Share
 

 Kaenna Lannister- Florent

Go down 
AutorWiadomość
Kaenna Lannister
Kaenna Lannister
Wiek postaci : 30
Stanowisko : siostra Lorda Jasnej Wody, żona syna Tylanda Lannistera
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t938-kaenna-lannister-florenthttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t982-kaena-lannister#5666https://ucztadlawron.forumpolish.com/t986-things-come-apart-so-easily-when-they-have-been-held-together-with-lieshttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t990-korespondencja-lisicy-lannister

Kaenna Lannister- Florent Empty
Temat: Kaenna Lannister- Florent   Kaenna Lannister- Florent EmptyPon 17 Lut - 12:23


Kaenna Lannister Florent
She was beautiful,
but she was beautiful in the way a forest fire was beautiful


IV DZIEŃ ÓSMEGO KSIĘŻYCA 135 P.P.
zamężna
Jasna Woda
Oakheart
Siedmiu
166 | 55
Nataly Machado

Statystyki
Siła: [22]
Precyzja: [21]
Zręczność: [61]
Zwinność: [61]
Inteligencja: [80]
Odporność: [55]

Żywotność: [80]
Wytrzymałość: [100]
Umiejętności
Blef [61]
Charyzma [80]
Jeździectwo [26]
Logika [33]
Percepcja [61]
Skradanie się [30]
Siła woli [51]
Broń sieczna [11]
Ekonomia [11]
Etykieta [1]
Heraldyka [1]
Język obcy (starovalyriański) [26]
Zoologia [11]
Sztuka- taniec [27]

Biografia

To nie jest opowieść o miłości. Ale o tych, co się jej poddali i o cenie jaką za to zapłacili. I o tych, co od niej uciekli.


ROZDZIAŁ I.
POZORY TO KŁAMSTWO.

W spojrzeniu oczu podobno wyraża się wszystko. Nie zasłoni ich nawet najskrzętniej złożona maska, która zaciemni obraz rzeczywistości, ale nigdy do końca go nie zakryje. Zwierciadło odbijających się w nich emocji? Zbytecznie wiele razy patrzyłam w piękno oblekające te należące do mnie, by stwierdzić, że nic nie jest w stanie mej duszy odbić. Winny być puste niczym bezdenna otchłań mojego tylko i wyłącznie nieprzebytego niebytu w którym tkwią wbite, zakotwiczone nieszczęśnie z uporem w swej inercji. Tymczasem są przerażająco wręcz ciemne niczym sam mój grzech i w owej nieprzeniknionej ciemności nad wyraz głębokie, sięgające do łona i jeszcze dalej,  poniżej mej spaczonej, poharatanej duszy, której nie sposób wyciągnąć na powierzchnię, zgłębić i poznać dokładnie. Szumiąco-piękna nadaremność. Rozdwojona między czernią i bielą, między ciemnością a jasnością, między mrokiem i resztkami nadziei. Jestem tak niespokojna, a jednocześnie tak obojętna.  Gdy nic w nich nie widzisz, mnie nigdy nie odnajdziesz. Istota rzeczy jest niewidoczna dla oczu.

Ciepłe, miodowobiałe główki kwitnących wokół róż porastają twierdzę Jasnej Wody wyrośniętej na skraju Wysogrodu i wyszarpanej z swych objęć Staremu Miastu. Ich zapach roznosi się w powietrzu, wbija w nozdrza starając się wyrwać duszę na wierzch niszcząc swym pięknem wszelki brud toczącej się wokół dworu gry. To jednak nie infantylne krzewy różane zatrzymują wszelkie natrętne w swym wydźwięku słowa i obleczone złem myśli. Nie one przydają miejscu nadzwyczajnego wręcz piękna. Poranna rosa pod naporem słonecznego blasku znaczy kropelkami ciało mieniąc na gładkiej, mlecznej w swej delikatności skórze niczym najznamienitsze klejnoty, kiedy wiruję z niebywałą lekkością w dziecięcym jeszcze tańcu. Złote promienie słońca rozjaśniają niewinną jeszcze twarzyczkę, rozpalają ciepłem nieobecne, pogrążone w swoim tylko i wyłącznie świecie spojrzenie. Rozświetlają ciemnobursztynowe włosy opadające falami na ramiona. Wszystkie te twarze wokół, w które świszcząc wwierca się z wolna piasek słów,  wpatrzeni w nadzwyczaj piękne dziewczę Florentów. Ich nieobecność stająca się wówczas w tym miejscu obecnością tylko moją. Nasze oczy najzwyczajniej lubią nas zwodzić. Rozpraszają. Kuszą nas, byśmy zanadto na nich polegali. Jesteśmy przekonani, że widzimy otaczający nas świat, a tymczasem dostrzegamy jedynie jego powierzchnię. Poddajemy olśnieniu. Ludzie mieli oczy otwarte, owszem, ale patrzyli zupełnie nic nie widząc dostrzegając wówczas jedynie tę najpiękniejszą ich zdaniem dziewczynkę na świecie. Pozory to kłamstwo.

Bezbarwny, męczący głos septy wyznacza mi rytm kolejnych dni, kiedy spędzam je w późniejszych chwilach w zasłoniętych mrokiem i zimnem kamienia komnatach starając słuchać jak najuważniej, ale tak naprawdę czekając jedynie, aż wpadające z oddali słońce przyjmie miedzianoczerwonego kolorytu a ja grzęznąc obcasikami w piachu w końcu ułożę się na zielonej toni ogrodowych traw podziwiając z lubością sztukę zasłaniającego dzień nieba jako, że tylko jego ciemność zdawała się dawać mi po dziś dzień spokój nagromadzonym w mej głowie myślom. A potem, bez zapowiedzi, nadeszło pokwitanie; przymusowa eksmisja z mojego chudego, niedojrzałego ciałka, w którym udawało mi się maskować, i zastąpienie go z dnia na dzień przez niewygodne i nieznane ciało, wysokie i złożone z obfitszych tylko nieco kształtów i późniejszego comiesięcznego krwawienia. Odpowiedzi na najbardziej niewygodne pytania, które pozostawały przemilczane zmieszanym spojrzeniem septy odnajdywałam w poznaczonych atramentem księgach. Wtedy naprawdę poczułam, że jeśli wcześniej udawało mi się ukrywać, teraz nie ma już żadnej nadziei. Płakałam ze strachu, gdy dostrzegałam pustkę i samotność, gdy brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, bo tego nie potrafili dać mi wiecznie nieobecni przy mnie rodziciele, przynależności do czegokolwiek, gdy miałam wrażenie, że jestem ciągle gdzieś pomiędzy i inna niż wszyscy. Po śmierci matki z nową żoną ojca zdawać by się mogło- było jeszcze ciężej. Trwałam skamieniała i tyle, bez słów, bez głosu, zawsze z boku. Niezrozumiana. Moi bracia choć młodsi ode mnie mieli swoje ostrza, młodsza siostra była jeszcze małym dziecięciem. Moim ostrzem musiała stać się przede wszystkim moja wiedza. I choć brakło mi tego niewieściego rozedrgania właściwego innym dziewczęciom w moim wieku to przemoc właściwa mężczyznom nigdy nie stanie się moją mocną stroną, więc winnam zrobić wszystko, by z łatwością nakłaniać do niej innych jeśli chcę przetrwać. Bardzo pouczającym zdało mi się od tej więc chwili patrzenie na innych. Ludzi nieświadomych tego, że ktoś ich obserwuje. Od zawsze ciekawa otaczającego mnie świata… ale nie jego piękna, ale ciekawa rozmów tajemnych, skrywanych za zamkniętymi drzwiami, które po dziś dzień dla mnie pozostają uchylone… Łasa na słuchanie wszelkich historii, wszelkich dramatów i opowiastek. Plotek. Tajemnic. Nie ważne. To one stały się dla mnie wiedzą, dla których porzuciłam ciężkie księgi. Budując na nich własne wyobrażenie otaczającego mnie świata wypełnionego kłamstwem i nieustanną grą, w którą grają wszyscy. Bez wyjątków. Nadzwyczaj wrażliwa, jednocześnie z łatwością odgadująca emocje innych. To od ojca usłyszałam w końcu najważniejsze słowa, które trwały we mnie nie wysłuchane a w późniejszym czasie wiodły mnie przez życie. Usłyszałam,  że mam zbytecznie wielkie serce, przez co muszę je bacznie ukrywać, by nikt go nie wykradł. Takie, które kocha i nienawidzi całą swoją mocą. Słuchaj dużo. Mów niewiele.

Nie słuchałam.
 
ROZDZIAŁ II.
MIŁOŚĆ TO POŻĄDANIE

W pierwszej chwili odczuwamy euforię. To specjalna orkiestra, którą może usłyszeć tylko jedna osoba. Tylko przez jeden dzień. Poddajemy się jej całkowicie. A kiedy tylko przycicha wciąż chcemy więcej i więcej. I choć jeszcze nie wpadamy w nałóg, to jednak czujemy już jej smak i absurdalnie naiwnie wierzymy, że będziemy mogli nad nią panować. Ale prawda jest inna. Od miłości nie można uciec. Mężczyźni w moim życiu poczęli odgrywać w końcu rolę nadrzędną. Sporo czasu spędziłam na dworze Tyrellów obdarowując swoją jakże wówczas jeszcze szczerą przyjaźnią Lady Redwyne. Niewinna. Bezgrzesznie czysta. Niepokalana. Prawda jest jednak niczym ogień: może ogrzać, ale może również i spalić. Nie byłam już nigdy bezgrzeszna.

Jego purpurowe oczy jaśniały w blasku słońca Wysogrodu, promienie wplatywały w srebrno- złote kosmyki. Zdawało się, że oplata mnie tymi jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń. Patrzy na mnie, jak gdybym to ja jedna mogła ten lód w jego oczach rozgrzać. Galhaelar Targaryen. Podarował mi wówczas coś, co nawet trudno nazwać wcale o tym nie wiedząc. Poruszył coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałam. Tyle tylko, że pierwsza miłość kobiety rodzi się zwykle z samej jej wyobraźni. Być może najbardziej przywiązujemy się po prostu do tych mężczyzn, którzy tak naprawdę potrafią nas słuchać, okazywać swoistą czułość, ale przede wszystkim doprowadzać do śmiechu. Poddałam się w końcu temu nowemu dla mnie zupełnie jeszcze uczuciu, całkowicie w nim tonąc. Pojęłam, że dopiero w momencie, kiedy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą. A ze wszystkich tych naszych namiętności w rzeczy samej określają nas te właśnie, których nie potrafimy okiełznać. Nie byłam jedyna. A on nie patrzył już wcale na mnie, ale na tę która wiecznie stała obok. Dotarło do mnie, że miłość to ten moment, kiedy serce zaczyna rwać się na strzępy. Zrozumiałam, co znaczy ból, który zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas całe serce i zdaje się nam, że zaraz umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić swojej tajemnicy. Nie byłam najważniejsza. Nie byłam tą najpiękniejszą dziewczynką na świecie i ta świadomość bolała wówczas najbardziej. W końcu rozchorowałam się na siebie samą wskutek gwałtownego odcięcia się od przeszłości, niejako skoku i runięcia w nowe położenie i warunki bytu. Niecierpliwie sama siebie targając, gryząc z samą sobą, byłam niczym o kraty swej klatki raniące się zwierzę, które się chce „obłaskawić”.

ROZDZIAŁ III.
NAMIĘTNOŚĆ TO OBSESJA

Prędzej czy później dociera do nas, że w naszym życiu pewne osoby pojawiają się z jakiegoś powodu czasem po prostu w najmniej odpowiedniej dla nas chwili, a może po prostu my sami nie jesteśmy tak naprawdę jeszcze gotowi, by je do naszego życia przyjąć.  Z wolna przyzwyczajamy się jednak do ich obecności i stajemy się całkowicie zależni. Quoren  pojawił się zupełnie niespodziewanie wbrew memu ówczesnemu dziecięcemu jeszcze szaleńczemu twierdzeniu, iż w życiu kocha się tak naprawdę tylko jedną osobę. Dojrzały już, najpiękniejszy na świecie mężczyzna, na którego sam widok niekiedy wstrząsał mną miłosny spazm, co nigdy wcześniej mi się jeszcze nie zdarzało - spał zwinięty w kłębek na moim łożu. Jeszcze nie wiedziałam, że to jedyny mężczyzna, którego kiedykolwiek będę prawdziwie kochać, jeszcze nie wiedziałam, że po tej wspólnie spędzonej nocy tak naprawdę przestanę być w końcu powściągliwą dziewczyną i przekształcę się w pewną siebie, nieustępliwą kobietę. Czyżbyś nigdy tego nie doświadczył? Tej potrzeby wchłonięcia w siebie kobiety czy mężczyzny lub też unicestwienia się w niej. Nie mam na myśli zwierzęcego pędu do uścisków, ale ten wysiłek ducha i myśli, by stopić się w jedno, aby otworzyć drugiej istocie całą duszę, całe serce i aby w myśli jej wniknąć aż do dna. A tymczasem nic o niej nie wiemy, nigdy nie przenikniemy wszystkich wahań jej pragnień, pożądań, sądów. Nigdy nie zrozumiemy, w najmniejszej choćby mierze, tego nieznanego, tej tajemniczej duszy, którą uważamy za tak bliską, duszy ukrytej za parą oczu, co patrzą na ciebie, jasne jak toń wodna, przejrzyste jakby nie kryły w sobie żadnego sekretu, duszy, która mówi do ciebie przez usta, takie twoje, bo takie upragnione; duszy, która w słowach rzuca ci po jednej swe myśli, a jednak dalsza jest od ciebie niż gwiazdy i bardziej od nich nieprzenikniona*.

Znał każdy, najmniejszy nawet mój słaby punkt, żarzące się w środku małe światełko na wysokości splotu słonecznego, w każdej chwili mógł wziąć je w palce ostrożnie jak perłę i zrobić z nim coś głupiego i zgubić. A ja pozostanę na wieki z dziurą tak głęboką, że nie będę w stanie jej niczym zaszyć, wlewając w tę dziurę mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, nie mogąc i tak jej wypełnić i zamknąć. Być może dziura w moim sercu ma właśnie jego kształt i nikt inny do niej tak naprawdę wcale już nie pasuje. Miłość nie istnieje. To tylko rozchwianie uczuć i emocji. Ale chcieliśmy dać sobie wszystko. I wszystko od siebie wziąć. Byłam gotowa na największe głupstwo, byle tylko znaleźć się blisko niego, słuchać co mówi, móc go dotknąć, kiedy zaś moje niemądre marzenia się ziściły, okazało się, że traciłam czas na wyobrażenie sobie Bóg wie czego. Namiętność w nas była niszcząca, a zarazem piękna, burząca dotychczasowy porządek. Ale ona nie jest wszystkim… Jeśli dwoje ludzi naprawdę się kocha, jeśli są szczęśliwi, to się nie szuka niczego innego, żadnego substytutu.

Nie znosiłam chłopców, którzy nigdy się o nic nie wściekali. W naszym świecie wściekłość równała się namiętności a one zawsze wylęgały się gdzieś w mrokach naszych rozumów. Nieważne, czego chcemy. Gdy już to zdobywamy, zaczynamy chcieć czegoś innego. Nie przyglądałam się wcześniej własnym ochotom. Nie wiedziałam, że jak raz dokładnie i z wszelkimi konsekwencjami przyjrzę się własnej ochocie, wszystkie następne razy będą tak przeraźliwie łatwe. Nic nie trwa wiecznie a coś takiego, jak miłość dla ludzi takich jak my, urodzonych i wychowanych na dworach zdaje się nie mieć praw bytu. Stajemy przed koniecznością zaślubin będących jedynie przyrzeczeniem wierności i sojuszów. Królestwo Reach nękane najazdami Żelaznych skłoniło mego ojca, by oddał mnie młodszemu z synów rodu Payne z Zachodu- Vickonowi, by zapewnić sobie wsparcie ich wojsk.  Pozbawiona własnego zdania, koniec końców zrozumiałam, iż temu, którego w rzeczywistości kocham będzie lepiej beze mnie. Spragniona wciąż to nowych emocji wewnątrz samej siebie nie godziłam się na jakąkolwiek ugodę, mądrą być może spolegliwość, a tym bardziej pozbawione żaru wzajemne usługi. Nie byłam bynajmniej czysta.

ROZDZIAŁ IV.
POŻĄDANIE TO SPRAWIANIE BÓLU

Jedna decyzja podjęta w niewłaściwym momencie. Zły wybór w niewłaściwej ku temu minucie. Kiedy stajemy się tym, kim mamy być? W młodości a może znacznie później? Myślę, że to nasze wybory ukazują, kim tak naprawdę jesteśmy. Określają nasz przyszły charakter. Mają czasami konsekwencje, które trudno było nam przewidzieć. Podjęte decyzje i wybory płyną dalej, rozlewają się na innych, na rzeczywistość. Pomimo braku wzajemnej miłości, jakiegokolwiek uczucia tlącego się między mną a Vickonem, między dwójką zupełnie obcych, zmuszonych do ożenku ludzi- toczyliśmy swoje rozmowy z wylewnością niemal rytualną o miłościach, pragnieniach, podróżach, antypatiach czy entuzjazmach, nie zdziwieni, ale raczej zachwyceni podobieństwem swoich dziejów oraz identycznością poglądów. Sam jego głos- dźwięczny i głęboki, zawsze i w każdej, najmniejszej i najkrótszej nawet chwili. Ten głos przeżywał nawet jego siły, aby skryć we wspaniałych zwojach elokwencji jałowy mrok jegoż serca. Czyż nie przyciągają nas w końcu do siebie ludzie tak przeciwni nam samym- nad wyraz silni w swym charakterze? Wodzą nas ku sobie, być może nawet oczarowują i uzależniają pozornym bezpieczeństwem przy ich boku trwania, a gdy w końcu zrywamy się z prowadzonych przezeń i uczepionych do nas samych więzów, ukazują nam swoje prawdziwe oblicze, któregoż to wcześniej nie byliśmy w stanie dostrzec.  Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym…

Siedziba Payn'ów okazała się dla mnie wraz z zaślubinami początkiem i końcem zarazem. Szesnaście wiosen to zbyt mało, by umrzeć. Z czasem wszystko zdawało mi się jakąś tandetną i pozbawiona treści opowiastką, nic nie potrafiło wyzwolić już we mnie pasji, trwałam mocą obowiązku, a mym obowiązkiem było trwanie. Wydawało mi się, że noc kiedy oddałam swój żywot w posiadanie był wówczas jedną z tysięcy innych nocy, nocą, która przechodzi w następną i następną, tworząc wielką linię nocy, której końca na próżno by szukać. Trwałam tak mocą obowiązku błagając o śmierć, która byłaby wybawieniem wierząc już jedynie w ból. Cierpienie. I strach. Obrana przeze mnie ścieżka zdawała się być ścieżką bólu i cierpienia, któremu nigdy nie będzie końca. Sponiewierana przez własnego męża.  Miłość, którą wcześniej do jegoż osoby odczuwałam okazała się niczym innym jak destrukcją. W końcu po latach tak trwania nauczyłam się z niezwykłą wprawą grać. Przybierać maskę obojętnej i silnej, takiej której nic nie jest w stanie już bardziej złamać. Jednocześnie szarpana niewyobrażalnym bólem, który do dziś tkwi wewnątrz mego ciała i ducha zarazem. Leżałam tylko sztywno, kiedy Vickon gnany szalejącą w nim wściekłością gwałcił moje ciało. Wyginałam się w łuk, na przemian pełna nienawiści i ekstazy, ale na pewno ze zranioną i złamaną duszą, wpatrując się w ciemność trwającą wokół mnie. I która zostanie ze mną już na zawsze…

-Czyż jest kobieta piękniejsza od ciebie, Kae?
- Pochlebiasz mi- znaczę swe usta cieniem uśmiechu, wbijając puste spojrzenie z zagraną nieśmiałością prosto w jego oczy.
- Zostawcie nas.
- Spóźnimy się na ucztę, mój Panie- wodzę wzrokiem za wychodzącą w pośpiechu służbą.
- Zaczekają. Jak ja czekałem, aż Siedmiu okaże nam w końcu swoją przychylność.
To będzie pamiętne wydarzenie- dotykam brzucha obiema dłońmi wbijając przybrane lekkim lękiem spojrzenie w swego męża. Poznaję zbytecznie dobrze narastający w nim gniew, który pali od środka. Spala żywcem i jego i mnie samą.
- Do którego starasz się nie dopuścić- zwalnia palce z trzymanej przez siebie, dobrze znanej mi fiolki, która miała mi przynieść ukojenie. Kres niechcianemu dziecięciu rosnącemu w mym łonie. Widzę jak jego spojrzenie płonie, złość narasta zamieniając w niczym niepohamowaną wściekłość. Fiolka roztrzaskuje się o ścianę. Unoszę przybrane strachem spojrzenie na swego męża. Chcę coś powiedzieć. Wytłumaczyć. Omamić kłamstwami. Przeprosić. Ale milknę w przerażającej ciszy, spuszczając spojrzenie z jego oczu.
- Nawet nie próbuj kłamać. Wiem co to było i czemu miało służyć. Dlaczego?
- Bo nie jesteś godzien potomka. Nie jesteś godzien mnie.
- Tak wiele nas dzieli? Od miłości, którą się darzyliśmy?
- To już punkcik na horyzoncie. Zbyt mały by na niego zważać.
- Wezmę to dziecko w ramiona a ty będziesz grać dobrą żonę i matkę.
- Nie.
- Poddasz się woli męża.
- Żaden mężczyzna nie będzie oznajmiać jej już krzykiem. Zrobię wszystko by rozwiązać nasze małżeństwo choćbym miała cię zabić, mój ukochany. Wrócę do Jasnej Wody. Tam, gdzie moje miejsce. Płakałam za każdym razem, kiedy tylko pozostawiałeś mnie zgwałconą, odartą z wszelkiej godności opuszczając komnaty. Ale ta dziewczynka w końcu dorosła, zanim to dostrzegłeś - uśmiecham się dramatycznie, racząc swe usta ledwie poruszeniem ów uśmiechu, cedząc owe słowa nad wyraz wolno, szydząco. - Tych łez już nie ma, rozumiesz? Moje oczy są suche.


Żadnych wahań, żadnych oporów, żadnych hamulców. Nie potrafiłam już dłużej żyć w ten sposób. Własnym przerażającym nieżyciem. Wiedziałam, że jedynie śmierć Vickona skreśli na wieki nasze małżeństwo i moje cierpienie. Można znaleźć wiele powodów, by kogoś zabić. Chciwość. Żądzę. Rozpacz. Zbrodnie popełniane są czasem z zupełnie błahych, trywialnych powodów. Zupełnie małostkowe i aż za nadto egoistyczne.  Ja na zadanie jej byłam gotowa. Czekałam.

ROZDZIAŁ V.
ŻĄDZA TO AFEKT.

Moje przerażenie było przerażeniem osoby winnej, w żadnym wypadku nie niewinnej. Odwróconą w inną stronę głowę trzymałam sztywno. Szyję napinała niepewność. Obawiałam się spojrzeć. Moje życie było pełne najróżniejszych win i wiedziałam doskonale wręcz, że nagły dotyk w ciszy nocy, w pustej komnacie nie wróży niczego dobrego. Wyciągnęłam rękę, sztywną ze zdenerwowania, jakbym chciała, żeby ten człowiek zniknął z moich myśli.

Spojrzałam na sztylet dzierżony w dłoni Quorena. I to wystarczyło, żeby to rozpoznać, stwierdzić, że może spełnić swoją groźbę. Nie odrywałam wzroku od jego oczu dobrze wiedząc, gdzie można znaleźć impuls: w oczach, nie w broni. Odwoływać: do jego oczu. Nie odszukałam w nich zdecydowanego zamiaru, którego nie można zmienić, ale jedynie chwiejne postanowienie, które czeka tylko na to, by się rozpaść. Te wszystkie puste słowa mogą ukryć prawdę, ale oczy już nie. Ktoś wam zadaje niespodziewane pytanie, nie zdradzacie się nawet drgnieniem, błyskawicznie bierzecie się w garść i wiecie, co należy powiedzieć, żeby ukryć prawdę, i wygłaszacie to niezmiernie przekonywająco, i nie drgnie niby nic na waszej twarzy, ale spłoszona pytaniem prawda na okamgnienie skacze z dna duszy w oczy i już wszystko stracone.

- W porządku. Nie wahaj się dłużej, Quorenie. O tutaj mam serce.

- Cała nasza miłość było kłamstwem. Każde słowo, które do mnie wypowiedziałaś, każdy twój oddech był kłamstwem. Jeżeli się kocha naprawdę, to dzieli się los tego, kogo się kocha. Inaczej być nie może. Znaczysz dla mnie więcej, niż możesz przypuszczać. Nie umiem bez ciebie oddychać. Nie umiem żyć bez ciebie. Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję. Nawet jeśli będzie to trwało wieczność.


Może właśnie do tego wszystko się sprowadza. Do miłości, która nie jest falą namiętności, lecz decyzją, by poświęcić się czemuś, komuś, niezależnie od tego, jakie przeszkody stoją nam na drodze. W innym wypadku będziemy wikłali się w nieporozumieniach, aż cała ta nasza gorączka i podniecenie ulotni się w niepotrzebnym wysiłku, w straconej na próżno gonitwie. Życie jest tylko jedno i jest krótkie. Nie ma sensu marnować go dla innych. Ja robię tylko to, na co mam ochotę. Pragnę radości, bólu, namiętności, rozpaczy... wszystkiego.

- Czy jesteś gotowy, by zabić, by być ze mną?

ROZDZIAŁ VI.
ODDANIE TO SŁABOŚĆ

Uciekliśmy przemierzając na statkach kolejne krainy Essos, rozsprzedając klejnoty, handlując niewolnikami a czasem po prostu mieliśmy niezwykłe szczęście blefując z rozmysłem w kości. Badaliśmy kolejne miasta, ucząc się panujących w innych krainach zwyczajów i nasłuchując opowieści bohaterów, najemników, podróżników czy zwykłych kurew. W końcu na dłużej osiedliśmy w Volantis nie mając już sił ruszyć za jego krańce. Światła pochodni wzdłuż ujścia Rhoyne barwiły krawędź nieba rozmytą kredową czerwienią. Za kanałem leżało uśpione, spowite mgłą miasto. Daleko na horyzoncie cienkie kreski piorunów rozbłyskiwały niczym kręte białe żyły na skórze świata. Ich blade i nagłe światło wyłaniało z mroku nabrzmiałe chmury, ciemne niczym śliwki i nacierające niczym wroga armia. Gdzieś w oddali przesuwający się z wolna statek sunął dumny i niewzruszony. Jak samo życie toczące się zupełnie obojętnie z dnia na dzień, z nocy na kolejną noc, nieczułe na cierpienie, którego doświadczaliśmy w głębi naszych spaczonych umysłów. A mimo to, marzyłam o tym by czas się zatrzymał, byśmy pozostali tylko my a świat wokół nas nie miał już żadnego znaczenia. Bez ryzyka porażki, odrzucenia i rozczarowań. Nasze dłonie zatopione na zawsze we krwi.

Mordercze obrazy tkwiły wciąż we mnie, nie dając najmniejszej szansy na spokojny sen. Wyklęta. Pozbawiona honoru. Wzgardzona przez własnego ojca, pozbawiona możliwości powrotu na własne ziemie. Czyż nie rozumiał mego cierpienia? Czyż nie winien był poczynić wszystkiego, byle tylko wyciągnąć mnie na powierzchnię? Gdy wszystko już ci zabrano, gdy nie masz nic do stracenia - ani honoru, ani szacunku dla samej siebie, przyszłości czy czegokolwiek innego - dopiero wtedy zdawać by się mogło- jesteś całkiem wolny. Lysseńskie łzy pochłonęły nie tylko mego męża, ale i nas samych- winnych własnego przeraźliwego wyrachowania i żądzy wspólnego spełnienia. Z zimną krwią dopuściliśmy się morderstwa Vickona z kamienną twarzą uczestnicząc w pochówku, by w końcu wolni uciec najdalej, jak było to możliwe. Przemierzaliśmy z Quorenem kolejne, Wolne Miasta Essos w nadziei na odnalezienie tego, co kiedyś nas łączyło, ale mijające lata odebrały palący się w nas wcześniej ogień. Przekształciliśmy się w końcu w obrzydliwe kukły prześladowane wspomnieniem namiętności, których zbytecznie się przedtem lękaliśmy. A jeśli nie potrafimy znieść utraty, pochłania nas zło. Byliśmy niczym brat z siostrą. Ojciec z córką. Mąż ze swoją żoną. Nierozłączni. Był moim wybawieniem… Nauczył tego, by przetrwać ale przede wszystkim to, co najważniejsze- czuję się wciąż tak, jak gdybym była jedyną istotą, którą hoduje dla samego siebie, zupełnie w rzeczy samej nie potrzebując nikogo innego poza mną.

- Jeśli chcesz, by ktoś cię polubił, musisz zachowywać się tak, jakbyś była jego lustrzanym odbiciem, Kae. Ludzie kochają siebie samych w lustrze. Znaj jednakże umiar w tym, co robisz. Ukryj nadmierną gorliwość bo ona sprawia, że rozmówcy zaczynają mieć wątpliwości, zaczynają zastanawiać się, czy aby wszystko tu jest w porządku. Graj, moja Lady. Graj, tak jak robiłaś to latami czekając na ratunek. W końcu odczujesz owe nad wyraz perwersyjne upojenie, jakie odczuwa się z niebywałą ekscytacją, manipulując kimś, okręcając go wokół własnej osi, coraz szybciej i szybciej, żeby wreszcie postawić go do pionu i stwierdzić: „Było dobrze, nie?

Kimże stał się ten mój cudowny chłopiec o zimnym niczym sam lód spojrzeniu? Kimże ja stałam się u jego boku? Jestem oczywiście przecież niemal identyczna. Przy nim tylko bardziej jeszcze rozwinęłam już od dawna posiadane techniki posługiwania się innymi i wykorzystywania danych mi od losu kobiecych wdzięków. Łgać, przeinaczać fakty, naginać prawdę, stosować manipulacje i psychiczny szantaż. Był nienagannym w swym fachu aktorem, tak samo jak i ja. Poczęłam w końcu patrzeć na ludzi jak na materiał pomocniczy. Potrzebni mi są niekiedy dla zabicia nudy. I wciąż nadchodzę pod powłoką kłamstwa, by ukształtować czyjś umysł na swój własny sposób, iluzją. Wszystko inne rozmazując we mgle. Kłamstwo wówczas staje się niemal prawdą.

- Bawisz się ludźmi, zmuszając ich do robienia tego, co ci potrzebne. Tak samo jak ja. Dziwkom trzeba płacić za seks, a Ty i ja niczym się od nich nie różnimy, gdy wykorzystujemy wszystko do własnych celów.

ROZDZIAŁ VII.
WIERNOŚĆ to ZDRADA.

Był czas gdy miłość moja i Quorena płonęła ogniem jaśniejszym niż słońce. Potem przyszła noc, która nawet wspomnienia zasnuła mrokiem niszcząc jego i naszą miłość. To nie mogło się udać. Ja nie mogłam żyć jego życiem, tak samo jak on nie mógł żyć moim. Nie można uwiesić się na szyi drugiego człowieka i podporządkować całego swojego jestestwa jemu. Dlatego kiedy tylko patrzyłam w jego oczy wydawało mi się że nie dostrzega mnie tak naprawdę już wcale. To całkiem tak, jakobym stała samotnie na skraju świata.. nad smaganym przez wiatr brzegiem oceanu. Nic poza łagodnym hukiem fal. W tej chwili zdałam sobie sprawę… być może… że miłość jest jedynie trwającym niedługo rozchwianiem a nasze niby cierpienie z jej powodu jedynie ułudą czynioną przez nas samych, że ona istnieje, bo chcieliśmy za wszelką cenę w nią wierzyć.

- Masz oczy, lecz nie masz serca i dlatego twoje oczy są ślepe. Ktoś cię dotknie a ty już miękniesz.

Gdy wokół jest ciemno,pozostaje tylko spokojne czekanie, aż oczy przywykną do mroku. Mijające lata zmieniły we mnie jedno- to, że żyję nie sercem, lecz głową. Ważę i analizuję swoje własne namiętności i postępki z surową ciekawością, ale bez przejęcia. Są we mnie jakoby dwie istoty- jedna wciąż mimo wszystko żyjąca w całym znaczeniu tego słowa, druga zaś myśląca i sądząca tę drugą. Z jednej strony przeżywam zbyt wiele, z drugiej zaś okazuję za mało emocji. Rozchwiana i sprzeczna. Świat jest pełen drapieżników, które tylko czekają na okazanie słabości a ja nie jestem nikim innym, jak jednym z nich. Potrafię dostosować się do każdej sytuacji i z każdej sytuacji wyciągnąć profity, a mimo to posiadam w sobie sporą dawkę wyrozumiałości oraz tą niepowtarzalną, typową dla swojej osoby specyfikę działań. Kiedy wszystko to, co dotąd sprawiało ci radość, kiedy całe uczucie łączące cię z drugą osobą gaśnie, nie ma już w sobie tlącego się żaru za wszelką cenę szukasz substytutu, czegokolwiek, co pozwoliłoby ci brnąć dalej.

Powróciłam w końcu do Jasnej Wody, szukając w niej dawno utraconego przez siebie miejsca. Szukając celu, któremu mogłabym samą siebie poświęcić. Najstarszy z moich braci zdawał się mieć wiele więcej serca i rozumu niźli mój ojciec poległy w wojnie z Dornijczykami. Trwałam więc u boku nowego Lorda, służąc radą i nabytymi przez lata umiejętnościami zdobywania względów prostego ludu. Przez lata nauczyłam się, że ludzie mówią za dużo. Mówią bezładnie. Jeśli nie mówią dla zabawy, chęci zemsty, to robią to dla złota, a tego ani w Reach, ani tym bardziej na Zachodzie nie braknie. Mówią o sobie nawzajem, za swoimi plecami. Mówią, kto pożąda złota, kto komu jest je winny. Mówią, kto jest słaby, gdzie jest słaby, kiedy stał się słaby. Mówią o tym, co inni mówią o innych. Mówią o tym, kto z kim ląduje w łożu, kto kogo zdradził i kto kogo porzucił. Mówią, aby mówić. Informacje przeciekają przez nich, lecą im z oczu, z uszu, spomiędzy nóg. Nieistotne i istotne. Wykazuję ogromne zainteresowanie ich osobami, słucham uważnie ich historii, by przestali być niewidzialni. Niewinne historie, niepowiązane ze sobą opowieści i sploty przybierają sensu. Wysłanie mnie do Casterly Rock i oddanie przez mego brata synowi Tylanda Lannistera zaaprobowałam sama, pewna własnego uroku i możliwości, jakie dadzą mi zaślubiny. Zarówno Reach, jak i Zachodowi nad wyraz potrzebne były sojusze, tym bardziej w trwającej wciąż wojnie dornijskiej. Jasna Woda zdawała się być zbytecznie blisko konfliktu, toteż brat uznał, iż wysłanie mnie bliżej stolicy a tym bardziej bliżej wszelkich informacji może być nad wyraz przydatne.

I w końcu znajduję się tutaj. W Casterly Rock. Pożądana i potrzebna. Lady Lannister, której fragmenty przeszłości zatopiła na jego dnie nie wracając doń w rozmowach ani tym bardziej myślach. Przeszłość ma jednak to do siebie, że lubi wracać w najmniej odpowiednim ku temu momencie... Informacja jest skarbem, monetą tym cenniejszą im świat mniej spokojny.

*Guy de Maupassant

< CIEKAWOSTKI >

* Pomimo nie najlepszych relacji ze swoim ojcem, który uparcie za swego życia twierdził, iż okryła nazwisko hańbą prowadząc się w taki, a nie inny sposób Kae czuje nad wyraz duże przywiązanie do rodzimego dworu, podkreślając co i rusz rodowe korzenie.

* Posiada 14-letniego syna ze związku z byłym mężem Vickonem Payne. Chłopak do tej pory nie wie, że to jego własna matka stoi za śmiercią jego ojca. Ze związku z synem Tylanda Lannistera posiada 3-letnią dziewczynkę.

* Lata spędzone w miastach Essos pozwoliły nie tylko nabrać dystansu do życia, ale zmieniły je niemal całkowicie. Sam styl jej ubierania czy zachowania nieraz potrafi wpędzić w zdumienie sugerując pewną rozwiązłość kryjącego się w tym wszystkim charakteru. W pewnym sensie przestała klasyfikować ludzi wedle pochodzenia- nawiązując nieraz bliższe relacje z nisko urodzonymi czy to uliczną biedotą, służbą, czy przestępczym półświatkiem, wiedząc doskonale że czasem to oni wykazują najznamienitsze zdolności szpiegowania innych, a ich informacje czasem błahe, złożone w całość w jej umyśle potrafi umiejętnie wykorzystać.

* Posiada osobowość graniczną. Żyje w stałym napięciu emocjonalnym. Nad wyraz chwiejna. Z całą tą straszliwą huśtawką nastrojów i uczuć, gniewu i złości, niezadowolenia, przybicia, smutku, rozwiązłości lub radości szybko ustępującym sobie nawzajem.



Powrót do góry Go down
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Kaenna Lannister- Florent Empty
Temat: Re: Kaenna Lannister- Florent   Kaenna Lannister- Florent EmptySro 4 Mar - 11:34




AKCEPTACJA
Never forget what you are, for surely the world will not. Make it your strength. Then it can never be your weakness. Armour yourself in it, and it will never be used to hurt you.



Strach o przeszłość często sprawia, że często oglądasz się za siebie. W końcu popełniłaś niegodny czyn, uciekłaś. Udało ci się zatuszować swoją przeszłość, jednak jak długo uda się ukrywać kłamstwo? Uważaj na Los, oby był łaskawy.

Przyznawane atuty to:
Reach: Koneserzy wina
Szlachcic
Mroczny Sekret
Wyrodna matka
Żmija


Prócz puli punktów otrzymujesz również myryjskie koronki z Essos, które użyte w ubiorze, dają +5 do rzutu na charyzmę przeciwko osobom z Wielkich Rodów.  Oprócz tego otrzymujesz również tom valyriańskich  pieśni i bajek, przywieziony z Volantis, dający +5 do rzutu na język valyriański.

Powrót do góry Go down
 
Kaenna Lannister- Florent
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Reynard Florent [BUDOWA]
» Irina Lannister
» Caster Lannister
» Caster Lannister
» Lancel Lannister

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Archiwum-
Skocz do: