego emocjonalnie dupka. - Jesteś jebanym chujem bez honoru! Nienawidzę cię, kapitanie, strażniku pierdolonego świata, Tully! - Spazmy bólu przeszły go na powrót. Jego gardło, jeszcze przed chwilą ledwo przepuszczające powietrze, które to płynęło spokojnie, nie wytrzymało takiego natężenia, wybuchając bólem. Arwynda rozbroiło jeszcze bardziej, niż kiedy uderzenia Billie. Znowu oparł głowę o ziemie, płacząc z bólu. Alkohol tłumił tylko małą część całości, która teraz szczelnie opatuliła najemnika. Emocje przejęły całkowitą władzę, nie tyle zabijając umysł, ile już dawno zakopując go w ciemnym dole. I tak leżał sir Arwynd Tully, oficer Stormbreakers. I płakał.

Wstał po wiele dłuższym czasie. Zaczynało już powoli świtać, chłód doskwierał mu coraz bardziej. On nie spał, cały czas leżąc. Zmusił się, żeby w końcu podnieść głowę. Bolała go przeraźliwie. Tak samo kark. Z zaciśniętymi zębami oparł się rękami o podłoże, próbując jednym ruchem wstać. Stracił równowagę i upadł do błota, które wyrobiło się zaraz obok sadzawki. Nie powiedział ani słowa. Znowu, jego żuchwa jeszcze ciężej pracowała, trzymając wszystko, co było we wnętrzu Arywnda tylko dla niego.
Znowu oparł się o ręce, żeby na czworakach wyjść z błota. Dopiero wtedy wyprostował się, zerkając na kolana portek, które jeszcze paręnaście godzin temu były nowe. Nie otrzepał ich. Ruszył do wyjścia, mijając po drodze strażnika, który próbował tak odwrócić wzrok, że może najemnika by to rozbawiło. Rozbawiłoby, gdyby nie czuł przerażającej, ziejącej pustki.
Nie widział nawet Zębacza, który to musiał ujawnić się akurat wtedy, kiedy Arwynd wchodził do komnaty. Zawołał za nim, że przecież mógł pomóc z Billie.
Pierdolony debil.

zt
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 EmptySob 16 Maj - 23:25

7 VIII

Ogrody uznała za ulubione miejsce w obrębie Czerwonej Twierdzy. Spędzała tam praktycznie każdą wolną chwilę, nie mogąc znieść chłodu bijącego ze ścian czy niespodziewanych spotkań z dworzanami uważającymi Żelaznych za ludzi niegodnych do znalezienia miejsca na koronacji. Owszem, tu również miała okazję zetknąć się z nimi w równie nieprzyjaznych okolicznościach, ale do tej pory nie doznała tego wątpliwego zaszczytu. Dzisiejszego popołudnia za cel przechadzki uznała tarasy wychodzące na Wąskie Morze. Przyjemny wiaterek pląsający znad wody poruszał niesfornie jej rozpuszczonymi włosami, a podobnie działo się z lekkim materiałem ciemnozielonej sukni. Była bliźniaczo podobna do tej, którą miała na sobie w dzień koronacji, ale różniła się przede wszystkim roślinnymi zdobieniami wokół dekoltu oraz tym, jak rozchodziły się po prawej stronie spódnicy.
Wyraźnie zamyślona wpatrywała się w horyzont. Tylko bogowie wiedzą, ile dokładnie czasu spędziła na próbie zrozumienia rozgrywających się wydarzeń, zanim w końcu odwróciła się do morza plecami. Nie zdążyła się zorientować, kiedy żwirowa ścieżka ustąpiła miejsca brukowanej, całkowitą zmianę otoczenia uświadamiając sobie dopiero po przejściu pod łukiem obrośniętym bluszczem. Była zdziwiona, że do tej pory choćby przypadkiem nie znalazła drogi do niewielkiego zagajnika. Miłym zaskoczeniem okazał się docierający tu szum fal mimo gęsto rosnących drzew, dzięki czemu mogła nadal cieszyć się jego obecnością. Pochylając się ostrożnie nad sadzawką przemknęła opuszkami palców po niezmąconej tafli szmaragdowej wody. Wycierając wilgoć w poły sukni przeszła się do altany, zajmując miejsce na kamiennej ławie mającej najłatwiejszy dostęp do gorących promieni słońca. Wykręcając ku niemu twarz z przymkniętymi powiekami leniwie ułożyła przedramiona na oparciu, chcąc zapewnić sobie jak największą wygodę.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty
Temat: Re: Szmaragdowe Oko   Szmaragdowe Oko - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Szmaragdowe Oko
Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2
 Similar topics
-
» Szmaragdowe jezioro

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Ogrody-
Skocz do: