Share
 

 Komnata Gościnna Lancela Lannistera

Go down 
AutorWiadomość
Nieznajomy
Nieznajomy
Wiek postaci : Przedwieczny
Stanowisko : Gospodarz na Uczcie
Miejsce przebywania : Szczyt stołu

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyCzw 5 Mar - 7:52



Komnata Gościnna Lancela Lannistera

Jedna z wielu komnat gościnnych przeznaczonych dla gości przybywających na koronację. Miejsce jest pozbawione większych ozdób ze względu na pełnioną funkcję, ale nie brak w nim podstawowych elementów wyposażenia jak wygodne łoże, toaletka czy szezlong, na którym można spocząć po męczącym dniu. Najbardziej imponująco przedstawia się kominek, w którym zawsze znajdują się płonące drwa oraz okno z szerokim parapetem przysłonięte zwiewnymi zasłonami.

Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyPon 9 Mar - 14:25

4 VIII (?)

Korytarz zdawał się dziwnie falować, igrać z czujnym wzrokiem królewny, śmiało kroczącej po kamiennych posadzkach Czerwonej Twierdzy – i nie był to wynik upału, komnaty gościnne znajdowały się w północnej części budynku, gdzie teraz wzniesione równo nad horyzontem słońce nie docierało. Przyczyna tej fatamorgany oraz niezwykłej zaciętości widniejącej na twarzy idącej szybko Haerys była inna, choć równie zewnętrzna i równie niemożliwa do zmiany, co zgaszenie gorącego bóstwa niebios. Gniew walczył w niej z poczuciem zdrady, okrutne upokorzenie z bezbrzeżnym smutkiem, zaś lęk o przetrwanie rodziny zmagał się z egoizmem, nakazującym porzucenie słabości swego nazwiska. Musiała zadbać o siebie, o swą przyszłość, przestać ufać najbliższym: a pogodzenie się z tym, że bezbrzeżna wiara w ukochanych Targaryenów zmarła razem z Daeronem, rozrywała Erys na pół. Ból wcale nie malał, wzmagał się z każdym dniem. Sądziła, że osiągnie szczyt makabrycznych możliwości podczas symbolicznego pogrzebu, później – gdy korona zalśni na skroni Baelora, ale los wyśmiał te przypuszczenia, kolejnego dnia, podczas rodzinnej narady uderzając ją metaforycznie w twarz.
Nie potrafiła poradzić sobie z tak silnymi uczuciami. Próbowała wszystkiego: nakrzyczenia na służki (szarpnęła nawet jedną z nich za włosy), relaksującej kąpieli niemalże we wrzątku, ubrania nowej sukni, zbesztania dwórek, zbawiennej drzemki, przymierzenia sprowadzonych z Essos bucików, ba, skłoniła się nawet ku modlitwie, licząc na to, że spłynie na nią łaska ukojenia bólu, lecz nic nie zadziałało. Dalej cierpiała katusze, myślami przebiegając od jednego ciosu do drugiego, równie dramatycznie przeżywając perspektywę jednego dnia spędzonego z biedotą, co haniebne zachowanie Falyse oraz Rhaelli. W końcu chwyciła się ostatniej deski ratunku, szukając ukojenia w winie, które nakazała przynieść do swych komnat. Smakowało ohydnie, było gorzkie, piła je jednak jak lekarstwo, z każdym kolejnym łykiem mniej czuła na targające drobnym ciałem wstrząsy wściekłości i smutku. Napój nie usypiał jej jednak, wręcz przeciwnie, rozbudzał, nakazywał krążyć nerwowo po sypialni, a później – zarządzić odwiedziny u swego narzeczonego.
Rozkaz ten podyktował niezbyt już trzeźwy umysł razem z poczuciem osamotnienia i chęcią wyrzucenia z siebie negatywnych emocji, nikt zaś lepiej nie nadawał się na manekina ćwiczebnego niż Lancel, budzący w niej równie silną pożogę. W asyście dwórki i strażnika ruszyła więc ku komnatom Lannisterów, chmurna, chwiejna i lekko wstawiona, zatrzymując się dopiero przed wysokimi drzwiami. To gwardziście zleciła załomotanie w drzwi, świadoma, że widok postawnego rycerza w samym środku dnia może nieco złotowłosego mężczyznę wystraszyć: nie miała jednakże nastroju na pastwienie się, od razu po zaanonsowaniu – królewna Haerys Targaryen chce cię widzieć, panie – wyminęła rycerza, gestem dłoni zatrzymując go wraz z dwórką na korytarzu. – Dajcie mi kwadrans na rozmowę z narzeczonym – poleciła tonem nie znoszącym sprzeciwu, zadzierając wysoko głowę, po czym przeszła do dalszej części komnaty Lancela, na razie nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. – J-jak mogli mi to zrobić – zaczęła pełnym żalu, płaczliwym tonem, idąc nieco chwiejnie ku otomanie stojącej pod ścianą. Potknęła się o dębowy stolik i prawie strąciła z niego misę z owocami, złapała jednak pion, nerwowo przeczesując palcami długie, srebrne włosy. – Co robiłeś? – spytała na tym samym wdechu, obserwując leżący obok szezlongu miecz i jego oporządzenie, dopiero wtedy odwracając się przodem w stronę Lancela. Nachodziła go bez zapowiedzi, w środku dnia, ale mało ją to obchodziło. Przytknęła palce w dramatycznym geście do własnej skroni, przymykając oczy: komnata zakręciła się przed jej oczami a złote włosy mężczyzny zlały się w jedno z arrasami wiszącymi na ścianach.

odporność
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyPon 9 Mar - 16:42

Ostrze lśniło, odbijając blask padającego słońca; siedział na posadzce wyłożonej miękkim dywanem, z mieczem przełożonym przez kolano opięte materiałem spodni, dbając o ostrość brzeszczotu - trzymana w dłoni osełka przesuwała się sprawnie, ścierając kraniec miecza ku perfekcji, miał w tym wprawę, a pielęgnacja miecza działała na niego odprężająco - jego ciało było spięte po porannych ćwiczeniach, zdążył się już po nich odświeżyć - jego włosy wciąż były mokre po kąpieli - ale nie opuszczało go napięcie towarzyszące porażce - sromotnie przegrał potyczkę z jednym z rycerzy na dziedzińcu. Lekkie spodnie, podobnie jak niedbale założona, niedopięta koszula, nie były bynajmniej strojem dworskim - nie opuścił jeszcze komnat i nie przywdział się do końca. Być może dlatego zadziwiło go nieco łomotanie do drzwi - ściągnął brew, wsłuchując się w takt; niewątpliwie nie był to jego brat - poznawał go - niewątpliwie nie była to Leanna, której piąstka była znacznie delikatniejsza, nie był to też ojciec, który pewnie wszedłby do jego komnaty szybciej, niż zapytał, czy mu wolno. Kiedy w drzwiach stanął strażnik, poczuł, jak jego serce mocniej uderzyło, a dłoń nagle zacisnęła się na rękojeści trzymanego w rękach miecza: czy to możliwe, że jednak pogłoska sprzed lat jednak trafiła do czyichś uszu? Czy Haerys - szalona Haerys - puściła parę, czy ktokolwiek jej uwierzył? Szybko jednak strażnik zaanonsował przyczynę swojej obecności, usuwając się z drogi samej królewnie. O wilku mowa, co? Nie wstał - niby lew czujnie obserwujący sawannę wodził za nią spojrzeniem, gdy za drzwi za dziewczyną zostały zamknięte. Przyszła do niej z własnej, być może nawet nieprzymuszonej woli - zmusiła ją do tego królowa matka? starsza siostra? - i z całą pewnością nie zrobiła tego bez powodu. A on temu powodowi nie ufał. Oparł się o kant łóżka, przed którym siedział, odchylając głowę lekko w tył - wspierając jej bok o drewnianą krawędź i z dołu przyglądając się Haerys. Impuls nakazał mu się zerwać z miejsca, gdy weszła w stolik, ale nim zdołał to uczynić, królewna już sama uchwyciła naczynie. Ściągnął brew, wsłuchując się w jej słowa - niewiele z tego rozumiejąc.
- Jak mogli co zrobić? - zapytał, nie odejmując od niej spojrzenia. - Zaprosić Dornijczyków na uroczystość zawarcia pokoju z Dorne? - Nie mieli okazji pomówić po koronacji, był przecież świadkiem jej wzburzenia i doskonale wiedział, że nastroje królewny były zmienne jak ocean przed i po gwałtownym sztormie. - Czy może zawrzeć pokój po tym, jak twój szanowny brat ją przegrał? - W jego głosie dźwięczało znudzenie, słyszał te frazy już tak wiele razy z jej ust, że nawet ich absurd już przestał zadziwiać. Ze znudzeniem odłożył broń na łóżko, wspierając się dłonią o jedną z kolumienek, równie leniwie wstając; bolały go mięśnie, tak nogi, jak ramiona, brzuch, momentami nawet kark - ciepła kąpiel niewiele pomogła. Powinien odpocząć dzień lub dwa. Uchwyciwszy ostatnim gestem rękojeść miecza - po lekkim, chwilowym zawahaniu - zamaszystym gestem wsunął go do zdobionej w lwy pochwy leżącej na jego pościeli. Nie sposób było jednak nie dostrzec chwiejnie stawianych przez królewnę kroków, podszedł bliżej niej, oferując jej dłoń. Zamierzał jej pomóc usiąść na pobliskim szezlongu. - Jesteś słaba, Haerys - zauważył - Nie spałaś w nocy? - Jednak gdy znalazł się bliżej, zdawało mu się, że wyczuł zapach wina. Czy na pewno?
- Czekałem, aż nawiedzi mnie Wasza Książęca Wysokość. Duchy tego zamku zwiastowały to od rana - odparł z przekąsem, choć nie sądził, by królewna wyłapała ironię - a może właśnie dlatego to powiedział. - Szczęśliwie, wreszcie się doczekałem i mogę ci poświęcić cały swój czas, królewno. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt i po cóż ci asysta przerośniętego byka wepchniętego w zbroję stojącego u drzwi mej komnaty? To pewnie przejaw troski o me bezpieczeństwo, zgodnie z prawem gościnności - zgadnął, nieprzerwanie wpatrując się w blade lico królewny. Na jego twarzy nie było uśmiechu.
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyPon 9 Mar - 19:39

Wyminęła siedzącego na ziemi mężczyznę z dość bliska, wcale nie szerokim łukiem, odczuwając mimowolną satysfakcję z faktu, że znacznie nad nim górowała – i że spoczywając na miękkich dywanach mógł z bliska obserwować nowe, skórzane buciki ozdobione perełkami, które sprowadzono z dalekiego Esssos na jej specjalne zamówienie. Rozemocjonowana Haerys zawsze potrafiła kumulować w sobie wiele uczuć na raz: rozżalenia, smutku, lęku, ale i niedorzecznej dumy oraz zachwytu nad własną prezencją. Nic dziwnego, że wybuchała coraz łatwiej i częściej: nagromadzone skrajności musiały wszak znaleźć choć chwilowe ujście, ewentualnie zostać utopione w gorzkim winie, które ciągle czuła na języku. Niezbyt dobre, wolała sok z granatów, dodatkowo wzbogacony miodem; mikstura wzbudzająca u większości ludzi obrzydzenie i przesyt, dla pragnącej słodyczy królewny stanowiła jeden z ulubionych napojów. Rozmarzyła się na moment, być może dlatego tracąc równowagę, chwilowo. Kątem oka zobaczyła podrywającego się do pionu Lancela, dopiero teraz zauważając niewyjściowy strój, przypominający proste, lniane nocne ubrania, które mężczyźni zwykli nosić w zaciszu swych komnat. Rozchełstane, luźne, gotowe do szybkiego zdjęcia; w podobnych widywała często Daerona i choć początkowo krzywiła się na ten brak elegancji, to z czasem senny zapach miękkich materiałów zaczął kojarzyć się jej z bezpieczeństwem i błogością. Na dłużej zawiesiła spojrzenie na rozchełstanej koszuli, na opadających z bioder spodniach, obnażających umięśniony brzuch, na kroplach wody spływających z złotych włosów na mocne barki. Zamrugała gwałtownie, czując, że się rumieni, że pąs zaczyna barwić arystokratycznie jasną skórę, uciekła więc ponownie w najbardziej znaną reakcję – udane kwilenie. Przyciśnięte do skroni palce pomagały też przesłonić spojrzenie, przyszła tutaj nie w czas, zdecydowanie, ale rozkołysany alkoholem umysł nie przejął się tym tak bardzo, jak powinien.
- Tak mnie upo-upokorzyć – kontynuowała płaczliwie, odwracając się znów przodem do wykuszu, a droga sukienka zawirowała wokół jej łydek. Przemawiała chaotycznie, niezrozumiale dla kogoś, kto nie miał pojęcia o wydarzeniach z Wieży Namiestnika, ale Erys po królewsku uznawała, że każdy ma domyślić się, o co może rozkapryszonej dziewczynie chodzić. – N-nie wiesz, na co mnie skazali. Królowa upo-upominająca mnie przy wszystkich, a przecież byłam grzeczna – ciągnęła jęliwie, rozciągnięta emocjami od zakłopotania strojem Lancela, przez chęć wyżalenia się komuś, po bezdenną rozpacz ostatnimi decyzjami rodziny. Szczęśliwie dla Lannistera mimo uszu puściła rozsądne pytania. – A do tego ten strój, jest mi źle w szarości, jak mogli mnie tak ukarać? Czymże zasłużyłam na takie okrucieństwo? Na zepchnięcie mnie do rynsztoka, żeby podawać jadło ubogim? To gorsze niż…niż ścięcie! - machnęła dramatycznie dłonią akurat w momencie, w którym Lancel zaoferował pomoc w zajęciu miejsca; uderzyła go lekko w ramię, niespecjalnie, ale odjęła palce tak szybko, jakby się poparzyła. – Nie dotykaj mnie – pisnęła, tak, jakby mężczyzna właśnie przycisnął ją do ściany albo choć pochwycił za ramię. Przesada stanowiła drugie imię Haerys. Odskoczyła lekko i zachwiała się znów, tak, że opadła na szezlong a strojna suknia podwinęła się aż do kolan. Zakręciło się jej w głowie, przetarła oczy wierzchem dłoni. – Nie jestem słaba – wycedziła nagle, przechodząc z dziecinnej rozpaczy do majestatycznego gniewu – nie mów tak do Haerys Targaryen, córki Aegona III, potomkini Rhaenyry, ty… – zająknęła się, nawet przez przesłonięcie mgiełką alkoholu pojmując, że stał przed nią nie tylko najgorszy wróg – ale zarazem jedyna szansa na to, by wyrwać się z tego okropnego miejsca, z toksycznej rodziny, spod protekcji Baelora i Namiestnika, którzy wcale nie chcieli jej dobra, a tylko upokarzali. Łzy zalśniły w indygowych oczach, gdy po raz pierwszy dzisiejszego dnia spojrzała prosto w zielone tęczówki stojącego nad nią mężczyzny. –… sir Lancelu Lannisterze – dokończyła kulawo, ciszej, dziwnie czując się na siedząco, niższa od złotowłosego rycerza, powstała więc gwałtownie, także dlatego, że wzięła słowa Lwa o duchach na poważnie.
- Duchy? Widziałeś go? Widziałeś tu kogoś? - spytała nagle przejętym szeptem, przyciskając dłonie tym razem nie do skroni, a do piersi, w geście przejęcia. Daeron, czy mógł nie być marą? Przecież pojawił się podczas koronacji, widziała go, tak, jak widziała teraz przed sobą Lancela, śledząc krople spływające z żuchwy po szyi, aż do obojczyków wystających zza rozchełstanej koszuli. Poczuła gwałtowne, niezrozumiałe rozczulenie i tęsknotę, w nozdrza uderzył ją zapach rozgrzanej kąpielą męskiej skóry, słodko-słona aura leniwych popołudni spędzonych w ciepłym łóżku; tak bardzo potrzebowała wspomnianego ducha, wsparcia męskich ramion, kogoś, kto obroni ją przez Baelorem, Viserysem, przed Falyse i Rhaellą, przed całą tą okrutną rzeczywistością. - Potrafisz sam się obronić, ja nie. Wiem, do czego jesteś zdolny i jak zepsuty i brudny jesteś – wychrypiała z odrazą, wbrew niej unosząc drżącą dłoń do góry, by zetrzeć wodę z piersi Lancela. Przycisnęła ją mocniej, prawie wbijając paznokcie w skórę, a później przymknęła oczy, liczyło się tylko bijące pod wrzącą wręcz skórą serce, ciepło promieniujące przez opuszki palców, łagodzące lęk i niesprawiedliwość – łzy spłynęły z kącików indygowych oczu, równie gorące, co ciało Lannistera, nagle kojące, znajome i obce jednocześnie.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyWto 10 Mar - 11:38

Buciki ozdobione perełkami z Essos nieszczególnie zwróciły uwagę młodego lwa, ale nóżki okryte materiałem jedwabnej sukni, którymi przebierała tuż obok niego, już bardziej. Jego spojrzenie utkwione było na jej twarzy - przechodzącej z uczuć satysfakcji, przez lęk, aż po wstyd; dosadny rumieniec na jej twarzy pozwolił mu sobie przypomnieć o stroju - i poprawić spodnie, niedbale obwiązując je położonym przez pościel pasem. Za drzwiami tej komnaty stali jej strażnik i służka, a ona gotowa była w każdej chwili zacząć wrzeszczeć z powodu jego niestosownego stroju - wolał, by podążający za nią ludzie nie mieli powodów uznać tych kaprysów za uzasadnione. Ściągnął złotą brew bez zrozumienia, gdy wreszcie ozwała się, tłumacząc swój stan - w sposób, z którego wciąż nie potrafił nic pojąć.
- Gwoli ścisłości - wtrącił bez przekonania - dopiero zaczynałaś być grzeczna. Grzeczne królewny nie sprzeciwiają się władcy na oczach wszystkich najważniejszych poddanych - pozwolił sobie jej przypomnieć, choć po części miała przecież rację. - Shaena niepotrzebnie się do ciebie zwróciła w ten sposób, mogła milczeć - stwierdził ostatecznie, wzdychając ciężko; miał ochotę jej powiedzieć, że skoro naważyła sobie piwa, powinna je sobie teraz wypić. Shaena nie strofowałaby młodszej siostry, gdyby ta przez cały czas siedziała cicho - fakt, że uczyniła to po fakcie niewiele w tej materii zmieniał. Ale płaczliwy ton Haerys, podobnie jak rozpacz tak dobitnie odmalowana na jej wciąż ślicznej buzi, a może jednak dbałość o własne imię, które przecież postrzegane będzie również przez pryzmat jego żony, kazały mu wziąć królewnę w obronę. Zrobił to przecież również w trakcie uczty - choć nie spodziewał się podziękowań. Przestał, po tym, jak ostatni raz ocalił jej życie. - Jakiej znów szarości? - rzucił, nie pojmując krętego toku myślowego królewny. Suknia, którą na sobie miała, była piękna i podkreślała każdy atut jej kobiecości, bez wątpienia nie była też szara. Uniósł w górę jedną brew. Czy gdzieś w jej sukni zaplątała się szara nitka i problem ten urósł do tak rozległego dramatu? - Czekaj - żachnął się, gdy słowa królewny zaczęły układać się w sens - tylko pozorny, bo sensu pozbawiony. - O czym ty mówisz? Jakie jadło, jakim ubogim? - Czy nic nie pamiętała z uczty? Czy jej szaleństwo zabrnęło aż tak daleko, by uznać kolację za odbywającą się z udziałem biednych? Powinna spocząć - chciał jej w tym pomóc, lecz melodramatycznie obijająca się o niego dłoń prędko te plany zrujnowała; uniósł obie w obronnym geście, gdy tylko zażyczyła sobie dystansu - nie zamierzał wyrywać sobie jej bliskości siłą. Pamiętał postawność strażnika za drzwiami - i miał jego sylwetkę w głowie, gdy odnalazł spojrzeniem odsłonięte kolana królewny, gdy tylko ta opadła na miękki szezlong. Buntownicze słowa go nie zaskoczyły - ze spokojem spoglądał w jej niezwykłej barwy oczy, gdy w zapowietrzeniu szukała odpowiedniego epitetu, ostatecznie wyzywając go... jego rycerskim tytułem? Czy ostatnia zimna kąpiel sprowadziła na nią gorączkę, której plony właśnie zbierał? Nie rozumiał jej - ni trochę, z dezaprobatą kręcąc głową.
- Chyba potrzebujesz odpoczynku, królewno - stwierdził krytycznie, chwytając butelkę wina znajdującą się na stoliku toż obok szezlongu, rozlewając alkohol do dwóch kielichów. On też potrzebował odpoczynku - może nawet bardziej niż ona, bo przechylił własne naczynie na raz, drugie dopiero po chwili wręczając samej Haerys. - Co? - Zmierzył ją zdezorientowanym spojrzeniem. - Kogo? - Kogo miałby widzieć? - Tak, grono Innych, którzy próbowali mnie porwać za północny mur. Dość tych bzdur. Duchy nie... - próbował oświadczyć, jasno i stanowczo, (nie)cierpliwie, ale zachowanie królewny całkiem wytrąciło go z pantałyku, gdy sięgnęła dłonią ku jego piersi - serce zabiło mocniej, gdy poczuł na skórze dotyk jej dłoni; czuły i ostry zarazem. Przed momentem kazała mu się nie dotykać - ale teraz widział jedynie kryształy łez spływające po jej policzkach. Zepsuty. Brudny. Wspomnienia wracały echem, sceny, obrazy, tych samych łez, wykrzywionych ust, tej samej dłoni uwieszonej gdzieś jego uściskiem, nad głową, wspomnienia ciepła i rozkoszy, wspomnienia strachu. Jej gest sprawił, że niemal nie słyszał sensu wypowiedzianych słów. Nie poruszył się - zupełnie jakby bał się, że spłoszy ją jak leśną sarnę. A może to strach go sparaliżował - albo pragnienie tego, czego mieć już nigdy nie mógł.
- Zamierzasz teraz szczuć mnie strażnikami, Haerys? - zapytał, zadzierając głowę nieco wyżej - by wydać się przy niej wyższym, górować nad nią mocniej. - Jestem rycerzem. Nie znajdziesz strażnika, który walczy równie dobrze, co ja. - Choć siatka rozlanych fioletem sińców na jego piersi mogła podpowiadać co zgoła innego. - Mam nadzieję, że ten, którego tu przywlokłaś, wie przynajmniej, za który koniec trzyma się miecz. Jeśli chcesz mnie straszyć, przynajmniej nie rób tego miernotą. - Nie, nie zamierzał uczynić jej krzywdy, a bliskość strażnika tak naprawdę budziła w nim obawę - obawę, którą mógł jedynie ośmieszyć słowem. Ale w bliskości, jaka nagle między nimi zaistniała, słowa zdały się mieć mniejsze znaczenie - zamarł, choć wiedział, że nie zamarło jego serce, bijące pod jej dotykiem niby gromki dzwon - rozbudzone, częściowo zlęknione straży, częściowo złaknione dotyku. Wpatrywał się w jej przymknięte powieki, nie rozumiejąc już niczego. Dziwność chwili naznaczona niespotykaną dotąd aurą przeciągała się między nimi w nieskończoność - w końcu uniósł bez przekonania lewą dłoń, by złożyć ją na talii królewny, w delikatnym, opiekuńczym geście - wpierw same palce, później dopiero całą dłoń. Mógł bez trudu objąć jej talię. - Opowiedz mi, co się stało - poprosił, tonem innym niż wcześniej, może za sprawą osłupienia, zaskoczenia jej zachowaniem, a może uświadomiwszy sobie, że nie mogło wziąć się to znikąd. Nie przyszła do niego bez celu. I dało się wyczuć od niego pewne wahanie - może lęk - przed tym, co mógł usłyszeć.

kostki:
odporność: (18+40)/2+2=31 - piję tak niezbyt elegancko
siła woli: (39+3)/2+2+3+5=31 - (nie) ulegam królewnie, ale bardzo próbuję
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyWto 10 Mar - 21:15

Jak zwykle Haerys przesiewała usłyszane słowa, pieczołowicie wybierając te, które pasowały do wizji świata, osoby lub aktualnego nastroju. Zdanie o braku sprzeciwu grzecznej królewny wobec władcy zignorowała, smutek i samotność gasiły gniew, który mógłby wybuchnąć rozpaczliwym krzykiem; zrobiła wszystko dobrze, to świat był niesprawiedliwy, wolała więc skupić się na tym, że znienawidzony Lancel również uważał zachowanie królowej za pozbawione sensu. Srebrzystowłosa chlipnęła raz jeszcze, w końcu łapiąc dech i chwilę spokoju na tyle, by przestać wyjękiwać pozbawione większego sensu ułamki historii. – T-to królowa, nie możesz tak o niej mówić, tylko ja to mogę, jestem jej siostrą…ich siostrą – wychrypiała, z przyzwyczajenia broniąc jak lwica swej rodziny, nawet jeśli przed momentem wypłakiwała swe pretensje wobec zachowania Shae. Uniosła wyżej brodę, lśniącymi od łez oczami wyzywająco wpatrując się w Lannistera. – Dobrze wiesz, że mówiłam mądrze, ten pokój to jakaś…jakaś farsa! – zacietrzewiła się, słabiej jednak niż zazwyczaj, co mogło jasno wskazywać na ograniczone siły psychiczne i fizyczne. Pełne, kusząco wykrojone usta zaczynały pierzchnąć, chciało się jej pić, chciało się jej płakać, chciało się jej tańczyć i śpiewać, a karuzela emocji i pragnień nie zatrzymywała się, pędząc jeszcze szybciej i wywołując zawroty głowy.
- Mam przebrana za septę wydawać jadło ubogim, w rynsztoku, w brudzie – wyznała w końcu zbierając irracjonalne popiskiwania w jedną, werbalną całość. Drobne ramiona zatrzęsły się z oburzenia a piąstki zacisnęły się na brzegu szezlongu. – Przez cały…cały jeden dzień, przez kilka długich godzin tego okrucieństwa, tej bezpodstawnej kary – dodała, ponownie się rozpłakując, żałośnie, z pochyloną do przodu główką, a srebrne włosy przesłoniły twarz i górną część sylwetki lśniącą kurtyną. Barki wstrząsał szloch, na szczęście elegancko bezgłośny, ograniczony do pochlipywań. – Mówił, że to dla mojego bezpieczeństwa, ale…ja tak źle wyglądam w szarym! Co, jeśli złapię wszy? Albo dotknę jakieś brudnej ręki? Przecież ja nie zniosę tego ulicznego smrodu – kontynuowała, w końcu się prostując i wstając, wzburzona i zrozpaczona zarazem, wręcz trzęsąca się z nadmiaru emocji. – Nie potrzebuję odpoczynku, potrzebuję…sprawiedliwości! – prawie zakrzyknęła, raczej zabawna niż po królewsku majestatyczna, ale oczy zalśniły nie tylko łzami, ale i pasją. Nawet nie zerknęła na kielichy, tak rozemocjonowana, że na razie nie spostrzegła symbolu zagrożenia, alkoholu, który niedługo miał krążyć w żyłach Lancela: na razie uznawała, że nalał do naczyń wodę lub sok. Nie odrywała przecież spojrzenia od męskiej twarzy, od żuchwy, profilu nosa, złotego cienia zarostu na nieco opalonej skórze. Oblizała nerwowo własne usta, mrugając gwałtownie, gdy usłyszała o Innych. – Co? – powtórzyła jak echo, zdezorientowana i odrobinę wystraszona. – ]Widziałeś tu Innych? Gdzie? To niemożliwe – struchlała nieco, ściszając głos do szeptu i robiąc jeszcze jeden krok naprzód, zalękniona. Wierzyła w duchy, ba, widziała je, widziała Daerona, widziała jedynego mężczyznę, który mógł ją ochronić. Łzy znów przesłoniły spojrzenie, alkohol igrał z szaleństwem pulsującym w jej żyłach, drżeniem przenoszącym się na przyciśniętą do klatki piersiowej Lancela dłoń. – Kto cię zranił? – wyszeptała prawie bezgłośnie, sunąc opuszkami palców po zasinieniach, szpecących rycerską skórę. Daeron też powracał z wojen z śladami walk, rozczulenie i tęsknota znów ścisnęły ją za gardło, a gdy Lannister dumnie uniósł głowę, prawie zupełnie oddzieliła lwią przystojność od tak znajomego ciała, tak ciepłego, tak kuszącego, by rozgrzać się w sile ramion, zapomnieć o niebezpieczeństwie, skryć się przed krytyką, pozwolić się sobą zaopiekować; nie musieć walczyć z Baelorem i Rhaellą, nie bać się kolejnych decyzji Króla, umknąć przed publicznymi upokorzeniami. – Sir Daemon nie jest miernotą, znasz go przecież, to wspaniały rycerz – zwróciła mu uwagę nagle pieszczotliwie, czule, tak, jak zwracała się do Daerona – bo przecież po części on stał tuż przed nią, znając wszystkich strażników. Tęsknota i alkohol igrały ze zmysłami, w jednym momencie budząc lęk, w drugi zaś rozczulenie i pragnienie…poczucia się dobrze, jak w domu, prawdziwym domu, nie tym domem szaleńców, w który powoli zamieniała się Twierdza Maegora. Rozchyliła oczy, dalej nie podnosząc głowy, badając palcami ciepłą skórę; druga dłoń przesunęła się na ciało Lancela ostrożnie sunąc po obitych żebrach, zostawiając cieniutki, czerwony ślad po paznokciach, wbijających się w zadziwająco twarde mięśnie brzucha, tak wyraźnie rysujące się pod skórą: musiał niedawno ćwiczyć, uśmiechnęła się nieprzytomnie i płaczliwie zarazem. – Baelor ukarał mnie za moje zachowanie…mnie, Falyse i jej syna. Do tego…tak bardzo upokorzył Shaenę, naszą słodką Shaenę – zaczęła mówić cicho, trochę nieprzytomnie, z pochyloną głową, ciągle dotykając ciała Lannistera, jakby błądzenie palcami po przypominającym rzeźbie przedzie męskiej sylwetki było słodką odskocznią, zabawą, pozwalającą skrzywdzonemu dziecku na opowiedzenie o najtragiczniejszych doznaniach ostatnich dni. – Miałam cały tydzień bratać się z pospólstwem, w brudzie…ale udało mi się zmniejszyć karę. I tak uważam ją za zbyt wysoką, nie zrobiłam przecież nic złego, prawda? – powtórzyła naiwnie, nagle powracając do własnego cierpienia; z nadzieją i skargą, ciągle nie podnosząc wzroku. Nie chciała, by to uczucie bezpieczeństwa zniknęło, pragnęła zatrzymać je na dłużej, wdychając słodko-słony zapach mężczyzny. – Baelor…on…uznał za swego dziedzica Elara. To…niedorzeczne, mieliby z Shaeną takie piękne dzieci…malutkie, zdrowe, srebrzystowłose dzieci…A ja miałabym śliczne siostrzenice i uroczych bratanków- ciągnęła dalej nieprzytomnie, niepomna sugestii o dyskrecję; musiała zrzucić z siebie ciężar podjętych przez Króla decyzji. A kto pozostał jej do podzielenia się tymi wieściami? Nikt, nie ufała już żadnemu z Targaryenów, bezgraniczna miłość zginęła razem z Daeronem, który wydawał się w tym sennym, hipnotycznym momencie niezwykle bliski. Znów przymknęła oczy, oddychając głęboko, powoli, uspokajając się, bo tak właśnie Daeron łagodził jej lęk, gasił rozpacz, troszczył się o nią, otulał oddechem i dotykiem. Na początku kierował jej nieśmiałymi palcami, później już nie musiał tego robić. – Boję się – wyznała szeptem, jak zwykle szukając schronienia w ramionach mężczyzny, który odszedł na dobre…ale czy na pewno, czy nie widziała go podczas uczty w tłumie ludzi, czy królewski profil nie lśnił w płomieniach, czy nie stał teraz przed nią, żywy, bliski, nieustępliwy, odważny, gotowy na to, by ochronić ją przed wszystkim, co złe? Dziewczęca dłoń zsunęła się aż do krzywizny biodra rycerza, drżąca, niepewna, kierowana instynktem, tęsknotą, pragnieniem poczucia się dobrze. I bezpiecznie. Przy marze kogoś, kogo kochała najmocniej na świecie – i przy ciele kogoś, kto skrzywdził ją jeszcze mocniej.
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptySro 11 Mar - 18:16

Cicho westchnął, nie spodziewał się wszak niczego innego z ust rozżalonej królewny - a już z całą pewnością nie rozsądnego osądu.
- Oni też tak uważają? - Chyba nie - Baelor nie wydawał się zachwycony zachowaniem młodszej siostry, raczej podłamany. Shaena dobitnie oznajmiła, co o tym sądzi. Oczywiście, że miała rację, pokój z Dorne był farsą, podobnie jak przebieg całej koronacji, począwszy od kwiatów we włosach władcy, na jego bosych stopach skończywszy. Targaryenowie dali się poznać Westeros od różnych stron, ale chyba żaden pośród władców w ten sposób, co Baelor. Ciekaw był, jaki przydomek zaskarbi sobie swoim panowaniem. Bracia Haerys nie mieli smykałki do polityki, ale Lancel zdusił w sobie chęć wypowiedzenia tych słów an głos - nikt nie wiedział, gdzie mogły kryć się ptaszki, czy to władcy, czy namiestnika, który zapewne będzie próbował ratować honor rodziny. - Nie wiem, czy wolno mi przytaknąć, królewno, nie jestem tobą, by móc krytykować Jego Wysokość - odparł spokojnie, drażniąc się z nią umyślnie; naturalnie, że warunki pokoju były farsą - wojna domowa wisiała na włosku. Ale zdradzanie obaw królewnie nie byłoby rozsądne, zbyt łatwo i zbyt lekko niosła słowa dalej. Dobry humor jednak prędko zrujnowały rewelacje, które przedstawiła.
- Co? - Powtórzył echem po raz trzeci, Haerys Targaryen, jego narzeczona, jego przyszła żona, przyszła lady Lannister, przyszła lady Casterly Rock, matka dziedziców Skały, przyrzeczona mu królenwa, miała zostać ośmieszona na oczach całego Westeros. Baelor był szalony, jeśli miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości wcześniej, teraz - teraz już mógł być pewien. Jak mógł potraktować w taki sposób własną siostrę - wysyłając ją w wełnie, by mieszała się z biedotą?  - To żart? - Chciał się upewnić, spoglądając w jej oczy - przecierając dłońmi skronie, mógłby powiedzieć o tym panu ojcu, poprosić go o interwencję u władcy, ale nie sądził, by ten przychylił się jego prośbie - wystąpienie Haerys wzburzyło jego ojca chyba nawet bardziej niż władcę, nie był też pewien, czy do końca zdawał sobie sprawę z potencjalnej wartości smoczej krwi z gałęzi zmarłego króla u jego dzieci. - A jeśli ktoś cię zobaczy? Rozpozna mimo tego śmiesznego stroju? Rozpozna w tym śmiesznym stroju? - Pokręcił głową, ze zdezorientowaniem, nie chciał żadnych więcej plotek na temat jego przyszłej żony - i tak było ich niebezpiecznie dużo. - Przykryj twarz - rzucił - Wszy ciągnie gładkie dziewczęce lico, im mniej cię będzie widać, tym mniejsza szansa, że na ciebie przeskoczą - Musiał jej powiedzieć cokolwiek, co będzie wystarczającą motywacją, by ukryła się tam najmocniej, jak była w stanie. Lady Casterly Rock obcująca w brudzie z wszami - co pomyślą sobie o nich możni Zachodu? Czy ktoś taki wzbudzi u nich szacunek? A może - czy dało się to wykorzystać inaczej, zdobyć miłość ludu, uznanie w ich oczach, stać się przypadkiem królową ich serc? Powinien pomówić z Casterem, nie mogli jej tak po prostu zostawić. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. - Szczęście, że to tylko kilka godzin - Znacznie mniejsza szansa, że ktoś popamięta jej twarz. Smród i bliskość ubogich przeżyje, znacznie gorzej byłoby z plotkami, które bezdusznie mogły przetoczyć się przez wszystkie Siedem Królestw  - o królewnie przebranej w septę z woli brata-władcy. Musiał się napić - uzupełnił krwistym trunkiem pusty kielich, wypijając drugi - również jednym haustem. - Oni nie istnieją, królewno - mruknął ze znudzeniem, zniecierpliwiony jej dziecięcym lękiem; nie wziął go jako objawów czegoś poważniejszego ponad lęk przed opowiadanymi dzieciom baśniami lub ludowymi porzekadłami. Przyglądał się jej z uwagą, dziwnym napięciem, gdy zwróciła się ku niemu - gdy podchodziła nieśpiesznie, dziwnie, trochę jak nie ona. Coś knuła, był tego pewien.
Ale ona - ona powiodła dłonią wzdłuż linii zasinień, z jeszcze dziwniejszym rozczuleniu wymalowanym na twarzy. Niemal czule. Niemal troskliwie pytając, kto winien, mącąc w głowie słodkim głosem; hausem wypity alkohol zaczynał rozlewać się w żyłach, skracając między nimi niewidoczny dystans poszarpany tysiącem uderzeń.
- To nic - odpowiedział, nie poruszając się ani o krok; jego serce biło coraz mocniej i coraz głośniej. Miał na ciele wiele ran, obić, zasinień, ostatnio nawet poważniejszych ran - przegrana potyczka z leśnym dziwakiem mogła kosztować go życie. Ale wyszedł z tego cało, jak kot tracący jedynie któreś z wielu żyć. Dużo ćwiczył. Dobrze walczył, ale hartował swoje ciało - by stać się lepszym. Starta skóra zarastała twardszą, obity mięsień z czasem stawał się hardy jak skała. - Nawet nie wiem - nie zdążył zapytać o jego imię. - Spotkałem go w lesie, walczyliśmy. Był ode mnie szybszy. - I choć był już stary, załatwił go jak dziecko. Za parę dni miał się z nim spotkać i wyrównać rachunki. Ściągnął brew, nie znał sir Daemona, nie rozumiał słów królewny, ale docierała do niego jej czułość, pieszczotliwość, dłoń sunąca wzdłuż ciała z przyjemną bolesnością; wiedział, że winien zapiąć koszulę, że za drzwiami stał strażnik, że nie powinien na to pozwolić - ale jak trudno było się od niej odsunąć, gdy na jej twarzy objawił się tak czuły uśmiech. Nie zaprzeczył jej słowom. Zamiast tego słuchał dalej, poznając sekrety zza królewskich zasłon. Jego dłoń pewniej spoczęła na jej wąskiej talii, gdy błądziła opuszkami palców dalej - czulej - muskając mięśnie brzucha, które mimowolnie napiął, po części z rosnącego napięcia, po części chcąc zaprezentować się lepiej. Coraz trudniej było mu się skupić na słowach królewny.
- Nie - szepnął krótko - oczywiście, że nie - Sprzeciwiłaś się tylko władcy, bratu swemu, na oczach możnych wszystkich Siedmiu Królestw i wszystkich siedmiu wielkich lordów, podważając sens jego władzy, podważając jego autorytet i ośmieszając go w ich oczach. Ale czy umiałby jej to powiedzieć prosto w oczy, gdy błądziła przy nim tak... inna? Zakręciło mu się w głowie, ale nie powiedział ani słowa - nie poruszył się też, szukając równowagi unosząc drugą dłoń, by złożyć ją na plecach Haerys, powoli, jak do nieoswojonego dzikiego kota. Małej lwicy?
- Zdaje się, że to dopiero początek cierpień, jakich zazna od niego Shaena - westchnął cicho, miał w niej przyjaciółkę, nie chciał jej krzywdy. Ale wola władcy była wolą ostateczną. Przeczucie go nie myliło, korona nie mogła przynieść jej szczęścia. Pamiętał słowa Castera z koronacji, ponoć tron niewygodny był dla każdego, kto na nim zasiadał. Uczynienie kuzyna Haerys następcą Baelora stawiało ich w dobrej sytuacji - tych dwoje pozostawało ze sobą w dobrych relacjach. Uniósł spojrzenie nad jej ramieniem ku oknu otwartego na zatokę, na krótką chwilę zapatrzywszy się w krajobraz. Wyglądało na to, że królewna wyszła z jakowejś narady - czy to wszystko, czego się na niej dowiedziała, czy to raczej wszystko, co zostało na niej poruszone? - A co z synem starego Arryna? - zapytał, resztkami przytomności przywołując obraz wściekłego Corwyna - miał nadzieję, że król nie będzie miał litości; dla rodziny Lancel był gotów zrobić wszystko, a ten - groził Leanie. - On też groził twojej siostrze - przypomniał, usprawiedliwiając swoje pytanie, Czerwona Twierdza huczała od plotek na ten temat. Ale czy mógł o tym myśleć teraz? Jego oddech przyśpieszył, gdy poczuł jej dłoń na krzywiźnie bioder - uniósł głowę ponownie, chcąc wziąć Haerys w ramiona, otulić subtelnym, czułym dotykiem, może naprawdę widział ducha, może to mu się tylko śniło? Nie powinien stać tak blisko - nie powinien był do tego dopuścić - ale też nie potrafił się odsunąć. Pachniała tak pięknie, wonnymi olejkami, a jedwab jej włosów był tak samo miękki jak wtedy. Przymknął oczy, ukrywając ich zieleń, gdy wyznała swój strach. Rodzina nie wzięła jej w opiekę, pozwalając na to upokorzenie.
- Ciii - szepnął jej przy uchu, cicho, ledwie dosłyszalnie i ledwie świadomie. - Czego się boisz? Jestem przy tobie - bezwiednie, odurzony po części alkoholem, a po części jej bliskością, nie odnajdując we własnych słowach absurdu. Oparł brodę na jej głowie, nie rozumiejąc ani tego, co robiła ona ani tego, co robił on sam. Gdy nie uciekła, jego uścisk zyskał na pewności, zamieniając się w klatkę jak ze stali. Silną i zdecydowaną obietnicę, że zawsze będzie. - Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić - A co, jeśli będę to ja sam? Jak śmiesznie musiały brzmieć jego słowa - zaślepiony, odurzony, nie widział tej śmieszności. A może po prostu powiedziałby wszystko - byleby królewna nie odejmowała dłoni z jego ciała. - Przecież wiesz - Obroni ją nawet przed ośmiornicą - czy można było prosić o większe poświęcenie? Nie rozumiał nagłej zmiany, wezbranej czułości, ale nie zastanawiał się nad nią dłużej niż chwilę - wiedząc, że podobna okazja pewnie nie powtórzy się prędko, nawet jeśli nie mógł ani nie zamierzał sprzeciwiać się woli władcy.

kości:
1. piję - odporność (97!!!!+40)/2+2=71
2. opieram się królewnie a raczej próbuję - siła woli (15+3)/2+5+2+3=19
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyCzw 12 Mar - 9:20

Łypnęła na Lancela niechętnie, skrzącym się od smutku wzrokiem – bardzo nie lubiła, gdy zadawał rozsądne pytania, burzące piaskowe, misterne konstrukcje wyobrażeń naiwnej Haerys o świecie i rządzących nim zasadach. – Oni zabili mi brata, zabili nam brata – wycedziła łamiącym się z rozpaczy głosem, tak, jakby brutalne morderstwo Daerona było wytłumaczeniem na wszystko, ostatecznym argumentem, którego używała niezwykle często, innych wszak nie posiadała. Nienawiść do Dornijczyków buzowała w smoczej krwi, domagając się ostatecznej zemsty, zranienia dzikusów z Południa tak, by zabolało ich jak najmocniej, by cierpieli jeszcze głębiej niż pogrążona w żałobie Korona, by utracili przywódcę, Ojca, Wojownika, brata, przyjaciela, kochanka – tak, jak utraciła go Erys. Jeden mężczyzna, stanowiący fundament zdrowia psychicznego skrzywdzonej dziewczyny: czy kogokolwiek powinno dziwić jej chwiejne zachowanie? Utraciła grunt pod nogami, a dopiero przecież uczyła się chodzić, rozsądniej stawiać kroki w politycznym tańcu dorosłości, gdzie królewna stanowiła kartę przetargową i finansowy zasób. Mający trafić do Casterly Rock, niczym klejnot oczekiwany w skarbcu bogatego rodu.
- Masz rację, tobie krytykować nie wolno – przyznała niechętnie, odnotowując, że Lancel mimo wszystko okazywał Królowi szacunek. Coraz więcej wskazywało na to, że podjęta przed laty decyzja Daerona i Daenary była więcej niż sensowna. Gardziła Lancelem, bała się go, najchętniej okładałaby go piąstkami, ale nie była aż tak zaślepiona niechęcią, by nie dostrzec, że w tych okolicznościach stał się jednym z niewielu prawdziwych sojuszników. Wyważonych, rozsądnych, potrafiących oddać hołd władcy, jakikolwiek by on nie był. Oczywiście Haerys nie podobały się – lekko ujmując – decyzje brata, lecz większe oburzenie budziłaby w niej pogarda dziedzica Casterly Rock wobec rządzącego Baelora. Nawet, jeśli ten skazywał ją na męki niedopasowanego stroju i narażał na potworne niebezpieczeństwo dotknięcia brudnych rączek pospólstwa. Wyczuła, że Lannisterowi nie spodobało się to równie mocno, jak jej, ponownie więc łzy napłynęły do oczu: od nowa przeżywała upokorzenie, trafiając w końcu na kogoś, kto rozumiał nieadekwatne okrucieństwo makabrycznych decyzji. – N-nie, nie żart, potworna prawda…miałam to robić cały tydzień, ale udało mi się skrócić te… tortury – zakwiliła, przykładając wierzch dłoni do czoła w omdlewającym geście, mimo to zerkając spod półprzymkniętych rzęs na Lancela, z ukontentowaniem zauważając jego przejęcie i oburzenie. Potrzebowała tego, bardzo. Nie słów o tym, że pomoc najbiedniejszym jest naturalna, że Shaena robiła to regularnie, że nic złego się jej nie stanie, że to cudowny test charakteru i złagodzenie wizerunku królewskiej rodziny. Łaknęła oburzenia, gniewu i współczucia, uspokoiła się więc nieco, gdy otrzymała te uczucia od stojącego przed nią mężczyzny. Chlipnęła jeszcze raz, tłumiąc czknięcie. – Nie zrobię tego w ogóle, udam, że się rozchorowałam – stanęła na palcach, by zdradzić mu sekret prosto do ucha,, chichocząc pod nosem. Rzecz jasna było to czcze marzenie, wątpiła, że tak łatwo uniknie konsekwencji, ale w tym pijackim stanie wszystko wydawało się jej możliwe. – Okropnie wyglądam w szarości, jak trup albo jakaś chowana w zgniłej piwnicy służka – jęknęła żałośnie, opadając z powrotem na pełne stopy. Otworzyła szeroko oczy, irytacja Lancela, początkowo kojąca własne niezadowolenie, przybierała na sile, burząc nieco sielankową radość z odnalezienia sojusznika w narzekaniu na karę. – Nie chcę wszy; powiedz, że na mnie nie przeskoczą, nie mogę ich mieć, są obrzydliwe – tupnęła nogą z niezgodą i rozpaczą, przytrzymując się dłońmi jego klatki piersiowej. – Czy ty sugerujesz, że wyglądałabym w czymś śmiesznie? – rzuciła nagle wrogo, olśniona, że Lancel właściwie ją obraził. To nic, że sama lamentowała nad własną brzydotą w stroju septy: narzeczony powinien nawet w szarości uważać ją za boginię i zaprzeczać płaczliwej samokrytyce. Miał też inne zobowiązania, na przykład ochronę przed duchami, przed widmami Innych, najeżdżających Królewską Przystań. Baelor nawiązał pokój z mordercami brata i króla: nic już nie powinno ich dziwić.
Ponownie powstrzymała czknięcie, zerkając na wilgotne od wina wargi Lancela: zapach alkoholu obudził w niej podejrzliwość, na krótko jednak, choć woń przypominająca bolesną przeszłość igrała z poczuciem bezpieczeństwa, gwarantowanym przez silne ramiona.
- Przeze mnie też miałeś siniaki? – spytała niczym niewiniątko, choć nie bez satysfakcji, obrysowując drżącymi opuszkami palców kształt na męskiej piersi. Przypominał serce, był uroczy – i czy fioletowe cienie nie przypominały małych skrzydełek? A może to smok? Zaśmiała się znów, perliście, słodko, nieprzytomnie, owiewając alkoholowym oddechem męską szyję. Smok, młody smok, tatuaż i wizja na umięśnionym ciele. – Przywiozłeś mi coś? Jakiś prezent? Zawsze mnie obdarowujesz…-szepnęła tęsknie, odrobinę zniecierpliwiona. Tak, otrzymywała błyskotki, suknie, chusty, biżuterię, Lannisterzy byli bogaci, a Daeron po wojennych podbojach obsypywał ją przedmiotami mającymi wynagrodzić rozłąkę. Ukoić ból, pocieszyć ją. Dwie sylwetki mieszały się w jedno, wino rozmywało granice, a lęk nakazywał szukania łagodności tam, gdzie dotąd widziała tylko kolce niemożliwego cierpienia.
Pokręciła powoli głową, a srebrne włosy opadły na ramiona, plecy, dłonie Lancela przytrzymującego jej wąska talię. – Nie, oni będą się kochać. Muszą. Jak brat i siostra. A potem będę bawić te pulchne niemowlęta – zagruchała radośnie, snując niedorzeczną wizję przyszłości. Chciała okłamywać samą siebie, poddać się falom ciepła, zalewającym jej ciało, giętkie, miękkie, nieunikające dużych, spokojnych dłoni, raczej przytrzymujących ją niż zagrażających. – Z kim? – spytała niezbyt zainteresowana, pochylając się ku niemu, by zapomnieć, by zbliżyć się do niego, do kogoś, kto o nią dbał, kto nie skazywał na strój bzdurnej kapłanki, kto zgadzał się z nią w niemalże każdej kwestii. – Ach, sir Corwyn? On chyba też ma się przebrać za septę – wychrypiała chichocząc, nagle zakłopotana i przejęta, bardziej skupiona na ciele mężczyzny niż na rozmowie. Napięta linia mięśni kusiła, przypominała historię, inną bliskość, inną miłość, ale to samo poczucie bezpieczeństwa. Rozpływała się w jego ramionach, palce zwinnie zsunęły się jeszcze niżej, instynktownie, tak szukała pocieszenia przez długie księżyce, tego nauczył ją Daeron. - Nie chcę być septą…nie chcę, żeby moi bliscy się kłócili…Boję się o nich, o mamę, o królestwo – wyznała prawie bezgłośnie, z pochyloną głową, z jednej strony roztkliwiona, z drugiej rozgrzana, zagubiona, stęskniona i gniewna.- Boję się narzeczonego, boję się małżeństwa – kontynuowała na granicy szeptu, zwierzając się Młodemu Smokowi, choć tak naprawdę go tam nie było, a jej słowa można było uznać za retoryczną figurę. Za przejaw szaleństwa? Wzięła głęboki, szybki oddech, gdy jedna z jej dłoni wsunęła się za szorstką, prostą tkaninę męskich spodni. Żar buchał z jego ciała, znów, obcego i znajomego, gorącego, twardego. Już nie był chłopcem, był w pełni mężczyzną, narzeczonym, rycerzem, mężem. Rumieniec zalał nie tylko jej szyję, ale i twarz, którą, zawstydzona, przycisnęła do piersi Lancela, nie chcąc, by ją widział, gdy podążała za instynktem, za nauką odebraną od brata, za pragnieniem, by ktoś się nią zaopiekował. A poczucie bezpieczeństwa miało swoja słodko-gorzką cenę, chwiało moralnością, lecz czy miała cokolwiek więcej do stracenia?
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyCzw 12 Mar - 11:58

Zacisnął zęby, ignorując westchnienie; Haerys już dawno temu powinna porzucić myśli o Daeronie, jej brat, umiłowany brat, który zgarniał całą miłość królewny, był trupem przeżartym przez żmije, upokorzonym, pozbawionym korony, równie martwym co głupim za życia. Dorne było tylko jednym królestwem - dało się go podbić znacznie mniejszym kosztem, niźli uczył to smok, tymczasem jego pokraczne taktyczne posunięcia budziły zachwyt niewiast wzdłuż i wszerz Westeros. Może po prostu błędem było wymagać od owych niewiast rozsądku...
- Twój brat i nasz król pojechał na wojnę, którą rozpętał i zginął. Przykry to los, ale z pewnością nie niespodziewany - westchnął, przewracając oczyma, gdy po raz kolejny nie wychwyciła ironii - będzie się musiał z tym oswoić. Zaczynała boleć go głowa - przyszła lady Casterly Rock w brudnych szarych łachmanach przez cały tydzień; jeśli miała pomagać biednym, to mogła to robić w perłach i jedwabiach, tak, by nikt jej nie zapomniał dostrzec - nie niby szara mysz wrzucona między inne, być może przypadkiem rozpoznana przez zbyt ciekawskie oko. Nieszczęście, doprawdy. - Nasz król jednak zna łaskę - westchnął, kręcąc niechętnie głową. Jak Baelor mógł tak traktować własną siostrę? Wysłuchał planu wyszeptanego mu na ucho, ściągając brew z niezadowoleniem; ustępującemu szybko kolejnemu westchnieniu, nieco kręciło mu się w głowie, a jej szept przyjemnie drażnił ciepłem jego skórę. Ledwie się odsunęła, obniżył głowę ku niej, by odpowiedzieć w tym samym tonem - cicho, jakby za zasłoną mogli stać czyiś szpiedzy:
- Król nadwyrężył kontakty z Tyrellami. Poproś, byś mogła wziąć udział w ceremonii zaślub w Wysogrodzie, by uszczęśliwić ich swoim urokiem. Wystarczy, że pochorujesz się na tyle długo, by zdążyć wyjechać, nim nadejdzie kara - Król nie był głupcem, ale gdy nie zostawało już nic innego, można się było bronić tylko desperacją. Przeciągnięcie kary jej nie usunie, ale odłożenie jej w czasie przynajmniej na chwilę czyniło ją... nieco mniej realną, jakby w swojej istocie nie była jeszcze wystarczająco absurdalna. Nie powinien jednak podjudzać Haerys - widział przecież, do czego była zdolna w trakcie uczty - tak jak wiedział, że nie zawsze będzie w stanie zapanować nad jej iście smoczym temperamentem. Puścił jej narzekanie mimo uszu, to nie ubytków na jej urodzie się obawiał, a ośmieszenia i utraty prestiżu, jaki wiązał się z posiadanym przez nią tytułem - tak jakby mało było plotek, które wokół niej obrastały; mimo to mocniej uchwycił jej talię dłońmi, wspierając ją, gdy opadała z powrotem na stopy - skupiając wzrok na jej źrenicach. - Po prostu bądź ostrożna. Jeśli wszy cię nie rozpoznają, tak jak otaczający cię ludzie, to nie będą chciały cię też... zaatakować. Po co miałyby się osadzać na zwykłej sepcie? - rzucił, bez przekonania, ale jeśli królewna nie potrafiła wychwycić najprostszej ironii, to i tego oczywistego kłamstwa pojąć nie powinna. Przeniósł spojrzenie na jej dłonie - piąstki zaciśnięte na jego koszuli, przełknął ślinę. - Na pewno nie aż tak śmiesznie, jak syn Arryna - przyznał, odnosząc się do dalszych rewelacji królewny, w kontekście pozostałych decyzji Baelora ta nie wydawała mu się wcale niedorzeczna. Jeśli król zechciał przebrać Corwyna za septę, by i on podawał posiłki biednym, miał do tego prawo, bo był królem. Ale znaczyło to również, że z Królewskiej Przystani należało się ewakuować czym prędzej się dało. Nie do końca pojmował, w jaką pułapkę pozwolił się wprowadzić; był młody, nie znał jeszcze pełnej palety kobiecych sztuczek i nie wiedział, że nie zaprzeczając jej słowom momentalnie, właściwie skakał w przepaść - przecież obydwoje wiedzieli, że królewnie nie przystawało bratać się z pospólstwem.
- Masz za drobne piąstki, królewno, żeby pozostawić nimi ślad na skórze - odparł lekceważąco, prężąc się z dumy niby lew; winna wiedzieć, że był rycerzem, zdolnym, silnym, pełnym werwy - naznaczyć jego skórę sińcami nie było wcale tak łatwo, jak się jej zdawało. Jego serce biło mocno, kiedy dotykała dłońmi jego nagiej skóry, obrysowywała kształt rany; bolało, każdy dotyk bolał - zaciskał zęby, ale starał się, by jego szczęka nie zadrżała, nie chciał tym epatować, okazać słabości - od najmłodszych lat uczony, że nigdy słabości nie będzie mógł okazać. Był pierwszym synem lorda, przyszłym Namiestnikiem Zachodu, miał niby posąg nieść schedę chwały swojego rodu. Ale jego serce - serce biło szybko, gdy w klatce piersiowej wstrzymał oddech; ciepłe powietrze niesione jej śmiechem połechtało jego szyję, gdy sam zmrużył oczy, unosząc brodę lekko ku górze, może złakniony tego okraszonego dystansem ale jednak dotyku, a może chcąc zachować spokój, mając w pamięci ich ostatnie spotkanie sprzed lat. Coś powinno poruszyć jego myśli w tym momencie, ale krew płynęła w inną stronę jego ciała. Nie obdarowywał jej podarkami często, nie było to też pierwsze spotkanie, na którym podobny podarek byłby stosowny - ale nie rozpoznał dwuznaczności tej sytuacji, za mało znał naturę relacji łączącej ją z umiłowanym bratem. Nie miał jednak niczego, co mógłby jej dać. - Weź kielich - mruknął, skinąwszy głową na stolik obok; jej wino stało nietknięte. - Napij się wina, jest wyśmienite - W jakimś poczuciu, że może zapomni, pominie temat, skupi się na trunku, pachniała nim, a apetyt zwykle rósł w miarę jedzenia, a w tym przypadku picia.
Im bliżej niego była, im mocniej nachylona, im czulej gładziła dłonią jego ciało, tym bardziej jej pragnął, tym mocniej czuł dreszcz przechodzący jego ciało na wskroś; tym mocniej czuł bicie serca i tym bardziej pragnął znaleźć się jeszcze bliżej jej.
- Co tylko zechcesz, królewno - Być może dlatego finalnie się z nią zgodził, nie zamierzając wytykać jej absurdu związku jej rodzeństwa; Baelor był opętanym fanatyzmem szaleńcem, który nie popełni grzechu kazirodztwa - koronacja zdawała się to potwierdzać. W pewnej chwili - Lancel ściągnął jednak brew, wspominając insze zdarzenia z uczty. - Co z wieściami, które przekazała Shaena na koronacji? Czy nie spodziewa się dziecka? - Zgarnął ją bliżej siebie, gdy wyznawała swoje lęki, sięgając brodą dalej, dłońmi uchwyciwszy jej drobne ciało pewniej; nie wyrywała się, nie piszczała, że nie powinien jej dotykać, nie pluła na niego, nie krzyczała, a jego całkiem zamroczył jej dotyk - nie potrafił się mu sprzeciwić, nie potrafił, nie chciał zresztą z nim zanadto walczyć. Bała się narzeczonego - mówiła do niego, czy mówiła o nim? Wiedziała, obok kogo stała, czy całkiem zgubiła się w swoim świecie? Wpierw poczuł ukłucie żalu, bólu, nie chciał być przecież przypadkiem, nikim, cieniem pomylonym z prawdziwym bohaterem, nie chciał żyć w cieniu głupca, który obrośnie legendą, na którą nigdy nie zasłużył. A tym właśnie był w tym momencie, co musiał sobie boleśnie uświadomić.
Budziła się w nim złość, nagły sprzeciw, poskromiony jednak jej dotykiem - coś się w nim biło, czy ważniejsza była duma, czy krótka chwila przyjemności, jakiej nie chciała mu nigdy ofiarować. Przymknął oczy, przesuwając dłonią wzdłuż jej pleców, kojąco przeciągając wzdłuż łopatek, dając jej oparcie, bezpieczeństwo, ochronę, obietnicę, że wszystko będzie dobrze - tak jak tego potrzebowała.
Choć nic nigdy nie miało potoczyć się dobrze.
Miał to gdzieś - naprawdę miał - nachylił się nad nią, by sięgnąć ustami jej ust, sprowokowany jej śmiałym gestem; musnął wargi, chcąc przypomnieć sobie ich smak, fakturę i ciepło; jedna z dłoni z wolna przesunęła się ku jej twarzy, odgarniając ostałe się srebrne kosmyki włosów, chwytając jej policzka, który, gładząc, pokierować zamierzał ku sobie, zmuszając jej głowę do zadarcia. Złote loki opływało światło tańczących za nim świec.
- Obronię cię - obiecał z tłumionym gniewem, wyczuwalnym zresztą w głosie. - Obronię cię przed tym wszystkim - I nic to, że nie miało to sensu, że nie ustrzeże jej przed małżeństwem z nim samym, że nie ustrzeże jej przed nim, że nie ustrzeże też jej rodziny ani tym bardziej całego królestwa. Patrzył nie na nią, a gdzieś obok, przepędzając marę człowieka, który właśnie stawał się częścią również jego życia. Nie zamierzał go do niego wpuszczać. Wypuścił z ust zatrzymane powietrze, w reakcji na słodką pieszczotę. - Słyszałaś mojego ojca, to już niedługo - szepnął, nie myśląc dość trzeźwo, by pojąć, w jaki sposób te słowa miałyby uspokoić królewnę, ale jednocześnie - nie znajdując ku temu słów lepszych. - Żadne kłótnie już cię nie sięgną - Sprawy jej rodziny przestaną być jej sprawami, sprawy królestwa też, wystąpi w imieniu Zachodu i to o interesy tego regionu zacznie dbać. Tak właśnie musiało się stać. Alkohol subtelnie szumiał w jego uszach, obijając się o skronie, pompowany przez serce, wygłuszający cichszy szept zdrowego rozsądku.

kości:
1. odporność - (62+40)/2+2=53; królewna mnie maca po ranach, a mnie boli tylko trochę
2. siła woli - (53+3)/2+2+3+5=38; królewna mnie uwodzi
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyCzw 12 Mar - 20:23

Usta Haerys wygięły się w podkówkę: poruszenie tematu śmierci Daerona powodowało ból, nie zgadzało się też z nietrzeźwym błądzeniem wyobrażeniami pomiędzy tęsknotą a rzeczywistością. – Nie mówmy o tym, nie chcę o tym teraz myśleć, zbyt długo przez to cierpiałam – przerwała mu nagle, rozgorączkowana smutkiem, który spowijał ją przez ostatnie księżyce. Zmęczenie niszczyło perfekcyjną prezencję, dławiło rozkwitającą urodę, wypaczało lśniącą młodość, zamieniało wypielęgnowaną królewnę w żałobnicę, a przecież umiłowany Młody Smok nie chciałby, by zbrzydła i zgniła za życia. A przynajmniej chciała w to wierzyć, ignorując zaborczość aroganckiego króla. Obraz najstarszego brata zacierał się, otoczony aureolą wspaniałości; zapominała o wadach, o trudnościach, o chwiejnym charakterze. Chciała widzieć w nim bożka, kogoś nieskalanego ludzkimi słabościami, gwarancję bezpieczeństwa, uosobienie miłości Targaryenów wobec siebie nawzajem. Brakowało jej poczucia jedności, wsparcia, bycia nieodłączną częścią rodziny, tęskniła też czysto fizycznie za pieszczotami, przytuleniami, pocałunkami, sennymi popołudniami spędzanymi w królewskim łożu, kiedy mogła rozciągnąć się na miękkich prześcieradłach niczym kotka, hołubiona i wielbiona, głaskana po srebrzystych włosach i zabawiana rozmową. Przywykła do beztroski, ukróconej gwałtownie śmiercią Daerona. Nic już nie było takie same, ale o wypiciu kilku kielichów wina niemożliwe stawało się marzycielską opcją, pijacką marą, namacalną, pozwalającą przesunąć wskazówki księżycowych zegarów.
- Przekonałam go – wtrąciła mimowolnie, chcąc się pochwalić, podkreślić, że to również jej przemówienie skłoniło Baelora do złagodzenia kary. I tak nieadekwatnie okrutnej, ale gdyby nie gorący przekaz, zapewne musiałaby spędzić z biedotą cały tydzień. – Nie będę go o nic prosić…nie muszę, otrzymaliśmy oficjalne zaproszenie, to oni powinni błagać nas, byśmy tam przybyli – skrzywiła się lekko, jakby Lancel sugerował, że obchodziłoby ją jakieś byle wesele! Oczywiście tak było, uwielbiała śluby, a Tyrellowie słynęli z piękna oraz wystawności, zamierzała więc zaprezentować się tam w najnowszej sukni, kosztującej pewnie tyle, co utrzymanie połowy wioski. Elar miał reprezentować Baelora, a ona…ona, o ile zdrowie pozwoli, również zamierzała udać się na uroczystość połączenia rodów Baratheonów i Tyrellów, choć w chwili obecnej nie to stanowiło punkt zapalny rozkołysanego alkoholową pieśnią umysłu.
- Wszy mają oczy? Jak ośmiornice? – zdziwiła się, obrzydzona, sztywniejąc w jego ramionach, nie z oburzenia czulszym dotykiem, co z przerażenia wizją potwornego robactwa, osiadającego na jej odsłoniętej skórze. Wzdrygnęła się zauważalnie, dreszcze przebiegły ją od stóp aż do odsłoniętej szyi. – Nie chcę ich, nie mów o tym, nie będę mieć z nimi do czynienia, jestem królewną – dodała żałośnie, kręcąc nerwowo głową, uderzając pewnie jej czubkiem w brodę obejmującego ją Lannistera. Przedstawiła mu plan uniknięcia kary, dlaczego więc znów ją straszył? Do oczu znów napłynęły łzy, rozczulenie ustępowało złości, uderzyła go w pierś jedna dłonią, mocno, choć przy siłach wątłej, wychuchanej dziewczyny na pewno nie był to cios zauważalny. – Nie będę wyglądała śmiesznie – wycedziła z urażoną dumą, wbijając w męską skórę paznokcie, mocno, nagle rozzłoszczona. Wino ułatwiało przeskakiwanie z rozmarzenia do irytacji, a później z powrotem do czułości – a Haerys i w stanie trzeźwości nie miała najmniejszego problemu z emocjonalnym chaosem. – Może i mam delikatne dłonie, ale pazury ostre jak u smoczycy – wysyczała ostrzegawczo, dość mocno rozmijając się z rzeczywistością, bo paznokcie miała owszem, długie, ale nie posiadała siły do rozerwania nimi serc. Zwłaszcza teraz, wstawiona, zmęczona, wycieńczona płaczem i ciężkimi dniami pełnymi wyzwań dla krnąbrnej, przywykłej do wyrozumiałości panienki. W gościnnych komnatach Lannistera szukała ulgi, oazy, przytulnej jaskini, w której mogłaby poczuć się w końcu dobrze. A jednym z wymogów takiego stanu ducha były oczywiście podarunki.
- Kielich to nie prezent – zamarudziła, potrzebowała błyskotek, bibelotów, drogich tkanin; odsunęła się jednak od niego kapryśnie, przyjmując naczynie. Upiła łyk, skrzywiła się, ale kontynuowała picie, jak dziecko, dwiema rękami obejmując kielich, który od niechcenia rzuciła za siebie, na miękki dywan, nawet bez udawania, że przejęła się tym niegrzecznym zachowaniem. Stali zbyt blisko siebie, by mogła go wyminąć i odłożyć go na stolik, zresztą, nie chciała uciekać z gwarantujących bezpieczeństwo ramion. – Nie musisz udawać, że nic nie masz, naprawdę…nie jestem przecież rozkapryszona, znasz mnie – przymiliła się nagle błagalnie, Daeron wiele razy próbował uszlachetnić jej charakter, wychowując ją metodą marchewki i kija, gdzie złowrogą drewniana laską był brak prezentów lub przywiezienie jakiejś nudnej książki zamiast  nowego medalionu. Może i teraz padała ofiarą podobnej manipulacji? Niecierpliwie przestąpiła z nogi na nogę, podnosząc w końcu spojrzenie wyżej, nieco zdziwiona, że natrafiła na tęczówki o barwie szmaragdu a nie ametystu. Zamrugała gwałtownie, ale roześmiała się znów, cichutko: wypity haustem alkohol rozlał się ponownie po jej żyłach, wprowadzając w jeszcze mniej przewidywalny nastrój.
- Nie, głuptasie – w odpowiedzi na pytanie o stan Shaeny pacnęła go palcem w nos, powracając jednak po sekundzie  do rysowania nierównych kręgów na umięśnionym brzuchu, coraz odważniej zsuwając dłonie niżej, z zachwytem odkrywając kolejne połacie twardych mięśni. – Na razie się o dziecię modli i bogowie na pewno ją wysłuchają, zsyłając  brzemienny stan! – kontynuowała ufnie, ślepo wierząca w siłę niewidocznych bóstw, w wolę Matki, obdarzającą łaską macierzyństwa każdą pokorną żonę. Aspekty fizyczne pozostawały poza zasięgiem wstawionego rozumowania Haerys, bo choć wiedziała, że potomstwo bierze się z małżeńskiej miłości, a kobieta winna legnąć z mężczyzną w jednym łożu, by powić dziecię, to detale spychała na krawędzie świadomości, nie chcąc kojarzyć brutalnego aktu wymuszenia sprzed lat z cudem tworzenia pięknych, pulchnych niemowląt. Wypuściła powoli powietrze, czując ściślej przylegające do niej ręce rycerza, smoka, lwa; nieistotne, ważne, że znajdowała się w ramionach mężczyzny – a to przedstawiciele tej płci mieli być dla królewien gwarantem szczęścia. – Nie dotykaj mnie – powiedziała cicho, ale zdecydowanie, choć dalej nieco nieprzytomnym tonem; pragnęła go i nie chciała jednocześnie, gubiła się we własnych uczuciach, niczym ćma lecąca do światła. Marzyła o czymś, co nie istniało, co miało przynieść zgubę, lecz nie potrafiła się powstrzymać: nigdy nie poznała tej sztuki, podążając na ślepo za tym, co czuła w danym momencie, niezależnie, czy działo się to publicznie podczas koronacji, stawiając na krawędzi ostrza pokój pomiędzy królestwami, czy w zaciszu komnat dziedzica Lannisterów. Uniosła nieco głowę, chcąc powiedzieć coś jeszcze, pożalić się, westchnąć, spytać, czy mają pobawić się w szukanie prezentu: znów zachwiała się lekko, coraz bardziej pijana, przyjmująca pocałunek bez zaciśnięcia zębów czy splunięcia. Zapomniała o swym haniebnym zachowaniu, zapomniała z kim ma do czynienia, zapomniała o bólu – i o to właśnie chodziło, o wytarcie ciężaru odpowiedzialności, pretensji, żałoby, gniewu, poczucia niesprawiedliwości.
Nie odwzajemniła pocałunku, uśmiechnęła się jednak w jego trakcie, Lancel musiał wyczuć unoszące się kąciki pełnych ust; smakowały nieznośnie słodko, mdląco…i słono, od łez, do niedawna roszących całą twarz królewny. Przymknęła oczy, łuna świec za głową Lancela nie przyniosła wizji, zresztą, nie potrzebowała jej: choć raz słuchała własnych kaprysów, ulegając irracjonalności, magii zaklętej nie w miłości a w pospolitym alkoholu, potrafiącego zmienić septę w ladacznicę. A honorowego rycerza – w brutalnego barbarzyńcę? Nie zastanawiała się nad tym, odwracając głowę w bok, przerywając pocałunek, by przycisnąć policzek do jego piersi, umknąć ustom, wsłuchać się w szybsze bicie jego serca, wmawiając sobie, że słyszy dowód ożywienia Daerona. – Obronisz – powtórzyła niewinnie, lecz jej czyny już niewiele z tym określeniem miały wspólnego. Szorstki materiał spodni Lancela drażnił dziewczęcą dłoń, ale nie wycofała jej, zalana rumieńcem, skryta przed jego wzrokiem i oceną, wtulona w szeroką klatkę piersiową. – Tęskniłam – wychrypiała, tylko tak potrafiła to okazać, tak ją tego nauczono, tego pragnęli mężczyźni, a właściwie mężczyzna, jeden, wyjątkowy, łagodzący poszarpane doświadczenia zabawą, czułościami, kierowaniem pieszczoty, którą teraz obdarzała kogoś innego. Delikatne palce drżały lekko, intensyfikując męskie doznanie, niemoralne, ale zarazem niewinne, wszak nie cudzołożyła – okazywała tylko w coraz mocniejszych ruchach dłoni swą czułość, pragnienie bliskości, może i przekupienie. Wtulała się w niego, przymknęła oczy, nasłuchując grzmotu serca, płytszych oddechów, reakcji męskiego ciała: znalazła się cała w swoich wyobrażeniach, w spotkaniach po rozłące, w szaleństwie okazywanego fizycznie uczucia. – Tak bardzo tęskniłam, Daeronie – wyszeptała prawie bezgłośnie, rozczulona, roznamiętniona, nietrzeźwa, a przez to pieszcząca go jeszcze odważniej, zadziwiona odmiennością bodźców, wrażeń, własnym uświęconym zepsuciem, bo przecież w tej bliskości nie było nic grzesznego: byli wszak sobie przeznaczeni. Jak brat i siostra, jak narzeczony i narzeczona, jak polityczne powiązania, jak nienawidzący się ludzie, przeinaczający mgliste marzenia w fałszywą rzeczywistość.

odporność, piję alko
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyWto 17 Mar - 11:31

Kamień z serca, pomyślał, gdy odrzuciła od siebie myśli o Daeronie - zdawało się, że potrafiła mówić tylko o nim, tak jakby wspomnieniem była w stanie go wskrzesić; mówiła o człowieku, którego zabiła jego własna duma - nic w tej materii nie mogło się zmienić. Porwał się na wojnę, której nie podołał, jako taktyk, strateg i wojownik - zawodząc. Nie był królem, jakiego wymarzyło sobie Westeros, bo wzdychanie panien to nie dość, by nim zostać. Historia go obśmieje - lub zafałszuje jego losy, wynosząc go na piedestał chwały. Nie dodał już nic, mając nadzieję, że dzięki temu temat w istocie zostanie porzucony.
- Nie mógłby się oprzeć twojemu urokowi - pochwalił narzeczoną, ostrożnie cedząc słowa; jeśli na niego nakrzyczała, napluła, a potem go pobiła jak jego, to nawet się nie dziwił, że Baelor zdecydował się ustąpić młodszej siostrze. Wolał jednak wierzyć, że tym razem podjęła się tego zadania w choć nieco mniej widowiskowy sposób. - Przynajmniej postaraj się nie powtarzać tego tonu przy Tyrellach, nie chcesz, by przestali cię mieć za uroczą - mruknął, z niedowierzaniem przyjmując jej słowa - czy naprawdę w obliczu iście szarej przyszłości okrytej płachtą pokutną septy zamierzała trzymać się dumy i wypierać niebezpieczeństwo związane ze swoją karą? Westchnął, znał ją na tyle, że nie powinno go to już dziwić. - Oczywiście, że wszy mają oczy - odparł, rad ze zmiany tematu. W rzeczy samej nie miał pojęcia, czy wszy mają oczy - to nie tak, że nigdy żadnej nie widział, przebywał wśród żołnierzy, ale z pewnością żadnej się nigdy nie przyglądał. - Niebieskie jak lód - dodał z powagą, wracając pamięcią do początku tej rozmowy - jak Inni - Jeśli bała się północnych baśni, nie zamierzał łatwo odpuszczać tematu, mógł to wykorzystać do cna. Wątpił, by upojona królewna myślała w tym momencie o tym, jak można rozpoznać barwę oczu tak małego insekta - ale to było bez znaczenia, domyślał się, że Haerys wszy nie widziała naprawdę. - Ale i tak jest podobna do ośmiornicy - dodał szybko, nie wiedząc, który z tych stworów był dla niej straszniejszy. Alkohol rozsupłał język, pozwalał nie myśleć przed otworzeniem ust, tedy głupota łatwo opuszczała jego umysł. Zawszona królewna, takiego przydomku jej brakowało - jakby szalona to było zbyt mało.
Zacisnął zęby, gdy uderzyła go czaszką w brodę, z niezadowoleniem przyjmując niezapowiedzianą turbulencję; nie odsunął się też, kiedy uderzyła jego pierś, ani gdy przeciągnęła pazurami po jego skórze, pozostawiając na niej czerwonej ślady przebiegające wzdłuż licznych wielobarwnych zasinień; odruchowo napiął mięśnie, które podkurczyły się pod wpływem bólu. Usiłował powstrzymać syk bólu, ale nie zdołał.
- Jak u lwicy - poprawił ją machinalnie, przenosząc jedną z dłoni, by uchwycić ją za nadgarstek i powstrzymać bolesne zadraśnięcie - niedelikatnie, przymroczony alkoholem nie czując granic, które winien zachować. - A gdyby lwicy nikt nie słyszał na uczcie koronacyjnej, królewno, nie musiałabyś się później ośmieszać w stroju septy - Oboje wiedzieli, że będzie wyglądała śmiesznie - nie potrafił jej sobie wyobrazić w brzydkich, skromnych, zbyt obszernych szatach. I naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że wchodził w zasadzkę coraz głębiej. - Będziesz wyglądała jak dziewczyna z gminu - z Wiary, wszystko jedno, skrzywił się z odrazą. Jego narzeczona nie miała być zwykłą prostaczką. - Potem - mruknął - potem dam ci prezent, to niespodzianka - Nie miał dla niej nic - przywiózł jej piękny złoty naszyjnik z rubinem, który jednak cisnął prosto od Czarnego Nurtu krótko po ich pierwszym ognistym powitaniu. Jej powitaniu. Po tym, jak go znieważyła, obraziła słowem i gestem. Ale jak miał jej to powiedzieć, kiedy patrzyła prosto na niego, ufnie jak nigdy, czule sięgając jego ciała, pozwalając zasmakować miękkich ust Haerys? Kiedy zwracała się do niego tak słodko, tak błagalnie, nie potrafił jej odmówić - coś wymyśli później, alkohol krążący w żyłach kazał w to wierzyć, że magiczne później da odpowiedź, proste rozwiązanie. Powiódł spojrzeniem za odrzuconym metalowym kielichem, by po chwili przenieść go na jasne lico potomkini  Valyrii, błyszczące teraz perlistym śmiechem. Nie rozumiał huśtawki jej uczuć, nie nadążał za nią, ale zamierzał zabrać z niej tyle, ile zdoła. Zamrugał, kiedy pacnęła go w nos, już chyba niezainteresowany nadto przekazywanymi przez nią informacjami, które zaległy gdzieś na dnie umysłu, porwany jej czarem, urokiem, słodyczą, tak inną od gniewnej królewny, którą poznał znacznie lepiej. Wypuścił z uścisku jej rękę, zaplatając ją w klatce ramion czulej, pewniej, jego serce łopotało jak szalone, krew wrzała szybko, oddech stawał się coraz krótszy. Słyszał jej kolejne zaprzeczenie, cichy rozkaz, by ją puścił, ale w niego nie uwierzył, jak poprzednio, wcale tego nie chciała - chciała zostać przy nim. Nerwowo obejrzał się na drzwi komnaty, ale pozostawiony strażnik winien być królewnie posłuszny i nie przerywać jej, gdy tego nie zapragnie. Zresztą, czy chciał, czy potrafił myśleć teraz o strażniku? Przecież wyraźnie czuł jej uśmiech, słodki wyraz aprobaty, nawet jeśli pocałunkowi daleko było do namiętności - była tak inna niż przy ich ostatnim spotkaniu, czy jednak przejrzała na oczy, pojęła swoje błędy? Nie był świadomy dziejącego się w jej głowie chaosu, nie wiedział, jak bardzo jego królewna jest pogubiona. Wciąż czuł jej smak, gdy odjęła odeń usta, smak, który smakował lepiej od wina i silniej jeszcze krążył w żyłach, poganiając krew, która nieprzerwanie wrzała, pobudzona jej czułym, niespodziewanym dotykiem. Wiedział, że powinien się odsunąć, próbował ze sobą walczyć, ale nie potrafił - pragnienie zwyciężało wszelkie podszepty zdrowego rozsądku, przyćmiewało je męskimi potrzebami jeszcze chłopca. Dotyk Haerys był równie przyjemny co niespodziewany, ale nie poddawał go analizie, korzystając z chwili - chwili krótkiej, ale przepełnionej wezbraną falą rozkoszy zalewającej całego jego ciało, chwili, która w pełni przykuła jego uwagę, zwolniła nieco uścisk ramion, odjęła uwagę, chwili drżącej spełnieniem zakończonym głośnym wypuszczeniem powietrza z ust - nie potrafił powstrzymać mimowolnych reakcji własnego ciała, wzbudzonych tak łatwo delikatnym dotykiem królewny. Na tę krótką chwilę w jego umyśle zajaśniała pustka - niezmącona żadną myślą.
Przerwana bardzo brutalnie.
Czy się przesłyszał, czy przez szum krwi nie dosłyszał własnego imienia, czy Haerys naprawdę wypowiedziała imię zmarłego brata? To, co nadeszło do niego falą przyjemności, szukało teraz wybuchu gniewu jeszcze silniejszego; przez chwilę pomyślał, że zmądrzała, że poszła po rozum do głowy, że pojęła swoją sytuację, że zapragnęła zgodnego sojuszu, że szukała u niego czułości pojmując, że on jeden był jej przyjacielem - że on jeden trwał u jej boku w trakcie koronacji, że on jeden wyłowił ją z marnej próby samobójczej. Że to na niego była już skazana: a smoczy pies dawno gryzł ziemię.
- Co? - żachnął się ze złością; spełnienie wymuszało na nim zmęczenie, ale słowa Haerys łatwo go otrzeźwiły, napełniły energią, wigorem, którego mu nie brakowało. Nie zapanował nad tonem, który uniósł się nieco zbyt głośno. - Czy do końca utraciłaś rozum, szalona królewno? Daeron jest trupem, potrafisz to zrozumieć? - Sięgnął dłonią jej twarzy, podbródka, zmuszając ją, by przeniosła ku niemu spojrzenie. Prosto ku niemu, zasługiwał na to - czyż nie? Głos powrócił do szeptu, jednak tak stanowczego i podłego, że mógłby ciąć ciało niby ostrze miecza. - Truchłem, które nic nie znaczy. Jego szkielet obdarty jest ze skóry, z mięsa, do kości. Pożerają go czerwie. Glizdy. Gnije. Rozpada się. Marnieje, choć marny był już za życia. Na Żelaznym Tronie zasiadł nowy król, poprzedni już nic nie znaczy. - Nie szafował słów, plótł, co ślina przyniosła mu na język, nie bacząc na to, że mówił o zmarłym królu; byli tu tylko i aż we dwoje. - Ostatni dech oddał na obcej ziemi, bo był głupcem, który uwierzył w tryumf nad mądrzejszymi od siebie. Bo był głupcem, tak jak głupia jesteś ty - Patrzył prosto w jej oczy - z iskrami złości błyszczącymi w jego. -  A teraz jest martwy. Wpierw był siny, potem szary i gdyby tylko rzeczywiście był smokiem, na końcu stałby się czarny, ale dziś już pewnie nie ma go wcale, bo jego ciało rozszarpały na strzępy dzikie zwierzęta pustyni. - Nie wiedział, co stało się z ciałem władcy. Nie wiedział, czy sprowadzono je do Królewskiej Przystani. Nie interesowało go to. Interesowała go ona - i złość i gniew, które w nim wzbudziła, źrenice rozżarzyły się ogniem, Daeron nie był nigdy prawdziwym smokiem, ale Lancel - był lwem, który rozjuszony potrafił wystawić kły.
      
(57+3)/2+2+3+5=40 siła woli, królewna mnie molestuje, bardzo próbuję się sprzeciwić a potem nie denerwować, ale taki mamy klimat... + odporność na ból (6 + 40)/2 + 2 = 25
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyPią 20 Mar - 14:08

Alkohol zmieniał Haerys, łagodził charakter, mącił zmysły – nie piła go wszak na co dzień, a dramatyczna chęć utopienia smutków w kielichu wina pojawiła się tylko z powodu naśladownictwa: tak przecież radziły sobie z trudnymi dniami inne kobiety, starsze kuzynki, ciotki wiecznie sączące drogie trunki. Królewna stroniła od napitku kojarzącego się z czymś przykrym, zagrażającym, wrogim, lecz wymierzona przez władcę kara i rozpacz spowodowana ogłoszeniem warunków pokoju z Dorne wymagały podjęcia specjalnych środków. Chwytała się wszystkiego, by zapomnieć, by jakoś zrzucić z ramion ciężar lęku, by przywrócić stan beztroski – i nietrzeźwość, choć początkowo niesmaczna, spełniła pokładane w niej nadzieje. Rzeczywistość mieszała się z fikcją, wyobraźnia przeinaczała fakty, ograniczając postrzeganie Haerys do minimum. Przyjmowała do wiadomości tylko przychylne wieści, chłonęła pochlebstwa, odmiennie niż zazwyczaj odbierając słowa na swą korzyść, bez doszukiwania się w nich fałszu lub wrogości.
Jakże ukochany przez nią mężczyzna mógłby mieć wobec niej takie intencje? To było niemożliwe, tak, jak oparcie się jej urokowi. Znów zachichotała cichutko, kiwając powoli głową, nie wyczuwając sarkazmu. – Nie przestaną mieć o mnie najlepszego mniemania, nigdy, Tyrellowie przecież kochają piękno. A nie ma piękniejszej królewny ode mnie, czyż nie? – bardziej stwierdziła niż zapytała, mówiąc tak słodko, że aroganckie słowa traciły nieco na megalomańskm znaczeniu. Erys chciała wierzyć, że wystarczy jej uśmiech, by złagodzić poczucie niesprawiedliwości Tyrellów, którym król okazał tak wiele pogardy podczas koronacyjnej uczty.  A zmarszczone czoło i okazana niechęć stanie się najlepszą bronią przeciwko czyhającą na jej nieskazitelną skórę wszy. Wtuliła się mocniej w ramiona mężczyzny, znów kręcąc głową, nerwowo. – Zamilcz, nie chcę słyszeć o tych potworach. Mam nadzieję, że obsiądą Dornijczyków i zjedzą Martellów żywce – rozkazała, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń, a w poleceniu czaił się lęk i niezadowolenie; nie chciała rozmawiać o pchłach, o szkodnikach; tak, jak kiedyś nie chciała rozmawiać o nudnej taktyce wojennej. Daeron ulegał więc broni, którą włożył w delikatnie dłonie siostry sam, dosłownie. Potrafiła pieszczotami zmienić temat rozmowy, ukrócić skupienie na przyniesionej do łoża księdze, zdekoncentrować zajętego zapiskami Młodego Smoka na tyle, by znów pełnię uwagi poświęcił jej. Tylko jej. Na zawsze jej.
Pijackie wzruszenie ścisnęło ją za gardło. – Smoczyca, nie lwica. To, że wyślą mnie do Casterly Rock nie znaczy, że utracę nazwisko, że w moich żyłach przestanie wrzeć smocza, pradawna krew – zaprzeczyła czule, bez złości, bo Haerys zakochana wykazywała się zaskakującą łagodnością i wyrozumiałością. Miłość ją zaślepiała, całkowicie, choć i tak z przykrością przyjęła sugestię o śmieszności stroju; o wyglądzie prostej dziewki z gminu odzianej w brudne fartuchy. – Dlaczego tak mówisz? Mam przestać? – zagroziła ochrypłym tonem, znów mocniej przesuwając palcami po gorącej skórze mężczyzny, nasilając pieszczotę, bynajmniej z wyrafinowanej zmysłowości: ciągle przecież była nieco zawstydzona, wtulona w jego tors, nawet nie próbując zachować się racjonalnie. Zapewne zamieniłaby przyjemność w dyskomfort, lecz szczęśliwie wizja otrzymania drogocennego prezentu znów złagodziła napięcie, wywołując na ustach Haerys uśmiech. Na powrót zadowolony, rozleniwiony; czuła przecież, że mu się podoba, że znów sprawia mu radość, że zaspokaja męskie potrzeby. Budziły w niej wstręt, odrazę, niepokój, ale cierpliwa czułość Daerona sprawiła, że ta jedyna, wyjątkowa bliskość pomiędzy bratem i siostrą stała się czymś normalnym, słodkim, pozwalającym zapomnieć o całym świecie. Uniosła nieco głowę i złożyła drżący pocałunek w zagłębieniu obojczyka mężczyzny, chcąc okazać mu szacunek, oddanie. Jak zwykle wstyd mieszał się z ulgą, z radością, że uczyniła dzień ukochanego lepszym, że sprawdziła się jako kobieta, że nie zawiodła. Czknęła cichutko, całując rozgrzaną skórę rycerza raz jeszcze, po czym wysunęła drżącą lekko dłoń z jego spodni, ocierając ją o ich materiał. Zazwyczaj Daeron dbał o to, by nie ponosiła konsekwencji przyjemności, obmywał jej dłonie, zanosił do łaźni, ocierał jedwabną chustką. – Tęskniłam. I tak bardzo nie wiem, co robić. Smutno mi – odparła na krótkie żachnięcie blondyna, biorąc je za wyraz dezorientacji lub chęć usłyszenia jej wyznań raz jeszcze. – Gdzie mój prezent? – spytała mało przytomnie, niecierpliwie; oczekiwała nagrody, błyskotki, naszyjnika, czegoś, co wynagrodzi tęsknotę, odegna rozpacz. Nie zdążyła jednak ponowić pytania, bo nagle na jej podbródku zacisnęła się mocna dłoń, odsuwająca ją na tyle, by mara Daerona brutalnie starła się z rzeczywistością.
To nie były jego fioletowe oczy, to nie była jego gładka twarz, to nie były jego nieco dziwne, ostre, valyriańskie rysy, to nie jego jasne włosy opadały na czoło. Haerys zachwiała się gwałtownie, źrenice otoczone indygowymi tęczówkami rozszerzyły się. – Nie, nie, nie – wymamrotała nieprzytomnie, próbując kręcić głową. Nie chciała słyszeć okrutnych słów, bluźnierstw, nie chciała zdać sobie sprawy z pijackiego amoku, nie chciała rozumieć. Łzy napłynęły do oczu, a każde kolejne, obrazowe, makabryczne słowo Lannistera odczuwała jako uderzenie pięścią w brzuch. Miała bujną wyobraźnię, a napędzona wysyczanymi ohydztwami rozbuchała się niezwykle mocno. Daeron, jej ukochany Daeron, nie stał przed nią, a gnił, daleko od domu, opluwany teraz przez dziedzica Casterly Rock. Haerys zamarła, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w rozwścieczonego Lancela, jak wtedy, gdy zaskoczona jego brutalnością nie potrafiła krzyczeć czy w inny sposób okazać sprzeciwu. Bierna, przerażona niczym sarnię wpatrzone w wymierzoną w nią kuszę, rozumiejąca zagrożenie, ale nie potrafiąca nic z nim zrobić – bo strach i szok były zbyt wielkie. Ciało reagowało jednak po swojemu, płakała, lecz nie tak, jak czyniła to w ostatnich tygodniach. Nie kwiliła uroczo, nie roniła łez, a zaczęła szlochać. Rozpaczliwie, po prostu brzydko, a z gardła zaczął wydawać się budzący niesmak gulgot. Ramiona wstrząsały dreszcze, usta nie zamykały się; zawodziła cicho, nie mogąc złapać powietrza, ale w jej reakcji nie było ani grama fałszu – i ani grama uroku, perlistych kropelek łez, podkreślających zarumienione policzki. Cała poczerwieniała, oczy podpuchły; wyszarpywała się z jego objęć, obrzydzona tak, że aż poczuła mdłości, lecz żółć nie wypłynęła z drżących ust: w gardle miała gulę szlochu, rozpaczy tak silnej, że przypominała tylko tą z dnia przyniesienia najgorszej wieści o śmierci Młodego Smoka. Szarpała się tak, jakby od tego zależało jej życie; chciała się znaleźć z dala od Lancela, od tego przeklętego pokoju, od kołyszących się podłóg i ścian; w końcu udało się jej wywinąć, wyślizgnąć z uścisku i odsunęła się, dalej szlochając, chwiejnie idąc w kierunku drzwi, potykając się o dywan, bliska przewrócenia się. Świat wirował, a rany, które zadał jej Lancel, przywołując z martwych pokryte czerwiami ciało Daerona, krwawiły, zupełnie odbierając Haerys resztkę rozumu: nie widziała nic przez zalane łzami oczy, nic, oprócz krwawej mary, trupiobladej, sinej twarzy Młodego Smoka, pożeranego żywcem przez robactwo. Szlochała tak, jakby dopiero brutalne słowa Lannistera uświadomiły ją, że ukochany mężczyzna nigdy już nie powróci.

wymykam się z ramion Lancela, zwinność 21
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptySob 21 Mar - 19:04

Przytakiwał jej, kręcił głową przecząco, nie próbował jej negować; poddany jej pieszczotom wycofywał się z obronnej postawy, przestał obdarzać uwagą strażnika i dzielące ich drzwi, nie myślał też o konsekwencjach, zamiast tego dał się porwać chwili, przyjemności. Jesteś najpiękniejsza, powtarzał wtedy, potwierdzając jej słowa, doskonale wiedział, że piękno i uroda Haerys nie było w żadnym razie tym, czego Tyrellowie pragnęli od Targaryenów - tym bardziej, że królewna miała stać się lwicą, nie różą - ale nie zechciał niszczyć błogich wyobrażeń królewny, pozwalając jej snuć jej własną opowieść. Nie denerwowało go nawet, że bezkrytycznie przyjmuje jego słowa, że nie szuka w nich sarkazmu, że nie wyczuwa ironii, nie myślał teraz o tym, nazbyt skupiony na sobie i rozkoszy, jaką mu tego dnia przyniosła. Tak po prostu - może przez chwilę uwierzył nawet, że to mogło zagrać, że Haerys mogła - wreszcie - przejrzeć na oczy i zacząć zachowywać się rozsądnie; zachowywać się tak, jak wymagano tego od narzeczonej. Słodki głos ukrywał megalomanię słów, oczywiście że tak, jej urok wystarczył, by nie zastanawiał się nazbyt mocno nad jej myślami - a krążący w żyłach alkohol, który wrzał coraz mocniej i tętnił w ciele razem z krwią pozwalał myślom wznosić się ku niebu, traktując temat coraz lżej. To wino wywoływało u niego lekkomyślność. Rozmowa o wszach nagle przestała być ważna, po cóż niszczyć tę chwilę tak ponurą myślą. Haerys była za piękna na wszy. I zbyt wyniosła, by panoszyć się pośród wieśniaków. Zbyt piękna, by niszczył tę chwilę tłumaczeniem, że wszy są za małe, żeby pożreć Dornijczyków.
Nie chciał, żeby przestała, więc gotów był jej darować nawet lwicę - a tym bardziej wracanie do gryzącego wełnianego stroju septy.
Nieśpiesznie uniósł rękę, by przygładzić włosy opływające wtulona w jego pierś twarz, czule dotykając skóry jej głowy, przebierając palcami jedwabiste srebrne włosy. Był już mężczyzną, miał w łożu córkę koniuszego z Casterly Rock, ale królewna była od chętniej odsłaniających kawałek ciała dziewek zupełnie inna, wypielęgnowana, wypachniona, wybłyszczana, by prezentować się najlepiej, jak prezentować się może tylko niewiasta. Odgarnął kciukiem kosmyki włosów opadających na jej gładkie lico, czy wreszcie skruszył niedostępne mury jej twierdzy, czy wreszcie - obnażyła się ze swoimi prawdziwymi emocjami, przyznając do tęsknoty? On też tęsknił, nocami przywoływał pamięć o jej twarzy, choć tydzień za tygodniem wspomnienia zacierały się coraz silniej. Jej zapach, widok, jej dotyk, tak wiele utracił wraz z wyjazdem z Królewskiej Przystani.
- Ciii - szepnął, cicho, chcąc ją uspokoić. - Nie musisz już ronić łez, jestem tuż przy tobie - Był. I miał zostać już na zawsze. Rozmowy o uroczystości ich zaślubin rozpoczną się wkrótce, ponad jej ramieniem otworzył oczy, rozglądając się w popłochu po pomieszczeniu za czymś, co mogłoby poprawić jej humor, za czymś, co mogła zostawić tutaj Leana, a co mógł darować narzeczonej za prezent, udać, że przygotował to tylko dla niej; nie byłoby to przecież nawet do końca kłamstwem, miał dla niej podarek, którego pozbył się w porywie gwałtownych emocji. Gwałtownych emocji, które równie skutecznie co wtedy zawładnęły nim i w tym momencie - Haerys potrafiła doprowadzić go do szewskiej pasji. Naprawdę próbował zahamować tę falę, powstrzymać cisnące się na usta słowa, które z goryczą przecinały zalęgłą w gościnnej komnacie ciszę - próbował, ale nie potrafił. Nie zatrzymały go ni jej słowa, żałośnie zaprzeczane, ni kręcąca się z rezygnacją głowa, utrudniał to też alkohol przelewający się przez całe jego ciało. Nie wypił wcale dużo, raptem dwa kielichy - ale głowę miał ciężką i łatwo się upijał. Może dlatego gdy w jej oczach zalśniły łzy, on dalej mówił, bezdusznie rujnując rojenia młodej królewny. Powinna go opanować cisza: rzadko zdarzało się, by królewna zaniemówiła. Ale to też nie wystarczyło - bluźnierczy potok z jego ust lał się dalej, gotów zalać wszystko, co stanie mu na drodze. Zapłakała - zapłakała jak dziecko, którym wciąż była, a które on do tego płaczu doprowadził - ale nie odczuł współczucia ani litości, jedynie irytację, którą prędko przyćmił nagły zryw zdrowego rozsądku - co jeśli ktokolwiek dostrzeże rozpacz Haerys? Co jeśli ktokolwiek dojdzie do tego, co przed momentem powiedział? Jeśli królewna to komuś powtórzy - i jeśli ktoś w jej rewelacje uwierzy? Niewidzialna dłoń ścisnęła jego gardło, a tak rozkoszna przed momentem przyjemność wprawiająca jego ciało w przyjemne odprężenie uleciała z niego w jednej chwili. Trzymał ją mocno, nie wiedząc, co robić - aż nie wymknęła się z jego rąk, mniejsza i zwinniejsza.
- Haerys - wystękał krótko, trochę prosząco, a trochę ostrzegawczo, nie mogąc się zdecydować, który z tych tonów będzie dziś odpowiedniejszy; szła ku drzwiom, a za drzwiami stał strażnik - czy gotów był pomyśleć, że skrzywdził królewnę? Haerys, królewna kaprysów, ciągnęła dramaty w Królewskiej Przystani od dnia narodzin, jeden więcej, z jego udziałem czy bez, nie powinien robić różnicy - ale czy na pewno? Nie chciał ryzykować, narażać na szwank swojej reputacji. Nie mógł. - Haerys - powtórzył, rzucając się za nią, szybko, musiał zdążyć zanim odejdzie - i zdążył; chwycił ją za ramię, gdy potknęła się o dywan, podtrzymując jej rozchwianą sylwetkę. Nie wiedział, czy mogłaby upaść całkiem, ale nie niezależnie od tego - nie zamierzał na to pozwolić. - Haerys, zaczekaj, ja... - Pociągnął jej ramię, chcąc zajść jej drogę, nie pozwolić dojść do drzwi. Dbając jednocześnie, by stanęli zbyt blisko nich - w innym przypadku oparty zapewne o drewno strażnik mógłby wszystko usłyszeć. Uniósł ku niej drugą dłoń, chcąc złożyć ją na jej drugim ramieniu - pozornie opiekuńczym gestem, w istocie, by móc ja kontrolować z obu boków. - Przepraszam - wybełkotał, choć wcale nie żałował, nie było mu żal, nie wierzył, by zrobił cokolwiek niewłaściwego; wszystko, co zamierzał powiedzieć, miało jedynie ukrócić histerię królewny. - Nie chciałem - Oczywiście, że chciał. I gdyby tylko mógł, powtórzyłby to drugi i trzeci raz. Smok był martwy, wzeszło słońce panowania świętego smoka. Haerys musiała się z tym pogodzić. Ale o ileż wygodniej dla niego byłoby, gdyby łzy za nim wypłakała na kolanach starszej siostry. - Nie myśl o tym, przestań - Jak bardzo plastycznie odmalowały się w jej głowie te wszystkie obrazy? - Naszyjnik - wypalił - mam dla ciebie piękny naszyjnik z rubinami. Będzie tak pięknie kontrastował z twoimi włosami, podkreśli piękno twojej długiej szyi - zapewnił, lekkomyślnie chcąc odciągnąć jej uwagę od zmarłego brata, tak jakby błyskotki mogły dla niej znaczyć więcej. O tym, że żadnej błyskotki nie miał - nie myślał w tym momencie wcale. - Wszy boją się rubinów - ciągnął dalej, szukając czegokolwiek, czym mógłby się zasłonić, przeciągnąć myśli królewny, uspokoić jej histerię. Podszedł bliżej, ledwie krok, czy nie potrzebowała teraz silnego ramienia?
Potrzebowała, wciąż jednak wypierał, że to nie jego potrzebowała teraz najbardziej.

1. Poddaję się królewnie, silna wola (32+3)/2+2+3+5=28
2. łapię królewnę, zwinność (96 + 34)/2+2=67 złapana
Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyNie 22 Mar - 14:42

Płakała dalej, dławiąc się i krztusząc własnymi łzami, a drobnym ciałem wstrząsały dreszcze. W szepcie Lancela nie było nic uspokajającego, wręcz przeciwnie, odbierała to jako syk zdradzieckiej, kornijskiej żmii. Naiwnie sądziła, że tylko jemu może teraz zaufać, że tylko on jej pozostał, że choć straciła najbliższą sercu rodzinę, to wciąż posiadała kogoś, kto stanie się dla niej opoką. Myliła się, każdy ją zdradzał, ranił, wbijał w przestrzenie między żebrami długie, zatrute ostrza – a jak długo mogła się wykrwawiać? Alkohol działał zbawiennie, lecz na krótką metę, podsycając intensywne emocje. Najpierw tęsknotę, rozczulenie, pragnienie bliskości, później zaś rozpacz. Gnije, obsiadają go czerwie, jest siny, szary, krew wsiąka w południowy piach; jest trupem. Słowa Lannistera wcale nie cichły, kumulowały się w głowie Haerys coraz głośniejszą kanonadą. – Zamilcz, zamilcz, zamilcz – powtarzała oszalała z bólu, unosząc dłonie do uszu, tak, jakby mogła w ten sposób powstrzymać makabryczny opis zwłok ukochanego brata, zmieniający się ze zdań w wyobrażenia, w nieskończonej spirali. Pobladła twarz królewny niezdrowo zsiniała, wręcz zzieleniała, co jeszcze mocniej podkreślało błędne spojrzenie szeroko otwartych, przerażonych, zalanych łzami oczu.
Musiała uciec, zniknąć, mknąć jak wiatr, by wygnać z umysłu potworną wizję. Załkała jeszcze rozpaczliwiej, udało się jej wyrwać z ramion zdezorientowanego mężczyzny, ale nie uciekła daleko. Dywan zaplątał się u jej stóp, zachwiała się, wkrótce podtrzymana, zatrzymana, przez Lancela. Drzwi wejściowe do gościnnych komnat znajdowały się daleko za jego plecami, szerokimi, przesłaniającymi jedyne wyjście z sypialni, do niedawna pełnej gorącego zapachu spełnienia i czułości – nic nie zostało po tym nieco sennym, nietrzeźwym podarunku, a Erys poczuła mdłości. Dłoń, która obdarzała umiłowanego rycerza odważną pieszczotą zdawała się parzyć, machnęła ją nerwowo, jeden, drugi, trzeci raz, płacząc coraz dotkliwiej, płyciej, bardzo dziecięco. Nie pozostało nic z elegancji i klasy roniącej samotne łzy, majestatycznej w swej żałobie, królewny – była teraz tylko zranioną do głębi dziewczyną, pijaną po raz pierwszy w swym życiu, pojmującą jak przez mgłę nie tylko niemoralny występek, jakiego się dopuściła, ale i całą przyszłość, którą mieli wspólnie dzielić. Kilka dni temu pytała go o to, czy wyobraża sobie kroczenie przez życie u jej boku: tliła się w niej ślepa nadzieja, wiara w to, że Lancel dojrzał, że zdołają wypracować niezbędne porozumienie; że nie wszystko było stracone. On jednak zepsuł wszystko; to nic, że powitał ją z honorami i to ona opluła go i upokorzyła – nie myślała o tym, rozpamiętując tylko wszystkie odebrane krzywdy, potworne, lecz w porównaniu z sadystyczną przemową sprzed sekund, obrazującą rozkład gnijącego ciała Daerona, zdawały się zwykłymi złośliwościami.
Zaszlochała żałośnie, znów przytrzymana przez złotowłosego mężczyznę. Nie zdołała się wyrwać, umięśniony, wyćwiczony rycerz znacznie przewyższał ją tężyzną fizyczną a ramiona wydawały się wykute w marmurze. Szarpanie i spazmatyczny szloch zmęczyły ją na tyle, że przestała wierzgać górnymi kończynami: nagle osłabła, po prostu wieszając się całym ciężarem ciała na obejmujących ją rękach Lancela, starając się go przeważyć, wyślizgnąć się z uścisku na ziemię, wolała bowiem czołgać się po podłodze niż znosić jego dotyk choć ułamek sekundy dłużej. Na nic zdały się przeprosiny dziedzica z Casterly Rock, to tylko puste słowa, dźwięki tylko pozornie – obiektywnie? – głośniejsze od syczanych turpistycznych sugestii, barbarzyńskiego przypomnienia o fizyczności śmierci. Zdawkowe przepraszam niknęło bowiem we wrzasku rozpaczy, odbijającym się echem w głowie Erys, szlochającej w najlepsze. Wcale nie uspokajającej się, wręcz przeciwnie, płakała intensywniej, osłabiona, ciągle próbująca się wyślizgnąć z uścisku, ale zalana łzami, czerwona z emocji, z podpuchniętą twarzą i drżącymi ustami lepkimi od łez i śliny. – Co-o nie chciałeś, ty…szczurzy synie…Jak mogłeś o nim tak m-mówić- wyszlochała prawie niezrozumiale, debiutując po raz kolejny: tym razem w użyciu oburzającej obelgi. – Zo-ostałam sama – wypiszczała żałośnie, dalej wijąc się w klatce ramion niczym znienawidzona ośmiornica: i niczym ona ślepa na kuszenie podarkami. Mogło się wydawać, że na moment oczy Haerys zaskrzyły się nie tylko łzami, ale i ciekawością – rubiny były tak piękne! – ale wrażenie to minęło, a królewna zaczęła wiercić się dalej, zapłakana, zmoczona, zaczerwieniona, z nieeleganckim gulgotem szlochu wydostającym się z gardła. – Nienawidzę cię, nienawidzę cię, jesteś gorszy od dornijczyków, gorszy od wszy, gorszy od Żelaznych, jesteś okrutnikiem, barbarzyńcą, szczurzym synem – płakała dalej, bełkocząc. – I wolę zginąć niż zostać twoją żoną, wolę spalić mój dom, wolę spalić sobie rękę, wolę spalić siebie niż przebywać z tobą choćby sekundę dłużej – chrypiała w spazmach, mało zrozumiale, włosy przykleiły się jej do mokrej od łez twarzy: brzydkiej twarzy, podpuchniętej, podbiegniętej krwią. Nie obchodziło jej to, że wychodzi na wariatkę, że sprzeciwia się woli rodziny, że zniechęci do siebie Lancela – nie myślała o konsekwencjach, ciągle opętana wizją ciała Daerona, gnijącego, cuchnącego, martwego.  W końcu prawie zawyła, boleśnie, głucho, jak kopnięte w brzuch szczenię – i udało się jej wymknąć z ramion mężczyzny. Nie na długo, wyślizgnęła się raczej niż uciekła, po czym, pozbawiona sił, wyczerpana szlochem i emocjami, pijana i oszalała, opadła na podłogę, na marmur, chlipiąc już tylko, zwinięta w kulkę, z srebrzystymi lokami przysłaniającymi twarz. Gdy tylko wyczuła, że Lannister się nad nią pochyla, kopnęła na oślep nogą; sukienka zafalowała wokół jej nóg, odsłaniając łydkę i kostkę, ale nie przejęła się tym, płacząca na ziemi, ciszej jednak, bardzo słaba, bardzo zmęczona – i niezwykle zraniona, a podrażnione alkoholem rany paliły żywym ogniem. – Brzy-ydzę się ciebie – dodała tylko żałośnie, odsuwając od siebie własną dłoń, prawą, jak najdalej, głowę odwracając w długą stronę: nie wiadomo, czy wyznając odrazę do własnych palców, będących przyczyną grzechu, czy też do rzucającego na nią cień Lancela.
wyrywam się, zwinność, 28…
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyWto 24 Mar - 0:53

Nawet się nie spostrzegł, kiedy zepchnęła jego ramiona, zwinnie wyślizgując się z ich uścisku, trzymał ją mocno, nie chcąc do tego dopuścić, ale w końcu uległ jej wijącej się szarpaninie - wciąż był jednak od niej szybszy, szybciej reagował, być może mniej oddany emocjom niż ona - rozpacz za Daeronem wydzierała się z każdym fragmentem jej ciała, równie straszliwa, co niezwyciężona. Nie czuł współczucia, nie było mu żal dziewczyny, ogarniała go jedynie irytacja, że wciąż tego wszystkiego nie potrafiła dostrzec - małości swojego starszego brata, nijakości, beznadziejności, nie wyszedł ze swojej wojny zwycięsko ani nie poprowadził jej umiejętnie. Obecny stan Westeros był jego winą - ale Haerys z tego wszystkiego nie zdawała sobie sprawy, zaślepiona baśniami, które niby trubadurka sama ułożyła sobie w głowie. Mijały się z rzeczywistością - a ona to ignorowała, tak jak jak ignorowała śmierć swojego brata, przed paroma chwilami sądząc, że miała go naprzeciw siebie. Czy stąd się wzięła cała ta czułość, przychylne spojrzenie, ufność? Czy szukała u niego twarzy zmarłego? On już nie istniał - odszedł - przed nią stał młody lew, którego ryk - w swojej arogancji wierzył w to z lekkością - gotów był przyćmić pamięć o dawnym władcy. Haerys powinna to w końcu zrozumieć. Był wściekły, alkohol podbijał emocje, wraz z krwią wciąż pompował z coraz większym trudem skrywaną zazdrość: nie chciał żyć w niczyim cieniu, a wszystko wskazywało na to, że jego narzeczona zamierzała go w nim trzymać już na zawsze. Tak bardzo trwała w błędzie. Jego przeprosiny nie odniosły efektu, zacisnął szczękę mocniej, ze złością, nie znajdując w sobie wystarczająco dużo spokoju, by zapanować nad sytuacją w rozsądny sposób. Obietnica błyskotek zdała się na nic - a jego ogarniała jedyne rosnąca frustracja na przemian z obezwładniającą bezradnością.
- Ja jestem szczurzym synem? - Głos zadrżał od gniewu, niestłumionego, przejmującego kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Alkohol czynił go śmiałym, ale i odbierał elokwencję. - A kto będzie w szarej jak u szczura wełnie przemierzał lokalną garkuchnię? - Mógł sobie darować i rozsądek szeptem błagał go, by to zrobił - ale gniew przejął nad nim kontrolę w pełni, odegnawszy wpierw całą rozwagę - również tą, która stawiała pytanie, czy królewna naprawdę byłaby zdolna stanąć w ogniu tylko po to, by uniknąć ślubnej ceremonii. Teraz nie wyglądała na szaloną. Wyglądała raczej na pogubione w swoim świecie dziecko, które mocno odpychało zastało rzeczywistość. Mimo to jej słowa sprawiały ból, starał się, chciał, próbował - ale więcej zrobić ani nie mógł ani nie potrafił. Za każdym razem nim spróbował naprawić błąd, zmienić błędnie podjętą decyzję, ona wyprowadzała go z tego zamiaru, całkowicie wyprowadzając go z równowagi.
Ale wiedział, że nie mógł się poddać całkiem. Wiedział, że ich ślub był wolą ich rodziny. Wiedział, że musiał dochować swojej prezencji która niby tarcza chroniła go przed błędami przeszłości. I wreszcie wiedział,  że ślub musiał dojść do skutku - nawet gdyby Haerys musiała zostać doprowadzona do niego siłą. Przyłożył dłoń do skroni, usiłując okiełznać szalejące myśli, wyzbyć się frustrującej złości na tyle, na ile był w tym stanie zdolny - i wreszcie nachylił się nad zwiniętą w kłębek królewną, zwinnie i bez trudu unikając na oślep wymierzonego kopnięcia. Wsunął dłonie pod jej ramiona, siłą podrywając ją z posadzki, niby lekką szmacianą lalkę, nie bacząc na protesty ani sprzeciwy - z powrotem do pozycji stojącej i tym razem nie zamierzając wypuścić jej z uścisku - trzymając ją plecami ku sobie, by łatwiej było mu ją tym razem utrzymać. Objął ją całą, pod piersią, nie pozwalając jej się poruszyć, wyrwać ani poruszyć ręką - mocno napinając mięśnie; przez dotyk wyczuwał jej bijące serce. Nachylił się nad jej uchem:
- Nie jestem od nich gorszy, ale mogę zacząć być, królewno - obiecał szeptem. - Właź do ognia, jeśli chcesz, na ślub przyprowadzą cię w takim stanie, w jakim cię odnajdą, choćbyś miała mieć zwęglone lico. Powinnaś brzydzić się siebie samej i swoich myśli wobec starszego brata - czy młodszy o nich wie? - Cokolwiek mogło uderzyć teraz w królewnę, miał odwrócić jej uwagę, przypomnieć, że winna zachowywać się godniej, uspokoić myśli, przywdziać maskę, która uchroni jej tajemnice. - Wkrótce zostaniesz moją żoną, czy tego chcesz, czy nie. - Słowa mogły przypominać warkot lwa. - Moją, nie Daerona. Daeron nie żyje. Jeśli kiedykolwiek ten stan ulegnie zmianie, daj wiarę, nie będziesz chciała się z nim spotkać - Opowieści o chodzących zmarłych istniały, ale nie budziły wielkich nadziei. - Nie zmienisz tego ani krzykiem ani płaczem. Dlaczego do mnie przyszłaś, Haerys? Szukałaś Daerona?

zwinność - unikam kopnięcia i łapię królewnę drugi raz: (91+34)/2+2=65
siła woli - próbuję się nie denerwować: (14+3)/2+2+3+5=19 :|

Powrót do góry Go down
Haerys Targaryen
Haerys Targaryen
Wiek postaci : 17
Stanowisko : siostra króla, królewna kaprysów
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t615-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t650-haerys-targaryenhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t651-fire-walk-with-me#1479

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptyWto 24 Mar - 7:48

Powiedziała o jedno słowo za dużo, ba, o kilkanaście słów, uderzających w Lancela niczym kamienie, ale nie przejmowała się tym, nie teraz, gdy alkoholowy trunek zupełnie rozpuścił jakiekolwiek ramy zachowania, zamieniając ją w półprzytomną, zapłakaną kulkę bólu i żałości. Zimna posadzka przynosiła ukojenie, przycisnęła do niej policzek, czując, że spływające strumieniami łzy zmieniają kierunek podróży, zbierając się na końcu rzęs i spadając w bok, na ziemię. Lodowatą, chłodną, jak Daeron; skamieniały, martwy, pozbawiony ciepła niczym marmurowy posąg. Wzdrygnęła się, płacząc jeszcze silniej, wstrząsana szlochem, cichszym jednak niż przed momentem – nie była silna, a tak intensywne emocje oraz upojenie sprawiły, że utrzymywała się na powierzchni szaleństwa jedynie z przyzwyczajenia, gotowa w każdym momencie zatonąć. Zdarzało się jej to, po wieściach z Dorne, okrutnych, potwornych wieściach, na kilka długich księżyców straciła kontakt z rzeczywistością. Tu jednak Lancel skutecznie przywoływał ją do tu i teraz, niewiele różniącego się od koszmarnych wizji. – Wo-wolę to zrobić niż być twoją żoną, wolę spędzić tam tysiąc lat, niż nazwać się two-twoją – wyjąkała zajadle, zapłakana, nie wierząc w to, co mówi; odbijała tylko werbalne razy na oślep, nierozsądnie, nie mogąc zebrać myśli. – Nie dotykaj mnie – pisnęła, widząc szary cień pochylającego się nad nią Lannistera, a później czując mocne ręce, chwytające ją i podnoszące. Znów wierzgnęła nogami, próbując się jakoś wyrwać, ale nie miała sił, uwiesiła się na jego ramionach do przodu, chcąc odsunąć się od twardego, mocnego ciała za swym plecami. – Puść nie, rozkazuję ci, jestem królewną i masz się mnie słuchać – chciała wygłosić władczym, przerażającym tonem, ale jedynie wykwiliła te słowa płaczliwie, żałośnie. – Jesteś, jesteś najgorszy, plugawy – weszła mu w słowo, nie mając jednak szerszego asortymentu obelg. Była też coraz bardziej zmęczona, wycieńczona, przelewała się mu wręcz przez ramiona, rosząc łzami przytrzymujące ją mocno ręce. Zacisnęła oczy, musiała się uspokoić. Czuła męskie palce tuż pod piersią, za sobą twardy tors, szerokie barki – i im mocnej zaciskała powieki, próbując wygłuszyć zjadliwy szept Złotego Lwa, tym szybciej się uspokajała. Ciało pamiętało podobne sytuacje, brodę wspartą na czubku jej głowy, gdy razem z Daeronem spoglądała na Czarny Nurt z tarasów królewskiej sypialni; wtulała się w niego, bezpieczna w stalowym uścisku, z radością wystawiając twarz na powiew ciepłego wiatru. Teraz też fantomowo go czuła, próbując odnaleźć w tej wizji choć ułamek ulgi, spokoju, mogącego wyrwać ją z wciągającej toni szaleńczej rozpaczy.
- Nie robiłam nic złego– zapłakała znów, lecz już bez gulgotów, jęków i pociągań nosem, stając się zupełnie bezwładna w tym podchwycie. – Byłam blisko niego, jak siostra dla brata, nie ma w tym nic grzesznego – dodała bełkotliwie, uderzając piąstkami w obejmujące ją przedramiona, pochylając się do przodu, by jakoś wysunąć się z uścisku, obrzydliwego i paradoksalnie, masochistycznie, przypominającego bezpieczną klatkę, gdzie nic nie mogło jej grozić – oprócz dzikiego lwa, zakleszczonego z nią w tym samym zamknięciu. Nie odpowiedziała na rzeczowe pytanie, nie szukała Daerona – ale go znalazła, tutaj, w pijackiej marze, w rozchełstanej koszuli, w wilgotnym po kąpieli ciele rycerza, w czułej bliskości, po jakiej zawsze otrzymywała nagrodę. Tym różniła się ta bliskość, zamiast radości przyszła gorycz, bezbrzeżny smutek, pochłaniający ją żywcem. Zakwiliła znów, ale słabiej, w końcu przestała płakać, wycieńczona; zaprzestała nawet na dobre prób wyrywania się z uścisku, ręce opadły, głowa schyliła się. – Zostałam sama, ale wolę to niż bycie z tobą – wychrypiała tylko ponownie, wracając do najsmutniejszej mantry; nie został jej nikt, a tego popołudnia ostatecznie utraciła nadzieję na to, że Daeron zdoła do niej powrócić. – Dlaczego mi nie odpuścisz? Nienawidzisz mnie, ja gardzę tobą, zostaw mnie – szeptała zmęczona, wycieńczona, najwyraźniej najwięcej zdrowego rozsądku posiadając tuż po burzy, po walce, gdy była zbyt słaba, by okazywać nagromadzone w sobie emocje. Dopiero w tej agonalnej ciszy odzywał się rozum, względnie racjonalny – wiedziała, że muszą wziąć ślub, że łączy ich złoto, polityka, ale przede wszystkim – hańba, którą Lancel na zawsze związał ich losy. Czy zadziałał wtedy z premedytacją? Czy wiedział, co robi? Jak potężne konsekwencje miał krótki wybuch gwałtownej, wymuszonej namiętności? Dolna warga Haerys zadrżała, srebrzyste włosy dalej przesłaniały twarz, a gorący oddech Lancela, dobiegał wraz z lwim warkotem do jej ucha, drażniąc wrażliwą skórę. – Puść mnie, nie wystarczy ci już zadawania mi krzywd? Zasinienia goiły się całymi księżycami – poskarżyła się słabo, rozgoryczona, czekając już biernie, aż Lannister pozwoli jej odejść, uciec do własnej sypialni, gdzie zamierzała zasnąć, zapłakana i zmęczona, zapominając o tym pełnym napięcia kwadransie, wizji rozpostartej pomiędzy zmarłą miłością a ciągle żywą nienawiścią, uosobioną w mącącym w głowie, męskim ciele, które jednocześnie napełniało ją niepokojem i wsparciem.

zwinność, 54
Powrót do góry Go down
Lancel Lannister
Lancel Lannister
Wiek postaci : 21
Stanowisko : rycerz, złoty lew, dziedzic Casterly Rock
Miejsce przebywania : Casterly Rock
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t585-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t629-lancel-lannisterhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t980-and-mine-are-long-and-sharp#5623

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera EmptySro 25 Mar - 20:36

Nawet wierzył, że wolała. Ale - cóż z tego? Czy go to właściwie obchodziło? Wcale, nie musiała chcieć zostać jego żoną, skoro tak postanowiły ich rodziny; nie musieli być małżeństwem zgodnym, szczęśliwym ani tym bardziej oddanym, najważniejsze, by byli małżeństwem, w którym pojawią się dzieci, małe lwiątka, w żyłach których popłynie krew smoków - a co ostatecznie wychodziło znacznie taniej, niżeli odbudowa floty celem ochrony przed Żelaznymi. Królewna, jaka by nie była, pozostawała królewną nierozerwalnie złączoną z Koroną - która winna zapewnić jej przynajmniej bezpieczeństwo. Otwartym pozostawało pytanie ile Korona mogła po tym, jak odrzuciła od siebie większość sojuszników - władza Targaryenów po koronacji Baelora nie wydawała się wcale silna. Słowa Haerys nie spływały po nim jak po kaczce, choć lwie futro nie powinno chłonąć wody; trudno było mu zignorować trafnie ciskane uderzenia, okrutne słowa obdzierające rzeczywistość ze złudzeń - ale tak naprawdę, czy miał jakiekolwiek? Podróżując do Królewskiej Przystani nie był pewien, czy w bramach nie powita go kat wysłany, by ratować honor królewny. Teraz walczył z własnymi emocjami, usiłując okiełznać myśli, ukoić nerwy, uspokoić rytm bijącego serca i ostudzić wrzenie krwi uderzającej do głowy - płynącej wartko pod wpływem zbyt szybko wypitego alkoholu. Najchętniej odegnałby ją precz, oddalił, zarzekł, że szalona królewna na nic mu potrzebna nie była - ale to nie było do końca prawdą, Haerys wciąż pozostawała Targaryenką. Jeśli zacznie się zbyt panoszyć w Casterly Rock, zawsze można było uciąć jej język, by nauczyła się milczenia. Wkrótce wszak stanie się jej mężem i to ona winna mu będzie posłuszeństwo i szacunek. Milczał, nie wypuszczając jej z ciasnej obręczy ramion, zamykając oczy, by w tym milczeniu połączyć się z nią samym - nadludzkim wysiłkiem nie reagując na kolejny wieniec obelg wymierzony w jego stronę. Mało wysublimowany, ale tak naprawdę wystarczający, by móc wyprowadzić go z równowagi. Nie teraz, nie dzisiaj, musiał być mądrzejszy.
- Pewnie dlatego przywołałaś jego imię - warknął jej w ucho, w odpowiedzi na zaprzeczenie więzi łączącej ją z bratem. W tym momencie była już dla Lancela bardziej, niż oczywista - włączając w to jej szaleństwo po utracie ukochanego. Ale jej Król Chłopiec, jak nazywano go poza stolicą, był tylko chłopcem zagubionym we własnej wizji rzeczywistości, zbyt mocno zapatrzonym w zwierciadło, by dostrzec nadchodzącą porażkę. Jego tryumfalny marsz zakończył się w jedyny oczywisty sposób - zasadzką i śmiercią. Nie poruszyła go swoim kwileniem, trzymał ją mocno, w stalowym uścisku, pozwalając jej się uspokoić - zejść opuchliźnie z twarzy, spod oczu, zatrzymać potok łez, zamienić rozpaczliwe gulgotanie w typowe dla niej gęganie. Nie mogła wyjść stąd w takiej rozpaczy, musiał ją przetrzymać choć chwilę.
- Już nigdy nie będziesz sama, Haerys. Zawsze będziesz ze mną - Może to miałby być słowa pocieszenia, a może pogróżka, może obietnica, a może kolejne sprowadzenie jej na ziemię, przekazanie prawdy - o tyle samo trudnej, co okrutnej. Daeron nie żył, to była prawda, od której nie mogła już uciec. I on - on stał obok, od tego też już nie ucieknie. Gardziła nim. Oczywiście, że tak. Kiedyś się przekona, jak bardzo się myli, ale wtedy może być już dla niej zbyt późno. Coś pomiędzy gniewem a namiętnością kazało mu zatrzymać ją przy sobie - ale ledwie moment temu sprowadziła na niego zaspokojenie; co więcej zrobić mógł? Wspomnienie sińców nieco go otrzeźwiło, ostatnie, czego pragnął, to zostawić na jej ciele widoczne ślady - rozluźnił uścisk, pozwalając jej się z niego wymknąć. Dopiero wówczas, gdy przestała łkać, gdy zaczęła tracić siły, nie wdając się w dalszą szamotaninę. - Nie zapomnij o tym, lepiej się przygotujesz. - Ale królewna, już słaba, wyślizgnęła się z jego rąk, zmierzając prosto do wyjścia. Nie zatrzymała się w pół kroku, nie odwróciła ku niemu przez ramię, nie wypowiedziała nawet ni słowa. Niesmak, nie złość, malował się na twarzy Lancela, gdy powrócił do ostałej butelki wina, by z gwinta przechylić jej zawartość; arborskie rozlało się po jego gardle, zapaliło ogień w żołądku i zawrzało w żyłach, wkrótce mając wywołać słodkie otępienie, którego potrzebował. Świat na chwilę zawirował, zabierając mu bezpieczny grunt spod nóg - i przynosząc ciszę myśli, pośród których nastała słodka nicość. Tylko tak mógł oderwać od niej teraz myśli.
Ale nie mógł w ten sposób znaleźć zapomnienia.

/zt x2

silna wola - (73+3)/2+3+2+5=48 - trochę się mniej denerwuję już i nie ulegam królewnie
+ piję alko (73+40)/2+2=59
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty
Temat: Re: Komnata Gościnna Lancela Lannistera   Komnata Gościnna Lancela Lannistera Empty

Powrót do góry Go down
 
Komnata Gościnna Lancela Lannistera
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Komnata gościnna Saoirse Botley
» Komnata gościnna Meredith Baratheon
» Komnata gościnna Taedhera Baratheona
» Komnata gościnna Torona i Gwennary Greyjoy
» korespondencja Castera Lannistera

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Skrzydło dla gości-
Skocz do: