Share
 

 Way hey blow the man down

Go down 
AutorWiadomość
Hrothgar Harlaw
Hrothgar Harlaw
Wiek postaci : 10
Stanowisko : trzeci syn lorda Harlawa
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1024-hrothgar-harlaw#6418https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1033-hrothgar-harlaw#6539

Way hey blow the man down Empty
Temat: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptySro 25 Mar - 16:49


VII 15 165
Wioska Rybacka po drodze do Królewskiej Przystani
Żelaźni, bez kolejki



To była pierwsza tego typu podróż młodego Harlawa. Nigdy jeszcze nie spędził tyle czasu na okręcie... a to jeszcze nie był koniec. Szkoda tylko, że ich celem nie była grabież tylko uroczystość koronacji nowego władcy Westeros. No ale... trudno. Zresztą jak długo, Żelaźni mogli wytrzymać bez... nabywania nowych fajnych rzeczy, niekoniecznie drogą kupna sprzedaży? Chyba niezbyt długo.
Przez te parę dni na statku Hroth zdążył poznać już każdą linę i każdy maszt. W zasadzie na wantach spędzał większość swojego czasu. Gdyby mógł to pewnie zamelinowałby się na stałe na bocianim gnieździe i schodziłby na pokład tylko w porach posiłku. Niestety na tę fuchę brakowało mu jeszcze doświadczenia. Poza tym lepiej sprawdzał się w łażeniu po olinowaniu.
No ale nawet Hrothgarowi zaczęły się nużyć dni, każdy podobny do kolejnego. Ten rejs jak na razie nie obfitował w ciekawe wydarzenia, dlatego z radością przyjął wieść, że schodzą na ląd uzupełnić zapasy w jakiejś rybackiej wiosce. Oczywiście wieśniacy mieli dostać propozycję nie do odrzucenia.
Mały Harlaw nawet nie musiał zbytnio się prosić by pozwolono mu zejść na ląd. W zasadzie był w jednej z pierwszych łodzi jakie zostały wysłane. Ciekawe czy tata, też przypłynie rozprostować nogi. Kosa wszakże płynęła razem z nimi.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptyCzw 26 Mar - 7:40

     Wiatry sprzyjały im wyjątkowo podczas tej żeglugi, czyniąc podróż prędką i gładką, nawet mimo tego, że Żelazne Wyspy opuściła całkiem spora delegacja, złożona nie tylko ze śmigłych langskipów. Większość okrętów, jak zwykle oczywiście, stanowiły zwrotne łodzie zdolne do sprawnego abordażu, aczkolwiek w centrum armady, chronione przez inne statki, płynęły także holki należące do możniejszych lordów, piękna galera Saoirse i największy z nich, reprezentacyjny galeon Lorda Żniwiarza – „Żelazna Dama”.
     Gwenna spędzała lwią część wyprawy na „Damie”, nalegając często, by członkowie rodziny – którzy w większości dowodzili przecież własnymi statkami – przenosili się czasem na okręt flagowy, bądź to na noc czy dwie, dla zaznania głębszego odpoczynku w bardziej przestronnej, wygodniejszej kajucie, bądź choćby na posiłek w jej towarzystwie. Jej też, jak małemu bratankowi, nudziło się niekiedy, gdy przez dłuższy okres nie miała do kogo otworzyć ust, a miała jeszcze na tyle przyzwoitości, by nie być nadgorliwą i nie łazić po wszystkich członkach załogi po pięć razy dziennie, wypytując, czy wszystko w porządku i jak się mają. Bo mieli się nie inaczej niż wczoraj. Albo dwa dni temu. Albo nawet przed tygodniem. I dobrze, chwała Utopionemu. Ale rozrywki też się powoli kończyły; rumu ubywało, więc nawet gdy wyzywała kogoś do gry w karty albo kości, nie było się o co symbolicznie zakładać.
     Stąd też wybrano dogodny moment na uzupełnienie zasobów. Nie zdążyli jeszcze dopłynąć do południowego krańca kontynentu, byli prawdopodobnie gdzieś pomiędzy Crakehall a Wyspami Tarczowymi. Prywatną gorącą prośbą Gwennary wystosowaną do Torona było, aby postarać się, jeżeli będzie to w ogóle możliwe, nie rozrabiać za bardzo w okolicach Starego Miasta. Sprawa osobista, podobno chodziło o jakiś personalny sojusz. Jeśli więc grabież będzie owocna dziś, następne uzupełnienie zapasów będą mogli przeprowadzić już na Wąskim Morzu.
     Rzecz jasna nie miała żadnej kontroli nad bojówkami. Żelaźni robili co chcieli i brali to, co chcieli – kiedy tylko chcieli. Ale musiała spróbować i mieć nadzieję, że pan mąż uszanuje jej sugestię.
     Tego dnia, gdy część flotylli o niskim zanurzeniu zmierzała na brzeg, Gwenna obserwowała formację łodzi, oparta o burtę galeonu. W głębi ducha zanosiła modlitwy do Utopionego Boga, by łaskawie pozwolił z łupiestwa wrócić wszystkim, którzy na nie wyruszyli. Choć Żelażni nie mieli w sercach miejsca na lęk przed śmiercią, strata któregokolwiek z nich byłaby zupełnie niepotrzebna.
Powrót do góry Go down
Lorelei Greyjoy
Lorelei Greyjoy
Wiek postaci : 18
Stanowisko : Ta przygłucha Greyjoy, rodzinne gumowe ucho
Miejsce przebywania : Przy mame
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t965-lorelei-greyjoy#5082https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1038-lorelei-greyjoy#6694

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptyCzw 26 Mar - 22:05

Przestała lubić podróże statkami. Głównie dlatego, że to strasznie irytujące, kiedy non-stop, dzień i noc, słyszysz szum fal nie tylko w jednym w uchu, ale i w drugim. Zajoba szło dostać.
Jeśli dodamy do tego bezbrzeżną niczym otaczające cię wody nudę, jedyne, o czym marzysz, to dotarcie do celu. Dzisiaj jednak wyczerpała swój dzienny limit pytań z gatunku "daleko jeszcze?" i przekonała się o tym, kiedy ojciec powiedział jej, że jeśli usłyszy to zdanie raz jeszcze, Lorelei przekona się na własnej skórze, jaka odległość ich dzieli od stolicy, bo popłynie tam wpław. Dwie godziny później zaczęła poważnie rozważać tę opcję, bo to zdawało się być o niebo bardziej fascynujące, niż patrzenie, jak okręt posuwa się z prędkością światła, ale takiego padającego z wygaszonego ogniska.
Na domiar złego, monotonne i dłużące się wyprawy były dla istoty pokroju młodej Greyjoyówny piekłem na ziemi, bo kiedy każdy kolejny dzień zdawał się wyglądać jak poprzedni, nie było o czym podsłuchiwać. Na początku było całkiem śmiesznie, kiedy siadała skitrana za beczką, próbując wyłapać opowieści wstawionych już członków załogi, ale bardzo szybko odkryła, że ci mają w zwyczaju się zapętlać - nieważne, którego wieczoru przychodziła, w pewnym momencie któryś zaczynał opowiadać to samo, co dnia poprzedniego, ale nikt z kamratów nie protestował, bo o tych godzinach byli już tak wstawieni, że nawet nie musieli udawać, że ciekawi ich ta opowieść. Jak się czegoś nie pamięta i ci potem ktoś to opowiada, to będzie bawiło tak samo, jak za pierwszym razem. Takich to nawet nie chciało się nikomu podrywać, żeby wydostać cokolwiek pikantniejsze wieści, bo nie byli w stanie ich choćby wyłuskać z odmętów pamięci.
- Nie za biedna ta wiocha na łupiestwo? - nagle pojawiła się za matką, zapominając zrobić jakikolwiek znak życia, zanim się zbliżyła, żeby czasem nie sprawić rodzicielce zawału. Czasami nie zdawała sobie sprawy, że poruszała się jak zjawa, a chociaż cudzy lęk zdawał się ją napędzać, u Gwennary wolała go nie budzić. Dla własnego bezpieczeństwa. - Nie wiem, czy znajdą cokolwiek ciekawego poza dziewkami w takiej dziurze. - wygłosiła swoje obawy, stając po lewicy pani matki, żeby cokolwiek usłyszeć, jeśli ta zdecyduje się odpowiedzieć. Również oparła się o burtę, naśladując kobietę podświadomie i spojrzała w kierunku lądu. Chciałaby zejść ze statku, choćby po to, żeby poczuć, jak to jest nie bujać się chociaż przez pięć minut, ale na razie nie pytała, bo wiedziała, że bezpieczniej będzie, jak zostanie na pokładzie.
Powrót do góry Go down
Dunstan Harlaw
Dunstan Harlaw
Wiek postaci : 39
Stanowisko : Lord Harlaw
Miejsce przebywania : Harlaw Hall
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t963-dunstan-harlawhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1021-dunstan-harlaw#6394

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptyPią 27 Mar - 3:16

W przeciwieństwie do znacznej części załóg niewielkiej floty, która zmierzała obecnie do Królewskiej Przystani, Dunstan niemal rozkoszował się każdym dniem, który spędzał na deskach swojego - i nie tylko - pokładu. Wiatry im sprzyjały... co z jednej strony było dobre, bo posuwali się w miarę sprawnie do przodu, a ponadto nie musieli walczyć z żywiołem. Z drugiej strony może przydałby się jakoś niewielki sztorm... taki tyci, żeby chłopcy za bardzo się nie rozleniwili. Mieli w końcu na pokładzie garstkę żółtodziobów, choćby ot, takiemu Hrothgarowi przydałby się trening w niesprzyjających warunkach. Za dobrze było małej małpie, bujającej się na masztach. Choć jednak mijające dni były powolne i leniwe, Dunstan i tak cieszył się każdym z nich. Czerpał dobry humor ze słońca, ogrzewającego jego skórę, a także z morskiej bryzy, która osiadała mu na lekko siwiejących włosach. Posiłki spożywane w towarzystwie rodziny na Damie tylko dodawały całej wyprawie smaczku. Rodzina i morze - dwie rzeczy, które liczyły się dla Dunstana najbardziej. Jak nie mógł być zadowolony, gdy miał okazję, by korzystać z obu na raz?
Rejsy tak długie jak ten miały to do siebie, że istotnie potrafiły być nużące... ale chociaż ich głównym celem nie była grabież i mord, nikt nie mógł sobie odmówić okazjonalnego uzupełniania zapasów w pobliskich wioskach. Gdy nadszedł więc moment na to, aby odwiedzić jakąś przytulną mieścinę, Harlaw nie oponował. Nie był przekonany, czy wioseczka, którą wypatrzono i wybrano na ugoszczenie tylu Żelaznych na raz, będzie w stanie ich zadowolić... ale o tym chyba będzie mógł przekonać się dopiero po dokładniejszych negocjacjach z mieszkańcami. Nie był zdziwiony ilością osób, które pragnęły zejść na ląd i nieco się rozerwać. Harlaw nie miał prawa im zabronić. Mógł za to zrobić jedną rzecz - samemu również opuścić na chwilę pokład i zwiedzić mieścinę. Choć inni mogli się śmiać na taki pomysł, Dunstan zdecydował się kierować obecnie raczej głosem rozsądku, nie ślepo podążać za tradycją. W końcu nawet jeśli uwielbiał wierzyć w Utopionego, ich głównym celem było dopłyniecie do Królewskiej Przystani w jednym kawałku. O to miał zadbać.
Mijając w niewielkiej łupince Żelazną Damę, podniósł wzrok i mrugnął porozumiewawczo do siostry i siostrzenicy.
- Dobrze chłopcy, tylko bez niepotrzebnych szaleństw - ostrzegł, wychodząc z łodzi na brzeg. Nie spodziewał się kłopotów, szczególnie w miejscu tak niewielkim jak to, ale hej... przezorny zawsze ubezpieczony.
Powrót do góry Go down
Saoirse Botley
Saoirse Botley
Wiek postaci : 35
Stanowisko : Kapitan Lamentu
Miejsce przebywania : Słoneczna Włócznia
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t553-saoirse-botley#965https://ucztadlawron.forumpolish.com/t575-saoirse-botley#970https://ucztadlawron.forumpolish.com/t848-now-we-re-back-to-the-beginninghttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t1164-korespondencja-saoirse-botley#9030

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptySob 28 Mar - 13:05

Droga do Królewskiej Przystani okazywała się wyjątkowo nużącym doświadczeniem. Większość czasu spędzała na pokładzie galery z okrojoną w składzie załogą, spędzając z nimi dni na grach, ćwiczeniach i jedzeniu zapasów. Bardzo rzadko przyjmowała zaproszenie na Żelazną Damą w celu wspólnego zjedzenia posiłku. Nie czuła się do tego zobowiązana przez dość poluzowane koligacje rodzinne, zresztą, musiałaby siedzieć obok lub naprzeciwko burczącego nieustannie Marona. Widok ojca potrafił obrzydzić nawet najlepsze danie. Ponadto musiałaby przypatrywać się dawno niewidzianym twarzom Duny'ego czy Liadan, co z kolei mogłoby zrobić nieprzyjemne bądź niebezpieczne myśli wędrujące w niewłaściwym kierunku.
Ostatnią deską ratunku było oddanie się we władanie łuku. Na Lamencie nie miała zbyt dużego pola do popisu ze względu na ryzyko niechybnej straty strzał na rzecz bezdennej toni morza, jednak siła tej potrzeby niejako kazała znaleźć miejsce do ćwiczeń. Świst grotu przecinającego powietrze to najlepsza rzecz do usłyszenia pośród skrzeku mew i pokrzykiwań ludzi znajdujących się na sąsiednich pokładach. Dość obojętnym wzrokiem przesuwała zarówno po reprezentacyjnym okręcie lorda Pyke jak i pozostałych, nie mogąc powstrzymać się przed wyliczeniem długiej listy plusów galery.
Chęć odwiedzenia Gwennary przyszła na moment zbliżenia się do linii brzegowej. Musieli zadbać o uzupełnienie zapasów, inaczej dalsza część rejsu do stolicy Westeros malowała się przez pryzmat mało sprzyjających okoliczności, choć wyjątkowo nie kwapiła się do zejścia. Po spleceniu włosów w luźny warkocz wsiadła na łódkę i razem z kilkoma ludźmi podpłynęła do Żelaznej Damy, chwilę później wyraźnie rozleniwiona przechadzając się po pokładzie.
Przykazałaś im, że mają się grzecznie zachowywać? — zapytała przyjaciółkę żartobliwym tonem. Tak naprawdę nie widziała niczego złego w typowym zachowaniu Żelaznych podczas wypadów łupieżczych, jednak brak odpowiedniego zachowania mógł odbić się zaraz po przybyciu do Królewskiej Przystani.
Powrót do góry Go down
Gwennara Greyjoy
Gwennara Greyjoy
Wiek postaci : 37
Stanowisko : Lady Żelaznych Wysp
Miejsce przebywania : Lost - Zagubieni
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t573-gwennara-greyjoy#962https://ucztadlawron.forumpolish.com/t638-gwennara-greyjoy#1353https://ucztadlawron.forumpolish.com/t703-time-and-tide-wait-for-no-man#1819https://ucztadlawron.forumpolish.com/t977-listy-lady-greyjoy#5573

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptyNie 29 Mar - 14:14

     Ciężko było wymagać od dzieci, by znosiły trud wyprawy z cierpliwością godną świętego, skoro nawet dorosłym bywało nielekko i często musieli kombinować, jak umilić sobie czas przy dość ograniczonym repertuarze rozrywek, by nie popaść w inercję bądź szajbę. Gwen szukała pociechy w ludziach (i w Toronie), Toron spędzał czas z synem i uczył go praktycznych sztuczek (a potem pokazywał inne sztuczki żonie), Saoirse na Lamencie cięła z łuku. Dunstan i Theo na langskipach raczej nie mieli czasu na nudę, a zresztą obydwaj cieszyli się błogosławieństwem Ducha Prostego i wystarczyło przygrzać ich słońcem, ochlapać gęby słoną wodą – i już cali byli uszczęśliwieni. Reszta załogi także była wprawiona w boju, toteż radziła sobie jakoś, w chwilach wolnych od ciężkiej fizycznej pracy śpiąc, urządzając spartakiady pływackie, sparingi, grając w proste gry towarzyskie, a przede wszystkim sięgając po stary i sprawdzony sposób: zachlewając się do zatracenia, co w konsekwencji magicznie ubarwiało nawet najbardziej prymitywne zajęcia i czyniło z nich niemożebną frajdę. Takich bawiło nawet sranie za burtę na czas.
     Podczas gdy inni musieli niejako nauczyć się radzić sobie z obecnością dzieciaków na pokładzie, Gwenna znosiła wybryki Hrothgara, Lorelei i innych młodzików z anielską flegmą. Czerpała radość z ich witalności, z tej żywotnej dziecięcej iskierki, która sprawiała, że wszędzie było ich pełno i niczym się nie męczyli. Różnica tkwiła w tym, że jedno z jej pociech przypominało wyrośniętą kapucynkę, a drugie było już praktycznie dorosłe, więc domagało się wyższej stymulacji umysłu. Lorelei nie można było ot tak majtnąć na olinowanie a potem czekać, aż zmęczy się skakaniem i zaśnie.
     Pogrążona w bezgłośnych modłach Kosa spięła się nagle, ramiona jej drgnęły, choć nerwy zdołała utrzymać na wodzy i nawet pozycji nie zmieniła. Najmłodsza z trzech bestii nieźle matkę wytrenowała przez te lata, Gwenna musiała się nauczyć nie drzeć japy za każdym razem gdy Lori robiła TO. Czym jest TO? No… TO. Po prostu TO.
     — I ja nie wiem — odparła szczerze, choć zarazem jakby beztrosko, automatycznie lekko podnosząc głos. Lady Greyjoy tak już przywykła do prowadzenia ich wzajemnej gry, że „krzyczenie” do przygłuchej latorośli za każdym razem, gdy znajdowały się wśród ludzi, weszło jej w krew. Ustawiała się w specyficzny sposób, przybliżała się do dziecka, gdy mówiła, i zawsze pamiętała, by namierzać „właściwe” ucho,  tak, aby teatrzyk wyglądał przekonująco. Teraz też spojrzała na córkę, sięgnęła dłonią do jej włosów, pobawiła się pojedynczym kosmykiem, a potem pogładziła Lorelei czule po głowie. — Choćby i dziewki znaleźli, też dobrze. Przecież dziewki coś muszą jadać i pijać, nawet jeśli to niewiele… Nie sprawdzą, to nie będą wiedzieć.
      To powiedziawszy, znów spojrzała w morze. Tuż pod nimi przepłynęła Kosa, Gwen posłała bratu ciepły uśmiech jednocześnie życząc mu w duchu powodzenia. Pierwsze, najszybsze langskipy dobijały już do plaży, najazd zacznie się lada moment. Jej umysł zbłądził na chwilę. Wyobraziła sobie Torona razem z innymi chłopcami, czerpiącego uciechę z tego, co żywego i ciepłego znajdą we wsi, i poczuła zawstydzające ukłucie bólu.
     Nie myśl o tym. Cokolwiek zrobi po drodze, i tak zawsze wróci do twojego brzegu.
     Wtedy za nimi obiema pojawiła się Saoirse.
     — Wiesz, że do nich to czasem jak do studni… we łbach tylko echo kołacze — uśmiechnęła się słabo, otrząsając z natrętnej myśli. — Ty nie idziesz? —  spytała szczerze zdumiona. Przez lata na wygnaniu Botley podobno rozmiłowała się w akcji, Gwenna była więc przekonana, że pani kapitan zechce się rozerwać, przerwać stagnację. Znając Liadan, i ona się pewnie szykowała ze swoją załogą. One dwie miały ze sobą sporo wspólnego.
Powrót do góry Go down
Hrothgar Harlaw
Hrothgar Harlaw
Wiek postaci : 10
Stanowisko : trzeci syn lorda Harlawa
Miejsce przebywania : Królewska Przystań
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1024-hrothgar-harlaw#6418https://ucztadlawron.forumpolish.com/t1033-hrothgar-harlaw#6539

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptyNie 29 Mar - 16:38

Najmłodszy z Harlawów zachowywał się jakby przed chwilą nakarmiono go jakimiś pobudzającymi ziołami? Zazwyczaj był dość… energiczny i ekspresyjny, teraz zaś w łódce, która wkrótce miała dobić do brzegu przechodził samego siebie. Siedział na dziobie i wyglądał jakby zaraz z niecierpliwości miał zamiar wskoczyć do wody i popłynąć wpław. To chyba nie było nic niezwykłego, biorąc pod uwagę, że miałby to być pierwszy raz, kiedy młodziak miał brać udział w najeździe. Może i małym, może nie tak brutalnym jak to zwykle bywało, ale wciąż był to jego pierwszy raz.
Pewnie, gdyby jego kompanami nie byli Żelaźni tylko inni żeglarze, to któryś litościwie złapałby go za kołnierz i wciągnął do łódki. No ale… ta wyspiarska nacja należała ludzi twardych. Nikt przecież nie będzie młodziaka ratować przed głupotą o ile ta nie zagrażałaby jego życiu. Niech się uczy na własnych błędach.
W każdym razie, gdy tylko dno łódki zaryło o piasek przy brzegu, Hrothgar ciągnięty siłą rozpędu wypadł z drewnianej krypy i w pięknym stylu wleciał do wody. Łbem w dół oczywiście. Zareagował dość szybko i po krótkiej chwili wyłonił się z wody parskając i prychając wściekle pośród rechotu bardziej doświadczonych ludzi morza. -Co młody, zachciało Ci się pływać?- rzucił, któryś. No masz, a chciał wyglądać groźnie. Teraz co najwyżej mógł przypominać przemoczonego kormorana. Gdy w końcu Hroth przestał kasłać i wypluł większość słonej wody, której zdążył się opić, dostrzegł, że został przy łódce sam. Co teraz? Nie usłyszał nic z tego co do niego mówiono wcześniej. Miał zostać i pilnować? Tylko przed czym. Poza tym pilnowanie łodzi było taaaaakieee nuuuudne.
Na szczęście nie musiał się zbyt długo zastanawiać co dalej, bo zaraz na brzegu pojawiła się łódź ojca. Co jak co, ale staruszek na pewno będzie wiedział co robić.
-Tato! Co teraz?- pojawił się zaraz przy nim gdy tylko Dunstan postawił stopę na suchym lądzie.
Powrót do góry Go down
Liadan Greyjoy
Liadan Greyjoy
Wiek postaci : 22
Stanowisko : Pierworodna Kosy i Kosiarza
Miejsce przebywania : Dorne
https://ucztadlawron.forumpolish.com/t936-liadan-greyjoyhttps://ucztadlawron.forumpolish.com/t995-liadan-greyjoy

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down EmptySro 8 Kwi - 12:03

Pozostałości niekorzystnych wiatrów i ciemnych chmur, które zdawały się omijać flotę Żelaznych, znalazły swoje odbicie w najstarszej córze Żniwiarza i Kosy. Liadan przez lwią część podróży siedziała z miną skwaszoną na tyle, na ile pozwalała jej świeża jeszcze rana na policzku. Nie lgnęła szczególnie do towarzystwa - czy to matki, czy siostry, czy kogokolwiek innego tak naprawdę, choć przyjmowała zaproszenia do spędzenia czasu na pokładzie Żelaznej Damy. Nawet wtedy spoglądała nieco rozkojarzonym, choć zachmurzonym wzrokiem w kierunku Gniewu Pyke, wyrastając nad postać jasnowłosej matki i niejasnowłosej młodszej siostry. Utopiony może nie był szczególnie łaskawy względem męskiego potomstwa Gwennary i Torona, jednak obdarzył Liadan wzrostem, który stawiał ją nawet powyżej niektórych wojów. Na nogach miała zazwyczaj nagolennice i trzewiki ze swej zbroi, które zazwyczaj przykryte były ozdobnym fartuchem, stanowiącym wyjściowy strój... ekhm... Żelaznych Dam. Prosta, prawie pozbawiona krągłości sylwetka podkreślona była jeszcze przez szeroki, skórzany pas podobny do gorsetu, a kapitański płaszcz, który narzucony miała na ramiona, potęgował dodatkowo specyficzny misz-masz modowy. Jedynie dwa długie warkocze powiewały na wietrze niczym flaga, stanowiąc wyraźny sygnał dla jej załogi, że jest i obserwuje. Żadnych wybryków.
Czasami przeskakiwała jednak z jednego statku na drugi. Do wuja Dunstana najczęściej bez zapowiedzi, ot tak, by posiedzieć w milczeniu i może rzucić jedną czy drugą kąśliwą uwagą w kierunku swego malutkiego kuzynka. Do ciotki Saoirse jedynie po uzyskaniu wyraźnej zgody. Co warto zauważyć, nie stroniła od towarzystwa młodszej siostrzyczki, chociaż próg zdenerwowania znacząco się obniżył i kilkukrotnie zdarzyło im się podrzeć koty. Ale jakie rodzeństwo się nie kłóci?
Gdy wiadomość o chęci przeprowadzenia rajdu dotarła do jej kapitańskiej kajuty o wyjątkowo niskim suficie, Liadan poderwała się tak nagle, że niemal w niego nie uderzyła. Czym prędzej wydostała się na górny pokład, by złapać kontakt wzrokowy przynajmniej z matką. Była tutaj. Wcześniej, na swoim pierwszym rajdzie. Zagryzła wnętrze policzka, zastanawiając się przez moment, co powinna zrobić. Z jednej strony taki rajd był dla niej zawsze dobrą zabawą, z drugiej zaś trzeba było uważać, w końcu to okolice Wysp Tarczowych.
Kurwa.
Nakazała załodze skierować Gniew Pyke na tyle blisko Żelaznej Damy, by umożliwić jej wejście na pokład tej drugiej. Gdy w końcu to się stało, dołączyła do żeńskiego zgromadzenia. No tak, chłopy do boju, a baby wygrzewać się jak suszone ryby na pokładzie i gnić z nudów. Klasyka.
- Powinniśmy uważać - powiedziała w końcu, tonem głosu, który brzmiał znacznie niżej niż normalnie. Czy to ta grobowa powaga, czy jedynie przebywanie w męskim towarzystwie odbijało się na jej stylu bycia? - Wyspy Tarczowe mają... - Spokojnie, Liadan, znajdź odpowiednie słówka - Takie latarnie. I jak się zaświecą, cała reszta wie, że płyniemy. Lepiej trzymać się Zielonych Krain, tych kontynentalnych.
Na moment spojrzała przez ramię za siebie. Pech chciał, że jej spojrzenie padło na Hrothgara, który nie mógł usiedzieć w miejscu, jakby pchły zalęgły mu się w gaciach. Może kiedyś mu się przydarzy, przynajmniej taką miała nadzieję. W następnej kolejności wzrok uniosła na swą załogę, wyraźnie rozochoconą perspektywą niedalekiej grabieży. Uniesiona w górę dłoń Liadan była jednak znakiem, by zaczekali. Na kolejne rozkazy, a może na nią?
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Way hey blow the man down Empty
Temat: Re: Way hey blow the man down   Way hey blow the man down Empty

Powrót do góry Go down
 
Way hey blow the man down
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Uczta dla Wron :: Retrospekcje :: Zawieszone-
Skocz do: